Bez tytułu [189]

Do kogo

Te słowa kierujemy głównie do tych, których adresy mamy w skrzynce
e-mailowej z dawnych korespondencji. Śledzący naszą witrynę internetową: ambasadorzdrowia.pl oraz znający nas z różnych spotkań i kursów zielarskich, zdrowotnych itp. mogą już wiedzieć to, co tu czytają, więc kto nie życzy sobie wiadomości od nas proszę napisać, by jej/jego adres usunąć.

 O naszych uprawach

Od dzieciństwa pasjonowaliśmy się uprawami, najpierw rodziców, potem własnymi. Mamy ponad pół wieku doświadczenia z ziołami, warzywami, owocami, i tymi dziko rosnącymi i tymi uprawianymi. Uprawialiśmy i żywnościowe i przyprawowe i prozdrowotne i leczące i egzotyczne, nawet konopie.

Wśród celów i zadań utworzonej przez nas Ambasady Zdrowia jest krzewienie rzetelnej wiedzy prozdrowotnej i rozpowszechnianie najlepszej, sprawdzonej przez tysiąclecia prozdrowotnej żywności naszych przodków z kaszami na czele.

Nasze zboża orkisz i płaskurka oraz kasze i płatki z orkiszu i płaskurki nie mają sobie równych, co łatwo sprawdzić zarówno laboratoryjnie jak też organoleptycznie. Nawet młynarze przyznają, że tak wysokiej jakości zbóż, które nam obłuszczają i przetwarzają na mąki, kasze, płatki nie spotykają u innych, którym świadczą podobne usługi. Po naszych kaszach odzyskiwały zdrowie, nie tylko ciężko chorujący, ale nawet dzieci uszkodzone wstrzykiwanymi im truciznami.

Oferta

Nasza oferta powinna być dla wszystkich, jednakże kierujemy ją głównie do przytomnych rodziców, a szczególnie do rodziców dzieci uszkodzonych wstrzykiwanymi im truciznami.

Nie szukamy zbytu na nasze wyroby, bo już zaprzestaliśmy własnych upraw. Mamy kilku wychowanków, którzy od nas zaczęli swoje przygody z orkiszem i płaskurką. Pokochali ich właściwości i zalety i teraz te pierwotne zboża uprawiają i przetwarzają na mąki, kasze i płatki, które my nadal promujemy i polecamy jako pokarm prozdrowotny i przywracający utracone zdrowie.

Jeden z naszych wychowanków – Jacek z Podkarpacia – uzyskuje jakość prozdrowotną nawet lepszą od naszej. Przejawia się to w większej zawartości enzymów, co dla zdrowia jest najważniejsze. Jego uprawy w klimacie bardziej surowym od naszego, na glebie nigdy nie skażonej syntetycznymi paskudztwami dają plony mniejsze, ale o wyższej jakości prozdrowotnej.

Nie jest naszym celem zachwalać cudze wyroby, bo każdy przytomny może je porównywać z dotychczas stosowanymi. Zachęcamy więc do degustowania, porównywania, sprawdzania i przytomnego podejmowania rozsądnych decyzji.

 Dostępność

Jacka uprawy są niewielkie (w 2023 roku orkiszem i płaskurką obsiał tylko 1,3 ha, w 2024 – tylko 2 ha). Jacek zboże do obłuszczania i mielenia wozi samochodem osobowym, więc zabiera tylko ok. 300 kg, z czego po obłuszczeniu zostaje nieco ponad 200 kg. Z tych 200 kg około połowa przerabiana jest na mąkę. Na kasze (cztery rodzaje z orkiszu i cztery rodzaje z płaskurki) oraz płatki pozostaje niewiele. Młyn i kaszarnię Jacek odwiedza w miarę zapotrzebowania (zazwyczaj co miesiąc), więc Jego wyroby są zawsze świeżutkie.

My i nasza rodzina (nie mając już własnych upraw) korzystamy z wyrobów Jacka i całym sercem oraz autorytetem Ambasady Zdrowia i własnym polecamy je posmakować i porównać z dotychczas stosowanymi. Jesteśmy przekonani, że poznawszy Jackowe wyroby nie sięgniecie już po żadne inne i będziecie je polecać przyjaciołom i znajomym. A o swoich spostrzeżeniach i doświadczeniach proszę pisać na e-mail: ladiwek@wp.pl albo w komentarzach pod artykułami na tej stronie.

Więcej o zaletach Jackowych mąk, kasz i płatków zamieszczamy w naszej ulotce, opublikowanej także w tej witrynie pod tytułem „Prozdrowotne kasze i płatki [186]”. Link do wspomnianej ulotki.

W sklepach są łatwo dostępne mąki i kasze „orkiszowe”. Czy są inne niż tu promo­wane? Tak, zupełnie inne! Tamte „orkiszowe” są z „pszenicy orkiszowej”, czyli takiej, w którą wstawiono gen orkiszu, a więc są genetycznie modyfikowanymi hybrydami, uprawianymi na glebie przez dziesięciolecia skażanej syntetycznymi nawozami, trującymi opryskami, dosuszane randapem, bądź jego odmianami na bazie glifosatu. Nasze są z orkiszu pradawnego, naturalnego, niemodyfikowanego, uprawiane na glebie, która nigdy nie była „zasilana” syntetycznymi truciznami. Ponadto nasze dojrzewają w Słońcu i dosuszane są Słońcem.

Jak niebieska sukienka nie jest z nieba lecz z tkaniny (zazwyczaj syntetycznej, bądź z dodatkami syntetyków), tak „orkiszowe” wyroby nie są orkiszu lecz z pszenic wielokrotnie modyfikowanych, także genetycznie. To GMO.

O tym, że pradawne zboża: orkisz, płaskurka, samopsza nie są pszenicą pisaliśmy w kilku miejscach. Zapraszamy do lektury.

Link do wpisu: Orkiszowa i z orkiszu to zupełnie co innego – odpowiedź na komentarz [105]

Link do wpisu: Prastara odmiana orkiszu nie jest pszenicą [55]

Link do wpisu: Zboża prozdrowotne a trujące [179]

Link do wpisu: Potrawy o wielu prozdrowotnych właściwościach [162]

 

 

Be-by [188]

O języku ojczystym, debilach, debilkach, debilizmie

Nasz język jest bogaty i zasobny, jednakże obecne pokolenia wielu polskich słów nie znają i nie rozumieją, a swoją unowocześnianą paplaniną język ojczysty zubożają i plugawią. Wymownym przykładem tego zjawiska jest opaczne pojmowanie słowa „debil”, medycznego określenia osoby, której rozwój zatrzymał się na poziomie dziecka. Wyjaśniał to doktor Jerzy Jaśkowski i tłu­maczył, że nie ma powodu za to słowo czuć się urażonym. Mimo to debile i debilki, zamiast zacząć dbać o swój poziom intelektualny wolą trwać w debilizmie. Destrukcyjne zjawisko rozprzestrzenia się, bo mało kto posługuje się rdzenną polską mową i rozumem.

O rezygnujących z posługiwania się rozumem

Ci, którzy rezygnują z posługiwania się rozumem, zastępując go ślepym zaufaniem do medyków i innych wyrobników farmacji, marketingowców, handlarzy, internecianych pseudoautorytetów zostają zwiedzeni depopulacyjnymi spekulacjami, śmiercionośnymi praktykami pseudomedycznymi i płacą przedwczesną śmiercią, zazwyczaj także poprzedzoną dodatkowymi cierpieniami. Ślepa wiara uśmierca więcej istnień niż wojny. Nie zauważają tego, bo do tego niezbędne jest choć ciut ciut rozumku. Wystarczy tyćke, ile miał Kubuś Puchatek – pluszowy miś Krzysia.

O marketingu i marketingowcach

Ponieważ słowo „marketing” także bywa rozumiane opacznie znów przywołam doktora Jaśkowskiego, który tłumaczył to jako sztuka oszukiwania. Jeśli więc marketing jest sztuką oszukiwania to marketingowcy, jako posługujący się sztuką oszukiwania są oszustami. Uciekanie od rzeczywistości może rodzić rozczarowania. Zamiast uciekania od rzeczywistości trzeba się z nią zmierzyć.

O be-bach, zadaniowcach, wrogach

Aby unikać konfliktu z opacznie pojmującymi znaczenie słowa „debil” wprowadzamy własne określenie: „be-by” jako skrót od „bezrozumne bydlątka”.

Be-by bywają sympatyczne, życzliwe, troskliwe, jednakże ich zniewalająca troska rodzi destrukcję i skutkuje nieszczęściami, zarówno tych, o których się troszczą, jak też ich samych. Be-by tego nie zauważają, a jeśli im to pokażemy nie są w stanie tego pojąć, bo do tego też niezbędne jest ciut ciut rozumku.

Pisaliśmy tu niedawno o zadaniowcach. Zadaniowców kojarzymy z realizowaniem przyjętego, bądź narzucanego im zadania. Zadania bywają także nieuświadomione, a zadaniowcy zazwyczaj realizują destrukcyjne zadania w imię głupkowato pojmowanego dobra.

Wrogów mieliśmy zawsze, ale dawniej wiadomo było kto stanowi zagrożenie, gdyż zazwyczaj byli to wro­gowie zewnętrzni. Wiedzieliśmy kogo unikać i przed czyimi knowaniami się zabezpieczać. Dziś wrogami są bliscy, a ich knowania zazwyczaj wynikają z pobudek pozornie wyglądają­cych na szlachetne.

Tak więc większość be-bów jest także zadaniowcami, a wszyscy są wrogami. We własnym interesie należy ich unikać, bo wszędzie gdzie się pojawią wnoszą destrukcję. Nie ma szans na zdrowie pośród be-bów, zadaniowców, wrogów.

O destrukcyjnym zniewoleniu żywnością fizyczną i psychiczną

Ponieważ w żywności be-bów, zadaniowców i innych destruktorów dominują wyroby z genetycznie modyfikowanych i po wielekroć randapowanych pszenic oraz zwłok zwierząt mordowanych w męczarniach sami stają się składowiskiem przyjmowanych trucizn. Wieloletnie zatruwanie organizmu powoduje gnicie wnętrzności i destrukcyjne emocje. Gdy do tego dojdą godziny, doby, miesiące i lata spędzane w elektromagnetycznych kleszczach internety zaśmiecanie chemiczne potęgowane jest elektromagnetycznym. Tym groźniejszym, że niewidocznym. Zaśmieceni nie są w stanie rozumieć komu służą.

O próbie wypoczynku wśród destruktorów

Aby odpocząć od destrukcyjnych osób, miejsc, sytuacji, a także od komputera, telefonu i zażerania niepokojów wyjechałem na wieś, daleką od domu, codzienności, miasta. Zamieszkałem u pszczelarski, której niegdyś naprawiłem kolana i biodra, wyniszczone nie tyle pracą, co własną postawą i sposobem reagowania na problemy – nie tylko swoje, także jej bliskich i znajomych.

Sumy destrukcji własnych i wprowadzanych w swoje życie cudzych nie zniesie żaden organizm. Pszczelarka, choć sama wyniszczana konglomeratem destrukcji fizycznych i psychicznych z wielkim zaangażowaniem rozprzestrzenia je na bliskich i znajomych. A wszystko w imię „pomagania”. Czyżby sztuka postrzegania i wyciągania wniosków była aż tak trudna?

Zanim przyjęliśmy zaproszenie poprosiliśmy, by nas niczym nie częstowała i pozwoliła unikać kontaktów, bo pragniemy odpocząć i od jedzenia i od ludzi. Gdy będziemy mieli potrzebę głód zaspokoić to chcemy radzić sobie sami, mamy wiele możliwości: możemy wypić jajko, zjeść odrobinę kaszy czy płatków z orkiszu lub płaskurki, które mamy z sobą, albo surówki z warzyw i owoców. Mieliśmy marchew, rzepę, jabłka, nawet masło do kaszy i płatków, zapomnieliśmy tylko zabrać z domu pomidorów. Przeciery z pomidorów są zarówno w wielkich sklepach miejskich jak i małych wiejskich sklepikach. Z nazywanych żywnością przemysłowych pasz w zimie tylko tę jedną dopuszczamy. Latem także melony i arbuzy, ale zimą zazwyczaj są nadpsute.

Spacery

Rano spacerowaliśmy boso po oszronionych polach, potem zwiedzaliśmy okolicę, przygotowując się do napisania kilku artykułów i rozpraw. Dzięki spacerom organizm oczyszczał się, rozgrzewał, dotleniał, odczuwaliśmy przyjemne ciepło i lekkość. Pół łyżeczki suszonych grzybów i pół łyżeczki suszonych pokrzyw zapewniały sytość na cały dzień. Mieliśmy parę książek do przejrzenia i parę wykresów genealogicznych do analizowania i uzupełniania. Zapowiadało się twórczo.

W wiejskiej szkole

Podczas jednego ze spacerów natknęliśmy się na szkołę. Spostrzegliśmy tam zaskakujące i niespotykane zjawisko. Na ścianach plansze z absolwentami z różnych lat, w łazience cała ściana haczyków z ręcznikami, wszędzie wzorowa czystość. Tego nie spotykaliśmy ani w szkołach do których sami uczęszczaliśmy ani w szkołach do których uczęszczały nasi synowie, ani w szkołach do których uczęszczały nasze wnuczki. Gratulacje dla tamtejszej młodzieży i personelu tamtejszej szkoły.

Przyjemnie było popatrzeć i na młodzież i na personel,  oczywiście przez pryzmat naszego doświadczenia z kręgosłupami i sylwetką. Wszyscy jakby z innego świata, sylwetki piękne, wyraz twarzy życzliwy, nie to co u nas, garbaci, pokraczni, zgryźliwi. Zdumiewające. Skąd tak wielkie różnice między ludźmi z dwóch sąsiednich województw?

Pole po zebranych brokułach

Na wprost szkoły było pole sterczących głębów po wyciętych brokułach, pełne odrastających maleńkich brokułowych różyczek. Ze smakiem zjedliśmy kilka i w pełni nas zasyciły. Były wyjątkowo smaczne, a przy tym syte, pożywne. Zebraliśmy ich nieco dla siebie i dla pszczelarki, ale nie wzbudziły jej zainteresowania. Wybrała świninę. Jakby bała się wyzdrowienia i pragnęła nadal pielęgnować swoje choróbska. Przywołało to z pamięci słowa profesora Aleksandrowicza: nie ma niewyleczalnych chorób, są tylko niewyleczalni ludzie.

Kościół i cmentarz

Na jednym ze spacerów zawędrowaliśmy do kościoła. Był zamknięty, żeby czasem nikomu nie dać szansy na modlitwę indywidualną. W drodze powrotnej przeszliśmy przez cmentarz, oglądając nagrobki i czytając wypisane na nich nazwiska. Nasze tam nie występowało.

Ucieczka

Mimo rozległej przestrzeni i czystego powietrza już czwartego dnia musieliśmy uciekać. Uciekliśmy ze spokojnej wsi przed natrętnie wciskanymi nam trupimi specjałami z dzików i świń, wzbogacanych genetycznie modyfikowanymi kartoflami i pszenicami oraz codziennym angażowaniem nas w spotkania z toksycznymi znajomymi pszczelarki. W tym codziennymi wielogodzinnymi z rodziną zaszczypawkowanych oprawców, których pszczelarka zapraszała codziennie, obiecując im jakieś terapie, mimo iż terapiami się nie zajmujemy, a nawet się nimi brzydzimy.

Kiedy usiłowaliśmy gości pszczelarki czegoś nauczyć, pokazując najpotrzebniejsze punkty akupunkturowe i pracę z własnym ciałem te zdemoralizowane głuptaski kłóciły się między sobą o maleńki słoiczek jakiegoś miodu z przed lat, którym niegdyś zostały obdarowane przez córkę. Córka kupiła dla rodziców reklamowany w internecie specyjał, o tajemniczej nazwie” miód manuka”. Miał być z roślin występującej tylko w Australii i Nowej Zelandii. Miał być rarytasem na wszystkie bolączki świata. Okazał się zlewkami różnych odpadów i wkrótce się porozwarstwiał.

Jedyne terapie, które tolerujemy

Jedyne terapie, które tolerujemy, a czasami także polecamy to autoterapie doktora Wojciecha Oczko, lekarza nadwornego trzech królów polskich: „ruch zastąpi każdy lek, a żaden lek nie zastąpi ruchu”. Naszymi terapeutami są więc: słońce, woda, powietrze, przestrzeń, las… i tylko tych terapeutów każdemu polecamy.

A propos miodów

Pszczelarka wyjaśniała, że nasze miody mają większą wartość, a to co przypisują tajemniczemu niby z manuki jest we wszystkich polskich miodach. Reklama czyni cuda, ale tylko na głuptaskach. My wolimy miody znad Wisły, z okolic Mięćwierza, Kazimierza, Janowca, gdzie rośnie ogrom wierzby, a potem mniszka, albo z kwitnących sadów jabłoniowych, klonów, malin… Wszystko dzikie, naturalne, zdrowe, uzdrawiające.

Oprawcy

Oprawcami nazywamy rodzinę zaszczypawkowanych, którzy przed laty zakazili nas włośnicą i do dziś zmagamy się ze skutkami tamtego zakażenia. Oni zaś chorują od czasu dobrowolnego zaszczypawkowania, a pszczelarka nazywała ich „zdrowo odżywiającymi się”, bo jadają mięso świń dzikich i chodowanych, oraz warzywa i zboża z własnych upraw. Protestowała, gdy mawialiśmy, że ich stan zdrowia wynika z ich sposobu odżywiania, tak jak nasz z naszego i każdy może swój stan zmienić zmieniając odżywianie. Odpuściła, kiedy rozchorowaliśmy się po przetworach z pomidorów, które zaszczypawkowani podobno sami wyhodowali. Jednakże nie nasze zachorowanie zrewolucjonizowało pogląd pszczelarki, lecz wyniki pomiarów zawartości azotynów, randapów i innych skażeń.

Przemysłowe przeciery pomidorowe miały do 300 mg trucizn w 100 gramach produktu, a te od zaszczypawkowanych ponad 1300, czyli pięć razy więcej. Fasola, którą nam żona przygotowała na drogę, a także pierniczki i miody pszczelarki nie zawierały trucizn (miernik wskazywał poniżej progu mierzalności 10 mg w 100 gramach produktu), a wszystko, czym zaszczypawkowane dzikojady usiłowały nas uraczyć zawierało skażeń nawet ponad 1800 mg w 100 gramach produktu, a niektóre nawet kilka tysięcy. Widząc te różnice pszczelarka wyszukała w odmętach Internety miernik skażeń i odtąd zachęca znajomych by kupowali mierniki. W jej rozumieniu świata posiadanie miernika ma być gwarantem zdrowia. Przy okazji odkryła sekret swoich zaszczypawkowanych przyjaciół, którzy przed laty zakazili mnie włośnicą. Ich własnoręcznie uprawiane warzywa są przesycone glifosatem z randapu, którym swoją ziemię własnoręcznie nasycali przez kilkadziesiąt lat, odkąd randap pojawił się na rynku. To, co wówczas tam uprawiali było na sprzedaż. Teraz tego kawałka ziemi już nie randapują, bo tam uprawiają dla siebie. Pozostałe ziemie randapują nadal.

Puenty nie będzie. Kto chce rozumie, kto nie rozumie temu krzyż na drogę.

Niegdyś zapewniał zdrowie i leczył, dziś truje i zabija [187]

Niegdyś zapewniał zdrowie i leczył, dziś truje i zabija

Współpracując z naukowcami badającymi procesy zachodzące w przygotowywaniu i wypiekaniu chleba poznawaliśmy przeróżne tajemnice. Większość niewyobrażalnych nawet dla ambitnych zjadaczy chleba.

Pani profesor całe życie badająca różne bakterie nazywane „bakteriami kwasu mlekowego” lub „bakteriami fermentacji mlekowej” wyselekcjonowała zestaw zapewniający taki smak, zapach i wygląd chleba, jaki pamiętamy z dzieciństwa, wraz z jego charakterystyczną popękaną skórką. Ten zestaw wyselekcjonowanych bakterii miał wdzięczną nazwę, której tu nie podajemy ze względu na szerzące się tendencje fałszowania wszystkiego, także przez podszywanie się pod znane nazwy.

Zakwas zakwasowi nie równy

Najważniejszą zaletą tamtych wyselekcjonowanych kultur bakterii kwasu mlekowego jest prozdrowotne działanie chlebów powstałych na takim zakwasie oraz powtarzalność procesu w każdych warunkach.

Dziś wielu producentów szafuje hasłem „na zakwasie”, ale rozumiejących, że zakwas zakwasowi nierówny jest niewielu, większość daje się łapać w pułapki haseł.

Chleby z wypieku inicjowanego opracowanym zestawem, podobnie jak chleby z niegdysiejszych wypieków domowych, były pokarmem i lekiem. Lekiem w chorobach serca, układu krążenia i wielu, wielu innych, łącznie z nowotworowymi. Pani profesor klasyfikowała takie chleby do żywności funkcjonalnej, ale także usiłowała przemycić pewne dodatki. Tak więc nie jesteśmy zauroczeni jej pracą, nazywaną „naukową”, lecz z obowiązku zachowania uczciwości wspominamy fakty. A najbardziej wymownymi, które mogliśmy osobiście obserwować są:

1. zażegnanie w tydzień nowotworu skóry i tkanek miękkich u jej męża samym tylko zakwasem do chleba;

2. uwolnienie wielu jej znajomych z problemów nazywanych nowotworowymi i im podobnych, głównie jelit i żołądka samym tylko zakwasem do chleba.

Chleb lekarstwem dla serca i na raka

Zapewne czytelnicy mojej strony pamiętają moje artykuły: „Chleb lekarstwem dla serca”, „Chleb lekarstwem na raka” w Nieznanym Świecie i innych miejscach, także na tej stronie.

Wyselekcjonowanymi kulturami prozdrowotnymi pani profesor pragnęła zainteresować wszystkie piekarnie i wszystkich piekarzy. Udało jej się to w znikomym zakresie. Przytłaczająca większość nasyca pieczywo przemysłowymi truciznami.

Genetycznie modyfikowane hybrydy

O rzetelnie wypiekanym prawdziwym chlebie i jego prozdrowotnych właściwościach można pisać bez końca i zapewne ten temat będzie tu jeszcze wielokrotnie gościł, jednakże teraz skupmy się na pszenicach z czasów, kiedy jeszcze nie były modyfikowane genetycznie. To wcale nieodległe czasy, ledwie pół wieku, a więc czasy naszych rodziców i naszego dzieciństwa. Wówczas z każdą kromką chleba przyjmowaliśmy około 400 mg jodu. Skąd? Z mąk. A jak jest obecnie? Dzisiejsze mąki konserwowane są bromem! Tak oto nie tylko nie spożywamy wraz z pieczywem życiodajnego jodu, ale dodatkowo zatruwamy się bromem, który ponadto wypiera z tarczycy i innych miejsc naszego organizmu skromne pozostałości jodu.

Depopulacja chlebem

Fakt, że spośród wszystkich krajów świata w Polsce zjada się najwięcej pieczywa wykorzystywany jest do zaplanowanej depopulacji. Tym, którzyby wątpili w konsekwentną realizację zaplanowanej depopulacji dorzucę jeszcze jeden fakt, jakim jest drastyczne zmniejszenie normy zapotrzebowania jodu i rozsiewanie kłamstw jakoby w naszej populacji nie było niedoborów jodu, mimo iż zalewa nas wysyp chorób tarczycy, niepłodności, nowotworów i totalny spadek odporności i życiowej energetyki.

Jod konta brom

Skąd zatem brać jod, skoro nie żyjemy nad morzem, rzadko nad morze jeździmy, a w coraz nowocześniejszej diecie mamy go coraz mniej? Równie ważne jak źródła dostarczania są źródła utraty. Te, o których wiemy, jak: nawykowe reagowanie stresem i długotrwałe funkcjonowanie w przewlekłym stresie i te nieuświadomione jak: wyniszczanie bromem dodawanym do potraw i składników pokarmowych z pieczywem na czele.

Nie jesteśmy bezsilni

Wiele możemy dla siebie zrobić sami. Łatanie dziur utraty jodu zacząć najlepiej od największych, czyli zrezygnowania z nasyconych bromem wyrobów pszenicznych.

Pszenica konta zdrowie

Wiemy, że jod jest potrzebny nie tylko tarczycy, piersiom, jajnikom, jelitu grubemu, jądrom, plemnikom i wielu organom w naszym ciele.  Niegdyś cukier i białą mąkę nazywano białą śmiercią. Wraz z rozwojem genetycznego modyfikowania i zwiększania chemikaliów w uprawach pszeniczna mąka stawała się coraz bardziej wyniszczająca. To łatwo sprawdzić obserwując reakcję ptaków i zwierząt na produkty modyfikowane, chemizowane i naturalne. Albo rezygnując z produktów zawierających pszenicę wreszcie zacząć odzyskiwać utracone zdrowie i to w każdym przypadku, niezależnie jakie kto sobie choróbska wypracował.

Prozdrowotne kasze i płatki z orkiszu i płaskurki [186]

Prozdrowotne kasze i płatki z orkiszu i płaskurki

Nasze ziarna pradawnych zbóż orkiszu i płaskurki, oraz wykony­wane z nich mąki, kasze, płatki nie mają sobie równych. Nie tylko ze względu na jakość materiału siewnego i sposób uprawy, bo każdy może z dobrych nasion uprawiać uczciwie i rozsądnie, ale głównie ze względu na sposób zbioru i obróbki ziaren. Świadomi tych różnic są tylko ci, którzy wykorzystują nasze wyroby i je porównują z innymi.

Nieścisłości, niedorzeczności, błędy, kłamstwa

O dawnych zbożach – orkiszu, płaskurce – jest wiele publikacji (głównie w internecie), lecz mało w nich prawdy, gdyż większość publikujących kopiuje cudze treści wraz z zawartymi w nich nieści­słościami i błędami. Kolejne kopie „upiększane” są kolejnymi nieści­słościami, niedorzecznościami, błędami, kłamstwami. Powszechne jest zatajanie prawd niewygodnych i tworzenie kłamliwych reklam produktów bylejakich, wyniszczających, a nawet trujących.

Gorzkie prawdy, których mieliśmy nie poznać

Genetycznie modyfikowane hybrydy nowych odmian zbóż i in­nych roślin dają coraz większe plony, ale też coraz bardziej wynisz­czają nasze środowisko i nasze organizmy. To jednak nie interesuje producentów i handlowców zabiegających o zyski nawet kosztem zdrowia konsumentów. Konsumenci zaś, zazwyczaj skupieni na na­zwie, nie zauważają, że nowoczesne hybrydy pszenic, także tych na­zywanych „orkiszowymi” to zupełnie co innego niż dawny orkisz, dziki, naturalny, prozdrowotnie wspomagający nasz organizm.

Pradawne zboża: orkisz, płaskurka, samopsza są bogate w mine­rały, witaminy, enzymy… Częste jadanie ziaren pradawnych zbóż – szczególnie w postaci kasz i płatków uodparnia organizm i chroni nas przed większością współczesnych chorób – także tych nazywa­nych „cywilizacyjnymi”. Wymienianie nazw chorób nie ma sensu, bowiem zadbany układ immunologiczny (odpornościowy) sam sobie radzi niemal w każdym zagrożeniu i każdej chorobie. Homeostaza to właśnie ta naturalna zdolność samoregeneracji organizmu.

Ważne dla każdego

Spośród wielu właściwości prozdrowotnych, regenerujących, uz­drawiających wystarczy wspomnieć wspomaganie trawienia i wzma­cnianie odporności organizmu, co jest ważne w każdej przypadłości. Nawet najciężej chorzy mogą doświadczać samoregeneracji narzą­dów i całego organizmu.

Dla kierujących się nazwami chorób dorzućmy jeszcze ochronę przed miażdżycą i regenerację układu krążenia – nawet tam, gdzie choroby już poczyniły spustoszenie. A, że wielu tkwi w sidłach cu­krzycy, celiakii, alergii… to przypominamy, że indeks glikemiczny naszych kasz i płatków z pradawnych zbóż nieuprzemysłowionych jest znacznie niższy od tego z żywności przemysłowej. Już samo to jest zbawienne zarówno dla zdrowych jak i chorych.

Częste jadanie ziaren, kasz, płatków z pradawnych zbóż przynosi wiele korzyści, ale już tylko te wymienione są wystarczającym po­wodem, by je stosować w żywieniu profilaktycznym, leczniczym, powszechnym, codziennym…

Co zaś dotyczy mąk to te sprzedawane w sklepach „konserwo­wane” są bromem. Wiedza o dodawaniu bromu do żywności dla żoł­nierzy w celu hamowania chuci jest powszechna, ale to nie jedyna destrukcyjna właściwość bromu.

Brom wyniszcza nas wielorako, jed­nakże tu przypominamy tylko, że blokuje przyswajanie jodu. Jodu wszyscy mamy zbyt mało, więc należy go chronić, tymczasem brom wybija jego resztki i stąd tyle chorób tarczycy, niepłodności, nowo­tworów, chorób nazywanych cywilizacyjnymi.

Naturalna ochrona ziaren i naszych organizmów

Naturalną ochroną nasion jest ich łuska.

Łuska ziaren nowych odmian zbóż jest skąpa i odpada podczas młócenia, więc ziarna skażane są zarazami, szkodnikami i chemika­liami stosowanymi w uprawach i przetwórstwie.

Łuska pradawnych zbóż jest twarda, gruba, mocno otula ziarna chroniąc je przed zarazami, szkodnikami, chemikaliami…

Gluten zawarty w wyrobach każdej z odmian pszenicy tworzy w organizmie śluz, flegmę, wychładza organizm i staje się podło­żem wszelakich chorób. Nasze ziarna, mąki, kasze i płatki z pradaw­nego orkiszu i pradawnej płaskurki mają właściwości ocieplają­ce, osuszające, a to w naszej strefie klimatycznej jest najcenniejsze.

Nasze ziarna, kasze, płatki z pradawnych zbóż są doskonałym źródłem błonnika, minerałów, witamin, enzymów… Spośród minera­łów są to: selen, wapń, miedź, magnez, żelazo, fosfor, cynk i wiele innych. Spośród witamin są to: A, B, D, E, PP i wiele innych.

Nazwy minerałów i witamin dla zdrowia nie są potrzebne, wy­starczy, że jadający nasze kasze i płatki doświadczają zwiększania odporności i wygaszania stanów zapalnych, a w ślad za tym wszel­kich chorób, od przeziębieniowych, poprzez zwyrodnieniowe, aż po nowotworowe.

Skąd tyle dobra

Naukowcy powołują się na zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych i rodamidu, nazywanego naturalnym antybiotykiem. Zdrowiejących po naszych kaszach nie interesowały naukowe na­zwy, zadowalali się poprawą zdrowia i samopoczucia od pierwszego tygodnia wprowadzanych zmian, z których najważniejszą było zastą­pienie przemysłowych paskudztw pszenicznych naszymi kaszami i płatkami z orkiszu i płaskurki. Pierwszymi zmianami był przypływ energii, spokój wewnętrzny, polepszenie wyglądu skóry, wzmocnie­nie włosów i paznokci. Teraz będzie to jeszcze łatwiejsze, bo ofertę kasz i mąk poszerzamy o płatki, otręby, ziołowe przyprawy do każ­dej potrawy, ziołowe herbatki odporności, zdrowia, urody.

Nasze kasze i płatki z orkiszu i płaskurki są lekkostrawne, doskonałe zarówno dla dzieci jak też dla chorujących i wynisz­czonych leczeniem. To wielka szansa dla dzieci z alergiami, uczu­leniami, celiakią, astmą, brakiem odporności, porażeniami mózgowymi i kończyn, auty­zmem…

Zboża, z których ziarna, kasze, płatki i mąki oferujemy uprawiamy dawnymi sposobami, bez chemikaliów, na nasło­necznionych polach Podkarpacia. Dojrzewają w Słońcu. Wy­korzystujemy odpowiednie pory siewu i zbioru. Nie stosuje­my żadnych oprysków. Stosujemy płodozmian.

Jak przygotować

Spośród wszystkich krajów świata w Polsce jada się najwięcej chleba. Jadający chleb z domowych wypieków są zdrowsi. Polecam więc ten zwyczaj rozszerzać na każdą rodzinę. Zanim zdecydujesz się na wypiekanie własnego chleba czy bułek spróbuj naszych kasz i płatków. Można je przed gotowaniem namoczyć (co zwiększy ilość i aktywność enzymów), można też gotować bez moczenia.

Płatki można jadać surowe, sparzone, z tartym jabłkiem i prze­różnymi dodatkami.

Kasze i płatki gotujemy z dodatkiem masła.

Kasze gotujemy w dwa razy większej objętości wody niż kaszy, na małym ogniu do całkowitego wchłonięcia wody.

Dawne gospodynie po ugotowaniu kaszy garnek z kaszą okry­wały pierzyną, by kasza jeszcze „dochodziła” bez ognia. Sprawdź tę metodę, delektuj się smakiem i ciesz się zdrowiem.

Surówki piękności

Powszechnie znane są „owsianki” i „surówki piękności”, sporzą­dzane z płatków owsianych, tartego jabłka i bakalii. Zastępując prze­mysłowe płatki owsiane płatkami z naszego orkiszu lub naszej pła­skurki doświadczysz najpierw poprawy samopoczucia i ładniejszej cery, a wkrótce także wygasania zapaleń i zdrowienia – niezależnie od nazw chorób, czasu ich trwania i zaawansowania.

Jadaj kasze i płatki z naszych zbóż jak najczęściej i zdrowiej, ciesz się zdrowiem i dziel się swoim doświadczeniem.

Przyślij nam opis swoich doświadczeń i swoje sposoby wyko­rzystywania naszych kasz i płatków. Dostaniesz za to porcję naszych wyrobów, albo naszą książkę.

  Zamówienia:

Jacek – rolnik z Podkarpacia – tel. 660 687 228

Edward – ambasador zdrowia – tel. 506 200 788

Indyczy ogon na wsparcie po chemioterapii, radioterapii, w chorobach nowotworowych, reumatycznych, wszelakich [185]

Leczenie na śmierć

Terapie w chorobach nazywanych „nowotworowymi” i „onkologicznymi” ogromnie wyniszczają cały organizm. Skutki „leczenia” chemią, promieniami jonizującymi, skalpelem powodują szkody nie do naprawienia i dolegliwości zazwyczaj gorsze od tych sprzed „leczenia”. Skutki te nazywane są „ubocznymi” jednakże słowo to wymaga zamknięcia go w cudzysłowie, gdyż nie są „przy okazji” lecz od początku zamierzone. Słowo „leczenie” też wymaga zamknięcie w cudzysłowie, a to dlatego, że skoro nieleczeni żyją dłużej od leczonych, to jest to leczenie destrukcyjne, przyspieszające śmierć. Poprzez te formy „leczenia” zdrowie i życie pacjentów poświęcane jest interesom producentów, znanym z gazu musztardowego, cyklonu B, chloru, fluoru, aspartamu, glifosatu, randapu, glutaminianu i wszelakich trucizn w rolnictwie, żywności, wodzie, powietrzu… Medycyny prawdziwej, sprawdzonej przez tysiąclecia już nie ma, bo medycy podporządkowani są farmacji.

Czy jesteśmy skazani na cierpienie

Odpowiedź zależy od świadomości (przytomności) chorujących i ich bliskich. Sprawdzone przez tysiąclecia skuteczne metody regenerowania organizmu i redukowania cierpień aż do całkowitego ich wygaszenia są na wyciągnięcie ręki. W każdym stanie, niezależnie od nazwy choroby i czasu jej trwania organizm można odbudowywać i utracone zdrowie przywracać Darami Natury. Można też wyniszczać farmaceutykami i przemysłowymi truciznami, wprowadzanymi zamiast naturalnej żywności. Jeszcze mamy wybór, choć jest to coraz trudniejsze.

Dary Natury

Dary Natury od zawsze były pożywieniem i lekiem. Medycyna wszystkich kultur od zawsze wykorzystywała Dary Natury. Wśród Darów Natury są rośliny, grzyby, minerały… Tu skupmy się tylko na grzybach leczniczych, a właściwie na jednym z nich.

Wzmacnianie i regenerowanie organizmu grzybami popularne jest głównie w kulturach Wschodu. U nas korzystają z tego dobrodziejstwa nieliczni, bo tu ktoś dba abyśmy Darów Natury nie znali, nie stosowali i chorowali. Z naszego zdrowia nikomu nic nie przyjdzie, za to na chorobach zarabia wielu. Wielu więc „pomaga” różnymi sposobami w zachorowaniach i tworzeniu coraz liczniejszych chorób potrzebnych do sprzedawania farmaceutyków wywołujących kolejne choroby, by zwiększać sprzedaż kolejnych medykamentów wywołujących kolejne choroby. Producenci wykorzystują do tego medyków, polityków, nauczycieli, internautów, a nawet dzieci…

Dawne terapie, a współczesna nauka

Najstarszymi dziedzinami medycyny naturalnej są: fitoterapia i mykoterapia. Fitoterapia utrzymuje i przywraca zdrowie ziołami, a mykoterapia – grzybami. Na świecie występuje ponad 700 gatunków grzybów o właściwościach leczniczych. Wiele z nich działa antyalergicznie, bakteriobójczo, przeciwutleniająco, przeciwzapalnie, przeciwnowotworowo, immunomodulująco…

Immunomodulacja to wzmacnianie odporności i czynności naprawczych organizmu.

Coraz więcej publikacji i badań naukowych potwierdza skuteczność grzybów w leczeniu wielu schorzeń. Np. na łamach „International Journal of Molecural Sciences” w 2021 roku opublikowano szeroką analizę badań nad grzybami leczniczymi. Współcześni naukowcy odkrywają to, co dawni lekarze i znachorzy od tysiącleci znali i stosowali z dobrym skutkiem.

Najważniejsze składniki grzybów i ich zastosowanie

polisacharydy budują ściany komórkowe;
alfa-glukan i beta-glukan odbudowują utraconą odporność i spowalniają procesy starzenia.

Zawarte w grzybach związki wspierają „mikroflorę” bakteryjną jelit. A że od zdrowych jelit zależy odporność i zdrowie całego organizmu, to zacznij od tego już teraz, nie czekając na dolegliwości.

Dlaczego „mikroflorę” też zamykamy w cudzusłowie? Zarówno z własnych spostrzeżeń i przemysleń jak też  z innych naszych publikacji powienieneś/powinnaś wiedzieć, że to, co można spotkać w jelitach nie przypomina krzaczków lecz zwierzątka, a więc nie flora lecz fauna.

Gaś stany zapalne

Najważniejsze co możesz dla życia w zdrowiu robić to niedopuszczać do powstawania i rozwijania się staów zapalnych, a jeśli już są to gasić je w zarodku. Grzyby możemy wykorzystywać także dla wygaszania stanów zapalnych. A że stany zapalne towarzyszą większości chorób to gaszenie stanów zapalnych wygasza każdą z chorób, także nowotworowe, reumatyczne, krążeniowe, zwyrodnieniowe, alergiczne…

Wrośniak różnobarwny – Trametes versicolor (L.) Loyd

Ostatnio wykradacze cudzych publikacji rozpowszechniają w internecie i prasie występujące niemal na całym świecie grzyby z rodziny żagwiowatych, które w literaturze występują pod wieloma nazwami. Najczęściej spotykane to: Coriolus versicolor, Polyporus versicolor, Boletus versicolor. Nazwa łacińska Trametes versicolor pochodzi od wyglądu, co można przetłumaczyć na: cienki wielokolorowy.

W tradycyjnej medycynie chińskiej wrośniak różnobarwny znany jest pod nazwą yun zhi – w tłumaczeniu: „grzyb chmura” i ma długą historię stosowania. O leczniczych właściwościach tego grzyba pisał już w XVI w. chiński lekarz i farmaceuta Li Shi Zhen. Już wówczas wiedziano, że ten grzyb przynosi korzyści dla zdrowia i zapewnia długie życie. W chińskiej i japońskiej medycynie pijano herbatę z suszu wrośniaka, która pomagała w chorobach płuc, wzmacniała psychikę, dodawała energii. Właściwości prozdrowotne wrośniaka zostały potwierdzone przez współczesnych naukowców.

W Polsce wrośniak różnobarwny znany jest pod nazwami: żagiew różnobarwna, skórzak różnobarwny, huba różnokolorowa, hubczak różnobarwny, a jego angielska nazwa „turkey tail” odnosi się do jego wyglądu i tłumaczy się na: „indyczy ogon”.

Gatunki tej grupy grzybów spotykamy w lasach, parkach,  sadach, na obumierających pniach drzew, zazwyczaj liściastych, ale na iglastych zdarzają się także. Ze względu na twardą strukturę uznawane za niejadalne, jednakże nie są trujące, co jednak nie zwalnia z odpowiedzialności i roztropności.

Co kryje w sobie ten grzyb

– polisacharydy PSP (peptyd polisacharydowy) oraz PSK (polisacharyd K), to one odpowiadają za większą część działań prozdrowotnych grzyba;
– beta-glukany (również należące do polisacharydów): β-1,3-glukan i β-1,4-glukan;
sterole (ergosterol, fungisterol i β-sitosterol);
– cukry proste (mannoza, ksyloza, galaktoza), glikoproteiny (kompleksy białkowo polisacharydowe);
– związki fenolowe, terpeny i kwasy tłuszczowe;
– witaminy z grupy B;
minerały.

W czym pomaga

Tradycyjna Medycyna Chińska od tysięcy lat wykorzystuje grzyb chmurę do wzmacniania układu odpornościowego, wspomagania pracy wątroby, gaszenia stanów zapalnych we wszelakich chorobach, także tych najczęstszych, jak: reumatoidalne zapalenie stawów, problemy trawienne, choroby dróg moczowych, zapalenia nerek i prostaty, astma, bezsenność, zmęczenie psychiczne… Zakres zastosowań jest ogromny, obejmuje nawet działanie przeciwcukrzycowe i obniżanie ciśnienia krwi. Jednakże wymienianie chorób, które ustępują pod wpływem grzybów nie ma sensu, bo medycy Wschodu nie zajmują się chorobami, lecz człowiekiem – doprowadzają do równowagi w organizmie tego, co zostało zaburzone.

To, iż zdrowie jest równowagą to nasi czytelnicy wiedzą, gdyż wyjaśniałem to w wielu miejscach. Nowym polecamy uważne przeczytanie pozostałych zgromadzonych tu artykułów.

Wspomagaj układ immunologiczny

Nazwa „indyczy ogon” pasuje do pojedynczego grzyba, jednakże grzyby te występują w koloniach, jakby w chmurach, czasem ogromnych, więc nazwa „grzyb chmura” jest nam bliższa. Grzyby tej rodziny zbieramy od dawna i stosujemy dla łagodzenia stanów zapalnych i wzmacniania odporności, czyli w celach prozdrowotnych.

Natomiast coraz więcej poszkodowanych agresywnymi terapiami stosuje je do łagodzenia negatywnych skutków chemio- i radioterapii. To nie dziwi, bo w wielu badaniach oraz stosowanych terapiach sugeruje się możliwość wykorzystania niby natury wraz z chemioterapią. Niby natury, bowiem hasła z naturą i grzybami leczniczymi w tle wykorzystywane są do zwiększania sprzedaży farmaceutyków, parafarmaceutyków, suplementów, preparatów… My przemysłowych wytworów i przetworów nie stosujemy i nie polecamy. Szkoda, że tak mało osób korzystało z Darów Natury do wspomagania organizmu gdy byli zdrowi czy w początkowych zwiastunach choroby. Jednakże najbardziej bulwersuje kaleczenie języka nazywaniem łagodzenia skutków agresywnych terapii „wspomaganiem” tychże terapii.

Wybieraj świadomie

Oczywiście możesz wyniszczać organizm swój i swoich bliskich, także „twojego” dziecka i bawić się we wspomaganie Darami Natury, ale wtedy nie waż się nas niepokoić swoimi problemami.

Do nas pisać i dzwonić możesz tylko wówczas, gdy już zacząłeś/zaczęłaś zaprzestawać wyniszczania. Zapraszamy tylko tych, którzy zrobili już pierwszy krok. My stosujemy zioła i grzyby z najlepszym skutkiem i dzielimy się doświadczeniem naszym i naszych bliskim, ale chętnie przytoczymy tu także Wasze doświadczenia.

Pod skriptum

Na ile twoje dziecko jest twoje

Słowo „twojego” w odniesieniu do dziecka jest w cudzysłowie po to, by skłaniało do zastanowienia czyje ono jest w istocie, bo już coraz  wyraźniej widać, że bardziej jest własnością koncernów i będących na ich usługach medyków i polityków niż tak zwanych „rodziców”. A to z kolei słowo jest w cudzysłowie, bo coraz więcej wskazuje na to, że prawdziwi rodzice są już rzadkością.

Serotonina z ogrodu i trawnika [184]

Ogrody, lasy, łąki kuszą świeżością zieleni, intensywnością barw, obfitością kwiatów, głębią zapachów roślin i gleb… Kontakt z nimi otwiera serce, wycisza umysł, poprawia nastrój… Wiedzą to pasjonaci zielarstwa, ogrodnictwa, warzywnictwa, sadownictwa…

Neurobiolog Christopher Lowry kilkanaście lat temu odkrył, że powszechnie występujące w ziemi bakterie Mycobacterium vaccae zwiększają poziom serotoniny w naszych mózgach. Bakterie te szczególnie dobrze rozwijają się w glebie wzbogaconej kompostem. Wdychamy i połykamy je podczas prac pielenia i przekopywania ziemi. To tylko jeden ze sposobów w jaki Natura odwdzięcza się za traktowanie jej z szacunkiem.

Dowodów złotych zasad wzajemności jest wiele. Uważni czytelnicy zapewne znajdują je w moich artykułach. Od teraz po serotoninę idź do ogrodu, na trawnik, nigdy więcej do sklepów nazywanych „aptekami”.

A więc wiosna pełną parą i choć minął już czas oskoły i podbiały już przekwitły nadal „rządzi” żółte, bowiem kwitną forsycje, mniszki, żonkile, tulipany… Mniszki będą jeszcze długo nam towarzyszyć, ale na maść z żółtych tulipanów to już ostatni dzwonek.

O właściwościach prozdrowotnych forsycji pisałem już w tej witrynie, jednakże kolejne PLAN-demie wymagają przypominania niekwestionowanych królowych wiosennych ogrodów i walorów prozdrowotnych darów, którymi nas hojnie obdarzają.

Zanim nastała era ogłupiania i wyniszczania przemysłowymi farmaceutykami w fitoterapii stosowano forsycję, wykorzystując wszystkie jej części: kwiaty, liście, owoce, nasiona, korę, korzenie, bowiem forsycja w Tradycyjnej Medycynie Chińskiej jest nie tylko znana, ale wręcz popularna. Wprawdzie nie ta ozdobna, wysadzana na klombach, lecz forsycja zwisła (forsythiae suspensa), ale i z tej z klombu herbatka jest korzystniejsza od wszystkich przemysłowych.

Owoce forsycji wykorzystywane są przeciw pasożytom, w stanach zapalnych skóry, regulowaniu cyklu menstruacyjnwego…

Liście forsycji – w nadciśnieniu, biegunkach, nowotworach…

Korzenie – w żółtaczkach, gorączkach, przeziębieniach…

Zazwyczaj o forsycji pisują, że ma właściwości antyoksydacyjne i przeciwalergiczne, że uszczelnia naczynia krwionośne, że obniża poziom glukozy w krwi, że stabilizuje strukturę włókien kolagenowych i elastylowych… Forsycja właściwości prozdrowotnych ma wiele więcej, ale nie chcę licytować, kto więcej wypisze lecz zachęcić do stosowania, nawet jeśli nic ci nie dolega, bowiem warto choćby tylko dla zapewnienia sobie zdrowych stawów i pięknej cery.

Działanie przeciwzapalne, przeciwnowotworowe i bakteriobójcze forsycji potwierdzili nawet naukowcy. A tym, co wyróżnia forsycję spośród wielu innych roślin jest zaskakująco duża zawartość rutyny, bo aż do 1%. Skarb ten kryje się w kwiatach, a rutyna najlepiej rozpuszcza się w occie. Aby ją wydobyć zamiast naparu czy nalewki lepiej zrób wyciąg octowy. A jeśli nie wiesz jak odwdzięczyć mi się za te słowa rozważ podarowanie mi słoiczka maści tulipanowej, buteleczki olejku narcyzowego, czy octu forsycjowego…

Potrójne przypomnienie: tulipany, forsycja, oskoła… [183]

Żółte tulipany

Teraz w kwiaciarniach królują tulipany, wkrótce pojawią się też w ogródkach. Przypominam więc o zaopatrywaniu się w cebulki tulipanów do posadzenia w ogródku. Nie tylko dla ozdoby, także z przeznaczeniem na maść tulipanowobrzozową.

Maścią z żółtego tulipana i popiołu z kory z brzozy wietnamscy żołnierze smarowali ciało poranione odłamkami granatów. Pod jej wpływem organizm wyrzucał zalegające w ciele małe i duże stalowe odłamki. Ten cudowny środek warto wykonać i mieć pod ręką np. na wypadek wbicia się drzazgi w ciało, czy pod paznokieć. Z taką maścią unikniemy interwencji chirurgicznej i powikłań pooperacyjnych.

Oskoła – brzozowik

Na przełomie lutego i marca ruszają soki w drzewach. Czym więcej ciepła tym wcześniej zaczynają krążyć. Najwcześniej w klonach, jaworach, brzozach. To najlepszy środek oczyszczenia i wzmocnienia organizmu. Potrzebny każdemu, w każdym czasie, a szczególnie po zimie. Wtedy Natura daje go nam w wielkiej obfitości. Ceniono go w dworach i w wiejskich chatach.

Pozyskiwanie brzozowiku, znanego też pod nazwą „oskoła” opisał we wspomnieniach zatytułowanych „Szczenięce lata” tfórca hasła: „cukier krzepi”. Kasiora, którą go wynagrodzono za tę kłamliwą, podstępną, wrogą nam propagandę przewyższała wynagrodzenie ówczesnego prezydenta Polski.

Od Wielkanocy szła wiosna wielkimi krokami. Po ogrodzie, po lasach, wszędzie stały drewniane korytka pod naciętymi brzozami. W kredensie panował wielki ruch: wiadra soku brzozowego, do którego dodawano rodzynek, wlewano do butelek i wysyłano do lodowni; mimo korków umocowanych drutem i zasmolonych, połowę butelek zwykle rozrywał fermentujący płyn. Resztę chłodnego z lodu „brzozowiku” spijaliśmy w upały letnie, przy czym odkorkowywanie należało do kunsztu starego Karola.

Opis tfórcy cukrowej propagandy wymaga korekty o dwie uwagi praktyczne:

  1. Wraz z wypuszczaniem przez drzewa pierwszych listków sok przestaje wypływać. Tak więc czas świąt Wielkanocnych to nie początek lecz koniec sezonu pozyskiwania brzozowego soku, brzozowiku, oskoły. Kiedy więc zacząć zbierać oskołę? Od końca lutego, przez cały marzec, aż do wypuszczenia przez drzewa pierwszych listków, czyli do Wielkanocy, niezależnie kiedy w danym roku wypada. Ja zazwyczaj zaczynałem zbierać oskołę 1 marca, czasem 8 marca, ale wielokrotnie obserwowałem, że z ran po wycinaniu gałęzi, albo ściętych pni sok obficie spływał już w lutym.
  2. Nie kaleczymy drzew, jak w przytoczonych wspomnieniach. Wystarczy wywiercić otworek o grubości ołówka. Po kilku dniach czerpania soku zabijamy ten otworek drewnianym kołeczkiem, by drzewa nie wyeksploatować nadmiernie. Proszę też pamiętać o uzgodnieniu pozyskiwania oskoły z leśniczym, z drzew przeznaczonych do wycinki.

    Forsycja

Forsycję znamy głównie z wczesnego zakwitania i cieszenia oczu pięknymi, żółtymi kwiatami. Odmiany ozdobne występują powszechnie, ale wartości prozdrowotne i lecznicze forsycji są mało znane. Najwartościowsza jest forsycja zwisła i każda część rośliny, jednakże najskuteczniejsze są nasiona. Nasiona forsycji zwisłej w medycynach Wschodu stosowane są do wzmacnia odporności i hamowania uwalniania histaminy, a więc przydatne w katarach, alergiach…

Ponieważ także zawierają emodynę, która działa przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie, wykorzystywane są przeciw wirusom grypy i zarazom grypopodobnym.

Forsycją w kompozycji z innymi ziołami radzono sobie z epidemiach z koroną w nazwie, świnią w nazwie, numerem dziewiętnastym w nazwie:
„sarrskof” – rok 2002 – ciężki zespół ostrego oddychania;
„a ha jeden en jeden” – rok 2009;
„merrskof” – rok 2012 – bliskowschodni zespół oddechowy;
„sarrskof dwa” – rok 2019.

Tfurcy tamtych zaraz nie śpią. Nie ustają w wysiłkach tworzenia kolejnej zarazy na bazie zdobytych doświadczeń depopulacyjnych. Przygotowują zarazę bardziej śmiertelną i nawet się z tym nie kryją. Przygotowują też bardziej śmiertelne formy „leczenia”. Nie tylko dla zakażanych zarazą, także dla zakażanych medykamentami. Warto więc zbierać, gromadzić i wymieniać się takimi ziołami i wykorzystać je w zapobieganiu i leczeniu wszelkich zaraz, także depopulacyjnych.

Obszerniejszy opis zalet forsycji znajdziesz w moim artykule z roku 2002 „Prozdrowotny zwiastun wiosny”

Prozdrowotny zwiastun wiosny [127]

O obłudzie medyków, urzędników i nie tylko [181]

Pomarańcze

Gdy byłem dzieckiem cytryny i pomarańcze pojawiały się w sklepach tylko na święta Bożego Narodzenia i były drogie. Kilogram cytryn kosztował 30 złotych, a kilogram pomarańczy 40 złotych, podczas gdy bilet na przejazd autobusem po mieście 80 groszy. Dziś nie tylko cytryny i pomarańcze, ale wiele przeróżnych owoców egzotycznych dostępnych jest przez cały rok, a przy tym są tańsze od owoców krajowych i przejazdu autobusem po mieście. Minęło zaledwie pół wieku, a tak wiele się zmieniło. Jednakże nie na przemiany w gospodarce chcę zwrócić uwagę, lecz na przemiany w sprzeniewierzeniach medyków.

W czasach mojego dzieciństwa medycy rozgłaszali, że pomarańcze są niezdrowe, podczas gdy sami je dla swoich dzieci kupowali. Skąd ta obłuda? Z troski, by dla nich jak najwięcej zostawało. Mimo tej manipulacji szanowali pacjentów i starali się przywrócić zdrowie każdemu, do kogo ich wewano.

Ogórki

Nieco później, w czasach mojej młodości medycy głosili, że ogórki nie mają żadnej wartości, że zawierają samą tylko wodę. Tak skutecznie to czynili, że pozostało po tym okresie powiedzonko tyleż głupie co destrukcyjne „sezon ogórkowy”. Nadużywane jest teraz w publikatorach bezrozumnie potęgując destrukcję.

Współczesnymi plagami są otyłość, cukrzyce, choroby serca i układu krążenia, zwyrodnienia stawów, nowotwory… Plagi te i wiele innych oraz towarzyszące im cierpienia wywoływane i potęgowane są przez medyków i medykamenty. A spotkałaś/spotkałeś kogoś, kto by tył i chorował po ogórkach?

Bor

Czyżby medycy nie wiedzieli o licznych prozdrowotnych wartościowych i niezbędnych dla zdrowego funkcjonowania składnikach zawartych właśnie w ogórkach? Czyżby nie wiedzieli, że ogórki są źródłem boru, którego trudno spotkać gdzie indziej, a którego niedobór psuje kości i stawy? A może nie są aż tak głupi, by tego nie wiedzieć, lecz pozbawiając nas boru starają się wyniszczać nasze kości i stawy, przemianę mineralną i odporność?

Wapń

Wapno jest kruche, czym więcej wapna tym gorsza jego proporcja do krzemu i tym kruchsze stają się kości i tym łatwiej deformują się stawy. Trudno podejrzewać by medycy tego nie wiedzieli. Bardziej prawdopodobne jest celowe wprowadzanie nas w błąd dla zapewniania sobie jak najwięcej pacjentów. Potwierdza to wapniowa polityka bigfarmy, realizowana przez medyków wraz z politykami, producentami, marketingowcami, handlarzami, urzędnikami…

Podczas gdy mocne, sprężyste kości i sprawne stawy zawdzięczamy krzemowi, wyżej wymienieni wszelkimi sposobami wciskają wapno wszystkim, od dzieci do starców. W reklamach i sklepach królują nabiałowe paskudztwa z przemysłowego przetwórstwa i wapniowe suplementy diety. „Szklanka mleka dla każdego ucznia” głosiła bigfarma ustami skorumpowanych aktorów. A dlaczego nie jabłuszko, gruszeczka, śliweczka? Czy dlatego, że kto codziennie jada jabłko ten lekarza widzi rzadko?

Tasiemiec w pszenicy

W 2005 roku przeszedłem „elitarny” kurs dokształcający zorganizowany przez Instytutem Żywności i Żywienia. Na pytanie o wapń, jogurty, „szklankę mleka dla…” odpowiedź nałukofców z IŻŻ była rozbrajająca. Wiedzą jakie spustoszenie w organizmach dzieci wywołuje nazywana mlekiem trucizna, ale podlegając Da ano nowi realizują politykę koncernu, który im wypłaca pensje i granty. Swoich dzieci nie trują da anonkowymi paskudztwami, promują trucie cudzych.

Da anonowe certyfikaty i stopnie naukowe

Po kursie Instytut Żywności i Żywienia wydawał certyfikaty uprawniające do „zawodu dietetyka”. Podczas gdy wszyscy tam się „dokształcający” przybywali tylko po „certyfikat” ja wzgardziłem kolorową tekturką z tasiemcem uzbrojonym między dwoma kłosami pszenicy zmodyfikowanej stanowiącymi logo Instytutu i podpisami złajdaczonych nałukofcuf z IŻŻ.

Od lutego 2020 r. Instytut Żywności i Żywienia jest częścią Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH – PIB, a symbolem Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej jest kłos genetycznie zmodyfikowanej pszenicy. Ten da anonowski wychowanek nadaje stopnie naukowe w dziedzinie nauk medycznych. Strzeż się takich nałukofcuf i ich nałukowych praktyk.

Krzem

O krzemie pisałem w wielu miejscach i na tej stronie też, więc przypomnę tylko, że droga do zdrowia, dobrej kondycji, długowieczności usłana jest krzemem (oczywiście w równowadze z pozostałymi minerałami). Jednakże nie ten z przemysłowych suplementów, lecz ten z roślin dziko rosnących.

Cytat I: Pod wpływem zwiększonego poziomu krzemu następuje naturalna inwolucja tkanki nowotworowej.

Cytat II: Utrzymywanie ilości krzemu na odpowiednim poziomie to zwalnianie procesów starzenia się organizmu, a tym samym przedłużanie młodości.

Cytat III: Krzem pełni znaczną rolę w kolagenie (a więc także w kościach i stawach). Najpierwotniejsza z tkanek, tkanka łączna (wyścielająca stawy i będąca smarowidłem w stawach) odznacza  się wysokim poziomem krzemu.

Powyższe cytaty przytaczam z mojej książki „Brzuch ma rozum”. Tylko ta z moich książek przeznaczona jest dla każdego. Pozostałe wyłącznie dla przyjaciół i współbraci. Jeśli znasz autora tych myśli i napiszesz skąd dostaniesz za to dostęp do publikacji niedostępnych dla każdego.

Zdrowe stawy zależą od KRZEMU, a nie wapnia. Czyżby medycy pragnęli byśmy starzeli się szybciej i żyli krócej? Przecież nie mogą nie wiedzieć, że nadmiar wapnia, nawet gdybyśmy krzemu mieli pod dostatkiem – a wiadomo, że wraz z wiekiem mamy go coraz mniej – powoduje to samo co niedobór krzemu, bo od ilości ważniejsze są proporcje. Panuj więc nie tylko nad ilością, także nad jakością i proporcjami.

Woda

Jeśliby ogórki (i inne warzywa) nie zawierały żadnych witamin, żadnych minerałów, a jedynie samą tylko wodę, to jest to wystarczający powód, by je jadać jak najczęściej – ze względu właśnie na tę wodę, która jest ich największą wartością. Woda z roślin ma tę przewagę nad wodą z wodociągów, że aktywowana przez rośliny staje się biologicznie czynną. Natomiast wszystkie wody w butelkach z tworzyw sztucznych są trujące, bo syntetyczne paskudztwa z opakowań rozpuszczają się w wodzie i wypijane wraz z wodą zatruwają nasz organizm i przeciążają nasze naturalne filtry, jakimi są nerki i wątroba.

Zupa zamiast kanapek

Ponieważ w naszym organizmie wody jest znacznie więcej niż wszystkich pozostałych składników łącznie jakość wód spożywanych i przyswajanych z roślin jest znacznie ważniejsza od jakości witamin, minerałów i wszystkiego co spożywamy. Zacznij więc od tej pory dbać o wodę bardziej niż o wszystko inne. Pij czystą, ciepłą i częściej niż dotychczas, a w odżywianiu preferuj pokarmy, które zawierają więcej wody.

Fasola

Medycy i dietetycy promują diety węglowodanowe, które są główną przyczyną otyłości, cukrzycy, chorób zwyrodnieniowych i krążeniowych, z jednoczesnym minimalizowaniem znaczenia fasoli. Czyżby nie wiedzieli, że jadanie fasoli łagodzi skutki szkodliwości węglowodanów? Czy łajdackie morale służy powiększaniu grona pacjentów?

Nie sami medycy

Dawni rolnicy łubin i inne rośliny z tej rodziny co fasola stosowali jako poplon. Dziś poplony są niemodne, bo przejęte i sterowane przez bandytów z monsanto centrale nasienne zalecały i nakazywały wszystkie uprawy i produkty rolne zatruwać chemikaliami syntetycznymi. Dziś ten bandycki precedens kontynuują sterowani przez następców tamtych bandytów urzędnicy tzw. „doradztwa rolniczego”.

Jeśli na każdym kroku widać jak plugawymi metodami nie tylko medycy, ale także urzędnicy powiększają rzesze chorujących to skąd naiwność pokładających nieuzasadnione nadzieje na wyleczenie i zdrową żywność od sprawców ich cierpień?

Wieloletnie zatruwanie przez medyków we współpracy z dietetykami, żywieniowcami, producentami, politykami, handlarzami skutkuje nie tylko chorobami, także tępotą umysłów ogłupianych psychicznie i fizycznie.

Jeśli chcesz przeżyć przebudź się!

To, co i jak myślimy, co i jak robimy wspomaga lub niszczy nas i nasze życie. Myślami, żywnością, pracą powinniśmy wspierać życie. U jakże wielu jest odwrotnie. Zamiast myśleć pozytywnie, żywić się prozdrowotnie, pracować z pasją, żyć twórczo, szczęśliwie, dostatnio, żyją by jeść i pracować i narzekają na to jak żyją. Skąd ta paranoja? Destrukcji uczyli nauczyciele, księża, urzędnicy, rodzice…

Przesłanie

Niech odtąd życie tych, co to czytają stopniowo, ale konsekwentnie staje się zdrowsze, łatwiejsze, byś miał/miała czas dla siebie, by to, co robisz wzbogacało Twoje życie, byś się spełniał/spełniała, a czas dotychczas marnotrawiony na zdobywanie wiadomości medycznych i paramedycznych przeznaczaj na realizację marzeń i co tylko zechcesz w pełnym zdrowiu.

Dla smaku, zdrowia, długowieczności [180]

Szafran znamy głównie jako przyprawę, jednakże pamiętać należy, że od dawien dawna stosowany był w medycynie. Oczywiście nie tej plugawej, służącej producentom trucizn i sprzedawcom śmiercionośnych usług, lecz dawnej, budującej odporność. W artykule: Przyprawami możesz pożegnać nawet cukrzycę nazwałem szafran „Ferrari wśród przypraw”.

Link do tamtego artykułu tutaj

Wysuszone znamiona szafranu uprawnego używane są jako przyprawa. Ma postać żółtego proszku i jest najdroższą przyprawą na świecie. Pewnie wielu uważa, że to ze względu na cenę, bowiem 1 kg znamion szafranu uzyskamy z wyskubania 150 tysięcy kwiatów. Jednakże szafran ceniony powinien być ze względu na moce prozdrowotne.

Zazwyczaj o szafranie pisują jako o afrodyzjaku, zalecają go przy nadmiernym apetycie, napięciach przedmiesiączkowych, menopauzie, obniżonej odporności, zwyrodnieniu plamki żółtej…

Stosując szafran kulinarnie nie potrzebujemy chorować i znać medycznych nazw chorób, bowiem przyprawy stosujemy dla lepszego trawienia, dobrego samopoczucia, wzmacniania systemu immunologicznego, czyli naszej odporności. To nasza odporność chroni nas przed zachorowaniami, zapewnia zdrowe funkcjonowanie nawet w skażonym środowisku. Większość chorób dopada osoby słabowite, czyli o lichej odporności. Najważniejsze co możesz robić dla zdrowia to dbać o odporność.

Łyk historii

Właściwości szafranu opisali: Pliniusz (23-79), Dioscorides Pedanius (40-90). Jest jednak starsze źródło wiedzy o szafranie; opisany jest także w staroegipskim zwoju, nazywanym „papirusem Ebersa”.

Papirus Ebersa jest zwojem o długości ponad 20 metrów, szerokości 30 centymetrów i zawiera ówczesną wiedzę z zakresu chorób, chirurgii, stosowania roślin i minerałów. Podano tam ok. 700 lekarstw i 800 sposobów ich przyrządzania. Papirus ten napisany mógł być przed rokiem 1550 p.n.e. (przybliżony czas powstania tego dzieła pozwalają ustalić notatki kalendarzowe, zawarte na odwrocie papirusu). Jednakże fragmenty zawartych tam opisów są odpisem ze źródeł o wiele starszych.

Georg Ebers zakupił ten zwój w 1873 roku od Araba, który twierdził, że znalazł go w 1862 r. w Tebach przy dobrze zachowanej mumii. Ebers opisał znalezisko w wydanej w 1875 w Lipsku dwutomowej publikacji pod tytułem „Papirus Ebersa, hermetyczna księga o lekach Egipcjan, w piśmie hieratycznym”. Pierwszy przekład tego papirusu wydał w 1890 r. Heinrich Joachim, lekarz z Berlina. W 1937 roku Bendix Ebbell opublikował nowe tłumaczenie z dokładną identyfikacją opisanych tam chorób, roślin, minerałów.
Od 1954 do 1963, pod kierownictwem Hermanna Grapowa, papirus Ebersa był częścią wielkiego niemieckiego wydania egipskich tekstów medycznych w ośmiu tomach.
Pierwszym francuskim tłumaczeniem (częściowym) jest tłumaczenie Gustave’a Lefebvre’a, który fragmenty tegoż papirusu w 1956 r. zawarł w Eseju o medycynie egipskiej epoki faraońskiej.
W 1987 roku Paul Ghalioungi opublikował nowe tłumaczenie na język angielski.

Poza leczniczymi i kulinarnymi zastosowaniami szafran stosowany był także do barwienia tkanin (głównie w Chinach i Indiach), a także w perfumerii.

Co szafran zawiera

Szafran, zwany popularnie krokusem – Crocus sativus L., zaliczamy do rodziny kosaćcowatych.

Słupek szafranu zawiera ok. 2% barwnika – krocyny.[1] Smak i aromat szafranu pochodzi od pikrokrocyny, której jest 3-4% oraz safranalu uwalnianego z pikrokrocyny w trakcie suszenia w gorącym powietrzu, gotowania i parzenia.

W dawnej medycynie i ziołolecznictwie ludowym

W dawnej medycynie i ziołolecznictwie ludowym szafran ma długą historię, stosowano go w: skąpym miesiączkowaniu, bólach menstruacyjnych, problemach menopauzy, przewlekłych biegunkach, zaburzeniach trawienia, skurczach jelit, nerwobólach, gorączce, nerwicy, lękach, depresji, padaczce, obniżonym popędzie płciowym, dychawicy oskrzelowej… Szafran także był cenionym środkiem moczopędnym. Później medycy odkryli, że szafran hamuje nowotwory, zapobiega mutacjom. Może dlatego promotorzy depopulacji starają się byśmy szafranu nie znali i nie stosowali.

Odporność, długowieczność, dobry wzrok

Szafran wspiera układ odpornościowy także w zagrożeniach infekcjami. Utrzymuje mózg w sprawności, spowalnia starzenie, usprawnia pamięć i koncentrację. Zapobiega utracie wzroku w starszym wieku i odwraca rozwój chorób powodujących ślepotę. Naukowcy wykazali, że szafran cudownie wpływa na geny regulujące działanie komórek wzrokowych, chroni je przed uszkadzaniem, spowalnia, a nawet odwraca bieg chorób oślepiających, takich jak zwyrodnienie plamki żółtej.

Naukowcy potwierdzają wiedzę naszych przodków o właściwościach szafranu, a te chroniące wzrok tłumaczą wpływem na geny regulujące zawartość kwasów tłuszczowych błon komórkowych, przez co komórki wzroku stają się twardsze i bardziej odporne. Na zwierzętach dowiedli, że dieta szafranowa chroni oczy przed szkodliwym działaniem jasnego światła (co nam doskwiera gdy wychodzimy na słońce) i poprawia wzrok nawet w takich chorobach oczu jak barwnikowe zwyrodnienie siatkówki, które nawet u młodych ludzi może powodować trwającą całe życie ślepotę. Po podaniu szafranu ludziom cierpiącym na związane z wiekiem zwyrodnienie plamki żółtej (powodujące częściową lub całkowitą utratę wzroku) były widziane objawy regeneracji komórek nawet u osób w starszym wieku.

Szafranowa sprawność psychiczna i fizyczna

Szafran działa uspokajająco, znosi nerwice wegetatywne, obniża napięcie mięśni (szkieletowych i gładkich), uspokaja drżenie i pobudzenie ruchowe. Nie upośledza procesów psychicznych i koncentracji jak współczesne leki, lecz usprawnia koncentrację, znosi objawy depresji i stresu, poprawia proces zapamiętywania i odtwarzania informacji.
To, co już starożytni wiedzieli o szafranie i do czego szafran od dawna wykorzystywali teraz potwierdzają naukowcy, polecający go kobietom zmagającym się z występującymi przed miesiączką dokuczliwymi objawami, naukowo nazywanymi „zespołem napięcia przedmiesiączkowego” i wszelkich zaburzeń miesiączkujących z drażliwością, bólem głowy, poczuciem niepokoju.

Afrodyzjak

Szafran pobudza płciowo, więc uważany jest za afrodyzjak. Wzmaga ukrwienie narządów płciowych dzięki temu zwiększa doznania u obu płci.

Komu niewskazany

Zazwyczaj przy wielu środkach niedostatecznie zbadanych podawana jest formułka by nie podawać ciężarnym, karmiącym i dzieciom. Ja pomijam  takie formułki bo nie polecam leczenia, lecz rozsądne wykorzystywanie przypraw w potrawach. Jednakże nikt nie może czuć się zwolniony z odpowiedzialności za każdy swój krok. Działanie każdego składnika każdej potrawy masz znać we własnym interesie. Wtedy żadne leki nie będą Ci potrzebne. Każdy problem możesz zażegnać żywnością. W myśl mędrca uważanego za ojca medycyny: Niech pożywienie będzie lekarstwem. Do zobaczenia w świecie zdrowia dzięki żywności.

[1] Krocyna to ester krocetyny z dwoma cząsteczkami gentiobiozy.

Komu, czego, po co, kiedy, ile? [177]

Od stałego komentatora Krzysztofa, który nie chce wydorośleć do samodzielności dostałem taki komentarz: „Pyłek jest znakomity, pierzga chyba jeszcze lepsza. Ale co to znaczy w odpowiednich ilościach?

Cwaniaczek nigdy nie wsparł mnie i mojej pracy, a odpowiedzialność za swoje wyczyny usiłuje przerzucać na mnie. Aby go pobudzić do myślenia odpowiedziałem: „Tyle, żeby nie pęknąć jak smok wawelski. Gdyby barana tylko polizał toby żył do dziś, bo jak powszechnie wiadomo smoki są nieśmiertelne.” W rozwinięciu tej myśli należałoby dodać: o ile unikają pasz faszerowanych śmiercionośnymi truciznami od depopulatorów.

No i biedaczek dalej usiłuje na mnie przerzucać odpowiedzialność za swoje chore wywody: „Czyli raczej nie przedawkuje się i można śmiało rozpuścić w wodzie 3 łyżki pyłku na dobę.” Odpowiadam tutaj, bo nie tylko do niego słowa te kieruję. Jego pytania i zachowanie traktuję jako inspirację, bo temat ważny, poważny i wielowątkowy.

Pytający operuje hasłami jakby nie rozumiał, że „pyłek” to puste słowo, podobnie jak „samochód”. Takie słowo nie znaczy nic dopóki nie dodamy tego, co faktyczną treść stanowi. To czy jakiś samochód jest dobry zależy:
1 dla kogo?
2 do czego?
3 kiedy?

To oczywiste, że do zabawy wybierzemy inny niż do transportu. A nawet jeśli wybierzemy do transportu to inny do paliw, inny do materiałów sypkich, inny dla ludzi, inny dla zwierząt, a jeszcze inny do gaszenia pożaru. Nawet jeśli wybór zawęzimy do aut osobowych to dalej będzie inny do krótkiej przejażdżki, inny do wyjazdu na wczasy, a inny do wyczynów sportowych. I nie tylko o ilość miejsca i komfort odpowiedni do przeznaczenia chodzi; są ważniejsze kryteria. Przy samochodzie to raczej zrozumiałe i posiadacze aut nie chwalą się pustym słowem, lecz uściślają nawet o kolor i rok produkcji, że nie wspomnę o marce i modelu. A przecież wszystkie współczesne samochody mają po cztery koła, kierownicę i poduszki bezpieczeństwa.

Krzysztof pytając o pyłek „zapomniał” doprecyzować jaki pyłek. Więc teraz ja zapytam: Twój czy mój? Ja mam wydobyty z komórek plastra, pszczoły ubijały go tam główkami i wzbogacały enzymami i katalizatorami. Ma jednorodną ciemną barwę i sześciokątny kształt – kształt komórki plastra. W sprzedaży nie ma takich rarytasów. Mój rarytas jest od życzliwego bartnika. Miewałem też  kolorowe kuleczki, od żółtych, pomarańczowych, poprzez niebieskie, granatowe aż do czarnych. Bezpośrednio od pasjonata, fachowca, pogodnego, życzliwego.

A jakim „pyłkiem” Krzysztof się chwali? Przemysłowym, brutalnie wydzieranym pszczołom za pomocą podbieraczek, przez które pszczółki przeciskają się by urobek wnieść do ula? Te urządzenia nie tylko obdzierają pszczoły z pyłku, także obdzierają pszczółkom brzuszki, nóżki, skrzydełka.

No więc Krzysztof ma jakiś „pyłek”. „Zapomniał” biedaczek wspomnieć nie tylko jaki, ale także skąd to coś pochodzi. Zapewne z  przemysłowych plantacji rzepaku, gryki, facelii…  Randapowanych, bo nie ma innych. Suszony przemysłowo,  szybko, w temp. 65 stopni C i więcej? Zazwyczaj w mikrofalówce. Kupiony w małym sklepiku, gdzie stał koło kaloryfera czy w wielkim, gdzie stał koło proszków do prania? Przemarznięty w hurtowni urządzonej w blaszanym, nieogrzewanym garażu? Przywieziony z ogromnej hali wraz z chemikaliami do zabijania? Ładowany przez magazynierów przeklinających pracodawcę, politykę i swoje życie? Transportowany, przerzucany, rozładowywany rzez bluźnierców? Przechodzący przez wiele łap zaszczypawkooowanych?

No więc różne Krzysztofy mają coś, co nazywają „pyłkiem”. Być może nawet ich pyłek jest lepszy od mojego, może nawet najlepszy na świecie. Ale co z tego, skoro nie wiedzą co mają, w jakich warunkach to powstawało, w jakich było magazynowane, czy zachowało jakieś wartości.

Ile tego i jak to stosować? Pszczoły doskonale wiedzą ile i wiedzą jak. Uważające się za koronę stworzenia ludziki nie wiedzą ani tego co wie krowa, ani tego co wie pszczoła? Nie będę dociekł na ile z ignorancji, braku rozsądku, a na ile z próżniactwa… Komuś zależy żebyśmy dużo żarli.  Każdego produktu. Przemysłowych „pyłków” też. Bo czym więcej żremy tym bardziej się zniewalamy. Niewolnicy kupują żeby żreć i żrą żeby kupować. A wszystko po to, by więcej wydawać i na coraz większe wydatki coraz więcej pracować i coraz więcej swego wynagrodzenia oddawać.

Po pracy, a często także w tracie, oglądają bzdury i tworzą fanaberie, bo im producenci i sprzedawcy wmawiają, że jak więcej to lepiej. Lepiej dla produkujących i sprzedających. Nie dla rozumnych. Jakże wielu, nawet wykształconych nie dostrzega, że marketing to sztuka oszukiwania. Wyjaśnia to doktor Jaśkowski, którego przecież oglądają. Oglądają, ale nie słuchają, a jeśli nawet słuchają to nie rozumieją.

Chcesz mieć sukcesy zdrowotne to dostarczaj organizmowi:
1. to, czego organizm potrzebuje, a nie co chcą Ci sprzedawać;
2. tyle, ile organizm potrzebuje, a nie ile chcą Ci sprzedawać;
3. wtedy, kiedy organizm potrzebuje, a nie kiedy chcą Ci sprzedawać.
4. w jakiej formie? Wybieraj jak najbardziej zbliżoną do aktualnych potrzeb i możliwości organizmu. Czym bliższa tym mniejsze obciążenie. Czym mniej angażujesz organizm na przetwarzanie i wydalanie tym więcej zostanie Ci energii na dłuższe i zdrowsze życie.

Czym jest pyłek i do czego służy pszczołom? One to wiedzą i stosują zgodnie z przeznaczeniem. Gdyby pytający sam pożywienie przygotowywał to też by wiedział. Ale on kupuje. Kupuje dużo bo dużo zarabia, a zarabia dużo, żeby dużo kupować. Kupując wybiera tak zwane „lepsze”, ale co w tym lepszego? Fikuśny słoiczek? Mieniąca się kolorami naklejka z wytłaczanymi literkami i obrazkiem?

Przyjmując na wiarę co Ci wmawiają stajesz się ich niewolnikiem. Do tej pory powinieneś rozumieć już czym jest wiara. Wolni kierują się Wiedzą, a Wiedza opiera się ma doświadczeniu. Internet pełna[1] jest wiadomości, nie ma w niej Wiedzy. Wiedzę nabywamy przez doświadczenie!

Internet to największy śmietnik. W śmietnikach zdarza się znaleźć coś cennego, jednakże selekcja jest pracochłonna i kosztowna. Ten śmietnik jest tak wielki i ciągle się rozrasta, że na jego choćby pobieżne przekopanie życia Ci nie starczy. Nie marnotraw życia na przegrzebywanie śmietników! Wszystko co Ci potrzeba by utrzymać w sprawności swój organizm/ciało czyli kosmiczny skafander dla duszy masz w sobie. Twoja dusza wie po co tu przybyła, czego jej potrzeba i skąd to czerpać. Wielu powtarza gdzieś zasłyszane: „w zdrowym ciele zdrowy dych”, ale czy rozumieją te słowa? Aby ułatwić rozumienie przestaw szyk słów w tym zdaniu: zdrowy dych w zdrowym ciele.

Kolorowe kuleczki, które widzisz w słoiczku składają się z cząsteczek niewidocznych gołym okiem. Zrozumiesz gdy obejrzysz je pod mikroskopem. Wartości zawarte w tych mikroskopijnych cząsteczkach przyswoisz po ich roztarciu i połączeniu z katalizatorem. A co jest najlepszym katalizatorem dla tego produktu? Pszczoły to wiedzą i stosują. Od nich się dowiesz; obserwuj je.

Z trzech dużych łyżek rozpuszczonego w wodzie pyłku kwiatowego, nazywanego pyłkiem pszczelim przyswoisz znacznie mniej wartości niż z jednej małej łyżeczki roztartego i połączonego z pierzgą i miodem.

Pyłek jest białkiem, a komuś zależy byś białek nadużywał. Co z tego, że to białko lepsze od innych? Najpierw sprawdź czy potrzebne. A jeśli potrzebne to:
1 do czego?
2 w jakiej ilości?
3 kiedy?
4 w jakiej formie?

Zanim sięgniesz po cokolwiek wpierw odpowiedz sobie na powyższe pytania. I zrozum wreszcie, że nigdy nie uda Ci się obciążyć mnie odpowiedzialnością za Toje pajacowanie. A jeśli zdecydujesz się na eksperyment zjadania przez 120 dni po trzy łyżki dziennie rozmąconego w wodzie produktu, który nazywasz „pyłkiem’ to porównaj parametry krwi sprzed tego eksperymentu z parametrami krwi po tym eksperymencie. Chwal się wynikami, wyciągaj wnioski, pisz co osiągnąłeś i czy było warto. A teraz żegnaj do czasu aż pochwalisz się wynikami pyłkowej kuracji. Natomiast za dotychczasowe angażowanie mnie w Twoje merkantylne interesiki chcę dostać tę oto książkę.

Nie jest to jej reklama; trafiłem na tę fotkę podczas wyszukiwania obrazka do tego artykułu. Nie znam tej książki i dlatego chcę ją poznać.

Popatrz jeszcze na trud wydobywania nektaru i zbierania  pyłku i wio do zamówienia dwóch książek: jednej dla mnie, drugiej dla siebie.

Do zobaczenia za siedem lat. Tyle potrzeba na przemianę w idealnych warunkach. Jeśli masz idealny pyłek, idealną żywność, idealne warunki to siedem lat wystarczy.  Zapraszam za siedem lat, wówczas będziesz miał szansę przekonać czytelników na ile wszystko po co sięgałeś i co z tym robiłeś było tego warte.


[1] od ‘net’ = sieć, a więc rodzaj żeński, bo to ona, nie on.

Pożegnaj osteoporozę, odwapnienie i inne przewlekłe stany nazywane chorobami [176]

Przewlekłe chorowanie dzięki medykom i medykamentom
zastąp samodzielnym dbaniem o swój organizm

Jeszcze w roku 1908, a więc zaledwie jedno stulecie temu, było tylko osiem chorób i dwanaście lekarstw, w tym dziesięć naturalnych. Dawniejszymi lekarstwami była żywność. Naturalna! Przemysłowej jeszcze nie było. Dziś rozpowszechniana jest przeogromna ilość przemysłowych trucizn, głównie syntetycznych, nazywanych „lekami” i „żywnością”. To po nich chorujących przybywa w zatrważającym tempie.

W dzieciństwie i młodości stulatków i do tego w pełnym zdrowiu, a także taki wiek na klepsydrach widywałem często. Wśród osób, którym regenerowałem biodra i kręgosłupy było wielu w wieku ponad 90 lat. Dziś osób w takim wieku nie spotykam, a przewlekle chorują osoby w wieku średnim, a często także młodzież i dzieci. Mimo iż większość nigdy nie spotkała stulatka wbrew faktom i logice głoszony jest pogląd jakobyśmy żyli coraz dłużej. Jakże wielu wpada w pułapkę wiary. Oto jeden z przykładów jak wiara ogłupia i zabija.

Życie przewlekle chorujących obraca się wokół medyków, aptek, medykamentów, często pod wpływem internety, gdzie szukają „lepszych” medyków i „lepszych” medykamentów.

Żadne choroby nie wynikają z ilości przeżytych lat! Większość przewlekle chorujących choruje wskutek długotrwałego przeciążania organizmu przeogromną ilością medykamentów, którymi zatruwali organizm oraz czasu wyniszczania przemysłowymi medykamentami niesłusznie nazywanymi „lekami” (bo nie leczą lecz wywołują choroby) i przemysłową paszą niesłusznie nazywaną „żywnością” (bo nie żywi lecz wywołuje choroby).

Ludzie starzeli się od zawsze, ale nigdy nie wprowadzali do organizmu tylu trucizn, nigdy wraz ze starzeniem nie przybywało tak wielu jednostek chorobowych, nigdy nie było tylu cierpiących przewlekle.

Jedną z nagłaśnianych medialnie jednostek chorobowych jest „osteoporoza”. Nazw chorób kości jest wiele: osteopenia[1], osteomalacja[2], osteoliza[3], osteodystrofia[4]… Nazwy niby różne, ale wspólne dla wszystkich jest odwapnienie kości[5], często przy nadmiarze wapnia w innych miejscach: naczyniach krwionośnych, płucach, mózgu, włosach… Z braku zrozumienia i pod wpływem karteli tworzących cywilizację chorowitków i kształtujących politykę chorowania (pokrętnie nazywaną „zdrowotną”) wiele różnych chorób medycy nazywają wspólną nazwą: „OSTEOPOROZA”. Nie zatrzymuję się na tych manipulacjach, bo moim celem jest pokazać możliwość uwolnienia się od chorób, niezależnie jak byłyby nazywane i jak długo by trwały.

Przed kilkunastu laty statystyki podawały, że osteoporoza przysparza cierpień ponad 100 milionom ludzi na świecie, ponad połowie emerytów i co czwartej kobiecie po menopauzie. Plaga chorób zwanych „cywilizacyjnymi”, wraz z „osteoporozą” rośnie w zastraszającym tempie. Jest to przerażające i przygnębiające, tym bardziej, że publikowane dane są zaniżane, a świadomość chorujących maleje pod wpływem tych, którym zależy by było jak najwięcej chorujących, by mieli komu sprzedawać trujące „leki” i wyniszczające usługi pseudomedyczne.

Osteoporoza i wiele innych chorób powodowane są niedoborami minerałów, witamin i BIAŁEK. W chorobach nazywanych osteoporozą mamy do czynienia z ubywaniem masy kostnej i zaburzeniami struktury kości przez co kości stają się kruche i podatne na złamania. Na chwilę zostawmy to, czy choroba powoduje utratę kości, czy utrata kości powoduje chorobę. Ambitni czytelnicy pewnie już to odkryli, a po tym artykule zapewne odkrywców będzie więcej.

Co trzecia Polka i co dziesiąty Polak doświadczą złamania kości spowodowanego osteoporozą. Dla wielu z nich stanie się ono przyczyną trwałego kalectwa, a dla niektórych nawet śmierci. Złamania szyjki kości udowej są do najbardziej niebezpiecznymi. Wskutek powikłań spowodowanych tym złamaniem w ciągu roku umiera co 5. kobieta i co 4. mężczyzna. Z osób, które przeżyją, aż 50% stanie się niepełnosprawnymi. To prawdziwa epidemia. Liczba chorych jest ogromna, a ryzyko złamania szyjki kości udowej jest wyższe niż wystąpienie raka sutka, macicy i jajników łącznie, a śmiertelność z tego powodu jest większa niż z powodu raka piersi.

Dlaczego tak się dzieje? Przez całe dziesięciolecia lekarze zalecali – szczególnie kobietom – przyjmowanie suplementów wapnia. Każdemu z nas, gdy byliśmy dziećmi, kazano w tym celu pić mleko. Chcesz mieć mocne kości – potrzebujesz wapnia. To wydawało się słuszne, jednakże medycy byli w błędzie. Nie usprawiedliwia ich, że pod wpływem producentów. Wiele badań dowiodło, że wapń – choć ważny – nie gwarantuje mocnych kości, a suplementacja wapnia zgodnie z zaleceniami medyków nie wzmacnia kości, a zwiększa ryzyko zawału serca aż o 30%.

Wymownym przykładem jest przypadek pani Krystyny z pewnej wsi, położonej wśród lasów. Była tam studnia wykuta w skale. Drążyły ją dwa pokolenia. Wodę miała czystą, smaczną, zdrową. Będąc nastolatkiem wyprawiałem się rowerem do tej śródleśnej wioski z fenomenalną studnią. Podziwiałem tam ludzi, czerstwych i życzliwych oraz ich ogródki kwiatowe za niskimi płotkami. Teraz, pół wieku później, studnia jest nakryta płytą betonową, a wodę z randapem, glifosatem, bakteriami e-koli, azotanami i innymi trującymi paskudztwami dostarcza wodociąg. Mieszkająca tam pani Krystyna okazała się matką kolegi ze szkoły. Dopóki jadała prawdziwe masło i przeróżne dary natury była sprawna i zdrowa. Odkąd syn zaopatruje matkę w pszeniczne pieczywo, margarynę, herbatę, którą ona pija do każdego posiłku Jej kości rzedną, kruszeją i nie wytrzymując ciężaru filigranowej, zasuszonej kobiety, pękają z trzaskiem, a pani Krystyna traci równowagę, upada, trafia do szpitala, a medycy kłamią, że kości łamią się wskutek upadków. Pani Krystyna po zrośnięciu złamanej kości i długiej pseudorehabilitacji, bo cóż to za rehabilitacja bez zamiany śmieciowej paszy na regenerującą żywność, wróciła do domu. Już na drugi dzień ponownie usłyszała trzask i upadła, a medycy ponownie to samo. Czyżby nie rozumieli, że szyjki kości udowych pękały z powodu ich kruchości, a upadki następowały po złamaniach? A może celowo kłamią po to, by dalej niszczyła kościec pszenicą, margaryną i herbatą i wracała do nich?

Dlaczego kości pani Krystyny skruszały? Jej pokarmy od dawna nie zawierały witamin, a nadużywana herbata dodatkowo wypalała ich skromne resztki, szczególnie te z grupy B. Ten temat poruszałem w różnych miejscach, więc uważnym sympatykom i obserwatorom moich wypowiedzi zapewne jest znany. A kto ma niedosyt wiele znajdzie na stronie www: ambasadorzdrowia.pl

https://ambasadorzdrowia.pl/blog/

Kości stanowią nie tylko konstrukcję nośną; spełniają wiele funkcji, od najbardziej znanej podporowej, związanej z poruszaniem się, utrzymywaniem kształtu ciała, ochroną narządów, poprzez mniej znaną – krwiotwórczą, aż do najmniej znanej – metabolicznej.

Funkcja podporowa. Szkielet kostny utrzymuje całe ciało, określa kształt ciała, a wraz z układem mięśni i ścięgien realizuje funkcje ruchowe. Niektóre kości chronią narządy, kości czaszki osłaniają mózg, kości kręgosłupa osłaniają rdzeń kręgowy, żebra połączone z kręgami piersiowymi osłaniają płuca, serce wraz z oplatającymi je naczyniami wieńcowymi…

Funkcja krwiotwórcza. Wewnątrz kości mamy szpik. Jest go ok. 4 kg. Pełni funkcje krwiotwórcze – wytwarza wszystkie rodzaje krwinek.

Funkcja metaboliczna. Jest to tzw. metabolizm banku jonów, głównie wapnia i fosforanów. Od stężenia jonów wapnia w krwi zależy wiele procesów w naszym organizmie, np. przewodnictwo nerwowe, kurczliwość mięśni, przepuszczalność błon komórkowych, wydzielanie hormonów, krzepnięcie krwi… Dla prawidłowego funkcjonowania organizmu niezbędne jest prawidłowe stężenie jonów wapnia w krwi.

Nasz organizm posiada wspaniałe mechanizmy samoregulujące. Zapobiegają one m.in. powstawaniu znacznego niedoboru wapnia (hipokalcemii). Wapń w naszym organizmie jest pierwiastkiem nie tylko budulcowym, ale także REGULACYJNYM.

W organizmie człowieka dorosłego znajduje się średnio ok. 1,2 kg wapnia. Prawie 99 % w szkielecie, zębach, paznokciach, a 1% w tkankach i płynach ustrojowych, głównie w osoczu krwi. Ok. 48 % wapnia w krwi ma postać zjonizowaną (46 % w powiązaniu z białkami, reszta w kompleksach z cytrynianami, fosforanami i białczanami). Wchodzące w skład kośćca i zębów sole wapnia zapewniają im twardość i sztywność. Elastyczność i wytrzymałość kościom zapewnia inny pierwiastek – krzem, ale to omawiam oddzielnie.

W okresie wzrastania stopniowo uwapniają się kości i około 20. roku życia około 90 % masy kostnej jest już uformowane. Około 35. roku życia kościec osiąga maksymalną masę i maksymalne wysycenie wap­niem. Odtąd masy kostnej zaczyna ubywać. Początkowo ok. 1 % rocznie, a kilkanaście lat po menopauzie nawet 10 % rocznie. Mimo iż użyłem obiegowego terminu „po menopauzie” to bardziej niż od menopauzy zależy to od wielu czynników powszechnie lekceważonych i pomijanych.

Ponieważ wapń jest niezbędny dla utrzymywania prawidłowego ciśnienia krwi, przewodnictwa nerwowego i innych procesów fizjologicznych w przypadku jego niedoboru w krwi pobierany jest z kości.

W ciągu życia kości ulegają ciągłej przebudowie, wapń jest pobierany i uzupełniany. Po 35. roku życia proces ten nie jest w pełni zrównoważony.

Jony wapnia biorą udział w tworzeniu i utrzymywaniu pobudliwości tkanek, przewodzeniu bodźców (w tkance nerwowej) wspomagając uwalnianie neuroprzekaźników (substancji przenoszących informacje pomiędzy komórkami nerwowymi). Uczestniczą w podtrzymywaniu tonusu spoczynkowego mięśni, także mięśnia sercowego, oraz w kurczliwości włókien mięśniowych. Przy niskim stężeniu wapnia w płynach tkankowych powstaje nadwrażliwość komórek nerwowych i skurcze mięśni. Zdarza się to przy dużym wydaleniu wapnia z organizmu, np. wyczerpujących wysiłkach fizycznych.

Wiele (większość) hormonów i enzymów może oddziaływać na narządy tylko w obecności jonów wapnia. Jedna z najważniejszych reakcji odpornościowych organizmu, antygen-przeciwciało zależy od obecności jonów wapnia. Wapń jest aktywatorem procesów krzepnięcia krwi. Bierze udział w tworzeniu hemoglobiny i utrzymywaniu równowagi kwasowo-zasadowej. Uczestniczy w zachowaniu prawidłowego ciśnienia krwi (zapobiega powstawaniu nadciśnienia tętniczego).

Choroby serca i cukrzyca także mają związek z zaburzeniami w metabolizmie wapnia. Prawidłowy poziom wapnia w krwi z jednoczesnym zachowywaniem proporcji równowagi pomiędzy ilością wapnia i magnezu utrzymuje niski poziom cholesterolu w krwi i przeciwdziała miażdżycy. Proszę zauważyć głupotę zbijania cholesterolu i spekulacje zdemoralizowanych medyków zabijających sterydami.

Wapń bierze udział w utrzymywaniu w dobrym stanie błon komórkowych, tkanki łącznej, uczestniczy w przenikaniu składników odżywczych do komórek. Prawidłowa ilość wapnia przeciwdziała przenikaniu do organizmu toksycznych metali: ołowiu, kadmu, rtęci, berylu, arsenu…

Niedobór wapnia w organizmie ogranicza lub uniemożliwia przebieg wielu procesów życiowych – nie tylko wyżej wspomnianych. W przypadku niedoboru wapnia w kościach i zębach osadzają się tam ołów i inne toksyczne metale. Dochodzi też do uszkodzenia komórek układu nerwowego… Konsekwencją niedoboru wapnia jest też agresja, drażliwość, zahamowanie rozwoju intelektualnego – często spotykane u dzieci w fazie ich intensywnego wzrostu.

Natomiast nadmiar wapnia zaburza metabolizm witaminy K, utrudnia przyswajanie magnezu, żelaza, cynku…, powoduje jego odkładanie się w naczyniach krwionośnych, nerkach i innych narządach… Przy nadmiarze wapnia nerki ciężej pracują nad jego filtrowaniem. Pojawia się nadmierne pragnienie, częste oddawanie moczu, rozstrój żołądka, nudności, wymioty, zaparcia. Nadmiar wapnia zakłóca pracę mózgu, powoduje dezorientację, letarg, zmęczenie… Może poznając te fakty zaczniesz wreszcie rozumieć powody ogłupiania wapniową psychozą, by leczyć, leczyć, leczyć do końca życia i nawet po śmierci. Nie rozumiesz, że pacjent wyleczony to klient stracony?

Uściślić należy, że wymienione zaburzenia powoduje nie tylko nadmiar wapnia, także stany zapalne, uszkadzania tkanek przez wolne rodniki, nadmiar węglowodanów w diecie (obsesja unikania tłuszczy), niski poziom magnezu i wiele innych czynników.

Człowiek zdrowy bez niedoborów wapnia przyswaja tylko 20-30 % wapnia z pożywienia. Dzieci, kobiety w ciąży i okresie laktacji, a także niektórzy chorzy przyswajają więcej wapnia. Po menopauzie przyswajalność wapnia zmniejsza się do zaledwie kilku procent. Jednakże zwiększanie ilości spożywanego wapnia ponad potrzeby organizmu nie zwiększa jego przyswajania, ponieważ istnieje bariera jelitowa regulująca ilość przyswajanego wapnia.

Wchłanianie wapnia w przewodzie pokarmowym wspomaga witamina D, mleczany, cytryniany, a utrudniają związki glinu, fosforany (dodawane do przemysłowych produktów spożywczych, napojów gazowanych i leków), nadmiar magnezu, potasu, stront.

Wapń znajdujący się w warzywach jest słabo przyswajany, gdyż warzywa zawierają błonnik i kwas szczawiowy. Słabym źródłem wapnia są też produkty zbożowe, zawierające dużo fosforu w postaci kwasu fitynowego, który tworzy z wapniem nieprzyswajalne związki.

Próby ustanawiania norm ilościowych optymalnego spożywania wapnia są nieporozumieniem, bowiem należy uwzględniać stopień przyswajania w każdym indywidualnym przypadku. Typ przemiany materii kształtowany jest przez dietę, funkcje endokrynne, trawienie, czynniki wywołujące stres (stresory) i sposób reagowania na nie. Ci, w których organizmie dominuje szybki metabolizm powinny unikać produktów przyspieszających tempo przemian metabolicznych, a do takich należą: pszenica i jej przetwory, indyk, kurczak, wołowina, cukier, miód, dżemy… Natomiast ci, w których organizmie dominuje wolny metabolizm (w naszej strefie geograficznej jest ich większość) powinny unikać artykułów zawierających wapń jako zwalniających tempo przemian metabolicznych. Niestety wiedza ta jest trudno dostępna, gdyż lobby mleczne i farmaceutyczne promują psychozę spożywania ogromnych ilości wapnia w jego najgorszej formie – jogurtów i innych przemysłowych przetworów mlecznych. Te nienaturalne, wielkoprzemysłowe, nasycone konserwantami paskudztwa nie tylko nie służą zdrowiu, ale wręcz go odbierają poprzez zaśmiecanie produktami, których nie trawimy i obciążanie organizmu na ich przetwarzanie i wydalanie lub odkładanie.

Komitet Żywienia Człowieka PAN proponując normy dzienne przyjął 15 %. wielkość strat wapnia w technologicznych procesach przetwórstwa żywności. Wg tych bzdurnych założeń zaleca: 0,6-0,8 g dla niemow­ląt, 0,9 g dla dorosłych, 1,4 g dla kobiet w ciąży, 1,7 g w okresie laktacji. Także 1,7 g w leczeniu osteoporozy, choć faktem jest, że nikogo jeszcze nie wyleczono z osteoporozy zwiększonym spożyciem przetworów mlecz­nych i preparatów wapniowych. Natomiast powszechne jest pogłębianie patologii spożywaniem przetworów mlecznych i preparatów wapniowych. Paradoksem jest fakt, że większość cierpiących na osteoporozę nadużywa przemysłowych przetworów mlecznych. Niezależnie od zawartości wapnia nie są one przyswajane przez or­ganizm dorosłego człowieka. Są szkodliwe. Służą tylko reklamodawcom i handlowcom.

Dziobowate narośla na kręgach kręgosłupa (osteofity) i przegubach palców, zarastanie przestrzeni międzystawowych, twardnienie i kruchość naczyń krwio­nośnych i wiele innych zwyrodnień powoduje nie niedobór lecz NADMIAR wapnia!

Poza tym rozważanie powyższych kwestii przez pryzmat wapnia także jest nieporozumieniem. Aby nasz organizm odniósł pożytek z wapnia musi towarzyszyć mu magnez, krzem i inne pierwiastki. Z kolei aby wapń wbudował się w kości niezbędny jest bor, którego wpływ na metabolizm, wapnia, fosforu i fluoru nie jest dokładnie poznany. Boru i wielu innych pierwiastków nie ma w naszej żywności z powodu kilkudziesię­cioletniego wyjaławiania gleby gospodarką rabunkową, przez nawożenie tylko azotem, fosforem i potasem. Nasz organizm potrzebuje kilkudziesięciu pierwiastków, a rośliny ich nie dostarczają, bo w glebie nie ma ich od dawna.

Dobrymi źródłami wapnia i magnezu oraz innych cennych biopierwiastków są migdały, orzechy, figi, żółtka jaj, buraki (szczególnie zakwas z buraków[6]), kapusta, kalarepa, szpinak, jarmuż, brokuły, natka pietruszki, czosnek, soja, seler, fasola, ryby (zwłaszcza zjadane z ośćmi).

Spośród przetworów mlecznych dopuścić można jedynie zsiadłe mleko, serwatkę, maślankę. Odtłuszczone mleko, jogurt itp. przemysłowe przetwory zatruwają (mimo iż mogą zawierać wzmagającą wchłanianie wapnia laktozę). Mleko i produkty mleczne zawierają kazeinę[7], a kazeina to KLEJ. Kazeinowy klej zamula i skleja kosmki jelitowe. Człowiek nie posiada enzymów rozkładających kazeinę.

Żadne zwierzę na świecie nie spożywa w dorosłym życiu mleka i jego przetworów, a tym bardziej mleka niższego gatunku jak czynią to omamione reklamami osobniki ludzkie, zarozumiale nazywające siebie „koroną stworzenia”. Skład mleka (ilościowy i jakościowy) przystosowany jest do potrzeb rozwojowych danego gatunku[8].

Wchłanialność wapnia w jelitach wynosi 0,1-0,5 g na dobę. Natomiast wydalanie wapnia z organizmu na dobę wynosi: 0,1-0,5 g przez przewód pokarmowy, 0,1-0,3 g z moczem, 0,02-0,03 g przez płuca i skórę.

Funkcje rezerwuaru i stabilizacji poziomu wapnia w krwi pełnią kości. Na dobę może odłożyć się w nich 0,6-1,5 g i tyle też może być uwolnione. Odbywa się to przy współudziale takich regulatorów gospodarki wapniowej, jak witamina D, parathormon[9], kalcytonina[10].

Niedobór lub zakłócenia wchłaniania wapnia powodują jego większe uwalnianie z kości. Na stężenie wapnia w krwi wpływają też fosforany, magnez, fluor, estrogeny, oraz przeróżne czynniki.

Niektórzy mówią, że szczytowa masa kości jest genetycznie zaprogramowana i wielu wykorzystuje takie poglądy by usprawiedliwiać chorobę. W żadnym razie nie wolno usprawiedliwiać choroby, bowiem niezależnie od uwarunkowań genetycznych nasza dbałość może znacznie zwiększyć masę kości, a niedbałość może ją obniżyć nawet o więcej niż 50 %. Poza tym znacznie ważniejszy od masy kości jest ich skład che­miczny, a to zależy od odżywiania.

Proces uwapnienia kości zależy od stężenia jonów wapnia w płynie pozakomórkowym tkanki kostnej i optymalnych ilości magnezu, fluoru, cynku i fosforu, które współdziałają w tworzeniu tkanki kostnej. Dlatego do budowy prawidłowej struktury kości konieczne jest odżywianie biologicznie czynnym pokarmem natural­nym, bogatym w sole mineralne. Jednak istotniejsze od dostatecznej ilości wapnia, magnezu, fluoru, fosforu, witaminy D, są PROPORCJE poszczególnych soli mineralnych.

Proces tworzenia tkanki kostnej przebiega prawidłowo gdy stosunek wapnia do fosforu wynosi 1:1, a wapnia do magnezu 1:0,6. Gdy wapnia jest mniej powstaje nadczynność gruczołów tarczycy, zwiększa się wydzielanie kalcytoniny, jednego z hormonów stymulującego procesy kościogubne. Gdy pokarm dzieci jest ubogi w tłuszcze pojawia się niedobór witaminy D, co prowadzi do krzywicy.

Kości zbudowane są z dwóch tkanek, z których ta o strukturze zbitej i twardej otula tę o strukturze gąbczastej. Najtwardsze i najmocniejsze są kości długie, które mają więcej tkanek o strukturze zbitej. Aby zachować prawidłowość struktury kostnej należy zapewnić organizmowi dostateczną ilość budulca (minerałów). Dzienne zapotrzebowanie na wapń wynosi od 0,5 g w niemowlęctwie do 1,5 g w czasie ciąży i starzenia się. Niestety dzienna podaż wapnia we współczesnych dietach wynosi zaledwie 0,3‑0,4 g, a więc diety te są niedoborowe.

Niedobór wapnia ujawnia się z biegiem czasu, ale w dotkliwej formie. Skutkiem może być rzeszotnienie kości, zmniejszanie się ich masy, degeneracja struktury kostnej, a to zwiększa ryzyko złamań.

Warto podkreślić, że mimo spożywania zalecanych dawek wapnia jego przyswajalność bywa niepełna i zakłócana, szczególnie gdy dieta zawiera dużo fosforanów, znajdujących się w serach żółtych i topionych, coca coli, napojach przemysłowych, środkach spulchniających ciasto, oraz wskutek picia kawy, herbaty, alkoholu, zażywania leków, szczególnie zawierających glin (np. na nadkwasotę).

Czynniki wpływające na powstawanie i rozwój osteoporozy i wielu innych chorób:

  • mało aktywny (nieruchliwy) tryb życia w pracy i czasie wolnym,
  • dieta uboga w wapń, magnez, fosfor, witaminę D, białko,
  • dieta bogata w wapń, ale z dysproporcją magnezu, fosforu, witaminy D, białka…,
  • pszenica, cukier, medykamenty, nikotyna, kofeina (kawa, herbata), alkohol i inne nałogi,
  • schorzenia tarczycy, przytarczyc, nadnerczy, nerek, cukrzyca, zaburzenia trawienia…,
  • wszystkie medyczne środki przeciwbólowe, antybiotyki, sterydowe…

Zaawansowanie wiekowe, menopauza i andropauza nie wpływają na powstawanie i rozwój osteoporozy, ani żadnych innych chorób. Znam wiele przykładów zdrowych i sprawnych w podeszłym wieku.

Harmonijny rozwój kośćca oraz chronienie go przed zniekształceniami i uszkodzeniami wymaga codziennego odżywiania i ruchu. Odpowiedniego i odpowiedzialnego. Nie zapewniają tego powszechne, acz bzdurne ćwiczenia korekcyjne. Zachęcam do higienicznego trybu życia w pełnym zakresie – z higieną psychiczną, odpowiednio długim snem i wypoczynkiem w komfortowych warunkach.

Po więcej na tematy prozdrowotne zapraszam na www.ambasadorzdrowia.pl

Dla zachowania zdrowia nie jest konieczne uzupełnianie odżywiania dodatkami żywieniowymi, jed­nakże komu trudno zapewnić organizmowi czego potrzebuje i che wspomóc się suplementami to niewiele jest godnych polecenia. Kilkanaście lat temu, gdy napisałem ten artykuł wymieniłem kilka pomocnych w terapii i profilaktyce osteoporozy, osteopeni, złamań i innych chorób kości i stawów, jak zapalenia i zwyrodnienia sta­wów i kręgosłupa, problemy okresu intensywnego wzrostu, skurcze mięśni. Część z nich już nie jest dostępna. Nie ma znaczenia czy dystrybutor zaprzestał sprowadzać je z powodu zbyt małego popytu czy zastąpiono je in­nymi, ponieważ poszukiwane a zawarte w nich składniki ciągle dostępne są w żywności. Nie koryguję listy stworzonej wiele lat temu dlatego, że jeśli już sięgamy po wspomagacze to należy dobierać je indywidualne, a tego nie zrobią nimi handlujący.

Jak łatwo zauważyć nie tylko wapń jest ważny. Organizm to skomplikowana fabryka, a raczej zespół fabryk. Zdrowie to harmonia, równowaga, stąd dla zdrowia niezbędna jest harmonijna praca wszystkich elementów tego skomplikowanego zespołu fabryk. Sprowadzanie go do roli maszyny, w której wymienia się zużyte części, tłumi bóle trującymi i rakotwórczymi środkami przeciwbólowymi, zagłusza objawy, by obecnych pacjentów przetwarzać na przyszłych klientów, jak to czynią medycy i farmaceuci to ślepa uliczka. Jedyną drogą wyjścia z tego ślepego zaułka jest zaprzestanie destrukcji. Wówczas organizm sam stopniowo wraca do zdrowia dzięki mechanizmom, w które wyposażył nas Stwórca.

Mimo użycia wielu uproszczeń problem jest zbyt złożony, by przedstawić go w tak krótkim opracowa­niu. Jako rozwinięcie i uzupełnienie polecam bogate doświadczenie farmera, weterynarza i lekarza nominowa­nego do nagrody Nobla Dr Joela Wollesa zatytułowanego Nieżywi lekarze nie kłamią. Zawarte tam informacje mogą uratować zdrowie, a nawet życie – Twoje, Twojej rodziny, Twoich znajomych.

Osteoporoza nie jest chorobą wieku podeszłego ani nie wynika z braku estrogenu bądź wapnia. Zapada­my na nią za sprawą destrukcyjnych nawyków żywieniowych, niekorzystnych czynników wynikających ze sty­lu życia, działania na organizm farmaceutyków, pestycydów, herbicydów, fungicydów, desykantów…

Zdrowia i wszelkiej pomyślności życzy
Władysław Edward Kostkowski

www.ambasadorzdrowia.pl

[1] Osteopenia – fizjologiczna utrata masy kostnej wraz z wiekiem. Dotyczy wszystkich ludzi od momentu osiągnięcia szczytowej masy kost­nej do końca życia.

[2] Osteomalacja – zmniejszanie się mineralizacji kości i ich rozmiękanie. Powstaje wskutek niedoboru witaminy D, przewlekłych chorób żołądka, wątroby, jelit… Zmiękczałe kości ulegają zniekształceniu pod wpływem ciężaru ciała. Trzony kręgów ulegają spłaszczeniom, a kości długie skrzywieniom, często też następują złamania.

[3] Osteoliza – resorbcja (rozpuszczanie i wchłanianie) kości. Niszczenie kości najczęściej powodują procesy zapalne i nowotworowe.

[4] Osteodystrofia – choroba kośćca charakteryzująca się zwyrodnieniem włóknisto-torbielowatym i odwapnieniem.

[5] Odwapnienie – patologiczne zmniejszenie w tkance kostnej zawartości soli wapniowo-fosforanowych np. w osteomalacji, osteoporozie, osteodystrofii, dysplazji włóknistej kości…

[6] Promowany przeze mnie od ćwierć wielu zakwas z buraków zalecał też były minister zdrowia, prof. Zbigniew Religa.

[7] Kazeina (łac. Casus = ser) – białko złożone, zawierające kwas fosforowy (fosfoproteina). Występuje w mleku w postaci soli wapniowej. Utrzymuje tłuszcz w postaci zemulgowanej. Otrzymywana z mleka przez wytrącanie kwasami lub za pomocą podpuszczki (enzymu wystę­pującego w żołądku). Główny składnik twarogów i serów białych. Stosowana do produkcji klejów i tworzyw sztucznych (galalit, sztuczny róg, kazeinit). Tworzywa kazeinowe służą do wyrobu guzików i sprzączek.

[8] Mleka krowiego nie wolno podawać niemowlętom i dzieciom, gdyż upośledza trawienie, skleja kosmki jelitowe, wywołuje reakcje alergiczne, cukrzycę, anemię… Przyczyną jest zawartość w mleku krowim innych białek serwatkowych i kazeinowych niż w mleku ludzkim. Powstałe w dzieciństwie reakcje alergiczne na te białka utrwalają się na wiele lat (także alergią na inne czynniki). Mleko krowie posiada zbyt dużo soli mineralnych, przeciążających układ wydalniczy dzieci. Także dorośli nie tolerują mleka, gdyż nie trawią zawartego w nim cukru mlecznego – laktozy. Nie mamy odpowiednich enzymów, które organizm wytwarza w okresie dzieciństwa, a później zatraca. Nie strawiona laktoza ulega w przewodzie pokarmowym fermentacji, powoduje biegunki i inne zaburzenia trawienne. Wszystkim, którzy cenią zdrowie polecam książkę „Mleko cichy morderca”.

[9] Parathormon – hormon polipeptydowy wytwarzany w gruczołach przytarczycznych, o działaniu pobudzającym resorpcję wapnia i fosforanów z kości, co prowadzi do procesu odwrotnego do mineralizacji kości. Parathormmon hamuje wchłanianie zwrotne fosforanów w cewkach nerkowych i tym samym zwiększa ich wydalanie z moczem, a przy tym zwiększa wchłanianie wapnia z przewodu pokarmowego. Od parathormonu zależy m.in. utrzymywanie się prawidłowego stężenia wapnia w osoczu krwi. Antagonistycznie do parathormonu działa kalcytonina.

[10] Kalcytonina – hormon wydzielany przez komórki pęcherzykowe tarczycy, powodujący obniżanie poziomu wapnia i fosforanów w osoczu krwi przez ich odkładanie się w kościach.

Niechlubny rekord świata [175]

W Polsce medycy są tak bardzo pazerni i nienasyceni zysków z okaleczania pacjentów i pacjentek, że celowo fałszywie „diagnozują”. Naiwnie im ufających kwalifikują do niepotrzebnych zabiegów chirurgicznych. Nie tylko chirurdzy i ortopedzi tak postępują. O ile o niepotrzebnych zabiegach chirurgicznych, np. kolan, wiesz już z różnych źródeł, to o niechlubnym rekordzie świata ginekologów i położników być może czytasz po raz pierwszy. Podkreślić pragnę, że szkody wyrządzane przez ginekologów i położników są największe.

Okaleczenie matki jest poważnym uszczerbkiem na zdrowiu nie tylko jej, także dziecka i całej rodziny. Uszczerbkiem na zdrowiu nie tylko fizycznym, także psychicznym. I choć cierpiących z tego powodu jest przytłaczająca większość to świadomych tego jest niewielu.

O ile z niepotrzebnie zoperowanym kolanem i wstawionym tam implantem możesz nieźle funkcjonować, to po rozkrojeniu brzucha, z uszkodzonym splotem słonecznym, zniszczonymi meridianami (głównego regulatora, nerek, żołądka) powstają zaburzenia, jakich większość nie jest świadoma, choć ich doświadcza, zazwyczaj dotkliwie.

Medycy w swej pazerności osiągnęli już pięćdziesiąt procent cesarskich cięć – najwięcej na świecie. Skąd ten niechlubny rekord świata? Czyżby w Polsce tak dużo kobiet nie było zdolnych urodzić siłami natury? Coraz więcej już tak, a to poprzez głupkowate mody – głównie: ubiory wychładzające strefę nerek i jajników, oraz żywność, która zamiast żywić i dbać o właściwą termikę zatruwa, wychładza, wyniszcza…

Nasze pokolenie pamięta takie fakty (lub opowieści o nich), jak to matkom (z pokolenia naszych matek i babek) zdarzało się urodzić w polu. Owinęły dziecko w chustkę z głowy, opatuliły zapaską, nakarmiły piersią, położyły na granicy i kontynuowały prace polowe. Gdy miały blisko to zaniosły dziecko do domu,  by tam je umyć, nakarmić, opatulić i wracały w pole kontynuować żniwa lub wykopki.

Obecnie zarówno te, które nie mogą zajść w ciążę i te, które mają trudności z donoszeniem ciąży, jak też ciężarne są oszukiwane przez medyków żądnych jeszcze więcej kasiory, a wspiera ich i procederowi patronuje polskie towarzystwo ginekologów i położników. Czy na pewno ono jest polskie? Jeśli nazwa polskie wynika z tego, że jest ono w Polsce, to jako przymiotnik winno być pisane z małej litery.

Obłudnicy „rozpoznają” tak zwany „przenonoszony stan po poczęciu” i inne fałszywe „wskazania” do cesarskiego cięcia i generują wczesne, późne i odległe powikłania po cięciach chirurgicznych, nazywanych cesarskimi. Tymczasem w Polsce doktor uczący studentów i lekarzy oraz zainteresowane osoby sposobów rozpoznawania czasu jajeczkowania i czasu płodności. Znacie go może, albo przynajmniej słyszałyście o nim? A powinniście, gdyż Jego umiejętności przeszkadzają tym, którzy zamiast porodów naturalnych promują i proponują cesarskie cięcia.

Prawdziwa Wiedza zawsze przeszkadzała w merkantylnych interesach. Tym razem Wiedza przeszkadza tym, którzy proponują parom inseminację lub zapłodnienie poza ich organizmami.

Czy tylko dla kasiory? Nie tylko. Także po to, by bez wiedzy ufających im par wybrać narodowość niemowląt dla nich produkowanych. Czy w tej sytuacji zdani na łaskę i niełaskę medyków są czy nie są „rodzicami”? Przecież nie urodzili, lecz kupili od medyków.

Jako genealog często spotykam zapis w księgach metrykalnych: „rodziców niewiadomych”, gdyż zgłaszający zgon nie znali rodziców zmarłego. To jednak nie znaczy, że sam zmarły rodziców nie znał. Teraz termin „rodziców niewiadomych” rozszerzyć trzeba będzie także na dzieci produkowane w medycznych przedsiębiorstwach.

Zapłodnienia pozaustrojowe aplikowane są parom, u których nie stosowano naturalnych metod przywracania płodności. Jako niepłodne kwalifikowane są bardzo często małżeństwa, które nie wiedzą, że jajeczkowanie zdarza im się bardzo rzadko. Bywa nawet, że raz na dwa lata. Rolą lekarza jest pomoc w oznaczeniu czasu jajeczkowania, kiedy możliwe będzie normalne poczęcie dziecka, w akcie małżeńskiej miłości.

Do wspomnianego doktora przybywają pary, które już co najmniej rok były „leczone” medycznymi metodami, w tym inseminacją i zostały zakwalifikowane już do zapłodnienia pozaustrojowego. Zostają rodzicami bez medycznych „sztuczek”, powszechnie nazwanych „leczeniem” niepłodności.

We wrześniu br. doktor ten występował na konferencji „Rolnictwo ekologiczne szansą dla rolników i konsumentów. Doktor ten był przewodniczącym Zarządu Głównego Stowarzyszenia Producentów Żywności Metodami Ekologicznymi. Był kandydatem na doradcę ministra rolnictwa i premiera. Był kandydatem na ministra zdrowia. Dlaczego tylko kandydatem? Ponieważ zdrowa gleba, zdrowe rośliny, zdrowe zwierzęta, zdrowe środowisko to warunek zdrowia człowieka i społeczeństwa. A przecież nie o to chodzi głupkom i sprzedawczykom rządzącym krajami i narodami, a tym bardziej bandytom zarządzającym rządzącymi. Także tym na których wrzucasz kartki do urn.

Wrzucanie kartek to Twoje prawo i Twoja wola, ale dlaczego czynność wrzucania kartek w szparę skrzynki nazywasz „wyborami”? Na wypadek gdybyś nie rozumiał/nie rozumiała czym są, a czym nie są wybory, to przypominam, że prawdziwych wyborów dokonujesz codziennie w swoim sercu.

Ziołowa regeneracja płuc [174]

Niewiele jest narządów nie odpoczywających, pracujących bezustannie od narodzin do śmierci. W szkołach nie uczą  szanować serca i płuc, by jak najdłużej i jak najlepiej nam służyły. Zamiast tego rozpowszechniają przeszczepy. Nie tylko tych narządów, ale wszelkich. Początkowo pobierano je z ofiar wypadków i specjalnie do tego celu prowadzonych hodowli. Teraz wypruwa się je z dzieci uśmiercanych w tym celu.

W dzieciństwie uczono mnie, że oddychamy powietrzem, później, że wdychamy tlen, a wydychamy dwutlenek węgla. Z dzieł mędrców Wschodu, dowiadywałem się o oddychaniu praną. W naszej kulturze tajemnej energii życiowej nazywanej „praną” nie rozumiano. Obecnie słowo „prana” spotkać można nawet w popularnych piśmidłach. Mimo to pojęcie prany dla ogłupianych mas tak zwanego Zachodu nadal jest niepojęte. Niewiele też wiemy o płucach. Mają dostarczać komórkom powietrza bogatego w tlen i wydalać powietrze zużyte, ubogie w tlen, a bogate w dwutlenek węgla. Jednakże płuca zaangażowane są nie tylko w oddychanie, także w filtrowanie szkodliwości zawartych we wdychanym powietrzu. Płuca są niezwykle złożone, ale i delikatne. Nadmiar toksyn i infekcji zagraża ich zdrowiu i powoduje choroby obniżające jakość życia i śmierć.

Z toksynami naturalnie występującymi w powietrzu nasz organizm sam sobie radzi. Nie potrzeba mu w tym pomagać, wystarczy nie przeszkadzać. Czym odporniejszy organizm tym lepiej sobie radzi. Wspomagają nas rośliny, wśród których oddycha się lżej i żyje się zdrowiej. Jako najkorzystniejsze najbardziej rozpowszechnione były paprocie. Tym razem będzie jednak o roślinach stosowanych wewnętrznie.

Lebiodka. Oregano. Zawiera dużo kwasu rozmarynowego i karwakrolu. To przeciwutleniacze pomagające zatrzymać produkcję histaminy w przypadkach alergii oddechowych. Działa przeciwzapalnie, wykrztuśnie, pomaga oczyszczać drogi oddechowe. Olejek eteryczny z liści oregano jest skuteczny w infekcjach bakteryjnych, grypach, przeziębieniach, grypopodobnych plaaandemiach.

Tymianek. Tę znaną przyprawę kulinarną od zawsze polecam także do łagodzenia podrażnień i zatorów w drogach oddechowych. Olejek eteryczny tymianku działa antybiotycznie, przeciwgrzybiczo, przeciwzapalnie. Wzmacnia układ odpornościowy i wspomaga oczyszczanie płuc. Spróbuj herbatki tymiankowej i przekonaj się.

Szałwia. Leczy podrażnienia płuc. Zawarte w szałwii związki przeciwbakteryjne i detoksykujące ułatwiają pozbywanie się toksyn z płuc. Przynosi ulgę w oddychaniu. Od zawsze stosowana w mieszankach ziołowych, także do płukania ust i gardła. Łagodnie obniży poziomu cukru i cholesterolu w krwi. Pomocna w nadmiernej potliwości.

Babka. Odwieczny potężny środek przeciwdziałający podrażnieniu błon śluzowych w płucach, gardle, kaszlu. Zawiera antybiotyki i substancje przeciwzapalne.

Korzeń lukrecji. To tradycyjne chińskie zioło lecznicze, popularne na całym świecie ze względu na liczne lecznicze właściwości. Dodawane do większości mieszanek ziołowych. Zawiera związki przeciwzapalne, przeciwbólowe, zmniejszające zapalenie w drogach oddechowych i gardle. Pomaga zmiękczyć błony śluzowe organizmu, w tym także pokrywające płuca i gardło. Środek wykrztuśny i przeciwbakteryjny. Pomoże pozbyć się nadmiaru flegmy, ułatwi oddychanie, zwiększy odporność immunologiczną na wirusy i bakterie. Dostarczy organizmowi flawonoidów (przeciwutleniaczy hamujących uszkodzenia komórek, zapobiegają rakowi płuc).

Eukaliptus. Orzeźwiający aromat eukaliptusa był używany od setek lat jako uzupełnienie dla zdrowia płuc. Przynosi szybką ulgę w kaszlu i podrażnieniau nosa. Substancja czynna w eukaliptusie, cyneol daje efekt wykrztuśny i przeciwzapalny. To pomaga w zapaleniu oskrzeli, astmie, przeziębieniu.

Mięta. Olejek eteryczny mięty zawiera mentol, popularny składnik różnych metod leczenia chorób płuc. Rozluźnia mięśnie gładkie dróg oddechowych, ułatwiając normalne oddychanie. Jest antyhistaminą i detoksyfikatorem, wspomaga organizm w alergii oddechowej.

Dziewanna. Liście i kwiaty dziewanny mają aktywne substancje pomagające wzmocnić i oczyścić płuca. Ekstrakty dziewanny sprzyjają eliminacji toksyn, ograniczają nadprodukcję śluzu, Łagodzą stan zapalny.

Przyprawami możesz pożegnać nawet cukrzycę [173]

Najtragiczniejszymi plagami rujnującymi zdrowie i pogarszającymi jakość życia są: wywołująca cukrzycę przemysłowa „żywność” wraz z wywołującym cukrzycę „leczeniem”. Nie da się nie zauważyć, że cukrzyca jest skutkiem „stylu” życia opartego na przemysłowej „żywności” i „farmaceutykach”. W ciągu jednego pokolenia zapadalność na cukrzycę zwiększyła się pięciokrotnie. Tragizm tej katastrofy pogłębia naiwność współczesnego pokolenia. Jakże wielu naiwnie wierzy, że nie musi szanować zdrowia, bo ze wszystkich chorób „wyleczą” ich medycy syntetycznymi truciznami, które w swym zadufaniu nawet nazywają „lekami”.

Poziom cukru w krwi można ustabilizować cynamonem

O prozdrowotnej mocy przypraw, w tym cynamonu mówiłem i pisałem przy różnych okazjach w wielu miejscach. Tu przypomnę, że poziom cukru w krwi można ustabilizować cynamonem. Nie umniejszam roli diety opartej na produktach nie wywołujących gwałtownego wyrzutu insuliny, jednakże przypominam moc jednej z powszechnie dostępnych i tanich przypraw.

Magiczna kora cynamonowca

Cynamon to sproszkowana kora cynamonowca. Przyprawę pozyskuje się z wysuszonej na słońcu kory młodych pędów cynamonowca cejlońskiego (drzewa wciąż rosną dziko na Sri Lance, skąd pochodzi najwięcej najlepszego cynamonu na świecie). Podczas suszenia kawałki kory zwijają się z obu stron, tworząc rodzaj podwójnych rurek, i nabierają charakterystycznego brązowozłocistego koloru. Cynamon ma silny, aromatyczny zapach, ostry korzenny, zarazem gorzkawy i słodki smak. Po zmieleniu nabiera ostrości. Poprawia apetyt i przyspiesza trawienie.

Zapach i smak cynamonu kojarzymy głównie ze świątecznymi wypiekami, jednakże ta przyprawa powinna gościć w naszej kuchni na co dzień. Cynamon rozgrzewa organizm i chroni przed infekcjami bakteryjnymi. Zwiększone spożywanie cynamonu obniży ryzyko zachorowania na cukrzycę poprzez stabilizowanie poziomu cukru w krwi. Zatem śmiało dodawaj cynamonu do różnych potraw.

Doceniany przez większość wielkich cywilizacji

Cynamon był doceniany przez większość wielkich cywilizacji ze względu na ciepły i słodki smak oraz subtelny aromat zwiększający przyjemność spożywania potraw z jego dodatkiem. O ile w Europie cynamon stosuje się zwykle do dań słodkich (wypieków, kompotów, deserów…), to już w Azji doprawia się nim potrawy z mięs.

Cynamon możemy wykorzystywać do potraw na słodko, takich jak naleśniki, owsianki, kluski, ciasta, ale także do pieczonych mięs, gulaszy warzywnych, szaszłyków… i wielu innych potraw.

Cynamonem można przyprawiać wszystkie potrawy słodzone, ale także podnosi smak szynki, kotletów, bitek, farszu do drobiu i pierogów. Nadaje się do gotowanej ryby (nawet niewielka ilość przyprawy usuwa charakterystyczny rybi zapach), jarzyn, np. marchwi, dyni, cukinii. Kawałki cynamonu można dodawać do marynat, kawy, kompotów, grogu, nalewek, grzańca…

Cynamon wchodzi również w skład mieszanek korzennych (np. do piernika). Dobrze łączy się z pieprzem, gałką muszkatołową, czosnkiem…

Ferrari wśród przypraw

Ze względu na cenę Ferrari wśród przypraw to szafran, lecz ze względu na zakres zastosowań, Ferrari wśród przypraw to cynamon, który de facto niegdyś też był droższy od złota. Ponadto cynamon to także Ferrari wśród roślin o największej zawartości przeciwutleniaczy (pięciokrotnie więcej niż w owocu granatu). Wyrażając tę moc wskaźnikiem ORAC (Oxygen Radical Absorbance Capacity) potencjał oksydacyjny cynamonu wynosi ponad 267 500, tymianku i majeranku ponad 27 000, mięty prawie 14 000, orzechów włoskich ponad 13 500.

Jak cynamon stabilizuje poziom cukru w krwi

Cynamon pomaga ustabilizować poziom cukru w krwi poprzez stymulowanie receptorów hormonu insuliny i zwiększanie ich wrażliwości na ten hormon, co skutkuje obniżeniem stężenia cukru w krwi. W rezultacie organizm potrzebuje mniej insuliny, więc przestaje być eksploatowany na jej nadprodukcję. Odciąża to trzustkę, usprawnia metabolizm, łagodzi stany zapalne…

Olejki eteryczne i inne związki

Cynamon zawiera od 0,5 do 1% silnych olejków eterycznych, słynących z właściwości przeciwdrobnoustrojowych, bardzo skutecznych w hamowaniu rozwoju bakterii i drożdży, w tym Candida albicans (drożdżak wywołujący grzybicę).

Zawartych w olejkach cynamonu związków nie wyliczam, bo nie mam ciągot w kierunku pracy naukowej, a jedynie zachęcam do stosowania cynamonu gdzie się da i dzielenia się efektami tej zmiany. Mam nadzieję, że wielu zauważy, że już sam zapach cynamonu stymuluje obszary mózgu odpowiedzialne za zdolność koncentracji i pamięć.

 Przysłuż się domownikom i gościom

Sproszkowany cynamon źle znosi długą obróbkę cieplną, dlatego lepiej dodawać go pod koniec gotowania. Natomiast laski cynamonu lepiej znoszą wysokie temperatury.

Przyprawiając dania cynamonem, wyświadczysz przysługę domownikom i gościom, ponieważ cynamon stymuluje ślinianki i błonę śluzową żołądka, oraz ułatwia trawienie.

Cynamon, jak każde przyprawy należy przechowywać w chłodzie i zaciemnionym, hermetycznie zamkniętym pojemniku. Jeśli przyprawy, także cynamon utraciły intensywność zapachu, utraciły też moc oddziaływania.

 Cynamon cynamonowi nierówny

Cynamon przed zmieleniem ma postać ruloników o grubości ołówka. Są to arkusiki wysuszonej kory cynamonowca, drzewa rosnącego w azjatyckich tropikach.

Najcenniejsze cynamonowce pochodzą z Cejlonu i Chin i nieco różnią się od siebie. Cynamon cejloński ma kolor żółtobrązowy, a ruloniki z cienkich arkusików. Cynamon chiński jest ciemniejszy, ma kolor bardziej czerwony, a ruloniki z grubszych arkusików, jest też mniej słodki, ma posmak gorzkawy. Jednakże ważniejszą różnicą jest zawartość rozrzedzającej krew kumaryny. Znacznie więcej kumaryny zawiera cynamon chiński, nazywany także kasją.

Cynamon chiński należy stosować z umiarem. Polecam bardziej bezpieczny cynamon cejloński.

Aby wyciągnąć z cynamonu wymienione wyżej dobrodziejstwa wystarczy spożywać pół łyżeczki cynamonu dziennie.

Cynamonowe przepisy

Cynamonowa owsianka z jabłkiem i orzechami

Płatki owsiane zalej ciepłą wodą i poczekaj, aż napęcznieją. Dodaj do nich grubo utarte jabłko, posiekane orzechy włoskie i łyżeczkę cynamonu. Wymieszaj.

Owsiankę możesz również przygotować na ciepło – dodając zamiast wody ciepłe mleko.

Cynamonowa ciecierzyca

Posiekaną cebulkę, starty imbir oraz czosnek podsmaż na oliwie lub maśle. Dodaj łyżeczkę cynamonu, mielony kminek, kurkumę, kolendrę, kardamon, paprykę (ostrą i słodką). Smaż 2-3 minuty, dolej niewielką ilość mleczka kokosowego. Dodaj wcześniej ugotowaną ciecierzycę, pokrojoną w kosteczkę dynię i pomidorowy (przecier, koncentrat, pulpa, pasata). Gotuj około 20 minut, co jakiś czas mieszając (w razie potrzeby można dolać trochę wody). Pod koniec gotowania dorzuć liście szpinaku, bazylii, pokrojoną natkę pietruszki.

Niedoceniana przyprawa – Sumak [172]

Niegdyś przyprawy były trudno dostępne, więc także drogie. Dziś wiele przypraw dostępnych jest na wyciągnięcie ręki. Mamy je w kuchni, ale mało znamy ich właściwości i w niewielkim stopniu wykorzystujemy. O przyprawach można wiele pisać, jednakże od pisania zdrowia nie przybywa, więc ograniczam się do encyklopedycznego minimum.

Przyprawy zazwyczaj dodajemy potraw by wzbogacić ich smak, zapach, kolor. Jednakże dawniej  głównym przeznaczeniem przypraw było wspomaganie funkcji trawiennych i pracy różnych układów naszego organizmu. Czy uda mi się nakłonić czytelników do prozdrowotnego wykorzystywania przypraw?

Jako, że przyprawy są też naturalnymi konserwantami, producenci żywności stosują je dla poprawy wyglądu i przedłużenia trwałości potraw.
Przyprawy od starożytności stosowano zarówno w celach kulinarnych i medycznych jak też kulturowych. Niektórym przyprawom przypisywano działanie magiczne, niektóre wykorzystywano do sporządzania napojów miłosnych, we wszystkich kulturach świata przyprawy stosowano jako leki i środki przeciwbólowe i przeciw infekcjom.

Przyprawy o właściwościach przeciwbólowych i uśmierzających ból opiszę oddzielnie. Oddzielnie też opiszę przyprawy o właściwościach łagodzenia infekcji i ochrony przed infekcjami. Tu skupiam się na przyprawie mało znanej, choć jej walory smakowe i zdrowotne doceniali już starożytni Rzymianie.

Sumak garbarski, Sumak octowiec (Rhus coriaria) to krzew z rodziny nanerczowatych. Występuje głównie na obszarach śródziemnomorskich.

W medycynie tradycyjnej

W medycynie tradycyjnej, roślinę tę stosowano w leczeniu: biegunki, czerwonki, wrzodów, hemoroidów, krwotoku, bólu gardła, zapalenia spojówek, schorzeń wątroby…

Dawniej, praktykujący medycynę tradycyjną zalecali stosowanie sumaka jako środka przeciwdrobnoustrojowego i tonizującego żołądek.
Sok wyciskany z czerwonych owoców sumaka stosowano również w medycynie, na jego bazie przygotowywano herbatę pobudzającą produkcję mleka matki, łagodzącą ból gardła, pomocną w problemach żołądkowo-jelitowych.

W potrawach
Sok wyciskany z czerwonych owoców sumaka wykorzystywano do zakwaszania potraw, wzbogacenia smaku i koloru dań. Smak ma kwaskowy, lekko słony i orzeźwiający; kolor purpurowy.

Dobrze współgra z ziołami, m.in. kolendrą, kuminem, tymiankiem, miętą.
Dobrze komponuje się z drobiem, jagnięciną, cielęciną, owocami morza;

Podkreśla smak ciecierzycy i soczewicy, więc może być dodatkiem do zup i hummusu.

Polecam do sosów szczególnie czosnkowego (zastępując cytrynę).

W daniach zawierających cebulę neutralizuje jej zapach i łagodzi smak.
Możemy wykorzystać: jako marynatę do mięs (w celu jego skruszenia); do potraw grillowanych; do ryb (nadaje im cytrynowy posmak).

Jako naturalny konserwant żywności
Sumak dzięki swoim właściwościom bakteriostatycznym wobec drobnoustrojów przyczyniających się do psucia żywności wykorzystuje się jako naturalny środek konserwujący.

Jak zabija guma do żucia [169]

Bywam w Osadzie Neolitycznej w Kopcu koło Ujazdu. To urocze miejsce pełne  artefaktów historii i naturalnej edukacji zarówno dla dzieci jak i dorosłych. W ubiegłe wakacje byłem tam z wnuczkami. Gdy wkrótce znów odwiedzą dziadków ponownie odwiedzimy Osadę Neolityczną w Kopcu, by utrwalać prawdziwą historię, zobaczyć co przybyło i ponownie przeżywać jak dawniej toczyło się życie, jak funkcjonowali nasi przodkowie i jak radzili sobie w zdrowiu i chorobie, bowiem  wiele ziół znali i stosowali w odżywianiu i obrzędach.

W tym szczególnym muzeum, jak nigdzie indziej można wszystkiego dotykać i wszystko fotografować.

W Osadzie Neolitycznej goszczą zaprzyjaźniona grupy rekonstruktorów z innych osad i Słowian prezentujących życie w okresie późniejszym, słowiańskim. Takie żywe lekcje historii, kultury, życia zapamiętamy na zawsze. Naprawdę warto odwiedzać takie miejsca, tworzone przez pasjonatów i zestawiać je z zapamiętaną ze szkól edukacyjną papką.

Na jednym z takich spotkań mimochodem padło pytanie o straty wyrządzone przez zwiedzających. Najboleśniejszą było kilku dniowe umieranie w męczarniach kozy nakarmionej przez zwiedzających gumą do żucia. Jeśli więc rodzicu, babko, dziadku kupujesz dzieciom i wnukom gumy do żucia to wiedz, że im też skleja jelita i też je zabija, tyle że wolniej, za to na twoich oczach.

W posklejanych jelitach wchłanianie, trawienie, przyswajanie jest upośledzone, a to sprzyja przeróżnym chorobom. Medyki, a za nimi ogłupione cierpiętniki nazywają je cywilizacyjnymi. Chcesz patrzeć na gumorodne cierpienie swych pociech codziennie, aż do śmierci i tłumaczyć sobie, że tak być musi bo to cywilizacyjne? A może zaczniesz zamieniać cywilizacyjną głupotę w życiową mądrość?

Zapraszam do przeniesienia się w dawne czasy, odwiedzając to magiczne miejsce i witrynę osady: http://osada-kopiec.pl

Oprócz rekonstrukcji osady i możliwości obserwowania życia tamtej epoki czekają nas następujące atrakcje: Osada tętniąca życiem; Wykopy archeologiczne;  Rybołówstwo neolityczne; Wytwarzanie sieci rybackich; Strzelanie z łuku; Praca przy kamiennym żarnie; Kuchnia neolityczna; Przędzenie; Neolityczny zwierzyniec; Lepienie z gliny (Garncarstwo); Pradziejowe wierzenia; Wymienione atrakcje odbywają się w trybie rotacyjnym. W osadzie organizowane są również warsztaty: Żywe lekcje historii; Garncarstwo; Wytwarzanie ozdób neolitycznych; Pradziejowe łowiectwo; Warsztaty kulinarne; i wiele innych atrakcji.

Mało znana ale wielka historia naszych ziem zerka do obecnych czasów przez otwartą bramę osady neolitycznej w Kopcu.

Pokazując ten artykuł w Osadzie dostaniesz zniżkę na bilety wstępu dla całej rodziny. 

Dekalog zdrowia sprzed lat ułożony według stopnia ważności [168]

Dekalog zdrowia sprzed lat

Ten dekalog tworzyliśmy wiele, wiele lat temu. Dzisiejszy wymagałby uzupełnień o zagrożenia, które przed laty nie były tak nagminne jak obecnie. Nie czynimy tego z powodu tak pilnych zajęć terminowych, jak np. ziołobranie. Jednakże na prośbę czytelników dawną ulotkę publikujemy z nadzieją, że czytelnicy znający nasz punkt widzenia z innych wpisów i wystąpień w rożnych miejscach sami dla siebie utworzą własne listy tego, co ważne, a czego unikać i posegregują je według siły działania. Nawet jeśli lista wymagać będzie  okresowych modyfikacji to warto ją mieć, przeglądać, uzupełniać…

Genetycznie modyfikowane i randapowane pszenice

Kiedy tworzyliśmy poniższe zestawienie GMO, glifosat i randapowanie nie były tak nagminne. Roundup stosowano jako herbicyd, ale nie wykorzystywano go do zasuszania ziarna i słomy. Gdybyśmy teraz tworzyli listy czynników służących zdrowiu i wyniszczających to genetycznie modyfikowana i randapowana pszenica zajęłaby miejsce wraz z aspartamem [E 951], neotamem [E 962], glutaminianem [E 621], benzoesanem [E 211], karagenem [E 407]

Rujnujące zdrowie pszenice zestawiliśmy z prozdrowotnymi zbożami w książce Brzuch ma rozum, a fragmenty tej książki zamieściliśmy na tej stronie. https://ambasadorzdrowia.pl/?s=brzuch

W Dekalogu zdrowia sprzed lat

W Dekalogu zdrowia sprzed lat, ułożonym według stopnia ważności, na pierwszym miejscu, a więc przed oddychaniem (bez którego nie da się przeżyć 4 minut) umieściliśmy kulturę psychiczną. Żywność zaś na miejscu ostatnim. Za ważniejsze od żywności uznaliśmy: emocje, sen, wypoczynek, kulturę odżywiania, środowisko… To, co jadamy jest ważne ale to, jak jadamy znacznie ważniejsze. Czasem (np. w więzieniu) nie mamy wpływu na to, co jadamy, ale na to, jak jadamy mamy wpływ zawsze i wszędzie. Tak więc Kulturę odżywiania umieściliśmy wyżej niż żywność.

Chcieliście nasz dawny dekalog, to go tu publikujemy, mimo iż wymaga on uzupełnień o nowe zagrożenia.

I – Kultura psychiczna

Pogoda ducha, optymizm, myślenie pozytywne, twórcze, konstruktywne, prozdrowotne, aktywność intelektualna, towarzystwo życzliwe i budujące, unikanie chorujących i leczących, szczepionek, medykamentów, dietetycznej i medycznej obłudy, reklam, zakłamanych autorytetów (z kim przestajesz takim się stajesz)…

II – Oddychanie

Spokojne, rytmiczne, głębokie, wdech – zatrzymanie – wydech – zatrzymanie – wdech…, ważne są wszystkie fazy, a wydech powinien być dłuższy od wdechu.

III – Picie wody

Wypijanie ciepłej wody rano i wielokrotnie w ciągu dnia. Soki i herbaty ziołowe są pokarmami, a kawa, herbata czarna i zielona, alkohole są używkami, więc błędem jest traktowanie ich jak napoje. Pijąc cokolwiek innego niż woda powinniśmy tym więcej wody wypijać, gdyż soki, herbaty, używki i wszystko inne niż woda zaburza gospodarkę wodną, powodując odwadnianie organizmu!

IV – Emocje

Brak radości, rozpamiętywanie przykrości, złość, nienawiść, żal, lęk, tłumienie emocji, reagowanie stresem – nie chodzi o stres, lecz o emocjonalnie negatywne reagowanie na zdarzenia i sytuacje.

V – Kultura fizyczna

Aktywność fizyczna (ruch), dbałość o kondycję, kąpiele wodne i słoneczne, budowanie sprawności i odporności, higiena i hartowanie (żaden lek nie zastąpi ruchu, a ruch zastąpi każdy lek).

VI – Sen i wypoczynek

Sen pomiędzy zachodem a wschodem słońca, w wywietrzonym pomieszczeniu bez telewizora i innych źródeł smogu elektromagnetycznego, chemikaliów, farb drukarskich (książek, gazet), w wygodnej rozluźnionej pozycji, najlepiej na wznak; aktywne formy wypoczynku i właściwe proporcje między czasem aktywności a czasem wypoczynku.

VII – Kultura odżywiania

Staranne przeżuwanie każdego kęsa pokarmu, w spokoju, dobrym nastroju, estetycznym otoczeniu lub otoczeniu przyrody, miłym towarzystwie lub samotności, bez zgiełku, radia, telewizora… NIE jadamy w pociągach, przejściach podziemnych, na dworcach, ulicach, itp. Nie popijamy w trakcie jedzenia, lecz przed i między posiłkami.

VIII – Środowisko

Ubiór z tkanin naturalnych, przewiewny, niekrępujący, zapewniający swobodę ruchu. Oświetlenie naturalne i zbliżone do naturalnego (tradycyjne żarówki żarowe i lustra). Powszechnie stosowane świetlówki (fluorescencyjne – często w kształcie żarówki) działają na nasz organizm wyniszczająco, ich stosowanie jest głupotą. Szkodliwość nasycanych chemią włosów jest wyższa niż wiele innych czynników. Kwiaty i zieleń w otoczeniu niwelują wiele szkodliwości, których zwykle nie dostrzegamy.

IX – Używki

Nie traktowanie używek (kawa, herbata) jak pokarmu, pozwolić organizmowi wrócić do rytmu, z którego został wytrącony używką!

X – Żywność

Nie przemysłowa! Naturalna, świeża, surowa, a także długo gotowana, jak najmniej przetworzona, potrawy proste, właściwe proporcje węglowodanów, białek, tłuszczy, zasada niełączenia; dużo warzyw i owoców, nie unikać tłuszczy, lecz złe zastępować dobrymi. Jak widać na stan zdrowia bardziej niż żywność wpływa wiele czynników. Są liczne przykłady zarówno zdrowych i odpornych choć odżywiali się skromnie, a nawet głodowali, a także ciągle chorujących choć przesadnie dbali o odżywianie.

Nad kolejnością niektórych wymienionych tu pozycji można się zastanawiać, jednakże bezspornym jest, że bardziej niż żywność na stan zdrowia wpływają: optymizm, oddech, woda, emocje… Wszystkie te czynniki zależą tylko od nas, choć często trudno zapanować nad emocjami, a znaczenia prawidłowego oddechu i picia wody nikt nam nie uświadamia i nie uczy. Natomiast o odżywianiu co nieco wiemy. Niemniej jednak wielu nie wie, że więcej szkody wyrządza długotrwałe działanie farb na włosach niż zastosowanie w potrawie przenawożonego warzywa. Co więc jeść, aby dożyć przysłowiowych stu lat? Przecież są regiony, gdzie ludzie dożywają setki w sprawności ciała i umysłu. Spójrzmy więc na sekrety długowieczoności najzdrowszych zakątków świata!

Najzdrowsze zakątki świata

Okinawa – japońska wyspa:

ryby, ser tofu, zielona herbata, wino ryżowe, warzywa w każdym posiłku, a produkty zbożowe tylko pełnoziarniste – nieoczyszczane.

Campodimele – wieś w południowych Włoszech:

tradycyjna dieta śródziemnomorska bogata w owoce, czosnek, cebulę, fasolę, oliwę, ryby, rozmaite sery, domowe wina.

Symi – grecka wyspa:

w diecie mieszkańców tej pełnej uroku wyspy dominują tłuste ryby, oliwa, do każdego dania gęste sosy z pomidorów, kaparów, ziół, sery kozi i feta, jogurty, dużo czerwonego wina.

Bama – powiat w południowych Chinach:

tam przede wszystkim niczego nie smażą, a jedynie krótko duszą; w tamtejszej diecie dominują bataty (słodkie ziemniaki), dynia, papryka, pomidory, kukurydza, fasola, nasiona konopi, wielonienasycone kwasy tłuszczowe (szczególnie omega-3).

Hunza – dolina w północno-zachodnim Pakistanie:

tam jadają dużo pestek moreli, mięso spożywają tam najwyżej raz w tygodniu, zazwyczaj w towarzystwie kapusty i marchwi, a najpopularniejszym napojem jest świeże mleko.

Ten krótki przegląd diet długowiecznych z różnych zakątków świata wymownie potwierdza, że choć na dobre zdrowie, odporność i długowieczność wpływają różne czynniki, to zbawienne dla zdrowia są potrawy proste a bogate w cenne składniki odżywcze, warzywa, fermenty, tłuszcze (rybie i roślinne), bezstresowość i zapewniająca dużo ruchu praca fizyczna.

Z najlepszymi życzeniami wszelkiej pomyślności
Władysław Edward Kostkowski – Ambasador Zdrowia

Do pijawic, malkontentów, zadaniowców… [167]

Centra wspierających się nawzajem przyjaciół-rodaków

Ze strony którą teraz czytasz powinnaś/powinieneś wiedzieć, że pracujemy dla pozytywnych. By przetrwać niezbędne są centra wspierających się nawzajem przyjaciół-rodaków. Nikomu nie ograniczamy dostępu do tego miejsca i zawartych tu doświadczeń, jednakże coraz mocniej rodzi się konieczność chronienia tego miejsca, nas i naszych rodzin. Mają tu dostęp także ci, którzy nigdy nie wsparli naszej pracy nawet słowem, a domagają się marnowania naszego czasu na spełnianie ich infantylnych fanaberii. Nasz czas przeznaczony dla pozytywnych, rozsądnych pijawice zawłaszczają dla siebie, czyli niewiadomo kogo, bo zazwyczaj nawet się nie przedstawiają. Niezależnie czy dlatego, że mają niskie poczucie własnej wartości i nie mają nic do zaprezentowania, czy dlatego, że powierzono im zadanie niszczenia miejsc i osób służących dobru odpowiedź jest ta sama – paszoł won!

Co odróżnia pijawice od pijawek

Kogo nazywamy pijawicami i co odróżnia pijawice od pijawek powinnaś/powinieneś wiedzieć z tej strony. Mimo to przypominam, że pijawki za wyssaną krew „płacą” wstrzykiwaną śliną, zawierającą ok. 60 różnych białek, z najważniejszą przeciwkrzepliwą hirudyną. Pijawice zaś, nie dość że za wysysaną energię i poświęcany im czas nic nie dają, to jeszcze marnują przekazywane im dobra, a nawet je plugawią.

Pijawice i zadaniowców łączy…

Pijawice i zadaniowców łączy egoizm, krótkowzroczność, bezmyślność… Są zadaniowcy z rozkazu i są z własnej woli i charakteru ORMOwca, wielu dla uniknięcia kar za wykroczenia. Wielu nawet nie zauważyło, jak i kiedy zostali zadaniowcami.

Z kim przestajesz…

Wyniszczały nas relacje z zadręczającymi nas hipokrytami, malkontentami, głupkami, którzy ciągle żądali lub oczekiwali i nawet nie umieli sprecyzować czego. Zazwyczaj leczenia, choć powinni wiedzieć, że nigdy nie leczyliśmy i brzydziły nas wszelkie formy leczenia, medykamenty, paramedykamenty, a nawet medyczne słownictwo.

Powietrze i woda ważniejsze od pokarmu

Marek pyta: Gdzie mogę zapoznać się z przytoczonym przez Pana dekalogiem zdrowia? Nasza odpowiedź: Zamiast ślizgać się po cudzych wypowiedziach i absorbować nas do merkantylnych interesików proponujemy tworzyć własne listy tego, co służy zdrowiu i tego, co je wyniszcza i niekoniecznie ma to być ograniczone do „dekalogu”. Każdy rozumie/czuje, a przynajmniej powinien rozumieć/czuć, że bez picia wytrzyma znacznie krócej niż bez jedzenia, a bez oddychania jeszcze krócej, czyli powietrze i woda ważniejsze od pokarmu. A i wśród pokarmów także łatwo dostrzec destrukcyjny wpływ przemysłowych i zbawienny wpływ tych z ogródka, łąki, lasu.

Pszenica

Kiedy tworzyliśmy listę szkodliwości nie było na niej oddzielnego punktu dla pszenicy, gdyż GMO, glifosat i randapowanie nie były jeszcze tak nagminne. Roundup stosowano tylko jako herbicyd, nie wykorzystywano go do zasuszania (desykacji) czyli zabijania życia. Gdybyśmy teraz tworzyli listy czynników służących zdrowiu i wyniszczających to genetycznie modyfikowana i randapowana pszenica zajmowałaby miejsce wraz z aspartamem (E 951)[1], neotamem (E 961)[2], glutaminianem (E 621)[3], benzoesanem (E 211)[4],  karagenem (E 407)[5]

[1] rakotwórczy, sprawca chorób neurologicznych
[2] rozbudowany aspartam, silniej wyniszczający
[3] sprawca otyłości, bezsenności, zaburzeń nastroju, osłabień, zaburzeń rytmu serca
[4] podrażnienia śluzówki żołądka, reakcje alergiczne, astma, nowotwory
[5] zmniejsza wchłanianie składników mineralnych, rakotwórczy

Rujnujące zdrowie pszenice zestawiliśmy z prozdrowotnymi zbożami w książce Brzuch ma rozum, a fragmenty tej książki zamieściliśmy na tej stronie. https://ambasadorzdrowia.pl/?s=brzuch

Ważniejsza od żywności

W naszym Dekalogu zdrowia sprzed lat, ułożonym według stopnia ważności, na pierwszym miejscu, a więc przed oddychaniem, umieściliśmy kulturę psychiczną. Punkt ten zawiera: pogodę ducha, optymizm, myślenie pozytywne, twórcze, konstruktywne, prozdrowotne, aktywność intelektualną, towarzystwo życzliwe i budujące, unikanie chorujących i leczących, szczeepiooneek i zaaszczeepioonych, medykamentów, dietetycznej i medycznej obłudy, reklam, zakłamanych autorytetów – w myśl zasady: z czym przestajesz tym się stajesz

Żywność umieściliśmy na miejscu dziesiątym, a więc ostatnim. Wyżej umieściliśmy, a więc jako ważniejsze od żywności uznaliśmy: emocje, sen, wypoczynek, kulturę odżywiania, środowisko

To, co jadamy jest ważne ale to, jak jadamy znacznie ważniejsze. Czasem (np. w więzieniu) nie mamy wpływu na to, co jadamy, ale na to, jak jadamy mamy wpływ zawsze i wszędzie.

Kultura odżywiania

Punkt ten zawiera: staranne przeżuwanie każdego kęsa pokarmu, w spokoju, dobrym nastroju, estetycznym otoczeniu lub otoczeniu przyrody, miłym towarzystwie lub samotności, bez zgiełku, radia, telewizora, smartfona… NIE jadamy w pociągach, przejściach podziemnych, na dworcach, ulicach, itp. Nie popijamy w trakcie jedzenia, lecz przed i między posiłkami.

Nasz dawny dekalog, mimo iż wymaga uzupełnienia o nowe zagrożenia, opublikujemy w następnym wpisie.

Dla ambitnych i inteligentnych

Nasze publikacje kierowane są do ambitnych i inteligentnych. W żadnym razie nie interesuje nas wasze zdanie co o tym myślicie. W komentarzach miejsce przeznaczone jest na przedstawianie efektów tego, co zastosowaliście i jak poskutkowało. Także na podziękowania za naszą pracę i propozycje tematów, które chcecie tu znaleźć. Jak się moja praca nie podoba to fora ze dwora. Łatwo znajdziecie karmiących papką z tego, co wyczytali na cudzych stronach i w swoje powstawiali i aż do obrzydzenia domagają się waszych wpisów „co o tym myślicie”, bo one nabijają oglądalność i kieszenie. Nasza witryna rozwija się wyłącznie dzięki naszej pracy i jeśli nie masz pragnienia wspierania naszej pracy i tego miejsca to my na pewno nie będziemy o to żebrać. Natomiast zapraszamy do publikowania własnych doświadczeń z zastosowań wyczytanych tu treści, także przez siebie zmodyfikowanych. Dzielcie się doświadczeniem. Niech służy potrzebującym.

Złoty środek z lasu przeciw pasożytom i nowotworom [166]

Pieprzniki jadalne czyli kurki (łac. Cantharellus cibarius) to grzyby spotykane w lasach całego kraju. Zbierane są chętnie. Rosną w lasach liściastych i iglastych, także na glebach piaszczystych. Często pod świerkami pośród mchów. Pomylić je z innymi trudno, bo mają charakterystyczną żółtą barwę i niepowtarzalny kształt, kapelusz lejkowaty, nieregularny o powierzchni gładkiej, matowej, zapach korzenny, nieco pieprzowy, smak łagodny lub lekko ostry. Podobnie bywają lisówki pomarańczowe, jednakże kolor mają intensywniejszy, blaszki wąskie, trzon cienki.

Podobne gatunki grzybów

Pieprznik pomarańczowy (łac. Cantharellus friesii) – Jest intensywnie pomarańczowy i rośnie tylko w buczynach.

Pieprznik ametystowy (łac. Cantharellus amethysteus) – Kapelusz ma pokryty filcowatymi, fioletowymi łuseczkami (zwłaszcza u młodych egzemplarzy). Występuje głównie w górach pod bukami i rzadko go można spotkać.

Lisówka pomarańczowa (łac. Hygrophoropsis aurantiaca) – różni się przede wszystkim cienkimi i gęstymi blaszkami oraz ciemniejszą, pomarańczową barwą owocników.

Pomylenie kurki z innym gatunkiem pieprzników nie ma znaczenia, gdyż wszystkie są jadalne, jednak pomylenie z lisówką pomarańczową może być niebezpieczne dla zdrowia.

Przydatność spożywcza

Kurki cenimy ze względu na aromat, smak, twardość i chrupkość owocników. Spożywamy młode, zdrowe owocniki, a przyrządzać je można na wiele sposobów. Smażenie kurek powinno być krótkie, ponieważ twardnieją. Marynowane nie są tak smaczne jak inne popularne grzyby jadalne. Do duszenia i konserwowania dobrze jest mieszać kurki z innymi grzybami zawierającymi duże ilości śluzów (podgrzybki, opieńki, maślaki).

Bez robaków

Prawdziwki, podgrzybki, maślaki i inne grzyby bywają robaczywe, w kurkach robaków nie ma.

Co trzeba wiedzieć o Kurkach?

Sos z kurek, jajecznica z kurkami są smaczne, ale przeciwpasożytnicze właściwości potraw z kurek zanikają pod wpływem wysokiej temperatury i soli. Jak więc wykorzystywać przeciwpasożytnicze właściwości kurek? Nie smażyć i nie solić lecz suszyć i używać jako przyprawę do kasz, sosów, sałatek, kanapek i wszelkich dań…

Wartości prozdrowotne

Niektórzy (także medycy) dyskredytują kurki, jako, że w większości składają się z wody. Mimo iż ponad 80 procent grzybów (innych także) stanowi woda, to mają szereg witamin, minerałów, zwłaszcza cynku i miedzi. A szczególną wartością kurek jest zawartość hitinmannozy, która rozpuszcza jaja pasożytów, a dorosłym pasożytom uszkadza układ nerwowy. Dzięki temu właśnie w kurkach nie ma robaków, jak to bywa w przypadku innych grzybów.

Kurki są bogatym źródłem wartości odżywczych (łatwo przyswajalne aminokwasy, składniki mineralne, witaminy, błonnik, węglowodany, kwasy tłuszczowe, białka, wolne aminokwasy, sterole, karotenoidy, enzymy, inne pierwiastki o aktywności biologicznej).

Pomocne są w prewencji chorób cywilizacyjnych, w szczególności nowotworów i chorób serca. Związki czynne, zawarte w kurkach mają zdolność obniżania poziomu glukozy i cholesterolu w krwi. Wielu autorów podkreśla ich działanie: przeciwzapalne, antybakteryjne, antywirusowe, przeciwutleniające….

Kurki zawierają aktywne metabolity pierwotne i wtórne. Pierwotne to substancje wytwarzane przez rośliny i grzyby w celu utrzymania życia i wzrostu (cukry i aminokwasy). Wtórne chronią przed szkodnikami i patogenami.

Kurki zawierają też związki fenolowe i indolowe, odpowiadające za ochronę przed mutacją DNA i procesami rakotwórczymi.

Zawierają też dużą ilość flawonoidów o działaniu przeciwutleniającym.

Szczegółowego składu nie podaję, bo nie prowadzę badań, a przytaczanie z podręczników nie ma sensu, ponieważ skład zmienia się zależnie od podłoża, pogody, ilości słońca, więc nigdy nie jest taki jak w podręcznikach.

Hitinmannoza

Hitinmannoza z kurek paraliżuje układ nerwowy larw pasożytów i dorosłych osobników, doprowadzając do ich śmierci. Rozpuszcza również ich jaja.

Hitinmannozę niszczy obróbka termiczna, więc kurki smażone, gotowane, pieczone tracą działanie przeciwpasożytnicze. Rozkład hitinmannozy powoduje również sól kuchenna.

Hitinmannoza wykorzystywana jest przy produkcji preparatów medycznych, jednak medykamenty obciążają wątrobę, a działanie kurek jest łagodne i bezpieczne.

Kwas trametonolinowy

Kurki zawierają także kwas trametonolinowy, usprawniający układ pokarmowy i leczący choroby układu pokarmowego i rozprawiający się z nowotworami.

Wykorzystanie

Kurki są teraz na wyciągnięcie ręki, warto skorzystać z ich walorów. Skoro smażenie, gotowanie, solenie niszczy złoty środek przeciw pasożytom i nowotworom to właściwości przeciwpasożytnicze grzybów zachowamy po ususzeniu i w nalewkach.

Kurki smażone lub gotowane dostarczą jedynie, albo aż witamin i składników odżywczych. Nie zmienia to oczywiście tego, że nadal są smaczne.

Klasycznie kurki smażymy na maśle lub oleju. Zachowują najlepszy smak smażone w wysokiej temperaturze. Jeśli temperatura jest za niska, twardnieją lub gumowieją, a w zbyt długiej obróbce termicznej stracą swój smak.

Suszone kurki jako przyprawa

Zanim grzyby poddamy suszeniu, należy je oczyścić. Oczywiście na sucho pędzelkiem, szczoteczką, nożykiem, bowiem kontakt z wodą źle wpływa na suszenie i zabija walory smakowe.

Oczyszczone kurki można suszyć na piecu, w piekarniku, suszarce, a najlepiej na słońcu. Gdy będą kruche i łamliwe trzeba je zmielić i przechowywać w szklanym pojemniku w zacienionym miejscu. Taka aromatyczna i lekko pikantna przyprawa doskonale sprawdzi się do mięs, sosów i wielu wykwintnych dań.

Kurkowa nalewka

Garść świeżych zebranych kurek oczyszczamy i kroimy na drobne kawałki. Wsypujemy do słoika, zalewamy dobrym alkoholem, np. rozcieńczonym spirytusem i zakręcamy. Szklankę na 5 łyżek posiekanych kurek. Mikstura powinna stać w chłodzie. Po dwóch tygodniach można ją spożywać po jednej łyżeczce dziennie.

Według PZWL

W tabelach składu wartości odżywczych żywności – PZWL (Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich), 2020 podano w 100 g kurki:

Wartość energetyczna: 38 kcal/ 160 kJ; Białko: 1,49 g; Tłuszcz ogółem: 0,53 g; Węglowodany: 6,86 g; Błonnik pokarmowy 3,8 g; Witamina D 212 I.U.; Witamina B1 0,015 mg; Witamina B2 0,215 mg; Witamina B3 (PP) 4,085 mg; Witamina B6 0,044 mg; Witamina B9 (kwas foliowy) 2 µg; Witamina B5 1,075 mg; Wapń 15 mg; Żelazo 3,47 mg; Magnez 13 mg; Fosfor 57 mg; Potas 506 mg; Sód 9 mg; Cynk 0,71 mg; Miedź 0,35 mg; Mangan 0,29 mg; Selen 2,2 µg; Fitosterole 1 mg.

Przeciwwskazania dla próżniaków i chorych leżących

Kurka jest ciężkostrawna. Zawiera chitynę w ścianach komórkowych. Jest ona wytrzymalsza mechanicznie od celulozy. Powoduje to opóźnione opróżnianie żołądka. U aktywnych te „wady” rekompensuje duża ilość ruchu.

Kuria na znaczku pocztowym

Poczta Polska wyemitowała w 2014 r. znaczek pocztowy przedstawiający pieprznika jadalnego. Wkrótce dodam ten znaczek do tego wpisu.

Nie ryzykuj!

Ponieważ niektóre grzyby mogą być niebezpieczne dla zdrowia i życia nie mając absolutnej pewności, a choćby najmniejszą wątpliwość co do gatunku znalezionego grzyba, pozostaw go w lesie. Wiele gatunków jest bardzo podobnych do siebie i łatwo można pomylić grzyba jadalnego z trującym. Nie bierzemy żadnej odpowiedzialności za wasze ewentualne błędy w rozpoznawaniu poszczególnych gatunków na podstawie niniejszego opracowania!

Ja sam doskonale znałem borowiki, ale nigdy nie spotkałem szatana. W Norwegii zbierałem borowiki nawet o północy, bo dzięki zorzy polarnej było widno jak w dzień. Po zatruciu zupą z szatana zostałem zawieziony do szpitala w Oslo. Było to w dniu i godzinie słynnego zamachu Brevika na wyspie Utoja. Szpital od miejsca zdarzenia oddalony był o kilkadziesiąt kilometrów, czyli godzinę jazdy auta + czas na dopłynięcie motorówki z portu do wyspy i z wyspy do portu. Odmówiono mi przyjęcia, ponieważ wszystkie szpitale w promieniu 100 kilometrów dostały odgórny zakaz przyjmowania pacjentów. Medycy nie wiedzieli co się stało, ani gdzie, ale mieli bezczynnie czekać na przyjęcie wielu karetek.

Przeżyłem dzięki mojej wiedzy, przytomności umysłu i działań, o których nie wspomina się w takim miejscu. Medyki ograniczyły się do przekazaniu wymiocin do laboratorium, po czym orzekły, że gdy cała trucizna jest już w krwi to oni nic nie mogą poza zainkasowaniem solennej opłaty za badanie.

Do tego szpitala nie przyjechała żadna karetka z rannymi, więc dumne z siebie i nie niepokojone przez nikogo medyki nudziły się. To, że przeżyłem i miałem się dobrze zaliczyli do kategorii cudu.

Od tamtej pory szatany rozpoznaję nawet w miejscach gdzie wcześniej ich nie  było.

Do lekarki pediatry poznanej w archiwum [165]

Na wczorajszym spotkaniu zapisywała pani notatki z moich wypowiedzi. Zbyt mało czasu i niekomfortowe warunki mogły sprawić niefortunne wrażenie, że pierwszy punkt dotyczył żywności. Dlatego wyjaśniam, że choć żywność jest bardzo ważna, to są ważniejsze od żywności czynniki prozdrowotne. Przytaczam więc moje doświadczenie sprzed ponad ćwierć wieku, gdy tworzyłem dekalog zdrowia. Wypisałem w punktach czynniki wpływające na stan zdrowia, a następnie uporządkowałem je według siły destrukcji. Żywność była dopiero w czwartej ćwiartce, a więc zdecydowana większość punktów była ważniejszych od żywności. Ponieważ punktów było kilkadziesiąt, więc o wiele za dużo by nazywać je dekalogiem. Połączyłem więc punkty w grupy tak by było ich tylko dziesięć. Wówczas żywność była na miejscu 10 – ostatnim, czyli wiele czynników ma większy wpływ na życie i zdrowie niż żywność. Proponuję przeprowadzić samemu podobny test.

Jedno ze wspomnień z moich dawnych doświadczeń

Ponad 10 lat temu, gdy moja wnusia miała może 2 lub 3 latka codziennie po przebudzeniu oczka miała zaropiałe. Poradziłem kupić w aptece najtańszą witaminę (jedną z grupy B (nie podaję którą, by nie sugerować czytelnikom jej stosowania) bez magnezu i bez żadnych dodatków i jeszcze w aptece wyjąć z opakowania dwie tabletki, a pozostałe na oczach aptekarki wysypać do kosza. Takimi truciznami nie wolno zaśmiecać organizmu i domowej apteczki. Z zachowanych dwóch tabletek synowa miała jedną dać dziecku, a drugą zostawić do następnego dnia, na wypadek, gdyby po pierwszej problem nie w pełni ustąpił. Na drugi dzień oczka były już czyste więc druga tabletka była zbędna. Minęło ponad dziesięć lat (wnuczka dziś ma lat 14) i ropienie oczu nigdy się nie powtórzyło.

Oczywiście lepiej było uwzględnić bogate w witaminy rośliny, ale w obawie, że to nie zostałoby wprowadzone wykorzystałem czynnik w tamtej sytuacji możliwy do zastosowania i do tego natychmiast.

A skąd moja obawa? Ogłupiane przez zniewolonych przez bigfarmę dietetyków i medyków (także pediatrów) matki pytają o lepsze formy wapna dla swoich pociech i trują dzieci tabletkami produkowanymi przez bandytów produkujących uśmiercające gazy krematoryjne, śmiercionośne gazy bojowe, środki do zabijania, trucia, depopulacji.

Źródeł dobrego i dobrze przyswajalnego wapna jest dużo, np. warzywa, nasiona. Natomiast stosowanie przemysłowych „jogurtów” i innych „nabiałów” oraz suplementów jest destrukcyjne, co łatwo zaobserwować na tych, którzy je stosują. Najlepszym warzywem byłyby buraki, zarówno pod kątem wapna jak i witamin, także tej, której brak objawił się ropieniem oczu.

pH języka i moczu

Podziwiam troskę lekarki pediatry o „biedne”, bo bezbronne dzieci, ale gdyby rodzice zaprzestali wyniszczać swoje pociechy przemysłowymi paszami pediatrzy staliby się zbędni. Jeśli sprawimy, że rodzice chorowitków będą rezygnować z nazywanych żywnością przemysłowych pasz zawierających genetycznie modyfikowaną i randapowaną pszenicę, cukier i inne trucizny wraz z podstępnymi hasłami i fałszywymi certyfikatami to w większość chorowitków zacznie zdrowieć. Potem wystarczy je okresowo odkwaszać, odpleśniać, odgrzybiać, odrobaczać, bo nasze organizmy są tak cudownie skonstruowane, że regenerują się same i nie potrzeba im w tym pomagać, wystarczy nie przeszkadzać.

Najlepszy odkwaszacz

Najlepszym środkiem odkwaszania są wyżej wymienione buraki (zarówno korzeń jak i liście), przy czym liśćmi osiągniemy to szybciej bo z 4-krotnie większą skutecznością. A więc zamiast wypisywania recept na trucizny bigfarmy karmić dzieci papką z buraczanej naci, takim a’la szpinakiem, ale smaczniejszym i skuteczniejszym. Na początek z botwiny, a docelowo z boćwiny i innych (różnych) listków. Różnię między botwiną a boćwiną publikowałem w wielu miejscach. Na tej stronie także.

Skutki uboczne

Dla dzieci: poprawa skupienia, zapamiętywania i wyników w nauce.

Dla dorosłych, których jedynym dorobkiem życia są dny, artretyzmy, RZS-y, ZZS-y, ciągle utrzymujące się stany zapalne…: utrata tego dorobku, a wraz z nim dawnych „przyjaciół” i znajomych z przychodni, bo brak chorób to brak tematów do licytacji kto więcej wydaje w aptekach, w której droższe/tańsze, który lekarz więcej/mniej bierze, który więcej/mniej wypisuje…

Sanatorium przywracania zdrowia jedzeniem

Co więc ambitnej lekarce pediatrze proponuję? Założyć sanatorium i dzieciom oglądać języki, dawać do polizania papierki pH, karmić Naturą (listki, pączki, kwiatuszki, nasionka). Natomiast rodziców przymusić by przez tydzień jadali to, czym dotąd karmili swoje dzieci: jogurciki z płatkami śniadaniowymi, berlinki, czipsy, żelki itp. itd., oczywiście z zachowaniem proporcji! Jeśli w dziecko ważące np. 10 kg rodzic ważący np. 90 kg czyli 9 razy więcej wpompowywał 2 jogurciki, 10 dkg płatków śniadaniowych, 4 berlinki, 2 paczki czipsów, 2 opakowania żelków, 5 gum do żucia… to w siebie ma wpompowywać proporcjonalnie tyle samo czyli 9 razy więcej niż w dziecko, czyli 18 jogurcików, 90 dkg płatków śniadaniowych, 36 berlinek, 18 paczek czipsów, 18 opakowań żelków, 45 gum do żucia…

Tylko po takim doświadczeniu  na własnych brzuchach poczują jak to „służyło” ich dzieciom. Tylko tak mogą przekonać się, że to oni wyniszczali swoje pociechy. Tylko po takim doświadczeniu mogą zrozumieć dzięki komu  ich dzieci chorowały i jakim zbrodniarzom oddawali kasiorę, którą mogli inwestować w zdrowie siebie i rodziny, a inwestowali w oszustów, bandytów, głupków, bigfarmę, rozwój chorób i zagłady…

Potrawy o wielu prozdrowotnych właściwościach [162]

Są wyjątkowo prozdrowotne gdyż zawierają orkisz. Orkisz wśród optymalnej (zarówno pod względem jakości jak i pod względem ilości ) zawartości prozdrowotnych składników (sole mineralne, węglowodany, białka, pierwiastki śladowe, tłuszcze, witaminy, elektrolity) zawiera Thiocyant.

Thiocyant chroni przed powstawaniem w organizmie komórek nowotworowych.

Jakie korzyści niesie jadanie orkiszu?

  1. Wzmacnia organizm i buduje odporność.
  2. Odbudowuje odporność i wzmacnia po kuracjach wyniszczającymi lekami.
  3. Zapobiega stanom zapalnym i gasi stany zapalne.
  4. Usprawnia funkcjonowanie systemu nerwowego.
  5. Zapewnia lepszą budowę wszystkich tkanek, także mięśniowej.
  6. Zapobiega tworzeniu się złogów i kamieni żółciowych.
  7. Zapobiega zawałom serca i udarom serca i mózgu.
  8. Poprawia nastrój, przeciwdziała depresji.
  9. Zapobiega nowotworom.
  10. Zapobiega chorobom reumatycznym.
  11. Wspomaga przemianę materii, także przemianę związków wapnia.
  12. Działa antyalergicznie i likwiduje alergie i inne czynniki chorobotwórcze (wskutek nabywania odporności i wzmacniania organizmu spada podatność na wszelkie choroby).
  13. Eliminuje cholesterol w krwi (wskutek zdrowienia organizmu spada ilość cholesterolu w krwi, bo przestaje być organizmowi potrzebny).

Orkisz nie jest pszenicą!

Wielu jest błędnie przekonanych, że orkisz jest dawną odmianą pszenicy, jednakże orkisz, pszenica i inne zboża należą do rodziny traw. Pszenica była ciągle modyfikowana przez co stała się zbożem najbardziej wyniszczającym organizmy ludzi i zwierząt. Orkisz pozostał zbożem w pełni przyswajalnym przez organizm i zawierającym wiele dobroczynnych składników. Zawiera m.in. thiocyant, który chroni przed powstawaniem w organizmie komórek nowotworowych.

Super zdrowa potrawka orkiszowo-jarzynowa

Składniki na 4 porcje:

Szklanka kaszy z orkiszu czyli łamanych ziaren,
duży zielony ogórek,
cebula,
3-5 pomidorów,
2 łyżki ziaren słonecznika,
3-5 orzechów włoskich,
sporo natki pietruszki,
4 łyżki oliwy lub dobrego oleju świeżo wytłoczonego z lnianki, lnu, rzepaku,
sok z cytryny,
pieprz i sól (z Wieliczki, Bochni, Kłodawy), nie używamy morskiej, gdyż zawiera ogrom trujących związków, także z tworzyw sztucznych.

Wykonanie:

Kaszę ugotować,
Ogórek pokroić w paski,
Pomidory pokroić w kostkę,
Ziarna słonecznika i pokruszone orzechy podprażyć bez tłuszczu,
Wszystko wymieszać, polać olejem i sokiem z cytryny, doprawić do smaku.

Super zdrowa zupa orkiszowo-jarzynowa

– wzmacniająca i regenerująca cały organizm

Składniki:

2 łyżki łamanych ziaren orkiszu czyli mojej kaszy (mojej, bo nikt inny nie robi w ten sposób, kasze innych postają przez szlifowanie ziaren, więc pozbawiane wielu wartościowych składników),
kilka rodzynków,
dowolne warzywa, szczególnie korzenne (pietruszka, marchew, seler, czosnek, cebula),
przyprawy szczególnie korzenne (imbir, kurkuma),
szczypta cynamonu,
miód (według uznania) do smaku,
wody według potrzeby,
ewentualnie łyżeczka babki płesznik.

Wykonanie:

Kaszę i warzywa zalewamy zimną wodą. Doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy kilka minut, po czym dodajemy rodzynki i zostawiamy na ogniu jeszcze chwilę.
Na talerzu posypujemy zieleniną i cynamonem. Można dodać odrobinę miodu.
Jeśli chcemy schudnąć, dokładamy babkę płesznik.

Proszę tworzyć różne warianty zmieniając zawartość warzyw lub ich ilość.

Korzyści:

Potrawa dostarcza wysokiej jakości białka, wartościowych węglowodanów, pożytecznych tłuszczów, wielu witamin i minerałów, uchroni przed nadkwasotą, stanami zapalnymi, zachorowaniami.

Potrawy z orkiszu lub z orkiszem w codziennym menu wyeliminują wszelkie problemy jelit, łącznie z ich nadwrażliwością, a także reumatyzm, choroby krążenia, schorzenia krwi, nerek, wątroby, nerwicę, depresję…

Najprostsza zupa orkiszowa z rodzynkami

Składniki:

2 łyżki łamanych ziaren orkiszu,
kilka rodzynków,
sproszkowane warzywa korzenne,
sproszkowane przyprawy korzenne,
szczypta cynamonu,
miód (według uznania) do smaku,
wody według potrzeby,
ewentualnie łyżeczka babki płesznik.

Wykonanie:

Kaszę zalewamy zimną wodą. Doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy kilka minut, po czym dodajemy rodzynki i zostawiamy na ogniu jeszcze chwilę.
Na talerzu posypujemy sproszkowanymi warzywami i przyprawami. Można dodać odrobinę miodu.
Jeśli chcemy schudnąć, dokładamy babkę płesznik.

Aby podnieść odporność organizmu wzbogać dietę w orkisz uprawiany naturalnie.

Komentarz na komentarz [160]

W komentarzu pod moim 157 wystąpieniem na tej stronie, zatytułowanym: Zdrowienie kontra leczenie – garść niemedycznych prawd prozdrowotnych Krzysztof napisał: „Sok z brzozy smakuje wybornie a drzewa obdarowują nas chojnie w tym roku. Piję ok. 1,5 litra dziennie. Widzę jak poprawia się trawienie z dnia na dzień oraz znikają problemy skórne.”

Na pewno więcej osób ma takie i jeszcze mocniejsze doświadczenia, choć chwalą się tym tylko nieliczni. Jeśli więc są tak proste i tak skuteczne sposoby regenerowania organizmu, a podobnie prostych i skutecznych eliksirów są tysiące to czego masy nadal szukają w aptekach mimo ciągłych rozczarowań? Jak im pokażecie wszyscy Krzystofowie, że to, co tam znajdują miesza im w rozumku programując ich w drodze do zguby i świat do zagłady, a to co ty pijałeś w tak krótkim czasie zregenerowało, wzmocniło i uodporniło Ciebie oczyszczając przy okazji Twoje otoczenie czyli świat?

Teraz myśl jak piękny jest świat gdy Ty i wszyscy Twoi przyjaciele i wszyscy Twoi znajomi corocznie piją Boskie Eliksiry Zdrowia i Urody.

Spłacając dług wdzięczności rób wszystko, by tak było w coraz szerszym gronie. Niech bandyckie bussinesy tracą odbiorców i przestają zaśmiecać świat i organizmy ogłupionych. Stoisz przed ogromnym wyzwaniem. Życzę powodzenia i pomyślności na nowej drodze życia w zdrowiu bez leków, bez lekarzy, bez farmaceutów, bez suplementów, bez handlujących medycznymi i paramedycznymi truciznami i złudzeniami.

A tym co by ubolewali, że sezon Brzozowego Eliksiru już się skończył polecam rozejrzeć za kolejnym sezonowym Boskim Eliksirem. Nie przegapcie pączków, listeczków, kwiateczków.

Jako, że na tej stronie zapoczątkowała to Sława polecam przypomnieć sobie jej komentarz z , który znajdziesz tutaj:  Przygoda Sławy z nalewką z pączków [114]

Wiosenne pokrzywy na stole [159]

Pokrzywy są już dorodne, pora wykorzystywać je kulinarnie.

O wykorzystaniu pokrzyw pisałem tutaj:  Chleb pokrzywowy [31] i tutaj: Różne gatunki pokrzyw [45] i tutaj: Pokrzywowe ciekawostki [29]

Działanie lecznicze pokrzyw jest wielostronne, a teraz szczególnie polecić należy przeciw wiosennemu wyczerpaniu, awitaminozie wiosennej, dla wzmacniania organizmu, obniżania zawartości cukru w krwi. Pokrzywy zawierają m.in. mnóstwo witaminy C, karoten, witaminy K, E, B2, kwas pantotenowy oraz składniki mineralne: żelazo, magnez, wapń, krzem, mangan. Kulinarny dodatek pokrzyw sprzyja tworzeniu się czerwonych krwinek, wpływa dodatnio na działalność nerek, wątroby, pęcherzyka żółciowego, na wydzielanie soków trawiennych i perystaltykę jelit.

Najwartościowsze pokrzywy są właśnie teraz, zanim zaczną kwitnąć.

W kuchni młode pokrzywy powinny być dodatkiem do zup jarzynowych i ziemniaczanych, szpinaku, szczawiu, botwinki (1/3 ziela pokrzywy i 2/3 szpinaku, szczawiu, botwinki). Z pokrzyw i innych zielonych ziół można sporządzać sałatki. Z pokrzyw duszonych w maśle z cebulą, czosnkiem i gałką muszkatołową proponuję sporządzić farsz do naleśników. Przyrządzoną jak szpinak lub zagęszczoną jajkiem z odrobiną mleka można podawać jako jarzynkę do mięsa.

Naleśniki z pokrzywami

Składniki:

1 dag świeżych listków młodych pokrzyw
pół łyżki skrobi ziemniaczanej
2 łyżki oleju nieprzemysłowego
200 ml mleka
pół szklanki mąki z orkiszu lub płaskurki
1 jajko
ćwierć łyżki cukru
duża szczypta soli

Wypłukane listki pokrzyw, zalać małą ilością wody, doprowadzić do wrzenia i pogotować 2-3 minuty na małym ogniu. Przełożyć na sitko, odsączyć. Do wybitego jajka dodać cukier i mieszać do rozpuszczenia cukru. Mąkę, skrobię i sól wymieszać, wlać mleko i olej, dodać liście pokrzyw i zmiksować. Patelnię zwilżyć olejem, rozgrzać i wlać porcję ciasta. Podważyć brzegi ciasta i przełożyć na drugą stronę. Przykryć patelnię. Naleśniki z pokrzywami powinny być jasnozielone i cienkie. Podawać z farszem słodkim lub pikantnym.

Omlet z pokrzywami

Składniki:

2 jaja
2 dag świeżych liści młodych pokrzyw
2 dag masła
4 łyżki mleka
2 młode cebule ze szczypiorem
szczypta soli
koperek, natka pietruszki do posypania

Wypłukane listki pokrzyw, zalać małą ilością wody, doprowadzić do wrzenia i pogotować 2-3 minuty na małym ogniu. Przełożyć na sitko, odsączyć, ostudzić i drobno pokroić (lub zmiksować). Do wybitych jaj dodać mleko, sól i wymieszać. Cebulę pokroić w grubą kostkę i zeszklić na maśle. Dodać pokrojony szczypior, pokrojoną pokrzywę i dusić około minutę. Wlać masę z jajek, przykryć i zmniejszyć ogień do minimum. Smażyć powoli aż masa się całkowicie zetnie. Podważyć brzegi, zsunąć na talerz, posypać natką pietruszki i koperkiem.

Chleb lub bułki z pokrzywą, bez jajek

Składniki:
200 ml wrzącej wody
1 dag świeżych drożdży
10 dag młodych pokrzyw
2 łyżki masła
35 dag mąki z orkiszu lub płaskurki
łyżeczka cukru i łyżeczka soli
pęczek świeżego koperku i 2-3 ząbki czosnku
nasiona lnu, dyni, sezamu do posypania
forma do pieczenia, papier do wyłożenia, tłuszcz do wysmarowania

Pokrzywy wypłukać w zimnej wodzie, zalać wrzątkiem i gotować na małym ogniu około 2 minuty. Przełożyć na sito, przelać zimną wodą, wycisnąć. Pokrzywy, koperek, cukier zmiksować z niedużą ilością ciepłej wody, aż powstanie gęsta zielona masa. Przełożyć do odpowiedniego naczynia, dodać łyżkę mąki, cukier, wkruszyć drożdże. Masę zagnieść, przykryć i odstawić na kwadrans w ciepłe miejsce. Do dużej miski przesiać przez sito mąkę i sól, dodać posiekany czosnek. Do mąki przełożyć wyrastające drożdże, dodać miękkie masło. Ciasto ugniatać aż będzie miękkie i delikatne. Przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (40-60 minut). Po wyrośnięciu ponownie zagnieść i odstawić do ponownego wyrośnięcia (na co najmniej 20 minut). Ręce natłuścić olejem, z ciasta uformować bochenek lub bułeczki. Przykryć płótnem, włączyć piekarnik. Uformowany bochenek lub bułeczki przełożyć do formy wyłożonej lub natłuszczonej papierem i wstawić do rozgrzanego do 180° C piekarnika na środkową półkę na 40 minut. Po tym czasie przenieść na dół piekarnika i piec jeszcze krótko (nie dłużej niż 10 minut). Ostudzić wyjęte z formy.
Jeśli z tego ciasta pieczemy bułeczki czas pieczenia będzie krótszy – 20-25 minut w temperaturze 180° C.

Zdrowienie kontra leczenie – garść niemedycznych prawd prozdrowotnych [157]

Jakże wielu głupkowato pojmuje troskę o zdrowie. Zazwyczaj utożsamiają ją z lepszą żywnością, lepszymi lekarzami, lepszymi lekami. Lepszą żywnością miałaby być ta z jakimś znaczkiem nadrukowanym na opakowaniu, a lepszym leczeniem – dawne metody (np. bańki), bez rozpoznania co, ile, kiedy i w jakiej konfiguracji organizmowi posłuży, a co szkodzi. Potrzeby organizmu nie są stałe, zmieniają się zależnie od wielu czynników i aktualnego stanu organizmu. Jeśli ignorujesz te zależności, a szukasz lepszych leków i lepszych lekarzy nie masz szansy wyzdrowieć, bowiem śmierdzący śmietnik do którego wrzucisz choćby brylant, a nawet garść brylantów nie przestanie być śmietnikiem i nie przestanie śmierdzieć. Gadki wokół zdrowia jest pełno na każdym kroku. Zazwyczaj są to mniej lub bardziej naukowe i pseudonaukowe brednie.

Jakże wielu w swej naiwności ulega hasłom tyle podchwytliwym co zwodniczym jak np. „eko” i „bio” w nadrukach na opakowaniach przemysłowej, trującej paszy nazywanej żywnością, „zdrówko” w nazwie apteki, „sklep ze zdrową żywnością”, „wolny wybieg” itp.

Agnieszka wszystkich chce uzdrawiać, także zaszczepionych. Ubolewa, że niewielu chce jej słuchać. Ja natomiast, w myśl zasady: z kim i czym przestajesz… unikam i leczących i zwolenników leczenia. Wszelkiego leczenia, także sposobami nazywanymi „naturalnymi”. Przecież leczenie nie może być naturalne, bo leczenia potrzebują chorzy, a choroby i chorowanie nie są naturalne. Są przeciwne Naturze. Naturalne jest zdrowie. Promuję więc zdrowienie i wszystko co służy zdrowieniu, bez leków, bez leczenia, bez lekarzy.

Mam świadomość, że wbijam kij w mrowisko, ale robię to celowo i z premedytacją, by słuchaczami i czytelnikami wstrząsnąć. Kto się obrazi niech sobie choruje i leczy i dalej choruje. Do śmierci albo opamiętania. Rozsądni, albo ciekawi niech sprawdzą i porównają promowaną przeze mnie naturalną drogę zdrowienia ze znaną sobie businessową drogą nazywaną „leczeniem”.

  1. Diety nisko węglowodanowe

Ostatnio cieszą się popularnością diety nisko węglowodanowe. Osoby które je promują twierdzą, że to węglowodany powodują otyłość i wszystkie choroby. Że to błędny pogląd widać choćby na mieszkańcach Hongkongu i Japonii, których długość życia jest najwyższa na świecie, mimo iż ich dietą w ponad 60 procentach są węglowodany. Nie tylko żyją najdłużej na świecie, ale i otyłości trudno u nich spotkać (zaledwie 3 %). Wyeliminujesz trującą i zaflegmiającą pszenicę zaczniesz zdrowieć, mimo iż zastąpisz ją orkiszem, płaskurką, samopszą, czyli także węglowodanami. Węglowodany węglowodanom nierówne, wręcz przeciwne. Pszenica wychładza i zaflegmia, orkisz rozgrzewa i osusza. Ale nie przyjmuj tego na wiarę, lecz zastosuj, przekonaj się i opisz swoje nowe doświadczenie.

  1. Czytanie książek jako antystres

Ponieważ jednym z najbardziej wyniszczających czynników jest reagowanie stresem i życie w stresie proponuję czytanie książek, ale nie elektronicznych lecz papierowych. Odciąga to od myśli stresogennych, stresonośnych, stresotwórczych i życia w lękach, obawach, niepewnościach. Różnicę między rzeczywistym stresem (czynnikiem pozytywnym, mobilizującym do obrony lub ucieczki), a reagowaniem stresem i życiu w stresie (czynnikiem wyniszczającym cały organizm) wyjaśniam w wielu miejscach, więc teraz zacznij czytać książki, przekonaj się jak odmieni cię czytanie i opisz swoje nowe doświadczenie

  1. Problemy wątrobowe

Wielu uskarża się na przeróżne problemy wątrobowe, choć zazwyczaj wielorakiego działania wątroby nikt nie zna. Jeśli uważasz, że twój lekarz zna to zapytaj go wprost do czego służy i jaką rolę pełni ten narząd. Pamiętaj, że wątroba pełni z 500 funkcji, może nawet więcej. Jeśli twój lekarz nie wymieni choćby pięciu to czy zasługuje byś utrzymywał i tytułował ignoranta, dyletanta, który może cię tylko skrzywdzić.

Na spotkaniu w „Stajni” w Kielcach też padło pytanie wątrobowe. Wątroba jest tak cudownie skonstruowana, że sama się odbudowuje, nawet jeśli jej znaczna jej część została wycięta. Choć żadnemu lekarzowi nie udało się odbudować wątroby u alkoholików wiele lat ją wyniszczających, ja miewałem takie sukcesy. Podaję więc pięć niemedycznych, lecz kulinarnych produktów prozdrowotnych, najzdrowszych dla wątroby. Są to: awokado, oliwa, ostropest plamisty, orzech włoski, owoce słynące z dużej ilości witaminy C (rokitnik, róża, wiśnie, porzeczki i warzywa (natka pietruszki…).

Oliwą nazywać można tylko olej z oliwek. Oleje z innych ziaren też są wartościowe, choć mają różne właściwości. Nie wymieniam ich byś mnie nie kojarzył ani z terapeutami ani dietetykami. Jedynie podkreślam nielogiczność nazwy „oliwa z oliwek”, bo jeśli oliwa to samo przez się z oliwek, tak jak o naśle nie mówimy „maślane”. Zacznij stosować wymienione owoce, orzechy, oliwę i opisz swoje nowe doświadczenie

  1. Obniżenie wysokiego i utrzymywanie optymalnego ciśnienia tętniczego krwi

Wczoraj powiedziałem Agnieszce, że podczas gdy my, mieszkańcy nizin, mamy około pięć litrów krwi to Peruwiańczycy, czyli mieszkańcy wysokich gór mają aż osiem litrów krwi. Aż 60 % więcej. Kolejną różnicą między nami a nimi jest zawartość tlenu w krwi. My mamy w krwi 98 % tlenu, oni 82 %, a więc znacznie mniej. Wraz z tymi różnicami różni nas także długość życia.

Na ilość i jakość krwi wpływa nie tylko środowisko, w którym żyjemy, także sposób funkcjonowania, a więc możemy wpływać i na skład i na jakość krwi i na jej ciśnienie. Jest wiele niemedycznych sposobów regulowania i utrzymywania optymalnego ciśnienia tętniczego i jakości krwi. Najskuteczniejszym, a przy tym wydłużającym życie jest bycie optymistą. Sprawdź i opisz swoje nowe doświadczenie

  1. Uwaga chorujący na cukrzycę

Najważniejsza rada dla chorujących na cukrzycę, w szczególności przyjmujących „lek” o nazwie „metformina”. Zbadaj poziom witaminy B12! Jeśli jej niedobór przerazi Cię to pewnie też otworzy Ci oczy na fakt, że takie „leki” wyniszczają Witaminy i nie tylko witaminy w naszym ciele. Długotrwały niedobór Witaminy B12 (innych witamin także) powodują trwały uszczerbek na zdrowiu, w szczególności w zakresie układu nerwowego. Sam wyciąg wniosek czy nadal chcesz wyniszczać się farmaceutykami. Jeśli zmądrzejesz opisz swoje doświadczenie.

  1. Jajka na refleks

O jajkach zapewne dużo słyszałeś i być może stosujesz je w różnych celach. Dodam jeszcze jeden. Jajka zawierają tyrozynę, która jest niezbędna do tworzenia neuroprzekaźników (norepinofryny i depaminy). Chcesz mieć lepszy refleks spożywaj więcej jajek i opisz swoje nowe doświadczenie.

  1. Poduszka na przemianę materii, lepsze wypróżnianie, regenerację wielu funkcji organizmu

Poduszki z lnu, wypełnione łuską gryki, grochowinami, naowocnią fasoli (strąkami) itp. oczywiście z upraw bez chemii proponuję stosować i do spania i do siedzenia. Ola po dwóch tygodniach siedzenia na poduszce wypełnionej łuską gryki uprawianej naturalnie bez chemii zauważyła autoregulację organizmu w zakresie przemiany materii, wydalania, odtruwania. Ten sposób niemedyczny polecam każdemu i proszę o sprawozdanie z zauważonych efektów.

  1. Bańki lekarskie

Ja bańki, mimo nazwy lekarskie stosuję nie do leczenia nimi podczas choroby, lecz do wzmacniania odporności by chronić przed zachorowaniami. Jak? Poprzez autoszczepionkę, którą pod działaniem bańki nasz organizm produkuje. Choć wielu wraca do stawiania baniek są mało znane i stosowane zazwyczaj tylko w chorobach przeziębieniowych, a byłyby pomocne w wielu innych, np. reumatycznych, zwyrodnieniowych i stymulowaniu wszelkich procesów prozdrowotnych.

  1. Najlepszy napój o właściwościach przeciwzapalnych i leczniczych

Po każdej zimie nadchodzi wiosna. Koszałek Opałek w oczekiwaniu na wiosnę skrupulatnie zapisywał w wielkiej księdze wszystko, co spostrzegł. W obliczu pisarskiego zapracowania nie zauważył, że Pani Wiosna przeszła tuż obok. Zapisał więc, że w tym (tamtym) roku wiosny w ogóle nie będzie. Jeśli chcesz być zdrowa/zdrów nie przegap wiosennych możliwości Zregenerowania Organizmu. Aby żyć zdrowo gaś stany zapalne! Sok z brzozy, oskoła działa jak naturalna aspiryna, stanowi źródło licznych antyoksydantów, a także minerałów, szczególnie: żelaza, wapnia, potasu. Jednakże jednym z najcenniejszych związków w soku brzozy jest salicylan metylu. Jest to naturalny związek o działaniu przeciwzapalnym i przeciwbólowym.

Zauważ, że nie napisałem „brzozowy” lecz „z brzozy” czyli z wnętrza drzewa. Jeśli sięgniesz po cukrowaną wodę ze sklepu lub apteki, niezależnie jak nazywaną, to nie zasługujesz bym dla ciebie czas marnotrawił. To, co drzewo wysysa z głębin i aktywuje, a tobie kapie z uciętej gałązki odbudowuje nawet najbardziej zrujnowane organizmy. To co kupisz w sklepie i aptece nikomu organizmu nie zregenerowało. Jak sprawdzić co sprzedają? Jeśli piłeś ten z Natury, nie dasz się oszukać tym przemysłowym.

Jabłkowe recepty zdrowia i urody [155]

Według tradycyjnej medycyny chińskiej jabłka wzmacniają energię Qi, serce i krew, oczyszczają gorąco, uspokajają Yang, wytwarzają cenne płyny, smarują płuca, usuwają stany depresyjne, łagodzą skutki upału, gaszą pragnienie, rozpuszczają śluz, przeciwdziałają zatruciu, wspomagają trawienie, wspomagają pracę jelit, zapobiegają i pomocne są zarówno biegunce jak i zatwardzeniu, obniżają poziom cholesterolu i normalizują poziom cukru w krwi zapobiegając problemom układu krążenia, są tradycyjnym środkiem przeciw sztywności stawów i bólom reumatycznym.

Tradycyjna medycyna chińska zaleca spożywanie jabłek m.in. w suchości gardła, odwodnieniu, niestrawności, zatwardzeniu, chronicznej biegunce, porannych osłabieniach, chronicznym zapaleniu jelit…

Biegunka u dzieci:

rozdrobnić 15-30 g świeżych dzikich jabłek i wycisnąć sok; pić 3 razy dziennie.

Biegunka:

I – 2 łyżeczki sproszkowanego suchego jabłka jeść 3 razy dziennie na pusty żołądek;

II – kilka niedojrzałych jabłek pociąć na ćwiartki, wysuszyć na słońcu i zmielić na proszek; pić 2 razy dziennie 15 g tego proszku w szklance ciepłej wody;

III – gotować niezbyt dojrzałe jabłka dzikie w odpowiedniej ilości wody, aż woda wygotuje się do połowy; wypić wywar i zjeść jabłka rano na pusty żołądek.

Ból brzucha i biegunka w czerwonce lub zapaleniu jelit:

rozdrobnić 60 g niezbyt dojrzałych dzikich jabłek i zagotować w wodzie; pić po szklance 3 razy dziennie.

Ból brzucha:

kilka niedojrzałych jabłek pociąć na ćwiartki, wysuszyć na słońcu i zemleć na proszek; pić 2 razy dziennie 15 g tego proszku w szklance ciepłej wody.

Ból uszu:

znakomicie leczą jabłka pieczone.

Cerę czyści,twarz, szyję i dekolt nawilży:

świeżo wyciśnięty sok jabłkowy, lub okład z plasterków jabłka skropionych sokiem z cytryny.

Grzybica stóp:

kilka razy dziennie wcierać jabłkowy ocet winny.

Grzybica strzygąca:

okłady z utartego jabłka ze szczyptą siarki.

Kaszel gorących płuc:

6 świeżych jabłek rozdrobnić i gotować z pół kg miodu aż zmiękną na galaretę; jeść stale po 2 łyżeczki 3 razy dziennie.

Kaszel z żółtym śluzem:

pić sok z jabłek.

Lęki łagodzi, uspokaja:

spożywanie jabłek gotowanych.

Nadciśnienie:

codziennie zjadać 3 jabłka.

Niestrawność:

I – jeść jabłko po każdym posiłku.

II – przez 3 kolejne dni pić 3 razy dziennie po pół szklanki soku z pół dojrzałych jabłek.

Niski poziom cukru w krwi:

przez 3 kolejne dni zjadać 2 razy dziennie po 2 obrane jabłka.

Oczyszczanie gruntowne:

1 dzień w tygodniu jeść tylko jabłka i pić herbatę z naci buraczanej. Jabłka zawierają pektyny, które jak miotła wymiatają resztki z jelit.
Przy problemach zimna grzać jabłka by zmniejszyć ich chłodzący charakter.

Osłabienie poranne:

pić herbatę z 3 dag ryżu prażonego do zżółknięcia i 3‑6 dag świeżych łupin z jabłek.

Owrzodzenie podudzi:

stosować okłady z surowych tartych jabłek.

Piersi ujędrnia:

okład z jabłek utartych wraz ze skórką.

Potliwość nadmierna, potliwość stóp:

kilka razy dziennie wcierać jabłkowy ocet winny.

Podrażnienie skóry głowy:

wcierać wodny roztwór octu jabłkowego.

Polucje, przedwczesny wytrysk:

30 g suchych dzikich jabłek przypiec aż zżółkną, gotować w wodzie; jeść wieczorem.

Rany trudno gojące się:

jabłka wymieszane z oliwą.

Sińce pod oczami, stany zapalne oczu:

stosować okłady z surowego tartego jabłka.

Suchość ust i języka:

6 świeżych jabłek rozdrobnić i gotować z pół kg miodu aż zmiękną na galaretę; jeść stale po 2 łyżeczki 3 razy dziennie.

Swędzenie likwiduje:

wodny roztwór octu jabłkowego.

Świerzb:

likwidują jabłka zmieszane ze szczyptą siarki.

Ulgę zmęczonym stopom przynosi:

wodny roztwór octu jabłkowego.

Usuwanie skutków palenia:

6 świeżych jabłek rozdrobnić i gotować z pół kg miodu aż zmiękną na galaretę; jeść stale po 2 łyżeczki 3 razy dziennie.

Zapalenie jelit chroniczne:

kilka niedojrzałych jabłek pociąć na ćwiartki, wysuszyć na słońcu i zemleć na proszek; pić 2 razy dziennie 15 g tego proszku w szklance ciepłej wody.

Zatwardzenie:

zjeść świeże jabłko na pusty żołądek.

Zdrowy sen zapewniają:

jabłka gotowane.

Choć wyraźnie zaznaczam, że wiele moich artykułów powstało trzydzieści lat temu, gdy prozdrowotne właściwości miało większość roślin, owoców, warzyw… przypominam i ostrzegam: zanim rzucisz się na jakieś jabłka, czy inne współczesne produkty z marketów i/lub bazarów naucz się odróżniać te ze zbiorów dzikich i uprawianych przez miłośników od wielkoprzemysłowych, produkowanych przez cwaniaków, businessmanów, bandytów…

Cwaniaczki rozczarowane stosowaniem „mądrości” wyczytanych i wysłuchanych w internecie zwracają się do mnie z nadzieją przerzucenia na mnie odpowiedzialności za swe poczynania. Przypominam więc nie tylko im, ale wszystkim: ponosimy odpowiedzialność zarówno za to, co zrobiliśmy/ robimy i za to, czego nie zrobiliśmy/ nie robimy.

O właściwości jabłek przeczytasz także tu: Da Ci zdrowie jabłuszko na co dzień

oraz tu: Anemia i żelazo

i tu: Jabłko, marchew, burak zamiast transfuzji krwi

Jeśli masz suszone owoce z własnego zbioru z dzikich stanowisk podziel się ze mną.

Magia jabłek i jabłoni [154]

Gdyby Cię jeszcze jabłkowa tematyka nie znudziła to z kolejnym moim artykułem sprzed ćwierćwiecza zapraszam do jabłkowej krainy.

W wielu tradycjach jabłko było owocem wiedzy, magii, objawienia i służyło za cudowny pokarm. Jabłko lub przybrana jabłkami gałąź bądź różdżka stanowiła jedno z insygniów królewskich. Według opowieści bretońskich spożycie jabłka stanowi prolog do przepowiedni. Jabłko, owoc nieśmiertelności, mądrości i wiedzy, stanowi symbol ducha i wiedzy tajemnej oraz mocy, jaka rodzi się poza światem fizycznym, ułatwia nawiązanie kontaktów z „tamtym światem”. Według Celtów, ów pełen niekończących się rozkoszy świat, posiada ścisłe związki z jabłonią, bowiem jabłoń i jabłka symbolizują życie wieczne we wszystkich przekazach, jakie docierają z zaświatów do istot ludzkich.

Jabłoń zajmowała ważne miejsce w wierzeniach celtyckich. Leżąca hen za morzami wyspa, gdzie został przeniesiony król Artur (po zniknięciu z tego świata) nosiła nazwę Avallonu – krainy jabłek. Zgodnie z pradawną tradycją tę odległą krainę przedstawiano jako wyspę porosłą jabłoniami.

Rdzeń nazwy „jabłoń” (po angielsku apple, po niemiecku apfel, a po bretońsku aval) dał początek nazwie Avallon – miasta we Francji i wyspy czarodziejki Morgany na Bałtyku. Z niego też wywodzi się galijska nazwa jabłoni (abellio), francuskie słowo (1’abeille) oznaczające pszczołę, imię boga Apollina… Czarodziejka Morgana uprawiała jabłonie i zbierała jabłka dające nieśmiertelność. Jabłka te miały smak pszczelego miodu, a ich ilość nie malała nawet gdy je zjadano.

Po dziś dzień utrzymał się obyczaj wystawiania na licytację (w dniu Wszystkich Świętych) krzewu, na którego gałązki (obcięte parę centymetrów od nasady) powbijano jabłka, tworząc „jabłkowe drzewo”. Rytuał ten ma prawdopodobnie ustalić rodzaj więzi między światem żyjących, a pozagrobowym, przedłużając tradycyjną wymowę 1‑listopadowego święta (galijskiego Samonios i irlandzkiego Samhain). Aby godnie uczcić początek roku celtyckiego, Druidzi zbierali się na obrzeżu bagien, gdzie bogom (tudzież uczestnikom święta) składali w darze jabłko. Jeśli przekrojono go prostopadle do osi, ujawniał się zawarty w kole pentagram, duch i materia zmysłowa, pięcioramienna gwiazda, symbol wiedzy.

Jabłoń, podobnie jak dąb, stanowi również obiekt praktyk rzucania uroków. Ścięcie jabłoni według prawa Brehon karano śmiercią (prawo to określa stopnie kary, jaką ściąga na siebie dopuszczający się wykroczeń wobec drzew).

Zbiorom jabłek sprzyjają: Baran, Lew, Strzelec, Bliźnięta i Wodnik. Przed wilgotnymi ciągot­kami Wagi chroni stary Księżyc(trzecia i czwarta kwadra). Zbierane wtedy poobijane jabłka wysuszą się i wyleczą. Jeśli owoce zrywane są podczas nowiu, to obite jabłka zgniją.

Najlepszą porą na przechowywanie owoców, jest czas, gdy Księżyca ubywa w znaku Skorpiona. Wodny i płodny znak Skorpiona koncentruje cukier i sok w jabłkach zimowych. Czy jabłka dobrze się przechowują sprawdzaj gdy na nieboskłonie króluje wilgotny znak Koziorożca – wtedy mogą się gwałtownie psuć. Ułożone pomiędzy jabłkami liście klonu zadziałają konserwująco.

Najsmaczniejszy jabłecznik sporządza się z różnych odmian jabłek, mieszając je. Dla cierpkości należy dodać jabłek dzikich. Aby jabłecznik był słodki i mocny, wyciśnięty sok należy odcisnąć przez płótno i odstawić by się ustał w temperaturze do 4° C, co opóźni fermentację. Trwa to zazwyczaj do trzech dni. Odciśnięty sok w każdej chwili nadaje się do wypicia. Jeśli chcemy zrobić słaby napój alkoholowy, zwany „mocnym jabłecznikiem”, procesowi fermentacji poddajemy jabłka podczas ostatniej kwadry Księżyca, najlepiej w znakach wodnych – Raka, Skorpiona, Ryb.

Jabłkowe Rytmy Zdrowia i Urody [153]

Poprzedni artykuł napisałem, gdy się przebudziłem w nocy. A że przy komputerze zmarzłem spieszyłem się do ciepłego łóżka. Gdy rano przeczytałem swój nocny wpis zamiast go dopracowywać postanowiłem wstawić gotowy artykuł sprzed lat, opublikowany w Ekspressie Ilustrowanym i kilku innych gazetach ćwierć wieku temu. Niczego nie zmieniałem w dawnej treści. Dopisałem tylko jedno słowo i zamieniłem jedno słowo zastępując określenie: „metale ciężkie” określeniem „metale trujące”, gdyż aluminium, które choć jest silnie trujące wagowo jest lekkie. Tytuł pochodzi od tytułu cyklu  moich artykułów „Rytmy zdrowia i urody” publikowanych w Wiadomościach Świętokrzyskich i kilku innych publikatorach.

Wszakże wiek, co złotego odziedziczył miano,
w którym zioła jedynie i owoce  znano,
był szczęśliwy…
Owidiusz, Przemiany

Jeśli co dzień zjadasz jabłko, to lekarza widzisz rzadko – głosi przysłowie. A że przysłowia są mądrością narodu, przyjrzyjmy się leczniczej mocy tych popularnych, a jednak mało znanych owoców. Lecznicze właściwości jabłek znali już starożytni Grecy i Rzymianie. Według mitologii greckiej jabłka smakują jak miód i leczą wszelkie choroby. Jadali je bogowie, by żyć wiecznie. W baśniach jabłko przywraca życie umierającym. Do dziś czcimy jabłka w dzień św. Błażeja i Matki Boskiej Zielnej.

W medycynie ludowej jabłkami leczono anemię, grypę, gorączkę, nieżyt oskrzeli, serce, ospałość, udrażniano zablokowane wydzieliną oskrzela i drogi oddechowe, przywracano do zdrowia rekonwalescentów…

Jabłka są cudownym środkiem usprawniającym trawienie, bowiem zawarte w nich kwasy (winny, jabłkowy, ursulowy) regulują poziom kwasu żołądkowego, wspomagają metabolizm białek i tłuszczów, dlatego tradycyjnie podawano je do ciężkich mięs: gęsi, kaczki, wieprzowiny. Jabłka są też wspaniałym środkiem odtruwającym, pobudzają czynności wątroby i nerek, pomagają usuwać z organizmu kwas moczowy, dlatego skutecznie pomagają w niestrawności, nadkwasocie, nieżycie i wrzodach żołądka i dwunastnicy, drażliwości i zapaleniu jelit, dyzenterii, kłopotach z wątrobą i pęcherzykiem żółciowym, kamieniach układu moczowego, artretyzmie, dnie, zastoju płynów, bólach głowy…

Surowe tarte jabłka możemy z powodzeniem stosować, jako okłady na sińce pod oczami, stany zapalne oczu, owrzodzenia podudzi… Gotowane – są wartościowym lekiem uspokajającym, łagodzą lęki, zapewniają zdrowy sen… Pieczone – znakomicie uwalniają od bólu uszu… Wymieszane z oliwą – leczą trudno gojące się rany. Zmieszane ze szczyptą siarki – likwidują świerzb i grzybicę strzygącą. Ocet jabłkowy skutecznie zapobiega nadmiernej potliwości. Wodny roztwór octu jabłkowego przynosi ulgę zmęczonym stopom, łagodzi podrażnienia skóry głowy i likwiduje swędzenie. Świeżo wyciśniętym sokiem jabłkowym, lub okładami z plasterków jabłka skropionych sokiem z cytryny czyścimy cerę, nawilżamy twarz, szyję i dekolt. Papką utartego wraz ze skórką jabłka można ujędrnić piersi.

Kto jada dużo jabłek nie choruje na przeziębienia i infekcje dróg oddechowych. Zjadając co najmniej 3 jabłka dziennie, znacznie obniżymy poziom cholesterolu i ciśnienie krwi.

Przeczyszczające właściwości jabłka zawdzięczają pektynom, które ułatwiają regularność wypróżnień, ale także pomagają w biegunkach. Dziecięce biegunki, zwłaszcza gdy dziecko ząbkuje, leczymy tartym jabłkiem. Współczesne badania dowodzą antywirusowych właściwości miąższu i soku jabłek. Zawarty w jabłkach kwas taninowy, szczególnie aktywnie przeciwdziała wirusowi opryszczki, polifenole zaś mają właściwości antyrakowe, pektyny natomiast usuwają z organizmu metale trujące, tak groźne jak ołów i rtęć. Tak więc jabłka znakomicie przeciwdziałają skutkom zanieczyszczenia środowiska, jak również dolegliwościom podeszłego wieku, a diabetykom pomagają regulować poziom cukru w krwi.

O właściwości jabłek przeczytasz także tu: Da Ci zdrowie jabłuszko na co dzień

oraz tu: Anemia i żelazo

i tu: Jabłko, marchew, burak zamiast transfuzji krwi

Jeśli masz suszone owoce z własnego zbioru z dzikich stanowisk podziel się ze mną.

Jabłka dla zdrowia i urody [152]

Jabłko, jakie jest każdy widzi, ale nie każdy rozumie co widzi. Podczas gdy na świecie jest kilka tysięcy odmian ziemniaków i tysiąc odmian bananów to odmian jabłek jest ponad dziesięć tysięcy. Różnią się wielkością, kolorem, smakiem, aromatem… Są łatwo dostępne, tanie, smaczne, nisko kaloryczne… Niegdyś jabłka były prozdrowotne, obecnie o prozdrowotne owoce niełatwo, gdyż powszechne jest chemizowanie wszelkich owoców, płodów rolnych i wszelkiej żywności dla ładnego wyglądu i długiego przechowywania. Producentów interesuje wyłącznie jak największy zysk, choćby nawet kosztem zdrowia konsumentów.

Jabłka słyną z witamin, minerałów i pektyn. Najwięcej pektyn zawierają skórka i gniazda nasienne. Nie należy ich wyrzucać, lecz wykorzystywać maksymalnie jak się da, bowiem pektyny oczyszczają organizm z trucizn, a podczas trawienia wiążą metale trujące w nierozpuszczalne sole, co ułatwia organizmowi  ich wydalanie. Zatem jadamy jabłka, gdyż wszyscy jesteśmy zatruwani.

Pektyny regulują florę bakteryjną, usprawniają perystaltykę jelit, neutralizują toksyny, wymiatają zbędne resztki pokarmów, działają przeciw zaparciom, chronią przed miażdżycą i zawałem serca. Niektóry piszą, że pektyny zmniejszają wchłanianie cholesterolu, przez co organizm lepiej pracuje. Ja natomiast wielokrotnie wyjaśniałem, że jest odwrotnie. Czym lepiej zaopatrzony organizm tym sprawniej funkcjonuje, więc tym mniej potrzebuje cholesterolu i tym samym mniej go wytwarza.

Wartości odżywcze nie tylko jabłek, ale wszystkich owoców zależą po części od odmiany, ale najbardziej od dojrzałości w promieniach Słońca. Nie doceniają tego smakosze owoców i lekceważą to producenci. Za to doskonale wiedzą o tym zarówno smakosze jak i producenci win, bowiem wina z tych samych winnic, ale z lat o większej ilości dni słonecznych są znacznie droższe.

Jabłka smak zawdzięczają także zawartości kwasów: jabłkowego, cytrynowego, ursulowego…, ale także cukrów. Spośród zawartych w jabłkach witamin najwięcej jest witaminy C, która wzmacnia układ odpornościowy. Jabłka odmian kwaśniejszych zawierają więcej witaminy C. Najwięcej w skórce i tuż pod nią. Ciekawostką jest, że w jabłuszkach małych jest witaminy C więcej niż w jabłkach dużych, a więc polecam jabłuszka rajskie.

Jadanie jabłek surowych i kiszonych (np. w kapuście) należy polecić dla usprawniania pracy serca, układu nerwowego, wątroby i wszystkich organów. W niektórych problemach zdrowotnych polecałem jabłka pieczone, choć wiadomo, że im dłużej owoce poddajemy obróbce cieplnej, tym więcej tracą witamin. Jednakże należy rozumieć różnice między codziennym żywieniem zdrowych, a leczniczym żywieniem chorych. Zawartość witamin jest mniej ważna od wielu innych składników i cech prozdrowotnej żywności.

Jabłka mimo kwaskowatego smaku odkwaszają (alkalizują) organizmy je spożywających, a to dzięki zawartości zasadowych soli mineralnych. Ponieważ jabłka mają sporo potasu regulują gospodarkę wodną w organizmie i mogą zmniejszać obrzęki nóg. Jabłka znane są też z zawartości żelaza zapobiegającego anemii. Prozdrowotne i lecznicze zastosowanie jabłek jest wszechstronne. Kiedy pisywałem artykuły do gazet pokazywałem tam, że jabłka wykorzystywane były zarówno w biegunkach, jak też w zaparciach.

Wśród zbóż, warzyw, owoców, przypraw większość działa jednostronnie, np. obniżają lub podwyższają ciśnienie krwi. Jednakże są też takie, które działają regulująco, a więc niskociśnieniowcom podwyższą, a wysokociśnieniowcom obniżą. Z regulującego działania znane są czarne jagody, które stosowano i w biegunkach i w zaparciach. Podobnie regulująco, czyli w obie strony, działają też jabłka.

Ponieważ ja owoce polecam dla zdrowia, a sztuka leczenia powinna być dostosowana do indywidualnych predyspozycji i potrzeb nie podaję sposobów leczenia, a jedynie podkreślam właściwości prozdrowotnej żywności.

Kiedyś bliska mi osoba zatroskana o wapno w organizmie dziecka szukała źródła wapnia w suplementach firm znanych z produkcji środków do zabijania. Poleciłem buraki, jako jedno z najlepszych, choć niedocenianych źródeł także wapnia. Jednakże wzmocnić włosy, paznokcie i zęby mogą także jabłka, bowiem do wielostronnego działanie jabłek na organizm należy dodać także ułatwianie przyswajania minerałów, w tym wapnia.

Coraz modniejszy staje się ocet jabłkowy. Robiony domowym sposobem można wykorzystywać na różne sposoby. Np. przez miesiąc codzienne wypijać pół szklanki przegotowanej wody z 2 łyżeczkami domowego octu jabłkowego i 2 łyżeczkami dobrego miodu. Ta kuracja uzupełni potas, poprawi trawienie i odporność. Odporność na wszystko, nie tylko na infekcje, także na stres.

Jabłka wiele dobrego robią także dla urody, bowiem zawarta w jabłkach witamina C bierze udział w wielu procesach metabolicznych, np. biosyntezie kolagenu (przeciwdziałając wiotczeniu skóry), a wraz z witaminą P zapobiegają powstawaniu wysięków podskórnych i tzw. „pajączków”. Oczywiście są lepsze sposoby na odbudowę kolagenu i bogatsze źródła witamin C i P. W odbudowie kolagenu najskuteczniejsze jest światło Słońca (można wykorzystywać też światło zwykłej żarówki), a najbogatszym źródłem witamin C i P są owoce i liście rokitnika.

W podróże i na wyprawy powinniśmy zabierać suszone owoce nie zwracając uwagi na popaprańców, którzy pisują, że suszone nie zawierają witamin, choć tego nie badali. Proszę przez miesiąc pojeść suszonych (oczywiście uprawianych naturalnie i suszonych naturalnie) i porównać swój stan z tym sprzed miesiąca.

Przysłowia mądrością narodu – korzystajmy więc i z tej skarbnicy. Jedno mówi: „Kto codziennie jada jabłko ten lekarza widzi rzadko”. Popaprańcy dodają: „rano dla urody, wieczorem dla zdrowia”. Pewna sołtyska zwierzyła się, że nie chudnie, mimo iż prawie nic nie jada, a nawet tyje, jadając jedynie dwa jabłka dziennie. Doradziłem, by jabłek nie jadła wieczorem, lecz jadła je rano i przed południem. Zdziwiła się skąd wiem, że jada wieczorem. Odpowiedziałem, że od niej. A ona na to, że tego nie mówiła. Nie mówiła, że jada wieczorem, ale mówiła, że zamiast spodziewanego chudnięcia tyje.

Przywracanie zdrowia jest proste i łatwe, wystarczy organizmowi dać: to co potrzebuje, tyle ile potrzebuje i wtedy kiedy potrzebuje. Skoro na sołtyskę wybrano najmądrzejszą we wsi, to strach pomyśleć jak „mądrzy” są pozostali. Zdrowy rozsądek może zastąpić każdy stopień wykształcenia, lecz żadne wykształcenie nie zastąpi zdrowego rozsądku.

W zbliżające się święta na stole zagości kompot z suszonych owoców: jabłek, gruszek, śliwek. Szkoda, że tylko w święta, bowiem wywar z suszonych owoców powinniśmy pijać często, jako jeden z najcenniejszych środków prozdrowotnych, profilaktycznych, leczniczych, a także ODTRUTKA.

O właściwości jabłek przeczytasz także tu: Da Ci zdrowie jabłuszko na co dzień

oraz tu: Anemia i żelazo

i tu: Jabłko, marchew, burak zamiast transfuzji krwi

Jeśli masz suszone owoce z własnego zbioru z dzikich stanowisk podziel się ze mną.

Owoc diabła leczy raka i AIDS [151]

Antynowotworowa moc jabłek ziemi

Kartoflo! Usty Twemi Boże znaczysz chęci,
Twa cudowność mnie przeraża, twa dobroć mnie nęci!

Tak oto nasz wieszcz narodowy Adam Mickiewicz oddał hołd ziemniakom. Niemieckie – Kartoffeln, angielskie – potatoes, francuskie – les pommes de terre, rosyjskie – kartoszki, polskie – ziemniaki są na świecie modne i cenione, uprawia się je w 130 krajach świata i zbiera 300 milionów ton rocznie. Niesłusznie wydają się być związane z europejską kulturą, bowiem są młodym przybyszem na nasz kontynent. Według legendy, wraz ze złotem i klejnotami, przywiózł je do Hiszpanii (z odkrywczej wyprawy do Ameryki) Krzysztof Kolumb.

Ojczyzna ziemniaków

Ojczyzną ziemniaków są wyżyny Peru i Boliwii. W połowie XVI wieku szukający złota hiszpańscy konkwistado­rzy przywieźli je do Europy.

W Europie pierwszą wzmianką o ziemniakach jest relacja hiszpańskich podróżników po Ameryce, datowana na rok 1536. Wynika z niej, że w indiańskich chatach znaleziono fasolę, kukurydzę i mączyste bulwy.

Z dziwacznymi bulwami pierwsi zetknęli się Hiszpanie, potem Włosi i Francuzi.

Upowszechnienie ziemniaków

Rozpowszechnianie ziemniaków napotykało na trudności mimo edyktów i nakazów królewskich; w wielu krajach dochodziło do buntów przeciwko propagowanej uprawie ziemniaka. Duże zasługi odegrała tu Francja, skąd ziemniaki opanowały Europę. Wielu Francuzów uważa nawet za bohatera narodowego Antoine’a Augustina Parmentiera, który ofiarował im rozkoszny smak „jabłek ziemi”.

Parmentier był uczniem aptekarza. Gdy w 1767 roku dostał się do niewoli i przebywał w więzieniu, karmiony był wyłącznie ziemniakami. Mając rozeznanie w sztuce żywienia był przekonany, że ziemniaczana monodieta wykończy go, ale mijały miesiące, a Parmentier był zdrów. W myślach przyrządzał kartofle na przeróżne sposoby, i kiedy wyszedł z więzienia miał gotową książkę kucharską. Przebadawszy ziemniaki stał się ich entuzjastą do tego stopnia, że kazał je sadzić na swoim grobie. Na cmentarzu Pére-Lachaise kwitną do dziś – od prawie dwu stuleci.

Upowszechnienie ziemniaków w XVIII i XIX w. zrewolucjonizowało system odżywiania się ludności, zlikwidowało nawiedzające Europę klęski głodu i szkorbut.

Kwiaty ziemniaka, jako ozdoba włosów i dekoltu, zdobyły uznanie nawet w oczach Ludwika XVI i Marii Antoniny, którzy upiększali nimi swe stroje. Sadzono je w królewskich ogrodach, malowano na obrazach, haftowano na obrusach na królewskie stoły… Także ziemniaczane bulwy zdobywały podniebienia Francuzów, aż w XIX wieku opanowały ich stoły na dobre.

Wyklęte i zakazane

W Polsce natomiast ziemniaki zostały przez kościół wyklęte.

Z cesarskich ogrodów w Wiedniu przywiózł je do Wilanowa król Jan III Sobieski, ale królowej Marysieńce nie przypadły do gustu ani zapach kwiatów, ani „dziwaczna” potrawa z bulw. Dopiero w epoce Sasów, przybyłych do Polski za królem Augustem III – mimo potępienia księży zaczęto uprawiać je na ziemiach królewskich.

Dziś trudno dociec czym kościelnej władzy ziemniaki tak strasznie się naraziły, że duchowni głosili z ambon, iż to sam diabeł hoduje je w piekle i wysyła do ludzi by zatruć ich ciała i dusze. A, że zakazany owoc bardziej smakuje, warszawskie przekupki sprzedawały ziemniaki po kryjomu, modląc się o przebaczenie za niecny występek. Grzech się opłacał, bowiem w 1774 roku kilogram ziemniaków kosztował tyle, co pół wołu.

Mimo sprzeciwu kościoła

Wkrótce, mimo sprzeciwu kościoła, ziemniaki opanowały pola i stoły, a kiedy w czasie wojen napoleońskich ratowały tysiące ludzi od głodowej śmierci, nawet księża zapomnieli im „szatański” rodowód. Obecnie zdementowano nawet plotkę jakoby ziemniaki miały być „nadzwyczaj tuczące”, bowiem średniej wielkości ziemniak zawiera bardzo mało tłuszczu i tylko 50 kcal., za to aż połowę dziennego zapotrzebowania człowieka na witaminę C – wzmacniającą odporność organizmu (także na infekcje), chroniącą przed rakiem i choro­bami serca. Poza tym ziemniaki zawierają sporo regulującego ciśnienie, pilnującego prawidłowego rytmu serca i równowagi wodnej w organizmie – potasu, oraz witaminy A, B1, B2, PP, H, K, a także żelazo i wzmagający ruchy jelit błonnik.

Tak więc „szatański owoc” reguluje trawienie, zapobiega zarówno biegunkom jak i zaparciom. Nasi przodkowie okładami z ziemniaków leczyli podagrę, reumatyzm, lumbago, stłuczenia… Indianie od setek lat sokiem z ziemniaków i wodą po ich gotowaniu kurują niestrawność, zgagę i wrzody żołądka. Niektórzy dawni lekarze radzili nosić ziemniaki w kieszeniach ubrań – miały zapobiegać reumatyzmowi.

Z dzisiejszych badań wynika, że odkryty w ziemniakach glutation działa antynowotworowo, unieszkodliwia 30 substancji rakotwórczych, zapobiega chorobie wieńcowej, astmie oraz zaćmie, a także odtruwa organizm i daje obiecujące wyniki w zwalczaniu wirusa HIV.

Podscriptum

Napisałem ten artykuł go gazet, ze trzydzieści lat temu, albo jeszcze dawniej. Wówczas warzywa uprawiano naturalnie, miały więc moce uzdrawiające. Obecnie większość zachwyca się ziemniakami  odmian o wielkich bulwach, mimo iż powstały one jako pastewne do szybkiego tuczenia świń.

Pasze uprawiane metodami przemysłowymi wartości zdrowotne ma znikome. Także współczesny sposób przygotowywania warzyw (grube skrobanie, płukanie, gotowanie w dużej ilości wody, która jest wylewana) pozbawia ich wartości prozdrowotnych. A więc mamy, niedoceniamy, niszczymy… Czy się opamiętamy i przetrwamy czy poddamy się depopulacji?

Jeśli nie zioła, to już tylko… kochanka [150]

Zielarstwo w naszym życiu jest wszechobecne. Decydując się na szklankę herbaty czy filiżankę kawy dokonujemy wyboru między wywarem z palonych owoców a naparem z fermentowanych liści. Mimo to o ziołach, a jeszcze rzadziej o zielarzach przypominamy sobie zazwyczaj dopiero, gdy farmaceutyki zrujnowały już organizm. Jakże rozsądniej byłoby wykorzystywać zioła świadomie, zanim pojawią się objawy chorób, a przynajmniej przy pierwszych objawach?

Choć ziołami można wyprowadzić nawet z chorób przewlekłych i ostrych to, gdy farmaceutyki wymordowały florę bakteryjną i spustoszyły cały organizm, naprawianie ziołami wymaga umiejętności i doświadczenia. Praktyka zielarska łączy rozległą wiedzę o roślinach, człowieku, nękających go dolegliwościach, ze znajomością skutków stosowania roślin. Nie tylko ogólnych, także wpływających na zachodzące w organizmie procesy biochemiczne i energetyczne. Doświadczeni zielarze mają wiedzę z wielu dziedzin nauki (anatomii, biologii, fizjologii, chemii, farmakologii, farmakognozji, patologii, psychologii…). Znają wzajemne oddziaływanie różnych ziół, pokarmów, leków, paraleków, nazywanych „lekami” trucizn i wykorzystują tę wiedzę, więc nie zatajaj jakie paskudztwa zażywałaś/zażywałeś. Wizyty u zielarzy odbywają się w zaufaniu i dyskrecji, czego nie ma w gabinetach lekarskich.

Zioła, mieszanki ziołowe i preparaty z roślin (ziół) stosowane tradycyjnie działają łagodnie i nadają się również do wyprowadzania z chorób przewlekłych, długotrwałych, nawracających, stanów nerwicowych, wyniszczeń organizmu nazywanymi „lekami” syntetycznymi truciznami. Szczególną zaletą starannie dobranych kuracji ziołowych jest wielostronne oddziaływanie na organizm i jednoczesne wyprowadzanie z wielu współwystępujących dolegliwości.

Kuracja ziołami powinna być starannie przygotowania i działać wszechstronnie. Doświadczeni zielarze tak dobierają zioła by spełniały wszystkie poniższe cele:

  1. Odtruwacie i odmładzanie – oczyszczanie wątroby, nerek, pęcherza, wychwytywanie wolnych rodników (działanie antynowotworowe), hamowanie procesów starzenia, wzmacnianie organizmu, przywracanie funkcji upośledzonych przez choroby…
  2. Wzmacnianie sił witalnych – odbudowa utraconej odporności, wspomaganie dystrybucji składników odżywczych, uzupełnianie brakujących makro- i mikroelementów, soli mineralnych, witamin, enzymów, aminokwasów, przez co wzrasta sprawność fizyczna i umysłowa, wspomaganie wytwarzania antyciał eliminujących czynniki chorobotwórcze…
  3. Polepszanie przemiany materii i radości życia – regulowanie procesów w układzie trawiennym, wspomaganie przemiany materii, przyspieszanie przemiany tłuszczu, przez co jesteśmy mniej ociężali, bardziej radośni i uśmiechnięci…
  4. Usprawnianie układu oddechowego – zaopatrywanie organizmu w składniki odżywcze, mikroelementy stanowiące o prawidłowej pracy gardła, płuc, tarczycy, wspomaganie samoleczenia stanów alergicznych, astmy, chronicznego kaszlu, wszelkich schorzeń dróg oddechowych…
  5. Uelastycznienie i oczyszczanie naczyń krwionośnych – eliminowanie toksyn wprowadzanych do organizmu z pokarmem i wdechem, oczyszczanie naczyń krwionośnych, przywracanie ich elastyczności, usprawnianie pracy serca, wątroby, trzustki, nerek…
  6. Przywracanie sprawności ruchowej, nawet w zwyrodnieniach reumatycznych – zmiany reumatyczne wynikają z wielu innych schorzeń i braków w organizmie: od nieprawidłowego krążenia aż po niewłaściwą dystrybucję składników odżywczych…
  7. Odstresowanie – polepszenie samopoczucia, podniesienie wydolności fizycznej i psychicznej…
  8. Wzmocnienie koncentracji i sprawności umysłu – zwiększają ukrwienie i dotlenienie mózgu, poprawiają ukrwienie siatkówki oka, a w konsekwencji poprawiają wzrok (ważne zarówno dla starszych, jak i młodzieży w fazie intensywnego wzrostu a także tych, których praca związana jest z intensywnym wysiłkiem umysłowym, np. w czasie nauki i egzaminów)…
  9. Zdrowej skóry i silnych włosów – eliminowanie grzybic, egzem, bielactwa, skaz, uzupełnianie mikroelementów, których niedoboru nie wykrywają standardowe badania, wzmacnianie odporności organizmu…

Chora moda zastępowania internetem nawet zielarza

Nastała moda na wyszukiwanie porad w internecie, szczególnie na filmikach. Celem prezenterów jest jak największa ilość wyświetleń, do których dołączane są reklamy, bo za tym idzie kasiora. To najłatwiejsza forma zarabiania – bez wysiłku, bez odpowiedzialności. Prezenterów interesuje jak największa oglądalność. A naiwni sądzą, że po tym, co usłyszeli i zobaczyli sami dokonają tego samego, co doświadczony zielarz. Rośnie więc grupa rozczarowanych i przegranych.

Jedna z rozczarowanych i przegranych napisała tak (pisownia zachowana):

Dzień dobry. Potrzebuję pomocy dla męża. W styczniu tego roku chorował na zapalenie płuc i leczony był antybiotykiem levoxa równocześnie z m.in.Amantadyna budezonidem Aspiryna. Po miesiącu od zakończenia leczenia dostał powikłań po tym antybiotyku. Dziś mija już 6 miesięcy i jest coraz gorzej. Mąż praktycznie nie może chodzić. Bolą go wszystkie stawy mięśnie sztywnieja sciegna, lacznie z karkiem i barkami. Do tego ma mrowienia twarzy głównie warg, kołatanie serca problemy ze snem,lęki a może już i depresję. Od pół roku zyje w ciągłym bólu. Nir ma na to leku, nigdzie nie ma pomocy zostawieniu jesteśmy sami sobie…wieksxosc lekarzy nie wierzy ze antybiotyk może dawać takie powikłania a jak już wiedzą to mówią że nie da się leczyc. Sytuacja jest ciążka. Może Pan zechciałby nam pomóc,zainteresować się tematem flurochinolonow bo z tej grupy jest to antybiotyk. I poszukać jakiej recepty w ziołach? Szukamy wszędzie próbujemy wszystkiego… wiele suplementów,witamin, wlewow czy zastrzyków już zażył-terapię wodorem molekularnym i nic nie daje wiary, że z tego wyjdzie nic mu nie jest lepiej. Mąż jest młody ma 33 lata mamy 3 małych dzieci 4 miesieczne niemowlę i 2 trzylatkow I nie można się cieszyć i zyc normalnie kiedy ciągle go boli.. nic przeciwbolowrgo brać nie mozna bo to tylko potęguje objawy zatrucia. Bardzo proszę Pana o pomoc.
Serdecznie pozdrawiam Małgorzata W…

O co tu chodzi?

Autorka nie napisała nic o sobie, ani o mężu, a wyłącznie o chorobie i leczeniu medykamentami, które stosowała nieodpowiedzialnie, nie interesując się interakcjami takiego ich łączenia. Opisuje cierpienia wywołane przez wiarę w antybiotyki, do tego zestawiane głupkowato, bez sprawdzenia antybiogramem, który ewentualnie mógłby być pomocny i w jakim stopniu. Amantadynę uznała za panaceum i dołożyła do kompozycji zabijaczy.

Czym jest anty-bio-tyk?

Anty = przeciw, bio = życie.  Razem = przeciw życiu, czyli zabić żyjące. Zabijała więc życie, zapewne wspólnie z medykami, których interesy nie są tożsame z jej interesem. Spodziewali się pozabijać tylko drobnoustroje w płucach, a wyniszczyli cały organizm.

Po dokonaniu spustoszenia, zamiast zająć się odbudowywaniem wyniszczonego organizmu usiłuje nas angażować w swoje urojenia: „zainteresować się tematem flurochinolonow bo z tej grupy jest to antybiotyk”. Uważa, że jak my poznamy mechanizmy zabijania zabijaczy flurochinolonowych, to ona innymi (lepszymi) zabijaczami załagodzi spustoszenia wyrządzone całemu organizmowi.

Hipokrytka czy wariatka?

Nigdy nie wsparła naszej pracy ani słoiczkiem konfitur, ani choćby dobrym słowem, ale domaga się, abyśmy my, nielekarz i do tego brzydzący się medykamentami i praktykami medyków zaangażowali się w pracę badawczą (naukową) jakiegoś flurochinolonowego zabijacza (stworzonego i produkowanego do zabijania), aby innymi, „lepszymi” zabijaczami zabijać skutki zabijaczy flurochinolonowych. W tę pracę zaangażować nas usiłuje litością, a argumentami mają być wiek męża i ilość oraz wiek dzieci.

Nasza odpowiedź

Przeczytaliśmy wasz list uważnie i kilkakrotnie. Fragmenty  przeczytaliśmy także żonie, jako osobie bliskiej, ale postronnej. Ponieważ zapomnieliście napisać:
1. kto się do nas zwraca i dlaczego do nas?
2. czym się zajmujecie i czego od nas oczekujecie?
proszę na te pytania odpowiedzieć – najpierw samemu sobie, a następnie nam.
Operujecie nazwami współczesnych trucizn farmakologicznych. Nie wyjaśniacie dlaczego wprowadzacie do organizmu tak straszne trucizny i nazywacie to „leczeniem”. Powinniście wiedzieć, bo to ciągle powtarzamy i przy każdej okazji podkreślamy, że nie byliśmy i nie jesteśmy lekarzem i nie znamy się na medykamentach i ich stosowaniu. Gdy nas dopada problem zdrowotny radzimy sobie naturalnie, zdroworozsądkowo, niemedycznie i dzielimy się naszym doświadczeniem publicznie. Usiłujemy żyć jak najdalej od medyków i medykamentów medycyny rokefelerowskiej i całym sobą pokazujemy, że jest to możliwe, łatwe, tanie, przyjemne…
Nazywanie „powikłaniami” głupkowatego wyniszczania organizmu trującymi medykamentami przypomina przypowieść o głupkowatym skracaniu nóg u stołu lub stołka – „obcina, obcina, obcina, obcina i ciągle za krótkie”!
Jeśli kiedyś zapragniecie rzeczywiście zmienić coś w swoim życiu, to proszę po wyciszeniu się (może być po modlitwie), w chwili napływu dobrego nastroju przeczytać spokojnie to, co nam wysłaliście. Po uważnym przeczytaniu proszę przeanalizować treść swojej wypowiedzi i zapytać siebie samą: o co chodzi?
Gdy już będziecie wiedzieć czego chcecie,
gdy będziecie zdecydowani zrezygnować z chorowania,
gdy zaczniecie unikać trucizn, przynajmniej tych najgorszych,
gdy zdecydujecie się przyjąć i zaakceptować zdrowienie,
dopiero wówczas proszę do nas napisać albo zadzwonić.

Oczywiście nie odpisała. Pewnie nadal żyje w przeświadczeniu, że gdzieś, kiedyś, ktoś znajdzie dla niej nowsze zabijacze, które pozabijają skutki poprzednio stosowanych zabijaczy. Pewnie myśli także, że my, po przebadaniu flurochinolonów takie zabijacze byśmy dla niej znaleźli łatwo i szybko.

Rozwiązanie

Nie chcąc wyjść na łobuza, który wie, ale nie powie, długo myśleliśmy o tym i temu podobnych szaleństwach wariatek żądających znalezienia „lepszych” zabijaczy do zabijania spustoszeń wywoływanych przez zabijacze  flurochinolonowe. Rozwiązanie znaleźliśmy, choć nie dla wszystkich, a jedynie tych, którzy mieli kochankę. Czy 33 letni mąż, ojciec trójki małych dzieci miał kochankę? Tego nie wiemy. Ale gdyby miał to niech żona natychmiast wyśle go do kochanki. Gdy kochanka ugotuje dla ciężko chorego kochasia rosół, wolniutko i  z miłością, nie ze sklepowego paskudztwa, lecz z kury naturalnego chowu będzie to krok w kierunku zdrowienia. Wprawdzie niewielki, ale najważniejszy, bo pierwszy, a nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Czy tego nie może zrobić żona? Gdyby mogła to by to już dawno zrobiła. Gdyby to zrobiła w porę nie było choroby, niemocy i tego tematu. Żona skupia się na chorobie i leczeniu – najpierw dawnych objawów, a potem skutków leczenia zabijaczami flurochinolonowymi i poszukiwaniu zabijaczy „lepszych”, by wymęczony zabijaczami flurochinolonowymi organizm potraktować zabijaczami „lepszymi”, by pozabijały wszystko, czego dotychczas stosowane zabijacze flurochinolonowe pozabijać nie zdołały. Kochanka skupi się na człowieku (kochanku), jego zdrowiu, zdrowieniu i odzyskiwaniu sprawności.

Czy rosół z kury naprawi skutki spowodowane zabijaczami? Oczywiście nie, ale to pierwszy krok, następnym będzie zupa mocy z kaszy, oczywiście niesklepowej z ziaren polerowanych, choćby i ze znaczkiem „eko” czy „bio”. Z odpowiedniego ziarna – niepolerowanego lecz łamanego, w odpowiedni sposób wykonanej i w odpowiedni sposób ugotowanej. Taką kaszę mogę nawet sprezentować (pod warunkiem, że opisze skutki jej przywracającego zdrowie działania). A rosół trzeba będzie powtórzyć. Tym razem ugotowany już nie na wodzie lecz na winie (czerwonym), z kury (najlepiej czarnej, najlepiej zabitej o północy, najlepiej na rozstajnych drogach) z dodatkiem odpowiednich ziół, np. arcydzięgla i żółtka.

Sadło borsuka, niedźwiedzia, psa…

Dawniej płuca chroniono tłuszczem i leczono sadłem. Medycyna ludowa wykorzystywała różne sadła. Stosowano je nie tylko spożywczo, także do okładów. Sami je także jadaliśmy i przykładaliśmy na klatkę piersiową.

Niegdyś przyjaźniliśmy się z lekarzem-kolarzem. Jego płuca były tak przeżarte, że koledzy medycy nie umieli pomóc. Wykurowany został sadłem z borsuka.

Gdy nasz synek trafił do szpitala i tam wpakowali go w chorobę płuc szukaliśmy sadła borsuka. Aby mieć dojście do myśliwych i od nich zdobyć sadło borsuka zatrudniliśmy się w nadleśnictwie. Gdy myśliwym długo nie udawało się ustrzelić borsuka odesłali nas do kłusownika i nawet dali namiar na niego. Zaprzyjaźniliśmy się z kłusownikiem i wspólnie szukaliśmy borsuka.  Widywaliśmy jego ślady, ale zwierza spotkać się nie udawało. Wówczas kłusownik, który polubił moich synów wytopił dla nas sadło z bardzo starego psa. Synek dostawał po kilka kropelek, a my podjadaliśmy po pół łyżeczki. Syn wyzdrowiał, a wydolność naszego organizmu, tak wzrosła, że rowerem przejeżdżaliśmy rocznie ponad czternaście tysięcy kilometrów (14 000 km). To tyle, że obwód kuli ziemskiej  (40 000 km) pokonywaliśmy co niespełna trzy lata. Od tamtej pory pokonaliśmy go kilkanaście razy.

Kłusownik, dzięki któremu wyzdrowiał nasz syn okazał się tym samym, który wcześniej wykurował lekarza-kolarza. Przez wiele lat odwiedzaliśmy ich obu, przekazując wieści między borem (gdzie mieszkał kłusownik) a miastem (gdzie mieszkał lekarz-kolarz).

Dziś sadła borsucze, niedźwiedzie, bobrze, świstacze i inne są łatwo dostępne. W sąsiednich krajach można je kupić nawet w aptekach.

Podając nasze osobiste przeżycia i doświadczenia w żadnym razie nie bawimy się w lekarza. Przytoczyliśmy tylko swoje wspomnienia sprzed kilkudziesięciu lat.

A co potem?

Oczywiście zioła, ale tak dobrane do aktualnych potrzeb wymęczonego chorobami i chorowaniem organizmu by spełniały wszystkie wyżej wymienione cele:

  1. Odtruwacie i odmładzanie
  2. Wzmacnianie sił witalnych
  3. Polepszanie przemiany materii i radości życia
  4. Uprawnianie układu oddechowego

Tak więc zanim skorzystasz z „mądrości” wygłaszanych i publikowanych w internetowych śmietnikach zadawaj sobie pytania: kto je głosi?, dla kogo?, komu i jak to służy?, kto na tym zarabia?, czy komuś to już pomogło?… Dobrze byłoby poznać odpowiedzi na te pytania, jednakże najpierw trzeba je zadać.

Co poza tym?

Jeśli śledzisz naszą witrynę i nasze publikacje powinnaś/powinieneś wiedzieć, że w każdym przypadku odsyłamy do Louise L. Hay i polecamy jej książkę Możesz uzdrowić swoje życie. Płuca to nie tylko narząd, to także  zdolność przyjmowania życia. Według Louise L. Hay prawdopodobnymi przyczynami chorób płuc są: depresja, żal, obawa przed aktywnym życiem, poczucie, że jest się niegodnym żyć pełnią życia. Natomiast prawdopodobnymi przyczynami zapalenia płuc są: rozpacz, zmęczenie życiem, rany emocjonalne…

A co, jeśli ten nieszczęśnik nie ma kochanki?

To niech kochanką zostanie żona. Wiem, wiem, że to bardzo trudne, bowiem wszystkie żony, którym polecałem zakochać się oburzały się na tę propozycję. Jako argument przeciw zakochaniu mówiły, że już mają męża. Ja im mężów przecież nie odbierałem, lecz polecałem stan zakochania. Jeśli byliście prawdziwie zakochani, to przypomnijcie sobie tamten stan, gdy organizm znajduje moce przeciw wszelkim przeciwnościom i energię by je pokonywać.

Apel do żon

Jeśli prawdziwie pokochacie swoich mężów większość ich, a przy tym także waszych chorób pryśnie jak bańka mydlana. Tego, co może organizm w stanie zakochania nie dokona ani żaden antybiotyk, ani nawet wszystkie antybiotyki świata razem.

A co jeśli nie masz męża, albo nie umiesz go pokochać? No to zakochaj się w kwiatach, ogrodzie, sadzie, haftowaniu, szydełkowaniu… Przecież nie o przedmiot kochania chodzi, lecz o stan organizmu i moce organizmu będącego w stanie zakochania.

Pod scriptum

Jeśli znasz antybiotyki, które: żal przetwarzają na radość, obawy przed  aktywnym życiem, rozpacz, zmęczenie życiem, rany emocjonalne  przetwarzają na życie pełnią życia, radość i siły witalne, poinformuj nas o tym.

Jeśli antybiotyki wyniszczyły organizm – twój lub twoich bliskich – ostrzegaj przed ich stosowaniem. W swoich rozważaniach uwzględniaj też te antybiotyki, którymi karmione są zwierzęta i które wstrzykiwane są zwierzętom.

Zioła i preparaty ziołowe [149]

Jak zapewne moi czytelnicy wiedzą jestem przeciwnikiem stosowania suplementów. Nie zgadzam się z opowieściami je produkujących i nimi handlujących, jakoby były niezbędne. Wszystko, czego potrzebuje nasz organizm występuje w Naturze, więc możemy i powinniśmy zapewnić to w pożywieniu.

Pożywienie opierające się na nawykach, zmieniających się modach, dietach napędza businessy producentów leków i suplementów. Jako, że stan naszego organizmu ciągle się zmienia tak też zmienia się jego zapotrzebowanie. Np. zimą jadamy więcej tłuszczy i potraw z ognia (gotowanych, smażonych, pieczonych), a latem więcej świeżych i na surowo. Gdy marzniemy możemy dodawać do potraw rozgrzewającej kory cynamonowca cejlońskiego, a gdy nam za gorąco możemy wykorzystać ochładzające właściwości rabarbaru. Warzyw, owoców, przypraw o właściwościach rozgrzewających i chłodzących jest wiele. Przykład cynamonu i rabarbaru wybrałem jako powszechnie znane, aby nikogo do niczego nie przekonywać lecz pokazać zależność.

Pożywienie winno być ciągle dostosowywane do aktualnych potrzeb organizmu. Jeśli zdarza mi się skorzystać z ziołowego suplementu diety, aby zareagować zanim znajdę odpowiedni dar Natury to czas ten wykorzystuję na zdobycie ziół, owoców, warzyw niezbędnych organizmowi do powrotu do zdrowia i prawidłowego funkcjonowania.

Wielu moich czytelników poszukując dobrych ziół staje się niewolnikami handlarzy i producentów. Nie lituję się nad ich wydatkami, bowiem najszybciej uczymy się przez kieszeń. Nie lituję się nad ich rozczarowaniem, że te najdroższe nie były ani lepsze, ani pożądanego skutku nie wniosły.

Choć nadal promuję żywność, jako lek, to rozumiem, że trudno szybko (np. w zagrożeniach koowiidoowych) zdobyć np. forsycję, choć jest rośliną powszechnie znaną. Jeszcze trudniej zdobyć jej odpowiednią odmianę i właściwą część rośliny, w odpowiedni sposób zebraną i odpowiednio przechowywaną.

Chcecie coś ziołowego i prawdziwie działającego, oto więc macie do wyboru:

  1. Zioła Indyjskie
  2. Zioła Tradycyjnej Medycyny Chińskiej
  3. Zioła dziko rosnące, zbierane przez nas i zaprzyjaźnionych zielarzy

Nazw indyjskich i chińskich nie wstawiam, żeby uniknąć pomyłek i przekłamań, bowiem nagminnie spotykam takich, co jak nazwę poznają, to szukają w internecie podobnego słowa, nie zastanawiając się, co kryje się pod nazwą. Najwymowniejszym przykładem jest acerola, która jest wiśnią, a większość preparatów o nazwie „Acerola” nie ma nic z owocu, lecz jest syntetycznym kwasem w proszku lub tabletkach. Czasami do syntetyku dodają odrobinkę czarnej porzeczki. Tak więc pokładanie nadziei w syntetycznych preparatach jest głupotą. Polskich wiśni, malin, porzeczek mamy pod dostatkiem, wystarczy je ususzyć i korzystać z nich cały rok.

Nietrudno trafić na właściwą roślinę, jednakże sztuką jest zdobyć właściwą jej część i we właściwy sposób pozyskaną. Np. łatwo dostępne ziele lub liście pozyskane w dowolnej porze roku nie będą tak pomocne, jak korzeń czy kłącze tej samej rośliny pozyskane, gdy soki spłynęły w dół do korzeni.

Kłącza, korzenie, korę jest trudniej pozyskać i wiąże się to ze stratą pozyskiwanej rośliny, podczas gdy liście i ziele odrastają, więc producenci nagminnie wykorzystują tańsze części roślin, a tak zubożone preparaty nie mają spodziewanych właściwości. Być może czasem z niedouczenia, ale w tego typu businessach głównie z chęci łatwego zysku. Udaje się to im gdyż kupujący kierują się modnymi hasłami marketingowymi i nieuzasadnionym zaufaniem (naiwnością).

Mieszanki ziół moje i zaprzyjaźnionych zielarzy

Oczyszczające, Wzmacniające, Regenerujące, Hormonalne…

Wszystkie wieloskładnikowe, dobrane starannie według prawdziwej zielarskiej wiedzy i wielowiekowego doświadczenia.

We współpracy z doświadczonymi zielarzami dobierzemy zioła odpowiednie do indywidualnych potrzeb zamawiającego, więc opisz swoje potrzeby i oczekiwania.

Indyjskie i Tradycyjnej Medycyny Chińskiej

Wybrane przykłady zastosowań:
Wątroba i układ żółciowy
Układ pokarmowy
Układ moczowy
Układ oddechowy
Aparat ruchu
Dermatologia
Wzrok
Choroby kobiet
Choroby mężczyzn
Układ nerwowy
Układ endokrynologiczny
Wspomaganie organizmu

Wyłącznie oryginalne od doświadczonych producentów, importowane ze Wschodu, ze szczegółowym opisem w języku polskim: składu, właściwości, działania. Duży wybór mieszanek starannie dopracowanych na bazie wielowiekowych doświadczeń ułatwia precyzyjne dobranie do indywidualnych potrzeb zamawiającego.

Jedna z roślin w promowanych mieszankach – Złoty korzeń, różeniec górski:

– pomaga organizmowi dostosować się do stresu emocjonalnego i uodpornić się na intensywny wysiłek fizyczny;

– stymuluje centralny układ nerwowy;

– pozytywnie działa w przypadkach depresji, melancholii, migren wywoływanych stresem;

– przywraca chęć do życia;

– przydatny szczególnie przy spadku wydajności pracy.

Jako efektywny antyutleniacz możemy go wykorzystywać w:

– osłabieniu po grypach i chorobach infekcyjnych;

– po zatruciach;

– urazach fizycznych i psychicznych.

Skład jednej z mieszanek ziołowych

zioła: owoce forsycji zwisłej, pęki kwiatowe suchodrzewu japońskiego, korzenie urzetu barwierskiego, kłącza narecznicy grubokłączowej, ziele pstrolistki sercowatej, korzenie i kłącza różeńca chińskiego, korzenie lukrecji uralskiej, pędy przęśli dwukłosowej, nasiona moreli amarum, ziele brodźca paczułka, korzenie i kłącza rzewienia dłoniastego, ziele mięty chińskiej,
minerały: kamień zawierający siarczan wapnia.

Działanie poszczególnych składników:

Forsycja wzmacnia odporność oraz hamuje uwalnianie histaminy (katar, alergia).

Suchodrzew i Urzet wyraźnie obniżają gorączkę, działają antybiotycznie wobec Escherichia coli – pałeczki okrężnicy, Salmonella typhimurium, Staphylococcus Aureolus – gronkowca złocistego, i Streptococcus pyogenes – paciorkowca. Współczesne badania potwierdzają przeciwwirusowe i przeciwbakteryjne właściwości urzetu barwierskiego, zwłaszcza wobec wirusów grypy Influenzavirus A, B, C.

Pstrolistka sercowata stosowana w Tradycyjnej Medycynie Chińskiej na infekcje górnych dróg oddechowych i stany zapalne przewodów oddechowych.

Różeniec chiński działa podobnie jak korzeń żeńszenia, podwyższa sprawność organizmu. Wzmacnia i podwyższa odporność ma choroby.

Lukrecja uralska – zioło przeciwwirusowe, bakteriobójcze, przeciwzapalne, wykrztuśne, nawilża płuca, oczyszcza oskrzela, hamuje kaszel.

Przęśl dwukłosowa wyraźnie rozszerza oskrzela i oskrzeliki. Płuca człowieka zawierają około 30 000 oskrzelików o średnicy mniej niż 1-2 mm. Ich skurcz prowadzi do znacznego ograniczenia przepływu powietrza w płucach w wielu procesach patologicznych. Infekcje dróg oddechowych i ostre zapalenie oskrzelików wywołują głównie wirusy RSV (ang. Respiratory Syncytia Virus rodzaju Pneumovirus) i wirus grypy.

Forsycja zwisła, Urzet barwierski, Rzewień dłoniasty stosowane w zapobieganiu i leczeniu wirusowych chorób zakaźnych. Zawierają emodynę, która działa przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie, ma potencjalną aktywność przeciw wirusom grypy.

Minerał zawierający siarczan wapnia stymuluje meridiany płuc i żołądka, „oczyszcza ciepło i ogień” – infekcja wirusowa i bakteryjna.

Specyfik ziołowo-mineralny o wyżej wymienionym składzie w Polsce nie jest znany, więc próżno szukać go w miejscach ogólnodostępnych.

Polskie borówki [148]

owoce zdrowia

Borówka (Vaccinium), z rodziny wrzosowatych, ok. 130 gatunków krzewinek lub krzewów, występujących od arktycznej tundry po góry południowej Afryki i tropikalnej Azji, z których wiele dostarcza smacznych jagód zbieranych ze stanu dzikiego lub z uprawy.

W Polsce rosną 3 gatunki:

1. Borówka czernica (Vaccinium myrtillus), zwana czarną jagodą, pospolita w świeżych borach sosnowych na niżu, częsta także w górach, o smacznych, masowo zbieranych, ciemnofioletowych jagodach;

2. Borówka brusznica (Vaccinium vitis-idaea), o jagodach czerwonych, częsta w suchych borach szpilkowych;

3. Borówka bagienna (Vaccinium uliginosum), zwana łochynią lub pijanicą, rosnąca w podmokłych borach sosnowych oraz na torfowiskach, o sinoczarnych owocach z białawym miąższem, pokrytych zwykle pyłkiem bagna zwyczajnego, działającym odurzająco.

Uprawiane są głównie borówki pochodzące z Ameryki Północnej, mające znacznie większe owoce, np. borówka wysoka (Vaccinium corymbosum), o wysokości do 3 m i dużych owocach.

Wybitnie leczniczymi właściwościami odznaczają się borówka czernica i borówka brusznica.

Czarna jagoda, borówka czernica

Czarna jagoda, borówka czernica, (Vacinium vitis idaea), jeden z trzech rosnących w Polsce dziko gatunków borówki. Owocem są drobne, silnie barwiące, fioletowo-czarne jagody. Spożywa się je na surowo lub w postaci przetworów.

Od dawna sok i herbata z suszonych czarnych jagód stosowana była do leczenia biegunek i niszczenia pasożytów przewodu pokarmowego. Piloci stosowali czarne jagody by wzmocnić wzrok.

Zawarte w jagodach garbniki (7% zawartości) neutralizują toksyny pokarmowe i blokują wchłanianie ich przez błony śluzowe. Niebieski barwnik antocyjanowy hamuje rozwój bakterii. Osłabione bakterie nie mogą się przytwierdzić do błon śluzowych, zostają sklejone przez garbniki i wydalone.

Owoce świeże i dżemy jagodowe działają lekko przeczyszczająco, a jagody suszone mają działanie przeciwne. Intensywnie czerwony sok z czarnych jagód stosowany jest do barwienia win.

Czarne jagody zalecane są dla diabetyków gdyż zawierają substancję insulinopodobną, wakcyninę (glikozyd kwasu benzoesowego), zwaną roślinną insuliną.

100 gramów czarnych jagód zawiera: 0,6 gramów białka, 14,3 grama węglowodanów, 65 miligramów potasu, 10 miligramów wapnia, 9 miligramów fosforu, 2 miligramy magnezu, 1 miligram sodu, 0,7 miligramów żelaza, 0,1 miligrama cynku, 130 mikrogramów witaminy A, 0,02 miligrama witamin B1 i B2, 0,4 miligrama witaminy PP, 0,06 miligrama witaminy B6, 22 miligramy witaminy C, 6 mikrogramów kwasu foliowego.

Brusznica, borówka czerwona

Brusznica, borówka czerwona (Vaccinium vitis-idaea), jeden z gatunków borówki występujący w północnych obszarach Ameryki, Europy i Azji. Odporna na niskie temperatury, wiecznie zielona występuje w tundrze podbiegunowej i lasach iglastych strefy umiarkowanej. Krzewinki niskie, liście ciemnozielone, błyszczące, jagody zebrane w małe grona, o różnej intensywności czerwieni.

W Polsce owoce dojrzewają z końcem lipca, ale brusznica powtarza owocowanie do późnej jesieni.

Jagody, w smaku lekko gorzkie, zawierają kwas benzoesowy, który zapobiega szybkiemu psuciu się świeżych jagód i przetworów. Przerabiane są na niezbyt słodkie dżemy i konfitury tradycyjnie używane jako dodatek do mięs.

Dzięki zawartości w liściach i jagodach glikozydu-arbutyny, brusznica od dawna stosowana była do leczenia stanów zapalnych dróg moczowych. Arbutyna uniemożliwia bakteriom przyczepianie się do błon śluzowych, dzięki czemu są one wydalane.

100 gramów jagód borówki brusznicy zawiera: 0,4 grama białka, 3,5 grama węglowodanów, 1,1 grama błonnika, 120 miligramów potasu, 15 miligramów wapnia, 11 miligramów fosforu, 8 miligramów magnezu, 2 miligramy sodu, 1,1 miligrama żelaza, 20 mikrogramów witaminy A, 0,03 miligrama witaminy B1, 0,02 witaminy B2, 0,1 miligrama witaminy PP, 0,04 witaminy B6, 12 miligramów witaminy C, 2 mikrogramy kwasu foliowego.

Borówka bagienna, łochynia

Borówka bagienna, borówka błotna, łochynia, pijanica, durnica (Vaccinium uliginosum), krzewinka występująca na torfowiskach i bagnach lasów nizinnych oraz podmokłych stanowiskach w górach. Krzewinki dużo wyższe od czarnej jagody, liście opadające na zimę, po spodem szarozielone, owoce z białym miąższem, większe niż u borówki czernicy, pokryte ciemnostalowym nalotem.

Odurzające skutki spożycia owoców łochyni powodują nie składniki zawarte w jej owocach, lecz pyłek kwiatowy rośliny zwanej bagno, często rosnącej na bagnach, obok łochyni.

Jagody są bardzo smaczne, zawierają podobne składniki odżywcze jak czarne jagody, a nawet nieco więcej witamin i kwasów organicznych.

W medycynie ludowej stosowane na leczenia dolegliwości przewodu pokarmowego w postaci surowej, suszu lub dżemu.

Szczypta przypraw skuteczniejsza od garści rutinoskorbinu [147]

Do niedawna była Złota Polska Jesień, mogliśmy rozkoszować się nasyconymi Światłem Słońca i Słoneczną Energią Darami Natury. Od zarania dziejów nasi zapobiegliwi przodkowie dojrzewające w Słońcu Dary Natury, wraz z nagromadzoną w nich Słoneczną Energią zamykali w słojach, słoikach, słoiczkach, butlach, butelkach, buteleczkach. Dziś już coraz mniej rodzin tak tworzy swoje spiżarnie.

Przyszła zima. Jeśli będzie mroźna wymrozi niektóre źródła zarazy. Niezależnie jaka będzie, zimą światła słonecznego jest mało, więc to zamknięte w słoikach przyda się bardzo. Niestety obecnie coraz mniej osób kultywuje dobre zwyczaje, mało kto docenia Wiedzę opartą na doświadczeniu wielu pokoleń. Coraz więcej ulega reklamowym pokusom i jada pakowaną w plastiki przemysłówę, wytwarzaną poza zasięgiem życiodajnych promieni słonecznych. Nazywana „żywnością” przemysłowa pasza, nie dość, że nie wspiera zdrowia, to jeszcze je rujnuje, a syntetyczne tworzywa zaśmiecają świat dopełniając spustoszenia.

W mojej młodości zima każdemu przysparzała rozkoszy. Nawet mniej sprawni staruszkowie doceniali jej uroki. Dziś chyba każdy niecierpliwie czeka wiosny. Jedni świadomie, inni intuicyjnie, wyczuwamy i doświadczamy, że mało słoneczna żywność w mało słonecznych porach roku sprzyja spadkowi odporności, a wówczas łatwiej „łapiemy” infekcje.

Szczycimy się nowoczesnością, zdobywaniem Księżyca, a nie wiemy czym i jak chronić się przed bakteriami i wirusami na Ziemi. Ciekawe, że wielu spośród naszych przodków wiedziało. Dlaczego więc nazywani bywają niewykształconymi?

Zazwyczaj wystarczyło sięgnąć po przyprawy. Dawniej były drogie i trudno dostępne, dziś są tanie i łatwo dostępne. Mimo to mało cierpiętników wie, że szczypta przypraw, nawet najbardziej popularnych, lepiej przysłuży się naszemu zdrowiu niż farmaceutyki.

Zazwyczaj w kuchni mamy kilka przypraw i czasem je stosujemy, ale czy w pełni znamy ich właściwości i czy umiemy je wykorzystywać? O przyprawach można wiele pisać, ale od pisaniny zdrowia nie przybywa. Przypominam więc cztery z tych niby znanych i zachęcam do częstszego i pełniejszego ich wykorzystywania, bo wiele wskazuje, że nie są doceniane, przynajmniej w zakresie właściwości ochronnych, prozdrowotnych, leczniczych, nawet w jakże częstych problemach infekcyjnych.

Czosnek

Jest przeciwutleniaczem i naturalnym antybiotykiem. W wygaszaniu infekcji i wzmacnianiu odporności nie ma sobie równych. Moc czosnku znana jest od wieków. Z jego leczniczych właściwości korzystały nasze babki, prababki, praprababki… To, co szczególnie wyróżnia czosnek to uniwersalne zastosowanie. Czosnkiem można wzbogacić smak niemal każdej potrawy.

 Cynamon

Jest sproszkowaną korą cynamonowca. Zapach i smak cynamonu kojarzymy głównie ze świątecznymi wypiekami, a powinien w naszych domach gościć na co dzień.

Cynamon rozgrzewa organizm i chroni przed infekcjami bakteryjnymi. Możemy wykorzystywać go do potrawach na słodko, jak np.: naleśniki, owsianki, kluski, makarony, ciasta, kompoty…, ale także do wielu innych, np.: pieczonych mięs, gulaszy, szaszłyków, warzyw…

Imbir

Świeżemu korzeniowi imbiru działanie leczące nadają: zingiberol, gingerol, zinferon…, to dzięki nim imbir: gasi stany zapalne, przyspiesza usuwanie toksyn, działa antybakteryjnie i rozgrzewająco. W pewnym zakresie działa podobnie do aspiryny, ale jest od niej skuteczniejszy.

Dla wzmocnienia odporności kilka cienkich plasterków korzenia imbiru zalewano gorącym alkoholem i tak powstały napój wypijano codziennie (rano). Można wzbogacić sokiem z cytryny i miodem.

Kurkuma

Jest naturalnym antybiotykiem. Jest ponocna w zapobieganiu infekcjom bakteryjnym, wirusowym, grzybiczym. Nadaje potrawom złocisty odcień. Świetnie sprawdzi się w potrawach każdej kuchni, od dalekowschodniej do naszej.

Proszek z korzenia kurkumy jest składnikiem popularnej mieszanki przypraw: curry.

Kurkumę można stosować do oczyszczania organizmu z toksyn, a także wykorzystywać jej działanie przeciwbólowe.

Wszystkie tu wymienione przyprawy można połączyć, sporządzając rozgrzewającą miksturę.

Więcej o wykorzystywaniu przypraw można przeczytać w kilku moich książkach, bowiem kończąc je przepisami kulinarnymi zamieszczam dla wygody czytelników także rozdział o przyprawach.

Jedz i pij na zdrowie [146]

Prozdrowotna moc warzyw w nadciśnieniu tętniczym i innych problemach – nie tylko sercowych

Wszystko, co piszę nie jest zaleceniem, nie ma nic wspólnego z medycyną, ani przeciw niej. W świetle wiedzy dawnych mędrców nie było rozgraniczeń i podziałów na: kuchnię, medycynę, religię, politykę, inne dziedziny, bowiem zawsze dążono do harmonii, porządku gdyż rozumiano, że wszelkie problemy (nie tylko zdrowotne) wynikają z długotrwałego zaburzania porządku i zastępowania go chaosem, bałaganem. Nie jest To też moje, lecz jest To doświadczeniem wielu pokoleń różnych kultur. Ja tylko To przypominam, by prawdziwą Wiedzę ocalić od zapomnienia.

Będzie budujące dla wszystkich, jeśli podzielisz się swoim doświadczeniem z tego, co poznałaś/eś z witryny ambasadorzdrowia.pl, zastosowałaś/eś praktycznie i zaprosiłaś/eś przyjaciół w to miejsce.

Burak ćwikłowy

Awitaminoza

Codziennie wypijać szklankę świeżego soku z buraków ćwikłowych, marchwi i owoców (w równych proporcjach).

Nadciśnienie tętnicze

I – Dwa buraki zetrzeć na drobnej tarce, odcisnąć sok, naczynie włożyć do większego z wodą i zagrzać. Do podgrzanego soku dodać łyżeczkę miodu lub soku grejpfruta; przez 2 tygodnie wypijać po szklance po śniadaniu i po kolacji.
II – Rano i wieczorem wypijać po jedzeniu szklankę kwasu buraczanego z łyżką miodu.

Niedomagania krwi

I – Jeść często buraki gotowane z czarną fasolą i orzeszkami ziemnymi.
II – Pić kwas buraczany.

Kwas buraczany

Pokrojone w plastry buraki zalać wystudzoną przegotowaną wodą (by je przykryła) w kamion­kowym garnku lub słoju, włożyć kromkę suchego chleba, pozostawić na 7 dni. Po 7 dniach przecedzić, zlać do butelek, zakorkować, przechowywać w chłodnej piwnicy; pić według potrzeby.

Cebula

Nadciśnienie tętnicze

Wycisnąć sok z kilograma dużych cebul i wymieszać z sokiem cytryn w proporcji sok cytryny z sokiem cebuli; wypijać po łyżce dziennie. Nie tylko obniża ciśnienie, ale także oczyszcza arterie ze złogów cholesterolu. Tu należy przypomnieć, że nie cholesterol jest przyczyną, lecz gdy przyczyna ustępuje poziom cholesterolu spada, ponieważ przestaje już być potrzebny.

Stwardnienie tętnic mózgu

Przykładać na czoło kompresy z surowej cebuli.

Środek ogólnie wzmacniający

Trzy razy dziennie wypijać po kieliszku wina cebulowego.

Cebula surowa

Dodawać do zup, sałatek, zakąsek, jeść macerowaną kilka godzin w oliwie (z oliwek). Drobno posiekaną cebulę dodawać do mleka, rosołu, smarować kanapki z masłem lub olejem.

Cebulowy napój

Posiekaną cebulę macerować kilka godzin w ciepłej wodzie. Popijać z kilkoma kroplami soku cytryny, rano na pusty żołądek.

Wzmacniające wino

30 dag miazgi cebuli połączyć z 10 dag jasnego płynnego miodu i 3/4 litra białego wytrawnego wina, starannie mieszając. Macerować 5 dni codziennie starannie mieszając. Przecedzić. Pić 3-5 łyżeczek dziennie np. przy awitaminozie i dla wzmocnienia. Zapobiega m.in. szkorbutowi, miażdżycy naczyń krwionośnych…

Cebulowa nalewka

Świeże cebule macerować 10 dni w alkoholu 90 % w stosunku 1:1, pić 3-5 łyżeczek dziennie. Aby otrzymać nalewkę łagodną macerować cebule w alkoholu 20 %; wypijać dwa razy dziennie przy posiłkach po łyżce z dodatkiem wody osłodzonej. Działa bakteriobójczo i pobudza czynności wydzielnicze jelit.

Czosnek

Krążenia krwi polepszyć

Ugotować trzy ząbki czosnku; jeść w posiłkach z sosem sojowym.

Nadciśnienie tętnicze

I – Pić dwa razy dziennie po 30 kropli nalewki czosnkowej, co kilka dni robić przerwę.
II – Jeśli nie występują schorzenia wątroby pić „wino czosnkowe” dwa razy dziennie po łyżce przed jedzeniem.

Przykład zastosowania czosnku

Smażyć ząbki czosnku w oleju roślinnym z czarnym pieprzem i plasterkami świeżego imbiru; posypać cukrem i zieloną cebulą, polać octem, dodać ketchupu pomidorowego i ewentualnie mąki do zagęszczenia. Zawiera 4 smaki słodki, kwaśny, ostry, słony.

Czosnek surowy

Stosować do sałaty i różnych produktów spożywczych. Wyjątkowo korzystnie jest dwa ząbki czosnku posiekać z natką pietruszki, dodać kilka kropli oliwy z oliwek i pozostawić na noc. Zjeść na­zajutrz rano.

Nalewka czosnkowa

5 dag pokrojonego czosnku macerować 10 dni w pół litra wódki 40 %, często wstrząsając. Przecedzić i pić dwa razy dziennie do 30 kropli przez kilka dni (antyseptyk, działa przeciwmiażdżycowo, obniża ciśnienie krwi, rozszerza naczynia krwionośne, przeciwdziała bólom reumatycznym, astmie…).

Czosnkowe wino wzmacniające

10 dag posiekanego czosnku zalać butelką białego wytrawnego wina, odstawić na 7 (30) dni do zmacerowania. Stosować w miarę potrzeby dla wzmocnienia. Skuteczne także przeciw chronicz­nemu zimnu, zwłaszcza u kobiet.

Kapusta

Choroba serca

Przykładanie miejscowe liści kapusty zmniejsza przekrwienie i normalizuje krwiobieg. Okład z 3-4 warstw świeżych liści kapusty pozostawić na kilka godzin.

Krwioobieg usprawnia

Przykładanie liści kapusty ożywia tkanki, absorbuje nieczystości i skupiska tłuszczu z tkanki podskórnej, regeneruje i oczyszcza skórę, usprawnia krwioobieg. Podobnie działa brzoskwinia, ogórek, truskawka.

Nadciśnienie tętnicze

Przykładać 3-4 warstwy liści kapusty na okolice lędźwi, kark, łydki, na 2-3 godz. lub całą noc.

Zapalenie tętnic

Na noc przykładać trzy warstwy liści kapusty na powierzchnię większą niż objęta dolegliwością (lekko obandażowane). Okłady z liści zmniejszają przekrwie­nie, aktywizują krwioobieg, ożywiają tkanki, oczyszczają kapilary. Dotyczy to również ciężkich nóg, sinicy skóry.

Zapalenie włośniczek

Popijać po szklance dziennie świeżego soku z surowej kapusty.

Żylaki – także bolesne

Na noc przykładać trzy warstwy liści kapusty na powierzchnię większą niż objęta dolegliwością (lekko obandażowane). Okłady z liści zmniejszają przekrwie­nie, aktywizują krwioobieg, ożywiają tkanki, oczyszczają kapilary. Dotyczy to również ciężkich nóg, sinicy skóry.

Marchew

Naczynia krwionośne

Świeży sok z marchwi przemywa naczynia krwionośne.

Stany przedrakowe

Popijać dziennie litr świeżego soku z marchwi z dodatkiem pół litra soku z selera.

Stany zapalne

Świeży sok z marchwi usuwa stany zapalne.

Stwardnienie tętnic

Świeży sok z marchwi przeciwdziała stwardnieniu tętnic.

Zupa z marchwi

Zupę z marchwi zaleca się ze względu na jej właściwości odtru­wające, remineralizujące i zdolność przywracania w organizmie równowagi kwasowo-zasadowej. Zupa ta wskazana jest dla otyłych, ma właściwości moczopędne, poprawia krążenie krwi, pobudza czynności gruczołów wydzielania wewnętrznego.

 Marchew i jej liście

Marchew i jej liście powinny być dodawane do wszystkich zup jarzynowych, w których wystę­puje por, cebula, czosnek, tymianek, rozmaryn, kalarepa, goź­dziki, liść laurowy, seler, pietruszka.

Pomidory

Nadciśnienie tętnicze

Jeść dwa pomidory na pusty żołądek codziennie przez miesiąc, również unikać pokarmów pikant­nych.

Właściwy poziom likopenu w krwi

Zjeść codziennie pomidora.

Seler

Nadciśnienie tętnicze

I – Regularnie jadać seler.
II – Wypijać trzy filiżanki lekko gotowanego soku z selerów.
III – Codziennie na pusty żołądek pić letni sok z selerów.

Szparagi

Nadciśnienie tętnicze

Wypijać szklankę dziennie soku szparagowego razem z miąższem i łyżeczką miodu.

Odtruć organizm

Jeść zupę jarzynową z gotowanej marchwi i naci marchwi, selerów, mniszka, szparagu i dyni.

Stwardnienie tętnic

Wypijać szklankę dziennie soku szparagowego razem z miąższem i łyżeczką miodu.

Wykorzystywanie warzyw, owoców, przypraw w świadomym oddziaływaniu na organizm [145]

Dietetycy i przeróżni cudacy gadający i pisujący o warzywach, owocach, nabiałach, olejach, miodach, octach, etc. zachęcają do  częstego ich spożywania. Posługując się hasłami generalizującymi: „warzywa”, „owoce”, „nabiał”, etc. dają dowód, że nie rozróżniają różnego działania każdego z poszczególnych warzyw, owoców, etc. Jeśli jedno rozgrzewa, inne ochładza, jeszcze inne osusza, a jeszcze inne nawilża, itd., itp., to jaką wartość mają ich zalecenia i nakazy? Jeśli działania różnorodności poszczególnych pokarmów nie znają, nie rozróżniają, nie rozumieją, to jaki sens ma poleganie na ich chorych opiniach i poddawanie się ich chorym zaleceniom?

Coraz więcej osób uskarża się, że po wprowadzeniu odżywiania „lepszego” ich stan zdrowia pogorszył się. Czy warto zatem przestawiać się na nowe i czuć się gorzej niż było to gdy odżywiali się po staremu?

Cognoscetis veritatem, et veritas liberabit vos – Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (Ewangela św. Jana). A może wygodniej jest nie wiedzieć? Jeśli dla wielu choroby są  jedynym dorobkiem, a leczenie przysparzające nowszych i więcej chorób jest sensem życia, to jakże mieliby dalej żyć po utracie całego dorobku?

Pokazując moim czytelnikom właściwości i oddziaływanie na organizm poszczególnych warzyw, owoców, przypraw zapraszam do zastanawiania się nad bezsensem generalizowania oraz szkodliwości ulegania dietetycznym modom i poradom popaprańców, często wysoko wykształconych. Wykształconych w czym? W szkodzeniu? Wyniszczaniu?

Warzywa

Cebula

Działanie na organizm: Wzmacnia yang, harmonizuje i korzystnie wpływa na Qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, łagodzi yin, przeciwdziała truciznom, działa napotnie…

Cebulki szalotki

Działanie na organizm: wzmacniają yang, harmonizują i korzystnie wpływają na Qi, oczyszczają gorąco, łagodzą yang, usuwają wilgoć, przełamują zastój krwi, rozpraszają zimno, rozszerzają klatkę piersiową, rozwiązują skrzepnięcia, moczopędne. Szczypior usuwa zewnętrzne czynniki chorobotwórcze, rozprasza wiatr i zimno, napotny, przeciwbakteryjny.

Dynie

Można spożywać surowe np. w sałatkach z pomidorami, gotowane z mlekiem, ryżem, kaszą jaglaną, manną, duszone, zapiekane w cieście, smażone marmoladki np. z jabłkami, morelami, smażone na oleju placki z dyni i ziemniaków, marynowane… W celach leczniczych stosuje się miąższ, sok, wywar z miąższu i świeże nasiona, ale właściwości lecznicze wykazują głównie odmiany dyni o miąższu pomarańczowym.
Działanie na organizm: Wzmacnia yang, qi, krew i środkowy ogrzewacz, działa dobrze na qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, łagodzi yin, osusza wilgoć, zmniejsza gorączkę, usuwa ból, wprowadza obfite poty, leczy zapalenia, znieczula, niszczy robaki, przerywa czerwonkę, korzystnie wpływa na cukrzyków, stabilizuje nadmiernie aktywny płód. Antidotum dla opium.

 Oberżyna, bakłażan

Przeciwwskazania: Zespoły zimna. Nadmierne spożywanie może uszkodzić macicę.

 Pasternak

Wskazania: W przeziębieniu typu wiatr-zimno, bólu głowy, bólu mięśni, zawrotach głowy, artretyzmie, tężcu.

Pory

Stanowią dobre źródło potasu i żelaza – zwłaszcza w zielonych częściach liści – mniejsze beta-karotenu i witaminy C.
Działanie na organizm: Wzmacniają yang, harmonizują, regulują i dodatnio działają na Qi, przełamują zastój krwi, usuwają zimno, łagodzą yin, usuwają gorąco żołądka.

Rzepa

Działanie na organizm: Wzmacnia yang, harmonizuje, reguluje i korzystnie wpływa na Qi, przełamuje zastój krwi, harmonizuje krew, oczyszcza gorąco, łagodzi yang, ucisza wzburzoną Qi, osusza wilgoć, usuwa zimno, łagodzi yin, przełamuje zastój pokarmu, pobudza apetyt, wstrzymuje kaszel, odtruwa, przeciwdziała truciznom, napotna.

Rzodkiewka

Działanie na organizm: Wzmacnia yang, reguluje i harmonizuje Qi, harmonizuje krew, oczyszcza gorąco, łagodzi yang, usuwa zimno i nagromadzenia, przetwarza gorący śluz, ucisza wzburzoną Qi, rozciąga środkowy ogrzewacz, przeciwdziała truciznom.
Przeciwwskazania: Patologiczne zimno, schorzenia wątroby, nerek, owrzodzenie żołądka.

Szczypiorek chiński

Działanie na organizm: Wzmacnia nerki i funkcje seksualne, usuwa wilgotność, ogrzewa oziębłość.
Wskazania: W zimnym bólu brzucha, białych upławach, biegunce, moczenia bezwiednym, braku menstruacji.

Skórka grejpfruta

Wskazania: W problemach zimna, kaszlu, kaszlu typu wiatr-zimny, niestrawności, wzdęciach, bólu gardła, przekrwieniu w piersi, usuwaniu śluzu, zatruciu.

Ziemniaki słodkie bataty

Działanie na organizm: Wzmacniają yang, Qi i krew, działają dobrze na Qi, przełamują zastój krwi, usuwają zimno, wzmacniają środkowy ogrzewacz, harmonizują krew, śledzionę i płuca, wzmacniają nerki, korzystne dla nasienia, wytwarzają cenne płyny, rozciągają żołądek i jelita, wprowadzają ruchy jelit i czynią 5 trzewi „tłustymi”.

Owoce

Ananas

Przeciwwskazania: Zespoły zimna, egzema, karbunkuł. Nadmierna konsumpcja ananasów może powodować ból brzucha.

Arbuz

Przeciwwskazania: Nadmiar wilgoci, anemia, objawy zimna, zimny środkowy ogrzewacz, wielomocz, słabość żołądka.

Banan

Przeciwwskazania: Nie używać w objawach zimna.

Brzoskwi owoc

Działanie na organizm: Wzmacniają yang, Qi, krew, dodatnio działają na Qi, oczyszczają gorąco, uaktywniają krew, usprawniają krążenie krwi, przełamują zastój krwi, eliminują nagromadzenia, wytwarzają cenne płyny, smarują płuca i jelita, usuwają zimno, pomagają w cukrzycy, regulują pocenie się, działają napotnie, przeciw obstrukcyjnie.

Brzoskwiń jądra

Działanie na organizm: Pobudzają krążenie krwi, smarują jelita, są lekko trujące.
Zalecane w: Cukrzycy, chorobach płuc, kaszlu, suchym kaszlu, gorącym kaszlu, niestrawności, bólu przepuklinowym, robakach jelitowych, zapaleniu pochwy, nadmiernych potach.
Przeciwwskazania: nie stosować przy objawach wilgoci i zimna. Ostrzeżenie: Nadmierna konsumpcja może wytworzyć wewnętrzne gorąco.

Liczi

Działanie na organizm: Wzmacniają yang, działają dodatnio na qi, harmonizują qi i krew, odżywiają krew, przełamują zastój krwi, usuwają zimno, łagodzą yin, uciszają umysł, uspokajają wątrobę, wytwarzają cenne płyny, wzmacniają energię, koją ból, środek przeciwbólowy.

Longan

Działanie na organizm: Wzmacnia yang, harmonizują qi i krew, działają dodatnio na qi, przełamują zastój krwi, usuwają zimno, łagodzą yin, uspokajają umysł.
Zalecane w: Słabości, bezsenności, palpitacji, konwulsji, osłabieniu pamięci, nerwowości, nerwowym podnieceniu. Używany jako środek wzmacniający śledzionę, serce, krew, energię.

Truskawki

Działanie na organizm: Wzmacniają yang, qi, krew i śledzionę, działają dobrze na qi, przełamują zastój Qi i zimno, harmonizują wątrobę i nerki, tamują wydalanie moczu, smarują płuca, wytwarzają cenne płyny, usuwają zatrucie, odtruwają zatrucie alkoholem.

Kasztany

Zawierają dużo skrobi i cukrów, są bardzo pożywne, powszechnie zbierane i spożywane w różnej postaci, najczęściej pieczone.
Działanie na organizm wg TMC: wspomagają yang, wzmacniają Qi i krew, przełamują zastój krwi, usuwają zimno, łagodzą yin, odżywiają żołądek i śledzionę, wzmacniają żołądek, śledzionę, nerki i ścięgna, aktywują krew, ułatwiają krwioobieg, wstrzymują krwotoki. Środek wzmacniający żołądek, śledzionę, nerki.

Orzeszki piniowe, piniole

To jadalne nasiona sosny o charakterystycznej, parasolowatej koronie – Pinii. Pinia (Pinus pinea) pochodzi z obszaru śródziemnomorskiego i tam też często sadzona.
Działanie na organizm wg TMC: wzmacniają yang, harmonizują qi i krew, działają dodatnio na qi, przełamują zastój krwi, usuwają zimno, odżywiają i pobudzają cenne płyny, wypędzają wiatr, smarują płuca i jelita, czynią jelita gładkimi, wstrzymują kaszel.
Przeciwwskazania: Problemy zimna i/albo wilgoci, zastój qi, biegunka. Nadmierne jedzenie orzeszków ziemnych szkodzi funkcjom trawienia i skórze.
Uwagi: Zewnętrznych warstw orzeszków ziemnych nie wolno usuwać gdy stosuje się je w lekach chińskich, chyba, że zalecono inaczej.

Przyprawy

Czarnuszka

Działanie na organizm: Wzmacnia Yang i Qi, reguluje przepływ Qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, łagodzi Yin, ogrzewa nerki, harmonizuje żołądek. Zalecana w: Przepukliny, zimna, bólu w dole brzucha, lumbago, bólu żołądka, wymiotów.

Gałka muszkatołowa

Działanie na organizm: Wzmacnia Yang, harmonizuje, reguluje i korzystnie wpływa na Qi, przełamuje zastój krwi i zimna, łagodzi Yin, ogrzewa wnętrzności, uspakaja wzburzone Qi, pobudza trawienie, pomaga w trawieniu, zestala jelito.

Goździk

Działanie na organizm: Należy do bardzo ciepłych korzeni, może rozgrzać żołądek i wstrzymać wymioty, czkawkę, ból przepuklinowy. Niekiedy jednak wymioty oraz czkawka są wynikiem nadmiaru ciepłej energii i wtedy nie wolno go stosować. Spożycie goździka powoduje usunięcie czkawki czasem po upływie kilku minut. Jeżeli jednak goździk objawów tych nie usunie to najprawdopodobniej są to objawy gorąca.
Wymioty i czkawka są przeważnie pochodzenia zimnego i wtedy można użyć goździków z dobrym skutkiem.

Imbir suszony

Działanie na organizm: Wspomaga Yang, reguluje i wzmacnia Qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, ogrzewa wnętrzności, otwiera południki.
Zalecany w: Zimnym bólu brzucha, wymiotach, biegunkach, zimnie nóg i rąk, reumatyzmie, wymiotach porannych w ciąży, wodnej biegunce.
Przeciwwskazania: Niedobór Yin, wewnętrzne gorąco, gorący krwotok.

Chińczycy wykorzystują imbir od co najmniej 2 tysięcy lat w leczeniu mdłości, wymiotów, choroby lokomocyj­nej… Jest to wciąż jeden z najbardziej skutecznych środków na te problemy. Świeży korzeń można kupić w sklepach spożywczych, a gotowe preparaty są dostępne w sklepach ze zdrową żywnością.

Imbir świeży

Działanie na organizm: Wspomaga Yang, reguluje i wzmacnia Qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, łagodzi Yin, poprawia warunki plwociny, powoduje poty, wstrzymuje wymioty, odtrutka, antidotum na zatrucie pokarmami morskimi.

Kapary

Działanie na organizm: Wzmacniają Yang, regenerują i wzmacniają Qi, łagodzą Yin, uspokajają zimno, przełamuje zastój krwi, wiatr, wilgoć.
Zalecane w: Reumatycznym artretyzmie.

Kolendra – Pietruszka chińska

Działanie na organizm: Reguluje i pobudza przepływ Qi, usuwa zimno, przełamuje zastój krwi, łagodzi Yin, powoduje poty, przyspiesza wysypkę w Odrze, ułatwia trawienie, uspokaja wzburzenie Qi, napotna.

Laurowy liść

Działanie na organizm: Wspiera Yang, reguluje i wzmacnia Qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, łagodzi Yin.

Melasa

Działanie na organizm: Wspomaga Yang i Qi, wzmacnia Qi i krew, przełamuje zastój krwi, zwalcza zimno, łagodzi Yin, wzmacnia śledzionę i środkowy ogrzewacz, odpręża wątrobę, rozpuszcza skrzepnięcia, tonifikuje słabości, smaruje płuca, wstrzymuje kaszel.

Mięta zielona ogrodowa

Działanie na organizm: Wzmacnia Yang, Qi i krew, reguluje przepływ i działa dobrze na Qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, wspomaga krążenie Qi, łagodzi Yin, rozpędza wiatr, znieczula, łagodzi ból.
Zalecana w: Przeziębienia, kaszlu, bólu głowy, bolesnego miesiączkowania, bólu brzucha.

Miód

Działanie na organizm: Oczyszcza gorąco, wzmacnia śledzionę, smaruje suchość, odżywia i harmonizuje Yin, usuwa słabość, pobudza przepływ wody, antidotum na lekarstwa.
Zalecany w: Cukrzycy (w małych ilościach), gruźlicy węzłów chłonnych, wola, obrzękach, trudności połykania, zapaleniu jądra, białych upławach, zatwardzeniu, wrzodach, suchym kaszlu, chrapliwości głosu, zapaleniach, zimnych owrzodzeniach.
Miody ciemniejsze bardziej wzmacniają dolne partie ciała.
Miody jaśniejsze są lepsze w problemach górnej części ciała.
Natura energetyczna: NEUTRALNY dopóki nie zagrzany; zagrzany staje się CIEPŁY.

Ocet

Działanie na organizm: Wzmacnia Yang i Qi, osusza wilgoć, pobudza pocenie się, korzystnie wpływa na Qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, łagodzi Yin, rozprasza krzepnięcia, zatrzymuje krwawienie, przeciwdziała truciznom, przeciwczerwiowy.

Olej sojowy

Działanie na organizm: Wzmacnia Yang, wzmacnia i reguluje przepływ Qi, wzmacnia krew, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, usuwa robaki, smaruje jelita.
Zalecany w: zatwardzeniach i obstrukcji jelit.
Uwagi: Lekko trujący

Pieprz biały i czarny

Działanie na organizm: Ciśnie w dół, ogrzewa wnętrzności.
Zalecany w: Zimny ból brzucha, rozstrój żołądka, wymiotowaniu czystą wodą, biegunkach, zatruciu pokarmowym.
Przeciwwskazania: Pieprz biały i czarny używane są w ogrzewaniu ciała i usuwaniu nieprzyjemnego zapachu mięsa i ryb. Nadmierne konsumowanie tych pieprzów uważa się za szkodliwe i nie zaleca się ludziom cierpiącym na choroby oczu i owrzodzenie gardła.

Pieprz czarny

Działanie na organizm: Wspomaga Yang, korzystny dla Qi, reguluje przepływ Qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, uspokaja wzburzoną Qi, usuwa plwocinę, przeciwdziała truciznom.
Zalecany w: Złym trawieniu, zimnym bólu brzucha, wymiotach jasnego płynu, zimnej biegunce, zatruciu pokarmowym, zimnej plwocinie, bólu zębów spowodowanym oddechem, zapaleniu nerek, neurastenii, chorobach skóry.
Przeciwwskazania: Brak Yin, toksyczne gorąco wewnętrzne.

Pieprz turecki

Działanie na organizm: Wspomaga Yang, reguluje przepływ Qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, łagodzi Yin, ogrzewa wnętrzności, pobudza apetyt, ułatwia trawienie.
Zalecany w: Zimnym bólu brzucha, wymiotach, biegunce, odmrożeniu.
Przeciwwskazania: Niedobór Yin, nadmierny ogień, kaszel, choroby oczu.

Pieprz czerwony i zielony

Działanie na organizm: Ogrzewa wnętrzności, wzmaga apetyt, ułatwia trawienie.
Zalecany w: Bólu brzucha, wymiotach, biegunce.
Przeciwwskazania: Konsumowanie nadmiernych ilości czerwonego pieprzu powoduje ból brzucha i zaparcie. Nie zaleca się czerwonego pieprzu cierpiącym na choroby oczu, kaszel, nieżyt żołądka, zapalenie nerek.

Rozmaryn

Chińczycy stosowali to wonne zioło od co najmniej III wieku w leczeniu bólów głowy i żołądka. Uważa się również, że rozmaryn uspokaja układ nerwowy.
Działanie na organizm: Wzmacnia Yang, reguluje i korzystnie wpływa na Qi, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, łagodzi Yin, wzmacnia żołądek, napotny, uspokaja umysł. Powoduje poty, używany w terapii żołądka.
Zalecany w: Bólu głowy, opóźnia łysienie.
Przeciwwskazania: Lekko trujący.
Ważne uwagi: Niektóre źródła podają, że preparat rozmarynu można stosować jako środek wzmacniający miesiączkowanie w zespole menopauzy. Inne źródła podają, że olejek rozmarynowy i mieszanki korzenia prawoślazu ogrodowego mogą poprawić rośnięcie włosów na głowie. Jeszcze inne źródła wskazują, że rozmaryn i boraks mogą zapobiec łysieniu.

Rukiew wodna

Działanie na organizm: Wzmacnia Yang, reguluje i korzystnie wpływa na Qi, harmonizuje krew, przełamuje zastój krwi, usuwa zimno, oczyszcza gorąco, łagodzi Yang, pobudza wodę

Saradela

Działanie na organizm: Wspomaga Yang, wzmacnia Yang, Qi, krew, usuwa zimno.

Szafran łąkowy

Działanie na organizm: Wzmacnia Yang, harmonizuje, reguluje i wywiera dobry wpływ na Qi, usuwa zimno i zastój krwi, uaktywnia krew, znieczulający.
Zalecany w: Owrzodzeniach, braku miesiączki, obrzmieniu brzucha, obstrukcji, porodu martwego płodu, czyraków, poporodowych odchodów połogowych, wieńcowej choroby serca.
Przeciwwskazania: Ciąża.

Moja siła tkwi głęboko w korzeniach zdobywanej wiedzy… [144]

List Oli z listopada 2022

Za oknem urokliwa jesień zachęcająca do spacerów, słuchania szelestu liści na wietrze… do zbierania grzybów, do łapania promyków słońca, do wykopywania kłączy roślin…
Listopad jest pięknym miesiącem na szczególne rozważania o przemijaniu, darzeniu szacunkiem tych, co już nam nie towarzyszą ciałem na tym „łez padole.”
W moim sercu rozświetla się wdzięczność za to co mam choć na tle „innych” posiadam tak niewiele. Czuję się spełniona, choć większość tego nie rozumie. Przerażeni są sytuacjami, czasami, w którymi żyjemy, praktycznie wszystkim są, lekko to ujmując, zaniepokojeni. Zostawiam ich w tym stanie bez oceniania, przekonywania, uśmiecham się, a w myślach życzę gotowości do wzrastania.

Hormony, hormony

Przez około 20 lat zażywałam preparaty hormonalne w związku z silnymi zaburzeniami pracy tarczycy. Ten wycinek czasu w życiu bardzo mnie doświadczył, ale i wiele nauczył. Po długoletnim zażywaniu hormonów organizm przyzwyczaił się do nich i choć zażywałam hormony regularnie i według zaleceń „specjalistów” nie utrzymywały się one na „właściwym” poziomie ani jeśli chodzi o wyniki laboratoryjne ani w odniesieniu do samopoczucia.
Mimo zwiększenia ilości syntetycznych hormonów  po prostu wszystko się znacznie pokomplikowało w moim organizmie i zanikł comiesięczny cykl kobiecy. Było to równoznaczne z poronieniami lub po prostu z bezpłodnością. Nabawiłam się kolejnych dolegliwości typu silnych bóli piersi, ich obrzęków, z czasem wyczuwalnych guzków oraz podbrzusze bolało bardzo często. Zamiast okresu pojawiały się spore skrzepy lub czarne plamienia. Stałam się chaotyczna, nerwowa, płaczliwa. O takim skutku ubocznym nie wspomniał nikt ze „specjalistów.”  Dochodziły kolejne dolegliwości a ja potulnie je znosiłam uśmierzając ból specyfikami i będąc zła, że „to mnie się przydarzyło”.
Zasugerowano wtedy dodatkowe „leki” i zgodziłam się na eksperyment na sobie licząc że okres wróci. Czy to było szalone czy nie – nie wiem, nie będę siebie negatywnie oceniać za swoją ówczesną decyzję. Po prostu wierzyłam „innym” bardziej niż sobie. Z perspektywy czasu żal mi siebie za własną naiwność i niewiedzę… Co to zmieni aktualnie, tkwienie w przeszłości, szukanie winnych, pretensje… stwierdziłam i skończyłam z taką formą samobiczowania się umysłowego.
Po trudnym dla mnie wydarzeniu życiowym przestałam wierzyć w cokolwiek, co autorytet „sugerował, przypuszczał, zalecał”… Nieznacznym wycinkiem swojego doświadczenia w powrocie do równowagi chcę się teraz podzielić z tymi, którzy są tym naprawdę zainteresowani. Reszta zamiast hejtu niech zajmie się własnymi sprawami lub szuka sobie innej osoby do ataku.

Zaufanie sobie

Przede wszystkim wybrałam inny styl żywienia niż ten, który sprawiał że pojawiały się zaburzenia hormonalne, ciągła utrata wagi, czy szybkie na niej przybieranie. Przekonałam siebie że i tą sytuację można zmienić i usystematyzować. Z przyjemnością zaniosłam wypowiedzenie z pracy, która mnie wycieńczała, odeszłam od męża, zmieniłam miejsce zamieszkania… Pisałam listy pełne żalu, bólu do osób, które na mnie latami żerowały. Nigdy ich nie wysłałam tylko spaliłam, ale wspaniale uwolniły mnie z więzienia własnych myśli, poczucia winy, braku jakiegokolwiek docenienia przez kogokolwiek, na które NIE REAGOWAŁAM. Widziałam i zrozumiałam RÓŻNICĘ  MIĘDZY POMOCĄ A WYZYSKIEM. To cenne, choć bardzo bolesne doświadczenie. Przez kilka tygodni wegetowałam na samym suchym chlebie z mlekiem i batonikiem – tak codziennie. Tylko na to mogłam sobie przez dłuższy czas pozwolić. Bez rozmów z kimkolwiek o czymkolwiek. Bez uśmierzaczy bólu. Leżałam i uwalniałam ból przez łzy, po prostu. Przetrwałam. Dokonałam odcięcia się od wszystkiego co sprawiało że tkwiłam tyle lat w stanie przewlekłej choroby. Przestałam oskarżać o nią siebie, ale i kogokolwiek innego. Potrzeba mi było takiego wstrząsu nad tym, jak funkcjonowałam.
Odejść od tego wszystkiego co podcina skrzydła, od tych którzy nie pozwalają się poczuć wyróżnionym za coś czego dokonałaś. W jaki sposób miały funkcjonować tarczyca, serce, układ nerwowy, gdy nie było we mnie przez lata absolutnie żadnej równowagi? Byłam jak okręt na wzburzonym morzu, do którego dostawała się woda i zatapiała go. Ja zamiast ją bez sensu wylewać i liczyć, że nie zatonę – porzuciłam wszystko wskoczyłam w głęboką wodę i dopływałam do brzegu zdana na własne możliwości organizmu. Po raz kolejny przetrwałam: mamy w sobie aż tak ogromną siłę.
Ewidentnie miałam zmienić styl życia, jego jakość i otoczenie.  Nie walczyłam z przewlekłą chorobą i symptomami w postaci guzów. Skupiłam się nad mechanizmem zrozumienia ich przyczyn.  Znalazłam w sobie współczucie właśnie dla siebie i odwagę do zmian.
Kolejnym krokiem było stopniowe (na własne życzenie) odstawianie hormonów. Po raz pierwszy od lat przeczytałam ulotki specyfików, które zażywałam. Dopiero wtedy potraktowałam je jako instrukcję obsługi – (tak jak przy zakupie jakiegoś urządzenia do gospodarstwa domowego).  Na ulotce wyszczególnione były „ewentualne zaburzenia”.  Ja miałam ich więcej niż wyszczególniał producent. Podjęłam decyzję – nie będę łykać ich więcej i liczyć na cud, bo widziałam po samopoczuciu że on nie nastąpi. Nie sprawdzało się u mnie przez lata więc uznałam że to po prostu nie dla mnie.  Poczułam ogromne współczucie dla siebie że przez tyle lat zaniedbałam siebie fizycznie i psychicznie. Popłynęło kilkanaście, a może i kilkadziesiąt  oczyszczających łez. Po raz kolejny nie było przy mnie nikogo wartościowego. Zmotywowałam się dla siebie, dawnej Oli, która cieszyła się życiem na wsi w otoczeniu lasów i piękna przyrody.
Najtrudniej mi było uwolnić umysł z przekonań, którymi przez lata nasiąknęłam ,mianowicie że jak zaprzestanę „tego czy tamtego” to będzie „to czy tamto”, łącznie ze śmiercią, że po odstawieniu dostanę zawału, że się uduszę, … Wierzyłam w to „specjalistom” i żyłam w ciągłym lęku. Ten rodzaj lęku było najtrudniej przezwyciężyć.
Przeczytałam ponownie ulotki, wyszczególniłam mazakiem co i jak robić przy odstawianiu specyfików – wedle własnej intuicji zaczęłam działać… Pogodziłam się z tym, że mogę umrzeć zmieniając tak radykalnie swoje dotychczasowe życie. Tyle lat uzależnienia od syntetyków nie zostawało bez znaczenia. Przetrwałam i to z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy ( już nie na kolanach jak to było na początku przy rozwodzie, czy odejściu z pracy).
Dokonało się niemożliwe – wyzwoliłam się z obowiązku wstawania jeszcze o prawie godzinę wcześniej by zażyć syntetyczny hormon, dopiero potem móc jeść śniadanie. Rano na czczo piję ciepłą wodę z miodem zamiast syntetycznego hormonu i robię proste ćwiczenia na rozbudzenie się po nocy przy inspirującej mnie muzyce…
Wkrótce potem znalazłam pracę, w której nie dałam się więcej wyzyskiwać, gdzie umiałam postawić własne warunki i być w gotowości odejść gdy nie respektowano tego. Większość osób w firmie wolała brać tabletki uspakajające i siedzieć cicho. Znowu odstawałam od nich, ale zaczęło mi się podobać stawianie granic dookoła. Zauważyłam że szef zaczął się ze mną liczyć.
Przyciągnęłam do siebie mężczyznę (drugi mąż), który jest również po rozwodzie i okazał się moim uzupełnieniem. Daje mi wewnętrzną wolność, której potrzebuję oraz wsparcie pod wieloma względami. Zamiast oceniać –  docenia i tego nauczyłam się od niego, a właściwie przy nim. Nie potrafiłam tego wcześniej.
Pierwszy mąż widocznie miał mi pokazać inny aspekt życia i doprowadzić do granic wytrzymałości. Jestem wdzięczna obojgu. Są jak lustro, w którym mogę się przejrzeć w jaki sposób wydarzenia, sytuacje, ludzie (lub ich brak) kształtują zdrowie, sens czy jakość życia.

Spełnienie

Przestałam potrzebować syntetycznych hormonów. Moje życie od miesięcy jest takie, jakie chciałam. Przestałam się otaczać osobami, które ciągle narzekają, czy mają jakieś swoje bezsensowne pretensje i nie wiedzą czego i od kogo chcą. Zmieniłam numer telefonu by „dawni przypadkowi znajomi” nie mieli do mnie jakiegokolwiek dostępu. W telefonie nie mam internetu na własne życzenie. Szanuję siebie za umiejętność natychmiastowego odcięcia się od takich osób, czy sytuacji z szacunku dla osoby, którą się stałam.
Przygarnęłam dwie domowe kotki – są bardzo wdzięczne i kochają bezwarunkowo, oraz dwa kanarki, które każdego dnia pięknie śpiewają i dają ukojenie dla uszu.
Wieczorami znajduję czas, a to na przeczytanie książki, układanie puzzli obiema rękami, masaż, rozmowy z mężem, spotkanie z osobą, która wyłącza  telefon podczas spotkania ze mną i jest dla mnie. Albo spędzam je na wyjściu do koni, do lasu, czy na lody (zimą jadam często lody ;)), na uczenie się średniowiecznego tańca, na grę na bębnie, na bawieniu się z domowymi kotkami, na zwiedzaniu zamków, pałaców, dworków…
To wspaniałe zafundować sobie tak wiele.
Istotnym jest uzyskać harmonię, równowagę i szacunek dla siebie. Wygrałam w życiu bo kieruję nim świadomie. Doba trwa 24 godziny i nie mam ich więcej niż inni. Mam na to wszystko czas, bo zrezygnowałam z tego co mi nie służy i co zabiera niepotrzebnie czas wpędzając w lęk. Czasem los pomógł mi zrezygnować z czegoś na co nie byłam gotowa, jak w przypadku utraty dziecka. Potraktowałam to wydarzenie jako kolejne doświadczenie w mym życiu, jak poradzić sobie ze śmiercią i pozwolić po prostu odejść ze schorowanego ciała. bez pretensji, pytań, po prostu odejść, bo i ten element jest częścią życia.

Organizm jako całość

Od miesięcy nie zażywam syntetycznych hormonów , które były według niektórych konieczne. Kobiece cykle SAME powróciły, nie wiem czym są bóle piersi, jajników, głowy, jakiekolwiek bóle. Przestałam mieć wszelakie dolegliwości. Organizm jest niesamowity i reguluje wszystko co trzeba i jak trzeba. Staliśmy się swoimi najlepszymi przyjaciółmi odkąd przestałam go odżywiać w sposób niedbały, zarówno poprzez pokarm jak i duchowo. Czuję się kochana, spełniona bez wszystkiego czym żyją i się otaczają inni. Zachęcam kobiety do wsłuchiwania się w siebie, do dzielenia się własnym doświadczeniem i do tego, by zadbały o siebie i swoje potrzeby. Każda z nas zasługuje na to by życie tutaj nie było tylko tęsknotą za czymś innym niż życiem tu i teraz i docenieniem daru istnienia jaki nam dali rodzice.

Kwiat lotosu

Zaczęłam rozkwitać jak kwiat lotosu. A woda dookoła tego kwiatu chroni mnie przed przypadkowymi osobami chcącymi mnie zerwać, napluć na mnie czy potraktować zarazą. Dotarcie do mnie wymaga pewnego etapu przemyśleń, odwagi do przepłynięcia… chęci rozwoju. Nie jestem dla każdego i większość osób nie jest rozmówcami dla mnie. Dzisiaj nie obwiniam nikogo o pasmo swoich wcześniejszych cierpień. Dbam po prostu o to, by mój umysł był wolny od chaosu myśli, przekonań innych, ich jadu czy zawiści. Dziękuję rodzicom za moje poczęcie, za wychowanie mnie, troskę o mnie na ile potrafili w tamtych czasach.
Dziękuję prawdomównym, którzy wzbogacają mnie spotkaniami w cztery oczy, wymianą wzajemnych doświadczeń. Kieruję swą wdzięczność zarówno żyjącym jak i tym, którzy są już nieobecni przy mnie ciałem…

Odwagi do celebrowania życia takim, jakie sobie uczynimy
życzy Ola

Pij i pisz, jakie dolegliwości odeszły w siną dal [141]

Kultury Wschodu wykorzystują prozdrowotne i lecznicze właściwości roślin. Kultury Zachodu kpią z tradycji Wschodu, starają się dyskredytować wielowiekowe doświadczenia.

Kurkuma jest jedną z przypraw w kulturach Wschodu, szczególnie w Indiach, od tysięcy lat stosowaną kulinarnie, prozdrowotnie, uzdrawiająco, leczniczo… Między tymi działaniami nie ma granicy.

Właściwości prozdrowotne, uzdrawiające i przedłużające życie zawdzięcza kurkuminie, która jest silnym przeciwutleniaczem. Podobnie działających przypraw, równie cennych, wartych stosowania i promowania jest wiele, ale teraz skupmy się na zastosowaniu tej jednej.

Stosować kurkumę można jak wiele innych przypraw, do zup, gulaszów i przeróżnych potraw, cały korzeń lub sproszkowany. Aby doświadczyć mocy kurkumy pisanina nie pomoże, nie szukaj więc co inni piszą i gadają, lecz zacznij ją stosować.

Kurkuma ma wiele właściwości prozdrowotnych, np.: silnie przeciwzapalne, pomaga kontrolować poziom hormonu wzrostu, obniża ryzyko związane z występowaniem zmian zwyrodnieniowych w mózgu. Pijający wodę z dodatkiem kurkumy i pieprzu obniżają ryzyko zachorowań na choroby z długotrwałego zaśmiecania organizmu, jak demencja, choroba Alzheimera.

Dla zdrowia mózgu i przeciw nowotworom

Kurkuma ma wiele właściwości prozdrowotnych, np.: silnie przeciwzapalne, pomaga kontrolować poziom hormonu wzrostu, obniża ryzyko związane z występowaniem zmian zwyrodnieniowych w mózgu.

Pijający wodę z dodatkiem kurkumy i pieprzu obniżają ryzyko zachorowań na choroby z długotrwałego zaśmiecania organizmu, jak demencja, choroba Alzheimera…

Badania opublikowane w ”Cancer Reserch UK” potwierdziły, że kurkuma eliminuje nowotwory i zapobiega ich wzrostowi. Szczególnie widać to na przykładzie komórek nowotworowych piersi, jelita grubego, żołądka, skóry.

Woda z kurkumą i pieprzem

Wsyp do garnka łyżeczkę sproszkowanej kurkumy i zalej wodą o temperaturze pokojowej (0,5 do 1 litra). Podgrzewaj do falowania wody. Nie gotuj. Dodaj szczyptę pieprzu (czarnego). Zawarta w pieprzu piperyna zwiększa wchłanianie kurkuminy (i wielu innych cennych składników). Przygotowywać należy na bieżąco i wypijać co rano przed śniadaniem. Dla lepszego smaku można doprawić odrobiną miodu.

Świadome życie w zdrowiu

Promując prozdrowotne i lecznicze moce roślin nie zachęcam ani nie zniechęcam do leczenia przez medyków. Promuję świadome życie w zdrowiu tak, by medycy nie mieli co robić, a pseudonaukowa, zbrodnicza szarlataneria wielkiej farmy została zażegnana i zapomniana.
Zwolennicy terapii onkologicznych nie mogą nikomu zabronić pijania wody z kurkumą i pieprzem.
To, że kurkuma nie jest zatwierdzona przez depopulatorów wielkiej farmy jako „lek” nie powinno nikogo dziwić. Niemniej jednak przypominam, że ja promuję kulinarne zastosowanie, a to, że ona leczy to niech ją sądzą a nie mnie, bo ja nie tylko nie leczę i nie proponuję leczenia, ale wręcz brzydzę się leczeniem.

Na wzmocnienie odporności i długowieczność

Woda z kurkumą i pieprzem wzmacnia i mobilizuje do przeciwstawienia się chorobom. Zawarta w kurkumie kurkumina jest silnym przeciwutleniaczem, chroni komórki przed uszkodzeniami i przedwczesnym starzeniem się.

Na problemy trawienne i zrzut śmieci

Woda z kurkumą i pieprzem wpływa korzystnie także na nerki i wątrobę. Pobudza ich funkcje i pomaga usuwać toksyny z organizmu. Łagodzi również objawy nadkwasoty. Polecana zmagającym się ze zgagą.

Woda z kurkumą i pieprzem ma właściwości zdrowotne, więc warto ją włączyć do jadłospisu. Wpłynie pozytywnie na cały organizm. Warto pić ją codziennie przed śniadaniem. W połączeniu ze zdrową żywnością i aktywnością fizyczną można zrzucić nadmiar śmieci nazywany nadwagą.

Złote mleko kurkumowe

To łatwy do stosowania napój z kurkumy. Zazwyczaj polecany na kaszel i ból gardła, jednakże można go wykorzystywać profilaktycznie.
Szklanka mleka naturalnego (niesklepowego), łyżeczka mielonej kurkumy, łyżeczka cynamonu cejlońskiego, 1/4 łyżeczki mielonego imbiru, trzy goździki, łyżeczka oleju kokosowego. Wszystkie składniki podgrzać na wolnym ogniu mieszając, pod koniec dodać łyżkę miodu, soku z cytryny lub pigwowca.

O kurkumie i jej zaletach można wiele pisać, ale pisanie nie przydłuży życia w zdrowiu, a mądre korzystanie z przypraw tak. Więc czekam na Wasze doświadczenia.

Wiele dolegliwości zniknie w sześć tygodni, jeśli przy tym będziesz codziennie dotleniać organizm na spacerze . Tkanki nowotworowe to najbardziej niedotlenione tkanki w całym organizmie.  Spadek tlenu w komórkach o 35 % skutkuje obumieraniem lub rakowaceniem komórek. Udowodnił to Otto Warburg. Przypominam to tutaj: Możesz pokonać każdą chorobę – łącznie z nowotworami i cukrzycą [80]

Sprawdź i pochwal się efektami.

 

 

 

Naucz się odróżniać rzeczywistość od fikcji [140]

O wywoływaniu chorób i skracaniu życia na podstawie „leczenia” cukrzycy

Medycy i producenci farmaceutycznych trucizn głoszą, że cukrzyca zabija. Jednakże to nie cukrzyca zabija, lecz oni i ich medykamenty. Powszechnie wiadomo, że nie są oni zainteresowani, żebyś wyzdrowiał. Ich interesem jest żebyś chorował jak najdłużej. Kto do nich trafi z chorobą niezbyt poważną, a nawet jeszcze nie chorobą, a zaledwie sygnałem ostrzegającym zrobią wszystko żeby dodatkowych chorób mu przysparzać, żeby chorował coraz ciężej. Mają wiedzę i umiejętności, więc nierozsądnym by było ich działania tłumaczyć „skutkami ubocznymi”. To są skutki z-a-m-i-e-r-z-o-n-e.

Cukrzycy można pozbyć się zarówno za pomocą nowoczesnej wiedzy jak i wielopokoleniowego doświadczenia. Jednakże podstawą medycznej terapii cukrzycy są trucizny na bazie metforminy. Jest to świadomy bandytyzm producentów trucizn i będących na ich usługach medyków, ponieważ metformina wywołuje liczne choroby, powoduje cierpienia i przedwczesną śmierć. W żadnym razie przepisywaczom trucizny i je sprzedającym nie chodzi o terapię. Kto ma objawy nazywane cukrzycą i uda się do „specjalisty”, a on przepisuje środki, których główną substancją jest metformina powinien uciekać od niego i ostrzegać przed nim. To specjalista od wywoływania chorób, powodowania cierpień, odbierania zdrowia, skracania życia. A że trudno podejrzewać by nie rozumiał co robi i czym to skutkuje adekwatnym określeniem jest wyrachowany bandytyzm.

Wszystkie środki na bazie metforminy podnoszą poziom insuliny w krwi aż do krytycznego. Nadmiar insuliny zagęszcza krew i wyniszcza cały organizm, a szczególnie wątrobę, nerki, ale także inne narządy. Wysoki poziom insuliny niszczy komórki i powoduje ich nieprawidłowy podział. Widzisz już zamierzony business dla kolejnych „specjalistów” – onkologów? Zadaj sobie i medykowi pytanie: Dlaczego u leczonych cukrzyków rozwijają się nowotwory na czele z rakiem?

Wysoka zawartość insuliny prowadzi do szybkiego zatykania naczyń krwionośnych. Krew zagęszczana insuliną płynie coraz słabiej. Gdy naczynia krwionośne są zatykane wzrasta ciśnienie. Nadciśnienie występuje u 99% cukrzyków. Pojawia się też wiele innych zaburzeń, szczególnie w układzie sercowo-naczyniowym. Otwierają się kolejne businessy dla kolejnych „specjalistów”.

Lista najgroźniejszych skutków terapii metforminą:

Wysokie ciśnienie krwi – ciśnienie rosnące szczególnie wieczorem, bóle głowy, szum w uszach, strach;

Zaburzenia żołądkowo-jelitowe (biegunki, zgagi, odbijania, wrzody żołądka…);

Kamienie nerkowe z powodu intensywnego wydalania soli i cukru;

Marskość wątroby – choroba rozwija się w tkance łącznej, a wątroba przestaje oczyszczać krew, całe ciało wypełnia się toksynami;

Choroby onkologiczne;

Ślepota;

Wczesna śmierć z powodu zniszczonych naczyń krwionośnych.

Rozwój patologii zależy od ilości środków i czasu ich stosowania, ale także od odżywienia – budującego lub niszczącego indywidualną odporność organizmu.

Jeśli metformina zabija, to dlaczego ją stosują?

Nie sądzę by celowe było abym to ja odpowiadał. Kierujący się wiarą i tak wierzą, że akurat ich to medycy wyleczą, a przybywająca ilość aptek to dla ich dobra, żeby mieli bliżej, a odwiedzanie wielu aptek daje szansę truciznę kupić trochę taniej.

Środki, których główną substancją jest metformina:

Bagomet, Vero-Metformina, Glycomet, Glycon, Glyminfor, Gliformin, Glucofa, Glucophage, Glucophage Long, Dianormet, Diaformin, Langerin, Metadien, Metospanin, Metfogamma, Metformin, NovaMet, SofaFormin, Formet.

Traktowanie cukrzycy chemikaliami jest przestępstwem. Cukrzyca nie jest chorobą z niedoboru jak szkorbut, anemia. Cukrzyca jest chorobą z nadmiaru. Jeśli w chorobach z niedoboru podamy brakującą witaminę odzyskujemy zdrowie, zdrowiejemy. Jeśli w chorobach z nadmiaru śmieci i trucizn dodamy dodatkowych śmieci i trucizn jeszcze bardziej zaśmiecony organizm jeszcze bardziej choruje.

Teraz sam decyduj czy nadal chcesz zaśmiecać organizm i do zaśmiecanego śmieci dodawać, czy raczej zaprzestać zaśmiecania i śmieci się pozbywać.

Jeśli chcesz swoją dotychczasową drogę coraz intensywniejszego leczenia i coraz cięższego chorowania zamienić na drogę zdrowienia zacznij od wyeliminowania pszenicy i cukru w każdej postaci. A, że pszenica i cukier są nawet w kiełbasie i w niemal każdym przemysłowym produkcie zrezygnować z przemysłówy. Tylko tyle? Na początek wystarczy. Gdy zaprzestaniesz obciążania swego organizmu, Jego Wysokość Twój Organizm sam zacznie się r-e-g-e-n-e-r-o-w-a-ć.

Jeśli pragniesz więcej to zajrzyj tutaj: Odwracalność procesów chorobowych jest możliwa! [8]

i tutaj: Przygoda Sławy z nalewką z pączków [114]

i tutaj: Ty też możesz wyzdrowieć! [128]

i tutaj: Ziemia… doceńmy ją zanim w niej spoczniemy… [131]

Dla kogo i po co? [138]

Pod moim artykułem: Bohaterowie naszych czasów Marta napisała: Czy jest jakakolwiek szansa dla zaszczypawkowanych? Mam kilka takich osób w bliskiej rodzinie i chciałam zapytać czy istnieje jakaś metoda/antidotum na ich uratowanie od śmierci w męczarniach.
Myślę, że jest też dużo osób po szczypawce, które zbyt późno się zorientowały, że coś tu nie gra. Czy dla nich to już koniec gry?… 

Takie ujęcie tematu świadczy, że pytająca nie zaprzyjaźniła się jeszcze z tworzoną przez nas witryną. Gdyby choć kilka naszych artykułów przeczytała ze zrozumieniem, to by wiedziała, że nie tylko psucie jest możliwe. Odwracanie procesów także jest możliwe. Wszelakich. Chorobowych także. Naprawić można wszystko, co zostało popsute. Człowieka też można naprawić. Naprawienie zdezelowanego człowieka jest łatwiejsze od naprawienia zdezelowanego samochodu. A to dlatego, że jesteśmy tak cudownie zaprojektowani i skonstruowani, że nasz organizm sam dąży do stanu optymalnego, czyli sam się ciągle naprawia i nie potrzebuje, by mu w tym pomagać. Tym bardziej od tych, którzy tylko psuć umieją. Wystarczy zaprzestać wyniszczania.

Jeśli ci, nad którymi Marta ubolewa przez dziesiątki lat swoje organizmy zasrywali przemysłowymi produktami z pszenic i wszelakiego modyfikowanego paskudztwa, a także internetowych „mądrości” i nie zmądrzeli na tyle, by wyniszczającego procederu zaprzestać, to powtarzanie tego, co wiele razy mówiłem i pisałem byłoby stratą czasu. Tym bardziej, że na gnijącym podłożu pielęgnują zarazy, które dobrowolnie dawali sobie wstrzykiwać (często nawet kilkakrotnie). Jednakże jak stajnie Augiasza można było oczyścić z przeogromnych ilości gówna wszelakiego, tak i organizmy zasrywane zjadanym i wstrzykiwanym gnojem też można oczyścić.

Jak z hałdami latami gromadzonych fekaliów rozprawić się dawno temu pokazał Herakles. Uczcie się więc od Niego, zostańcie Heraklesicami, doświadczajcie mocy czystej wody, czystego pożywienia, czystego powietrza, czystych myśli. Jak niegdyś usunięcie ogromu fekaliów było możliwe, tak i teraz jest to możliwe.

Szanowna pijawico zacznij myśleć i weź się do roboty. Zagoń do roboty zaszczypawkowaną rodzinkę, nad losem której ubolewasz. Tuszę, że z tej witryny dowiedziałaś się już kogo nazywam pijawicami. Na wypadek gdyby ktoś z czytających nie wiedział, to przypominam że na stronie głównej jest dla Waszej wygody wyszukiwarka. Gdy wpiszesz w okienko „Szukaj…” dowolne hasło ona znajdzie gdzie o tym napisałem.

Pewnie wielu nie podejmie wyzwania, a może nawet go nie zrozumie. Czy warto więc rozbudzać pragnienie zaprzestania zasrywania organizmu i przywracania zdrowia? Mimo wszystko zagubionym, którzy pragną wznieść się ponad poziom chorób, na które pracowali latami, a często nawet całe życie przypominam, że chorowania mogą zaprzestać. Wyznania jednej, z tych, które tego dokonały po dwudziestu latach chorowania poznasz tutaj: Ty też możesz wyzdrowieć!

Zrezygnować z chorowania można tak, jak rezygnuje się z ciasnej sukienki. Niegdyś byłaś z nią zżyta, jednak wyrzucasz jako już nieprzydatną. Jak można rezygnować ze starych sukienek i zastępować je nowymi (równie pięknymi, a nawet piękniejszymi) tak też można rezygnować z chorób i chorowania i zastępować je zdrowieniem, aż do zupełnego wyzdrowienia. Pomieszane zmysły też można porządkować.

Chorowanie jest procesem. Zdrowienie jest procesem odwrotnym do chorowania. Choroba jest stanem chaosu. Zdrowie jest stanem harmonii. Harmonia jest przeciwieństwem chaosu. Wraz z przemienianiem chaosu w harmonię pojawia się zdrowienie. Mówię o tym i piszę w wielu miejscach, więc tu nie ma potrzeby tego rozwijać. Jest tyle do naprawienia w naszym wspólnym domu, że litowanie się nad zaszczypawkowanymi głupkami byłoby jeszcze większą głupotą.

Brakuje opału, bo okupant nie tylko nas truje, ale także planuje zagłodzić i wyziębić. Wielu zaśmieca swoje organizmy truciznami wdychanymi, spożywanymi i wszczepianymi. Jeszcze więcej zaśmieca przyrodę plastikami i oponami. Opony powstawały z przetworzenia ropy naftowej (oleju) i sadzy (węgla). I olej i węgiel to świetne paliwa. Odzyskamy je z opon w procesie odwrotnym do tego, w którym gumę wytworzono. Z zalegających nie tylko na składowiskach, ale niemal wszędzie opon znów będzie olej i węgiel. Ja angażuję się w oczyszczanie zaśmieconego świata, czyli środowiska zewnętrznego. Zaśmiecone organizmy, czyli środowisko wewnętrzne Marcie bliskich głuptasków pozostawiam jej i im samym. Bierzta się do roboty, bo Marcie nie udało się litości we mnie wzbudzić.

Zbudować machinę do przetwarzania śmieci na surowce, z których powstały to nie lada wyzwanie. Wyeliminować ze swego menu pszenicy oraz wsadzić węża w dupę i puścić wodę znacznie łatwiej. Machina jednak powstanie, świat będzie czyszczony z opon. Powstający węgiel (40 %), olej (40 %) i gaz (16 %) nie tylko sfinansują machinę, ale jeszcze będą zysk generować. Dodatkowo zapłacą także ci, którzy wielkich stert opon chcą się pozbyć. A czy Marta zaszczypawkowanych głuptasków przekona by zrezygnowali z wyrobów zawierających  pszenicę? Czy sfinansuje im rurki do dupy? (Musiałem użyć tego słowa, ponieważ rurka do dupy fachowo nazywa się „kanką”, a to słowo wieloznaczne i trudno go skojarzyć z rurką do dupy). Czy oni zapłacą za perspektywę życia w zdrowiu tak, jak dotychczas płacą za chorowanie? Nic na to nie wskazuje. Wyniszcza ich wiara. Uwierzyli, że chorowanie jest możliwością jedyną i przeciwnej nie tylko nie dopuszczają, ale gdy się pojawia, to ją usilnie zwalczają. Marta wyraziła to pod innym moim artykułem: Zostań śledziojadem!: …Sama śledzi nie wyhoduję a jedzenie kupnych daje więcej szkód niż pożytku – pochodzą one ze skażonej wody słonej. Jak sobie radzić z tym problemem?…

Szkoda że Marta nie rozumie co pisze. W żadnym razie ta pijawica nie zasługuje bym jej czas poświęcał. Wszak nigdy nie podziękowała za moją pracę ani słoiczkiem domowych powideł, ani nawet jednym słowem. Tak więc ja nie jej odpowiadam, lecz na jej przykładzie wyjaśniam wielu podobnie funkcjonującym. W żołądku mamy kwas żołądkowy, czyli wodny roztwór kwasu solnego (HCL). Ma on wiele wspólnego z solą kuchenną i morską, czyli chlorkiem sodu (NaCl). Kwas żołądkowy, dzięki zawartej w nim soli chroni przed zatruciami. To dlatego nie chorują dzieci zjadające coś podniesionego z ziemi, pełnego bakterii i niewiadomo czego. Śledzie od zawsze przechowywano w soli. Sól je chroni. Do kiszenia kapusty, ogórków i innych kiszonek od zawsze używamy soli. Marta boi się śledzi żyjących w wodzie słonej. Nasze prababki i babki umiały śledzie oczyszczać także z soli i do spożywania przyrządzać. Marta jest bardzo nieszczęśliwa bo nie wie jak postępować ze śledziami. Zamiast zdobywać doświadczenie mąci. Tak więc martopodobne mącicielki, zamiast mącić uczcie się przyrządzania śledzi. Ale uczcie się nie z bezdusznej sieci nazywanej niewiedzieć czemu „internetem” (rodzaj męski). Przecież sieć jest rodzaju żeńskiego, a więc ona, a nie on. Uczcie się od mamuś, babć, cioć. I jadajcie śledzie. Często. Jak najczęściej.

Zostawcie w spokoju zaszczypawkowanych, pozwólcie im ponosić konsekwencje swoich wyborów i poczynań. Zacznijcie dbać o siebie, swoje dzieci i wnuki. Chrońcie je i siebie nie tylko przed zarazą wstrzykiwaną, ale także przed zarazą rozprzestrzenianą przez oddech i dotyk zaszczypawkowanych. Cieszcie się, że możecie widzieć to wszystko bez doświadczania na sobie. To jest odsiew na skalę globalną, jakiej nigdy dotąd nie było. Zaplanowali wymordować parę miliardów mieszkańców planety i to robią. Nie potrzebują do tego czołgów i karabinów, bo skuteczniej robią to otumanione ofiary i ich bliscy. Dziękujcie, że przetrwałyście i nie pchajcie się w zbrodnicze łapska. Dajcie przykład wszystkim wokół, że mimo skażania można żyć zdrowo.

A jeśli już bardzo bardzo chcecie skrócić cierpienia poszczypawkowanym to sprawdzonym przez naszych przodków sposobem skracania cierpień było spychanie w przepaść z wysokich skał. Jednakże lepiej było to robić przed zaszczypawkowaniem. Teraz świat musi widzieć jak szczypawkowani cierpią i odchodzą w cierpieniach. Stwórca wszystkim dał wolną wolę. Szczypawkowani dobrowolnie wybrali. Chcecie się bawić w NadBogów i odbierać wolną wolę daną przez Stwórcę? Zacznijcie myśleć!

Czy dla nich to już koniec gry? – pyta Marta. Nie! Rozgrywki można przerwać. Okaleczeni nie muszą nadal w tej grze tkwić, a jeśli tkwią to ich wybór. Przytomny czy nie, to jednak wybór. Każdego wyboru dokonuj przytomnie i rozważnie. Oni też mogą wybierać. Niezależnie co dotąd robili i na ile dali się ogłupić teraz mogą podjąć decyzję ŻYCIA SAMODZIELNEGO, jak najdalej od bandytów i depopulacyjnych rozgrywek. Jeśli na przykładzie  bolesnych doświadczeń nie chcą ostrzegać wszystkich wokół przed trwającym zagrożeniem, to w imię czego my mielibyśmy poświęcać siebie i swój czas by łagodzić ich cierpienia?

Jest wiele środków, które rozumni mogą wykorzystywać jako remedia, antidota, odtrutki… Niektóre podawałem publicznie. Może dobrze, że mącicielki na nie nie trafiają. Aż strach pomyśleć jak wielu niewinnych pozabijałyby w imię „ratowania” pojedynczych zaszczypawkowanych. Gdy bliscy i sąsiedzi zaszczypawkowanych napatrzą się na ich cierpienia i umieranie wielu uchroni to przed wszczepianiem sobie i swoim dzieciom zarazy. Będą mówić: ten po zaszczypawkowaniu umarł, tamten po zaszczypawkowaniu umiera w cierpieniach… Uchronić ludzkość od dalszej depopulacji mogą masy widzące i rozumiejące, że szczypawkowanie jest najgorszą spośród różnych form depopulacji.

A co by było gdyby wyszczypawkowani żyli długo i mieli się dobrze? Ich bliscy i sąsiedzi mawialiby: ten po szczypawce ma się dobrze, tamten  po szczypawce ma się dobrze… Wówczas bandytyzmowi by się nie sprzeciwiali, a sprzeciwiających się tępili. Tego pragniesz? Twoja litość zabija. Cokolwiek robisz z litości owocuje większym złem. Zacznij posługiwać się rozumem!

Gdy bandyci po kryjomu przed rodzicami zniewalają dziecko i je szczypawkują to należy bandytów zabijać, a dziecko ratować. Sposobów na ratowanie jest wiele, ale zaczynać należy od oczyszczania organizmu ze wstrzykiwanej zarazy. Jeśli organizm jest silny, zdrowo odżywiany, nie zaśmiecany zbytnio oczyszczanie jest możliwe. Organizm zapszeniczony, zaantybiotyczony, zagrzybiony z dodatkowo wstrzykiwaną zarazą nie radzi sobie.

Remediów jest wiele, niektóre są znane od lat i sprawdzone w ciężkich czasach zsyłki na Sybir. Jednym z remediów są śliwki. Gdyby mącicielki miały rozumku choć tyle ile zajmuje jąderko w śliwkowej pestce to by robiły śliwkowe przetwory, jadały je i rozdawały bliźnim. Najzdrowsze owoce marnieją na krzakach i gniją pod drzewami, bo ich nie zbierają i nie przetwarzają, aby mieć na ratunek głuptaskom i sobie. Jakże wiele zamiast prozdrowotnych, rosnących w Naturze Darów i własnych przetworów z nich kupuje przemysłowe paskudztwa i utrzymuje żerujących na tej głupocie medyków.

Tyle dobrego, co w organizmie robią śliwki po staropolsku wysmażone bez cukru i jadane trzy razy dziennie po dwie łyżeczki (a lepiej sześć razy po jednej) nie dokona żaden medyk, a nawet wszyscy medycy świata razem.

Nie będę dalej wałkował tematu śliwek, bo śliwki trza jeść, a nie pisać o nich. Gdybyście podsyłały mi słoiczki konfitur mógłbym dla was pisać dzień i noc. Skoroście niekumate sam muszę zabiegać o śliwkowe remedia dla siebie i rodziny. Mącicielki mogą robić remedia dla siebie i zachęcać do tego swoich bliskich, bo nie jest to ani trudne ani pracochłonne. Mogą, ale nie chcą, bo śliwek nie traktują poważnie. To nie tylko ich problem, to problem społeczny.

Pewnie po tym, co tu napisałem niektóre na wszelki wypadek kupią w marketach nafaszerowaną truciznami przemysłówę, aby potem gadać, że śliwki nie pomogły. Pomogą wtedy, gdy będą z drzewa, a nie z marketu. I stosowane na zmianę ze śledziami. Tymi z wody słonej, bo w innej nie występują.

W podsumowaniu podkreślam: zamiast pytać jakie remedium, zastanów się dla kogo i… po co (w jakim celu). Mamy zestawy najlepszych ziół, pomocnych w oczyszczaniu organizmu, budowaniu odporności i wielu współczesnych dolegliwościach, łącznie z boreliozami i upośledzeniami. Także poszczepiennymi! Dlaczego Marta ani po nasze zioła nie sięga ani sama podobnych kompozycji nie tworzy? Przecież skład podawałem. Może nie jest człowiekiem z krwi i kości, lecz programowanym na niszczenie robokopem? Może nie o los szczypawkowanych jej i podobnie do niej reagującym chodzi lecz wykonuje zadanie? Przytomnie lub nie staje się zadaniowcem i realizuje plan destrukcji.

Jak takich zachęcić by zaczęli wychodzić w przyrodę, śpiewać, tańczyć, cieszyć się życiem?

Gdybyś po tym, co tu napisałem wyspekulowała, żeby mnie powidłami uraczyć, to wiedz, że niczego od zaszczypawkowanych nie przyjmuję. Wiem, wiem, że se nie dałaś zarazy wtłoczyć strzykawką, ale twoi bliscy przyjęte zarazy wydalają z każdym wydechem i zostawiają na każdym dotkniętym przedmiocie. Żyjąc w bliskości szczypawkowanych nasiąkasz ich zarazą. Może nie tak silną jak ta ze strzykawki, ale „wzbogaconą” o metabolity szczypawkowanych, a więc nie mniej groźną. Dla nich nie ma ratunku bo mojej witryny nie czytają i remediów nie szukają. Dla ciebie też nie ma, bo ani czystych kasz nie jadasz, ani ziół nie zbierasz, a po moje nie sięgasz i ich mocy nie doświadczasz.

Stylu nie zmienię by się jakimś martopodobnym biedaczkom przypodobać. Poczekam, aż staną się na tyle rozsądne i uczciwe, że ich listy będą wyglądać np. tak:

„Po drugiej kąpieli w ziołach ambasadora wychodzę na 4 piętro bez dawnej zadyszki”.

Po tygodniu kuracji śliwkami dwudziestoletnie problemy żołądkowo-jelitowe ustąpiły, a cera odmłodniała”.

Po kaszy ambasadora uregulował się metabolizm u wszystkich domowników”.

Odkąd dziecku z zespołem poszczypawkowym daję kaszę ambasadora i zioła ambasadora z dnia na dzień normalnieje i staje się coraz bardziej samodzielne”…

Do zobaczenia w świecie rozsądku. A komu mało niech zajrzy tutaj: Spekulanci – hipokryci – debile

Zioła nas uratują [137]

Odkąd pamiętam żyłem w bliskim kontakcie z Ziemią. Bawiłem się na łąkach, polach, ugorach, interesowała mnie przyroda, rośliny, szczególnie dziko rosnące jadalne, uzdrawiające. Uprawiałem ogródek, troszczyłem się o glebę, sadziłem drzewka, a nawet pokaźne drzewa. Śledziłem cykle Księżyca, analizowałem jego wpływy na przyrodę i starałem się je wykorzystywać.

Gdy byłem w wieku przedszkolnym wokół naszego podwórka tata posadził wierzby, wówczas ja na nich samodzielnie pozaszczepiałem gałązki różnych drzew, nie tylko owocowych. Wierzbowe owoce były nad wyraz słodkie, więc dla mnie „gruszki na wierzbie” nie są abstrakcją, lecz realnym owocowym sukcesem mojej dziecięcej praco-zabawy. Nie rozumiałem dlaczego dorośli ogrodnictwo i sadownictwo uważali za trudną sztukę skoro mnie, przedszkolakowi sztuka ta wychodzi doskonale. Jedynym moim przygotowaniem do prac na wierzbach były własne doświadczenia zdobywane przy konstruowaniu wierzbowych fujarek.

Zainteresowania miałem szerokie, dość szczegółowo opisałem je w jednej z książek. Interesowało mnie wszystko, co mnie otaczało, a zainteresowania miałem głębokie i nie dawałem sobie ich spłycać. Wymagało to ciągłej walki, ale hartowało i dawało satysfakcję z sukcesów, często niepotrzebnych, ale poszerzających granice poznawania dotychczasowych możliwości.

Choć urodziłem się i dzieciństwo spędzałem w dużym mieście (trzecim, co do wielkości w ówczesnym województwie kieleckim) mama hodowała krowy, kozy, świnie, gęsi, uprawiała pola i łąki. Łąki dzierżawiła od proboszcza, a jedno z naszych pól po latach przywłaszczył sobie kościół. Inne pola, a później także dom zabrało państwo. Pasterzy kościoła poznawałem od najwcześniejszego dzieciństwa służąc do mszy, jako najmłodszy ministrant już w wieku przedszkolnym. Natomiast, czym jest to pazerne państwo, tego jeszcze nie rozszyfrowałem.

Wyrastałem i wychowywałem się w Naturze, stąd mój szacunek do przyrody i ziół. Słowa „ekologia” wówczas jeszcze nie było, a odkąd zaczęło funkcjonować jest zakłamywane i fałszowane.

Wszystko, co robiłem to nie od święta i nie na pół gwizdka, lecz całym sobą. Oprócz przyrody interesowała mnie technika, mechanika, elektronika, elektrotechnika i wiele innych dziedzin, a później także bioelektronika, którą poznawałem od samego jej twórcy – księdza, profesora, doktora hab. Włodzimierza Sedlaka (1911-1993).

Wkrótce po ukończeniu szkoły podstawowej byłem znanym w Polsce krótkofalowcem. Poprzedniczka Gazety Ostrowieckiej – „Walczymy o stal” zamieściła na pierwszej stronie sensacyjny artykuł: „Bezpośrednia łączność radiowa Nowy Jork – Ostrowiec i zamieściła foto krótkofalowców z klubu przy Lidze Obrony Kraju. Byłem na tej fotce, ale nie rozpierała mnie duma, gdyż łączności nawiązywaliśmy dalsze i ciekawsze. To dla redaktorów hasło „Nowy Jork” brzmiało dumnie. Ponieważ nasza amatorsko budowana radiostacja wyglądała zbyt skromnie dla podbicia rangi fotografii w jej centrum umieścili dwa fabryczne generatory. Wykorzystywaliśmy je do zestrajania samodzielnie budowanych obwodów rezonansowych jednakże nie miały związku z naszą pracą w eterze i nawiązywanymi łącznościami.

Z Przyrody korzysta wielu traktując ją jak darmowy supermarket, gdzie rwą, tną, plądrują, konsumują bez opamiętania i bez rekompensaty za to, co wydzierają. Ja zaprzyjaźniałem się z roślinami, potem je prosiłem i… dostawałem. Brałem ile potrzebowałem zawsze okazując wdzięczność. Kto nawiązuje emocjonalną relację z roślinami nie traktuje ich rabunkowo. Świadomość zmienia się, gdy Naturę traktujemy jak Sanktuarium. Pokrzywom poświęciłem książkę. Kapuście poświęciłem książkę. Kto z czytelników kocha rośliny i pragnie mocniej zanurzyć się w ziołolecznictwie ma już łatwiej, bo może sięgnąć po moje książki.

Zioła zawsze były pozasystemowe. Dawały wolność wyboru, ale też nadzieję przetrwania. W czasach wojen wracały do łask. Wielu pragnie mieć w ziołach ratunek gdy wojna zabierze dostęp od nazywanych „lekami” syntetycznych farmaceutyków. Ja promuję szacunek do ziół na co dzień w każdym czasie. Zioła rosną niemal wszędzie, są łatwo dostępne, tanie i wbrew zamysłom koncernów depopulacyjnych każdy może po nie sięgnąć. Wystarczy się na nie otwierać, wychodzić w teren, poznawać niczym najbliższych przyjaciół i korzystać z ich mocy: odżywczych, leczniczych, uzdrawiających, regenerujących, odmładzających… Przeprowadzka na wieś nie jest konieczna, tym bardziej, że wsie są bardziej skażone od miast. Widać to dobitnie zarówno po cenach miodów jak i miejsc ekspansji nowotworów. Miody z pasiek w miastach są droższe od miodów z pasiek na wsiach. Nowotwory na wsiach trapią nawet najmłodsze dzieci, podczas gdy w miastach dopadają głównie dorosłych. Na wsiach siła skażeń działa natychmiast, w miastach do skumulowania podobnej ilości toksyn potrzeba wielu lat.

Zioła kochać i zielarstwo praktykować można bez względu na miejsce zamieszkania. Zioła to nie chwasty, nawet nie rośliny, lecz stan umysłu, źródło zachwytu, radości, poczucia dobrostanu. Zielarskie Dary Natury to nasi sprzymierzeńcy i strażnicy zdrowia. Poznawanie ich jest formą ciągłego wtajemniczania i ciągłych inicjacji. Praktykowanie prawdziwego nieuprzemysłowionego zielarstwa wnosi zmianę świadomości, wyobrażeń i schematów. Służy budowaniu głębokiego partnerstwa z Ziemią. Do przetrwania w dzisiejszym, pełnym zagrożeń świecie niezbędna jest mocna i wspierająca się nawzajem społeczność zielarska. Niech Moc ziół będzie z nami!

Obecnie poświęcam się badaniom rodowym i poszukiwaniom genelogicznym. W jednym ze swoich drzew genealogicznych mam 13.131 osób. Jeśli temat spotka się z zainteresowaniem czytelników i redakcji przedstawię kolejny odcinek moich zwierzeń. Z najlepszymi życzeniami wszelkiej pomyślności.

Tylko świadomość może ratować nas i nasze dzieci [135]

Stało się. Najgorsze z najgorszych. Depopulatorzy wzięli się za polskie dzieci. Włodarze miast i gmin sqrwili się z makdonaldem by wspólnie politykę depopulacji realizować na polskich dzieciach. W depopulacyjny proceder wciągają matki, ogłupiane podstępną propagandą. Mamusie przywożą kilkumiesięczne i kilkuletnie dzieci do makdonaldowych ambulansów, a tam makdonaldowi oprawcy medyczni dokonują zabiegów na dziecięcych brzuszkach.

Podobnie jak miażdżenie kobiecych piersi (w innych ambulansach) depopulacyjne zabiegi nazywają „profilaktyką” i „badaniami przesiewowymi”. Profilaktycznie przesiewają. Z całej populacji polskich dzieci odsiewają te, które im mamusie powierzają do profilaktykowania. Chełpią się, że już wyprofilaktykowali osiemdziesiąt tysięcy dzieci w całej Polsce w 230 miejscowościach.

Makdonaldowa profilaktyka przesiewowa osłabia odporność profilaktykowanych. Lekko chorujące rozchorowują się ciężej, słabsze umierają, silniejsze zmagają się z chorobami postępującymi, medycy cieszą się, że mają kogo „leczyć”, depopulatorzy triumfują.

Zachorowania i chorowanie są odwrotnie proporcjonalne do odporności. Ale budowania odporności ani włodarze ani makdonaldowi medycy nie promują i nie nazywają profilaktyką. Zamiast budowania odporności i dbałości o odporność promują przesiewanie i przesiewanie nazywają „profilaktyką”.

Dla kogo to piszę? Mam świadomość, że niewielu się nad tym zastanowi. Te, które dla poznania płci dziecka w swoim łonie bombardowały je ultrasonograficznie pewnie pierwsze powiozą dzieci do makdonaldowych ambulansów. Potem makdonaldowe „profilaktykowanie” – bezpłatne i bezbolesne – będą chwalić w poczekalniach medycznych przychodni, a za skutki bezpłatnych i bezbolesnych zabiegów będą płacić w sklepach nazywanych aptekami.

Rozsądni rodzice, dbający o odporność swych dzieci, pewnie i bez mojego pisania nie dadzą skusić się na makdonaldową „profilaktykę” przesiewową. Zdrowiem dzieci budują i cieszą się nimi w zaciszu domostwa i na łonie przyrody. Ci z poczekalni medycznych przychodni nie mają okazji ani czasu poznawać tych, którzy świadomie dbają o odporność swych pociech, bo poza przychodniami czas spędzają na poszukiwaniach „lepszych” leków i „lepszych” lekarzy. Trafiają więc na promocje makdonaldowej „profilaktyki” przesiewowej – bezpłatnej i bezbolesnej i dają się skusić na zabiegi wyniszczające, serwowane przez depopularyzatorów.

Cud Konopi. My już doświadczamy. Wy też możecie! [132]

Wielu zapewne już wie, że uprawiamy konopie. Nasze konopie rosną oczywiście w lesie, na dziko, a nam zdarza się podjadać młode roślinki oraz dodawać je do jadła i picia.

Teraz także każdy z Was może z konopnych dóbr korzystać do woli. A jako, że wiecie kto to pisze to spodziewać się możecie produktu najlepszego z najlepszych.

Na początek oferuję: olej z nasion konopi oraz kremy kosmetyczne i regenerujące, a także maści lecznicze.

Skład oleju: 100 % konopi z lasu.

Skład kremów i maści: ponad 95 % konopi z lasu i do 5 % produktów od pszczół z ula. Dodatek produktów od pszczół (zazwyczaj wosku) dla uzyskania odpowiedniej konsystencji.

Napisz na jaki problem chcesz zastosować konopny specyfik. Nie zapomnij napisać dla kogo i zobowiązać się do podzielenia się rezultatem gdy już doświadczysz cudu. Jeśli znasz skuteczność innych produktów łatwo przekonasz się o jakość naszych.

Ziemia… doceńmy ją zanim w niej spoczniemy… [131]

  czerwiec 2022,

Chciałabym podzielić się swoim doświadczeniem odnośnie poprawy koncentracji i jakości snu, odczuwalnych po długotrwałym kontakcie z Naturą i glebą.

Przez kilka lat żyłam praktycznie wyłącznie w otoczeniu komputerów, telefonów komórkowych oraz wynajmowałam mieszkanie w bloku i unikałam słońca (plamy na ciele i duszności). Prawie zupełnie odcięłam się wówczas od Natury. Tyle, co wychodziłam do garażu po samochód, łapałam kilka minut słońca w drodze do pracy (ale i to w okularach przeciwsłonecznych, więc raczej go nie łapałam). Wracałam często późno i siedziałam w zamkniętym pomieszczeniu zwanym blokowiskiem przy sztucznym świetle, a pod poduszką „spał” ze mną telefon komórkowy z ustawionym budzikiem. To była codzienność. Wir pracy, nadgodziny, poczucie osamotnienia. Takie doświadczenia były mi potrzebne, by z czasem zrozumieć do czego tego typu styl życia doprowadzi.

Pojawiły się stany depresyjne, rozdrażnienie, niedomagania oczu, a ja czułam się ciągle zmęczona i mimo, iż ze zmęczenia często zasypiałam przy laptopie to rano budził mnie dodatkowo ból od niewygodnego ułożenia ciała. Z dnia na dzień tak to wyglądało. Byłam młoda i nie zwracałam uwagi na wiele zaniedbań czy przyzwyczajeń.

Wydawało mi się, że cały świat jest przeciwko mnie, że ciągle haruję i haruję, a nic tak naprawdę w życiu nie osiągnęłam prócz kilku burzliwych epizodów.  W tym czasie szukałam wsparcia w internecie – kręgu znajomych, którzy by mnie „rozumieli”. Często po pracy biurowej przesiadywałam w sieci – trafiałam na niewłaściwe osoby. Jaką energią emanowałam takie osoby przyciągałam…Z perspektywy czasu wiem, że każdy kontakt czegoś mnie nauczył. Najbardziej szacunku dla siebie, po prostu dla siebie. Wówczas też zrozumiałam pojęcie „samotna w sieci” mimo tylu „znajomych”. Czas było coś zmienić w swym życiu, a może i z kogoś zrezygnować, a może i ze wszystkiego.

Nadmierny kontakt z technologią i brak kontaktu z naturą doprowadził mnie do wycieńczenia umysłowego i fizycznego. Teraz stwierdzam, że chorowałam i tkwiłam w swoich przewlekłych schorzeniach na własne życzenie… Ale wówczas potrzebowałam zrzucić moją niedolę na innych… Inaczej… Potrzebne mi to było, by wreszcie przebudzić się, mieć dość tego, co mnie wyniszczało, znaleźć odwagę do zmiany  i zastosować w swym życiu. Człowiek z czasem spostrzega jak w wielu przypadkach sam wpędzał się w chorobę. Łatwiej było szukać winnych i oszukiwać siebie, niż robić co trzeba. To wspaniałe lekcje, ale nie każdy chce i jest gotowy je „odrobić”.

Jako dziecko biegałam boso po kałużach, po piachu, trawie. Próbowałam wizualizować po kolejnych zawodach życiowych swoje dzieciństwo gdzie pełno było we mnie energii i dziecięcej ciekawości życia. Jako dojrzała i zmęczona życiem kobieta zatęskniłam za kontaktem z ziemią, naturą, ciszą, którą zagłuszałam czymkolwiek. Zdjęłam buty i pochodziłam po ziemi w pobliskim lasku koło garażu. Ugryzła mnie mrówka i przeziębiłam pęcherz, a każde stąpnięcie czuły stopy od igliwia czy jakichkolwiek nierówności. Jak mnie to drażniło… W dzieciństwie nic mi nie przeszkadzało. Tak bardzo zaniedbałam tą część w sobie, która czerpała radość z tego, co za darmo i ogólnodostępne – pomyślałam.

Zaczęłam dłońmi dotykać ziemi – trwało to od kilku sekund, potem minut. Z czasem dołączyłam stopy próbując oddychać nosem i wydychać ustami. To nie takie proste jak dawniej 🙂  Głowa mnie rozbolała i taki był tego efekt dorosłej kobiety. Nie ustępowałam. Pragnęłam stać się dawną sobą – taką radosną, ciekawą, beztroską. Obiecałam sobie, że chociaż w dzień wolny (niedziela) wyjdę z bloku i kilka minut będę mieć kontakt z ziemią, posłucham śpiewu ptaków i przestanę być ciągle osiągalna dla wszystkich przez telefon. Po kilku tygodniach przeznaczyłam czas na las czy łąkę również w sobotę zamiast pisać z „internetowymi znajomymi”. Zaczęła się przemiana we mnie.

Cieszyłam się na weekendy, bo wsiadałam do samochodu i jechałam poza blokowisko posiedzieć w ciszy na kocu. Z każdej „wyprawy” przywoziłam świeże kwiaty zbierane z łąk, które co tydzień stały w wazonie i cieszyły moje oczy. Było mi tak jakoś przyjemniej w pomieszczeniu.

Z panem Kostkowskim spotkaliśmy się rok temu jesienią. Dzieli nas kilka godzin jazdy autem, więc gdy tylko powitał nas na parkingu pojechaliśmy na „łono natury”. Byłam zmęczona podróżą, nawigacją, korkami na drodze. Magiczne i nieco zapomniane miejsce w otoczeniu lasów, do którego nas pan Edward zabrał sprawiło, że pierwsze czego potrzebowałam to kontaktu z Naturą. Szumiały  kolorowe  zarówno duże jak i małe liście na ziemi (podrzucałam nimi do góry by posłuchać szelestu), dłońmi dotykałam ziemi i głazu, który się tam znajdował. Na przytulenie pozwoliły również rosnące tam brzozy. Moje oczy ukoił piękny zachód słońca i obserwowane gwiaździste niebo z jakże urokliwego lasu pełnego ciszy i beztroski, której potrzebowałam. Jak bardzo cieszy mnie to, że doceniam takie drobiazgi dawane nam każdego dnia przez Naturę. Z uśmiechem na twarzy pamiętam do dziś to miejsce i stolik z drewna, na którym zadedykował Pan dla mnie swoje książki. Ja wówczas dałam się porwać po prostu w radość bycia w Naturze po kilku godzinach jazdy samochodem. Pozbierałam sobie liście do bukietu, które stały w hotelowym pokoju, a potem w domku gdzie mieszkam z mężem. Ich zapach pamiętam do dziś. Bezcenne i tak sentymentalne.

Osobiście w ogrodzie nie stosowałam nigdy ani nie stosuję żadnych chemicznych oprysków. Sąsiadka niestety od lat namiętnie stosuje, co było nie bez znaczenia i na moje maliny. Nie wiem kiedy się kobieta opamięta, bo po jej tego typu zabiegach zapylające maliny bąki leżały na ziemi albo zastygały w bezruchu na kwiecie. Ja wcześniej pijąc liście malin dostałam biegunki. Owa sąsiadka, co najgorsze udaje, że nie pryskała (sama przez okno widziałam w którym dniu i o której godzinie to wykonywała). Oszustwem i kłamstwem nie zbuduje się dobrych relacji ze mną, a tych toksycznych nie potrzebuję. Odkąd postawiony został wysoki płot betonowy ja na naturalnych odżywkach mam dorodne i maliny i piękne zdrowe liście, które są chronione od jej zabójczych zabiegów. Swoje roślinki wzmacniam sporadycznie gnojówką z pokrzywy, skrzypu, glistnika, mięty oraz pnie drzewek podlewam gotowaną cebulą z czosnkiem. Od dwóch lat używam do podlewania wyłącznie deszczówki, co ma zdecydowane odzwierciedlenie co do wzrostu roślin i ich wydajności. Jeśli chodzi o borówki amerykańskie robię gnojówkę z chleba razowego, która świetnie się sprawdza.

Bardzo mnie cieszą własne uprawy, bo są źródłem naturalnych minerałów, witamin i wszystkiego, co potrzeba by spożywać żywe pożywienie. Gleba jest dla mnie bardzo ważna, bo co z niej wyrośnie to ja  przyswoję.

Każda roślina, którą zaproszę do ogródka czy ogrodu przyjmuje się. Zaprosiłam do siebie żywokost, koniczynę czerwoną, jaśmin, poziomki, kocankę piaskową i wszystko się przyjęło. Jest jeszcze jedna od pana Edwarda, która jest wykopana z posiadłości tego pana  i przebyła naprawdę długą drogę w samochodzie w bagażniku. Mimo innego otoczenia, innej ziemi, innego gospodarza ma się doskonale i wzrasta koło jabłonki. Ostatnio znalazłam wśród stokrotek kilkanaście czterolistnych, kilka pięciolistnych i nawet jedną sześciolistną koniczynę.

W trosce o pszczoły i owady zapylające mam porozkładane w różnych miejscach ogrodu pojemniki z wodą, a w nich kilka małych kamyczków czy patyków by owady mogły się swobodnie napić, nie utonąć i odlecieć. Jeśli to możliwe, chociaż w ten sposób przyczyńmy się do pomocy im – szczególnie w okresie suszy. Zimą dokarmiam ptaki ziarnem słonecznika i nasionami by mogły łatwiej przetrwać, a na wiosnę odwdzięczają się pięknym śpiewem. Może ktoś z czytelników pójdzie za moim przykładem do czego zachęcam.

Aktualnie prawie każdego dnia mam kontakt stóp czy dłoni z ziemią, glebą czy piaskiem. Nie urażają mnie ani kamyki ani wszelkie nierówności w glebie. Nawet mrówki przestały mnie gryźć :). Poznaję  ludzi, którzy również chodzą boso, spotykają się przy ognisku z pieczonymi ziemniakami, cieszą się przyrodą, śpiewają, tańczą i potrafią przeżyć bez technologii dzień czy dwa. Otoczenie, właściwi i świadomi  ludzie, z którymi się spotyka człowiek – ma to wpływ na jakość życia psychicznego.

Osobom szczerze zainteresowanym jakością gleby, ziemi sugeruję posłuchać i zastosować się do linku

https://www.youtube.com/watch?v=kt47PVGQNd0

Sadhguru robi świetną sprawę na masową skalę odwiedzając różnorodne państwa i rozmawiając o zagrożeniach wynikających z konsekwencji nieposzanowania gleby.

https://www.youtube.com/watch?v=buGa8tJGDgs

Im częstszy jest mój kontakt z Naturą, tym mniej zapominam o czymkolwiek oraz wypoczywam i się regeneruję, co nie miało miejsca wcześniej. To zdecydowana zasługa kontaktu ciała z ziemią. Pamiętam już bez sprawdzania kalendarza, nie tylko o istotnych spotkaniach, zobowiązaniach, ale i o tych drobnych planach na kilka tygodni do przodu. Poprawiła się niesamowicie jakość snu. Chodzę co prawda spać dużo wcześniej niż kiedyś, ale gdy budzę się to mam siłę, a w ciągu dnia nie dopada mnie zmęczenie jak to bywało gdy odcięłam się od Natury i promieni słonecznych. Drugi rok nie noszę okularów przeciwsłonecznych i widzę pozytywny wpływ oddziaływania Słońca i Przyrody także na oczy.

Każde nowe działanie prawdopodobnie wywoła nową reakcję w ciele czy umyśle i tak u mnie się stało. Przy podlewaniu ogródka i noszeniu wody deszczówkowej w wiaderkach na boso uwypukliło się coś pod podeszwą stopy. Zadzwoniłam do pana Edwarda i uzyskałam wskazówkę co mogło się zadziać dobrego w organizmie. Jak zwykle cenna to była wskazówka z jego strony, a dla mnie skuteczna. Dziękuje za nią i w ramach wdzięczności napisałam ten krótki artykuł.

Zachęcam do spędzania wolnego czasu w okolicach lasów, łąk, wrażliwi na odgłosy natury i otaczające nas kolory. Nie zdajemy sobie nawet sprawy jak znaczący wpływ ma to na nasze samopoczucie oraz zdrowie fizyczne i umysłowe.

Sama się o tym przekonałam.

Pozdrawiam tych, którym Natura daje ukojenie.

Sporo mięty mam do dyspozycji i według sugestii pana Władysława podzielę się nią na terenach dzikich – może któreś ze zwierząt wykorzysta ją w celach zdrowotnych.

Ola, wielkopolskie

Pytania o książki [130]

Wśród pytań do mnie kierowanych zdarzają się pytania o książki. Mam jeszcze nieliczne egzemplarze książek moich, a także reprintów dawnych, najbardziej wartościowych książek wybitnych zielarzy. Książki mogę przekazać w dobre ręce w drodze wymiany. Działań stricte handlowych nie prowadzę, żeby nie podlegać pod represje i rozboje fiskalne.

Jeśli potrzebujesz moich książek lub reprintów dawnych książek zielarskich najwybitniejszych zielarzy, botaników napisz co oferujesz w zamian.

Przyjmę:
inne książki: szczególnie dawne, historyczne, przyrodnicze, zielarskie, dla dzieci i młodzieży, Albina Siwaka, dra Błaszczyka, Konopnickiej, Porazińskiej…,
płody rolne naturalne i dzikie, grzyby, jagody, zioła, warzywa, owoce…
dawne radia, magnetofony, instrumenty muzyczne, zegary, maszyny rolnicze, gospodarskie, domowe, korbowe, przeróżne starocie…

Rozejrzyj się po strychach, poddaszach, piwnicach, komórkach, lamusach… Jeśli poniewiera się coś dla Ciebie zbędnego, daj znać, bo mnie może się przydać.

Środki płatnicze (stare i nowe) też przyjmę w drodze wymiany, ale wolę chleb z mojego zboża, jeśli umiesz upiec, grzyby, jagody, zioła, a także pracę: szycie, haftowanie, robótki szydełkiem i na drutach, przepisywanie komputerowe, wyszukiwanie w internecie dokumentów, książek, osób, ściąganie dokumentów udostępnianych przez archiwa i biblioteki…

Inne propozycje też są możliwe. Proszę śmiało zgłaszać oferty, pamiętając jedynie by nie nakłaniać mnie do oddawania owoców mojej pracy urzędom i urzędnikom.

Idiota czy zadaniowiec? A może dwa w jednym? [129]

Rzadko dostaję listy tryskające radością, optymizmem, wdzięcznością; częściej są zlepkiem infantylizmu, naiwności, głupoty. Ich autorzy i autorki są znawcami medycznych i farmaceutycznych sloganów, teorii, procedur, medykamentów, suplementów… Z pasją opisują swoje i cudze cierpienia i rozczarowania oraz konsekwencje brnięcia w bagno, które od początku stosowania nazywanych „lekami” paskudztw szkodziło i szkodzi coraz bardziej. Wygląda to, jakby rozumku mieli mniej niż pluszowe misie.

Skąd we współczesnych, wykształconych społeczeństwach taki ogrom naiwności, zaślepienia, niekonsekwencji? Przecież nasi niewykształceni przodkowie lepiej niż my rozumieli świat przyrody i radzili sobie w sytuacjach, które współczesnych przerastają, a dla uwikłanych w medyczną paranoję są życiowymi dramatami.

A może propagowanie pogardy dla Sił Natury, rozsądku, samostanowienia z jednoczesną służalczością bandytom, których głównym celem jest depopulacja to podstępne metody realizacji bandyckich celów przez zadaniowców o podwójnym morale, odgrywających komediowe szopki?

Jakże wielu lituje się nad zdemoralizowanymi zadaniowcami mimo zła, które nam wszystkim wyrządzają. Mści się to nie tylko na nich, także na niodpowiedzialnie im „pomagających”.

Przykłady głupoty i naiwności ograniczę do kilku najwymowniejszych, aby zawarty w nich mrok beznadziei nie przytłumił światła rozsądku.

Łukasz napisał wielowątkowo (list Łukasza tutaj), więc jego list dzielę na wątki tematyczne, jednakże zachowuję łukaszową pisownię.

Okrutni i bezwzględni

cytat: „…nurtuje mnie pewna kwestia, wobec której medycyna konwencjonalna i big farma są bezradne. Mianowicie – szumy uszne”.

Władcy tych businessów, które Łukasze nazywają „medycyną konwencjonalną” i „big farmą” nie są bezradni. Oni są okrutni i bezwzględni. Mają bandyckie cele i je konsekwentnie realizują. Jednym z nich jest tak ogłupiać Łukaszy, by wierzyły w ich i swoją bezradność. Dlaczego to udaje się im? Bolesną tajemnicą powodzenia bandytów jest naiwność wraz z nieuzasadnionym zaufaniem Łukaszy. Przecież bandyci nie kryją się z bandyckimi celami; oni się nimi afiszują i chełpią. Ot choćby na kamiennym monumencie, nazywanym „amerykańskim Stonehenge”, gdzie w ośmiu językach (angielskim, rosyjskim, hiszpańskim, chińskim, hebrajskim, arabskim, suahili i hindi) wyryli, że będą utrzymywać ludzkość poniżej pół miliarda, czyli pozostałe osiem miliardów wymordują i właśnie to czynią. Czy Łukasze tego nie zauważają i rzeczywiście cierpią czy są podległymi bandytom cwaniaczkami, służącymi dla kasiory zadaniowcami to bez znaczenia, ponieważ nie odpisuję konkretnym Łukaszom, lecz na ich przykładach pokazuję paranoje i absurdy.

Najczęstsze przyczyny szumienia i dzwonienia w uszach

Szumy w uszach i większość współczesnych cierpień wywoływane są zazwyczaj:
– trującymi medykamentami – niszczą każdy organ, także włoski przenoszące wibracje przetwarzane na dźwięk;
– śmieciami i truciznami zawartymi w przemysłowej żywności i paszach – odkładają się w narządach, tkankach, naczyniach krwionośnych, kręgosłupie, tworzą dziobowate narośla (osteofity), które uciskają i ranią korzonki nerwów;
– elektromagnetycznym smogiem elektronicznych zabawek (dla dorosłych, młodzieży i dzieci), także tej, w której klawisze pukam, by powstawały literki, które czytacie;
– mechanicznymi urazami – uszkodzenia i przemieszczenia kręgów i/lub dysków;
– nawykami złej postawy w chodzie, siadzie, śnie – zwyrodnienia i zniekształcenia kości, stawów, kręgów, dysków.

Co w uszach szumi, dzwoni, gwiżdże? 

Szumieć, gwizdać, dzwonić w uszach może krew przeciskającą się przez przewężenia, załamania, zmiażdżenia naczyń krwionośnych, szczególnie w kręgosłupie szyjnym. Jeśli przyczyną niepożądanych dźwięków były przemieszczenia kręgów lub dysków (krążków międzykręgowych) naprawiałem to w kilka minut. Gdy kręgi i dyski wracają na swoje miejsca niepożądane dźwięki cichną. Aby problem nie powracał trzeba wzmocnić mięśnie, aby utrzymywały kręgosłup na przywróconych im właściwych miejscach, bo to właśnie mięśnie są naturalnym gorsetem dla kręgosłupa. Rozluźnianie mięśni przez masażystów powoduje, że kręgosłup się rozpada i pojawiają się liczne nowe problemy, których wcześniej nie było.

Gdy niepożądane dźwięki powodowane są nagromadzonymi w arteriach krwionośnych śmieciami (złogi, zwapnienia, stłuszczenia) należałoby je oczyścić. W zasadzie to wystarczy zaprzestać zanieczyszczania, wówczas arterie same się oczyszczają i niepożądane dźwięki zanikają.

Obecnie najczęstszą przyczyną niepożądanych dźwięków jest niszczenie farmaceutycznymi truciznami włosków przenoszących drgania, przetwarzane dalej na dźwięki. Czy możliwe jest odbudowanie zniszczonych przez medyków narządów? Ambitnym się to udaje (jest tego wymowny przykład w tej witrynie), ale – jak twierdzi Ola – wpierw trzeba sięgnąć dna.

Tutaj list Oli

a tutaj list Sławy

Dlaczego trucizny nazywasz „lekami”

cytat:Lek jaki najczęściej jest przepisywany to Betaserc a zaraz po uracie akustycznym, który jest jedną z przyczyn szumów usznych, steryd Encorton.”

Łukasze torturują mnie medycznymi nazwami medycznych trucizn i medycznych nazw chorób medycznie i farmakologicznie wywoływanych, mimo iż ja zawsze i wszędzie podkreślam, że współczesna medycyna wraz z syntetycznymi farmaceutykami są mi obce, wrogie, wzbudzają we mnie wstręt i obrzydzenie. Nie znam słownictwa Łukaszy, więc nie porozumiemy się. Jednakże Łukasze mogą zaprzestać farmaceutykami i blututami niszczenia włosków przenoszących drgania przetwarzane na dźwięki.

 cytat:  …skuteczność Betasercu jest mizerna albo zerowa. Encorton daje nadzieję jeśli jest odpowiednio wcześnie podany. Jednak skuteczność obu produktów big farmy jest żenująca.”

Skuteczność produktów big farmy jest zgodna z założeniami. Mają niszczyć, więc niszczą. Big farma i służący jej medycy są okrutni i bezwzględni. Mają bandyckie cele i je konsekwentnie realizują!

cytat:  Czy istnieją jakieś alternatywy do medycyny konwencjonalnej i big farmy w kontekście szumów usznych?”

Stop! Q-q-q-rwa! Jak śmiesz domagać się alternatywy do bandytyzmu? Zanim nastała era syntetycznej farmacji nasi przodkowie świetnie radzili sobie z dawnymi zagrożeniami. Przykładów jest multum, są także w tej witrynie.  Świadomi unikając zagrożeń ograniczają i łagodzą problemy. Łukasze służą medycynie bandyckiej, która sama w sobie jest największym zagrożeniem i dziwią się, że „trzy razy obcinał i nadal za krótkie”.

cytat: „… pytam bo sam mam ten problem. W moim przypadku ciężko stwierdzić co było bezpośrednią przyczyną pojawienia się szumów usznych. Czy był to uraz akustyczny czy może przewlekła depresja i stres”.

Bezpośrednia przyczyna jest n-i-e-i-s-t-o-t-n-a, gdyż teraz mamy do czynienia z organizmem długotrwale wyniszczanym. Wyniszczanym na różne sposoby, łącznie z tymi najgroźniejszymi – nazywanymi „lekami” farmaceutycznymi  trującymi śmieciami.

Najskuteczniejsze terapie 

Najskuteczniejszym środkiem byłoby zabrać buty i poszczuć psem. O tej formie terapii, jej działaniu i efektach pisałem już, więc kto potraktuje znajdzie opis, a kto zastosuje doświadczy cudu, dla medyków niemożliwego, a dla bigfarmy niechcianego.

Łagodniejszymi formami terapii dzielą się na łamach tej strony Ola i Sława, za co im serdecznie dziękuję i szczerze gratuluję.

List Oli tutaj

List Sławy tutaj

Szkoda, że Łukasze tego nie czytają. A może czytają, ale nie są zainteresowani odzyskiwaniem zdrowia lecz usiłują wciągać mnie w swoje haki?

Nikt nie da ci zdrowia, ale odbierać jego resztki możesz sobie zarówno sam/a, jak też we współpracy z medykami, którzy chętnie w tym pomagają. Środków ku temu jest ogrom. Pszenica wraz z farmacją załatwią to najszybciej. Płyny, którymi powszechnie zastępowane jest mydło i wszelka chemia tak zwana „gospodarcza” pomoże dokonać spustoszenia. A gdy do tego dojdzie wi-fi, blutut w uchu, światło ekranu i ekranika o powrocie do zdrowia możesz zapomnieć.

Tak więc zdrowia nie życzę, bo do tego potrzebny rozum i rozsądek. Życzę opamiętania. Można roślinkę deptać i ubolewać, że marnieje. Można ją podpierać, podwiązywać i dalej ubolewać. Można też ogrodzić by deptaczom utrudnić do niej dostęp i pielęgnować. Którą metodę wybierzesz to twoja wola. Napisz dopiero wówczas, gdy zrozumiesz, że jesteś i roślinką i ogrodnikiem. A Łukaszy nie potrzebuję i dopóki sił starczy łukaszowych ogonów nie dam sobie doczepiać.

Ty też możesz wyzdrowieć! [128]

kwiecień 2022 r.

Witam serdecznie Pana Władysława oraz życzliwe nam osoby,

Świadomość ewoluuje
z miesiąca na miesiąc

Jestem 40-letnią mieszkanką województwa wielkopolskiego. Wychowywałam się z rodzeństwem u rodziców i babci na wsi w otoczeniu pól, lasów, łąk, w kontakcie ze zwierzętami. Z uśmiechem wspominam wspólne wyprawy na grzyby, jagody, do prac polowych, bieganie boso po kałużach. Te wspomnienia… marchew z pola, ziemniaki pieczone w ognisku po skończonej pracy, zsiadłe mleko, swojskie sery, pieczony chleb przez babcię, masło, które robiła… Mieliśmy czas dla siebie na spacery, na rozmowy, na gry planszowe. Żyliśmy skromnie i nie chorowaliśmy.

Życie z czasem doświadcza każdego z nas. Mnie przypadł w udziale burzliwy rozwód, kilka rozstań, poronienie, kilkukrotne utraty lub porzucenia pracy z wycieńczenia (korporacje), a także od lat towarzyszyły mi przeróżne niedomagania organizmu. Dzięki swojej pracowitości i nadgodzinom osiągałam zyski i miałam za co spłacać kredyt, ale nawet nie zauważałam jak z czasem zaczęłam tracić najważniejszą wartość życia – swoje dobre samopoczucie i zdrowie fizyczne i psychiczne. Dopiero wtedy (po wielu latach) przyszedł moment przebudzenia się z matni, w której wegetowałam, bo życiem bym tego nie nazwała.

Zapytałam siebie: dokąd tak naprawdę zmierzam i dlaczego ciągle słabnę i zaczynam mieć niedowład dwóch palców lewej ręki, niedowład nóg, guzki wyczuwalne na głowie, węzłach chłonnych, w piersi. Z każdym rokiem „coś dochodziło”, a ja udawałam na zewnątrz jak jestem silna. Trudno było prowadzić auto, bo gubiłam się na drogach. Po latach „zanikła” tarczyca i miałam „problemy” z sercem, a organizm reagował wymiotami i kłuciem w głowie. Powiedziałam sobie DOŚĆ na taki styl życia, na takie narzucone mi terapie „lekami” od lat, ciągłe rozczarowania i żerowanie na mnie tych, którzy wiedzieli, że mi nie pomogą (a utrzymywałam ich przez lata poprzez wizyty prywatne „kontrolne”). Powiedziałam sobie natychmiastowe DOŚĆ na bezsensowność drogi, którą kroczyłam od lat. Przepłakałam kilkanaście dni i nocy i gdy już nie miałam sił nawet wegetować dosłownie zwaliło mnie z nóg i zaczęły się refleksje. Dzięki tym doświadczeniom doceniam teraz każdego dnia to, że umiem wstać z łóżka o własnych siłach, potrafię chodzić, z rąk nie wypada długopis, a w lustrzanym odbiciu jest dobry człowiek, który jeśli naprawdę zechce może bardzo wiele dla siebie zrobić.

Potrzebowałam właśnie takiego „dna”, bo to dopiero od wtedy zaczęłam się poważnie zajmować sobą i swoją świadomością oraz otoczeniem. Następnie przerabiałam poczucie winy za to, jak mnie skrzywdzono i wreszcie wybaczyłam sobie te wszystkie zaniedbania przez lata i pokochałam siebie naprawdę.

Niezwykle istotnym elementem mojej wciąż poszerzanej świadomości i powrotu do zdrowia było i jest odcięcie się od osób, które na mnie żerowały, manipulowały moim zachowaniem i zdrowiem czy narzucały w bezczelny sposób „swoje racje”. Byli, bo coś ode mnie chcieli. Gdy ja ich potrzebowałam nie mieli czasu albo znajdowali wymówki. Odcięłam się od tego typu osób, choć i to nie było łatwe na początku. Z czasem zaczęłam spotykać właściwe osoby, z którymi można porozmawiać na wszelkie tematy bez agresji czy bezczelności. Są jeszcze serdeczni ludzie i tylko takim poświęcam swój czas prywatny.

Uczestniczyłam w wielu bezpłatnych spotkaniach zdrowotnych gdzie jednym z prelegentów był właśnie pan Kostkowski. Pamiętam jak siedziałam na kocu na trawie (nie potrafiłam wtedy ustać na własnych nogach bo nie miałam sił po prostu) i miałam przy sobie notes – od tego Pana spisałam najwięcej wiedzy, którą dzielił się tak po prostu z przyjemnością i oddaniem. Na drugi dzień zaczęłam zgłębiać Jego stronę i wykłady dostępne na youtube. Zaprowadziłam taki swój zeszyt na wypadek gdyby usunięto wszystko z internetu. Stopniowo, ale regularnie zaczęłam wprowadzać DARMOWE wskazówki tego Pana i Jego śp. kolegi do swojego codziennego życia bo cóż mi innego wówczas pozostało.

Aktualnie z wdzięczności dla Pana Władysława zdecydowałam się napisać możliwie jak najkrócej swoją przemianę z człowieka przewlekle chorego do osoby zdrowej.

Pan Władysław z zaangażowaniem opowiadał o pokrzywie – ja ją traktowałam wtedy jako uciążliwy chwast. Dzień po wykładzie zrobiłam sobie napar z pokrzywy kupionej (nie zbierałam wówczas sama niczego). Prócz temperatury 38 stopni i ogólnego osłabienia nie zadziało się nic więcej. Podczas wypicia naparu z pokrzywy świeżej zbieranej własnoręcznie miałam gorąco w szczęce, stany potliwości pod pachami – intensywny śmierdzący pot, przy trzonowych zębach (miałam je kanałowo „przeleczone”) zrobiły się obrzęki i temperatura wzrosła do prawie 40 stopni. Poza tym śmierdziało mi z ust mimo dbałości o higienę (nie niwelowało go nawet żucie goździków czy napary z tymianku czy kopru włoskiego) a w głowie miałam kłucie i pojawiły się wymioty.

Po kąpieli w macerowanej w deszczówce, zbieranej własnoręcznie pokrzywie zrobiły mi się szramy na plecach (jakby mnie królik podrapał) oraz kilkanaście ropni przy kręgosłupie a także silne swędzenie dziąseł i czerwienienie się kilku pieprzyków na ciele. Nie przeraziły mnie te objawy. Moje życie od lat było pasmem różnych dolegliwości, które nasilały się z każdym rokiem i były tłumione kupionymi specyfikami. Tym razem zauważyłam, że „coś” się dzieje i „coś” zostaje wyrzucane przez skórę i wymioty. Ucieszyło mnie to i zaczęłam zgłębiać tematykę wskazówek zdrowotnych jeszcze bardziej. Postanowiłam kontynuować kąpiele krzemionkowe, bo działały na sporą powierzchnię ciała. W dalszym ciągu reagowała szczęka, lewe oko (zaniki wzroku) obręb szyi i głowa.

W książce dr Huldy Clark wyczytałam istotne zdanie, że należy pozbyć się kanałowych zębów i tych, które wymagają kanałowego leczenia. Bez wahania zdecydowałam się na ten krok w prywatnym gabinecie, choć po raz kolejny próbowano mi wmówić, że to „niewłaściwe”. Szłam za głosem serca i organizmu stanowczo i konsekwentnie tak jak sobie obiecałam. Przy każdym usuwaniu miałam torbiele, cysty bądź kieszonki dziąsłowe czy zmiany zapalne w obrębie korzeni. Nie chciałam niczego ponownie ratować. Łącznie żądałam usunięcia 13 sztuk zębów w stanie zapalnym. Po pierwszych zabiegach miałam szycie po ekstrakcji i spałam po kilkanaście godzin oraz mocz aż parował, gdy puszczało znieczulenie. Z oczu płynęły naprawdę „gorące łzy” jak w piosence. Ogólny mój stan był na tyle poważny, że nie zawsze działało znieczulenie, ale ja absolutnie odmawiałam sugerowany antybiotyk i kazałam usuwać. Człowiek jest niesamowicie silny i potrafi naprawdę sporo przetrwać, jeśli się uczciwie zmotywuje. Pomimo sporej utraty krwi ustępowały stopniowo ropienie, wypryski na twarzy, wchłaniały się guzki, głowa bolała już sporadycznie i przestałam mieć kilkudniowe zaparcia. Odliczałam godziny do kolejnych ekstrakcji, bo po każdej miałam się lepiej.

POKRZYWA według mojego mniemania pokazała mi gdzie jest przyczyna moich wieloletnich problemów zdrowotnych. Przy martwych zębach nie było ukrwienia i unerwienia w szczęce a tym bardziej żadnego odżywiania zęba – (w moim przypadku kilku zębów obok siebie) a przez nagryzanie pokarmów, mówienie, nocą przy zagryzaniu bakterie beztlenowe przedostawały się do okolic węzłów chłonnych i mózgu dając mi szereg dolegliwości. Ból był tak silny że nie miałam ochoty budzić się kolejnego dnia by znów tego doświadczać. Tego cierpienia nie da się w żaden sposób opisać a „pracowałam” na nie latami nie zwracając uwagi na wcześniejsze symptomy organizmu świadczące o braku równowagi. Pozwalałam na tłumienie ich ale nie skupiałam się na przyczynach.

Serdeczni ludzie, którzy macie czasem dość swych cierpień jak ja miałam najważniejsze to słuchać własnego organizmu i zaufać osobom, które mają własne doświadczenia i dzielą się swoją wiedzą bezpłatnie. Pamiętam, że na drodze do zdrowia pielęgnowałam motywację wewnętrzną: robię to dla siebie, jestem silniejsza niż przed kilkoma tygodniami, obudzę się mniej zmęczona, przestaną mi wypadać włosy, nie będę mieć nadwagi… Warto mieć taki notatnik postępów – w chwilach słabości – otwieramy go i motywuje nas niesamowicie.

Jak wspomniałam pokrzywa wskazała mi na stany niedotlenienia i zapalenia. Usunęłam w przeciągu kilku miesięcy przyczynę a pokrzywę traktuję, jako roślinkę leczniczą i ma miejsce w ogródku. Poza tym sporo skrzypu i stokrotek zdobi okolicę naszego domu i z przyjemnością i szacunkiem z nich korzystam chodząc na boso czy po piachu czy po trawie. Wzrok w lewym oku poprawił mi się na tyle, że nie potrzebuję nosić okularów. Kolejny powód do radości, który doceniam każdego dnia.

Pijąc pokrzywę czy inne napary mieszane z liści czy kwiatów zebranych własnoręcznie już teraz po usunięciu tych wszystkich martwych zębów nie mam już wcześniej opisanych dolegliwości. Odnalazłam radość w zbieraniu roślin, które wcześniej uważałam za chwasty. Zamiast wypijanych wcześniej wielu popularnych kaw piję kawę żołędziową lub z korzenia mniszka czy topinamburu. Tylko taki rodzaj kawy preferuje mój organizm oczywiście bez mleka czy cukru. Dbam o to by właściwie nawadniać swój organizm i zapobiegać uczuciu pragnienia. Zaprzestałam picia soków z sokowirówek, które wcześniej mi zalecali specjaliści na rzecz ciepłych naparów i ciepłej wody.

Zdałam się na zdanie pana Władysława: „Pamiętaj, że kawa, herbata i inne używki uniemożliwiają przyswajanie wielu cennych składników ze spożywanej żywności, a także niszczą te, które są w organizmie, szczególnie witaminy z grupy B.” Między zabiegami na chirurgii szczękowej spożywałam sporo lodów czekoladowych i piłam gotowaną nać marchwi czy pietruszki oraz wodę z miodem czy zsiadłe mleko a po zdjęciu szwów gotowaną cebulę z miodem albo herbatę z liści brzozy, stokrotek, malin – co było dostępne. Niesamowicie mi takie napoje smakowały i dalej je stosuję w zależności od zachcianki organizmu. Na szczękę stosuję okłady z kapusty – nie mam żadnych wyprysków, zaczerwienień, przestały psuć się nieliczne jeszcze zachowane własne zęby w szczęce. Stosuję konsekwentnie codzienne ssanie oleju. Od roku jestem posiadaczką ruchomych protez i odzyskuję dawną siłę, kreatywność i radość życia.

W czasie wolnym zajmuję się małym ogródkiem i krzewami jak borówki amerykańskie, porzeczki, rokitnik, brzoskwinia, aronia… Na więcej nie pozwala mi rozmiar działki, na której jest domek. W czasie zimowym cztery południowe okna wypełniają się doniczkami z zasianymi natkami marchwii, pietruszki. Konieczny jest też szczypiorek, jarmuż czy burak naciowy oraz rzeżucha czy rukola. Nawet w okresie zimowym można mieć swoje „zieleninki”. Wystarczy gleba, nieco słońca i deszczówka. Do ziemi dodatkowo wsypuję skorupki jajek czy podlewam wodą po ugotowaniu jajek albo stosuję kilka kropel jodu (wzbogaca nać w niezbędne minerały).

Odkąd odżywiam się tym, co wzrasta w słońcu czy to na parapecie czy w ogródku to moja waga utrzymuje się od kilku miesięcy na stałym poziomie (50 kg) a ja jem wyłącznie, gdy poczuję głód.

Posiłki przygotowuje najczęściej sama i nie spożywam ich przy oglądaniu telewizji czy laptopie lub podczas rozmowy przez komórkę. Celebruję czas na posiłek i skupiam się na kilkukrotnym przeżuwaniu zanim połknę. Przestałam mieć dolegliwości żołądkowe. Posiadanie protez ruchomych dało mi kolejne doświadczenie jak ważne jest przeżuwanie i mieszanie ze śliną no bo żołądek nie ma zębów;). Staram się go nie obciążać niedbałym jedzeniem.

Czasami na śniadanie zjadam zupę wyłącznie na samych warzywach (moje ulubione to kapuśniak czy ogórkowa)a czasami fasolę z masłem i solą posypane rzeżuchą. Są dni gdy mam zachciankę wyłącznie na zsiadłe mleko z ziemniakami i solą kłodawską. Odkąd przestałam gotować zupę na składnikach odzwierzęcych przestałam się pocić tak „śmierdząco”. Bywa, że na śniadanie spożywam cztery jabłka i kilka gruszek i nie odczuwam głodu do wieczora. Na kolację potrafię zjeść połowę masła o wysokiej zawartości tłuszczu z posiekaną cebulką i szczypiorkiem albo wypić kilka żółtek z kakao. W słoiczku mam przygotowane gomasio według przepisu Pana Kostkowskiego oraz zmielone suszone kurki (grzyby), którymi również posypuję pożywienie. OD OKOŁO DWÓCH LAT NIE BYŁAM ANI RAZU PRZEZIĘBIONA nie wspominając już o dolegliwościach, które trapiły mnie od lat. To najwspanialszy prezent, jaki mogłam sobie podarować – świadomość. Dopiero zrozumienie, że organizm to całość i należy uważać komu się ufa – skutkuje widocznymi pozytywnymi efektami.

Od paru miesięcy stosuję zioła, które sama zbieram. Z dziurawca robię olej i wsmarowuję go w nadnercza oraz szczękę. Z papierówek robię ocet jabłkowy i dodaję do ciepłej wody lub w rozcieńczeniu z wodą przepłukuję nim jamę ustną. Liście lub kwiaty, które suszę to lipa, rokitnik, krwawnik, mięta, melisa, liście poziomek, czarnej porzeczki, malin, jagody, forsycja, fiołek trójbarwny itp itd. Nabrałam ogromnej pokory do roślin – szczególnie tych które rosną w moim najbliższym otoczeniu przy przydomowym ogródku. Mam nawet tkane płótno z pokrzywy, które zostało przeszyte na prześcieradło i pod którym śpię, poduszki są z gryki a poszewka z bawełny. W swoich zbiorach mam liście brzozy, igły sosny i wiele innych. Stosuję kąpiele krzemionkowe – używam wyłącznie deszczówki do macerowania skrzypu czy pokrzywy. W zapomnienie odeszły wszelkie zmiany skórne czy problemy z wypadaniem włosów. W pokoju gościnnym i sypialni znajdują się skrzydłokwiaty, żyworódka, geranium i aloes a w łazience paprocie. Temperatura w domu to maksimum 21 stopni zimą a w sypialni palone są świece z naturalnego wosku pszczelego.

Weekend w moim przypadku służy do odpoczynku umysłowego i kontaktu z naturą lub by pozwiedzać okoliczne zamki, pałace czy po prostu pospacerować i zachwycić się śpiewem ptaków czy urokliwymi widokami z dala od osiedla.

Wyrazy wdzięczności dla mojego drugiego męża za to, że woził mnie na wszystkie zabiegi chirurgii szczękowej oraz za ogrom cierpliwości, którą się wykazał w tym czasie, gdy nie szło patrzeć na to jak cierpiałam… Jako jedyny nie kwestionował moich decyzji i wiózł mnie na wybrane przeze mnie wykłady, gdy miałam potrzebę w nich uczestniczyć. Bez niego nie dałabym rady się podnieść i mieć możliwości własnych upraw. To dzięki niemu trawniki zostały zamienione na ogródki warzywne i posadził krzewy.

SERDECZNIE DZIĘKUJĘ Panu Władysławowi za poświęcony nam czas (pojechaliśmy z wielkopolskiego by się spotkać w kieleckim), część własnych cennych dla mnie książek (z dedykacją) oraz mąkę z płaskurki i olej, który Pan dla nas wytłoczył. Chleb był pyszny a olej z lnu po prostu piłam sam, bo tak uznałam za słuszne a podarowany był z serca i z pozytywną energią.

Czytelnikom życzę właściwych wniosków i dziękuję za uwagę

Ola, wielkopolskie

Jeśli zapragniecie poznać Olę i z nią rozmawiać to wkrótce będzie to możliwe. Planuję cykl audycji, będących rozmowami na żywo z ciekawymi osobami.
Kto wie jak to zrobić, proszę niech napisze w jakie urządzenia się zaopatrzyć oraz jakie aplikacje czy programy wybrać.

Prozdrowotny zwiastun wiosny [127]

Forsycje spotykamy na skwerach, w parkach, ogrodach… Zakwitają w końcu marca lub początkiem kwietnia, zanim pojawią się listki, gęsto obsypujące krzewy drobnymi żółtymi kwiatami. Liście pojawiają się po kwitnieniu i zdobią krzewy do późnej jesieni. U mnie forsycje kwitną już od dwóch tygodni. Mam nie tylko pojedyncze krzewy forsycji, także uformowaną z forsycji złotą ścianę żywopłotu.

W miejscach cieplejszych wegetacja rusza nieco wcześniej, więc i kwiaty na forsycji pojawiają się nieco wcześniej, ale przed Wielkanocą forsycje kwitną już wszędzie.

Właściwości forsycji

Forsycja ma wyjątkowe właściwości prozdrowotne i lecznicze. Zawiera wiele cennych substancji (saponiny, rutynę, flawonoidy, kwercetyny…), działających przeciwzapalnie, rozkurczowo, przeciwalergicznie…

Kwiaty forsycji stosowane są w kosmetykach przeciwstarzeniowych. Napary i nalewki z kwiatów forsycji możemy wykorzystywać dla wzmocnienia odporności, a także kiedy pojawiają się infekcje. Inne części forsycji, szczególnie korę z młodych gałązek (a nawet całe gałązki) także możemy wykorzystywać. Jednakże teraz, w pełni kwitnienia, zbierajmy kwiaty, by doświadczać ich uzdrawiających mocy teraz, a nadmiar suszmy, by mieć pod ręką do następnego kwitnienia.

Klasyczne receptury TMC

W Tradycyjnej Medycynie Chińskiej długą historię zastosowań klinicznych w leczeniu przeróżnych odmian grypy i choróbsk grypopodobnych mają dwie klasyczne receptury: Maxing Shigan Tang oraz Yinqiao San. Na bazie tych dawnych receptur powstał specyfik stosowany podczas morów i zaraz nazywanych „epi-demi-ami” i „pani-demi-ami”:

rok 2002 – z koroną w nazwie – ciężki zespół ostrego oddychania – „ssarskof”;

rok 2009 – ze świnią w nazwie – A Ha jeden eN jeden;

rok 2012 – z koroną w nazwie – bliskowschodni zespół oddechowy „mmerskof”;

rok 2019 – z numerem dziewiętnaście w nazwie – „ssarskof dwa”.

Forsycjowy specyfik TMC

Opis działania tego specyfiku pomijam gdyż wymagałby użycia terminów: „ekspresja RNA grypy”, „apoptoza komórek płuc”, „zmniejszenie zawartości TNF-α w surowicy”… Wprowadzanie takich terminów bez ich wyjaśnienia gubiłoby cel tego artykułu, a ich wyjaśnianie czyniłoby z tego artykułu mało przydatną pracę naukową. Ograniczę się do podkreślenia, że w składzie wspomnianego specyfiku na pierwszym miejscu jest f-o-r-s-y-c-j-a.

Aby uprzytomnić czytającym skąd pochodzą prozdrowotne i lecznicze moce tego specyfiku podaję jego składniki. Nie proponuję marnowania wysiłku na próby kopiowania ponieważ skompletowanie wysokiej jakości składników jest trudne, a sposób przygotowania przerasta możliwości niewtajemniczonych. Natomiast proponuję sadzić niektóre z wymienionych tu ziół w ogródkach, a także w miejscach dzikich i wykorzystywać je kulinarnie, profilaktycznie, kosmetycznie…

Złoty korzeń

Szczególnie polecam różeniec górski, zwany złotym korzeniem. Wprawdzie to nie ten z niżej podanego składu, ale warto go mieć pod ręką, gdyż jest adaptogenem i antyutleniaczem o wielostronnym działaniu:

– pomaga organizmowi dostosować się do stresu emocjonalnego i uodpornić się na intensywny wysiłek fizyczny;

– stymuluje centralny układ nerwowy;

– pozytywnie działa w przypadkach depresji, melancholii, migren wywoływanych stresem;

– przywraca chęć do życia;

– przydatny szczególnie przy spadku wydajności pracy.

 

Jako efektywny antyutleniacz możemy go wykorzystywać w:

– osłabieniu po grypach i chorobach infekcyjnych;

– po zatruciach;

– urazach fizycznych i psychicznych.

Mam zamówione sadzonki różeńca górskiego i będę je sadził w ogródku. Potrzebującym mogę udostępnić.

 Fiołki

Pod moimi forsycjami od lat rosną fiołki. Zakwitają przed forsycjami i kwitną wraz z nimi. Komu z odwiedzających moją witrynę i czytających moje teksty zdarzało się jadać dziko rosnące fiołki?

Tajemny skład

Lian qiao – Forsycja zwisła (owoce) – wzmacnianie odporności, hamowania uwalniania histaminy (katar, alergia)…;

Jin Yin hua – Suchodrzew japoński (pąki kwiatowe);

Ban Lang gen – Urzet barwierski (korzenie);

Mian ma guan Hong – Narecznica grubokłączowa (kłącza);

Yu xing cao – Pstrolistka sercowata (ziele);

Shi gao – rodzaj kamienia gipsowego zawierający siarczan wapnia;

Hong jing tian – Różeniec chiński (korzenie i kłącza);

Gan cao – Lukrecja uralska (korzenie);

Ma huang – Przęśl dwuklapowa (pędy);

Ku xing ren – Morela amarum (nasiona);

Guang huo xiang – Brodziec paczułka (ziele);

Da huang – Rzewień dłoniasty (korzenie i kłącza);

Su bo He – Mięta chińska (ziele).

Właściwości poszczególnych składników podałem 19 stycznia br. we wpisie zatytułowanym:

Rewelacyjny specyfik ziołowo-mineralny

link do artykułu tutaj:

Właściwości mieszanki

Antywirusowe, antybakteryjne, przeciwalergiczne, wykrztuśne, napotne. Zwalcza infekcję, obniża gorączkę, oczyszcza gardło i płuca, likwiduje stan zapalny, eliminuje flegmę, łagodzi ból, nawilża suche tkanki, poprawia funkcje płuc i oskrzeli, zapobiega powikłaniom pogrypowym…

zadaniowiec-bandyta

Zimą usiłowaliśmy sprowadzić (dla najbliższych i przyjaciół) parę opakowań forsycjowego specyfiku na wypadek wywołania nowej fali moru kolejnymi odmianami zarazy z koroną w nazwie. Znany z mieszania medycyny tradycyjnej z rokefelerowską depopulacją i organizowania spędów biznesowo-politycznych, podstępnie nazywanych „konferencjami”, zadaniowiec-bandyta zablokował nam i wam tę możliwość, po czym wygraża nasłaniem na mnie bandytów. Tak „odwdzięcza” się za pomoc okazaną jemu i jego rodzinie. Będę go wspominał przy różnych okazjach dopóty aż jego mocodawcy zlikwidują go, by ich nie demaskował i nie psuł im bandyckich procederów. Dwa miliardy ludzi mają wymordować w ciągu najbliższych dwu lat. Możemy umierać, jeśli im na to pozwolimy. Możemy przeżyć, jeśli podejmiemy odpowiednie postawy. Ponosimy konsekwencje nie tylko tego, co zrobiliśmy, także tego, czego nie zrobiliśmy.

Przetarłem szlaki

Kwitnie forsycja więc opisanego specyfiku już nie potrzebuję. Jednakże dla tych, którzy go potrzebują mogę go sprowadzić, bowiem udało mi się sforsować ówczesne bariery. Skoro szlaki są przetarte można zamawiać.

Zostań śledziojadem! [126]

W komentarzu pod artykułem: „Kaszoterapia na pamięć, koncentrację i przeróżne problemy” Jola zapytała: „…jak przeprowadzić taką kurację kaszą? Ile powinna ona trwać?”. Odpowiedziałem. Link tutaj: https://ambasadorzdrowia.pl/zdrowie/2722/#comment-692

Podziękowała. Uzupełniłem swoją odpowiedź. Link tutaj: https://ambasadorzdrowia.pl/zdrowie/2722/#comment-694

Obie moje odpowiedzi są w komentarzach, a linki do nich powyżej. Jednakże wiele osób może być zainteresowanych moim zdaniem, tym bardziej, że moje odpowiedzi są wielowątkowe, stąd poniższy artykuł (poszerzony).

Człowiek nie powinien być niewolnikiem żadnych terapii. Ja nie promuję leczenia ani kaszą, ani niczym innym. Promowałem kaszę w żywieniu dla zdrowia i dobrostanu, bowiem kiedy ludzie jadali kasze byli zdrowi, odporni, silni. Dziś kasze są albo nieznane, albo pogardzane, albo produkowane przemysłowo i nie mają wartości odżywczych, a tym bardziej uzdrawiających. Jadający moją kaszę zdrowieją i zgłaszają mi to.
Trudno jest wprowadzać rygorystyczne zmiany w nawykach, a jadanie kaszy jest łatwe. Nie mam potrzeby opracowywać uniwersalnych terapii dla wszystkich ani indywidualnych dla każdego z osobna. W końcu zdrowie nie zależy od samej tylko kaszy, lecz w równym stopniu od tej reszty poza kaszą. Stąd czym więcej kaszy w odżywianiu tym mniej tej reszty. Ale nie tylko kaszą można wyprzeć przemysłowe zamulacze.
Zanim zacząłem promować kaszę rolnik, od którego nabyłem ziarno do siewu poznał mnie z kilkoma ozdrowieńcami, którzy wyzdrowieli z ciężkich chorób, szczególnie krążeniowych i zwyrodnieniowych. Teraz On uzdrawia kaszą dzieci upośledzone wstrzykiwaną im zarazą depopulacyjną. Efekty kaszoterapi są tak rewelacyjne, że planowałem relacje uzdrowionych dorosłych i rodziców zdrowiejących dzieci utrwalić w formie książki. On zalecał codziennie jadać kaszę przez co najmniej trzy miesiące. Można kaszę przyrządzać na rożne sposoby, aby uniknąć monotonii, ale miała być jadana codziennie. Ja nie stawiam żadnych rygorów. Jednakże czym mniej w diecie produktów prozdrowotnych tym trudniej utrzymać zdrowie, a tym bardziej je odzyskać. Poza tym, to co jadamy jest równie ważne od tego czego nie jadamy. Ta prawidłowość rozciąga się na wszystkie dziedziny życia. Ponosimy odpowiedzialność nie tylko za to, co zrobiliśmy, także za to czego nie zrobiliśmy.
Poznałem ciężko chorującą ponad 25 lat, która wyzdrowiała głównie dzięki poradom z tej strony. Elementem i ewenementem jej terapii były lody – C_O_D_Z_E_N_N_I_E. Zimne lody czekoladowe prawie dwa lata były jej codzienną i zazwyczaj jedyną żywnością. Teraz jada chwasty i czuje się coraz lepiej. Ostatnio przysłała mi fotki swojego parapetowego ogródka z młodziutką natką marchewki. Kto z czytających moje teksty jada nać marchwi? A kto pamięta, że współautor książki: „Leki z Bożej Apteki” z niewyleczalnych nowotworów wyprowadzał sokiem z naci marchwi?
A w ogóle to żywienie dla zdrowia jest mało ważne. Jest wiele aspektów  bardziej rujnujących zdrowie niż papu. Trudno o tym pisać, szczególnie gdy nie wiadomo do kogo to trafia. Ja nie piszę do wszystkich, a jedynie do rozumnych. Rozczarowuje (i bulwersuje) mnie, że nie tylko rozumni to czytają. Wolałbym, żeby czytelnicy zamiast zadawać takie pytania pojedli kaszy i opisali efekty jej jadania. Kto by nie miał efektów powinien zastanowić się nad tą resztą.
Choćby nie wiem ile i jak często jadać kaszę to ta reszta może wysiłki i efekty niweczyć. Ale może też je potęgować. Znam takich, którzy moją kaszę mają, ale jej nie jadają, albo jadają tylko okazjonalnie. Kto dziś pamięta że z potraw Bożonarodzeniowych właśnie kasza zapewniała dostatek, obfitość, zdrowie, dobrostan?
Usiłuję unikać słów kojarzących się z medycyną, ale czasem trudno znaleźć  słowo niekojarzące się z medycyną, które by przy tym było odpowiednio wymowne. No i trafiam na ignorantów lub cwaniaczków, którzy chcą mi organizować życie według własnych fanaberii. Nigdy więcej nie będę odpowiadał na tego typu pytania. Kasza służy do jej jadania, a nie do pisania o niej! Kropka!
Kto uważa mój styl za zbyt ostry niech dla osłody poje kaszy ze śledziami. Śledzie mają najkorzystniejszą proporcję Omegi 3 do Omegi 6.
Czekam na odpowiedź czytelników z doświadczeń ze śledziami. Z góry uprzedzam, że na pytanie jak stosować śledziową „terapię” nie odpowiem, bo śledzie trzeba jadać, a nie pisać o nich. Jadać często i obserwować. Kto obserwuje ten wie, że światem rządzą śledziojady.

Mrówki z ogrodu, altanki, tarasu, balkonu, mieszkania… wyprowadzisz łatwo i naturalnie [125]

Mrówki, mszyce, ślimaki w ogrodzie dla wielu bywają utrapieniem. Ale nie dla mnie. Mrówki i mszyce, a rzadziej także ślimaki w ogródkach miewałem, jednakże wyprowadzały się równie szybko jak się pojawiły, szkód mi nie wyrządzając. Nieproszonych gości nie zwalczam; skutecznie i naturalnie z moich ogródków wypraszają ich rośliny, które odstraszają nie tylko te szkodniki.

Roślinnych sprzymierzeńców jest wiele. W moich ogródkach zazwyczaj były to rośliny przyprawowe, lecznicze, ozdobne, ale także powszechnie nazywane „chwastami”. Większość uprawiam celowo, natomiast z dziko pojawiających się pozostawiam niektórych sprzymierzeńców. Nieproszeni goście wynoszą się sami.

Uprawa roślin jest łatwa, gdyż rośliny kiełkują, wzrastają, kwitną, owocują, bo taka ich natura. Łatwo je wykorzystywać do różnych celów (kulinarnych, leczniczych, ozdobnych…), ale trudno o nich pisać, szczególnie do popaprańców chemizujących wszystko i wszystkich wokół wraz z kostką brukową i dziećmi. Kolejność ta nie jest przypadkowa. Kostkę brukową nie ja wymieniam przed dziećmi. To przechemizowani pasjonaci chemicznego „zwalczania” wszystkiego, czego nie chcą widzieć czynią kosztem zdrowia – swojego i Twojego, oraz dzieci i wnuków – swoich i Twoich. A walczą nie tylko z mrówkami, mszycami, ślimakami…

Nie rozumiejąc, że w żadnej walce nie ma zwycięzców, bowiem zawsze obie strony są poszkodowane, „walczą” oni także z chorobami, nie rozumiejąc, że sami je wywołują sprzeniewierzeniami wobec organizmu i środowiska. Walczą i przegrywają. Na manowce sprowadzają ich sługusy obłudnej farmacji: medyki, dietetyki, handlarze… Świadomie czy nie, to bez znaczenia. No, ale ja nie do nich piszę, one mają swoje plugawe wierzenia z podwójną moralnością, a Ty czytelniku zapewne pamiętasz (z moich tekstów i wystąpień), że wiara najpierw sprowadza na manowce, a w końcu zabija.

Chcesz pozbyć się mrówek z ogrodu, tarasu, balkonu, mieszkania? To im podziękuj za odwiedziny i je wyprowadź poza obręb terytorium, na którym nie chcesz ich spotykać. Sposobów jest dużo. Zanim podam niektóre przypomnę, że mrówki różnią się między sobą. Spotykamy mrówki czarne, żółte, czerwone, skrzydlate.

Czarnehurtnice. Ich obecność poznamy po ziarenkach piasku wyrzucanych na powierzchnię z budowanego gniazda. Liczebność kolonii czarnych mrówek może sięgać nawet 20 000.

Żółtepodziemnice. Od hurtnic czarnych żółte mrówki różnią się w zasadzie tylko kolorem. Gniazda zakładają najczęściej pod brukowanymi drogami i w ścianach budynków. W poszukiwaniu poży­wienia zapuszczają do domostw;

Czerwonewścieklice. Tych nie lubimy najbardziej, ponieważ gryzą, a miejsca ukąszeń są bolesne. Kolonie tworzą mniejsze, do 2 000 robotnic. Gniazda najczęściej znajdujemy pod kamieniami i korzeniami – te mrówki lubią się chować;

Skrzydlate – bywają utrapieniem w ogrodzie i w domu. Są wszędobylskie i trudniej się ich pozbyć, ze względu na ich mobilność. Latające mrówki to samce hurtnic, a także samice, które będą królowymi.

Mrówki w ogrodzie nie są szkodnikami. Pozytywnym efektem działań mrówek jest spulchnienie i wzbogacenie ziemi w składniki odżywcze takie jak fosfor i potas. Mrówki ponadto pomagają pozbyć się innych szkodników, którymi się żywią. W ogrodzie dzięki mrówkom nie będzie padliny zwierzęcej.

Choć mrówki w ogrodzie nie są szkodnikami, to gdy ich duża kolonia rozgości się w systemie korzeniowym roślin, rośliny mogą marnieć. Duże kolonie mrówek mogą powodować wyłysienia w trawie.

Choć mrówki nie drążą tuneli tak dużych jak krety, to usypane przez nie kupki ziemi mogą niekorzystnie wpływać na rozwój sadzonek. Poza tym mrówki poprzez drążenie w ziemi tuneli przyczyniają się do jej przesuszania.

Mrówki lubią budować gniazda w różnych zakamarkach, szczelinach ścian budynków, altanek, mebli ogrodowych…, a w poszukiwaniu pożywienia wchodzą do domów i żerują na jedzeniu, które znajdą.

Mrówki „opiekują się” mszycami, stwarzając im dogodne warunki bytowania. Nie jest to bezinteresowne – żywią się produkowaną przez nie słodką wydzieliną (spadzią).

Mrówki w czasie suszy żywią się młodymi pędami roślin. Atrakcyjny dla nich jest pokarm zwierzęcy i roślinny, przede wszystkim bogaty w białka i cukry. Niektóre gatunki mrówek żywią się również innymi owadami.

Pozbyć się mrówek z ogrodu, a przynajmniej ograniczyć ich aktywność można różnymi domowymi sposobami (bez wyniszczających nas nowoczesnych trucizn chemicznych). Najskuteczniejsze jest sąsiedztwo odpowiednio dobranych roślin i tę metodę polecam, tym bardziej, że przy okazji można zwiększać plony. Kto nie chce do wyproszenia mrówek zastosować sprzymierzeńców roślinnych może zastosować: ocet, cynamon, boraks, proszek do pieczenia, kawę, sodę… intensywne zapachy zniechęcają mrówki do eksploracji ogrodu.

Ocet – wymieszaj ocet z wodą (ewentualnie także z kilkoma kroplami waleriany) i spryskaj miejsca (ławki, altany…), z których chcesz się pozbyć nie tylko mrówek.

Cynamon – posyp miejsca, które chcesz chronić przed mrówkami, np. w pobliżu sadzonek.

Boraks – wymieszaj boraks, wodę i cukier w proporcjach 1:18:7. Zachowanie proporcji jest istotne ze względu na siłę trutki. Silna, odstraszy mrówki, słaba nie zadziała.

Proszek do pieczenia – posyp miejsca, które chcesz chronić przed mrówkami, np. w pobliżu sadzonek.

Kawa – ludzie lubią zapach kawy, mrówki nie. Kawa jest naturalną barierą zapachową, której mrówki nie będą chciały przekraczać.

Soda – posyp miejsca, w których mrówki szczególnie upodobały sobie bytowanie, oraz ścieżki, którymi się poruszają.

Rośliny

Powyższe sposoby pomogą pozbyć się niechcianych lokatorów dopóki intensywny zapach nie wywietrzeje. Aby nie powracały to załatwią rośliny aromatyczne. Jakie wybrać? Jest ich wiele, podaję najłatwiejsze do zdobycia: mięta, wrotycz, rozmaryn, majeranek, tymianek, lawenda, nagietek, bazylia… Rośliny te ograniczą zadomawianie się mrówek w sposób naturalny i na długo.

Jak pozbyć się mrówek z balkonu? Najpierw go posprzątaj, a rośliny zaatakowane przez mrówki dokładnie opłucz (łącznie z korzeniami) i przesadź do nowej ziemi. Potem zastosuj sposób dowolny z wyżej wspomnianych, choć ja polecam posadzenie roślin, które je odstraszą.

Rośliny odstraszające mrówki są bardzo pomocne, gdy owady te nadmiernie panoszą się po naszym ogrodzie, wędrują po roślinach i podgryzają owoce, szpecą trawnik mrowiskami, wdzierają się na balkony, tarasy i do mieszkań. Zamiast stosować szkodliwe dla środowiska chemiczne środki na mrówki, warto po prostu posadzić odpowiednie rośliny odstraszające mrówki. Oto 8 roślin, które mrówki omijają z daleka!

Mięta (Mentha sp.) Odstraszają mrówki wszystkie gatunki mięty. Szczególnie mięta pieprzowa (Mentha piperita). Główną rolę odgrywa tu mentol. Mięta najlepiej rośnie w półcienistych i wilgotnych miejscach. Może być uprawiana w doniczkach na tarasach i balkonach, co zabezpieczy także te miejsca przed inwazją mrówek. Mięta bardzo szybko rozrasta się dzięki podziemnym kłączom i w krótkim czasie możemy jej mieć nadmiar.

Wrotycz (Tanacetum vulgare) to dziko rosnąca roślina, spotykana na łąkach, w pobliżu dróg i pól. Dawniej uprawiany był w ogrodach jako roślina ozdobna i zielarska. Wydziela intensywny, duszący zapach, podobny do kamfory, odstraszający mrówki. Z ziela wrotyczu możemy przygotowywać również gnojówki, napary i wyciągi, przydatne w ogrodzie do walki z innymi szkodnikami (np. mszycami lub śmietką cebulanką).

Rozmaryn (Rosmarinus officinalis) wydziela kamforowy aromat (podobny do zapachu sosny), który skutecznie odstrasza nie tylko mrówki, także inne owady. Ma szerokie zastosowanie kulinarne. Lubi słoneczne i ciepłe stanowiska oraz lekkie i przepuszczalne gleby. Rozmaryn w naszym klimacie nie zimuje w gruncie, dlatego w ogrodach uprawiany jest jako roślina jednoroczna. Natomiast w pomieszczeniach przeżyje wiele lat, przy okazji zapobiegając wizytom mrówek.

Majeranek (Origanum majorana) to znana roślina przyprawowa i zielarska. Wytwarza piękne kwiaty, które nie tylko są ozdobą ogrodu, także zachęcają pszczoły do odwiedzin. Lubi stanowiska słoneczne o żyznej glebie. W polskich warunkach w ogrodzie jest rośliną jednoroczną. Powinno się go uprawiać w słonecznym, osłoniętym od wiatru miejscu, w glebie lekkiej i żyznej. Można sadzić go w sąsiedztwie warzywa, szczególnie kapustnych, na które ma dobroczynny wpływ.

Z majeranku można również robić wyciąg do polewania szlaków wędrówki mrówek. 10 dag suszonego ziela majeranku zalać 10 l wody i odstawić na 1 dzień. Zużyć od razu po przygotowaniu.

Tymianek (Thymus vulgaris) to znana roślina lecznicza i przyprawowa. Osiąga wysokość 30 cm, ma drobne liście i małe purpurowe lub białe kwiaty. Można wysadzać go wzdłuż chodników, na kwietnikach i warzywnikach lub uprawiać w doniczkach. Świetnie radzi sobie też w donicy na balkonie i parapecie. Lubi słoneczne stanowiska, jest rośliną wieloletnią. Nawet w zimie nie wymaga specjalnych warunków, dlatego idealnie sprawdza się w ziołowym ogródku. Wydziela mniej intensywny zapach niż inne rośliny odstraszające mrówki, ale jest wystarczająco skuteczny.

Lawenda wąskolistna (Lavandula angustifolia) Aromat lawendy odstrasza nie tylko mrówki, ale też wiele innych owadów. Substancje zapachowe zawarte w olejkach lawendy, takie jak octan linaliliu, linalol, cineol odstrasza mrówki, a kamfora odstrasza również komary i kleszcze. Dlatego lawenda jest polecana przeciw rozmaitym szkodnikom. Moc działania lawendy wzmocni towarzystwo róż, a to dodatkowo odstraszy mszyce.

Nagietek lekarski (Calendula officinalis) to roślina jednoroczna o pomarańczowych kwiatach, które są surowcem zielarskim, wykorzystywanym w przemyśle kosmetycznym i farmaceutycznym, ale również w kuchni, zamiast szafranu. Nie ma wymagań uprawowych, wystarczy mu stanowisko słoneczne. Może być uprawiany na rabatach lub w doniczkach, które ustawiane na parapetach i w pobliżu drzwi zniechęcą mrówki do wejścia do domu. Roślina znana jest z przepięknych kwiatów, które są prawdziwą ozdobą ogrodu, a wykorzystywane są w kosmetyce. Warto wiedzieć, że odstraszający mrówki zapach wydzielają liście i łodygi. Nagietki wabią owady miododajne, więc polecam je pszczelarzom.

Bazylia – lubiane śródziemnomorskie zioło. Świetnie sprawdzi się na tarasie i balkonie. Lubi słoneczną okolicę. W ogródku jest rośliną jednoroczną, natomiast w domu może przetrwać kilka lat (odpowiednio pielęgnowana i regularnie przycinana).

Ponieważ mrówki nie lubią silnych zapachów warto sadzić mocno aromatyczne rośliny. Nie dość, że odstraszają mrówki i są wykorzystywane w kuchni, to przy tym pięknie wyglądają.

Wszystkie wymienione wyżej rośliny odstraszające mrówki warto sadzić razem z innymi silnie pachnącymi, co wzmocni pożądany efekt.

Kaszoterapia na pamięć, koncentrację i przeróżne problemy [124]

W komentarzu pod artykułem zapowiadającym audycje na żywo Agnieszka napisała: „Audycje na żywo to super pomysł! Chętnie dołączę! Temat? Pan zawsze mówi ciekawie… Choć mnie osobiście zainteresowałby problem, z którym ostatnio się borykam, kłopoty z pamięcią i koncentracją.

Odpowiedziałem Agnieszce pod komentarzem, ale ponieważ ten problem dotyczy coraz więcej osób to powtarzam moją odpowiedź także tu – dla wszystkich.

Główną przyczyną kłopotów z pamięcią i koncentracją jest długotrwałe zatruwanie organizmu i przytkane naczynka krwionośne, szczególnie te najcieńsze transportujące tlen i pokarm do mózgu. Niewystarczająca ilość tlenu i pokarmu niewystarczająco dotlenia i niewystarczająco odżywia mózg. Z tym problemem można sobie łatwo poradzić samemu, nawet nic nie robiąc, bowiem jesteśmy tak cudownie skonstruowani, że nasz organizm sam się oczyszcza i regeneruje. Nie potrzeba mu w tym pomagać – wystarczy nie przeszkadzać. Gdy zaprzestaniemy go zaśmiecać efekt będzie szybki. Jednakże kto chce wspomóc naturalny proces samooczyszczania, samoregenerowania, samouleczania może to zrobić dowolnie wybranymi sposobami publikowanymi na tej stronie.

Najbardziej niedocenianym z moich sposobów i środków jest moja kasza. Koszt kaszy na tydzień kuracji to mniej niż dwa złote. Trzy tygodnie kuracji za 5 złotych.

Sposobów oczyszczanie organizmu, arterii krwionośnych, naczyń włosowatych jest wiele. Środków także wiele. Przedstawiam je przy różnych okazjach i wiele jest na tej stronie. Kaszoterapię przypominam jako najłatwiejszą i o najszerszym działaniu prozdrowotnym. Komu żal wydać złotówkę na spróbowanie i przekonanie się może moją kaszę dostać w prezencie w zamian za opis swojego doświadczenia z moją kaszą, albo kwiaty domowe i ogrodowe, albo stare radio, instrument muzyczny, inne starocie.

Zamieniający złotówki na poliny (PLN) nie mają u mnie czego szukać w żadnej sprawie.

Nawiążę współpracę z hodowcami róż, bylin długo kwitnących i winogron [123]

Uprawiałem warzywa i kwiaty z dala od cywilizy, w środku lasu. Nikt tam nie bywał oprócz zajęcy, dzików, saren, jeleni, łosi, żony, jednego z synów i podłego bezrozumnego bydlęcia, które syn nazywał dupą.

To podłe bezrozumne bydlę usiłowało przejąć mój ogród i kilkadziesiąt moich krzewów pomidorów zlało tak straszliwą trucizną, że zmarniały nawet rosnące w kilkumetrowym oddaleniu fiołki leśne i leszczyny.

Po kilku latach intensywnej rekultywacji gleby (przeróżnymi sposobami, od wymiany części gleby do sadzenia rokitników) zaczęły powracać fiołki i odbijać leszczyny. Jednakże śniegi i wiatry zawaliły płoty nie tylko mojego ogródka, ale całej działki. Ponieważ regeneracja mojego organizmu, zniszczonego trucizną rozlewaną przez bandytkę jest wolniejsza od rekultywacji skażonej gleby nie mam sił, a przez to także środków na zbudowanie nowego płotu. Pozostaje więc ogród przenieść w miejsce niedostępne dla bandytki. Na ogrody kwiatowe i warzywne wybrałem więc dachy wysokich budynków. Tymczasem czterech, a docelowo pięciu. Tam oglądać je będą przelatujące tamtędy ptaki oraz goście tej witryny. Tyle że ptaki kiedy zechcą i w pełnej krasie, a goście tylko czasami, lub we fragmentach na fotografiach i filmach.

Dachy są przygotowane (na jednym nawet już coś rosło). O przyłącza wody do podlewania i odpływy zadbali inwestor, projektant, wykonawca. Podłoże ziemi (torfowej) starannie rozłożone. Pozostaje wysiewać nasiona, wysadzać sadzonki, budować ażurowe ścianki dla pnączy, ule dla pszczół, altanki (ażurowe do wypoczywania i zaszklone do szkoleń).

W leśnym ogródku sadziłem co chciałem: rokitniki, porzeczki i inne krzewy, pomidory, selery, pietruszkę, topinambur i inne warzywa, rośliny przyprawowe i lecznicze, nagietki, aksamitki, szałwie, fiołki fiołkowe i białe, malwy, bratki i wiele innych kwiatów… Same rosły fiołki trójbarwne i leśne oraz ogrom ziół leczniczych, kulinarnych, przyprawowych… O roślinach zarówno tych przeze mnie sadzonych jak i tych dziko rosnących nie potrzebowałem mieć wiedzy co do wymagań, upodobań, systemu korzeniowego – rosło wszystko co sadziliśmy – ja i Natura. Teraz będziemy sadzić głównie to, co nadaje się na dachy. Chcę by tam rosły rośliny prozdrowotne, lecznicze, przyprawowe, warzywne oraz ogrom kwiatów, szczególnie róż, a nawet krzewy i drzewka owocowe.

Nie wiem które rośliny poradzą sobie w płytkim podłożu. W leśnym ogrodzie nie interesowało mnie ile w głąb sięgną korzenie. Teraz muszę wybierać rośliny o korzeniach rozrastających się tylko na boki. Stąd właśnie ten tytuł: Nawiążę współpracę z hodowcami róż, bylin długo kwitnących i winogron.

Zawsze starałem się być samodzielny, samowystarczalny i nie szukałem pomocy. Teraz proszę o sadzonki roślin wielosezonowych, odpornych na mrozy, nadających się na dachy, a szczególnie róż, oraz praktyczne doświadczenie z tego zakresu.

Na początek potrzebuję roślin płytko sięgających korzeniami, jednakże po obsadzeniu dachów będę rozszerzał ogród także wokół budynków. Mamy ambicje, by to osiedle było najpiękniejsze i wzorcowe, w mieście i w kraju, a dla uczniów pobliskich szkół było roślinną ścieżką dydaktyczną.

Audycje na żywo [119]

Rozważam możliwość prowadzenia stałych audycji, w których rozmawialibyśmy na różne tematy życiowe, dzielili się doświadczeniem i przemyśleniami z różnych dziedzin. Początkowo do dołączenia do rozmowy nie potrzeba instalować żadnych programów, a ilość osób biorących udział w audycji ograniczona do stu. Audycje będą transmitowane na żywo, bez rejestrowania dźwięku i obrazu, a więc bez możliwości ich odsłuchania i obejrzenia w innym czasie niż tylko podczas trwania na żywo.

W przyszłości będzie możliwość rozszerzania tego przedsięwzięcia zarówno w stronę ilości osób biorących udział w spotkaniach jak i rejestrowania audycji i udostępniania w dowolnym czasie.

Teraz proszę o propozycje tematów, czasu trwania i pory tych spotkań, a także nazwy audycji, rozmów, pokazów…

Przygoda Sławy z nalewką z pączków [114]

sierpień 2021 r.

Szanowny Panie Władysławie

Kochani

Moja przygoda z nalewką z pączków

Mam na imię Sława, mam 60 lat. Jestem żoną, mamą, babcią, gospodynią do­mową od zawsze. Mieszkam na wsi na Podkarpaciu w Puszczy Sandomierskiej. Od dziecka lubię wieś, pole, las, zwierzęta. Od zawsze robię sama przetwory z produktów, które sami produkujemy. Nalewki również.

Ta nalewka z pączków ma swoją historię. Obejrzałam filmik Pana Władysława na YT i z niego się dowiedziałam, jaką moc mają pączki roślin, krzewów i drzew wczesną wiosną. Pan Władysław wspominał o komórkach macierzystych zawartych w tych pączkach. I na bazie tej inspiracji sama nastawiłam nalewkę z pączków. Poszłam do ogrodu i nazbierałam pełny słoik pączków, listków maleńkich, po 2-3 sztuk każdego. Słój ma pojemność 1,75 l, ja nazbierałam pełny. Mąż zalał spirytusem swojskim. Pączków listków i ziół było 39 oto one, na słoju spisane: wiśnia, czereśnia, śliwa, morela, brzoskwinia, jabłoń, grusza, winogron, porzeczka czerwona, porzeczka czarna, pigwa, pigwowiec, agrest, malina, borówka amerykańska, sosna, świerk, brzoza, dąb, lipa, róża, forsycja, bez, orzech włoski, leszczyna, dereń, jabłuszko rajskie, pokrzywa, krwawnik, mniszek, kurdybanek, perz, piołun, wrotycz, bylica, czosnek niedźwiedzi, mięta, stokrotka, oregano.

Był to kwiecień 2019 roku. W kartonowym pudełku stała sobie naleweczka i czekała. W styczniu 2021 lekarz na wizycie popatrzył na mój nos i powiedział, że te zmiany skórne trzeba usunąć. I tak też się stało. Na nic się zdało, bo po zagojeniu się ran odnowiły się zmiany w dwóch miejscach. Było to gdzieś pod koniec stycznia jak sobie przypomniałam o naleweczce z pączków, pomyślałam skoro są w nich komórki macierzyste, więc uznałam, że to jest dla mnie. I zaczęłam codziennie, po umyciu twarzy mydłem szarym nakładać na zmiany moje pączki delikatnie wmasowując. Po jakimś czasie zauważyłam, że robi się ładna skóra wokół zmian i wtedy zaczęłam nakładać na całą twarz. Po dwóch latach stania nalewki zrobiła się leciutka emulsja (nie wiem jak to nazwać), nie wysuszała skóry. Na skórę nakładałam ten pączkowy film. Kuracja trwała około 3 miesięcy z sukcesem. Naleweczkę pączkową wykorzystuję jeszcze jak mam jakiś nerwoból, czasem mąż smaruje mi bolące plecy lub bolące kolano.

Ktoś powiedział, że energia idzie za uwagą. Według mnie to trzeba tej energii pomóc, czyli wykonać pracę, trzeba samemu zrobić, co serce podyktuje. W moim przypadku było to nazbieranie ziół w moim ogrodzie. A wszystko to zawdzięczam Panu Władysławowi. Był to impuls, który spowodował u mnie działanie. Ceńmy takich ludzi jak Pan Władysław z uwagi na to, że posiada ogromną wiedzę, którą szczodrze dzieli się z innymi. Ja ją wykorzystałam z pożytkiem dla siebie, za co jestem niezmiernie wdzięczna i serdecznie dziękuję. Ta przygoda z naleweczką z pączków niech będzie inspiracją dla innych.

Sława

P.S.

Jestem po poważnych przejściach zdrowotnych. W krytycznym momencie mojego życia przyszła do mnie myśl, była to późna jesień. Popatrzyłam przez okno mojej izolatki szpitalnej i zobaczyłam, że dęby nie miały listków. Przyrzekłam sobie, że jak wypuszczą nowe listki to ja już będę w domu i będę robić przetwory, co czynię do dziś. Było to w 2008 r., leżałam w szpitalu 1,5 roku.

Jest to moje przesłanie dla innych za pośrednictwem Pana Władysława z intencją mnie wiadomą.

Które z ziół najważniejsze [113]

31 lipca 2021 r. odwiedziłem Orzechówkę. Pewna zielarka chciała odnaleźć tam tajemniczą roślinę z jednego z filmików śp. świętokrzyskiego prepersa. Miała nadzieję, że w miejscach, po których niegdyś oprowadzałem adeptów ziołoznawstwa i ziołolecznictwa odnajdziemy kupę kamieni, na której parę lat temu roślina ta rosła.

Dzisiejszy widok do niedawna tętniącego życiem gospodarstwa wzbudza przerażenie i żal. Po ogrodach warzywnym i ziołowym nie ma śladu. Wszędzie zarośla zdziczałych badyli. Sprzęty bezładnie porozrzucane niszczeją, podwórko zagracone rupieciami i gromadzonymi śmieciami, których nikt nie sprząta. Widać brak gospodarza, a raczej rozumu i serca bo gospodarz jakiś jest. Spotkaliśmy go nawet. Stał na drodze przed wjazdem, z czwórką osób, które w zeszytach i smartfonach utrwalały co im mówił o rosnących tam ziołach.

Jakże inaczej wyglądały zajęcia, kiedy ja tam prowadziłem kursy zielarskie. Kursanci zbierali rozpoznawane zioła i przynosili do wykorzystywania w posiłkach. Nadmiar układali na długim stole. Uczyliśmy rozpoznawać nie tylko w miejscu gdzie rosły, także wygrzebywane z wielkiej sterty na stole. Nie tylko po wyglądzie, także po smaku, zapachu, dotyku. To znacznie  trudniejsze, gdy rośliny wymieszane z innymi. Omawialiśmy je poznając ich charakterystyczne cechy. Następnego dnia, w terenie przypominali sobie co się nauczyli dnia poprzedniego. Program kursów, które ja prowadziłem gwarantował opanowanie ponad osiemdziesiąt ziół, które wypisałem na dyplomach, ale zależnie od zdolności grupy udawało się nauczyć odnajdywania ponad setki, a rozpoznawania prawie dwóch setek.

Kursantom, których spotkaliśmy na drodze, pokazałem rdest ptasi, który deptali, nie znając ani jego wyglądu ani zastosowania, mimo iż dzisiaj jest jednym z najważniejszych ziół do ochrony przed zarazami. Tymi, rozprzestrzenianymi przez bandytów usiłujących nas wymordować i tymi, rozprzestrzenianymi przez głupków, dobrowolnie pozwalającym wstrzykiwać sobie trucizny wraz z rozkawałkowanymi płodami ludzkimi.

Zjadając liść winogrona i kwiatek cykorii podróżnika usiłowałem spotkanym kursantom pokazać różnicę między gromadzonymi wiadomościami, a wiedzą wynikającą z praktyki. Przypomniałem sobie i im zupę z podagrycznika, która była obowiązkowa w pierwszym dniu zajęć, kiedy ja tam oprowadzałem kursantów. Wówczas pół setki ziół poznawaliśmy już na podwórku świętokrzyskiego prepersa (niektóre ja tam przywoziłem i sadziłem), dziś z trudem znalazłoby się tam kilkanaście, a i to w opłakanym stanie. Najpiękniejsze wytrzebione, podagrycznik wówczas wysoki na metr, ma ledwie kilka centymetrów. Pachnącej kolendry i wielu innych witających już od bramy nie było w ogóle.

Jedyny w grupie kursantów (4-osobowej) mężczyzna widząc jak zjadam kwiatek cykorii podróżnika zapytał czy to dobre. To przerażający brak zdolności rozumowania i dowód hasłowego podejścia, bowiem cóż znaczy „dobre”? Dobre na co? Dobre dla kogo? Gdyby skosztował, poznałby praktycznie, więc dowiedziałby się. A z pytania co mu przyjdzie? Oczywiście nie zrozumiał wywodu. Pozostali też nie, bo zaraz padło pytanie o dziesięć ziół najważniejszych. Gdy usiłowałem dociec co rozumieją pod hasłem „najważniejszych” zmniejszyli limit do pięciu.

Wymienić ziół z pamięci, nawet w nocy wybudzony ze snu mógłbym co najmniej trzysta, a na spokojnie sześćset. Robiliśmy z żoną takie ćwiczenia. Ale jak określić które ważniejsze od którego i dla kogo? Ważniejsze w czym? Pod kątem wielokierunkowości działania, czy tego, co kogo w danym momencie trapi? Najważniejsze zioła to te, które mamy pod ręką, które znamy, wiemy jak je stosować i możemy użyć natychmiast!

Najważniejszym pod kątem wszechstronności byłyby konopie. Ale sybiracy nie mieli konopi! Ratowali się sosną i rokitnikiem. My też powinniśmy je wykorzystywać. Niestety większość nie zna właściwości i wartości ani sosny, ani rokitnika, a powinni, bo w czasie zarazy mogą być jedynym ratunkiem.

Pod kątem siły przetrwania do najważniejszych należałyby perz i pokrzywy. Ale co w takim razie z tymi, które są pod ręką, ale nie nazywamy ich ziołami, jak np. krzepiącą rzepę? No ale jak mówić i pisać o rzepie do tych, który rzepy nie jadają? Skąd mieliby wiedzieć jak krzepi? Dla przyszłych matek najważniejszym ziołem były maliny. Zapewniały bezbolesność porodów. Wiecie choć która to część roślin? Owoc jest sezonowy, a potrzebujemy dostępności przez cały rok. Co z malin pozostaje w zimie pod śniegiem? Kto w dobie zastępowania naturalnych porodów operacjami chirurgicznymi docenia wartość malin? A wy, kursantki, też  wybierzecie skalpel? Mam pisać o tym, czego i tak większość nie spróbuje?

Czy dla tego, kto nie doświadczył paraliżu ważna będzie roślina, która mnie z niego wybawiła? A jeśli komuś gniją jelita i wspomniana już cykoria podróżnik (ceniona w czasie gdy nie było kawy) może uratować życie miałaby się znaleźć w pierwszej piątce, to co z tej piątki wyrzucić? A tysiącznik, który już w nazwie ma tysiąc, jako, że tyleż chorób nim wyleczano? A szałwia, o której jeden z ojców zielarstwa pisał: „nie powinien umrzeć kto ma szałwię w ogrodzie”? Borykający się z krwawieniami w pierwszej piątce chcieliby mieć krwawnik, a obżerający się pszenicąmorwę. Kto dawno zrezygnował z pszenicy i żadnych ziół nie potrzebuje dzięki orkiszowi pewnie w pierwszą piątkę wpisałby orkisz. Cenzor Kantor, który przyznał, że Rzymianie przeżyli kilka wieków bez lekarzy dzięki kapuście oraz ci, którzy kapuście wystawili świątynię, a także dr Górnicka, która wymieniła sto chorób, które leczy kapusta i ja, który wymieniłem ich dwieście powinniśmy kapustę też do pierwszej piątki zaliczyć.

Jak rozszerzycie limit co najmniej do setki możemy snuć rozważania co w pierwszej setce powinno się znaleźć, ale przy tak wąskim limicie jak piątka, czy choćby dziesiątka nie ma to sensu. Najważniejsze zioła to te, które macie pod ręką i możecie wykorzystywać. Cóż wam po tych, o których ktoś, gdzieś powiedział, czy napisał?

Nie widziała dupa słońca, zagorzała od gorąca [112]

Miałem wielu nauczycieli, jednego z nich grono pedagogiczne pozbawiło odbytu. Było to tak dawno temu, że nie było jeszcze proktologów, a palec tam wpychali chirurdzy.

Mój poligon

Potrzebowałem królików doświadczalnych do badań wpływu kolorów na zdrowie i samopoczucie. Znalazłem je w wieczorówce. Tak nazywano Liceum dla pracujących. Uczyły się tam niemal same nastolatki, które odeszły z innych szkół, tak zwanych dziennych, zazwyczaj po konfliktach z nauczycielkami, czasem po zajściu w ciążę.
Byłem już po czterdziestce i dostanie się tam nie było łatwe, gdyż trudno było zataić, że nie potrzebowałem wykształcenia, bo byłem czołowym racjonalizatorem huty, w nagrodę za największą ilość projektów wynalazczych delegowanym na Targi Budapeszteńskie w celu zapoznania się z nowoczesną techniką krajów RWPG.
Owa szkoła była babińcem, tak co do personelu jak i uczniów. Męskie grono stanowił jeden nauczyciel, krótko dwóch. Męskich uczniów długo było dwóch, długo byłem jedynym, a rekordem, ale bardzo krótko było czterech.

Zakres działań

Problemy dziewcząt były podobne, zazwyczaj anemie, niewydolności nerkowe, bóle menstruacyjne, zaburzenia cyklu, trądziki, niewydolność krążenia, marzniecie dłoni i stóp, ale zdarzyły się padaczka, otępienie spowodowane długim i nieskutecznym leczeniem, bezpłodność… Umiejętne stosowanie samych tylko kolorów załatwiało wszystko, dziewczyny zdrowiały w zadziwiającym tempie i z zaskakującym skutkiem. Niezależnie od bagażu rozczarowań terapiami medycznymi i farmakologicznymi. Najciekawsze przypadki opiszę przy innej okazji. Tymczasem wracam do nauczyciela i jego odbytu.

Zajzajerem w bezpartyjnego

Kochał swoją pracę, umiał nauczyć i być prawdziwym nauczycielem. Nie należał do partii. Partyjne babska usiłowały zapędzić go w szeregi PZPR, a on nie czuł takiego powołania i nie rozumiał, że psuje im statystykę.
Pezetpeerówki nie umiejąc wyłożyć rzeczowych argumentów postanowiły zlikwidować niezrzeszonego. Ponieważ nie był na tyle subtelny, by uciec z gniazda żmij podejmowały liczne próby otrucia go. Gdy sięgał po szklankę z herbatą nie dla niego przeznaczoną, zawartość tej, dla niego przeznaczonej wylewały do zlewu.
Wielokrotnie udawało mu się unikać uknutego wyroku. W końcu załatwiły go, a wraz z nim swój problem. Pozostały same, sto procent Pe Zet Pe eRu. Niepartyjny z przeżartymi jelitami wił się w bólach i tułał po lekarzach, przychodniach, szpitalach…

Niedoszła terapia

Miałem ambicje wygoić mu odbyt przeżarty zajzajerem, podsuniętym w herbacie przez pezetpeerówki. Proponowałem miód stosować doodbytniczo i samemu sobie masować swoim palcem. Nie chciał. Myśląc, że obawia się miodu zaproponowałem mydliny z mydła miodowego. Zwierzył mi się, że sam nie mógłby sobie tam palca wsadzić. W końcu trafił do chirurga, a ten brutalnie wcisnął mu tam palucha w rzeźnickiej rękawicy i porozrywał poparzone zajzajerem jelito.
Od tej pory było coraz gorzej. W końcu medycy odłączyli odbyt od jelita, a jelito wyprowadzili z brzucha do przodu.

Słońcem w dupę

W poprzednim wpisie zamieściłem list Jacka (w całości i z zachowaniem pisowni), opisujący katowanie swoich jelit i całego organizmu. W konsekwencji spowodowało to przeżarcie odbytu. W tym przypadku z własnej woli i własnych wyborów przemysłowej paszy, nazywanej pokarmem.
Jacek, jak prawie wszyscy zatruwający mi życie swoją błazenadą nie napisał po co, ani dlaczego do mnie kieruje swój życiorys. Pewnie miodu, ani mydlin też by nie stosował. A gdyby znalazł się mędrzec, który by takim helioterapię zaproponował to ilu wystawi ku Niebu miejsca, które dotychczas Słoneczka nie widziały? Czy nadal będziecie chronić je przed słońcem, okrywając szczelnie syntetycznymi tkaninami, w których kochają się nowotwory?

Helioterapia, heliohigiena, heliowitalność 

Skuteczność helioterapii możecie teraz sprawdzić sami. O ile pozwolicie Słońcu całować wasze d… Napiszcie o własnych doświadczeniach z wystawiania ku Słońcu swoich, dotychczas przed nim chronionych intymności.

Nowotwory jelit, odbytu i innych części ciała trapią wielu katujących się przemysłową paszą, pełną syntetycznych polepszaczy trwałości, wyglądu, smaku. Naświetlenie promieniami słonecznymi, zawierającymi nie tylko te z zakresu widzialnego, ale także podczerwone i nadfioletowe od zawsze znane były z działania prozdrowotnego i leczniczego. Wystawiano na Słońce pościel i bieliznę, a Ono rozprawiało się z bakteriami, roztoczami, robactwem…

Jakość źródła światła ma decydujące znaczenie także dla systemu hormonalnego. Im bardziej sztuczne światło różni się od słonecznego, tym gorzej wpływa na gospodarkę hormonalną człowieka. Znacznie lepiej mieszka się i pracuje w pomieszczeniach oświetlonych światłem dziennym. Mniej zmęczenia i stresu to jeden z najszybciej zauważalnych efektów oddziaływania światła naturalnego.

Więcej światła – dłuższe życie

Długość życia ludzi wzrasta wraz ze wzrostem ilości światła i bogactwa kolorów do nas docierających. Najwyższą żywotnością cieszą się żyjący w pełnym świetle słonecznym. Naturalne światło Słońca jest dla zdrowego funkcjonowania niezbędne.
Godnym podkreślenia jest fakt poprawy stanu zdrowia osób cierpiących z powodu zapalenia stawów, gdy rezygnowali z okularów (zarówno korekcyjnych jak i przeciwsłonecznych). Poprzez szkła okularów oczy nie otrzymują pełnej gamy promieni Słońca i naturalne czynniki biochemicznego rozwoju są drastycznie hamowane.
Osoby ciągle noszące okulary, przebywające długo za szybami, w pomieszczeniach o niedostatecznej ilości światła dziennego (małe okna, okna ciągle przesłonięte żaluzjami) – zarówno w mieszkaniach jak i miejscach pracy – zapraszam do sprawdzenia reakcji swego organizmu, gdy zaczną wychodzić w otwartą przestrzeń (niekoniecznie w pełnym słońcu). Wasze doświadczenia nagłej poprawy zdrowia (jeśli podzielicie się nimi, do czego serdecznie zapraszam) mogą być rozszerzeniem kolejnego wydania mojej książki o wpływie kolorów na zdrowie i samopoczucie.

Darmowa witamina

Nasza skóra powinna regularnie otrzymywać stosowną ilość światła słonecznego, inaczej grozi nam przemęczenie, niedobór witaminy D[1], uporczywe utrzymywanie się rozmaitych zaburzeń. W długie słoneczne dni wytwarzana pod wpływem Słońca witamina D zaspokaja nawet 80 % zapotrzebowania naszego organizmu. Pozostałe 20 % możemy uzupełnić z odżywiania. Gdy dni są krótkie, a także w okresach dłuższego zachmurzenia nasz organizm narażony jest na niedobór światła i deficyt witaminy D. Wówczas łatwo o kiepski humor, a nawet stany depresyjne. Podświadomie tęsknimy za Słońcem.

Skutki niedoboru

Skutki niedoboru światła słonecznego i witaminy D są najbardziej widoczne u dzieci, gdyż ich układ kostny jest jeszcze w budowie. Koślawe nóżki, zawadzające o siebie kolanka to skutek nie tylko niedoborów w diecie, ale także niedoboru światła.
Skutki niedoboru światła i witaminy D są niebezpieczne także dla starszych, straszonych osteoporozą. Jednocześnie szczególnego podkreślenia wymaga fakt, że choroby stawów, kości, skóry obce są tym, którzy umiejętnie korzystają z promieni Słońca. Wyjaśnieniem tej ciekawostki jest fakt, iż pod wpływem światła słonecznego nasz organizm produkuje także kolagen[2]. Ukrywanie tego faktu zawdzięczamy bogacącym się na produkcji i reklamie kolagenowych kosmetyków i kolagenowych suplementów diety.

Kolagen tylko własny – ze światła

Niedobór kolagenu powoduje m.in. zwyrodnienie tkanki łącznej sprężystej, szkorbut, rozstępy skórne, różne zapalenia, zapalenia stawów, choroby reumatyczne… Wszystkie te problemy i wiele innych łagodnieją, a wiele z nich ustępuje pod wpływem światła słonecznego. Im więcej Słońca wykorzystamy w słoneczne dni, tym zdrowsi i odporniejsi będziemy cały rok.
Kolagenowe suplementy i kosmetyki – niezależnie od pochodzenia (z ryb, ze świń) i postaciowi (kapsułki, żele, kremy) mogą być pomocne, jednakże w znikomym zakresie i pod warunkiem dostarczenia organizmowi także czystej wody. Kolagen bez wody jest bezużyteczny, natomiast promienie Słońca i czysta woda są skuteczne i bez kolagenu.

 

[1] To nazwa kilku związków rozpuszczalnych w tłuszczach: wit. D1 (kalcyferolu), wit. D2 (ergokalcyferolu), wit. D3 (cholekalcyferolu). W organizmach występują w postaci prowitamin pochodnych cholesterolu; pod wpływem promieniowania ultrafioletowego przekształcają się we właściwą witaminę. Witamina D reguluje gospodarkę wapniową i fosforową organizmu przez ułatwianie wchłaniania i obni­żanie wydalania z moczem wapnia i fosforu. Witamina D znajduje się w tranie ry­bim, mleku, jajach, a jej prowitaminy w drożdżach, nowalijkach, tkankach zwie­rzęcych. Skutkami niedoboru wit. D są: krzywica, utrata zębów, łamliwość kości…

[2] Nazwa pochodzi od greckiego słowa oznaczającego „klej”. Kolagen to białko włókienkowe; nadaje elastyczność tkance łącznej, występuje w skórze, naczyniach krwionośnych, ścięgnach, stawach, kościach, jelitach,… Kolagen zbudowany jest z długich, spiralnych łańcuchów peptydowych, w których występują głównie trzy aminokwasy: prolina, hydroksyprolina, glicyna.

Co z tym zrobić? [111]

Wypłakują się przede mną różni nieudacznicy usiłujący ukryć, kim są i dlaczego właśnie mi postanowili zatruć życie. Rzadko im się udaje, zazwyczaj szydło wyłazi z wora. Podpisujący się Jacek B, też „zapomniał” wspomnieć o sobie. Piszą wyłącznie o swoich chorobach i swoim „bohaterskim” zmaganiu się z nimi. A to znaczy, że oni nie istnieją. Istnieje wyłącznie wasze bagienko od lat tworzone wspólnie z medykami. Usiłują wciągać mnie do swoich chlewików. Załączając ostatnio otrzymany list zachowuję oryginalną pisownię.

 „Witam serdecznie.
Po wielu potencjalnie śmiertelnych przypadłości (zawał, udar mózgu, złośliwy nowotwór), dopadł mnie teraz zanik mięśni. Medycyna akademicka postawiła mi krzyżyk na drogę i „zaleciła” czekanie na wózek inwalidzki, bez rehabilitacji czy badań poszukiwania przyczyny choroby. Stąd szukam samotnie różnych prawdopodobieństw przyczyny mojego stanu zapalnego mięśni. Z pobranego wycinka mięśnia stwierdzono, że prawdopodobny stan zapalny mięśni jest wynikiem długotrwałego zażywania sterydów, względnie jest to wtrętowe zapalenie mięśni. Sterydów w życiu nie zażywałem, choć wtrętowe zapalenie mięśni pasuje jedynie ze względu na czas postępu choroby (ponad 7 lat powolnego słabnięcia mięśni). Lekarka pierwszego kontaktu stwierdziła, że moje wyniki badań nie pasują do dolegliwości jakie mnie spotkały. Mimo to nic nie jest w stanie mi zaproponować. Postanowiłem szukać przyczyny w mitochondriach robiąc test MRT na nietolerancję pokarmową, który pokazał, że nie toleruję nabiału (podobno prawie wszyscy poddani takiemu testowi, nabiału nie tolerują), choć osobiście bardzo go lubię, nie toleruję truskawek i kawy oraz paru chemicznych barwników. Wcześniej stosowałem metodę Wim Hoffa stosując ćwiczenia oddechowe i naprzemienne zimne prysznice. Niestety, mimo że taka forma prysznicy mi odpowiadała, to wyraźnie czułem po niej słabość w nogach. Byłem na konsultacji u naczyniowców, który stwierdzili, że przepływ w naczyniach krwionośnych w nogach mam poprawny. Ostatnio nieco spał w prawej nodze. Uznałem, że jeżeli przyczyną stanu zapalnego są wirusy, to preparat CDL PLUS da z nimi radę. Mimo stosowania jego i poprawy samopoczucie, nie widziałem poprawy. Postanowiłem przejść z silnego utleniacza na przeciwutleniacz typu DMSO. Blisko litr tego preparatu zużyłem, niestety bez widocznych pozytywnych zmian. Muszę stwierdzić, że po nim, mniej dłonie mi drżały i poprawiła się pamięć. Mam w domu przyrząd Kwantowy Analizator Zdrowia typu Quantum. W pomiarów wynika, że mam kila ciężkich pierwiastków w organizmie oraz z USG jamy brzusznej, że mamy niewielkie miażdżycowe zawężenie aorty zasilającej nogi. Postanowiłem zastosować chelatacja EDTA. Unormowały mi się cholesterol i trójgliceryd, lecz niestety a może i stety pojawiło się krwawienie i musiałem przerwać kurację. Krwawienie było informacją, że mam na końcówce jelita grubego guza rakowego, którego uważam, że własną metodą pokonałem. Niestety słabość i zanik mięśni nadal postępują. W kwietniu dorwał mnie Covid i jeszcze bardzie zniszczył mięśnie. Na szczęście płuca mu się nie poddały. Najwidoczniej atakuje najsłabsze organy. Zrobiłem sobie koc orgonowy oraz przyrząd relaksacyjny Eemana. Stosuję afirmację wg. Joseph Murphy. Możliwe, że wiele osób słysząc o moich metodach leczenia patrzy na mnie z pobłażliwością, ale tak jak wcześniej obiecałem małżonce, gdy chorowałem na raka, że jej nie zostawię, to teraz nie mam zamiaru być dla niej ciężarem.
Czy ma Pan jakiś pomysł na znalezienie źródła mojej dolegliwości?
Serdecznie pozdrawiam
Jacek B…a”

Trudno byłoby znaleźć więcej niedorzeczności i sformułowań tyle ciężkich, co bezsensownych: „medycyna akademicka”, „krzyżyk na drogę”, „zaleciła czekanie”, „szukać w mitochondriach”, „nietolerancja pokarmowa”…

Czym bardziej opisując mi swoje zmagania starają się zostać bohaterami, tym bardziej żałosne stają się ich bohaterstwa. Szukają poduszki, w którą mogliby się wypłakiwać o każdej porze dnia i nocy, a jednocześnie zasłaniają oczy i uszy, by jak najmniej prawdy do nich docierało. Żadnym „czarodziejkom” nie udało się odmienić losu tych, którzy zamiast pragnienia by mieć lepiej, pragnęli by sąsiad miał gorzej.

Jacek szuka prawdopodobieństw przyczyny stanu zapalnego mięśni. Czy wdepnąłwszy w kałużę też szukałbyś prawdopodobieństw przyczyny mokrych butów? Szuka różnych! Jedna mu nie wystarcza. Na bardzo długie szukanie się zanosi, tym bardziej, że szukać postanowił samotnie.

Gdy gnębicielom przypominam o Louise L. Hay, która nie tylko znalazła dawno temu, ale dla naszej wygody opublikowała w książce[1], która w Polsce królowała prawie trzydzieści lat temu i nadal cały czas jest łatwo dostępna, wówczas chwalą się, że tę książkę kupili dawno temu, że od lat stoi na półce, po czym okazuje się, że nie znają jej treści. Odrzucają prawdę tylko dlatego, że mogliby wyzdrowieć?, że chorowanie jest jedynym dorobkiem ich życia?, że są do swoich chorób tak bardzo przywiązani, że ich porzucić nie chcą, bo żyć bez nich by nie umieli?, że ich jedynym pragnieniem jest wciągać w swoje bagienko, każdego, kto sobie na to pozwoli? A może tylko mnie, dlatego że zmagam się z  bagienkiem własnym nie chwaląc się tym przed nimi?

Naczytali się głupot, misternie przyozdabianych w pseudonaukowość i szukają jeszcze większych głupot na usprawiedliwienie swojej „niewinności”. Nie znajdą, bo są jedynymi winowajcami!

Jacek dziwi się, że „z pobranego wycinka mięśnia stwierdzono, że prawdopodobny stan zapalny mięśni jest wynikiem długotrwałego zażywania sterydów, względnie jest to wtrętowe zapalenie mięśni”. Twierdzi, ze sterydów w życiu nie zażywał. Czyżby?  A zawał, udar mózgu, złośliwy nowotwór to skąd się wzięły? Rozumiem, że nie kupujecie kapsułek z napisem „sterydy”, bo tak ich nie oznaczają. Jednakże od lat kupowali i wtłaczali w siebie wiele paskudztw, także syntetycznych. Co gorsza, nadal to czynią nie zauważając ich głównie dlatego, że są zapakowane. A pakowane są we wszystko, czym się żywili przez wszystkie lata misternie zaśmiecając organizm i ciągle tkając swoje choróbska.

Broilery nazywają kurczakami. Jeśli zamieniają je na coś innego, to na inne brojlery, nazywane np. indykami. A sprawdzali czym były karmione? Jedne i drugie, ale także inne zwierzęta karmione są antybiotykami, sterydami, statynami, hormonami i… własnymi odchodami. Muszą żreć odchody, bo tam jest azot, po którym nie tylko zboża, warzywa i owoce szybciej rosną. Drób w znacznej mierze karmiony jest tym, co wydali, bo tam jest to wszystko, co dostał w paszy, a czego nie zdołał przyswoić i wydalił.

Własne wydaliny dostaje wielokrotnie ponownie domieszane do paszy. Nie wspominając, że i przed dodaniem tego pasza zawierała antybiotyki, statyny, hormony i przeróżne trucizny. To jest business. Hodowcy wiedzą, że to, co drób wydala, to darmowe źródła azotu, antybiotyków, sterydów, statyn, hormonów. Ich nie interesuje wasze zdrowie, lecz tylko zysk. Zysk wielokrotny. Nie tylko z powtórnego wykorzystywania odchodów, także z oszczędności na niewywożeniu, tym bardziej, że nie mają gdzie wywozić.

To wszystko dotyczy nie tylko drobiu, ale wszystkich zwierząt hodowanych na wielka skalę.

„Wtrętowe zapalenie mięśni” pasuje mu ze względu na czas postępu choroby (ponad 7 lat powolnego słabnięcia mięśni). Zaśmiecane mięśnie słabły wraz ze wzrostem ilości nagromadzanych śmieci. Co w tym odkrywczego? Obornik w oborze też nie został tam wtrącony, lecz gromadził się wraz z podścielaniem tego, na co bydełko robiło kupkę i siusiu i co ten obornik tworzyło. Tyle, że obórki czasem wyprzątano, obornik wywożono, zazwyczaj systematycznie. A swoje trzewia, kiedy ostatnio wysprzątnęli?

Jackowi nie podoba się stwierdzenie lekarki pierwszego kontaktu. Jednakże od lat niezłomnie trwa przy lekarce pierwszego kontaktu! Mimo, iż ona nie jest w stanie mu niczego zaproponować. Czegóż on, po tylu latach chorowania nadal oczekuje od lekarki pierwszego kontaktu? By została lekarką także ostatniego kontaktu? To akurat może mu się udać.

Wyniki badań nie pasują do dolegliwości. No to zrezygnuj biedaczku z dolegliwości, albo z bzdurnych badań!

Teraz szuka przyczyny w mitochondriach, czyli komórkowych elektrowniach. Jakkolwiek będziesz szukał to wpierw zrozum, że każdą elektrownię można zniszczyć, nawet Czarnobylską się udało!

Poddał się testowaniu na „nietolerancję pokarmową” i chwali się tym przede mną, który przy każdej okazji mówi i pisze, że w świetle Tradycyjnej Medycyny Chińskiej alergie i nietolerancje nie istnieją. To objawy długotrwałego wyniszczania organizmu… Stop! Nie będę tu powtarzał. Sami szukajcie, słuchajcie, czytajcie.

Test pokazał, że biedaczek nie toleruje nabiału. Potrzebował testu, żeby dowiedzieć się, że „prawie wszyscy poddani takiemu testowi, nabiału nie tolerują”. Pisząc, że bardzo lubi „nabiał”, „zapomniał” dodać co nazywa „nabiałem”. Jajko, mleko i przemysłowe produkty z serwatki zabielane syntetykami tożsame?

Pisze, że nie toleruje truskawek. Skąd wie, że truskawek, a nie paskudztwa, którym je nasycano? Obawiam się, że mimo przykrych doświadczeń mógł nie widzieć truskawek w naturze i jego wypowiedzi nie dotyczą truskawek, lecz przemysłowych truskawek. Pewnie nawet nie wie, że zanim rozpowszechniono truskawki przemysłowe były truskawki nie potrzebujące przymiotnikowego dookreślnika. Ja po przemysłowych truskawkach mam biegunkę. Czy to jest „nietolerancja pokarmowa”?

Jacek nie toleruje także kawy oraz „paru chemicznych barwników”. Ale „zapomniał” napisać po co nadal wyniszcza organizm kawą i chemicznymi barwnikami! 

Nazywanie przemysłowego nabiału, przemysłowych truskawek, kawy i syntetycznych barwników „żywnością” to dowód zniewolenia umysłowego.

Nie wiem czego Jacek oczekuje, bo „zapomniał” napisać w jakim celu i dlaczego zwraca się do mnie. Polecam nabiał, ale po czereśniach i wiśniach, pod warunkiem zjedzenia ich dużej ilości wraz z pestkami. Najedz się tych owoców wraz z pestkami i popij nabiałem. To nie żart, nie ironia, to najskuteczniejsza z terapii. Jakość nabiału nieistotna, może być każdy, tak gospodarczy jak przemysłowy, bo niemal natychmiast z wielką prędkością zostanie wyrzucony wraz z pestkami, które wyczyszczą jelita z tego, co tam gromadził latami. W pierwszej kolejności polecam niewolnikom przeróżnych terapii „oczyszczających” i „odchudzających”. Następnie wszystkim pragnącym skutecznego sposobu pozbywania się kamieni kałowych i wszelkiego szlamu z jelit.

Dalej Jacek opisuje badania, leki, terapie…, o jakich nawet nie słyszałem. A więc  on jest znawcą. Ja nie znam się na badaniach, lekach, terapiach. Nawet nie wiem, co oznaczają użyte prze niego słowa, zwroty, skróty i ani nie potrzebuję ani nie chcę tego wiedzieć. Pozostaje ukłon przed znawcą. Znawcą i terapeutą. Wybitnym, bo potrafi wyleczyć z zawału, udaru mózgu, złośliwego nowotworu.

Ja do tej pory żyłem w przeświadczeniu, że nowotworów wyleczyć nie można, bo nowotwory to nie choroby, lecz skutki informacji. Informacje można zmieniać! Ale nie leczyć, bo leczeniu podlegają według jednych organizmy, a według innych choroby. A tu pojawia się fachowiec od leczenia informacji.  Praktyk, bo wyleczył z zawału, udaru mózgu, złośliwego nowotworu. 

Jak tu nie chylić głów przed cudotwórcą, który ma doświadczenie w wyleczaniu z zawałów, udarów, nowotworów i do tego złośliwych.  Lecz sobie gdzie indziej, u mnie nie znajdziesz zapotrzebowania na twoje umiejętności. Zanim  postanowiłeś zatruć mi życie swoimi problemami powinieneś wiedzieć, że ja po ciężkich doświadczeniach z chorobami i lekarzami wybrałem drogę ku zdrowiu bez  leków i bez lekarzy.

Sława bracie. Ale nie pisz więcej do mnie. Nie znam twojego języka. Ani tobie pomóc nie potrafię, ani twojej pomocy nie potrzebuję. Jadę podwiązać pomidory. Pewno nie wiesz po co. Jeśli kiedyś zapragniesz uprawiać pomidory, to zdobędziesz niezbędne do tego umiejętności. Ja mógłbym ci o tym opowiedzieć, ale obawiam się, że niczego byś nie zrozumiał tak jak ja niczego nie rozumiem z twojego bardzo starannego opisu.

PS

Gdyby ktoś zechciał wykazać więcej „miłosierdzia” niech tego bohatera poszczuje psem, odebrawszy mu wcześniej buty. Bosa ucieczka przed psem zaowocuje wzrostem adrenaliny, wypoceniem toksyn, masażem receptorów stóp, a podskakujący żołądek, bombardując przeponę i jelita dokona więcej niż wszystkie dotychczasowe terapie.

[1] Możesz uzdrowić swoje życie.

Zdrowy chleb łatwo upiec [110]

Bożena napisała: Dziękuję za bardzo cenne wiadomości z zakresu medycyny naturalnej, jestem zachwycona wiedzą, jaką Pan posiada i przekazuje ludziom, którzy jej poszukują.

Podobne komentarze dostaję też od innych osób. Szkoda, że nieuważnie czytacie, albo nie rozumiecie, co czytacie. Przecież ja nie promuję żadnych medycyn! Tej, którą nazywacie „naturalną” także nie! Podkreślam przy każdej okazji, że brzydzę się medycynami. Wszystkimi! Po to studiowałem medycyny różnych kultur, żeby je rozumieć i umieć ich unikać. Przypominam słowa ś.p. światowej sławy kardiochirurga i ministra zdrowia, który publicznie (w TV) powiedział, że gdyby szlak trafił lekarzy to 95 % chorujących wyzdrowiałaby natychmiast.

Ja także marzę żyć w świecie bez lekarzy i bez farmaceutyków nazywanych lekami, choć powszechnie wiadomo, że nie leczą lecz trują i zabijają.

W odpowiedzi na komentarz Bożeny odpisałem: Nie mam pomysłu o czym pisać, więc proszę o sugestie tematów, które powinny się tu znaleźć. No i stało się. Przeczytał to Marcin, który napisał: Witam serdecznie może dokładny opis pieczenia chleba.

Tego typu prośby nie pochodzą od myślących, lecz od zniewolonych przeróżnymi przepisami. Myślący piekli chleby od niepamiętnych wieków. Piekli, nabywali doświadczenia i udoskonalali. Od płaskich placków nazywanych różnie w różnych kulturach (u nas podpłomyki) do wyrośniętych bochenków. Do niedawna każda gospodyni w swoim domu piekła chleby dla swojej rodziny. Aby piec rzadziej nadmiarem dzielono się z sąsiadami, a gdy sąsiedzi upiekli także dzielili się. Każdy więc jadał zdrowy chleb – czasem z własnego wypieku, a pomiędzy własnymi wypiekami z wypieku sąsiadów.

Dzisiejsze panie też potrafią piec, ale zazwyczaj ich wypieki są dalekie od chlebowych – nasycone są bowiem cukrem, masłem, margaryną, drożdżami, syntetycznymi proszkami, syntetycznymi olejkami zapachowymi… Nawet mąka, z której pieką nasycona jest przeróżnymi chemikaliami – by zabijać szkodniki, przedłużać okres magazynowania, przedłużać trwałość, zachowywać pierwotny wygląd, oszukiwać nasze kubeczki smakowe…

Gdyby tak „zapomniały” dodać tych wszystkich paskudztw powstałby chleb, bowiem chleb składa się z dwóch podstawowych składników tj. mąki, wody i zakwasu.

Mąka, woda i zakwas to nie trzy, lecz dwa podstawowe składniki, bowiem zakwas powstaje z mąki i żuru, a żur z mąki i wody, a więc mamy tylko dwa podstawowe składniki, czyli mąka i woda.

Do smaku można dodać soli. Reszta to praca polegająca na dokładnym wyrobieniu ciasta, pozostawieniu go do wyrośnięcia, włożeniu do nagrzanego pieca i wyjęciu z pieca po upieczeniu. Tylko tyle i aż tyle.
Oczywiście ważna jest czystość, ale nie chodzi tylko o mechaniczną czystość naczyń i pomieszczeń, ale także o energetyczną czystość, czyli atmosferę, w której cały proces przebiega. W chaosie, kłótniach, plugastwach płynących z telewizorów nie powstanie zdrowy pokarm, lecz trucizna. Nawet najlepsze składniki długotrwale nasycane energetycznym jadem stają się truciznami, zatruwają organizm, powodują choroby, skracają życie, deformują, zabijają…

Tak więc upiec zdrowy chleb jest łatwo. Trudno jest tylko czytać ze zrozumieniem i dbać o zdrową atmosferę.

Nadciśnienie tętnicze i inne problemy – nie tylko sercowe [109]

Przeglądając zawartość komputera znalazłem zbiór prostych recept wypisanych piętnaście lat temu z jednej z moich dawnych książek dla osoby borykającej się z nadciśnieniem. Wstawiam to tutaj, aby na podstawie wybranych właściwości wybranych warzyw potrząsnąć zniewolonymi przez leki, leczenie, lekarzy. Tak łatwo można radzić sobie nie tylko z tu wymienionymi problemami, ale także z tymi, które powszechnie uznawane są za niewyleczalne. W książce zawarłem znacznie więcej warzyw opisując ich  właściwości i działanie, a przy każdym wiele podobnie zwięzłych recept  niemedycznych lecz kulinarnych.

Kto chce być leczonym i chorować lekarzy znajdzie wszędzie. Kto woli żyć w zdrowiu, bez leków, bez leczenia, bez lekarzy może dołączyć do nas.

Kto nie dba o odżywianie temu medycyna nie pomoże. Kto dba o odżywianie temu medycyna niepotrzebna.

Burak ćwikłowy

Awitaminoza

Codziennie wypijać szklankę świeżego soku z buraków ćwikłowych, marchwi i owoców (w równych proporcjach).

Nadciśnienie tętnicze

2 buraki zetrzeć na drobnej tarce, odcisnąć sok, naczynie włożyć do większego z wodą i zagrzać. Do podgrzanego soku dodać łyżeczkę miodu lub soku grejpfruta; przez 2 tygodnie wypijać po szklance po śniadaniu i po kolacji. II – Rano i wieczorem wypijać po jedzeniu szklankę kwasu buraczanego z łyżką miodu.

Niedomagania krwi

Jeść często buraki gotowane z czarną fasolą i orzeszkami ziemnymi. II – Pić kwas buraczany.

Kwas buraczany

Pokrojone w plastry buraki zalać wystudzoną przegotowaną wodą (by je przykryła) w kamion­kowym garnku lub słoju, włożyć kromkę suchego chleba, pozostawić na 7 dni. Po 7 dniach przece­dzić, zlać do butelek, zakorkować, przechowywać w chłodnej piwnicy; pić według potrzeby.

Cebula

Nadciśnienie tętnicze

Wycisnąć sok z kilograma dużych cebul i wymieszać z sokiem cytryn w proporcji sok 1 cytry­ny z sokiem 1 cebuli; wypijać po łyżce dziennie. Nie tylko obniża ciśnienie, ale także oczyszcza arte­rie ze złogów cholesterolu.

Stwardnienie tętnic mózgu

Przykładać na czoło kompresy z surowej cebuli.

Środek ogólnie wzmacniający

3 razy dziennie wypijać po kieliszku wina cebulowego.

Cebula surowa

Dodawać do zup, sałatek, zakąsek, jeść macerowaną kilka godzin w oliwie z oliwek. Drobno posiekaną cebulę dodawać do mleka, rosołu, smarować kanapki z ma­słem lub olejem.

Cebulowy napój

Posiekaną cebulę macerować kilka godzin w ciepłej wodzie. Popijać z kilkoma kroplami soku cytryny, rano na pusty żołądek.

Wzmacniające wino

30 dag miazgi cebuli połączyć z 10 dag jasnego płynnego miodu i 3/4 litra białego wytrawnego wina, starannie mieszając. Macerować 5 dni codziennie starannie mieszając. Przecedzić. Pić 3-5 ły­żeczek dziennie np. przy awitaminozie i dla wzmocnienia. Zapobiega m.in. szkorbutowi, miażdżycy naczyń krwionośnych…

Cebulowa nalewka

Świeże cebule macerować 10 dni w alkoholu 90 % w stosunku 1:1, pić 3-5 łyżeczek dziennie. Aby otrzy­mać nalewkę łagodną macerować cebule w alkoholu 20 %; wypijać 2 razy dziennie przy posiłkach po łyżce z dodatkiem wody osłodzonej. Działa bakteriobójczo i pobudza czynności wydziel­nicze jelit.

Czosnek

Krążenia krwi polepszyć

Ugotować 3 ząbki czosnku; jeść w posiłkach z sosem sojowym.

Nadciśnienie tętnicze

Pić 2 razy dziennie po 30 kropli nalewki czosnkowej, co kilka dni robić przerwę.

II – Jeśli nie wy­stępują schorzenia wątroby pić „wino czosnkowe” 2 razy dziennie po łyżce przed jedze­niem.

Przykład zastosowania czosnku

Smażyć ząbki czosnku w oleju roślinnym z czarnym pieprzem i plasterkami świeżego imbiru; posypać cukrem i zieloną cebulą, polać octem, dodać ketchupu pomidorowego i ewentualnie mąki do zagęszczenia. Zawiera 4 smaki słodki, kwaśny, ostry, słony.

Czosnek surowy

            Stosować do sałaty i różnych produktów spożywczych. Wyjątkowo korzystnie jest 2 ząbki czosnku posiekać z natką pietruszki, dodać kilka kropli oliwy z oliwek i pozostawić na noc. Zjeść na­zajutrz rano.

Nalewka czosnkowa

            5 dag pokrojonego czosnku macerować 10 dni w pół litra wódki 40 %, często wstrząsając. Przecedzić i pić 2 razy dziennie do 30 kropli przez kilka dni (antyseptyk, działa przeciwmiażdżycowo, obniża ciśnienie krwi, rozszerza naczynia krwionośne, przeciwdziała bólom reumatycznym, astmie…).

Czosnkowe wino wzmacniające

10 dag posiekanego czosnku zalać butelką białego wytrawnego wina, odstawić do zma­ce­ro­wania. Stosować w miarę potrzeby dla wzmocnienia. Skuteczne także przeciw chronicznemu zimnu, zwłaszcza u kobiet.

Kapusta

Choroba serca

Przykładanie miejscowe liści kapusty zmniejsza przekrwienie i normalizuje krwiobieg. Okład z 3-4 warstw świeżych liści kapusty pozostawić na kilka godzin.

Krwioobieg usprawnia

Przykładanie liści kapusty ożywia tkanki, absorbuje nieczystości i skupiska tłuszczu z tkanki podskór­nej, regeneruje i oczyszcza skórę, usprawnia krwioobieg. Podobnie działają brzoskwinie, ogórki, truskawki…

Nadciśnienie tętnicze

Przykładać 3-4 warstwy liści kapusty na okolice lędźwi, kark, łydki, na 2-3 godz. lub całą noc.

Zapalenie tętnic

Na noc przykładać 3 warstwy liści kapusty na powierzchnię większą niż objęta dolegliwością (lekko obandażowane). Okłady z liści zmniejszają przekrwie­nie, aktywizują krwioobieg, ożywiają tkanki, oczyszczają kapilary. Dotyczy to również ciężkich nóg, sinicy skóry.

Zapalenie włośniczek

Popijać po szklance dziennie świeżego soku z surowej kapusty.

Żylaki – także bolesne

Na noc przykładać 3 warstwy liści kapusty na powierzchnię większą niż objęta dolegliwością (lekko obandażowane). Okłady z liści zmniejszają przekrwie­nie, aktywizują krwioobieg, ożywiają tkanki, oczyszczają kapilary. Dotyczy to również ciężkich nóg, sinicy skóry.

Marchew

Naczynia krwionośne

Świeży sok z marchwi przemywa naczynia krwionośne.

Stany przedrakowe

Popijać dziennie litr świeżego soku z marchwi z dodatkiem pół litra soku z selera.

Stany zapalne

Świeży sok z marchwi usuwa stany zapalne.

Stwardnienie tętnic

Świeży sok z marchwi przeciwdziała stwardnieniu tętnic.

Zupa z marchwi

Zupę z marchwi zaleca się ze względu na jej właściwości odtruwające, remineralizujące i zdolność przywracania w organizmie równowagi kwasowo-zasadowej. Zupa ta wskazana jest dla otyłych, ma właściwości moczopędne, poprawia krążenie krwi, pobudza czynności gruczołów wydzielania wewnętrznego.

Marchew i jej liście

Marchew i jej liście powinny być dodawane do wszystkich zup jarzynowych, w których występuje por, cebula, czosnek, tymianek, rozmaryn, kalarepa, goździki, liść laurowy, seler, pietruszka.

Pomidory

Nadciśnienie tętnicze

Jeść 2 pomidory na pusty żołądek codziennie przez miesiąc, również unikać pokarmów pikantnych.

Właściwy poziom likopenu w krwi

Zjeść codziennie pomidora.

Seler

Nadciśnienie tętnicze

Regularnie jadać seler.

II – Wypijać 3 filiżanki lekko gotowanego soku z selerów.

III – Codziennie na pusty żołądek pić letni sok z selerów.

Szparagi

Nadciśnienie tętnicze

Wypijać szklankę dziennie soku szparagowego razem z miąższem i łyżeczką miodu.

Odtruć organizm

Jeść zupę jarzynową z gotowanej marchwi i naci marchwi, selerów, mniszka, szparagu i dyni.

Stwardnienie tętnic

Wypijać szklankę dziennie soku szparagowego razem z miąższem i łyżeczką miodu.

Zdrowie i dobrostan dla każdego, ale nie dla wszystkich [108]

Na stan zdrowia i dobrostan wpływa środowisko zewnętrzne i wewnętrzne, a więc wszystko co nas otacza, z czego korzystamy lub nie korzystamy, świadomie lub nieuświadomienie. Niepodważalnymi elementami wpływającymi (dobrze lub źle) na zdrowie i dobrostan są:

  1. sposób oddychania i jakość powietrza;
  2. sposób nawadniania organizmu i jakość wody;
  3. sposób odżywiania, jakość żywności i sposoby jej wytwarzania, przechowywania i przyrządzania posiłków;
  4. sposób ubierania się i jakość odzieży, szczególnie bielizny;
  5. sposób oświetlenia i umiejętność świadomego korzystania ze źródeł światła i ciemności;
  6. sposób urządzania otoczenia i jakość wszystkiego w otoczeniu bliskim i dalszym;
  7. sposób funkcjonowania, jakość snu, emocje i umiejętność panowania, szczególnie w sytuacjach trudnych, stresogennych…

Elementów wpływających na zdrowie i dobrostan jest wiele. Większość jest nam znanych, jednakże wiele jest nieuświadomionych. Na niektóre nie mamy wpływu bezpośredniego (aktywność Słońca, wybuchy nuklearne, przeróżne Hiroszimy i Czarnobyle), ale na zdecydowaną większość mamy wpływ, a nawet je kształtujemy, choć rzadko dla dobra, zazwyczaj na szkodę. Zmieniając je na lepsze lub gorsze automatycznie usprawnia się lub pogarsza nasze funkcjonowanie i nasz dobrostan. Wielu z nich nawet nie potrzeba zmieniać, bowiem wystarczy nauczyć się je odpowiedzialnie wykorzystywać – fazy księżyca, rytmy przyrody…

W naszym wzorcowym miejscu zdrowienia przeznaczonym głównie dla dzieci uszkodzonych przez medyków i medykamenty wykorzystujemy siły Natury, moce umysłu, właściwości organizmu. Zdrowienie odbywa się bez terapii, w oparciu o wszystko, co w Naturze dostępne. Siły te i właściwości wykorzystywane są przez nielicznych, ogół ich nie docenia, a spekulanci tworzący businessy żerują na nieświadomości, zatajają i zniesławiają wszystko co, służy zdrowiu.

A więc:

Ad.1 Uczymy dzieci, rodziców, opiekunów oddychania prozdrowotnego; w otoczeniu wykorzystujemy rośliny prozdrowotne, światło słonecznie i do słonecznego zbliżone, dźwięki, muzykę, barwy…;

Ad. 2 Stosujemy wody naturalnie prozdrowotne i uczymy dzieci, rodziców i opiekunów prawidłowego wykorzystywania wód i prawidłowego nawadniania organizmu (to bezwzględny warunek uczestnictwa w naszym programie zdrowienia);

Ad. 3 Posiłki stosujemy wyłącznie prozdrowotne, bez trucizn; wykorzystujemy  prozdrowotne roślinne przyprawy do każdej potrawy; uczymy odżywiania odpowiedzialnego z najwyższej jakości żywnością bogatą w enzymy i wszystko czego potrzebuje organizm do zdrowienia; osoby z nami współpracujące i ich dzieci nie jadają wyrobów z pszenicy (to bezwzględny warunek przystąpienia do naszego programu zdrowienia);

Ad. 4. Promujemy odzież, szczególnie bieliznę z tkanin naturalnych (to bezwzględny warunek przystąpienia do naszego programu zdrowienia);

Ad. 5. Promujemy naturalny sposób oświetlenia, uczymy korzystania ze źródeł światła i ciemności;

Ad. 6. Uczymy sposobu urządzania otoczenia bliskiego i dalszego i na miarę naszych możliwości pomagamy zdobyć prozdrowotne elementy (szczególnie rośliny) i wiedzę o ich działaniu i zastosowaniu;

Ad. 7. Uczymy sposobu funkcjonowania w równowadze światła do ciemności, czasu aktywności do czasu wypoczynku, czasu pracy do czasu rozrywki…, uczymy panowania nad emocjami na co dzień i w sytuacjach stresowych, a w miarę naszych możliwości udostępniamy pomocne elementy (szczególnie rośliny i książki). Wiele promowanych przez nas środków prozdrowotnych jak np. uzdrawiająca muzyka, rozwijające osobowość bajki, wpływ kolorów na zdrowie i samopoczucie trudno ująć w zwięzłym opracowaniu, jednakże będą wykorzystywane stosownie do potrzeb zdrowotnych i rozwojowych dzieci nam powierzonych oraz świadomości ich rodziców i opiekunów.

Nawet gdyby nie udało się przywrócić pełnej sprawności uszkodzonemu dziecku, to częściowa, zazwyczaj znaczna, poprawa jego stanu zdrowia i dobrostanu na tyle ułatwi mu funkcjonowanie, że i dziecko i rodzice będą zadowoleni z lepszej jakości życia i uwolnienia od obłudnych businessów nazywanych „służbą zdrowia”, „ośrodkami zdrowia”, „aptekami”…

Skoro dla każdego, ale nie dla wszystkich (jak tytuł głosi) to kto może do nas trafić? Zapraszamy wszystkich, którzy pragną polepszyć dobrostan dziecka i którzy w miarę poznawania prawdy rezygnują z zakłamania i obłudy, którą nasiąkali. Nie ma u nas miejsca jedynie dla postaw i zachowań demoralizujących i podwójnej moralności.

Każdy kto ma dziecko uszkodzone przez medyków i/lub medykamenty, niezależnie czy ma potrzebę korzystać z naszej oferty czy woli nadal sam zmagać się z wynikającymi z tego problemami może dzielić się z nami uwagami i doświadczeniem. Zapraszamy

Psucie i naprawianie zdrowia i dobrostanu [107]

Zdrowie powinno być ważne dla każdego, jednakże dbałości o zdrowie nie uczą w żadnych szkołach. Przytłaczająca większość nie potrafi o nie zadbać i wielu traci je właśnie z tego powodu. Nie mamy nawet zadowalającej definicji zdrowia, a słowo „zdrowie” jest nadużywane i plugawione. Nie tylko przez tych, którzy nam je odbierają. Także przez obojętnych na podstępne sformułowania z wykorzystaniem słowa „zdrowie” we wszystkich jego odmianach. Szczególnie bolesne jest swawolne posługiwanie się nazwami podstępnie wypaczającymi rzeczywistość:

– „służba zdrowia” – choć wiemy, że w tej instytucji nie ma ani służby ani zdrowia, a jest to business żerujący na chorobach i zdrowie wyniszczający działaniami wywołującymi kolejne choroby;

– „apteka zdrówko” – choć wiemy, że tam sprzedają te same wyniszczające nas i nasze środowisko farmaceutyczne chemikalia, co w innych punktach handlowych, nazywanych aptekami;

– „na zdrowie” – choć wiemy, że to, przy czym takie toasty wznosimy, zdrowiu nie służy, lecz je rujnuje;

– „zdrowa żywność” – choć wiemy, że to produkty przemysłowe, zdrowie rujnujące…

W tej sytuacji zręczniej będzie posługiwać się słowem dobrostan. Dobrostan pogarsza się lub polepsza, podobnie jak wszystko, co psujemy i naprawiamy. Wprawdzie lepiej byłoby dbać niż psuć i naprawiać, ale znaczne usprawnienie funkcjonowania organizmu jest możliwe nawet w najcięższych przypadkach, uznawanych za beznadziejne.

Przywracanie sprawności zaczyna się automatycznie od zaprzestania zatruwania i pozwolenie organizmowi na samooczyszczanie z nagromadzonych trucizn. Naprawianie uszkodzonego organizmu człowieka jest łatwiejsze od naprawiania uszkodzonego samochodu, ponieważ w samochodach uszkodzone i/lub zużyte części zastępujemy innymi, natomiast my wyposażeni jesteśmy w mechanizmy samonaprawiania, samoregenerowania, samoregulowania. Organizm każdego z nas, ciągle, bez naszego udziału, sam się naprawia, regeneruje, reguluje. Nie potrzeba mu w tym pomagać, wystarczy nie przeszkadzać.

Procesami naprawczymi zdarzało mi się sterować w tak zaskakującym zakresie, że doświadczane rezultaty rozpatrywano w kategoriach cudu.

Businessy medyczne i pseudomedyczne podporządkowane businessom farmacji (big farmy) usiłują nas uzależniać od medykamentów i przymuszać do wszczepiania trucizn oraz wycinania narządów i coraz powszechniejszego zastępowania ich obcymi i sztucznymi. Przypomina to trendy współczesnych producentów samochodów i innych przedmiotów projektowanych do szybkiego zużywania się i psucia. Tak też tworzone są businessy produkujące, wymieniające, uzależniające, podporządkowujące.

Współczesna medycyna rujnuje nasze organizmy by zapewniać sobie i swej promotorce, farmacji, zbyt na wyroby i usługi, które zdrowych by nie interesowały. Żyjący świadomie (należałoby rzec przytomnie) nie potrzebują businessów opartych na usługach pazernych medyków i wyniszczających nas i nasze środowisko truciznach farmacji (big farmy). Dlatego medyczne sługusy big farmy zniesławiają i tępią świadomych (przytomnych), a pozostałych oszukują, ogłupiają, wykorzystują, podporządkowują. Dopóki nie było businessów medycznych ludzie pracowali do późnej starości, chorowali krótko, umierali przytomnie. Odkąd rozpanoszyły się medyczne i farmaceutyczne businessy żyjemy coraz krócej, w ciągłym strachu i coraz większym nieuzależnieniu, a umieranie jest plugawione przez medyków uśmiercających dla zysku.

Za zwróconą uwagę głupiec cię znienawidzi, a mędrzec będzie ci wdzięczny. Po tym ich rozróżnisz. Ci, których drażnią moje słowa, to zazwyczaj próżniacy wykorzystujący choroby i ułomności do wyłudzania świadczeń i ułatwień. Artykuł ten jest wstępem do kolejnego, który będzie zaproszeniem do wielkiego przedsięwzięcia prozdrowotnego. Przygotowujemy je wspólnie z Janem Góralem. Przeznaczone jest szczególnie dla dzieci poszkodowanych przez medyków i farmację, oraz ich rodziców, by usprawniać funkcjonowanie poszkodowanych.

Skąd wziąć dobrą prawdziwą mąkę orkiszową – odpowiedź na komentarz [106]

Po szczegółowym wyjaśnieniu, które było odpowiedzią na jeden z komentarzy Krzysztof znów usiłuje mnie podporządkować swoim mącicielskim zapędom. Tym razem napisał tak: Nadal jednak brak odpowiedzi na pytanie tej pani: skąd wziąć dobrą, prawdziwą mąkę orkiszową”.

Krzysztofie, zamiast znów mącić czytaj uważnie, bowiem tym wpisem dajesz dowód, że nie rozumiesz, co piszesz. Czyżbym za słabo wyjaśnił różnice między mąką „orkiszową” a mąką z orkiszu? Pszenica z wbudowanym weń genem orkiszu pozostaje nadal pszenicą jak gówno z domieszką miodu pozostaje gównem. To koniec wyjaśnień. Przestań mnie dręczyć. Jeśli czegoś potrzebujesz szukaj na własną rękę.

Gdy ja potrzebowałem prawdziwego orkiszu zasiałem go, zebrałem, wymłóciłem, część zostawiłem do zasiewu, część obłuszczyłem. Część obłuszczonego zawiozłem do młyna, a część do kaszarni. Z młyna mam mąkę, z kaszarni mam kaszę. Gdy mój przyjaciel Robert potrzebował prawdziwego orkiszu zasiał go, zebrał, wymłócił, część zostawił do siewu, część obłuszczył. Część obłuszczonego zawieźliśmy razem do młyna, a część do kaszarni. Z młyna mamy mąkę, z kaszarni mamy kaszę.

Poznawałem różne młyny i różne metody ich pracy. Odkąd Robert zaczął uprawiać orkisz do młynów i kaszarni jeździliśmy razem.  W końcu trafiliśmy do młyna który prezentuję w filmach i od trzech lat korzystamy z usług tego młyna i nadal uczymy się czerpiąc z doświadczenia młynarzy.

Ani ja ani Robert nie mamy setek hektarów i nie mamy ambicji zaspokoić wszystkich chętnych. Uprawiamy dla siebie i swoich bliskich, a nadmiary udostępniamy zaprzyjaźnionym. Jeśli Ty lub ktoś inny zapragniecie prawdziwego orkiszu też możecie go siać, zbierać i mieć własny, do czego szczerze zachęcamy. Ziarno do siewu udostępniamy i służymy pomocą na każdym etapie uprawy i obróbki. Kto nie miałby gdzie obłuszczyć zrobimy to dla niego. Kto miałby nadmiar i chciał odsprzedać gwarantujemy odbiór (tylko nie skażony chemikaliami). W rozliczeniu może dostać ziarno obłuszczone, lub gotową mąkę i kaszę.

Jeśli chcesz zasiać orkisz ziarno do siewu od nas dostaniesz. Niezależnie czy dla siebie czy dla tej pani, o ile będziecie skłonni dzielić się zdobywanym doświadczeniem. Jeśli zaś chcecie naszej mąki to możemy wysłać i dla Ciebie i dla innych, ale przypominam, że my mamy mąkę z pierwotnego orkiszu. Nie mamy mąki z pszenic hybrydowych nazywanych „orkiszowymi”.

Niegdyś szukałem jajek i śmietany. Na targu jest duży wybór. Wypijałem jajko, wypijałem śmietanę i albo wypluwałem, albo kupowałem więcej. Niektórzy mają swoich odbiorców i nie muszą zawozić na targ. Czasem ktoś ich poleci i mają chętnych tylu, że ich potrzeb nie są w stanie w pełni zaspokoić. Podobnie było z naszym orkiszem. Spotkałem u kogoś znajomego rolnika, który uprawia orkisz i przerabia go na kaszę i mąkę. Spróbowałem, zaprzyjaźniliśmy się, kupowałem od niego bezpośrednio w jego gospodarstwie, odwiedzałem z nim  osoby uzdrowione jego kaszą z orkiszu z ciężkich chorób i powikłań krążeniowych i zwyrodnieniowych , w końcu zasiałem i zebrałem własne ziarno orkiszu. Tak samo zaczynał Robert. Jego orkisz pochodzi z tego samego źródła.

Chcecie naszej mąki z orkiszu? Proszę bardzo, co miesiąc jeździmy do młyna i co miesiąc mamy świeżą mąkę z orkiszu. Robert może wysłać kurierem, możecie też odwiedzić  Roberta w jego gospodarstwie i poznać jego uprawy, porównywać z innymi. Kto ma bliżej do Siedlec tam nasza mąka z orkiszu i kasza z orkiszu są w Normobarii.

W tym roku oprócz orkiszu mamy zasianą także płaskurkę. Będziemy mieć mąki i kasze także z płaskurki. Szukamy sposobu przerobu orkiszu, płaskurki, owsa na płatki. W tym roku orkiszu mamy dwukrotnie więcej zasiane niż w poprzednim, więc zaspokoimy większe grono potrzebujących, ale nadal nie wystarczy dla zbyt wielu. Na następny rok nie planujemy zwiększać zasiewów. Natomiast każdego, kto ma ziemię niewykorzystaną, albo uprawia coś innego zachęcamy do siania zbóż prozdrowotnych.

Ponoszą truciciele wielkie nakłady na opryski i paliwo, marnują na bezsensowne zabiegi czas, trują siebie, swoje dzieci i bliźnich, a z zysków nie są zadowoleni. W uprawie zbóż prozdrowotnych odpadają koszty oprysków i paliwa, a czas dotychczas marnowany na chemiczne trucie zostaje dla rodziny i na realizację marzeń. Wraz z rezygnacją z trucizn organizmy byłych trucicieli i ich bliskich zaczynają się regenerować, następuje automatyczne odzyskiwanie zdrowia, dobrego samopoczucie, radości… Przy okazji przejścia z upraw trujących na prozdrowotne zyski są większe niż z produkcji trucizn.

Tyle wyjaśnień i zachęt. Natomiast do części pytania: „skąd wziąć” nie czuję się kompetentnym wypowiadać się. Jesteśmy rolnikami, uczymy się od najlepszych, mamy ambicje rozwijać się nadal, dzielimy się wiedzą i doświadczeniem. Być może są gdzieś lepsi od nas producenci, my ich nie spotkaliśmy. Z jakości naszej produkcji jesteśmy dumni, bowiem doświadczeni młynarze w całej swojej praktyce młynarskiej nie spotkali mąki o tak wysokich parametrach jak nasza. Nabywają nasze ziarno do własnej produkcji.

Jeśli Tobie Krzysztofie i pani, za którą się wstawiasz nie pasuje nasza mąka z orkiszu i szukajcie lepszej życzymy powodzenia licząc na to, że podzielcie się rezultatem Waszych poszukiwań. Ponieważ mamy ambicje uczyć się od najlepszych, z radością poznamy lepszego.

Orkiszowa i z orkiszu to zupełnie co innego – odpowiedź na komentarz [105]

Oto jeden z komentarzy, który przeniosłem tu aby moja odpowiedź dotarła nie tylko do czytających komentarze, ale do wszystkich odwiedzających moją witrynę.

„Witam, piekę chleb z mąki orkiszowej (mieszam białą z razową) na drożdżach. Z tego, co przeczytałam u Pana, wnioskuję, że ten chleb nam szkodzi? Czy robić jakiś zakwas? Skąd wziąć dobrą mąkę orkiszową?
Bardzo proszę o odpowiedź. Pozdrawiam.”

Polko i Polaku

Jasno i dobitnie wyjaśniałem w wielu miejscach, w książce „Brzuch ma rozum” i na tej stronie również, różnice między mąką z orkiszu, a mąkami „orkiszowymi”. Ja i Robert z ziaren orkiszu (obłuszczonych na akceleratorze i zmielonych w młynie o dwunastu walcach) otrzymujemy mąkę z orkiszu. Nasza mąka, co wyraźnie podkreślam, nie jest „orkiszowa”, lecz jest z orkiszu.

Procesy obłuszczania i mielenia pokazuję na filmach zamieszczonych na tej stronie, więc zapraszam do oglądania i komentowania.

Ponieważ mielenie kawy jest powszechnie znane, na przykładzie kawy łatwiej będzie zrozumieć pułapkę słów. Wsypując do młynka całe ziarna kawy po chwili mielenia otrzymujemy proszek z ziaren kawy, ale nie „kawowy” jak batonik wykonany z melasy i przeróżnych syntetyków. Gdyby do młynka wsypać jądra orzechów otrzymalibyśmy proszek z orzechów, ale nie „orzechowy” jak batonik wykonany z melasy i przeróżnych syntetyków.

Z pszenic hybrydowych, nazywanych „orkiszowymi” powstają mąki nazywane „orkiszowymi” niemające nic wspólnego z orkiszem, ponieważ nie powstały z orkiszu! Nie dajcie się wciągać w pułapki marketingowców i handlowców.

Nie wiem co pani i wielu innych nazywa mąką „orkiszową”, „białą”, „razową”, ale wygląda na to, że używający tych słów wypowiadają je nierozważnie, podobnie jak wszyscy tkwiący w kleszczach spekulantów sprzedających mąkę pszeniczną pod nazwą „orkiszowa”. To chwyty marketingowe, a jak wiadomo marketing to sztuka oszukiwania.

Gdyby moje wyjaśnienie nadal było niezrozumiałe to proszę założyć niebieską bluzkę lub niebieską sukienkę. Proszę  przerwać czytanie i to zrobić oraz skupić się przez chwilę na swoich odczuciach.

Mając na sobie ciuszek w niebieskim kolorze proszę odpowiedzieć (sobie) na pytanie: czy ta niebieska bluzka lub niebieska sukienka jest z Nieba? A może jest ona z butiku, marketu, ciucholandu…? a więc mimo, iż jest niebieska to nie jest z Nieba.

Tak jak niebieskie bluzki i niebieskie sukienki nie są z Nieba, a skrzydełka kupowane w sklepach pod szyldem „Biedronka” nie są z biedronek lecz są z brojlerów, tak też „orkiszowe” mąki nie są z orkiszu, lecz są z „orkiszowych” pszenic, czyli hybryd pszenic modyfikowanych wbudowanym w nie genem orkiszu!

Pszenice „orkiszowe” to pszenice genetycznie zmodyfikowane (GMO), czyli „wzbogacone” wszczepionymi weń genami orkiszu. Orkisz to pierwotne zboże, które jako mniej wydajne od pszenicy zostało zapomniane, a przez to uniknęło modyfikacji genetycznych, którym ciągle poddawane są pszenice.

Orkisz od pszenicy różni wiele. Oprócz wyglądu główną różnicą są właściwości. Podałem je w książce: „Brzuch ma rozum”, a także na tej stronie. Uzupełniając to dodam właściwości najważniejsze, których tam nie ma:

Orkisz rozgrzewa, a pszenice wychładzają. Hybrydowe z wmontowanym weń genem orkiszu także.

Pszenica tworzy w organizmie patogenny śluz, w którym bytują przeróżne pasożytyOrkisz osusza i eliminuje śluz, a wraz z nim środowisko pasożytów.

Jadają ludziki karpie z wszczepionymi weń genami ludzi, sałaty z wszczepionymi weń genami szczurów, pomidory z wszczepionymi weń genami ludzi i wyroby z pszenic z wszczepionymi weń genami orkiszu…

Jakby tych obrzydliwości było im mało dają sobie wstrzykiwać rozkawałkowane dzieci we wczesnym stadium rozwoju (nazywane płodami). Potrzebujecie tego? Wasz wybór, ale bądźcie świadomi co wybieracie. Ja natomiast protestuję przeciw zaśmiecaniu ojczystego języka nazwami fałszowanymi i modyfikowanymi podobnie jak produkty, które wybieraliście, dotąd być może nieświadomie. Odtąd już nie macie prawa powiedzieć, że nie wiedzieliście!

Czy mąka nazywana „orkiszową” jest z orkiszu czy z pszenicy to łatwo ustalić laboratoryjnie, badając jakie enzymy zawiera. Każde zboże ma inny garnitur enzymów, charakterystycznych dla siebie i niepowtarzalny u innych. Koszt badania to zaledwie 20 złotych. Widzieliście u producentów lub handlowców badanie parametrów mąki, którą kupujecie? Czy ich nie stać na 20 zł. za badanie, czy jest inny powód utrzymywania w tajemnicy parametrów paskudztw, które sprzedają?

Bez badań także łatwo przekonać się praktycznie czym dysponujemy. Proszę upiec z naszej mąki z orkiszu i porównać z tym, co piekliście dotychczas z mąk pszenicznych, nazywanych „orkiszowymi”. Proszę porównać swoje samopoczucie po wypiekach z naszej mąki z samopoczuciem po wypiekach z mąk poprzednio stosowanych. Proszę porównać wygląd skóry, włosów, języka po wypiekach z naszej mąki z wyglądem skóry, włosów, języka po wypiekach z mąk poprzednio stosowanych. Dajcie znać o swoich spostrzeżeniach i podzielcie się nowym doświadczeniem.

Zauważyliście, że napisałem „pszenicznych” a nie jak nadrukowano na torebkach „pszennych”? Proszę więc odtąd zaprzestać posługiwania się hasłami, które albo nie wiadomo czego dotyczą, albo fałszują rzeczywistość, czasem nieskrępowanie, a czasem zakamuflowanie jak np. napis: „żytni” na etykiecie chlebów pszenicznych.

Czy wiedzieliście, że są ogromne przetwórnie, których celem jest pogarszanie jakości produktów spożywczych? Te, służące pogarszaniu jakości zbóż mieszają przeogromne ilości wszelkich paskudztw, łącznie ze zgniłymi i spleśniałymi z niewielką ilością zbóż dobrej jakości. Szarą mieszaninę spleśniałych zbóż i nie tylko zbóż wybielają syntetykami i gazami. Mieści się to oczywiście w normach, znacznie, znacznie, znacznie zmienionych na żądanie UE, jeszcze przed włączeniem nas w jej struktury. Czy wiecie, że stosowanie Polskich Norm w UE zostało zakazane wraz z podpisaniem traktatu akcesyjnego rok przed wessaniem nas do UE?

Proszę więc odtąd nie dać sobie mieszać w głowach modnymi słówkami. Wraz ze zrozumieniem przyjdzie odporność na manipulacje. Dążący do depopulacji dziewięćdziesięciu procent ludności świata pragną nas wymordować, ale nie mają mocy. Dlatego mieszają nam w głowach byśmy sami realizowali ich zbrodnicze plany. My mamy Moc, ale żeby z niej korzystać potrzebujemy Wiedzy. Wiedza wynika z Doświadczenia. Nie znajdziecie Wiedzy w internetach, telewizjach, publikatorach, tam są tylko wiadomości, a zbiór wiadomości, choćby były prawdziwe to nie Wiedza, co najwyżej jej składnik, ale i tak niepotrzebny.

  • Jeśli komuś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych spodobałaby się prezentowana tu wiedza wyślij mu SMS lub e-mail z zaproszeniem do tej witryny: www.ambasadorzdrowia.pl

Poruszone tu tematy będę kontynuował, więc zapraszam do odwiedzania tej strony i komentowania. Kto nie chce komentarzy umieszczać na tej stronie niech swoje uwagi wysyła na e-mail: ladiwek@wp.pl.

Uszkodzenia poщepienne: autyzmy, aspargery, epilepsje i wszelkie neurologiczne [104]

Od dawna marzyło mi się stworzenie miejsca gdzie i dzięki któremu dzieci poszkodowane przez lekarzy, w tym także uszkodzone щepionkami i trującymi medykamentami wracają do normalności. Mam wiele doświadczenia w przywracaniu zdrowia w sytuacjach beznadziejnych, gdzie wszyscy inni byli bezradni, także u dzieci pouszkadzanych wstrzykiwaniem im trucizn i pozbawionych sensownej opieki. Sensownej bowiem zazwyczaj są one w nazywanych „opieką” kleszczach tych samych oprawców, którzy je pouszkadzali i nadal wyniszczają tworząc na tym dochodowe biznesy. Możliwe to jest między innymi dzięki Waszej (naszej) niewiedzy i bezradności, a także zapętleniu w system, który ten bandytyzm sankcjonuje.

Na konferencji w Korzkwi (22 maja br.) poznałem jej organizatora oraz lekarzy, naukowców i prawników mających odwagę czynić dobro i szerzyć prawdę, sprzeciwiając się medycznemu, gospodarczemu i wolnościowemu bandytyzmowi. Organizator konferencji Jan Góral także pragnie lepszego życia dla dzieci poszkodowanych przez lekarzy i farmację. Łącząc nasze doświadczenia stworzymy już nie jedno miejsce przywracania zdrowia poszkodowanym dzieciom, a wiele takich miejsc.

Miejsca te działać będą na zasadzie ogródków jordanowskich, to znaczy, że każdy zaprzyjaźniony ze mną i moimi metodami rodzic może tam przebywać ze swoim dzieckiem lub zostawiać dziecko na dowolny czas i w każdej chwili obserwować je i naszą pracę, a przede wszystkim uczyć się, bowiem kolejne miejsca zdrowienia tworzyć będą sami rodzice na podstawie doświadczeń u nas zdobywanych.

W moim podejściu do uszkodzonych, chorujących i tworzonego przedsięwzięcia nie ma miejsca na medyczne nazwy czy to chorób czy medykamentów. Moja droga do odzyskiwania utraconego zdrowia prowadzi głównie poprzez:

  1. oczyszczanie i odtruwanie organizmu, także mózgu z toksyn wprowadzanych tam świadomie i nieświadomie;
  2. odżywianie oparte na produktach prozdrowotnych, głównie roślinach specjalnie uprawianych na potrzeby tych dzieci i dobieranych indywidualnie do aktualnego stanu;
  3. prozdrowotnej odzieży z tkanin naturalnych (len, wełna, konopie, ramia, pokrzywy);
  4. prozdrowotnym środowisku naturalnym, wspomaganym indywidualnie dobieranymi roślinami, światłem, kolorami…;
  5. manualnym sterowaniu receptorami dostępnymi na wszystkich pulpitach jakimi są: stopy, dłonie, uszy i inne części ciała, wraz z nauką by dzieci pomagały sobie nawzajem;
  6. świadome prozdrowotne oddychanie;
  7. wszelkie dostępne w pełni naturalne sposoby, zależnie od indywidualnych potrzeb, wraz z nauką, aby potrzebujący rozumnie stosowali co dla nich najadekwatniejsze w danym czasie.

Mimo iż oddychanie jest dla życia najważniejsze nie umieszczam go w pierwszym punkcie gdyż opanowanie sztuki oddychania prozdrowotnego jest trudne więc będzie wprowadzane stopniowo, równolegle z innymi sztukami prozdrowotnego oddziaływania.

Aby odtruwanie było skuteczne niezbędnym jest wpierw zaprzestać zatruwania, co powinno być oczywiste, jednakże jest zaniedbywane nawet przez osoby, którym wydaje się iż dążą ku lepszemu.

Jesteśmy na etapie wyszukiwania miejsca sprzyjającego zdrowieniu, a pracę z dziećmi i rodzicami zaczynamy po wakacjach. Czas więc jest napięty. Proszę rodziców, szczególnie rodziców dzieci uszkodzonych щepieniami, medykamentami, ale także poszkodowanych dorosłych o napisanie tu w komentarzach lub na e-mail: ladiwek@wp.pl co wniesiecie w nasze przedsięwzięcie gdy zostaniecie zaproszeni do szeroko rozumianej współpracy i współtworzenia pierwszego w świecie miejsca zdrowienia osób (głównie dzieci) poszkodowanych przez medyków i farmację.

Wróg czy przyjaciel? Dość dyktatury cholesterolu! [100]

Cholesterol to najbardziej sensacyjny związek organiczny. Śledząc spory lekarzy od czasu podjęcia badań nad miażdżycą trudno nie zauważyć ogromu sformułowanych hipotez, pełnych sprzeczności i wzajemnie wykluczających się. Większość hipotez nie łączyła miażdżycy z żywieniem, ale też żadna z nich nie zdołała się obronić.

Za datę przełomową badań nad miażdżycą można przyjąć rok 1912, kiedy to rosyjski fizjolog Mikołaj Aniczkow zmuszał króliki do jedzenia tłuszczów zwierzęcych. Po kilku tygodniach ludzkiej diety u wszystkich uszatków rozwinęła się miażdżyca. Z kolei pracujący na wyspie Jawa holenderski lekarz de Langen zauważył, że miejscowa ludność nie choruje na serce i ma znaczenie niższy poziom cholesterolu w krwi niż Europejczycy. Obserwacje te zbiegły się z I wojną światową, kiedy w ciągu trudnych wojennych lat spadło spożycie mleka, mięsa, tłuszczu, masła i jaj. Ten niezamierzony żywieniowy eksperyment przyniósł efekty, bowiem w wielu europejskich krajach zmniejszyła się liczba zawałów serca. Podczas II wojny światowej historia się powtórzyła.

Statystyka pogania naukę

Od obserwacji do naukowych teorii droga była daleka, bowiem nikt wówczas nie stwierdził tego oczywistego faktu, że tłuste jedzenie prowadzi do chorób serca. Dopiero badania, rozpoczęte w 1948 roku w Framinghan, nieopodal Bostonu, doprowadziły do przełomu w szukaniu przyczyn miażdżycy. Na podstawie systematycznych badań mieszkańców, ich stylów życia i sposobów odżywiania, w latach sześćdziesiątych określono czynniki ryzyka chorób serca i układu krążenia, czyli to, co w organizmie człowieka i jego trybie życia zwiększa prawdopodobieństwo zachorowania. Porównywanie zwyczajów żywieniowych okazało się niebywale owocne.

Serce jest jaroszem

W samych tylko USA w latach 1963-1981 spożycie tłuszczów zwierzęcych spadło o prawie 40%; wzrosło natomiast, i to aż o prawie 60% spożycie tłuszczów roślinnych. Amerykanie zjadali wówczas o jedną trzecią mniej mleka, masła i śmietany. W efekcie wyjątkowo skutecznej akcji propagandowej ministerstwa zdrowia USA stało się pierwszym krajem, gdzie już pod koniec lat sześćdziesiątych odnotowano spadek zawałów serca i chorób niedokrwiennych. Amerykańskie doświadczenia wykazały, że sami możemy w prosty sposób zadbać o własne serca.

Dla zdrowia i dobrego samopoczucia warto wyrzec się tłustej golonki czy przesalanych w wyniku stosowanych technologii kiełbas, sięgając po smakowitą rybę z rusztu, kasze i zboża, gotowane i surowe warzywa, czy choćby pierogi z owocami.

Cholesterolowa bomba

Jednak zjadacze chudych, niskocholesterolowych potraw coraz częściej słyszą, że ich wysiłki są daremne. Przed kilku laty brytyjskie pismo naukowe o niepodważalnym autorytecie The Lancet opublikowało wyniki badań świadczące o tym, że niski poziom cholesterolu, zwłaszcza u ludzi starszych, wcale nie musi być pożyteczny, a już na pewno nie jest gwarancją długowieczności. Wśród badanych sześćdziesięciolatków aż pięciokrotnie wyższa umieralność panowała u mających właściwy poziom cholesterolu w porównaniu z tymi, u których poziom cholesterolu znacznie przekraczał bezpieczną granicę. Przyczyn niepokojącego zjawiska nie podano, a prasa, podchwyciwszy sensacyjny temat, prześcigała się w podkreślaniu ważności cholesterolu, jako niezwykle pożytecznego dla organizmu.

Jak zwykle trucizna tkwi w ilości

Bez cholesterolu nie byłoby niektórych hormonów regulatorów zachodzących w organizmie procesów. Nie byłoby chroniącej nasze kości witaminy D, ani niezbędnych do trawienia pokarmów kwasów żółciowych, organizm działałby źle, gdyż cholesterol jest składnikiem błon komórkowych, z których zbudowane są nasze ciała.

Prawda ta znana jest od dawna, a informacje na ten temat łatwo znaleźć nie tylko w medycznych podręcznikach, ale nawet w podręcznej encyklopedii, jednak z powstawaniem miażdżycy nie ma wiele wspólnego, chodzi bowiem nie o sam cholesterol lecz jego nadmiar. A kiedy mówimy o nadmiarze? Europejskie Towarzystwo Miażdżycowe wyraźnie określa pożądany poziom cholesterolu poniżej 200 mg cholesterolu w ml krwi (mg%). Powyżej 200 mg% mamy już do czynienia z hipercholesterolemią. Polskie normy jak zwykle są łagodniejsze. Polskie Towarzystwo Kardiologiczne za bezpieczny uznało poziom 20 mg%, bowiem badania wykazują, że w Polsce na niedokrwienną chorobę serca umierają ci, którzy tę właśnie granicę przekroczyli.

Skąd buńczuczne wezwanie

Skąd wobec tego zamieszanie wokół cholesterolu i moje wezwanie do przerwania je go dyktatury? Otóż owa dyktatura blokuje informacje o poważniejszych dla zdrowia i życia zagrożeniach i często wynika ze zbytnich uproszczeń. Wysoki poziom cholesterolu nie zawsze jest niebezpieczny dla zdrowia, nie każdego kto ma dużo cholesterolu czeka zawał, podobnie jak niski poziom cholesterolu nie wyklucza choroby. Nietrudno spotkać osoby, które od lat mając podwyższony poziom cholesterolu jednocześnie mają zdrowe serca. Są to jednak ludzie, którzy nie palą, racjonalnie się odżywiają i zażywają dużo ruchu.

Czynniki ryzyka chorób serca

Dotąd zidentyfikowano około 260 rozmaitych czynników ryzyka chorób serca i układu krążenia. Wysoki poziom cholesterolu w krwi zajmuje wśród nich znaczące miejsce, ale jego złowrogie oblicze objawia się dopiero w połączeniu z innymi zagrożeniami. Jeśli człowiek z wysokim poziomem cholesterolu prowadzi siedzący tryb życia, unika ruchu, pali papierosy, jest otyły, żyje w stresie, nie uprawia ćwiczeń fizycznych jego podatność na zawał wzrasta znacznie bardziej niż wynikałoby to z sumy poszczególnych zagrożeń. Zrozumieć te współzależności pomagają wyniki badań przeprowadzonych w ramach programu badawczego jednocześnie w Jugosławii, USA, Grecji, Włoszech, Holandii, Finlandii i Japonii.

Samodzielne przeciwdziałanie chorobie

W Japonii choroby serca należą do wyjątków, mimo iż nadciśnienie występuje tam powszechnie, a palenie jest tam prawdziwą plagą społeczną. Japończyków przed miażdżycą i chorobami serca chroni niski poziom cholesterolu. Zawdzięczają go tradycyjnemu odżywianiu obfitującemu w warzywa i zdrowy ryż. Tłuszcze zwierzęce spożywając z wielkim umiarem. Dopiero niedawno udowodniono, że niskotłuszczowe i niskocholesterolowe diety bez soli, bogate w antyoksydacyjne witaminy: prowitaminę A czyli betakaroten, witaminy C i E nie tylko powstrzymują rozwój miażdżycy, ale powodują jej regres. Co prawda samą tylko dietą można obniżyć poziom cholesterolu najwyżej o 15 %, powiedzmy z 280 do 240 mg%, jednak ryzyko śmierci z powodu zawałów serca spada wówczas dwukrotnie. Mamy wielkie możliwości samodzielnego przeciwdziałania chorobie.

Rzesza umierających na serce rośnie

W Polsce systematycznie rośnie rzesza umierających na serce. Zawały coraz częściej dopadają młodych, a także kobiety, mimo, iż w naturalny sposób powinny je chronić żeńskie hormony.

Przejściowy spadek zachorowań wystąpił tylko w latach 1979-1983, w wyniku wprowadzenia kartek żywnościowych.

Jeśli kogoś dziwi fakt, że wyraźne skutki zdrowotne pojawiły się po tak krótkim okresie przymusowej diety niskotłuszczowej, wyjaśniam ten mechanizm. Miażdżycowe blaszki przypominają kształtem nadmuchane poduszeczki. Wewnątrz sztywnej osłonki znajduje się cholesterol. Kiedy cholesterolu przybywa, poduszeczki puchną, osłonki pękają i cholesterol wylewa się do krwi, ułatwiając powstawanie zakrzepów, a zakrzepy jak wiadomo prowadzą do zawałów serca. Dlatego nawet niewielki spadek poziomu cholesterolu w krwi jest pożądany, gdyż wyraźnie zmniejsza śmiertelne zagrożenie.

Tak więc choroby serca nie są zrządzeniem losu lecz sami je sobie fundujemy.

Z jajami w tle [99]

Zbliżają się święta, podczas których w minionych latach każda buźka była uśmiechnięta. W tym roku powodów do śmiechu niema i w nadchodzące święta też nie będzie.

Jak co rok pojawią się artykuły ukazujące jajko jako symbol rodzącego się życia. Wypadałoby jednakże dodać, że jajko odgrywało także ważną rolę w prastarych obrzędach związanych z kultem zmarłych, na które kościół nałożył „swoje” święta „chrześcijańskie” i jeszcze w XII wielu kategorycznie zabraniał w okresie wielkanocnym konsumpcji tego dzisiejszego symbolu świąt wielkanocnych. Kościelny zakaz cofnięto, jednakże pod warunkiem odmówienia specjalnej modlitwy przed spożyciem jajka. Czy dzisiejsi „chrześcijańscy” zjadacze jaj znają te fakty, a przynajmniej pamiętają o wymogu specjalnej modlitwy poprzedzającej spożycie jajka?

W Europie jajka zaczęto jadać dopiero w V w. p.n.e. – wcześniej hodowano drób, lecz jaj nie jadano. Dziś, oprócz kurzych, konsumuje się także jaja kacze, gęsie, strusie, indycze, perlicze, przepiórcze, jak również ikrę – jaja ryb i gadów, a szczególnym uznaniem koneserów cieszą się jaja mew – o lekko rybim smaku, i jaja żółwie – cenione za oleisty aromat.

Doskonałe walory odżywcze i dietetyczne mają jajka przepiórce, charakteryzujące się najwyższą, niespotykaną w innych produktach zawartością przyswajalnego fosforu. Cenione w tradycyjnej medycynie chińskiej, zalecane także wyczerpanym długotrwałą chorobą lub porodem.
Za największy przysmak świata uchodzą jaja rybie, czyli kawior, który jadano już w starożytności, jednak wówczas był pożywieniem ubogich rybaków, a symbolem luksusu stał się dopiero w XIX wieku. Kawior to niemal samo białko, zawiera dużo witaminy A i D oraz acetylocholinę, zwiększającą odporność na działanie alkoholu.

Jajka – nie tylko kurze – zawierają przede wszystkim doskonale przyswajalne białko i żelazo, tłuszcz, sporo soli mineralnych i prawie wszystkie witaminy (oprócz C), a ze strachu przed cholesterolem najwyższy czas wreszcie wyrosnąć, bo wiadomo już ponad wszelką wątpliwość, że zawarty w jajkach cholesterol jest dla nas korzystny – obniża poziom naszego niekorzystnego, polepszając stosunek „złego” do „dobrego”. Tak więc jadajmy jajka przyrządzane na różne sposoby.

Najzdrowsze są gotowane na miękko ze ściętym białkiem i półpłynnym żółtkiem. Surowe są mniej wskazane, gdyż zawarte w nich tzw. „głodne białko” blokuje przyswajanie koniecznej do prawidłowej przemiany materii biotyny. Korzystniejsze od całych jaj jest spożywanie samych żółtek, a dla ułatwienia ich przyswajania polecam dodać ciut dobrego owocowego octu i ciut dobrego oleju bądź oliwy.

Ile jajek kurzych możemy zjadać dziennie? Całych dwa, gdyż białko jest gorzej przyswajalne, ale samych żółtek możemy zjadać bez ograniczeń.

Najstarsze jajka malowane liczą sobie ponad 5 tysięcy lat, a sztukę zdobienia jajek znali Egipcjanie, Persowie, Chińczycy, Fenicjanie, Grecy, Rzymianie… Najstarszą polską pisankę, datowaną na X wiek, znaleziono na Śląsku Opolskim.

Z jajkiem wiąże się mnóstwo przesądów: miało zapewniać zdrowie, odczyniać uroki, chronić przed pożarem, zapewniać urodzaj, szczęście, pomyślność…
Polskie kury znoszą ok. 9 miliardów jaj rocznie, a statystyczny Polak pod różnymi postaciami zjada ich ok. 180 (tak napisałem kilkanaście lat temu, aktualnych statystyk nie sprawdzałem).

Zgodnie z przepisami Unii Europejskiej każde jajko musi być opieczętowane pieczęcią z numerem statystycznym gospodarstwa, z którego pochodzi. Oficjalnie ze względu na możliwość zakażenia salmonellą, ale nietrudno zauważyć, że w celu sterowania rynkiem żywności. Nie podlegają pieczętowaniu jajka przepiórcze, w których salmonella się nie zdarza. W obawie o możliwość zakażenia salmonellą w restauracjach do tatara z jajkiem kurzym obowiązkowo podawany jest alkohol. Tatar z jajkiem przepiórczym jest wolny od tego nakazu, więc cenią go miłośnicy tatara za kierowcą. Ponadto jajko przepiórcze, choć znacznie mniejsze od kurzego, ma znacznie więcej wartości odżywczych.

Ponieważ wspomniałem o cholesterolu, aby uniknąć nudnych pytań wstawiam tu także mój artykuł „Wróg czy przyjaciel? Dość dyktatury cholesterolu!” opublikowany w Ekspresie Ilustrowanym 22 lata temu.

Agronomowie i rolnicy czy głupcy i bandyci? [98]

Od dzieciństwa uprawiam warzywa zdrowia, a od kilku lat także zboża zdrowia. Żona protestuje gdy nazywam siebie rolnikiem, argumentując tym, że nie mieszkam na wsi i nie mam swojej ziemi. Ja natomiast protestuję przeciw nazywaniu rolnikami mieszkańców wsi tylko dlatego, że mieszkają na wsi, a posiadaczy ziemi tylko dlatego, że posiadają ziemię.

Rolnicy to fachowcy od roli, a zatruwanie gleby, upraw, żywności, wody, powietrza to nie fachowość, lecz głupota i bandytyzm. Niezależnie czy truciciele rozumieją, czy nie rozumieją, że trując innych współplemieńców trują także siebie, rodzinę, bliskich, truciciele to głupcy i bandyci. Tak jak hitlerowcy i stalinowcy to bandyci niezależnie od tego czy mordowali „swoich” czy „obcych”, czy z własnej woli czy na rozkaz, tak też chemizujący uprawy i żywność to głupcy i bandyci, niezależnie czy mordują „swoich” czy „obcych”, czy z pazerności dla zysku, czy dla przypodobania się zdemoralizowanym głupkom i bandytom dającym im takie zalecenia.

Ostatnio zadzwonił do mnie chirurgicznie wyleczony z raka jelit i wątroby. Dzwonił ze szpitala, gdzie go ratowano tuż po poddaniu go dziesiątemu chemizowaniu, nazywanemu „chemioterapią”. Nie powiedział po co dzwoni, bo świadomie sam tego nie wiedział, a podświadomie potrzebował usprawiedliwić się przed samym sobą z głupoty, którą szerzył całe życie i teraz doświadcza skutków swojej niefrasobliwości. Powiedział, że był „agronomem” i „rolnikiem”. I jako „agronom” i jako „rolnik” zatruwał żywność trującymi nawozami syntetycznymi i rakotwórczym Roundupem oraz promował zatruwanie żywności trującymi nawozami syntetycznymi i rakotwórczym Roundupem.

Po latach nadmiar chemii w organizmie i otoczeniu „agronoma-rolnika” zaowocował rakiem jelit i wątroby. Zamiast odtruwania organizmu, w które sam musiałby się zaangażować wybrał chirurgów, by za niego rozwiązywali jego problemy. Skalpeloterapeuci wycięli trochę tkanek przechemizowanych syntetycznymi nawozami i rakotwórczym Roundupem. Dla medyków taki pacjent to przede wszystkim kasiora, więc ze swych szponów wyleczonego nie wypuścili, lecz przekazali kolegom chemioterapeutom. Chirurgicznie wyleczony „agronom-rolnik” teraz poddaje się chemizowaniu, czyli doleczaniu chemią jeszcze agresywniejszą od tej, którą przez wiele lat truł siebie i współplemieńców, środowisko swoje i moje. Tym razem chemizowany jest cały jego organizm. Wytrzymał już dziesięć serii chemizowania nazywanego „terapią”, każda po 50 godzin pod różnymi kroplówkami, dziesiątą ledwie przeżył, czeka go jeszcze dwie, bo program obejmuje dwanaście, co dwa tygodnie. Lekarz chemioterapeuta, aby pacjent nie wykończył się w trakcie kuracji przedłużył mu przerwy pomiędzy kolejnymi zabiegami z dwóch do trzech tygodni. Niezależnie czy przeżyje będzie zaliczony do wyleczonych, bo najważniejsza jest statystyka i propaganda.

Jeśli wśród czytających lub ich bliskich jest ktoś wyleczony dwunastoma seriami „chemioterapii” zapraszam do podzielenia się doświadczeniem z tej formy „leczenia”.

Wyleczony skalpelem i doleczany chemią „agronom-rolnik” pochwalił się, że czytał w miesięczniku Nieznany Świat z 2005 roku moje artykuły. Pisałem tam o kwasie mlekowym, bakteriach Laktobacillus Plantarum, chlebie leczącym serce i raka… Ubolewał, że już nie żyje pani profesor, która wiele lat pracowała nad specyfikiem zawierającym te bakterie, nie doczekawszy się wprowadzenia na rynek i upowszechnienia swego „wynalazku”. Miał żal do całego świata, że przeszedł mu koło nosa cudowny specyfik, który według jego wiary naprawiałby całe zło, które przez kilkadziesiąt lat tworzył, którym krzywdził siebie i ogrom tych, którzy jadali przez niego zatruwane płody rolne oraz tych, którzy go słuchali, jako agronoma i także truli siebie, swych bliskich i klientów, którym trucizny i zatrutą żywność sprzedawali.

Wyjaśniłem mu, że pani profesor, której nazwiska nie wymieniam, bo o zmarłych nie mówi się źle, a dobrze powiedzieć nie ma co, wprowadziła na rynek kilka preparatów zawierających te i inne bakterie i są one dostępne w aptekach. Nie ma powodu ich upowszechniać, bo nie dość, że nie pomagają organizmowi to jeszcze go zatruwają (jak większość farmaceutyków); to środki dla naiwnych. Rozsądni mają prozdrowotne bakterie na wyciągnięcie ręki. Ja w trakcie pisania tego tekstu podjadam powybierane z kapusty jabłka i rajskie jabłuszka, które kisiły się wraz z kapustą.

Kapsułki i tabletki, oprócz probiotycznych bakterii, zawierają także trucizny zabijające bakterie. Zabijają zarówno te dostarczane, jak i te dobroczynne, które w organizmie mieliśmy.

Z bakterii zapakowanych w kapsułkę przeżywa zaledwie do 1 %, a z zaprasowanych w tabletkę jeszcze mniej. Ponadto kapsułki i tabletki zawierają związki pokrywające ścianki dróg trawiennych. Nawet gdyby część dobroczynnych bakterii przetrwała nie przepuści ich przez ścianki dróg trawiennych chemiczna osłona, więc organizm ich nie wykorzysta.

Producenci kuszą kupujących nazwami składników, na które panuje moda, ale robią wszystko by zdrowia nikomu nie przysporzyć, lecz w kontrolowany sposób je odbierać. Biznes medyczny i farmaceutyczny rozprzestrzenia się dzięki chorym, więc medycy wywołują kolejne choroby, a farmaceuci  produkują kolejne leki, które powodują kolejne choroby, by medycy mieli na kim zarabiać do końca życia, a nawet po śmierci.

Gdzie więc szukać prozdrowotnych bakterii? To akurat do niedawna było wiedzą powszechną; wiedziały to nasze babki, prababki i ich przodkinie. Mówiłem i pisałem o tym wielokrotnie; także w Nieznanym Świecie, na który powoływał się wyleczony z raka „agronom-rolnik”. Pozostaje mu, i każdemu zainteresowanemu także, dokładnie przeczytać, co wówczas napisałem. Nie ma potrzeby tego tutaj przedrukowywać. Niemniej jednak rozważam poświęcić temu tematowi większą publikację.

Do niedawna przeciążonych pracą i zatrutych nowoczesnymi pokarmami mieszczuchów wysyłano na wieś, by tam zdrowieli dzięki czystej wodzie, czystemu powietrzu, zdrowej żywności i prostszym posiłkom. Obecnie na nowotwory i raki chorują częściej mieszkańcy wsi. Na wsiach na nowotwory chorują nawet małe dzieci – dzieci trucicieli. Nawet jeśli ich rodzice, dziadkowie, wujowie nie uprawiają już pól to nadal trują. Teraz Roundupem i wieloma randapopodobnymi truciznami zlewają nawet kostkę brukową.

Dlaczego miody z miast są droższe od miodów ze wsi? Bo miasta są mniej skażone niż wsie!

Dlaczego na nowotwory nagminnie chorują dzieci mieszkające na wsiach? Bo na wsiach chemizuje się nawet podwórka i drogi, także wybrukowane!

Dlaczego bandyckie precedery szerzą wykształceni? Bo tak są kształtowani w domach rodzinnych i szkoleni w szkołach i uczelniach. Bo nie ma tam etyki, odpowiedzialności, moralności…

Dlaczego społeczeństwo biernie godzi się na systematyczne wymordowywanie? Bo jest zatrute. Zatrute ciała i zatrute umysły nie wytwarzają zdrowych myśli, więc brakuje zdrowego rozsądku!

Żaden okupant nie byłby w stanie nas wymordować, gdyby w depopulacji nie pomagali truciciele!

Mikrocząstki plastiku we wszystkich ludzkich narządach [97]

Plastiki z opakowań i butelek

Tworzywa sztuczne zanieczyszczają środowisko w każdym miejscu na świecie. W pół wieku od postrzegania plastików dla wygody stały się zagrożeniem zdrowia i życia. Maleńkie kawałki plastiku z opakowań na żywność i butelek na wodę są już w każdym ludzkim narządzie, także tych filtrujących: płucach, nerkach, śledzionie, wątrobie…

Niepokoje żywieniowców

W ostatnich latach eksperci w dziedzinie zdrowia wyrażali zaniepokojenie z powodu powszechnego stosowania tworzyw sztucznych w produktach konsumpcyjnych i chemikaliach używanych do ich wytworzenia. Niepodważalną oczywistością jest, że ma to szereg ujemnych skutków dla zdrowia w postaci: cukrzycy, otyłości, zaburzeń seksualnych, bezpłodności… Mikrocząstki plastiku w tkankach działają na organizm rakotwórczo i drażniąco w taki sposób, jak azbest i powszechne od roku „maseczki” – powodują stany zapalne prowadzące do raka.

Przeciętny człowiek spożywa tygodniowo średnio pięć gramów plastiku, tyle zawiera karta kredytowa!

Naukowe potwierdzenie

Mikrocząstki plastiku to mikroskopijne kawałki tworzyw sztucznych. Są tak małe, że przedostają się z układu pokarmowego do krwiobiegu. Krążą wraz z krwią, trafią do wszystkich narządów, także tych filtrujących: płuc, nerek, śledziony, wątroby… Miałem o tym pisać ponad rok temu, gdy byłem na Filipinach, ale nie miałem źródeł, na które mógłbym się powołać. Teraz potwierdzili to naukowcy z Ośrodka Biotechnologicznego ds. inżynierii Zdrowia Środowiska Uniwersytetu Stanu Arizona. Wykryli oni mikrocząstki plastiku w każdym z badanych ludzkich narządów.

Naukowe łajdactwo

Główny naukowiec dr Charles Rolsky przyznał, że są dowody na to, że plastiki przedostają się do naszych ciał.

Jednakże naukowcom, mimo iż wykryli mikrocząstki plastiku w każdym badanym narządzie, wygodnie jest udawać, że nie wiedzą, czy plastiki w organizmie są tylko uciążliwe, czy wyniszczają zdrowie i życie. To dzięki takiej postawie dostają finanse na badania, dyrdymały wokół badań i wynagrodzenia za nie.

Zamiast grzmieć na alarm i interweniować by zarazę wycofać robią sobie „naukowe” zabawy. Opracowali procedurę ekstrakcji mikrocząstek plastiku z tkanek zwłok. Następnie wykorzystali spektrometrię do analizy 47 próbek tkanek dostarczonych przez Ośrodek Badań nad Chorobami Neurodegeneracyjnymi ASU-Banner, który dysponuje bankami mózgów i ciał wykorzystywanych do badań.

Podczas gdy na całym świecie powszechne są cierpienia, choroby, skracanie życia przez plastiki „naukowcy” bawią się w tworzenie kalkulatora internetowego, mającego przeliczać informacje o mikrocząstkach plastiku na jednostki masy i pola powierzchni w celu ustalenia, ile plastiku dostało się do poszczególnych narządów danej osoby. Bawią się w tworzenie „atlasu zanieczyszczenia człowieka”.

Unikaj ile się da

Choć całkowicie nie unikniemy połykania mikrocząstek plastiku, gdyż są nawet w wodzie z kranu, wodzie butelkowanej, powietrzu… znacznie ograniczymy ich wchłanianie używając butelek ze stali nierdzewnej lub szkła, kupując żywność niepakowną w plastik, torby na zakupy stosując z tkanin naturalnych, bieliznę pościelową i osobistą stosując z tkanin naturalnych…

Zadbaj przynajmniej o swoje dziecko; śniadań do szkoły nie pakuj w plastik, wody nie wlewaj do plastiku, plastikowy piórnik zastąp drewnianym, wywal plastikowe okładki na książki i zeszyty…

Dwumiesięcznik NEXUS

Polecam dwumiesięcznik NEXUS. W numerze 1 (135) styczeń-luty 2021 jest artykuł na temat zagrożeń od plastików, naukowych dowodów i naukowych dyrdymałów. Stamtąd pochodzi część powyższego.

Jest tam także na temat oszustw medycznych, zagrożeń, cennych remediów, cennych wskazówek, mocy umysłu… Każdy znajdzie tam wiele cennego i wartościowego materiału.

Rewelacyjny specyfik ziołowo-mineralny [94]

Wczoraj wspomniałem o swoim dylemacie odnośnie zastosowania rewelacyjnego specyfiku ziołowo-mineralnego. Dylemat polega na tym, że nie polecam suplementów i zazwyczaj odradzam ich stosowanie. Mamy pod dostatkiem wspaniałej naturalnej żywności, zawierającej wszystko, co dla zdrowia cenne i wszystko, czego brakuje chorującym. Składniki naturalnej żywności są znacznie, znacznie, znacznie lepsze i skuteczniejsze od wszystkiego, co zawarto w suplementach, nawet tych z najwyższej półki cenowej.

Na każdym kroku spotykam się z podwójną moralnością. Hipokryci rolni uprawiają dla siebie bez chemii, a na sprzedaż zlewają uprawy truciznami. Hipokryci medyczni szczepią cudze dzieci, a swoje chronią przed wstrzykiwaniem im trucizn. Hipokryci żywieniowi promują margaryny, a sami stosują masło. Hipokryzja panuje od duchownych aż po polityków.

Czasem, ale naprawdę sporadycznie i w wyjątkowych sytuacjach, dopuszczałem suplementowanie. Jeśli się to zdarzyło zaznaczałem, że ma to być jednorazowo. W żadnym razie nie wolno uzależniać organizmu od suplementów, a tym bardziej leków. Teraz mam zamiar sprowadzić dla siebie coś, co dla celów handlowych nazwane jest suplementem, a w istocie jest bardzo starym lekiem ziołowo-mineralnym. Zanim ów preparat opiszę zaznaczam, że go nie reklamuję, nie rekomenduję, nie polecam. Nie żeby szkodził, bo nie sięgałbym po niesprawdzone i niepewne, lecz żeby nie uzależniać, nie odciągać od Natury.

Ów ziołowo-mineralny lek (sprowadzony jako suplement) jest bezpieczny, skuteczny, sprawdzony przez wiele pokoleń. Jego nazwy ze zrozumiałych względów tu podać nie mogę, ale sprowadzając dla siebie mogę zakupić także dla przyjaciół.

Zaznaczam wyraźnie, że mam zamiar zastosować go jednorazowo, więc nie uzyskacie go ode mnie później. Ponadto jeśli zakupię go dla znajomych to tylko wówczas gdy będę pewny, że myślą podobnie i rozumieją moje motywy.

skład:

zioła: owoce forsycji zwisłej, pęki kwiatowe suchodrzewu japońskiego, korzenie urzetu barwierskiego, kłącza narecznicy grubokłączowej, ziele pstrolistki sercowatej, korzenie i kłącza różeńca chińskiego, korzenie lukrecji uralskiej, pędy przęśli dwukłosowej, nasiona moreli amarum, ziele brodźca paczułka, korzenie i kłącza rzewienia dłoniastego, ziele mięty chińskiej,
minerały: kamień zawierający siarczan wapnia.

Ten rewelacyjny specyfik ziołowo-mineralny ma długą historię zastosowań klinicznych w leczeniu grypy ʬiʁsowej i innych chorób grypopodobnych. Raporty medyczne potwierdziły, że zmniejsza ekspresję RNA grypy poprzez zmniejszenie apoptozy komórek płuc i zmniejszenie zawartości TNF-α w surowicy. Był stosowany podczas:
-ɘpidemy koʁonɒʬirsɒ SAʁS ƆoV (ciężki zespół ostrego oddychania) 2002-2003 r.,
-panidemy świńskiej grypy (wirs A/H1N1) 2009-2010 r.,
-ɘpidemy koʁonɒʬirsɒ MEʁS ƆoV (bliskowschodni zespół oddechowy) 2012 r.,
-panidemy ƆoVID-19 (od ang. Ɔoʁonɒwirs Disease 2019 r. – ʬiʁs SAʁS ƆoV-2).

Działanie poszczególnych składników:

Forsycja wzmacnia odporność oraz hamuje uwalnianie histaminy (katar, alergia).

Suchodrzew i Urzet wyraźnie obniżają gorączkę, działają antybiotycznie wobec Escherichia coli – pałeczki okrężnicy, Salmonella typhimurium, Staphylococcus Aureolus – gronkowca złocistego, i Streptococcus pyogenes – paciorkowca. Współczesne badania potwierdzają przeciwwirusowe i przeciwbakteryjne właściwości urzetu barwierskiego, zwłaszcza wobec wirusów grypy Influenzavirus A, B, C.

Pstrolistka sercowata stosowana w Tradycyjnej Medycynie Chińskiej na infekcje górnych dróg oddechowych i stany zapalne przewodów oddechowych.

Różeniec chiński działa podobnie jak korzeń żeńszenia, podwyższa sprawność organizmu. Wzmacniająco i podwyższa odporność ma choroby.

Lukrecja uralska – zioło przeciwwirusowe, bakteriobójcze, przeciwzapalne, wykrztuśne, nawilża płuca, oczyszcza oskrzela, hamuje kaszel.

Przęśl dwukłosowa wyraźnie rozszerza oskrzela i oskrzeliki. Płuca człowieka zawierają około 30 000 oskrzelików o średnicy mniej niż 1-2 mm. Ich skurcz prowadzi do znacznego ograniczenia przepływu powietrza w płucach w wielu procesach patologicznych. Infekcje dróg oddechowych i ostre zapalenie oskrzelików wywołują głównie wirusy RSV (ang. Respiratory Syncytia Virus rodzaju Pneumovirus) i wirus grypy.

Forsycja zwisła, Urzet barwierski, Rzewień dłoniasty stosowane w zapobieganiu i leczeniu wirusowych chorób zakaźnych. Zawierają emodynę, która działa przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie, ma potencjalną aktywność przeciw wirusom grypy.

Kamień gipsowy zawierający siarczan wapnia stymuluje meridiany płuc i żołądka, „oczyszcza ciepło i ogień” – infekcja wirusowa i bakteryjna.

Ten rewelacyjny specyfik ziołowo-mineralny o wyżej wymienionym składzie w Polsce nie jest znany, więc próżno szukać go w miejscach ogólnodostępnych. Wkrótce sprowadzę po dwa opakowania dla siebie i swojej rodziny. Przy tej okazji mogę zamówić także dla przyjaciół. Jednakże nikogo do stosowania tego, co ja stosuję, ani czegokolwiek nie namawiam, ani nie zachęcam. Jeśli jednak ktoś zapragnie skorzystać z okazji wspólnej terapii i wymiany doświadczeń daję mu taką szansę.

Waham się czy dopisać tu właściwości farmakologiczne i wskazania do stosowania, bo nie chcę by działało to zachęcająco na kierujących się powierzchownie zasłyszanymi hasłami. Osoby zainteresowane znajdą sposób skontaktowania się ze mną gdy zapragną więcej informacji w celu podjęcia najlepszej dla siebie decyzji.

Zabrać buty i poszczuć psem – sarkoidozę [91]

W komentarzu pod moim artykułem: Nowotwory a krzemowy paradoks Lucyna napisała cięgiem bez interpunkcji, z licznymi błędami, że czyta wszystko co piszę, że miała kupować „krzem aktywny”, że znajomy jej polecił, że „to dla męża na jego odporność na sarkoidozę”, że dużo czytała o tej chorobie, pyta czy poleciłbym kupić „ten krzem” (nie wyjaśniając jakie paskudztwo tak nazywa i zatajając, że pakowane jest w trujący plastik), pyta czy jest coś skuteczniejszego, pomocnego także w sarkoidozie, zaznacza, że wie iż „to jest choroba także układu odpornościowego”.

Odsyłam do radia Maryja

Lucyna poruszyła wiele wątków wykazując ogrom niezrozumienia i arogancji. Nad niezrozumieniem możnaby się zastanowić, jednakże arogancję można tylko piętnować. Tym bardziej, że zalewa nią nawet samego Stwórcę, Matkę Naturę, mnie – dzielącego się z Wami moim doświadczeniem, w końcu organizmy swój i męża.
Ponieważ „zapomniała” się przedstawić, napisać coś o sobie, mężu (którego chce leczyć moimi rękami), wyjaśnić dlaczego zwraca się do mnie, odsyłam do Radia Maryja, gdyż tam uczą manier.
Wszystko, co piszę nie dotyczy personalnie jakiejś jednej Lucyny, lecz wszystkich tak postępujących. Tak więc niniejszy esej nie jest prywatną odpowiedzią jakiejś Lucynie. List Lucyny posłużył mi tylko za inspirację.

„krzem aktywny” kontra Dar Niebios i Matki Natury

Nie wiem co Lucyna nazywa tak dziwacznie „krzem aktywny”. Zapewne zakłada ona w swej arogancji, że ja też pochłaniam reklamy, którymi ona nasiąka. Świadomie czy nieświadomie to bez znaczenia, sugeruje ona, że Boży krzem, dar Niebios i Matki Natury miałby być nieaktywny i niegodny stosowania. Czy dlatego odrzuca ten z Natury, że jest darmo?

Zamiast korzystać z Natury w swej arogancji posunęła się nawet do tego, by kupować wodę w butelkach z trujących tworzyw syntetycznych nazywaną „krzemem aktywnym”. Zapewne jej podświadomość wie, że to trucizna i dlatego świadomość popycha ją by na mnie przerzucić odpowiedzialność za stosowanie polecanego przez sąsiada specyfiku, będącego w rzeczywistości oszustwem, na domiar plugawiącym Matkę Naturę.

Skąd tyle arogancji dla CUDu, jakim jest nasz organizm? CUD = Ciało, Umysł, Duch.
Skąd tyle braku szacunku dla Natury?
Skąd tyle głupkowatego zachwytu reklamowanymi chemikaliami?

Doświadczanie poprzez kieszeń

Najskuteczniej uczymy się przez kieszeń, nie będę więc nikomu odbierał tej możliwości. Im więcej wydacie, im szybciej zbankrutujecie im szybciej rozczarujecie się , tym szybciej zmądrzejecie. Jednakże kupując drogie i dziwaczne paskudztwa w plastikowych opakowaniach doświadczajcie, doświadczajcie, doświadczajcie i piszcie o swoim doświadczeniu.

Arogancja zabija dar myślenia

Dziś kupisz trochę wody w plastikowej butelce, jutro trochę powietrza w plastikowej torbie. Jak długo pociągniesz na plastikach? A co zrobisz gdy braknie kasiory na kolejną porcję, a nie będziesz umiała wrócić do oddychania z Natury i jedzenia z Natury?

Tylko Prawda tajemnicą skuteczności

Dobrze ponad pół wieku temu nastawiłem się na sto procent skuteczności. Skuteczność osiągam dzięki prawdzie. Aby być skutecznym wystarczy być prawomyślnym i prawdomównym. Kto odrzuca zakłamanie także doświadcza skuteczności.
Nikomu traktującemu Naturę i własny organizm tak, jak Lucyna nie udaje się wyzdrowieć. Cierpiętnicy usiłują przerzucić na innych, także na mnie odpowiedzialność za skutki swych poczynań, więc zadręczają mnie głupawą paplaniną (w mowie i piśmie). O krzemie z Natury mówiłem i pisałem w wielu miejscach, także na tej stronie. Poczytajcie ze zrozumieniem, postosujcie konsekwentnie, zdrowiejcie i chwalcie się efektami.

Jeszcze masz wybór

Lucynopodobni! Jak wspieracie moją działalność? Kiedy sięgnęliście po moje książki?  Kosztowaliście mojej krzemionkowej kaszy? Kąpaliście się w krzemionkowym owsie? Regenerujecie system nerwowy wyciągiem z owsa?

Gdy zaczniecie jadać moją krzemionkową kaszę i kąpać się w moim krzemionkowym owsie,  problemy, którymi mnie dręczycie będą łagodnieć i zanikać. To łatwo sprawdzić. Jeszcze macie wybór: jeść moją krzemionkową kaszę i kąpać się w moim krzemionkowym osie i zdrowieć i opisywać własne doświadczenia, albo nadal gorzknieć szukając lepszych lekarzy, lepszych leków, lepszych suplementów… Jeszcze macie wybór! W krematoriach, które na nas szykują papu będzie k-r-e-m-a-t-o-r-y-j-n-e.

Pijawice

Lucynopodobni nie szanują mądrzejszych od siebie, usiłują ich wydoić, wyssać ile im się uda. Ale to nie pijawki, bo pijawki w zamian za wyssaną krew dają substancje o właściwościach przeciwzakrzepowych, rozszerzających i uszczelniających naczynia krwionośne, przeciwhistaminowych, przeciwbólowych, antybiotycznych, regenerujących skórę i komórki nerwowe. To roszczeniowe p-i-j-a-w-i-c-e. Pragną chłapać, chłapać nie dając nic w zamian i wciągnąć w bagienko, które tworzyli latami.

Bez ziemi też można mieć zdrową żywność

Ja nie mając swojej ziemi orkisz uprawiałem na cudzym. Mam zbiory ledwie z półtora hektara, więc nie szukam zbytu, lecz chcę ów zdrowotny cud Natury rozpowszechniać. Oddam w dobre ręce zarówno tym, którzy go wysieją jak i tym którzy będą go jeść dla zdrowotności. Do młyna i kaszarni jeździmy osobówką więc niewielkie ilości przerabiamy. Dzięki temu mąki i kasze mamy zawsze świeże.

Nie wystarczy chcieć

Niczego ode mnie nie dostaniesz tylko dlatego, że żądasz. Dostają tylko zobowiązujący  się dzielić swoim doświadczeniem. Z Waszych doświadczeń ma powstać książka. I to nie taka, jakich wszędzie pełno, ale Wasza, prawdziwa, z Waszych prawdziwych doświadczeń.

Prawda wyzwala

Przestań hołdować chemikaliom i niszczyć za prawdomówność, bo szkodzisz także sobie i Twoim dzieciom! Porównaj swoje samopoczucie po mojej kaszy z samopoczuciem po fanaberiach, którym ulegasz. Wówczas poznasz prawdę, a prawda Cię wyzwoli.

Tylko natura uzdrawia

Moja krzemionkowa kasza organizm wzmacnia i regeneruje. Po niej nawet sarkoidoza i większość problemów ustępuje samoczynnie, czyli tak, jak ustępuje mrok wraz ze wschodem Słońca – czym więcej Słońca tym mniej mroku. Leczyłaś/eś się przeróżnymi specyfikami i wiele lat doświadczasz ich nieskuteczności. Teraz pojedz mojej kaszy i opisz swoje doświadczenie.
Ja wiem, że nie ma równie skutecznego i łatwo dostępnego źródła łatwo przyswajalnej krzemionki i innych cennych związków prozdrowotnych. Ty możesz to sprawdzić i napisać czego doświadczyłaś/eś.

Krzem a krzemionka

Krzem to czysty pierwiastek, a organizm przyswaja związek krzemu SiO2, czyli krzemionkę. Tylko Natura daje zdrowie, odporność, długowieczność, a handlarze karmią złudzeniami. Wiara w cudowne suplementy przeraża i poraża. Skąd tyle naiwności?

Nie niedobór lecz nadmiar!

Spożywanie reklamowanego chemizowanego paskudztwa miałoby oczyścić z gnoju gromadzonego dziesiątki lat? Sarkoidoza i wiele innych współczesnych chorób nie powstały z niedoboru czegoś tam, lecz z nadmiaru, przeciążenia, niewydolności organizmu do samooczyszczania się. Dodawanie do śmietnika choćby brylantów nie oczyści go. Łagodnienie sarkoidozy będzie następowało wraz z pozbywaniem się śmieci, które ją przez lata tworzyły. Zdrowienie bez leków i bez lekarzy odbywa się nie wskutek jadania czegoś, lecz wskutek zaniechania zanieczyszczania własnego organizmu.

Sarkoidoza

Lucyna napisała „to jest choroba także układu odpornościowego”, bo chciała zabłysnąć, że się naczytała. Naczytała się bzdur, bowiem sarkoidoza nie jest „chorobą także układu odpornościowego”. To śmiecie i robactwo są przyczyną zarówno wyniszczania wszystkich narządów i układów (także immunologicznego) jak też sarkoidozy.

Sarkoidoza to jedna z wielu nazw długotrwale zaśmiecanego organizmu. To bardziej zespół objawów niż choroba. Objawów zaśmieconego organizmu. Zaśmiecanego długotrwale i nie tylko tym, co jadał chorujący i czym karmił hodowane w sobie pasożyty, ale także ich metabolitami. Odchody pasożytów zatruwają organizm przeróżnie, bo i pasożyty są przeróżne i w przeróżnych miejscach bytują i przeróżnie bywają karmione. Tych przyczyn nie biorą pragnący leczyć, leczyć, leczyć, do końca życia, a często nawet po śmierci. Czym szybciej to zrozumiesz i zaczniesz oczyszczać swój organizm z tego, co w nim zalega, rozkłada się, gnije i go zatruwa, tym większe masz szanse na powrót do zdrowia. Powrót automatyczny, tak jak automatycznie pojawia się światło wraz z ustępowaniem mroku.

Groźniejsze od robali są ich metabolity

Słowa „robactwo” używam nie ściśle, lecz w rozumieniu wszelkich pasożytów wraz z ich metabolitami. To, że robale cię żrą jest szkodą mniejszą od szkód powodowanych tym, co one wydalają i czym zatruwają twoje komórki, narządy, układy. Przestaniecie – Ty i Twoje pasożyty – zasrywać Twój organizm, to on sam się oczyści. Nie potrzeba mu w tym pomagać, wystarczy przestać przeszkadzać!

Porównaj i napisz

Porównacie samopoczucie po mojej kaszy z samopoczuciem po fanaberiach, którym dotychczas  ulegaliście to doświadczycie różnicy. Potem już sami zadecydujcie czy zostać przy nowym doświadczeniu czy wracać do starego. Jedyne co ja zalecam to zabrać buty i poszczuć psem. Jak taki zabieg wpłynie na organizm łatwo przekonać się. Darmowe wypocenie toksyn, darmowy masaż receptorów…  A nie tylko receptory będą masowane. Przepona, żołądek i jelita także.

Opiszcie swoje powroty do zdrowia po mojej kaszy z orkiszu i wszystkim, co pisałem.

Dość hipokryzji

Od tej pory do wszystkich, którzy mojej kaszy nie znają apeluję, miejcie ambicje powstrzymać się od zadręczania mnie waszymi problemikami dopóty dopóki nie skosztujecie mojej kaszy.

Tajemna moc liści chrzanu [90]

Do kiszenia ogórków powszechne jest dodawanie kawałka korzenia chrzanu, ale z równie dobrym skutkiem można wykorzystywać liście chrzanu. Chrzan łatwo znaleźć i rozpoznać. Jego duże, podłużne liście były wykorzystywane zazwyczaj do zabezpieczania żywności przed psuciem.

Zarówno korzeń chrzanu jak i jego liście zawierają: potas, magnez, wapń, witaminy C, A, B, E… Witaminy C najwięcej jest w liściach, ponieważ powstaje w procesie fotosyntezy pod wpływem Słońca.

Skoro tyle naturalnych dóbr mamy w zasięgu ręki to skąd moda, czy wręcz religijna głupota kupowania syntetycznych przemysłowych paskudztw w plastikowych pudełkach, nazywanych „witaminami”, „suplementami”, zatruwania się masą tabletkową, wypełniaczami, barwnikami, przeciwzbrylaczami, zaśmiecania świata syntetycznym plastikiem, nadużywania przedrostka „eko”?

Liście chrzanu zawierają przeciwdziałające rozwojowi bakterii glikozydy siarkocyjanowe. Młode liście chrzanu są smaczne, więc polecam wykorzystywać je gdzie tylko można i gdzie tylko się da.

Do niedawna osełki masła wiejskie gospodynie owijały liśćmi chrzanu. W ten sposób zabezpieczały masło przed rozwojem bakterii i psucie, a więc przedłużały jego świeżość.

Zabezpieczać przed psuciem i przedłużać świeżość liśćmi chrzanu można także sery, wędliny, ryby, warzywa…

Na liściach chrzanu można piec chleb, podobnie jak na liściach kapusty (wspominałem o tym chyba na spotkaniu Wolnych Ludzi w Krakowie). Liście chrzanu są soczyste (mają dużo wody), dzięki temu nawilżają chleb w trakcie pieczenia, a wydostające się z nich olejki dodają chlebowi smaku i wyjątkowości.

Liście chrzanu wykorzystujemy podobnie jak papier do pieczenia, albo liście palmy bananowca. Wszystko co przeznaczone do pieczenia lub grilowania może być ułożone na liściach chrzanu lub zawinięte w liście chrzanu. Np. mięso zmielone i przygotowane jak na kotlety, a jeszcze lepiej z warzywami proponuję zawinąć w liście chrzanu (tak, jak zawija się gołąbki w liście kapusty) i upiec. Zyskamy nie tylko na smaku i wyglądzie potraw, ale przede wszystkim na zdrowiu i przyjemności z tworzenia posiłków smaczniejszych i zdrowszych.

Natychmiast po przeczytaniu tego wpisu pewna gospodyni zrobiła z liści chrzanu masełko chrzanowe. Tak domownikom posmakowało, że odtąd jedzą tylko takie. Dodaję więc ten akapit gratulując pomysłu na ciekawe przetwarzanie liści (nie tylko chrzanowych) i  zachęcam wszystkich do równie zdrowej kreatywności. Prześcigajcie się w pomysłach na ziołowe masełko. Chrzan, koper, czosnek, szczypior czosnku i cebuli, pokrzywa, komosa, natka pietruszki, natka marchewki, liście rzodkiewek, konopi, czosnek niedżwiedzi, listki, pączki i kwiaty drzew i krzewów owocowych, porzeczek, malin, morwy…, kwiatki i listki roślin polnych i ogrodowych, stokrotek, mniszka, nasturcji, nagietków, dyni, cukini, kabaczków, ogórków, ogóreczników… Co jeszcze odtąd będziecie dodawać do masła i twarogu?
A może ktoś z moich czytelników od dawna stosuje ziołowe masła i ziołowe twarogi? Dzielcie się pomysłami. Zapraszam zarówno tych, którzy od dawna stosują ziołowe smarowidełka jak też tych, których udało mi się zachęcić by zaczęli.

Zabrać buty i poszczuć psem! – analiza problemów Joanny [89]

Joanna napisała: Dzień dobry! 🙂 Internet – środek przekazu wiedzy i informacji. Czasem trudno odróżnić jedno od drugiego. A gdy człowieka dopadają różne dolegliwości zaczyna się gubić czytając to wszystko…
Panie Władysławie szukam źródła swoich problemów – choć tak naprawdę chyba je znam: stres, nierównowaga, brak wewnętrznej radości, trzy ciąże zakończone cięciami cesarskimi w ciągu 5 lat, karmienie piersią. Wewnętrzna harmonia uległa zachwianiu. Pojawiły się bóle wędrujące w stawach, kościach, mięśniach. Zmęczenie, problemy z pamięcią, koncentracją, bóle głowy, męty w oczach i jakby pogorszenie widzenia w prawym oku, napięciowe bóle karku, ramion, bóle neuralgiczne, problemy z kręgosłupem (przepukliny, dyskopatie), nerwowość, spadek libido. W badaniach wyszły przeciwciała przeciwjądrowe sugerujące chorobę autoimmunologiczną. Jak sobie pomóc? Od czego zacząć?
Od czterech miesięcy nie jem nabiału i glutenowych zbóż. Niestety mam słabość do słodkiego – nie jem cukru, ale na miód i gorzką czekoladę sobie pozwalam. Zaczęłam też suplementację wit. D, K, A, E, magnezu, wit z gr B, cynku. Jem probiotyk, kurkuminę i wyciąg z tarczycy bajkalskiej. Widzę poprawę. Bóle są, ale mniejsze. Jest więcej energii. Ale to ciągle nie jest to.
Czytam o orkiszu, owsie, pokrzywie, kąpielach siarczkowych. Ale od czego zacząć? Co i jak robić. Niestety przy trójce małych dzieci brak mi odpowiedniej ilości czasu, aby ustalić to co w moim przypadku będzie pomocne. Co i jak stosować? Gdyby zechciał udzilić mi Pan jakichś wskazówek byłabym wdzięczna. Z góry dziękuję za pomoc!
Z uśmiechem
Joanna

Moja odpowiedź: Witam serdecznie

Długo zastanawiałem się jak postąpić z takim stekiem bzdur. W końcu odpisuję, żeby podziękować, bowiem głupoty z Twego listu uznałem za inspirację do kolejnej książki. A że książkę napiszę nieprędko (bo jestem w trakcie pisania innych książek) to wkrótce na mojej stronie umieszczę rozdział zapowiadanej książki. Niemniej jednak już teraz na mojej stronie możesz znaleźć wiele dla siebie. To ciekawy syndrom chorej mody – przechodząc na odżywianie, które uważacie za „lepsze” i suplementację doświadczacie chorób, których nie znałyście przy odżywianiu niedbałym. Dlaczego nie wyciągacie z tego wniosków? Czyżbyście były aż tak zatrute, żeby zatracić intuicję i zdolność logicznego myślenia?

Jeśli chcesz mieć większy wpływ na treść tego, co napiszę to napisz coś o sobie, albo zadzwoń.

Joanna napisała: Dziękuję że Pan odpisał 🙂
Panie Władysławie pozwolę sobie zadzwonić do Pana. Proszę powiedzieć czy są jakieś godziny w które najlepiej dzwonić?
Obawiam się, że pisząc, napisałabym dużo a i tak nie byłoby to to „coś”, o którym Pan napisał.
Jednak kilka słów… Czy przejście na dietę jest wpływem mody? Bynajmniej. Daleka jestem od podążania za modą. To szukanie. Sprawdzanie. Doświadczanie na samym sobie. Jeśli chodzi o suplementację – czuję, że nie tędy droga.
Człowiek całe życie uczy się, doświadcza a i tak głupi umiera…
Dobrej nocy
Joanna

Na drugi list nie odpowiem, bo to flirt a nie szukanie pomocy, natomiast przedstawiam analizę pierwszego

Joanna:Internet – środek przekazu wiedzy i informacji. Czasem trudno odróżnić jedno od drugiego…”

Moja odpowiedź: Nieprawda. W Internecie nie ma wiedzy, a jedynie informacje, w większości nijakie, zwodnicze, zmanipulowane, zafałszowane, podstępnie nakłaniające do kupowania.

Nie wyobrażam sobie byś miała problem z odróżnieniem tego, co czułaś, gdy się oparzyłaś lub skaleczyłaś (doświadczyłaś / posiadłaś wiedzę / dowiedziałaś się praktycznie) od tego jak mama ostrzegała (usłyszałaś / posiadłaś informację zasłyszaną / „dowiedziałaś się” teoretycznie). Czy to na pewno to samo?

Informacje od Wiedzy różną się podobnie jak furmanka od konia, a koń od woźnicy. Na furmance możesz ułożyć drewno pełnowartościowe w postaci starannie dociętych i oszlifowanych desek na meble do pięknego domu, a możesz także byle jak nasypać drewna odpadowego w postaci zrzynów i trocin na opał. To drewno i to drewno, może nawet z tego samego lasu, a nawet z tych samych kloców. Różni się formą, ale koniowi obojętne co ciągnie, cieszy się gdy owsa dostanie. Woźnica zaś czasem wie co wiezie, ale nie musi znać przeznaczenia. Odbiorca natomiast doskonale wie, które na co przeznaczy.

Jeśli pisanie do mnie zaczynasz od kłamstwa to nie licz na porozumienie ze mną! W myśl zasady: „z kim kto przestaje…” albo zrobisz krok ku wiedzy, albo pozostaniesz w świecie ułudy, a ja nie odpiszę. Mój pociąg jedzie, jak chcesz to wskakuj, jak się wahasz zostaniesz na peronie. Twój wybór, ale dobrze by było by wybór był przytomny.

 J: A gdy człowieka dopadają różne dolegliwości zaczyna się gubić czytając to wszystko…

M: Po cholerę czytasz „to wszystko”? Czym więcej czytania tym więcej zagubienia! Zamiast czytać bzdury z internety i wypisywać głupoty tworzone przez internetę idź na spacer (z dziećmi), obserwuj zwierzęta, ptaki, rośliny… Zaprzestań przesiadywania przed internetą. Zajrzyj do książki Louise L. Hay. Zaprzyjaźnij się z nimi (książką i autorką), bo to mogą być jedyne prawdziwe przyjaciółki. Porzuć negatywne wzorce myślowe będące psychicznymi przyczynami fizycznych dolegliwości. Zastąp je pozytywnymi wzorcami! Pokochaj siebie.

 J: …szukam źródła swoich problemów – choć tak naprawdę chyba je znam: stres, nierównowaga, brak wewnętrznej radości…

M: Po co komukolwiek (tak tobie jak mnie) znać źródło problemów? Nie potrzeba poznawać źródła problemów, by z problemów rezygnować. Nie wiem czym dla Ciebie jest Twoje ciało, ale dla mnie moje ciało jest samochodem, który wiezie mnie przez życie. Wyobraź sobie, że jesteś mechanikiem i masz naprawić rozbity samochód. Po co mechanikowi wiedzieć czy kierowcą naprawianego samochodu była baba czy chłop? Stara czy młoda, zarośnięty czy łysy? Po co Ci wiedzieć czy kierowca uderzył/a w drzewo czy w bramę? Po co Ci wiedzieć czy to brama od podwórza czy od garażu? A jeśli to nie on/ona uderzył/a tylko w niego/nią ktoś inny? Jak te przyczyny wpływają na czynności mechanika? Nijak! Co ma zrobić, zrobi niezależnie od przyczyny.

J: …trzy ciąże zakończone cięciami cesarskimi w ciągu 5 lat, karmienie piersią…

M: Moja 4xprababka urodziła i wykarmiła siedemnaścioro dzieci, a Ty się użalasz do obcego chłopa na trzy ciąże? Jakbyś je kochała i dawała im wszystko, czego potrzebowały to sama też byś miała wystarczająco dużo, bo źródło jest niewyczerpywalne. Czym więcej dajesz tym więcej dostajesz. Z oceanu możesz zaczerpnąć łyżeczką, łyżką, szklanką, dzbanem, wiadrem, beczką, cysterną… Masz wybór, ale dobrze by było byś sama wybierała.

J: Wewnętrzna harmonia uległa zachwianiu…

M: Nie wiem co nazywasz „wewnętrzną harmonią” ani dlaczego oddzielasz ją od zewnętrznej. Harmonia to równowaga. Wnętrza z zewnętrzem także. Czasu pracy do czasu wypoczynku także.
Przestań zaburzać harmonię. Ile przesiedziałaś przed internetą tyle odpracuj na łonie przyrody w kontakcie z roślinami i Ziemią.

 J: „Pojawiły się bóle wędrujące w stawach, kościach, mięśniach. Zmęczenie, problemy z pamięcią, koncentracją, bóle głowy, męty w oczach i jakby pogorszenie widzenia w prawym oku, napięciowe bóle karku, ramion, bóle neuralgiczne, problemy z kręgosłupem (przepukliny, dyskopatie), nerwowość, spadek libido.

M: Większość z wymienianych dolegliwości to objawy długotrwałego zatruwania organizmu (fizycznego i psychicznego) oraz znaki, że Twój organizm domaga się wody. Specjalnie dla Ciebie napisałem na mojej stronie: „Gdy organizm domaga się wody”. Po nawodnieniu część Twoich problemów zniknie jak znika mrok gdy wschodzi słońce.

 J: W badaniach wyszły przeciwciała przeciwjądrowe sugerujące chorobę autoimmunologiczną.

M: A czym są te przeciwciała przeciwjakieśtam i ta choroba jakaśtam? Operujesz modnymi terminami. Czy je rozumiesz? Raczej powtarzasz za tymi, którzy pomóc Ci ani nie potrafią ani nie chcą. Chcą za to byś chorowała głównie po to by mieli kogo leczyć!

 J: Jak sobie pomóc? Od czego zacząć?

M: Zrezygnuj z zakłamania. Bądź prawomyślna i prawdomówna. Nie używaj słów niezrozumiałych, a tym bardziej destrukcyjnych. Kochaj siebie. Przytulaj dzieci i wyobrażaj sobie, że ty też jesteś przytulana. Pijaj czystą ciepłą wodę (przez miesiąc co dziesięć minut, a w następnym miesiącu co piętnaście minut).

Pijaj po pięć kropli wyciągu z kiełków owsa i kąp się w zielu owsa (w pierwszym miesiącu co drugi dzień, w drugim dwa razy w tygodniu, od trzeciego raz w tygodniu). Skoro jesteś interneciarą to powinnaś wiedzieć jak zioła przygotować – najpierw macerat co najmniej 4 godziny (można cały dzień lub całą noc), potem wywar. Nie napar!

No i pojawia się dylemat: czy moja pisanina ma sens, bo jeśli nie zastosowałaś żadnej z moich ogólnodostępnych porad to dlaczego pytasz. Czy tylko pro forma?

 J: Od czterech miesięcy nie jem nabiału i glutenowych zbóż.

M: Czym się chwalisz? Co skrywasz pod hasłem „nabiał”? Zsiadłe mleko, twaróg, masło, jajka równorzędnie pod tym samym hasłem?

J: „Niestety mam słabość do słodkiego – nie jem cukru, ale na miód i gorzką czekoladę sobie pozwalam.

M: To najmniejsze spośród Twoich sprzeniewierzeń wobec własnego organizmu. Nie rób sobie wyrzutów. Kto stosował moje zioła temu „słabość” przestała być potrzebna i odeszła.

A tak na marginesie: czy wiesz co słodkościami usiłujesz zrekompensować?

J: Zaczęłam też suplementację wit. D, K, A, E, magnezu, wit. z gr B, cynku. Jem probiotyk, kurkuminę i wyciąg z tarczycy bajkalskiej. Widzę poprawę. Bóle są, ale mniejsze. Jest więcej energii. Ale to ciągle nie jest to.

M: Dawne choroby w dużej mierze wynikały z niedoborów. Szkorbutowcom, anemikom wystarczyło dać czego im brakowało, a objawy choćby groźnie wyglądające znikały.

Twoje przypadłości w większym stopniu wynikają z nadmiarów niż niedoborów, gdyż Twój organizm wiele lat był zaśmiecany. Dodawanie do śmietników choćby brylantów nie zmienia ponurych, śmierdzących śmietników w kolorowe, pachnące klomby. Tę chorą modę suplementową porównać można do nakrywania brudnego śmietnika czystym obrusem.

Prawie wszystkie wymienione witaminy masz w gruszkach. Artykuł o gruszkach napisałem specjalnie dla Ciebie. Cynk masz w dyni. Teraz jest sezon na dynię. Niektórych z wymienionych dostarcza nam Słońce! Żaden z przemysłowych specyfików nie zastąpi Słońca, wody, ruchu… Kłania się doktor Wojciech Oczko, nadworny lekarz trzech królów Polski: Zygmunta Augusta, Stefana Batorego i Zygmunta III Wazy. Sama decyduj czy iść za mędrcem i przez wieki sprawdzaną wiedzą czy za zwodniczą nowomodą suplemenciarzy.

Wraz z pozbywaniem się nadmiarów (śmieci, toksyn, odpadów, złogów, śluzu, pasożytów i ich metabolitów…) problemy znikają jak znika mrok wraz ze wschodem słońca.

J: Czytam o orkiszu, owsie, pokrzywie, kąpielach siarczkowych. Ale od czego zacząć? Co i jak robić. Niestety przy trójce małych dzieci brak mi odpowiedniej ilości czasu, aby ustalić to co w moim przypadku będzie pomocne. Co i jak stosować?

M: Od czytania nie wyzdrowiejesz. Krowy nie czytają, a trujących roślin do pyska nie biorą. Małpy nie czytają, a na zatrucia stosują węgiel z ogniska. Świnie nie czytały, a wiesz komu rdest zawdzięcza nazwę „świńska trawa”?

Moja mama też miała trójkę dzieci i te dzieci też kiedyś były małe i nie tylko nimi się sama zajmowała, sama też na nie zarabiała. Ty za pińcetplusy możesz kupować poduszki (może z pianki poliuretanowej) i kołdry (może z anilany lub innego syntetyku), a moja mama by mieć dla nas poduszki i pierzyny hodowała gęsi i  skubała ich pierze i  pościel sama szyła z płótna po które sama do Andrychowa jeździła, a kupowała za pieniądze zarobione na praniu cudzych brudów w balii na tarze. Widziałabyś się w tej roli? W Wólczance za wycięcie, uszycie, wywinięcie, wyprofilowanie i wszycie do koszuli kołnierzyka dostawała dwa grosze. Pracując na akord żeby więcej zarobić kupiła sobie większe nożyczki. W państwowej firmie własnym narzędziem pracowała. Do dziś nie widziałem innych tak długich nożyczek. Wyobrażasz sobie osiem godzin pracy nożyczkami jakimikolwiek? A Ona pracowała nożyczkami o długości ponad trzydzieści centymetrów! Jak ich odszukam to je sfotografuję wraz z metrówką obok i tę fotkę opublikuję, bo pewnie nie dowierzasz.

A wyobrażasz sobie w czym moja mama nas kąpała i skąd wodę brała? Do studni ulicznej chodziła i w wiadrach nosiła i po wielkich schodach wnosiła i na kuchni grzała i w balii nas kąpała, a potem z balii wiadrami wynosiła na pole.

W czym Ty swoje dzieci kąpiesz nie zapytam. Czy choć raz uciekałaś Niemcom z łapanek i wywozów na roboty do Niemiec też nie zapytam. Moja mama wiele razy uciekała. Czy bomby z niemieckich samolotów spadły obok Ciebie też nie zapytam. Moja mama całe życie pamiętała ich świst i huk. Czy budowałaś dom po spaleniu też nie zapytam. Moja mama sama wybudowała.

Gdybyś chciała odbić męża koleżance wiedziałabyś i od czego zacząć i co robić i jak. Ani dzieci ani czas nie byłyby przeszkodą.

J: Gdyby zechciał udzielić mi Pan jakichś wskazówek…”.

M: Żadnych indywidualnych porad ani wskazówek nie dostaniesz. Jesteś wspaniała i wartościowa, ale zagubiona i jak większość interneciarek wyniszczona. Wszystko co polecam ogółowi i Tobie też posłuży. Tym lepiej im szczerzej się za siebie zabierzesz. Najważniejsze moje zalecenie powinnaś znać z internety: zabrać buty i poszczuć psem!

Pomyśl ile korzyści i do tego darmo. Masaż receptorów stóp usprawni całe ciało, bo prawie wszystkie narządy pod stopami mają swój receptor. Wraz z adrenaliną zrównoważysz umysł. Wraz z potem pozbędziesz się trucizn gromadzonych latami. Podskakujący żołądek wymasuje jelita i przeponę, a podskakująca przepona wymusi ekonomiczniejsze oddychanie i lepsze dotlenienie wszystkich narządów.

Gdyby tak jeszcze miał kto natrzeć Ci uszu! Ja sobie sam czasem nacieram, ale znam jogina (starszego ode mnie), który uszy naciera sobie codziennie. Jako interneciara pewno spotkałaś mapę ucha z receptorami. Na płatku – głowa, w miejscu gdzie przebijają na kolczyk – oko, w środeczku – nałogi, na obwodzie – kręgosłup…

Nie potraktowałaś poważnie mojego remedium – leczniczej potrawki z rzodkiewek, cebuli i pokrzyw to potraktuj poważnie tę z jarmużu i buraczków, bo tę zamieściłem specjalnie dla Ciebie. Osoba bez jelita grubego i bez znacznej części cienkiego po jednym razie doświadczyła tak wyraźnej poprawy, że natychmiast zadzwoniła by pochwalić się efektami i podziękować.

J: …byłabym wdzięczna. Z góry dziękuję za pomoc! Z uśmiechem. Joanna”.

M: Za Twą wdzięczność nie da się kupić dętki do roweru, a właśnie znów mi podziurawili igłą, więc nie pośmiejemy się razem.
Szkoda, że piszesz wyłącznie o swoich chorobach, a nie chcesz napisać o sobie, swoich umiejętnościach, zainteresowaniach, celach, marzeniach…
Czy starczy Ci odwagi, żeby opisać swoje zaangażowanie w pracę nad sobą i sukcesy po tym eseju?

PS. do Joanny:

Jeśli nie masz RTG lub MR kręgosłupa to nie polecam się napromieniowywać, ale jeśli poniewiera się gdzieś (może być stare) to przyślij zdjęcia (jak zwykłe fotki na e-mail).

Gdy w kręgosłupie i stawach są stany zapalne maź stawowa wysycha, a gdy są zwyrodnienia – wyciera się. Niezależnie czy wyschła czy wytarła się powinnaś ją uzupełnić. Ale to wyższy stopień wtajemniczenia przeznaczony dla przyjaciół, a na mojej stronie przyjacielskiego pozdrowienia ani innego Twojego wpisu nie ma.

PS. do wszystkich:

Minęła godzina trzecia czterdzieści sześć. Pisząc zamiast spać ulegam tej samej głupocie i podobnie sprzeniewierzam się wobec własnego organizmu, więc dopadają mnie podobne problemy. Prywatnie niczego ode mnie proszę nie żądać, nie wymagać, nie wymuszać… Natomiast publicznie zapraszam z każdym tematem.

Gdy organizm domaga się wody [88]

Te dolegliwości to znak, że organizm domaga się wody

Jakże wielu trudno uwierzyć, że są odwodnieni? Szczególnie, jeśli pijają dużo płynów i uważają, że w tym, co piją jest pod dostatkiem wody. Podkreślam więc, że nie chodzi o pijanie płynów zawierających wodę, napojów, herbat, naparów ziołowych, wody doprawionej do smaku, bowiem to nie to samo, co pijanie wody czystej, jak najczystszej. Picie czegokolwiek innego niż czysta woda nie zwalnia od konieczności wypijania czystej wody!

Skąd brać wodę czystą to wielki problem. Każdy powinien nad tym zastanawiać się i zabezpieczać w czystą wodę we własnym zakresie. W tym miejscu skupiam się tylko na najczęstszych symptomach niedoboru wody w organizmie.

Pijający herbatki ziołowe, stosujący leki, kuracje oczyszczające nie doceniają roli czystej wody, a nawet nie wiedzą, że wówczas zapotrzebowanie na czystą wodę jest większe. Co gorsza to producenci i handlarze medykamentów, suplementów, oraz dietetycy i medycy polecają pić płyny, a płyny choćby najbardziej wodniste nie nawadniają wystarczająco a nawet odwadniają, czyli odbierają wodę organizmowi zamiast mu jej dostarczać. Nawadnia tylko woda.

Wielu poleca wypijać dwa litry, a nawet więcej wody na dobę, jednakże od ilości ważniejsze są: czystość i sposób zażywania. Celowo piszę zażywania, bo wypijanie co parę minut łyka czystej ciepłej wody daje większe korzyści niż wypicie na raz dużej ilości jakiejś wody. Żaden wodnisty płyn nie ma takich właściwości.

Nie przyjmuj tego na wiarę, lecz sprawdzaj – efekty pojawią się szybciej niż byś się spodziewał/a, poczujesz energetyczne turbodoładowanie.

Warunkiem zdrowia jest dostatek wody!

Warunkiem zdrowego oczyszczania jest dostatek wody!

Ból głowy

Przyczyn bólu głowy jest wiele, od długotrwałego stresu, poprzez zbyt niskie lub zbyt wysokie ciśnienie krwi, aż do zwyrodnień kręgosłupa.[1] Jednakże ból głowy najczęściej powodowany jest niedoborem wody, niedostatecznym nawodnieniem, czyli odwodnieniem. Kto nie wypija wystarczającej ilości czystej wody, tego organizm potrzebną mu wodę pobiera z różnych tkanek, także z krwi. To powoduje:

  1. zmniejszenie ilości tlenu dostarczanego do mózgu, w konsekwencji ból głowy;
  2. gęstnienie krwi, a w konsekwencji pogorszenie krążenia, szczególnie w najcieńszych naczynkach krwionośnych zasilających mózg, w konsekwencji ból głowy;
  3. obniżenie krążków międzykręgowych, potocznie nazywanych dyskami,[2] w konsekwencji zaciskanie korzonków nerwowych w zmniejszających się szczelinach międzykręgowych.

Krew nie tylko dostarcza tlen, pokarm, energię, ciepło, ale także odbiera i odprowadza odpady metaboliczne i wszelakie zanieczyszczenia. Gorsze krążenie to nie tylko gorsze zasilanie, to także gorsze oczyszczanie.

Jeśli rozboli cię głowa, zamiast sięgać po farmaceutyczną tabletkę, wypij przynajmniej szklankę czystej ciepłej wody i co kwadrans wypijaj po parę łyków czystej ciepłej wody. W większości przypadków ból głowy ustąpi natychmiast. Na jak długo? Dopóki nawodnienie będzie wystarczające. Napisz w komentarzach o efektach tego sposobu.

Problemy trawienne

Problemy trawienne też często powodowane są niedostatecznym nawodnieniem organizmu. Mdłości, a nawet rozwolnienie też mogą sygnalizować niedobór czystej wody. Łatwo przekonać się o tym, gdy wraz z nawadnianiem organizmu czystą wodą problemy ustępują. Znikają tak, jak wraz ze wschodem słońca znika mrok.

Jeśli dręczą cię problemy trawienne wypijaj co parę minut po parę łyków czystej ciepłej wody i napisz w komentarzach o efektach tego sposobu.

Suchość ust

Wrażenie suchości języka i ust to znak długotrwałego odwodnienia organizmu i domagania się wody. Nie płynów, lecz wody – czystej. Pij czystą ciepłą wodę. Nie herbaty, ziołowe, zielone, czarne! Nie napoje, słodzone czy niesłodzone! Pij czystą wodę. Wszystko inne zamiast nawadniać, dostarcza cukru i przeróżnych chemikaliów. Aby je wypłukać potrzeba dodatkowych ilości czystej wody. Pijaj wodę małymi porcjami, ale często i napisz w komentarzach o swoim doświadczeniu.

Suchość skóry

Sucha skóra, a często także pękająca to efekt długotrwałego niedostatecznego nawadniania, a często nawet odwadniania! Pijaj wodę nie czekając łaknienia. Pijąc wodę małymi porcjami, ale często poczujesz jak skóra nabiera sprężystości i zobaczysz jak nabiera blasku. Napisz w komentarzach o swoim doświadczeniu.

Trądziki, egzemy

Widoczne na skórze wyrzuty, niezależnie od nazwy (trądziki, wypryski, krosty, egzemy) zazwyczaj nie są chorobami skóry, więc lekarze od skóry (dermatolodzy) mogą tylko zaszkodzić, wpychając chorobę do wewnątrz, na płuca. Ich nie interesują przyczyny, których może być wiele, a przy tym kilka jednocześnie, np. długotrwałe wychładzanie organizmu, przemarznięcie, przeziębienie krwi, niewydolność nerek… Nie miejsce tu na omawianie tej niepotrzebnej specjalizacji, pragnę tylko przypomnieć, że jeśli filtry w naszych ciałach: wątroba, nerki, skóra… niedomagają to także znak niedostatku czystej wody.

O filtrach mówiłem i pisałem w różnych miejscach, także na mojej stronie www.ambasadorzdrowia.pl „Filtry nasze niedoceniane i sposoby dbania o nie”. Zapraszam do połączenia mojego doświadczenia z obu artykułów tamtego i tego. Tam pominąłem znaczenie wody, tu pomijam działanie filtrów przypominając jedynie, że woda zbawienną jest także dla nich. Kto zmaga się z problemami „skórnymi” niech zacznie doceniać uzdrawiającą moc czystej wody i napisze w komentarzach o swym doświadczeniu.

Zaburzony układ odpornościowy

Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że przeciążenie systemu immunologicznego jest przyczyną wielu przeróżnych problemów, np. przeziębienia, przeciążenia, złego samopoczucia, zmęczenia… Jednakże możemy wspierać system odpornościowy pijąc często czystą ciepłą wodę.

Picie dużej ilości płynów nie załatwia problemu, bowiem pić należy czystą wodę. Tylko czysta woda pomaga szybko dojść do równowagi prozdrowotnej, a więc wyzdrowienia.

Czy to wystarczy, by wzmocnić układ odpornościowy?

Nawet jeśli prowadzisz zdrowy tryb życia, organizm oczyszcza się tylko do pewnego stopnia. Przy obecnej ilości zanieczyszczeń, chemikaliów, spalin, trucizn w pożywieniu, narządy filtrujące radzą sobie słabo, dlatego chorujemy. Aby wzmocnić układ immunologiczny trzeba pozbywać się toksyn i śmieci z organizmu. Do tego nie potrzeba mnóstwa czasu i specjalistycznego sprzętu. Wystarczy pół łyżeczki mojej mieszanki ziół. Można je zalać czystą wodą i kilka razy dziennie wypijać po parę łyków. Można je także zjadać surowe. Na ile toksyny będą usuwane na tyle układ odpornościowy będzie wzmacniany.

Jednakże stosowanie ziół oczyszczających i każdych innych nie zwalnia od częstego wypijania czystej wody.

Napisz w komentarzach o efektach tego sposobu.

Nadwaga, obrzęki, ciężkość nóg…

Jedną z korzyści z odpowiedniego nawodnienia organizmu jest utrzymywanie prawidłowej wagi ciała. Kto nie dostarcza odpowiedniej ilości czystej wody jego organizm zatrzymuje wodę w organizmie, stąd obrzęki, uczucia ciężkości i pełności, wzrost wagi. Bez względu jaką dietę stosujesz pamiętaj o odpowiednim nawadnianiu organizmu. Picie czystej wody sprawi, że stracisz na wadze i zachowasz znakomitą formę.

Jeśli samo wypijanie odpowiedniej ilość czystej wody uznasz za mało skuteczne, co może mieć miejsce przy obżerania się słodyczami i paskudztwami przemysłowymi zastosuj moją mieszankę ziół. Wkrótce uzależniające nawyki zanikną. Napisz w komentarzach o efektach tego sposobu.

Najszybszy i najlepszy sposób nawadniania

Przy każdej okazji polecam kąpiele ziołowe, jako formę najdogodniejszego i najskuteczniejszego dostarczania organizmowi brakujących pierwiastków, szczególnie pierwiastka młodości, długowieczności, odporności jakim jest krzem w formie krzemionki z roślin. Te kąpiele są też najdogodniejszym i najskuteczniejszym sposobem nawadniania. Nie mam zamiaru przekonywać, zachęcać… Sam/a sprawdź i napisz w komentarzach o swoich efektach.

Czy woda z butelki jest lepsza niż z kranu

Najlepiej byłoby mieć wodę ze źródła, strumyka. Jeśli chodzi o wody w butelkach z tworzyw syntetycznych to to, czym butelki napełniono ma wartość trzeciorzędną. Producenci i handlowcy podają zawartość minerałów, a pomijają skażenie toksynami przenikającymi do wody z tworzyw syntetycznych. Kto jest skazany na wodę z butelek niech ją filtruje; będzie czystsza, ale nadal martwa. Węgiel pochłonie trucizny, ale wody nie ożywi.

Woda Słońcem całowana

Przefiltrowaną wodę trzymaj w naczyniu szklanym i wystawiaj na działanie promieni słonecznych, które wodę przeenergetyzują z dodatniego na ujemne i nasycą mocą życiodajną. Nasłonecznioną wodę można nazywać „Słońcem całowaną”. Oczywiście wodę ze źródełka też można nasłoneczniać. Sprawdź i napisz w komentarzach o swoich efektach.

[1] przemieszczone kręgi lub zdeformowane kręgi, albo dziobowate narośla uciskają na korzenie nerwów

[2] wodnistych poduszeczek amortyzujących między kręgami

Owoc czy lek? Smaczne i pełne cennych mikroelementów [87]

Wiemy, że spożywanie owoców i warzyw zmniejsza ryzyko występowania szeregu problemów zdrowotnych. Wiemy, że dieta powinna być różnorodna. Mimo iż te dwie zasady wydają się oczywistością ten artykuł poświęcam gruszkom, gdyż mają ogromne wartości prozdrowotne i są smaczną skarbnicą cennych mikroelementów. Starożytni pijali napar z gruszek przy przeziębieniach, gorączce, uporczywym kaszlu, gruszki pieczone jadali w dolegliwościach trawiennych, a smażone na wzmocnienie. Skąd więc ta głupia rymowanka: „od gruszek boli brzuszek” i bzdurne przeświadczenie o niekorzystnych właściwościach gruszek? Skoro zmuszony jestem obalać bzdurne przekonania, to najpierw wyjaśniam, że promuję gruszki z sadów, które właśnie teraz dojrzewają, natomiast unikam tych z wielkich sklepów, gdzie bywają cały rok.

 Witaminy i minerały

Gruszki to prawdziwe bomby witaminowe, którym nie dorównują żadne suplementy diety. Ze względu na bogactwo składu gruszek są one doskonałym elementem zdrowej, zbilansowanej diety i znakomitym źródłem witamin, minerałów, błonnika… Niektóre z zawartych w gruszkach składników to potas, witaminy C, K, PP, grupy B, związki fenolowe, kwas foliowy, błonnik pokarmowy, miedź, mangan, magnez… Gruszki, szczególnie te z czerwoną skórką, zawierają także karotenoidy, flawonole, antocyjany.

 Źródło potasu

Gruszki słyną z dużej ilości potasu – pomocnego w utrzymywaniu właściwego ciśnienia krwi i regulacji gospodarki wodnej. Dzięki dużej zawartości potasu gruszki działają moczopędnie i łagodzą dolegliwości powodowane zatrzymywaniem wody w organizmie. Pomagają także uporać się z zapaleniami dróg moczowych i kamicą nerkową.

Jadać gruszki powinny nie tylko osoby z nadciśnieniem tętniczym, ale wszyscy, ponieważ gruszki zawierają też inne ważne minerały: wapń, fosfor, żelazo

Prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego i mięśniowego

Zawarty w gruszkach potas wspomaga prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego i mięśniowego – także mięśnia sercowego.

Gruszki mogą zapobiec udarowi mózgu

Jadanie gruszek znacznie zmniejsza ryzyko wystąpienia udaru mózgu. Pod to twierdzenie podpięli się naukowcy badający związek koloru miąższu owoców i warzyw z ich wpływem na ryzyko wystąpienia udaru mózgu. Ogłosili, że przed wystąpieniem udaru mózgu najlepiej chronią owoce i warzywa z białym miąższem. Przekonują, że u osób, których dieta obfituje w tego typu produkty, ryzyko wystąpienia incydentu mózgowo-naczyniowego zmniejsza się o ponad 50 proc. Nie mogą zrozumieć, dlaczego owoce i warzywa z białym miąższem odznaczają się takimi właściwościami. Z litości nie wymieniam ich nazwisk, ale jestem przekonany, że moi czytelnicy są mądrzejsi od taaakich naukowców i wiedzą, iż za zmniejszanie ryzyka wystąpienia udaru mózgu odpowiada wysoka zawartość błonnika w gruszkach, a także jego odmienność od innych błonników.

 Źródło boru

Prozdrowotną wartość gruszek podbijają minerały rzadko spotykane w innych owocach, zwłaszcza bor, który pobudza umysł do wydajniejszej pracy.

Ponieważ bor pomaga zatrzymać wapń w organizmie jest ważny w profilaktyce osteoporozy i niezbędny do prawidłowego przyswajania wapnia, fosforu, magnezu. Niedobór boru prowadzi np. do chorób zwyrodnieniowych stawów, ale też nowotworu prostaty.

Bor niezbędny jest także w okresie menopauzy, ponieważ wzmaga aktywność hormonów, m.in. estrogenu.

Ponadto bor potęguje sprawność mózgu i zdolność koncentracji.

 Źródło jodu

Niewiele jest owoców, które zawierają łatwo przyswajalny jod. Ponieważ zawierają go gruszki, są nieocenione w profilaktyce niedomagania tarczycy. Gruszkowy jod nie tylko reguluje pracę tarczycy, jest także składnikiem produkowanych przez tarczycę hormonów: tyroksyny i trójjodotyroniny.

 Błonnik pokarmowy

Powszechnie wiadomo, że błonnik pokarmowy korzystnie wpływa na trawienie i może przyspieszać metabolizm. Dieta wysokobłonnikowa to mniejsze ryzyko rozwoju cukrzycy i stabilniejszy poziomem cukru w krwi. Błonnik sprzyja zachowaniu prawidłowej masy ciała. Zawartość błonnika w gruszkach zapobiega zaparciom i pomaga usunąć zbędne składniki przemiany materii z organizmu.

 Trawienie, żołądek, jelita

Gruszki są lekkostrawne i zawierają duże ilości rozpuszczalnego błonnika (pektyn). Regularne spożywanie dojrzałych gruszek pobudza trawienie, wspomaga funkcjonowanie jelit, usprawnia ich perystaltykę i proces wypróżniania, zapobiega wzdęciom i zaparciom, usprawnia trawienie, minimalizuje ryzyko wystąpienia chorób jelita grubego…

Dojrzałe gruszki mogą spożywać także zmagający się z problemami żołądkowymi, a nawet niemowlęta (po przetarciu). Zawarte w gruszkach garbniki (najwięcej jest ich w gatunkach mniej soczystych i bardziej cierpkich) działają ściągająco na błony śluzowe przewodu pokarmowego, a to przeciwdziała biegunkom.

 Zaparcia i biegunki

Gruszki są polecane zmagającym się z zaparciami lub biegunką.

W zaparciach stosować gruszki miękkie i dojrzałe, ponieważ pobudzają trawienie (zbyt duża ilość może wywołać biegunkę). W biegunkach stosować gruszki cierpkie i mało soczyste, zawierające dużo przeciwbiegunkowych garbników.

 Dla cukrzyków

Gruszki zawierają 5-10 procent węglowodanów, mają niski indeks glikemiczny (IG = 30) więc mogą je spożywać także cukrzycy. Nie tylko nie stanowią obciążenia dla trzustki, ale dodatkowo niektóre z zawartych w gruszkach flawonoidów poprawiają wrażliwość na insulinę.

Dla pragnących schudnąć

Gruszki mogą spożywać odchudzający się, bowiem owoce te składają się w większości z wody (84 proc.), ale zawierają też sporo pektyn – rozpuszczalnego błonnika pokarmowego, który pod wpływem wody zwiększa objętość i na długo wypełnia żołądek, dając uczucie sytości. Jest to pożądane w trakcie kuracji odchudzających. Gruszki są mało kaloryczne. Średniej wielkości gruszka dostarcza około 60 kcal. (100 g gruszek to 57 kcal.).

Przeciw nowotworom

W gruszkach znaleźć można kwas hydroksycynamonowy, który zapobiega powstawaniu guzów żołądka i płuc. W skórce gruszek znaleźć można kwercynę – bardzo silny przeciwutleniacz.

Zawarty w gruszkach błonnik obniża poziom cholesterolu, a także zmniejsza ryzyko rozwoju nowotworów.

 Obniżą ciśnienie krwi, zapobiegną zakrzepom

Gruszki mogą zapobiec rozwojowi nadciśnienia. Z minerałów gruszki najwięcej zawierają potasu, bo aż 116 mg/100 g. Potas hamuje agregację płytek krwi, czyli ich zlepianie się i tworzenie się skrzepów. Dzięki temu naczynia krwionośne są drożne, więc krew krąży swobodniej i ciśnienie nie wrasta jak to ma miejsce u osób, których naczynia krwionośne są pozarastane i pozaklejane.

Poza tym potas przyspiesza wydalanie przez nerki nadmiaru sodu, który przyczynia się do rozwoju nie tylko nadciśnienia, lecz także innych chorób układu sercowo-naczyniowego.

 Dla ciężarnych, osesków, seniorów

Gruszki zawierają sporo kwasu foliowego (7 ug/100 g), czyli witaminy B 9, niezbędnej dla prawidłowego rozwoju dziecka w okresie płodowym. Witamina B 9 może zapobiec wystąpieniu ciężkich wad rozwojowych u płodu (np. rozszczep kręgosłupa).

Gruszki powinny jadać seniorzy, ponieważ pozytywnie wpływają na serce, a zawarty w nich glutation, przeciwutleniacz, obniża ciśnienie krwi i zmniejsza ryzyko udaru mózgu.

Zawarte w gruszkach antyoksydanty powstrzymują proces zwyrodnienia plamki żółtej, a więc chronią wzrok.

Surowe, gotowane, suszone

Gruszki doskonale smakują surowe, ale można je także suszyć i gotować. Najlepiej spożywać je surowe. Cierpiącym na schorzenia dróg żółciowych zaleca się podgotowanie owoców.

Gruszki nie nadają się do mrożenia. Cieszmy się więc gruszkami całą jesień, gdy jest ich najwięcej.

Dużo walorów mają też gruszki suszone, jako źródło błonnika, żelaza, witaminy C. Pragnącym obniżyć poziom cholesterolu zamiast wyniszczających organizm statyn polecam suszone gruszki. Premią będzie ich działanie przeciw nowotworom.

Kompot z suszonych gruszek polecam w stanach zapalnych układu pokarmowego i zmagającym się z wysoką gorączką.

 Sok gruszkowy

Bardzo wartościowym produktem jest sok gruszkowy, który łagodnie obniża ciśnienie krwi i uszczelnia naczynia włosowate. Sprzyja wydalaniu z organizmu substancji toksycznych i ma właściwości przeciwwirusowe. Zawiera też organiczny glikozyd – arbutynę, pomocną w profilaktyce i leczeniu kamicy moczowej.

Sok gruszkowy zalecany jest walczącym z otyłością, osłabionym, zmagającym się ze schorzeniami reumatycznymi… Można go stosować do płukania gardła w stanach zapalnych.

Sok z gruszek jest pomocny w łagodzeniu dolegliwości związanych z upojeniem alkoholowym – minimalizuje skutki kaca poprzez przyspieszenie metabolizmu alkoholu.

 W kosmetyce

Gruszki są bogate w cenne kwasy, zwłaszcza jabłkowy i cytrynowy, które dobroczynnie wpływają na kondycję skóry i pobudzają naskórek do odnowy. Zawarte w gruszkach witaminy i minerały łagodzą trądzik młodzieńczy i zmiany zapalne skóry.

Wyciąg z gruszek wykorzystywany jest do produkcji szamponów do włosów. Zawarta w nim glukoza sprawia, że włosy są elastyczne, dzięki czemu zapobiega się m.in. rozdwajaniu końcówek.

Wyciąg z gruszek wykorzystywany jest w leczeniu dermatoz, egzem, trądziku. Wykorzystują go producenci kremów i maseczek regeneracyjnych. Gruszkową kurację możemy przeprowadzić sami, nakładając na skórę: starty miąższ gruszki z łyżką miodu, a w przypadku cery tłustej starty miąższ gruszki z kilkoma łyżkami miodu i oliwy. Tak przygotowaną maseczkę nakładamy na twarz na 20 minut. Ja jednak wolę gruszki jadać, co także czytelnikom polecam.

Przeziębienie i nadmiar śluzu

Jesienią łatwo o infekcję, więc wcześniej należało wzmocnić się przed sezonem zachorowań. Kto to zaniedbał i przypomina mu o tym ból gardła lub zapalenie strun głosowych może sięgnąć po sok z gruszek z miodem. Ta kuracja nie tylko łagodzi stany zapalne – także chroniczne – ale też usuwa z dróg oddechowych nadmiar śluzu. To działanie zawdzięczamy zawartym w gruszkach flawonoidom i karotenoidom.

Porady praktyczne

Najbogatsza w cenne składniki jest skórka gruszek, dlatego najlepiej jadać je niedobrane, wystarczy dokładnie umyć.

Lepiej kupować gruszki twardsze niż miękkie, bo w miarę dojrzewania rośnie w nich zawartość cukrów, a maleje zawartość kwasów owocowych i pektyn.

Pestki gruszek, podobnie jak każdych innych owoców zawierają amigdalinę, nazywaną antyrakową witaminą B 17.

Potrawa czy lek? Kulinarnie, profilaktycznie, leczniczo… [86]

Burakom poświęciłem książkę: „Buraczana Apteka”, jarmużowi poświęciłem dwa rozdziały książki: „Podróż ku zdrowiu z kapuścianym panaceum”, które z powodzeniem mógłbym wydać jako oddzielną książkę. Tak więc w zasadzie nie byłoby o czym pisać, jednakże burakom i jarmużowi hołd składać winniśmy nieustannie.

Piszę to z nadzieją, że zauważą to także ci, których książki parzą i przekopują internet. Czegóż tam najczęściej szukają? Wielu nie wie czego tam (i nie tylko tam) szuka. Wielu szuka lepszych leków, droższych suplementów, uczciwszych lekarzy. Po co? By nadal podsycać swoje i nieswoje dolegliwości i choroby (zazwyczaj wywoływane leczeniem i lekami), by dalej mieć co leczyć, leczyć, leczyć i czekać, czekać, czekać ze złudną nadzieją, że kiedyś, gdzieś spotkają „lepszego” lekarza i trafią na „lepsze” medykamenty, podstępnie i bezprawnie nazywane „lekami”. Jakże często znów okazuje się, że najciemniej bywa pod latarnią, a królewicz na białym koniu przybywa tylko w bajkach.

W tym miejscu planowałem wszystkim, zarówno chorującym jak i leczącym, zarówno pragnącym wyzdrowieć jak i kpiarzom przypomnieć fragmenty moich dawnych publikacji. Nie po to, by uzasadniać hołd składany warzywom, lecz po to, by zachęcić do częstego ich jadania i przekonywania się na sobie samym o ich sile prozdrowotnej i mocy leczniczej. W trakcie pisania zrezygnowałem z cytowania własnych publikacji, gdyż piszę nie dla wszystkich, lecz tylko dla ambitnych i inteligentnych, a swoje książki mam zawsze z sobą, więc zainteresowani mogą ją nabyć.

Jako, że w tym kraju leczyć wolno tylko lekarzom, a lekarze wymuszają byśmy kłaniali się im nawet gdy trują i zabijają, każdy nielekarz za wyleczenie może być zakatowany. Burakom i jarmużowi też to grozi – mogą być unicestwione za skuteczne wyleczanie z przeróżnych dolegliwości i chorób, szczególnie tych, powszechnie uznawanych za nieuleczalne i tych nakazywanych prawem. Skosztuj więc jarmużu z buraczkami, a następnie często, jak najczęściej jadaj te warzywa. Jadaj je w różnej formie, różnych kombinacjach, różnych potrawach i… zdrowiej, zdrowiej, żyj w coraz lepszym zdrowiu i przyłącz się do składanego im hołdu. Pochylaj się w hołdzie przed tymi i innymi warzywami, jako lekami naturalnymi i najcenniejszymi z najcenniejszych, zanim zostaną zakazane.

Jarmuż z buraczkami

Prozdrowotne danie na ciepło, które można wykorzystywać i leczniczo i kulinarnie, np. do obiadu zamiast surówki.

Składniki
– 8 liści jarmużu,
– 4 nieduże buraczki, najlepiej z botwinką,
– pęczek cebulowego szczypioru,
– 2 łyżki oliwy,
– sok z pół cytryny,
– 2 (lub więcej) ząbki czosnku,
– sól, pieprz, przyprawy według upodobania.

Sposób przygotowania
Pokrojone w kostkę buraki poddusić pod przykryciem na dobrej oliwie (około 15 minut), dodać rozdrobniony jarmuż, posiekany szczypior cebuli, sok z cytryny, zmiażdżony czosnek, przyprawy i dusić do miękkości buraków.

Podawać na ciepło do dania głównego.

Po trzecim zastosowaniu napiszcie o zauważonych osiągnięciach prozdrowotnych.

Inną potrawą o równie silnych właściwościach prozdrowotnych i leczniczych opisałem w książce i na tej stronie jako Moje remedium – lecznicza potrawka (z rzodkiewki, pokrzyw, cebuli).

Problemy gardła i naturalny sposób na kaszel i usunięcie flegmy z płuc i dróg oddechowych [83]

Wracając z młyna wstąpiłem do znajomych, którzy pożalili się na chroniczny kaszel córki, oczekując ode mnie wybawienia. Kaszel (także wymioty) to ruch energii w górę i na zewnątrz (przeciwnie do biegunki, która jest ruchem energii w dół i na zewnątrz). W obu przypadkach organizm usiłuje wyrzucić to, co mu zalega, co zbędne, trujące.

Przeciwdziałanie tym naturalnym odruchom organizmu jest głupotą, na której zbijają fortuny firmy farmaceutyczne i ich poplecznicy medyczni, paramedyczni i handlowi.

Organizm można i należy wspomagać, by ułatwiać mu funkcjonowanie i powrót do harmonii, czyli zdrowia. Jeśliby więc zastosować jakąś miksturę to tylko dla ułatwienia rozpuszczenia i wyksztuszenia tego, z czym organizm się zmaga i przeciwdziałaniu tworzenia się i odkładania śluzu, złogów, flegmy i innych paskudztw, ale w żadnym razie NIE tłumienia naturalnego odruchu obronnego.

Gardło i krtań związane są z komunikacją, wypowiadaniem się, więc osoby w długotrwałej niemożności wypowiedzenia swoich racji dręczy ciągły ucisk w tej okolicy. W takim przypadku nie pomogą żadne medykamenty, a stosowanie ich jest nie tylko głupotą i sprzeniewierzaniem się wobec własnego organizmu, lecz zbrodnią. Najgorszą z najgorszych, bo wobec siebie samego.

Wytłumaczyłem to znajomym i wydaje mi się, że powinni to rozumieć, ale problem ten dotyczy wielu osób, więc pukam w klawisze aby to moje tłumaczenie udostępnić także innym potrzebującym.

Poleciłem tańczyć, śpiewać, recytować, a przynajmniej rozmawiać twarzą w twarz bez wypalających mózg pudełeczek z błyszczącym ekranikiem. Nie spodziewałem się by to zastosowała, nawet gdyby rodzice jej to zręcznie przekazali, ale sumienie mam czyste, że zrobiłem co w mojej mocy.

Pewien czas temu miałem okazję uwolnić tę młodą matkę od psychozy spowodowanej przez lekarkę, straszącą ją, że umrze jeszcze przed końcem roku i osieroci synka będącego wówczas niemowlęciem. Dziś synek ma już dwa i pół roczku i kiedyś nawet witał się ze mną. Niestety mama zamiast być szczęśliwą i dziękować za nową jakość życia usiłowała na mnie wylewać frustracje powodowane przez swoje chore relacje z pracodawcą, mężem, straszącą ją lekarką i lekarzem wyłudzającym od niej dziesiątki tysiące złotych na rekomendowane przez niego suplementy.

Ponieważ jej problemy są przez nią samą tworzone i misternie pielęgnowane żadne zioła, mikstury, a tym bardziej przemysłowe suplementy nie mogą pomóc. Zrozumieć problem pomogłaby Louise L. Hay, ale to wymaga ściągnięcia z półki książki „Możesz uzdrowić swoje życie” (polecam każdemu niezależnie od problemu) i przeczytania ze zrozumieniem kilku zdań. Trudno wymagać tego od wariatki, której sposób reagowania poznałem bardzo boleśnie, gdy dostała furii zobaczywszy wynik analizy pierwiastkowej włosów. Nie rozumiejąc badania i nie czytając zaleceń siała grozę z powodu odbiegających od norm cyferek. Cyrk, który wówczas odegrała pisząc do mnie mierzi mnie do dziś. Jeszcze bardziej pomyje i błoto, które po mojej życzliwej odpowiedzi z furią na mnie wylewała. Poprosiłem wówczas by swoją pisaninę pokazała swojej mamie. Zapewne tego nie uczyniła, bo wie, że to forma terapii, a jak wiadomo wariatki jedyne czego pragną to nadal tkwić w wariactwie.

Niegdyś problemom gardła i dróg oddechowych poświęciłem książkę, w której podałem kilkadziesiąt sposobów wykorzystujących lecznicze moce owoców i warzyw. Teraz dorzucę tu sposób najprostszy z najprostszych. Zapewne wielu czytającym wyda się zbyt prosty, by go zastosować i przekonać się o skuteczności. Inni szybko zapomną, że to czytali, jeszcze inni pójdą do apteki. Sam kiedyś ciężko rozchorowałem się po tabletkach do ssania opisanych i reklamowanych jakoby z tymianku i podbiału, więc frywolnym klientom aptek życzę równie bolesnych doświadczeń.

Marchewka powinna być powszechnie znanym warzywem. Słynie z obfitości witaminy A i Karotenu – ważnych dla zdrowych oczu. Jednakże to smaczne i pożywne warzywo jest też cennym źródłem witamin z grupy B, witamin C i K oraz minerałów: żelaza, potasu, magnezu, wapnia, fosforu… Walory smakowe marchewki zapewne są powszechnie znane, ale marchew jako doskonały środek dla wzmocnienia układu odpornościowego jest niedoceniana.

Dziś marchewkę polecam również na problemy z zalegającą flegmą. Poznajcie jej właściwości wspomagające także układ oddechowy. Kto zmaga się z takimi chorobami jak: kaszel, przeziębienie, zapalenie oskrzeli, astma… niech sporządzi naturalny syrop, którym nie tylko wyleczy kaszel, ale co ważniejsze usunie wydzielinę z płuc. Marchewkowy specyfik doskonały jest i dla dorosłych i dla dzieci.

O prozdrowotnych właściwościach marchwi pisałem w kilku miejscach, także na tej stronie.

Zanim podam marchewkowy przepis dorzucę dwie ciekawostki.

! – Znany mi lekarz leczący nowotwory marchwią uzyskuje skuteczność najwyższą w świecie. Znam „jego” sposób i każdy może go zastosować.

! – Izraelscy naukowcy odkryli, że spożywanie przez tydzień codziennie po 64 mg karotenu (w tym badaniu z glonów z rodzaju Dunaliella) zapobiegło objawom astmy wysiłkowej u ponad połowy z 38 badanych pacjentów. Odkryli oni również, że codzienne przyjmowanie 30 mg likopenu złagodziło objawy astmy u 55% pacjentów z astmą wysiłkową.

Składniki marchwiowej mikstury: pół kg marchwi i 4 łyżki miodu

Sposób przygotowania marchwiowej mikstury: Obraną marchew pokroić i gotować do miękkości, wyciągnąć z wody, zmiksować.  Do wody, w której gotowała się marchew dodać miodu i połączyć z rozdrobnioną miazgą. Odstawić do wystygnięcia.

Tak przygotowanego syropu wypijać 4 łyżki, w ciągu dnia. Poprawę odczuć można już po 2 dniach.

Marchew znana i nieznana [51]

 

Nerki można odtruć, oczyścić, usprawnić w dwa tygodnie [82]

Sposobów na ochronę i poprawę pracy nerek jest wiele; przy różnych okazjach o tym mówię i piszę. Dziś przypominam wartość cebuli także w tym zakresie, bo choć cebula należy do najzdrowszych warzyw jest niedoceniana. Mało kto wie, że z pomocą cebuli może zażegnać wiele przeróżnych problemów zdrowotnych i poprawić stan zdrowia.

O prozdrowotnych właściwościach cebuli pisałem w miesięczniku Wegetariański Świat i innych publikatorach, także tutaj. Dziś pomijam zawartość minerałów, witamin…, walory odżywcze…, przedstawiam cebulową miksturę skuteczną w czyszczeniu i odtruwaniu nerek, oraz usprawnianiu ich funkcjonowania. Ten cudowny środek ma moc nie tylko usuwania z organizmu toksyn, odpadów, trujących substancji chemicznych. Mam nadzieję, że wielu pomoże cieszyć się lepszym życiem.

Jeśli chcecie więcej tak prostych i skutecznych sposobów to piszcie o efektach cebulowej kuracji.

Składniki:
2 cebule
2 cytryny
sporo natki pietruszki
2 litry wody

Przygotowanie:
Posiekaj drobno cebule i natkę pietruszki. Zalej przegotowaną, ale ostudzoną wodą. Dodaj sok z cytryn. Maceruj kilka godzin.

Stosowanie:
Całość wypijaj dowolnymi porcjami w ciągu dnia. Powtarzaj przez 2 tygodnie.

Kuracja będzie skuteczniejsza jeśli obniżysz spożycie sodu, a zwiększysz spożycie owoców, warzyw, szczególnie zielonej żywności z botwiną, boćwiną, pokrzywą i jarmużem na czele.

Więcej o właściwościach cebuli:
Skarb, który łzy wyciska
Własne plastry oczyszczające
Mikstura uwalniająca od bólu pleców, szyi, głowy…

Skarb, który łzy wyciska [14]

Własne plastry oczyszczające [60]

Mikstura uwalniająca od bólu pleców, szyi, głowy… [23]

Możesz pokonać każdą chorobę – łącznie z nowotworami i cukrzycą [80]

Niegdyś zacząłem pisać rozprawkę, której nie dokończyłem. Teraz mam inne cele i inne zajęcia więc dokończenia raczej nie będzie. Jednakże zwraca się do mnie coraz więcej osób chorujących po zmianie sposobu odżywiania powszechnie uznawanego za zły na sposób powszechnie uznawany za dobry, a przynajmniej znacznie lepszy. Ostatnio odwiedził mnie wampir z zaawansowanym glejakiem, szukający ofiary, na którą mógłby zrzucić odpowiedzialność za klęski swoich sprzeniewierzeń i pomieszania z poplątaniem. Ponieważ ciągłe powtarzanie każdemu jak zacząć jest męczące i deprymujące postanowiłem opublikować ten niedokończony tekst by odsyłać do niego błądzących. Skoro potrzebujecie kopa na start, no to macie!

Bez wyważania otwartych drzwi sam dokonaj ważnego odkrycia i bądź zdrów

Tematyka nowotworowa dotyka każdego, bowiem wszyscy jesteśmy bombardowani zmanipulowanymi sensacyjkami i straszeni chorobami nazywanymi nowotworowymi. Nie chcę dywagować ile w tej psychozie jest rzeczywistego zagrożenia, a ile podstępnej zachęty do bezsensownych badań, fałszywie nazywanych „profilaktyką”. Wielu rozumie, a większość czuje, że to merkantylny biznes i nawet nietrudno zauważyć czyj. Przypomnę zatem tylko suche fakty.

Zanim nowotwory zaczną doskwierać na tyle, by medycy mogli je wykryć rozwijają się i czynią spustoszenie kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Nieodczuwanie dolegliwości nie gwarantuje zdrowia.

Ponieważ w obecnym, zakłamanym i skażonym perfidią świecie rozpowszechniane są zmanipulowane wiadomości, zazwyczaj będące plugawieniem Wiedzy wydaje mi się, iż prawdziwa Wiedza Prozdrowotna przyda się sympatykom mojej strony.

Serfujący po internecie trafiają na nazwisko doktora Otto Warburga, wybitnego biochemika, laureata Nagrody Nobla. Jednakże zasoby internetowe są poprzeplatane bzdurami, półprawdami, kłamstwami. Nie chcę analizować na ile wynika to z niewiedzy, a na ile z celowych spekulacji. Skupmy się tylko na temacie nowotworów w świetle odkryć doktora Wartburga.

Interneta głosi, że doktor Wartburg zdobył nagrodę Nobla za odkrycie, iż raka powoduje zakwaszenie organizmu. Jednakże w Jego pracach nie ma nic na temat jakiegoś zakwaszenia! Interneciarze przekręcają fakty, bowiem Otto Warburg udowodnił, że spadek tlenu w komórkach o 35 % skutkuje obumieraniem lub rakowaceniem komórek. Tkanki nowotworowe to najbardziej niedotlenione tkanki w całym ludzkim organizmie.

Jak zapobiec niedotlenieniu miliardów komórek i wzmocnić ochronę przed nowotworami?

Zalecenia doktora Otto Warburga:
1 – Naprawić skład błon biologicznych miliardów komórek tworzących ciało człowieka.
2 – Usunąć z diety produkty, które powodują, że mniej tlenu przenika do komórek (niedotlenienie).
3 – Upewnić się, że w diecie nie brakuje, jak to nazywał dr Warburg, koenzymów oddychania.
4 – Wprowadzić zmiany w diecie, dzięki którym unikniemy spowolnienia krążenia. (Warburg odkrył, że spowolnienie krążenia prowadzi do niedoboru tlenu w komórkach).
5 – Zagwarantować odpowiedni poziom hemoglobiny w krwi. Ponieważ hemoglobina przenosi tlen nie może jej brakować!
6 – Sprawić by hemoglobina (która przenosi tlen) chętniej uwalniała tlen do narządów i komórek.

Po zrealizowaniu tych zaleceń problem nowotworów samoczynnie zniknie jak znika mrok pod wpływem wschodzącego Słońca.

Jak spełnić powyższe punkty?

Przede wszystkim eliminując z diety szkodliwe tłuszcze, wyroby z pszenicy, wszystko co zawiera glifosat itp. trucizny.

Jakie tłuszcze są szkodliwe?

Wszystkie utwardzone, częściowo utwardzone, uwodornione, częściowo uwodornione. Nie kupuj produktów z tymi słowami na etykiecie gdyż są źródłem uszkodzonych kwasów tłuszczowych, blokujących dostęp tlenu do komórek.

Gdzie są te szkodliwe kwasy tłuszczowe?

W margarynach itp., wyrobach cukierniczych i ciastkarskich, majonezach, śmietankach w proszku…

To pierwszy etap zmian, jakie trzeba wprowadzić… Pozostałe dostaniesz jak pochwalisz się efektami wprowadzonych zmian.

Byliśmy w przybytku dyjabła [79]

Witam wszystkich serdecznie

Wraz z przyjacielem Robertem – znanym z naturalnej uprawy dawnej odmiany orkiszu i prozdrowotnych produktów z tego cudownego zboża, którym zachwycała się święta Hildegarda – byliśmy w Milówce, w miejscu od niedawna nazywanym Gajem Świętowita. Pojechaliśmy tam na zaproszenie nowego gospodarza tego miejsca. W dobie plandemii (zaplanowanego ludobójstwa) miałem pokazać oczyszczającą i ochronną moc ognia. Ponieważ organizator prosił bym rozszerzył moje wystąpienia o prezentacje ziół przygotowałem kilka wystąpień o różnej tematyce prozdrowotnej z dominującym udziałem ziół. Propozycja programowa była taka:

Sobota 1 sierpnia 2020 r.
godz. 13 – 15. Święte Ognie w Świętych Gajach, Agniyoga, Agnihotra, Agniterapie, Homaterapie, ogniste ziele oraz zdrowotny prezent dla każdego (niespodzianka, cud uzdrawiający).
godz. 16 – 18. Podróż ku zdrowiu z ziołowym panaceum.
godz. 20 – 20.30. Wieczorne spotkanie z agnihotrą.

Niedziela 2 sierpnia 2020 r.
godz. 5.30 – 6.30. Agnihotra o wschodzie Słońca.
godz. 8.30 – 10. Ziołowe kolory zdrowia i urody.
godz. 11.30 – 12. Południowe spotkanie z agnihotrą.
godz. 13 – 15. Podróż ku zdrowiu z ziołowym panaceum – ciąg dalszy – najlepsze z najlepszych.
godz. 16 – 16.30. Popołudniowe spotkanie z agnihotrą.
godz. 17 – 18. Ziołowa wolna amerykanka, czyli łatwe odpowiedzi na trudne pytania.

Każde ze spotkań miało być połączone z uzdrawianiem wszystkiego, co dotychczas było niemożliwe i spełnianiem życzeń/marzeń zdrowotnych dotychczas nieosiągalnych.

Na miejscu okazało się, że organizatorzy zapomnieli zaprosić gości,  zapomnieli wywiesić zapowiedzi, zapomnieli przygotować rzutnika, zapomnieli nawet zapewnić mi wody, nie wspominając o obiedzie. Uciekli jak tchórze. Personel nie poczęstował mnie nawet szklanką wody, a zapytany co mają do jedzenia wyjaśnił, że nic nie mają, ale z grzeczności mogą zamówić katering.

Rodzina z dziećmi, która tam przyjechała na spotkanie ze mną opowiedziała nam jak tydzień wcześniej nie pozwolono dzieciom zobaczyć ogrodu szumnie nazywanego gajem, nie sprzedano im nawet szklanki wody, nie pozwolono skorzystać z sanitariatu…

Dawna mądrość mówi, że nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło. Dziękujcie Niebiosom, że Wasze dzieci nie weszły do tego przybytku dyjabła, gdzie straszą ogromne rzeźby szkaradnych potworów, powodujące nie tylko obrzydzenie. Te piekielne monstrualne maszkary działają niszcząco na wszystko, a szczególnie na psychikę. Zło emanujące z tych maszkar niszczy nie tylko dzieci.

Miejsce bezpodstawnie i bezprawnie nazywane Gajem Świętowita w samym centrum okraszone jest plastikowymi domkami jakich pełno w supermarketach i na podwórzach. Wyglądają jakby tam trafiły ze śmietnika.

W tym przybytku dyjabła nie ma nic do jedzenia. Do picia zaś tylko soki wyciskane w maszynach, które ów przybytek dyjabła promuje i którymi handluje.

Przy każdej okazji podkreślam wyższość wiedzy ponad wiarą. Także teraz proszę nie kierować się wiarą czy niewiarą, lecz osobiście przekonać się o ohydzie tego miejsca i opisać swoje wrażenia, choćby tutaj.

Brud energetyczny tam nabyty zmyć można w płynącym za drogą górskim strumieniu z kamiennymi wodospadami. Omijajcie jednak okolice bramy wjazdowej do gospodarstwa poprzedniego gospodarza przybytku dyjabła, wcześniej nazywanego „Leśnym Grodem”, ponieważ tam strumień zaśmiecony jest plastikowymi wiadrami po budowlanych klejach, farbach i  innych paskudztwach trującej chemii syntetycznej. Poza takimi śmieciami ten górski potok zaśmiecony jest także workami z tworzyw sztucznych, ogromnymi fragmentami siatki ogrodzeniowej i wszystkim, co w moim mieście wywożone jest na wysypiska. Dlaczego w górach trafia to do potoków? Ja wiem, bo poznałem mentalność tego szołmena (i w jego gospodarstwie i na Filipinach), Wam pozostaje przekonać się na własnym organizmie.

Z najlepszymi życzeniami wszelkiej pomyślności
Władysław Edward Kostkowski

Jeśli przez ciebie zdrowie zakwita to cię w swym domu każdy powita [77]

Po powrocie z Filipin w Sztuce Zdrowego Życia w Łodzi 7 maja 2019 r. przedstawiłem trochę ciekawostek i przemyśleń. Dawno o tamtym spotkaniu zapomniałem, ale wpadł mi w ręce przygotowany na tamto spotkanie szkic. Część z poruszanych tam tematów tutaj rozwijam, a na tytuł wykorzystałem motto tamtego spotkania.

Trzy miesiące na Filipinach

Filipiny to 7107 wysp i wysepek, więc należałoby mówić Archipelag Filipiński. Ja poznałem tylko cztery z nich.
Klimat Filipin zalicza się do równikowych o wybitnych cechach monsunowego. Na Filipinach jest ciepło i wilgotno. Temperatura powietrza niewiele się waha, średnio utrzymuje się na poziomie 28°C. Tuż przed nastaniem wilgotnej pory monsunowej temperatury osiągają w dzień 35°C. Wilgotność przez cały rok wynosi 80% i więcej, a w czasie monsunu sięga nawet 100%. Tajfuny, powstają w zachodniej części oceanu i wędrują nad wschodnie wybrzeża kraju.

Trzy miesiące spędziłem na Filipinach. Poznawałem tamtejszą przyrodę, drzewa, zioła, owoce, warzywa… Na Filipinach występuje prawie 10 tysięcy gatunków roślin, w tym 3 tysiące gatunków drzew. Ludzie tam żyją beztrosko, bo rząd mało ingeruje w ich życie. Przy szkołach dzieci zakładają ogródki ziołowe, pielęgnują i poznają rośliny lecznicze.

W oderwaniu od ponurej codzienności w Polsce, na Filipinach podreperowałem stan zdrowia. Poznałem metody lecznicze tamtejszych szamanów… Jeśli także chcecie prozdrowotnie wykorzystać tamten klimat możemy wspólnie się tam wybrać. Na Filipinach są jeszcze miejsca, które można nazywać rajem, jednakże masowo niszczone przez amerykańską śmieciową paszę nazywaną żywnością, trujące napoje i foliowe opakowania.

Filipińskie fermy drobiu

Na Filipinach kury (innego drobiu nie spotykałem) karmione są wyłącznie paszami amerykańskimi z roślin genetycznie modyfikowanych. Pasze z genetycznie modyfikowanych organizmów (GMO) są stosowane na całym świecie, jednakże w Polsce kury karmione są także  pszenicą nasyconą glifosatem.
Na Filipinach pasze dla kur sprzedawane są w sklepach spożywczych, a worki z paszami leżą obok otwartych worków lub skrzyń z ryżem, którego tam jest kilka rodzajów.
Fermy drobiu w Polsce to murowane budynki ze sztucznym oświetleniem. Na Filipinach fermy drobiu to klatki na powietrzu ze światłem słonecznym. Filipińskie kurze brojlery są mniejsze od polskich. Czy są zdrowsze? Ci, którzy ich nie jadają żyją trzy razy dłużej od tych, którzy się tym żywią.

Zioła filipińskie i słowiańskie

Mógłbym wiele opowiadać o roślinach rosnących na Filipinach, ich stosowaniu w przeróżnych problemach z nowotworowymi włącznie. Jednakże pobyt na wyspach Filipińskich wyostrzył moje docenianie ziół słowiańskich i propagowanie ich skuteczności.
Słynne na Filipinach moringa oraz ipilipi rosną tam jak chwasty niczym w Polsce pokrzywa i komosa.
Na Filipinach liście, kwiaty i nasiona moringi wykorzystywane są w wielu potrawach niczym w Polsce natka pietruszki. Powszechna jest tam zupa z liści moringi, u nas zupa z pokrzyw jest niedoceniana. Pokrzywy są mało znane, a jeśli nawet znane to pobieżnie i mało doceniane, choć są równie skuteczne, a często skuteczniejsze od roślin egzotycznych. Pokrzywom poświęciłem książkę: Zielona Apteka. Chwasty warte naszej miłości.
Na spotkaniu zaprezentowałem tę książkę.

Apel

Do kolejnego wydania tej książki potrzebuję informacji w jakim muzeum znajduje się i jaki tytuł ma obraz Albrechta Dürera przedstawiający anioła z pokrzywą w ręku wzlatującego do tronu Najwyższego

Apeluję do biegłych w internecie i znawców sztuki o podesłanie mi tych informacji i fotki tego obrazu (bądź rysunku). Kto mi je podeśle otrzyma nowe, rozszerzone wydanie tej książki.

Brak radości i optymizmu

Filipińczycy są radośni, wyglądają na szczęśliwych, dzieci tam nie płaczą, maja dużo swobody. W Polsce rzadko spotykamy ludzi radosnych, tryskających optymizmem. Większość jest smutnych. Polacy są truci, przeciążani, nieszczęśliwi…, żyją w ciągłym stresie.

Od dawna jesteśmy systematycznie wyniszczani fizycznie i psychicznie. Szczególnie ogłupiają filmy i seriale pełne nieszczęść, konfliktów, przemocy, zdrad, głupoty, bandytyzmu…  Ogłupiają nawet tak niewinnie wyglądające programy jak: „Europa da się lubić”, żenujące wygłupy Magdy G., promującej firmę, której przyprawy zawierają groźne dla zdrowia trucizny. Demoralizacja, okrucieństwo, strach panują nawet w filmach dla dzieci i dobranockach. Przeciąża to najpierw system nerwowy, a w konsekwencji także system immunologiczny, a ten długotrwale przeciążany staje się mało wydolny by nas chronić przed infekcjami i innymi zagrożeniami.

Dlaczego tak wiele osób w Polsce tak często pasjonuje się cudzym życiem? Bo nie potrafią kierować swoim.

Z czym przestajesz tym się stajesz

Parafrazując znane przysłowie: z kim przestajesz takim się stajesz przedstawiam jego rozszerzenie: z czym przestajesz tym się stajesz. Jakże często opowiadacie znajomym, koleżankom, siostrom, córkom co i jak boli Was i Waszych znajomych? Skupianie się na bolączkach, niemocach, bezradności generuje i potęguje je.
Dlaczego nie ma w Was radości, zachwytów pięknem przyrody, natomiast są: choroby, nieszczęścia, głupota. Czytacie gazety odmóżdżające, oglądacie filmy demoralizujące, bandyckie, łajdackie… Nie zauważajcie, że to wyniszcza?

Trzymiesięczny pobyt na Filipinach uwrażliwił mnie tak, że teraz ostrzej widzę bezmyślność i głupotę otaczających mnie dwunożnych.

Nie mamy na tyle czasu by odnieść się do podwórka światowego, więc pozostańmy przy podwórku domowym. Hurtownia zielarska przysłała mi Mydlnicę zamiast zamówionej Mącznicy. Handlarzowi jest obojętne co sprzeda. Mnie to nie zaskakuje, bowiem od lat powszechny jest cukier wanilinowy zamiast waniliowego i większość domowych gospodyń kupuje i stosuje ten syntetyk bez świadomości czym truje siebie, rodzinę, bliskich.

Cyjanek w soli

Uwagę tych, którym wydaje się to mało ważne, gdyż taki cukier stosowany jest nie na co dzień lecz do wypieków okazjonalnych, świątecznych pragnę zwrócić na cyjanek w soli stosowanej na co dzień. Cyjanek w soli spotkałem nawet u profesora, który pisze książki o zdrowym odżywianiu i leczniczych mocach żywności. Profesor napisał ponad 60 książek, w tym także dotyczących żywności zdrowej i trującej, trujących leków i truciznach w lekach.

Pokazałem książki profesora i zobowiązałem się przywieźć je od profesora dla chętnych.
Chętnych nie było.

Ponieważ soli używamy niewiele, a niektórzy już świadomie wybierają sól bez cyjanku, więc możecie lekceważyć tę formę depopulacji Słowian. Wszystkie sklepy nazywane spożywczymi, choć tam trudno spotkać coś bezpiecznego do spożycia, najwięcej oferują mięs, przetworów mięsnych, wypieków z pszenicy, przemysłowych produktów cukierniczych, napojów w butelkach z trującego plastiku, słodzonych nie tylko cukrem, ale także aspartamem, o którego szkodliwości zapewne dużo wiecie i neotamem, o którym mało kto wie, skupmy się na tym asortymencie.

Aspartamowi i neotamowi poświęciłem rozdział książki: Owocowe i warzywne sposoby na zdrowie. Zaprezentowałem tę książkę. Zainteresowanych nie było.

Pszenica & orkisz

Pszenica jest najbardziej przemodyfikowywana, zarówno przez tych, którzy dążą do coraz większych plonów i coraz większego zysku, jak też tych, którzy wiedzą jaką świętością dla naszego kręgu cywilizacyjno-kulturo­wego był chleb więc usiłują nas wytruć także trującymi wyrobami chlebopodobnymi, bezzasadnie i kłamliwie nazywanymi chlebem.

Alternatywą i ratunkiem jest orkisz, ale prawdziwy. To podkreślenie jest niezbędne, gdyż powszechnie stosuje się pszenice orkiszowe powszechnie nazywane orkiszem. Orkisz nie jest pszenicą lecz jej p-r-e-k-u-r-s-o-r-e-m-!

Kłos orkiszu jest płaski, ziarniaki z ziarenkami w kłosie orkiszu ułożone są płasko na dwie strony, kłos pszenicy jest walcowaty, ma cztery, a często sześć ziarenek rozmieszczonych dookólnie.

Orkiszowi poświęciłem rozdział książki: Brzuch ma rozum więc tutaj nie ma potrzeby powtarzać zawartych tam wyjaśnień. Dodam tylko, że pszenica wychładza i zaflegmia a orkisz ogrzewa i odflegmia.

Mięso, sól, arszenik, azotany…

Do mięs od zawsze używano dużych ilości soli. I do konserwowania i do przyprawiania. Trudno mięso spożyć bez soli, więc wraz z mięsem dostajemy soli tak dużo, że nasz organizm nie radzi sobie z wydalaniem jej i jest ciągle zatruwany nie tylko mięsem, ale także zawartą w nim solą i innymi zawartymi w mięsie toksynami (hormony, antybiotyki, sterydy) przyspieszającymi wzrost, poprawiającymi wygląd (długo utrzymującymi wygląd nienaturalny, polepszony), zabezpieczającymi przed zbyt szybkim psuciem…

Obecnie mięso dla ładnego wyglądu i trwałości nasycane jest także arszenikiem. Czym jest arszenik niektórzy wiedzą, a kto nie wie niech się dowie, zanim sięgnie po mięso i przetwory z mięs.

Do ładnego wyglądu i trwałości mięsa stosowane są także azotany, które w marchwi są krytykowane, natomiast w przemyśle mięsnym stosowane powszechnie.

Dym w płynie

Obecnie zamiast wędzenia stosowany jest dym wędzarniany w płynie. Czym jest ta trucizna łatwo się przekonać po twarzach zjadaczy tak zwanych wędlin. Mówię tak zwanych, bo to, co powszechnie nazywacie wędlinami nie jest wędzone zimnym dymem, lecz nasycane chemią o smaku i zapachu dymu. Unia Jewropejska chce nas „chronić” przed toksynami z wędzenia, ale ukrywa prawdę, że poprawne wędzenie zimnym dymem nie daje toksyn.

Toksyny powstają przy złym wędzeniu nad ogniem i grillowaniu! To też jedna z metod depopulacji.

Aspartam, neotam, chleb w foliach

O aspartamie i neotamie znajdziecie rozdział w mojej książce: Owocowe i warzywne sposoby na zdrowie, więc tu potraktuję to tylko sygnalizacyjnie.

O ile rozumiem, że wyznawcy najbardziej plugawej religii chcą nas wytruć to już nie sposób zrozumieć tego, że sami powszechnie chleb przechowujemy w foliach, lodówkach, zamrażarkach, chlebakach o podstawie z płyt wiórowych nasycanych chemicznymi truciznami.

Kruchość kości

Na pewnej wsi położonej wśród lasów gdzie czasem jeżdżę rowerem studnię kopały dwa pokolenia. Do niedawna była tam woda czysta i zdrowa, teraz jest wodociągowa z glifosatem, bakteriami e-koli, azotanami…

Znajomy ze szkoły mieszkającą tam matkę pasie pszenicznymi bułkami, pszenicznym chlebem, margaryną, herbatą, którą ona pija do każdego posiłku.
Gdy kości kruszeją nie utrzymują ciężaru, pękają, staruszka traci równowagę i upada, trafia do szpitala, a lekarze mówią, że łamie kości w wyniku upadków. Prawda jest inna – pękały szyjki kości udowych więc traciła równowagę i upadała.
Dlaczego kości kruszeją? Jej pokarmy nie zawierają witamin, a nadużywana herbata dodatkowo wypala witaminy, szczególnie te z grupy B.

Ten temat poruszałem też w innych miejscach, więc uważnym sympatykom i obserwatorom moich wypowiedzi zapewne jest znany. Mniej uważni mogą go łatwo odnaleźć.

Zawsze tak robimy

Za krótka Brytfanna. Tę anegdotę zapewne moi czytelnicy znają, więc tu jej nie przytaczam.

O roli końskiego zada w rozwoju cywilizacji

Ten temat rozwinę w odrębnym artykule.

Skąd czerpać wiedzę

Kupowałem gazety o tytułach zielarskich, także naukowe, także z doświadczeń czytelników. Wszystkie były głupawe, mało ambitne, mieszające perły z błotem. Niektóre (w tym ta mocno promowana), kopiowały moje artykuły lub obszerne ich fragmenty. Ci „autorzy” i wydawcy są tak mało gramotni i tak mało ambitni, że pozostawiają tam nie tylko moje sformułowania ale nawet moje błędy. Dowodzi to, że moje artykuły skanowali i nie przyszło im do łbów by moje sformułowania przeredagować i moje błędy skorygować.

W gazetach nie ma wiedzy, są tylko wiadomości, w większości bezużyteczne.

Czy w ogóle wiedza jest potrzebna?

Małpy nie chodziły do szkół, a poszkodowane małpiątko przytulają i głaskają.

Siedmiomiesięczne dziecko zachorowało na odrę. W tym czasie także ząbkowało. Który lekarz potrafi prawidłowo zdiagnozować dwie równoczesne przyczyny gorączki?

Na odrę jest po trzy punkty na rączkach i nóżkach. Można je stymulować, ale nie ma potrzeby ich znać, bowiem masaż dziecięcy załatwia stymulację wielu punktów, także tych. Odra przeminie w dwa dni. Który lekarz wraz z całym „dorobkiem” farmaceutycznym jest tak skuteczny jak masaż matki?

Jaki Elementarz taka mentalność

W Polsce wszyscy wiedzą, że Ala ma kota, gdyż Ala była pierwszą bohaterką w polskim Elementarzu. W innym, bardzo starym kraju pierwszy podręcznik dla dzieci zaczyna się słowami: „człowiek jest dobry”. Jak różnie te różne myśli wpływają na wychowanie i psychikę widać na każdym kroku, więc mój komentarz tutaj raczej nie jest potrzebny. Porównaniem Elementarzy różnych kultur chciałem pobudzić czytelników do własnych refleksji. I przypomnieć wypowiedź klasyka: „Takie będą rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie.”

Choroby z nadmiaru

Wiemy, że choroba Alzheimera to skutek długotrwałego zatruwania toksycznym glinem, czyli aluminium, głównie ze szczepionek, leków, oprysków… Ja polecam kąpiele ziołowe, by oddziaływać na organizm przez dużą powierzchnię ciała, oczyszczać z wszelkich toksyn, dostarczać pierwiastka młodości, odporności, długowieczności. Lekarze, terapeuci, laboratoria wykonujące analizy pierwiastkowe włosów polecają suplementy.

Suplementy mogą być pomocne w chorobach z niedoboru: szkorbut, anemia… Natomiast alzheimery, parkinsony, cukrzyce, lustrzyce, nadciśnienia, astmy, wieńcówki… powstają z nadmiaru!

Nadmiar mamy głównie toksyn, które trzeba z organizmu usuwać, a nie dodawać kolejnych.
Czy wrzucenie do śmietnika garści choćby brylantów sprawi, że śmietnik przestanie śmierdzieć?
Czy może wyzdrowieć kto nadal dowala do śmietnika, który zrobił ze swego organizmu?
Jeśli przestanie zaśmiecać swój organizm wówczas on sam sobie poradzi. Sam się oczyści, sam się zregeneruje, sam się naprawi. Nie potrzeba mu w tym pomagać – wystarczy nie przeszkadzać!

Kąpiele

Jeśli chcemy oczyszczanie wspomóc to najskuteczniejsze są kąpiele w odpowiednich ziołach (bogatych w krzemionkę i odpowiednio przygotowanych). Teraz mamy świeże pokrzywy, więc je wykorzystujmy w kuchni, higienie, kosmetyce…

Do kąpieli ziołowych trzeba się starannie umyć, żeby ciśnienie wody przez pory skóry nie wtłaczało brudu z powierzchni do wewnątrz, wyszorować i rozgrzać, żeby zioła wchłaniały się przez otwarte pory dużej powierzchni ciała.

Wanna

Wielu mówi mi, że nie mają wanny, bo ją wyrzucili. A przecież ja nie mówiłem nigdy, że kąpać się mają w swojej wannie, ani nawet, że w wannie. Ja w dzieciństwie kąpałem się w balii. A można także w beczce, szafliku… (kto pamięta to naczynie?).
Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu.

Wypuklina 3 tygodnie po operacji

Zgłosił się do mnie mężczyzna 3 tygodnie po operacji chirurgicznej z powodu rwy kulszowej.

Co powoduje rwę kulszową? Ucisk na nerw kulszowy przemieszczonego lub zdeformowanego kręgu, albo wypchniętego z dysku (krążka międzykręgowego) jądra miażdżystego. Podobnie uciskany może być każdy inny nerw, wówczas inaczej nazwiemy objaw, mimo iż powodowany jest tą samą przyczyną – uciskiem na nerw.

Bohater „wyleczony” chirurgicznie oczekuje, że ja naprawię błędy i partactwo medyków oraz jego głupoty. Medycy wiele chcą, choć niewiele mogą, ja wiele mogę, ale czy godzi się ratować idiotów? Z punktu widzenia ludzkości lepiej by idioci sami się eliminowali. Powstrzymywałoby to innych przed hołdowaniem medycznym żmijom, które wysysają nasze pieniądze i wyniszczają nasze zdrowie, wtłaczając trucizny i wycinając części ciała.

RZS, ZZS… – moje remedium

Na spotkaniu przeczytałem z mojej książki: „Zielona Apteka. Chwasty warte naszej miłości” fragment o różnych nazwach chorób stawów, a także moje remedium z rzodkiewki, pokrzyw, cebuli. Czytający ten artykuł moje książki mogą czytać sami, więc nie będę ich tu przepisywał.

Moje remedium wariatowi z wypuklinom też by pomogło, ale on zamiast rzodkiewki, pokrzywy, cebuli wybrał chirurgów, by medycy i farmaceuci czuli się ważni, by się bogacili. Teraz ode mnie żąda bym ich błędy naprawiał! Dla kogo miałbym to robić? Idioty, który nawet po moją książkę nie sięgnie, bo uważa się za patriotę lepszego ode mnie? Komentarza na stronie ambasadorzdrowia.pl nie napisał, żeby ta strona żyła, żeby była wyżej pozycjonowana. Większość odwiedzających moją stronę także tylko z niej czerpie nie zostawiając nic w zamian. Miałbym żebrać o suwa czy łapkę w górę? Nie poczuwacie się do promowania mojej strony a ja miałbym ratować Was z waszej głupoty i głupoty waszych medyków?

On naprawdę powiedział, że jest patriotą lepszym ode mnie! I ten „lepszy” żąda od „gorszego” pospawania śrub, które chirurdzy zupełnie niepotrzebnie wstawili mu w kręgosłup, a on uważając się za wyleczonego dźwigał ponad możliwości połatanego kręgosłupa i je pourywał.

Zioła przed domem

Przed domem profesora widziałem rosnące tam zioła, akurat te, które dla Jego zdrowia są nie tylko korzystne, ale wręcz niezbędne. Ciekawe, że nieco dalej rosną inne zioła, a przed drzwiami profesora te, które Jemu byłyby pomocne.
Profesor ich nie stosuje, naiwnie sprawdza czy wreszcie trafi na lepszy farmaceutyk. Sprawdza i sprawdza, Jego stan się pogarsza i pogarsza, aż przychodzi Słonko i pod wpływem Słonka zaczyna się polepszać.

A czy czytelnicy mojej strony, ambasadorzdrowia.pl. doceniają rolę Słońca i Jego wpływ na zdrowie i samopoczucie?

Spekulant

Pod artykułem: Trzy łyki retoryki dostałem taką replikę: Chciałem od pana książki kupić na początek ponad 15 sztuk, wysłać pieniądze przed kupnem. Już rozmawiałem ze znajomymi lokalnie i z grupami o podobnych zainteresowaniach na Pejsbuku. Miałem w planach rozmowę o pana książkach z właścicielem H…M (firma sprzedaje wyciskarki owoców), ale niestety książek jak nie było tak nie ma, więc i tematu nie poruszałem. Także biadolenie pana o ludziach, co nie mają kasy mnie nie dotyczy. Poczułem się urażony, więc musiałem odpisać, a i trochę pana wkurzyć żeby na tych Filipinach nie czuł się bez winy.

No to widzicie z jakimi cwaniaczkami mam do czynienia. Kolejny spekulant pragnie biznesować na mojej pracy. Po kryjomu przede mną, poprzez handlarza wyciskarek, chce handlować moimi książkami.
Nie wznawiam wydania moich książek aby odpocząć od takich osób.

Przewaga garażu nad książkami

Profesor Więckowski napisał ponad 60 książek. Wydawcy nie płacą autorom pieniędzmi, lecz pewną ilością ich książek. Ma więc profesor sporo swoich książek i trzyma je w garażu. Dlaczego? Bo ich nie kupujecie.

Chcecie bym ja dzielił los profesora? Zamiast inwestować w drukarzy i drukarnie i przez rok bujać się z książkami mogę kupić garaż i co miesiąc bez pracy, bez ryzyka, bez dźwigania dostawać czynsz.

Książki pisać, drukować, dźwigać? Czyż nie lepiej zainwestować w garaż i mieć comiesięczny dochód bez pracy?

Porady praktyczne

Na łódzkim spotkaniu (na każdym innym także) podałem sporo porad praktycznych na nową, zdrowszą drogę życia. Nie zostały one spisane, a szkic, który na tamto spotkanie przygotowałem to tylko tytuły luźnych myśli do rozwinięcia. Niektóre umieszczam tu przy rożnych okazjach.

Sztuka odżywiania – Lecznicze właściwości smaków [76]

Nieoddzielność człowieka od Kosmosu

Aby żyć w zdrowiu i pogodzie ducha niezbędne jest rozumienie nieoddzielności człowieka od Kosmosu. Jesteśmy przecież mikroświatem, a choroba to zakłócenie równowagi w organizmie, a zazwyczaj także wokół niego. Choć sztukę odżywiania w sposób służący zdrowiu i wzmacnianiu ciała przedstawiam z punktu widzenia Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, to jednak w oparciu o tradycję r-o-d-z-i-m-ą. Do niedawna wiedza o zdrowiu i odżywianiu ludzi różnych kultur była zbliżona. Tradycję podobną do chińskiej odnajdujemy też w polskiej kuchni, nie jest więc dla nas egzotyczną. Przedstawiam fragmenty tej wiedzy, przydatne do utrzymania ciała i umysłu w równowadze i harmonii czyli z-d-r-o-w-i-u.

Rosnące zainteresowanie dawnymi tradycjami leczniczymi i kulinarnymi wypływa z bezduszności współczesnej medycyny tabletkowo-zastrzykowo-skalpelowej. Współcześni medycy nie dostrzegają cierpiącego człowieka lecz jedynie jednostki chorobowe, które zresztą sami tworzą.

Mimo ogromnych osiągnięć nauki i techniki oraz nowoczesnych metod diagnostycznych, „leczenie” objawów zamiast eliminowania przyczyn chorób wraz z bezmyślnym usiłowaniem podporządkowania sobie Matki-Natury dają znany efekt. Leczenie bez znajomości podstaw funkcjonowania nie przynosi efektów zdrowotnych. Służy jedynie merkantylnym interesom producentów i ich sługusów – handlowców, lekarzy-wypisywaczy recept, itp.

Właściwości żywności

Produkty żywnościowe dzielimy najczęściej kierując się smakiem. Jednakże ważniejsze, choć niedoceniane są wywoływane przez nie:
energetyka (wychładzające, lekko chłodzące, neutralne, lekko rozgrzewające, silnie rozgrzewające);
ruch energii (w górę, na zewnątrz, do wewnątrz, w dół);
działanie (otwierające, osuszające, rozpraszające, kurczące, zamykające);

Starożytna medycyna chińska wielką uwagę zwraca na życiową energię „Czi” (Qi), podstawę wszystkich życiowych procesów. Współczesnym jej odpowiednikiem jest bioelektroniczna teoria ks. prof. Włodzimierza Sedlaka, gdzie podstawowym nośnikiem energii i informacji, niezbędnym, a zarazem charakterystycznym dla każdego organizmu jest bioplazma. Prześledźmy zatem ruch energii życiowej w powiązaniu z poszczególnymi smakami:

  • potrawy o smaku kwaśnym działają ściągająco, wywołują skurcz;
  • potrawy o smaku gorzkim osuszają;
  • potrawy o smaku słodkim dostarczają energii życiowej, wzmacniają i harmonizują ciało i umysł;
  • potrawy o smaku ostrym działają otwierająco;
  • potrawy o smaku słonym kierują wszystko w dół.

    A zatem:
  • Pożywieniem kwaśnym można zatrzymywać płyny w organizmie (np. biegunki, silne poty). Ma zastosowanie w przypadkach wypadania narządów. Scala (trzyma razem) narządy, zwiera pory skóry. Jest nazywany skupiającym. Warto uwzględnić tę wiedzę podczas upałów i w gorących miejscach. Wyjaśnia to popularność kiszonych ogórków chętnie kupowanych na plażach.
  • Terapię opartą na smaku gorzkim stosujemy gdy w ciele gromadzi się wilgoć. Np.: dla osoby z nadmiarem białego śluzu w płucach lub oskrzelach lekiem może stać się nawet kawa, jeśliby ją chwilę pogotować. Wyjaśnia to m.in. dlaczego kobiety mające tzw. zimne, wilgotne zaparcia nie mogą wypróżnić się dopóki nie wypiją kawy lub nie wypalą papierosa, który podobnie jak kawa jest żywiołem ognia. Zachodzi wtedy pobudzenie czynności jelita grubego przez rozgrzanie i osuszenie wilgoci, (której przejawem jest biały śluz).
  • Słodycz nie ma nic wspólnego z białym rafinowanym cukrem, który zaliczyć trzeba do trucizn. Smak „słodki” to przede wszystkim gotowane ziarna zbóż, które winny stanowić połowę pożywienia.
    Przygotowanie jedzenia ma na celu doprowadzenie do zrównoważenia, tak byśmy po jedzeniu czuli się w pełni zaspokojeni. Gdy po jedzeniu pojawia się ochota na coś słodkiego, alkohol itp. to dowód, że pożywienie nie było zrównoważone.
  • Potrawy o smaku ostrym działają otwierająco. Stosuje się je głównie w celu przełamania zastojów (z nudnościami). Zaleganie jedzenia w żołądku, dające objawy zatrucia Chińczycy przełamują podając imbir z gorącą wodą. Powodują w ten sposób zanik nudności i wymiotów.
    Gdy ktoś w tej sytuacji zjada coś kwaśnego, następuje pogorszenie i zastój w żołądku zostaje wzmocniony.
  • Smak słony możemy stosować do eliminowania zaparć wywołanych gorącem (stolec suchy i twardy). W chińskiej sztuce kulinarnej mało mówi się o stosowaniu soli, gdyż spożywa się jej zbyt dużo.

Ruch energii życiowej

Przedstawiłem fizyczne skutki smaków według teorii Pięciu Żywiołów (Przemian). Prześledźmy zatem ruch energii życiowej „Czi” (Qi) w powiązaniu ze smakami. Zachodzą tu cztery rodzaje ruchu: w górę, na zewnątrz, w dół, do środka. To ważne rozróżnienie, gdyż choroby rozwijają się i zanikają w tych samych czterech kierunkach, więc na ich podstawie rokujemy o pogorszeniu lub zdrowieniu.

Przepływ energii ku dołowi i ku środkowi to ruchy jin. Wytwarzają je smaki: słony, kwaśny, gorzki. Tak więc gdy występuje ruch energii w górę np. wysokie ciśnienie krwi, mogące wywołać np. bóle głowy, albo nawet wylew krwi do mózgu należy stosować pożywienie o smaku wywołującym ruch w dół. Jeśli ktoś cierpi np. na suchy kaszel, co jest ruchem energii na zewnątrz powinien stosować smak poruszający energię w dół i do środka. Jest to ważne zarówno kulinarnie jak i leczniczo!

Przepływ energii w górę i na zewnątrz to ruchy jang. Wytwarzają je smaki: słodki i ostry. Smaki te działają ekspansywnie, rozszerzająco dostarczają energię na zewnątrz ciała i jego powierzchnię.
Gdy kogoś „łapie” np. przeziębienie najlepszą terapią jest wywołanie potów; w tym celu należy spożywać pokarmy łączące smak ostry i słodki. Natomiast podczas chłodów przed przeziębieniem uchroni nas jadanie zup zawierających pory, czosnek, cebulę…

Jednakże, gdy choroba jest na zewnątrz, a ktoś spożyje pokarm o nieodpowiednim smaku np. kwaśnym, ściągającym, to choroba poruszy się np. w kierunku przewodu pokarmowego i zamiast lekkiej grypy może rozwinąć się grypa jelit.

Opisane tu zasady znają i stosują tradycyjne medycyny wszystkich kultur.

Do każdego zachorowania trzeba podchodzić indywidualnie i uważnie, niczego nie bagatelizując. Nawet drobiazgi wpływają na zdrowie i samopoczucie. Nawet pojedynczy, wydawałoby się mało istotny błąd dietetyczny potrafi aż tyle zmienić. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać jak ważne jest oddziaływanie smaków na organizm. Niech informacje te zachęcą do wykorzystywania pożywienia jako skutecznych środków profilaktycznych i terapeutycznych o  działaniu skuteczniejszym od farmaceutyków.

Aby pokarm był lekiem a lek pokarmem.

Podwójna moralność, hipokryzja, fanatyzm zabijają [75]

Jestem przerażony

W opublikowanym na tej stronie artykule zatytułowanym: „Gdzie kupować orkisz?” napisałem, że handlujący pszenicą orkiszową nie badają parametrów dla zdrowia najistotniejszych, czyli: zawartości enzymów, czasu opadania, ilości popiołu… Jesteśmy jedynymi, którzy każdą partię poddają takim badaniom. Powinienem być z tego dumny, jednakże jestem tym p-r-z-e-r-a-ż-o-n-y.
Mówicie, że coraz więcej osób jest przebudzonych, świadomych… Wybieracie produkty ze znaczkiem zielonego listka, napisem „eko”… Jednakże od handlujących zbożowymi płatkami, kaszami, mąkami nie żądacie badań laboratoryjnych, ani na zawartość enzymów trawiennych, ani na zawartość trucizn, którymi rośliny były wielokrotnie spryskiwane. A szkoda, bo wówczas zrozumielibyście czym handlują i co warte są znaczki i literki na opakowaniach.

Dlaczego nie badają?

Dlaczego handlowcy nie podają parametrów tego, czym handlują? Bo tego nie badają? A dlaczego nie badają? Bo badania pokazują skład, więc pokazałyby, że nazywane „orkiszowymi” kasze, mąki, itp. nie są z orkiszu, lecz z wielokrotnie modyfikowanych nowoczesnych pszenic. Te pszeniczne hybrydy mogą zawierać fragmenty genomu orkiszu, jednakże ich właściwości są zupełnie różne od właściwości pradawnego orkiszu. To głównie dlatego cwani producenci kłamią, że orkisz, płaskurka, samopsza są odmianami pszenicy, a handlowcy te kłamstwa powtarzają.

Nie są pszenicą!

Orkisz i płaskurka nie są odmianami pszenicy, lecz jej prekursorami! Orkisz jest prekursorem pszenicy miękkiej (zwyczajnej). Płaskurka jest prekursorem pszenicy twardej (durum). Samopsza natomiast ma enzymy bardziej zbliżone do żyta niż pszenicy.
Co więc je łączy? Orkisz, płaskurka, samopsza i pszenica są trawami.

Pszenice orkiszowe

Współczesne pszenice orkiszowe to hybrydy, podobnie jak pszenżyto jest hybrydą powstałą ze skrzyżowania pszenicy z żytem. Ogólnie dostępne mąki, kasze, płatki powszechnie nazywane „orkiszowymi”, zazwyczaj produkowane są z pszenicznych hybryd. Nie służą one zdrowiu, lecz je o-d-b-i-e-r-a-j-ą!

Wydajność ponad zdrowiem

Wysoka wydajność nowoczesnych zbóż okupiona jest podatnością na choroby i szkodniki, więc nowoczesne zboża są wielokrotnie opryskiwane, wręcz zlewane trującą chemią.
Pradawnego orkiszu nie atakują żadne choroby ani żadne szkodniki, więc jego uprawa żadnych oprysków nie wymaga. I nie jest to kwestia ekologii, lecz rozumu, rozsądku, a nawet ekonomii.

Więcej argumentów

Więcej o orkiszu, orkiszowych pszenicach, a także porównanie zbóż dawnych ze współczesnymi przedstawiam w książce: „Brzuch ma rozum”. Jest tam więcej argumentów świadczących, iż pradawny orkisz i współczesne pszenice to zupełnie różne rośliny. Różnią się nie tylko wyglądem, wymogami, wydajnością… Najważniejszą z różnic są ich różne właściwości.
Nowoczesne zboża, a tym bardziej ich hybrydy trują, podczas gdy pradawny orkisz uzdrawiał.

Jak sobie pościelesz

Przysłowia mądrością narodu. Jedno z nich przypomina: jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Mądrość z tego taka, że posłania możemy zmieniać. Ale też zmieniać możemy n-a-w-y-k-i.
Zmienicie nawyki to wyzdrowiejecie. Ani żaden lekarz Wam w tym nie pomoże, ani ja Waszym lekarzem nie dam się uczynić.
Kto poczuł się zawiedziony za chwilę zrozumie, że to najlepsza wiadomość, jaką kiedykolwiek usłyszał (przeczytał). Z wielu powodów. Tu rozwinę tylko niektóre.

Błędne przekonania

Powszechnie, acz niesłusznie panuje przekonanie, jakoby różne choroby i różne dolegliwości powodowane były różnymi przyczynami. Tego typu przekonania służą usprawiedliwianiu niemocy. Charakterystyczne są dla osób, które niejako potrzebują chorować (syndrom ofiary).
Widoczne przyczyny są wtórnymi, natomiast pierwotną przyczyną większości chorób jest niekorzystanie z własnej i-n-t-e-l-i-g-e-n-c-j-i. Innymi słowy nasze zdrowie kształtowane jest n-a-s-z-y-m-i wyborami – c-o-d-z-i-e-n-n-y-m-i.

Nasze wybory codzienne

Na ile te wybory są uświadomione, a na ile nieuświadomione jest mniej ważne. Istotą, którą tu podkreślam jest fakt, iż te wybory są nasze, czyli każdy ich dokonuje. I do tego codziennie.
Skoro wybieramy, to powinniśmy przyglądać się skutkom swoich wyborów i… wybierać rozumnie.
Łatwo się domyśleć, że czym rozsądniejsze wybory tym zdrowsze funkcjonowanie.

Gwałcenie Natury

Od rana do południa pracujemy najwydajniej, gdyż wtedy aktywność fizyczna i psychiczna naszego organizmu wzrasta. Natomiast od popołudnia do nocy nasza aktywność maleje, bowiem wtedy w naturalny sposób nasz organizm zmierza do wypoczynku (snu).
Zarówno praca (aktywność) jak i wypoczynek (sen) w rytmie sił Natury są najefektywniejsze.

Jeśli późnym wieczorem, lekceważąc sygnały organizmu, że potrzebuje odpoczynku i pora iść spać, zasiadasz przed ekranem telewizora lub komputera emocje podnoszą poziom adrenaliny i ochota na sen odchodzi. Pobudzany organizm ma trudności z zaśnięciem, a gdy uda się zasnąć sen jest płytki więc niewystarczająco regenerujący. Jedna zarwana noc czyni więcej szkód niż miesiąc śmieciowego jedzenia!

O wpływie niebieskiego koloru poświaty ekranów napiszę w innym artykule, ponieważ wymaga to więcej czasu i zaangażowania.

Umiejętność wsłuchiwania się w sygnały własnego ciała

Nieustannie wybieramy między przyjemnością a harmonią, intuicją a spekulacjami umysłu, sygnałami ciała a bodźcami ze świata zewnętrznego.

Gdy późnym wieczorem ciało potrzebujące odpoczynku daje sygnały, by iść spać, a umysł pragnąc wrażeń podpowiada, by włączyć telewizor stajemy przed wyborem. Możemy słuchać ciała i pozwalać mu budować zdrowie, ale także możemy słuchać umysłu i pchać się w choroby. Podświadomie czujemy co dla nas zdrowsze, więc możemy okiełznać umysł i przytomnie dokonywać wyborów. Długie życie w pełni zdrowia, zdrowienie, dobrostan, albo przewlekłe chorowanie zależą od naszych codziennych wyborów.

Umysł może oszukiwać, ciało nigdy nie kłamie

W zalewie informacji większość społeczeństwa czuje się zdezorientowana, zagubiona, staje się bezradna, zatraca zdolność rozpoznawania potrzeb organizmu i wsłuchiwania się w sygnały wysyłane przez własne ciało. Tak tracimy wewnętrzną moc, własną mądrość, zdolność oceny sytuacji, wiarę we własne możliwości…

Świat zewnętrzny zawsze mamił ułudami. Jednakże zawsze mogliśmy uwagę kierować do wewnątrz i wsłuchiwać się w ciało. Ono jest najlepszym ekspertem. Nie tylko od odżywiania. Także w wielu innych kwestiach. Umysł może oszukiwać. Ciało nie kłamie.

Fałszywi eksperci

Nasze babki i prababki gardło, kaszel, migdałki leczyły gorącym mlekiem z masłem i miodem. Dolegliwości oskrzelowe i płucne – smalcem, sadłem. Dolegliwości stawowe – gęsim tłuszczem, miksturą z tłuszczu gęsiego i oleju rycynowego. Tłustym rosołem stawiały na nogi po ciężkich chorobach…
Współcześni „eksperci” mówią, że masło szkodzi, że tłuszcz naturalny niezdrowy. Polecają margaryny itp. przemysłowe sztucznie utwardzone tłuszcze roślinne, przemysłowe jogurty beztłuszczowe, przemysłowe „dietetyczne” odchudzacze typu „light”, przeróżne przemysłowe paskudztwa bez tłuszczu i o obniżonej zawartości tłuszczu. Łatwo zauważyć, że zwolennicy tych zaleceń tyją, a czym bardziej tyją, tym więcej pochłaniają jogurtów light i tym podobnych odchudzaczy i jeszcze bardziej tyją.
Tłuszcz jest nie tylko lekiem, jest także nośnikiem smaku, więc jogurt bez tłuszczu byłby niezjadliwy. Wiedzą to producenci, więc dodają syntetyczne polepszacze by oszukiwać nasze kubeczki smakowe i rujnować nasze organizmy.

Tabletki, drażetki, kapsułki…

Współcześni „eksperci” podsuwają nam czosnek w tabletkach, buraki, kapustę w kapsułkach… Produkują nawet trawy w kapsułkach. Jednakże w produktach przemysłowych nie ma żywotnych informacji i życiodajnych energii, jakie mają świeża naturalna żywność i zioła. Przemysłowe paskudztwa są energetycznie martwe.
Czym różni się żywy człowiek od martwego? Obaj mają narządy, tkanki, płyny ustrojowe… W martwym nie ma tych niedocenianych życiodajnych energii.

Wiedza to nie inteligencja

Wiedza nie jest zbiorem wiadomości. Zbiór wiadomości, choćby nie wiem jak cennych nie jest wiedzą. Wiedza jest zbiorem d-o-ś-w-i-a-d-c-z-e-ń. Wiadomości bez doświadczenia (wiedzy) – są bezużyteczne i zazwyczaj sprowadzają na manowce.

Wielu chełpi się pseudonaukową wiedzą akademicką (czyli zbiorem wiadomości bez doświadczenia) na temat pomidorów, buraków, chrzanu… Tworzy tabele zawartości witamin, soli mineralnych, błonnika, składników o dziwacznych, naukowo brzmiących nazwach… Co z tego, jeśli warzyw, owoców, ziół nie umie wykorzystywać kulinarnie i leczniczo.
Kupując przemysłowe przetwory, kierując się zwodniczymi  napisami i obrazkami na etykietach sami podcinamy gałąź, na której bytujemy i wzmacniamy okupantów, którzy produkują i podsuwają nam trujące „specjały” pełne syntetycznych konserwantów i polepszaczy smaku, wyglądu, trwałości…

Mądrość i doświadczenie naszych babek

Nasze babki i prababki przyrządzały nie tylko lecznicze syropy na kaszel i choroby gardła. Leczniczymi miksturami radziły sobie z wieloma przeróżnymi chorobami. Bez tabel kalorii, bez nazw substancji odżywczych i antyodżywczych tak przyrządzały szpinak by nie szkodził nerkom i wątrobie. Umiały wykorzystywać zioła i znały wiele domowych środków zaradczych: by ból głowy zażegnać, by gorączka sama spadła, by żołądek dobrze trawił… Wiedziały, że trzeba chronić nerki i jajniki przed wychładzaniem. Wiedziały jak oczyścić zatrutą krew. Znały zależności organizmu i domowe sposoby na przeróżne choroby. Kto dziś wie i rozumie, że trzeba wzmacniać wątrobę gdy wzrok się pogarsza? Nasze babki i prababki wiedziały to wszystko bez poradników, bez internety (sieć to rodzaj żeński). Umiały mądrze dbać o zdrowie rodziny. Nawet w czasach biedy i wojny cudem zdobywały trochę masła, smalcu, słoniny…

Stracone pokolenie

Obecne pokolenie pod wpływem zalewu informacji i wątpliwych dóbr sięga po produkty odtłuszczone. Tak im w głowach namącili ci, którzy pragną leczyć, sprzedawać leki, suplementy, odżywki…
Bez dobrego tłuszczu organizm nie przyswaja wielu witamin w tym A, D, E, K (naprawdę to nie są witaminy lecz enzymy). Pełnowartościowy tłuszcz jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania wątroby, serca, skóry, układów: odpornościowego, nerwowego, krążenia…

Czy ta wiedza została utracona? Czy na nowo potrzebujemy się tego wszystkiego uczyć? Tak cudownie jesteśmy skonstruowani, że wszystko jest zapisane w pamięci naszych komórek. Dlatego mędrcy różnych kultur polecają by szukać w sobie, by uwagę kierować do wewnątrz.

Wiara czy Wiedza – zdecyduj sam/a

Tak wiele lat naszą uwagę kierowano na zewnątrz, aż zatraciliśmy pewność siebie i swojej Wewnętrznej Mocy. Zostaliśmy niewolnikami wiary. Wiara jest przeciwieństwem Wiedzy, jest oczekiwaniem. Tak więc wierzymy, że duchowni zadbają o nasze zbawienie, medycy zadbają o nasze zdrowie, policja zadba o nasze dobra, politycy zadbają o naszą ojczyznę… Wierzymy, czyli oczekujemy. Oczekujemy więc, że ktoś zadba o nasze zbawienie, ktoś inny zadba o nasze zdrowie, ktoś inny zadba o nasze dobra, ktoś inny zadba o naszą ojczyznę…

Wiara, że ktoś nas wyleczy, wyprodukuje cudowne lekarstwo, da gotową receptę, ustali dobrą normę, korzystny przepis, zbawczą procedurę… jest złudna! Wiedzy nie szukajmy u naukowców lecz w sobie. Skąd oni mieliby lepiej ode mnie wiedzieć czego potrzebuje mój organizm?
Naukowcy wprowadzają branżowe nazwy, mówią o reakcjach chemicznych i metabolicznych…, jednakże ich akademicka dietetyka jest zgubna, ponieważ indywidualne potrzeby każdego człowieka są różne i zmienne. Zmieniają się ciągle, wraz ze zmianą pory roku, pory dnia, wykonywanych zajęć, temperatury, ciśnienia atmosferycznego, aktualnego stanu zdrowia, stanu emocjonalnego…

W każdej minucie w organizmie zachodzą niezliczone ilości reakcji pod wpływem ogromnej ilości czynników wewnętrznych i zewnętrznych. Te reakcje i te czynniki przeróżne „służby” usiłują kontrolować i twierdzą, że to w trosce o nasze dobro. Nie potrzebujemy kontrolowania, bowiem nasz organizm jest tak cudownie skonstruowany, że ciągle sam się uzdrawia. Nie potrzeba mu w tym pomagać. Wystarczy nie przeszkadzać. Jeśli ma to, czego potrzebuje, tyle, ile potrzebuje i wtedy, kiedy potrzebuje sam sobie poradzi.

A skąd mamy wiedzieć czego, ile i kiedy potrzebuje? Wystarczy wsłuchiwać się co do nas mówi. Żadne nazwy, tabele, normy nie mogą nam pomóc. Dlaczego? Bo każdy z nas ma jedyne w swoim rodzaju indywidualne cechy. Różnie reagujemy na żywność, stres, wysiłek fizyczny, leki, terapie… To co dla mnie może być lekarstwem dla ciebie może być zbędnym balastem, a nawet trucizną.

Zamiast dopasowywać się do własnych indywidualnych uwarunkowań próbujesz wciskać się w cudze szablony i ciągle ponosisz klęski. Szukasz więc lepszych leków i lepszych lekarzy i ponosisz kolejne klęski, gdyż większość z funkcjonujących „prawd” to iluzje, teorie, koncepcje, które w praktyce okazują się czym innym niż oczekiwaliśmy. Powstają więc nowe, obalające poprzednie, podczas gdy prawda wieczna jest niezmienna. Szukaj jej w sobie.

Hipokrytka

W komentarzu do jednego z moich artykułów D. (imię) pochwaliła się (zwroty grzecznościowe i podpisy w całej korespondencji pomijam, by nie utrudniać czytelności):

Orkisz prawdziwy kupuję w L. (miasto) sklep (nazwa). Pani dr. A.W. (nazwisko z błędem) jest autorytetem w tej dziedzinie.
A moje pytanie dotyczy: Jak uporać się ze stresem i nerwicą. Następstwem jest SIBo, nietolerancja laktozy, ibs, zapalenie żołądka.., biegunki. Proszę o poradę.

Wkrótce po pierwszym komentarzu nadesłała kolejny z adresem, telefonami, e-mailem firmy „doktorki” autorytetki i poprawnym jej nazwiskiem, oraz… etykietką „rzetelna firma”. Jak zareagować na tę hipokryzję i podwójną moralność? U „pani doktor” kupuje produkty, po których choruje. Jednocześnie „pani doktor” jest dla niej autorytetem. Natomiast ode mnie potrzebuje wiedzy do leczenia chorób wywoływanych produktami „pani doktor”.

Odpowiedziałem tak:

Połowa Waszych problemów ustąpi samoistnie wraz z zaprzestaniem jadania tego, o czym Pani pisze. Druga połowa ustąpi samoistnie, gdy zaczniecie stosować polecane przeze mnie kąpiele krzemionkowe.
Przekonacie się w miesiąc, ale proponuję przedłużyć próbę na dwa miesiące. Potem sami zdecydujecie czy wrócić do nawyków, chorób, cierpień, czy zostać na nowej drodze bez nerwic, SIBo, nietolerancji (różnych, nie tylko laktozy), ibs, zapaleń przeróżnych (nie tylko żołądka), biegunek…
Ponadto polecam regenerację kręgosłupa, bo trudno o zdrowe ciało na pokiereszowanym rusztowaniu.

Kilka minut po swoim komentarzu, nie czekając na moją odpowiedź D. (imię) wysłała, tym razem na mój e-mail:

Każda książka to bezcenny dar wiedzy. Nie wiem od której zacząć. Interesuje mnie książka, w której znajdę porady dotyczące chorób jelit, układu pokarmowego i nerwowego.

Po chwili wysłała kolejny e-mail:

Chciałam jeszcze dodać, że ja i córka chorujemy. Mam problemy ze stawami, bóle kolan, migreny, wszystkiego po trochu. Zaczynam od modlitwy, ale Pana wiedza jest mi potrzebna.

Długo się zastanawiałem jak zareagować na kontynuację hipokryzji i podwójnej moralności. U „pani doktor” kupuje produkty, po których choruje. Jednocześnie „pani doktor” jest dla niej autorytetem. Natomiast ode mnie potrzebuje wiedzy do leczenia chorób wywoływanych produktami „pani doktor”. W końcu na pierwszy e-mail odpisałem:

Nie znam książek o chorobach i nie zajmuję się chorobami, ani leczeniem. Moje książki dotyczą zdrowia, a nie chorób. Gdybyście uważnie i ze zrozumieniem czytali moje artykuły i słuchali moich wypowiedzi to byście wiedzieli, że:
– leczenie to pułapka dla naiwnych, a moje działania są przeciwieństwem leczenia;
– ja promuję życie w zdrowiu, bez leków, bez lekarzy, w harmonii z Naturą;
– Ambasada Zdrowia, którą dla Was powołałem krzewi rzetelną wiedzę prozdrowotną;
– o Waszą odporność i Wasze systemy immunologiczne, nerwowe, trawienne… macie dbać sami.
Ja mogę ponaprawiać Wam kręgosłupy (jeśli już do tego dojrzeliście).
Żadna książka nie naprawi Waszych jelit. Jednakże gdy zaprzestaniecie zagrzybiać Wasze organizmy to one same się ponaprawiają.
Chciałbym Was zaprosić do mojego centrum zdrowienia, ale dopóki tkwicie w niewoli fanatycznej wiary w dr. A.W. (nazwisko doktorki autorytetki) to nawet wspólnego języka trudno byłoby znaleźć.
Ale wyzdrowieć możecie i to niemal natychmiast. Jak? Odpowiedziałem na Pani komentarz na mojej stronie, proszę tam zajrzeć, ale tym razem proszę czytać ze zrozumieniem.

Na drugi e-mail odpisałem:

Jedna z przyczyn Waszych chorób tkwi w kręgosłupie, druga w jelitach.
Problemy ze stawami i bóle kolan ustąpią samoistnie wraz z odstawieniem orkiszu od dr. A.W. (nazwisko doktorki autorytetki)!
Migreny zazwyczaj pochodzą od kręgosłupa, więc zapraszam, ale dopiero po odstawieniu tego, czym tak bardzo się Pani zachwyca i nazywa to „prawdziwym”.

Na podany adres doktorki autorytetki napisałem:

Zwracam się z uprzejmym zapytaniem z jakiej odmiany orkiszu jest Wasza mąka i jaką ilość zawiera enzymów. Jeśli nie robiliście takich badań to wystarczy mi czas opadania. Pytam dlatego, gdyż szukam produktów o właściwościach leczniczych i uzdrawiających.

Doktorka autorytetka nie odpowiedziała, czym nie jestem zawiedziony, bo odpowiedź znam i może kiedyś napiszę też o tym. Ważniejsze jest to, dlaczego D. (imię) nie zapytała doktorki autorytetki? No i dlaczego nie napisała, że odstawiła „prawdziwy orkisz” od doktorki autorytetki i jakie to przyniosło efekty?
Obraziła się na słowa prawdy i zastosowała metodę dziecka, które na złość mamie przemraża uszy. Tak właśnie zabija podwójna moralność, hipokryzja, fanatyzm!

Szlachetne zdrowie i fitoterapia cz. 3 [74]

Czy zatem sami mamy uprawiać i zbierać zioła?

Pozostaje nam powrót do korzeni, czyli samodzielne uprawianie i zbieranie ziół i płodów rolnych. Każdy powinien mieć własny ogródek, przynajmniej z podstawowymi warzywami i przyprawami. Tylko wówczas będziemy niezależni od koncertów i karteli, którym trudniej będzie nas truć i wyniszczać.

Powinniśmy też rozszerzać krąg znajomych o godnych zaufania: zielarzy, ogrodników, sadowników, zbierających i uprawiających zioła i płody rolne, wytwarzających specyfiki z ziół i płodów rolnych, leczących ziołami i żywnością. Zioła i żywność mogą więcej niż powszechnie sądzimy. Przywróćmy je do łask i nie dajmy ich sobie odebrać.

Dlaczego warto stosować zioła?

Zioła mają wiele zalet. Pobudzają naturalne zdolności organizmu do samouzdrawiania poprzez oczyszczenie i przywracanie równowagi. Wiele ziół działa antybakteryjnie, antywirusowo, uodparniająco…

Zioła dobrze dobrane można łączyć by uczynniać, regulować, uzdrawiać, tonizować pracę każdego organu. Przywracają zdrowie przy zmniejszonym ryzyku wystąpienia skutków ubocznych.

 Zioła bardzo korzystnie działają w schorzeniach zewnętrznych – oparzenia, rany, stłuczenia…

Działanie ziół na organizm jest wielofunkcyjne; każda roślina lecznicza zawiera wiele składników, jedne wzmacniają, inne swoiście wpływają na pracę poszczególnych narządów. Pobudzają organizm do samoobrony, wspomagają jego funkcjonowanie i dostarczają mu do odbudowy odpowiednich fitozwiązków. Używając ziół, nawet tylko jako przypraw do potraw, uzupełniamy zapotrzebowanie organizmu na witaminy i sole mineralne. Jest to ekonomiczny, ekologiczny, prozdrowotny surowiec spożywczo-leczniczy. Ponadto fitoterapia dba o ekologię, a ekologia promuje fitoterapię.

Zioła i warzywa stosowane kulinarnie, profilaktycznie, leczniczo zawierają oprócz substancji czynnych o określonym działaniu także witaminy, enzymy, makro– i  mikro elementy, o których myślimy raczej w kontekście leczniczym.

Np.:

brak magnezu uzupełnimy spożywając pietruszkę, seler, buraki czerwone, marchew, warzywa liściaste, natki, warzywa strączkowe, orzechy, migdały, pestki dyni, nasiona, kasze, kakao… Nie ma znacznie w którym warzywie, owocu, produkcie magnezu jest najwięcej. Znaczenie ma tylko to, że źródeł magnezu mamy do wyboru i w zasięgu ręki.

brak witaminy A uzupełnimy spożywając dynię, marchew, jarmuż, brokuły, warzywa kapustne, grzyby „kurki”, wiśnie, morele, brzoskwinie, śliwki, masło, żółtka jaj… Nie ma znacznie, że beta-karoten jest prowitaminą A, która przekształcana jest w organizmie człowieka w witaminę A. Znaczenie ma tylko to, że bogatych w witaminę A jest wiele łatwo dostępnych owoców, warzyw, roślin…

Zioła i warzywa mają lepszą od syntetyków przyswajalność, czyli biodostępność.

Co to jest zioło?

Rośliny, których wybrane części, np. liście, kwiaty, nasiona, korzenie, korę wykorzystujemy medycznie, kosmetycznie nazywamy ziołami. Większość ziół to byliny, ale też krzewy (np. jałowiec, rozmaryn, dzika róża) i drzewa (np. lipa, sosna, kasztanowiec, głóg). Wiele z nich wykorzystujemy także kulinarnie, ale wówczas nazywamy je przyprawami.

Roślina stanie się skutecznym surowcem lekarskim gdy jest odpowiednio zebrana, odpowiednio wysuszona, odpowiednio przechowana, odpowiednio przetworzona i odpowiednio zastosowana.

 W ziołach znajdują się substancje biologicznie czynne, korzystnie wpływające na organizm, przywracające rozstrojone przez chorobę funkcjonowanie. W roślinach leczniczych występują m.in.: alkaloidy, glikozydy, saponiny, gorycze, garbniki, olejki eteryczne, terpeny, glukokininy, witaminy, śluzy, fitohormony, żywice, sole mineralne i wiele innych związków już znanych i jeszcze niepoznanych.

Każda roślina to przebogate laboratorium chemiczne. Będzie pracowało dla naszego zdrowia pod warunkiem umiejętnego stosowania. Czyli, aby dobrać odpowiednie lekarstwo należy posiąść zarówno umiejętność przygotowania leku roślinnego jak też umiejętność rozpoznawania dolegliwości i ich przyczyn.

Samodzielne przygotowanie domowego leku ziołowego.

Zioła doskonale nadają się do kuracji domowych. Odpowiednio przygotowane są proste w użyciu, łagodne w działaniu, bardzo skuteczne, szczególnie przy zrównoważonej diecie i zdrowym trybie życia.

Surowiec zielarski będzie odpowiadał naszym potrzebom jeśli był zebrany we właściwym czasie, odpowiednio wysuszony, prawidłowo przechowywany.

 

We właściwym czasie to znaczy w okresie największego nagromadzenia w roślinie związków czynnych. Dlatego dla różnych ziół i ich części okres zbiorów jest różny. Najwartościowsze są rośliny świeżo zebrane w ogrodzie lub dziko rosnące w oddali od opryskiwanych pól i uczęszczanych dróg.

Zbierajmy zioła w suche poranki po opadnięciu rosy wybierając okazy zdrowe i jędrne.

Korę cortex zbieramy wczesną wiosną, gdy łatwiej ją oderwać. Korę zbieramy ze ściętych młodych gałęzi 2-4 letnich.

Korzenie radix i kłącza rhizoma zbieramy w okresie spoczynku rośliny, gdy już utraciła część naziemną.

Kwiat flos ma największą wartość leczniczą podczas zakwitania, czasem w pełni kwitnienia. Nie zbieramy przekwitłych. Składamy je luźno w wiklinowym koszyku.

Ziele herba zbieramy przeważnie, gdy roślina rozpoczyna kwitnienie wtedy ma najwięcej związków czynnych, a łodyga nie jest jeszcze zdrewniała.

Owoce fructus zbieramy gdy osiągną prawidłową budowę i pełną dojrzałość, ale są jeszcze jędrne i twarde. Na syropy i nalewki można zebrać owoce już przejrzałe, ale zawsze muszą być zdrowe.

Pączki gemmae zbieramy pod koniec zimy i wczesną wiosną zanim rozpocznie się proces ich pękania.

Zebrany surowiec zielarski najczęściej suszymy jak najszybciej, aby jak najwięcej wartości zachować, nigdy w pełnym słońcu, zwykle wystarczy nakryć papierem. Rozkładamy na płótnie w przewiewnym pomieszczeniu. Jeżeli wykorzystujemy także łodygi jak np. w mięcie, to możemy wiązać w pęczki i wieszać pod sufitem.

Wysuszone zioła przechowujemy w szczelnych szklanych słojach w ciemnej spiżarni. Wkładając je do słoika oznaczamy zawartość gdyż susze upodabniają się do siebie. Przechowujemy do roku czasu. Potem mamy nowe, świeże.

Jakie inne metody przechowywania ziół stosujemy oprócz suszenia?

Świeże zioła oraz wyciśnięte z nich soki można zamrażać. Dobrze się przechowują zamrożone kwiaty, liście i soki z nich. Po zamrożeniu zachowują aromat: natka pietruszki, koperek, szczypiorek, bazylia, ogórecznik…

Niektóre zioła można przechowywać solone, np. koper, mieszanka warzyw: marchew, pietruszka (korzeń i liść), seler (korzeń i liść), por (część biała i zielona), kapusta…

 Inne postaci domowych specyfików ziołowych

Innymi sposobami przechowywania ziół są nalewki alkoholowe, wina, płynne wyciągi ziół, olejki, syropy, soki. W domu łatwo je przyrządzać i przechowywać.

Napar

Wystarczy zalać zioła czystą zimną wodą i powoli ogrzewać (przykryte) nie dopuszczając do wrzenia. Odcedzić. Napar zużyć w ciągu 1 dnia.

Niektórzy zalecają zalanie wrzątkiem. Taki sposób jest znacznie mniej skuteczny, bowiem tracimy te wszystkie związki, które uzyskalibyśmy w niższych temperaturach.

Zaparzone zioła można przechowywać w termosie.

Zwyczajowe proporcje: 30 g suszonych ziół lub 85 g świeżych na 550 ml wody, lub 1-2 łyżki suszu na filiżankę wody.

Odwar

Jest dobrą metodą, gdy sporządzamy lek z twardych roślin, kory, korzeni. Łyżkę suszonych ziół zalewamy dużą filiżanką czystej zimnej wody, doprowadzamy do wrzenia (przykryte) i gotujemy na małym ogniu. Zależnie od rodzaju i potrzeb od 10 minut do pół godziny. Przecedzamy i wypijamy mocno ciepły.

Macerat

Macerat to wodny wyciąg ziół przygotowany na zimno. Jest to najlepszy sposób wykorzystywania ziół. Rozdrobniony surowiec zalewam czystą zimną wodą i przykryte odstawiam na 12 godzin. Potrzebną porcję przecedzam. Można podgrzać. Pozostałą część dopełniam wodą i pozostawiam do dalszego macerowania.

Pozostałą część przechowuję w chłodzie (można w lodówce).

Powidełka

Przyrządza się z owoców i nasion; zmielony surowiec mieszam z miodem. Można je długo przechowywać.

Soki z surowych roślin – świeże rośliny

Starannie wymyte i osuszone zmielić np. w maszynce do mielenia. (Uwaga na słownictwo! Nie w maszynce do mięsa, bo maszynka nie robi mięsa, lecz mieli to, co do niej włożymy, nie tylko mięso, także ser, mak, orzechy, ziemniaki…)
Sok najlepiej zużyć bezpośrednio po sporządzeniu

Miazga

Starannie wymyte i osuszone owoce rozdrobnić w naczyniu porcelanowym lub szklanym.

Zużyć bezpośrednio po sporządzeniu

Nalewka

Zewnętrznie naciera się bolące miejsca, czasem po uprzednim posmarowaniu tłuszczem.

Do użytku wewnętrznego stosujemy nalewki niskoprocentowe.

Ziołowe winko

Zioło pojedyncze, bądź mieszankę ziół zalać winem (białym lub czerwonym, zależnie od zastosowanych ziół) i odstawić na co najmniej 3 tygodnie. Zlać do butelek i szczelnie zamknąć. Stosować według potrzeby.

Maszyny i naczynia z tworzyw sztucznych

Do rozdrabniania owoców i wyciskania soków unikać tworzyw sztucznych np. malakserów, mikserów itp. Producenci informują, że ich tworzywa nie wchodzą w reakcje z żywnością. Skąd więc dziwny posmak soków i owoców z naczyń wykonanych z tworzyw sztucznych? I dlaczego smaczniejsze są te z naczyń szklanych i porcelanowych?

Niedopuszczalne jest stosowanie sokowirówek! Oprócz szkodliwości materiałów z których są wykonane odwirowywany w nich sok jest natleniany, a więc niszczony!

Przykład receptury wina ziołowego

Miąższ aloesu, miód pszczeli najlepiej lipowy, wino gronowe czerwone.

Moje mieszanki – najlepsze z najlepszych

Wkrótce podam skład ziołowych mieszanek najdoskonalszych i pod względem skuteczności i zakresu zastosowań.

Synergia

Można łączyć naturalne metody terapii wykorzystując ich działanie synergiczne. Nie wymaga specjalistycznego sprzętu, dużych nakładów, wyczekiwania na poczekalniach medyków, częstych konsultacji, wystarczy konsekwencja i systematyczność. A gwarancję skuteczności zapewniają wielowiekowa Wiedza i doświadczenie naszych przodków.

Nasze zdrowie w naszych rękach

Szlachetne zdrowie i fitoterapia cz. 2 [73]

Ale wyodrębnianie składników z roślin zapoczątkował szwajcarski lekarz Paracelsus (1493-1541).

Aż do lat 30 XX wielu lecznicze substancje chemiczne pozyskiwano z surowców naturalnych, głównie roślin. Wraz z alchemią bujnie rozwijała się botanika, dzięki czemu pogłębiała się wiedza zielarska. Z odkryciem Ameryki nasz świat leków powiększył się o preparaty z roślin tamtego kontynentu. Natomiast rozwój wielkiej chemii od początku idzie w kierunku tworzenia coraz nowszych leków syntetycznych.

Zioła każdy mógł znaleźć przy domu, na polu, na łące, w lesie, więc koncerny usiłują eliminować je z użytkowania, stosowania i pamięci. Leki roślinne, sprawdzone przez setki i tysiące lat, farmacja usiłuje dyskredytować jako „przestarzałe”, jednocześnie gloryfikując nowoczesne syntetyki łagodzące objawy lecz potęgujące choroby i przysparzające kolejnych chorób, które nazywamy skutkami ubocznymi. Jednakże skutki te nie są ubocznymi lecz zamierzonymi, bowiem tak się projektuje leki, żeby przysparzały chorób i chorych do leczenia. Jednocześnie dawne skuteczne i tanie leki są wycofywane i zastępowane nowymi, nie tylko nieskutecznymi, ale wręcz trującymi, wyniszczającymi i to nie tylko tych, którzy je używają, ale nas wszystkich  i całą planetę.

Kuracje ziołowe były przez ponad pół wieku niemodne i zaniechane. Dlaczego młodzi dali się omamić i poszli za nowoczesnością, zaprzepaszczając dorobek przodków?

Część dorobku ziołolecznictwa ocaliła od zapomnienia medycyna ludowa.

Wiedza ta była wstydliwie skrywana pod wpływem rozpowszechnianych poglądów jako nienaukowa, znachorska. Jednakże nie mamy czego wstydzić się, bowiem znachor, jak sama nazwa wskazuje, to znawca chorób i sposobów ich leczenia.

Na domiar złego ludzi XX wieku tak dalece fascynował rozwój nauki we wszystkich dziedzinach, że czuli się panami planety i jej zasobów.

Odwrócenie się od Natury i jej darów trwało z górą pół wieku. Dzisiaj już wiemy, że zastępowanie naturalnej fitoterapii syntetyczną chemioterapią wnosi skutki dla zdrowia niekorzystne i zazwyczaj niebezpieczne. Nowoczesne leki syntetyczne, antybiotyki, statyny itp. miały być wybawieniem od wszelkich chorób. Podobno ratowały życie w nagłych wypadkach, w rzeczywistości ich zażywanie niesie wiele skutków ubocznych i zazwyczaj tragicznych.

Niektórzy uważają, że medycyna zaczyna weryfikować swe stanowisko wobec fitoterapii, z której się wywodzi.

Już wyjaśniłem, że współczesna medycyna nie wywodzi się z fitoterapii, lecz jest znacznie, znacznie, znacznie młodsza, korzenie ma znacznie, znacznie, znacznie płytsze , zaledwie 200-letnie. W roku 1800 w przemyśle bawełnianym pracowały zaledwie 84 maszyny Jamesa Watta.

Wprawdzie wiele powszechnie znanych leków powstawało z roślin, np. Aspiryna z kory wierzby, Rapacholin z czarnej rzepy, jednakże współczesne leki to syntetyki, których nie wolno utożsamiać z roślinami i składnikami roślinnymi. Wyodrębnione poszczególne składniki powodują niepożądane skutki. To efekt zaburzania równowagi i synergii właściwej roślinom, jako całościom.

Jak wiele z tego, co nazywamy ubocznymi jest zamierzonymi?

Dziś chyba każdy ma bolesne, a często tragiczne doświadczenie w tym zakresie.

Coraz częściej placówki badawcze potwierdzają wartość tradycyjnego stosowania ziół i synergicznego działania wszystkich ich składników łącznie.

Potwierdzają też praktykę zbierania ziół (surowca zielarskiego) o określonych porach dnia, miesiąca, roku. Odkryto, bowiem iż od pory zbioru zależy stężenie olejków, alkaloidów, wielu składników warunkujących działanie. Prości ludzie od zawsze to wiedzieli z obserwacji i doświadczenia, teraz odkrywają to naukowcy.

Dziś w kręgu cywilizacji europejskiej i amerykańskiej rozpoczął się renesans ziołolecznictwa.

Przybywa leków ziołowych, rośnie zaufanie do nich, coraz więcej osób, także lekarzy, interesuje się dawnym ziołolecznictwem i współczesną fitoterapią. Ja jednak zachęcam byśmy zioła stosowali kulinarnie i nie potrzebowali ich stosować leczniczo.

Wielu w fitoterapii upatruje nie konkurentkę, lecz sojuszniczkę farmacji chemicznej.

To błąd w myśleniu – powinniśmy przywracać porządek, a nie łączyć gówna z miodem, czy jak kto woli Rokefelera z szałwią.

Współczesna fitoterapia rozwinęła tradycyjne ziołolecznictwo znane od najdawniejszych czasów i opiera się na zweryfikowanych już metodach badawczych.

Fitoterapia, czyli ziołolecznictwo to lecznicze wykorzystywanie roślin (nie tylko ziół). Ma szczególnie szerokie zastosowanie w profilaktyce, rekonwalescencji, geriatrii, gdyż leki roślinne są bezpieczne i nie powodują niepożądanych reakcji. Zachęcam do kulinarnego stosowania ziół i podkreślam wyższość kulinarnego wykorzystywania ziół nad ich leczniczym stosowaniem. Czyli przede wszystkim dla zdrowia, aby leczenie stało się zbędne.

Istnieje pogląd, że działanie lecznicze ziół jest łagodne, więc leczenie ziołami trwa długo.

 Znam wiele przykładów natychmiastowego działania ziół nawet w najcięższych przypadkach. W książce Zielona Apteka, Chwasty warte naszej miłości przytaczam dwa przypadki uwolnienia od paraliżu, jeden w jedną noc – pokrzywami, drugi w dwa dni – wiśniami.

Tu przypomnę jeszcze jeden. Młoda tancerka po zabiegu kosmetycznym całą twarz miała w ciężkim stanie zapalnym. Jej zrozpaczona matka zwróciła się do mnie dzień przed występem. Nie było czasu szukać ziół, ale w domu zazwyczaj jest coś, czego nie znamy z dobroczynnych mocy, bo wszystko stosujemy nawykowo. Poleciłem nałożyć na twarz papkę z surowych płatków owsianych i czystej wody. Ani matka ani córka nie wierzyły, że owies, który znały tylko z kulinarnego stosowania owsianych płatków można wykorzystywać także kosmetycznie. Nazajutrz zaskoczenie i zdziwienie, że papka z płatków owsianych dokonała więcej niż drogie paskudztwa syntetyczne, którymi katowały twarze. I to po jednorazowym zastosowaniu. Dla mnie było to naturalne, dla nich przeżycie na miarę cudu. Po wielu, wielu latach matka tancerki (na wernisażu męża plastyka) przypomniała mi o tym i dziękowała.

Wiele osób ma podobne problemy. Sprawdzajcie, doświadczajcie, przekonujcie się. Darmo i bez powikłań, nazywanych skutkami ubocznymi (choć zazwyczaj łatwo przekonać się, że były zamierzonymi).

Równie szybki efekt w różnych problemach skórnych daje kąpiel w krochmalu. Po jednej kąpieli szorstka skóra staje się gładką.

Mam doświadczenie zrastania się złamanych kości w ciągu tygodnia, ale to temat na kolejne spotkanie, bo wymaga pokazania zdjęć RTG.

Zwolennikami ziół są przede wszystkim zmęczeni przewlekłymi chorobami.

Raczej bezskutecznym leczeniem farmakologicznym, rujnującym cały organizm. Roślinami można wzmacniać układ odpornościowy i uzyskiwać poprawę zdrowia w niemal każdej chorobie i w każdym stadium jej zaawansowania.

Obecnie stosowanie leków ziołowych jest wygodniejsze, gdyż są gotowe preparaty.

Współczesna farmacja, pełna bandytyzmu, nie zasługuje na zaufanie. Co z tego, że jakiś przemysłowy specyfik zawiera zioła, jeśli zawiera też syntetyczne trucizny i produkowany jest przez tych samych zwyrodnialców, którzy produkują środki do trucia i zabijania?

Szlachetne zdrowie i fitoterapia cz. 1 [72]

Wybitny poeta odrodzenia napisał: „Szlachetne zdrowie
Nikt się nie dowie
Jako smakujesz
Aż się popsujesz…”
.
Tę prawdę wielu uświadamia sobie zbyt późno.

Pod wpływem ogłupiających reklam i narzucanej przez nie mody powszechne jest lekceważenie darów Natury i ich sprawdzonego przez tysiąclecia działania na nasz organizm. Działania wszechstronnie korzystnego. Nieuzasadnione pokładanie nadziei w coraz nowszych farmaceutykach domaga się przypomnienia jeszcze jednej prawdy: Dziś nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi.

Jednakże coraz więcej osób odkrywa, że sami możemy skutecznie dbać o zdrowie, a także z choroby powrócić do zdrowia. Czy tylko babcinymi ziółkami?

Wykorzystywanie roślin do wpływania na zdrowie i samopoczucie – Fitoterapia to jedna z kilku metod Naturalnego utrzymania i przywracania zdrowia. Prozdrowotnie i leczniczo oddziaływać na organizm możemy różnymi skarbami Natury. Np.: zapachami – aromaterapia, światłem – fototerapia, kolorami – chromoterapia, kamieniami szlachetnymi, półszlachetnymi, minerałami, skałami – litoterapia

Odgłosy Natury zazwyczaj kojarzymy ze śpiewem ptaków, szumem fal morskich, szumem drzew. To także skuteczne formy terapii. Ja często polecam także regenerujący spacer po uschniętych liściach ze wsłuchiwaniem się w ich szelest. Najczęściej jednak polecam kąpiele ziołowe. Przez dużą powierzchnię ciała znacznie więcej i łatwiej wchłoniemy zawartych w ziołach związków niż przez popijanie herbatek.

W swoich książkach podajesz doskonałe i po wielokroć sprawdzone sposoby, przepisy, receptury na ziołowe specyfiki przeciw różnym dolegliwościom, od gojenia ran po najgroźniejsze nowotwory.

Te sposoby, przepisy, receptury nie są moje, lecz są naszym dziedzictwem narodowym. Ja je wydobywam z mroków zapomnienia, udostępniam, upowszechniam. Mam satysfakcję, że moją pracę doceniał i promował światowej sławy kardiochirurg, późniejszy minister zdrowia. To nie tylko nobilituje, także mobilizuje, by robić to odważniej i na większą skalę.

Spośród ziołowej skarbnicy szczególnie pragniesz przybliżyć i upowszechnić wartości przypraw i specyfików z roślin.

Obok suszenia ziół, owoców, warzyw możemy sporządzać z nich zakwasy, wina, octy, nalewki, oleje, kiszonki, przeciery, soki, syropy, powidła, dżemy, marmolady, ziarna, kasze…

Przy każdej okazji promujesz przyprawy do każdej potrawy.

W książkach dodaję rozdział z przyprawami. Przyprawami mogą być pojedyncze zioła, ale także i mieszanki kilku  ziół. Robię też własne mieszanki ziołowe do wykorzystania w formie herbat, nalewek, wzmacniających, regenerujących, odkwaszających, ale też pomocnych przy przeróżnych niedomaganiach zdrowia. Najwygodniejszą formą wykorzystywania ziół są posypki ze sproszkowanych ziół. Dobrze dobranymi ziołami w odpowiednich mieszankach smakowych, ułatwiających trawienie, możemy wspierać organizm w każdej dolegliwości.

Człowiek na Ziemi zastał bogaty świat minerałów, roślin, zwierząt… Gdzie szukać korzeni fitoterapii?

Pierwotni mieszkańcy Ziemi czuli się częścią ogromnego Kosmosu i z respektem podchodzili do wszelkich form życia wokół siebie. Będąc cząstką Natury wypracowali sobie dar umiejętności korzystania z jej zasobów i tajemnic. Rośliny towarzyszą nam od zarania dziejów; stanowiły podstawę odżywiania naszych przodków.

Obcując z roślinami odkrywaliśmy coraz więcej ich zalet i wartości nie tylko kulinarnych. Z roślin wytwarzaliśmy ubiory, obuwie, barwniki, kosmetyki, roślinami konserwowaliśmy żywność, roślinami przyprawialiśmy potrawy do smaku, z roślin sporządzaliśmy leki… Niektórym roślinom przypisywaliśmy znaczenie magiczne, rośliny wykorzystywaliśmy na ofiary bogom i bóstwom, np. kadzidłowiec, mirra…

Ale najważniejszym osiągnięciem ludzkości jest wykorzystywanie roślin do ochrony zdrowia, długiego życia w zdrowiu, przywracania zdrowia, rekonwalescencji…

Poszukując roślin jadalnych odkrywaliśmy: gojące rany, uśmierzające ból, działające przeczyszczająco, hamujące biegunki, wzmacniające, uodparniające, przydające sił, urody, długowieczności…

Prozdrowotne moce roślin odkrywaliśmy rzez tysiące lat. Proszę przybliżyć historię tych odkryć.

W starożytnym Egipcie i Mezopotamii były potężne centra medyczne. Z ich doświadczeń korzystali Grecy, a za ich pośrednictwem Rzymianie.

Babilończycy i Asyryjczycy znali setki surowców leczniczych pochodzenia zwierzęcego i mineralnego oraz tysiące pochodzenia roślinnego.

Z czasów starożytnego Egiptu zachowały się papirusy medyczne, napisy i rysunki na ścianach świątyń dowodzące bardzo dobrej znajomości prozdrowotnych i leczniczych właściwości roślin. Wówczas tą dziedziną zajmowali się kapłani.

Odległe Chiny, Indie, nieznana nam jeszcze Ameryka miały własne systemy medyczne oparte na surowcach naturalnych. Chińczycy są twórcami ponad ośmiu tysięcy recept na leki pochodzenia roślinnego i zwierzęcego. Współczesne lecznictwo Chinom zawdzięcza odkrycie wielu roślin leczniczych i leków ziołowych nieznanych w dawnej Europie.

Źródłem europejskiej wiedzy medycznej były też osiągnięcia Greków. Powszechnie znane jest nazwisko wybitnego lekarza greckiego Hipokratesa (ok. 460-377 p.n.e.). Rzymianie przejęli tę wiedzę i wzbogacili ją o własne odkrycia.

Epokę starożytnej medycyny opartej na surowcach zielarskich zamyka działalność Ga­lena, lekarza cesarzy i gladiatorów.

Galen, a właściwie Claudius Galenus (129-199), to rzymski lekarz greckiego pochodzenia, jeden z najznakomitszych starożytnych lekarzy, kontynuator dzieła Hipokratesa, utalentowany badacz, pisarz, lekarz gladiatorów i cesarzy: Marka Aureliusza, Lucjusza Werusa, Kommodusa.

Galen wprowadził wiele nowych leków, w tym preparaty galenowe, sprostował wiele błędnych pojęć z neurologii, anatomii, fizjologii, wywarł olbrzymi wpływ na rozwój nauk medycznych w średniowieczu i odrodzeniu. W poglądach filozoficznych łączył koncepcje Platona, stoików i Arystotelesa.

Zachowało się około 150 prac Galena oraz wiele fragmentów.

Po upadku imperium rzymskiego wiedza zielarska przetrwała w klasztorach rozsianych po Europie. 

Mnisi przejęli umiejętności ziołolecznictwa od kapłanów upadłych cywilizacji. Wiele innowacji w wiedzy medycznej wprowadził okres średniowiecza. Przyczynili się do tego głównie Arabowie przekładając na swój język dzieła starożytnych autorów. W aptekarstwie zastosowali aparaty destylacyjne, wzbogacili lecznictwo europejskie o wiele środków farmacji chińskiej i indyjskiej, wprowadzili nowe formy leków. Na tej bazie rozwinęła się farmacja klasztorna. Przy klasztorach powstawały ziołowe ogrody.

Aż do XVI wieku medycyna opierała się głównie na fitoterapii. Renesansowy rozwój alchemii zaowocował powstaniem nowych idei w lecznictwie.

Niektórzy alchemię uważają za poprzedniczkę współczesnej chemii.

Niesłusznie, bowiem współczesna farmacja i wszystkie dziedziny oparte na chemii syntetycznej są znacznie, znacznie, znacznie młodsze. Korzenie współczesnej chemii są bardzo, bardzo, bardzo płytkie. Początkiem współczesnej chemii jest zastosowanie maszyny parowej w powstającym dzięki niej przemyśle tkackim. Do barwienia coraz większej ilości tkanin powstawały koncerny barwnikar­skie: Basf[i], Bajer[ii], Sandoz, IG Farben, Agfa… To z nich wywodzi się współczesna farmacja, a jej gwałtowny rozwój dokonywał się na potrzeby ludobójstwa w obozach zagłady II wojny światowej.


BASF SE – największe przedsiębiorstwo chemiczne na świecie z siedzibą w Niemczech. Nazwa BASF powstała jako skrót od Badische Anilin und Soda Fabrik (Badeńska Fabryka Aniliny i Sody).
Grupa BASF składa się z 6 dużych kompleksów chemicznych i 385 zakładów produkcyjnych na całym świecie, jak również szeregu spółek i przedstawicielstw. Przedsiębiorstwo posiada zakłady w Europie, w Ameryce Północnej i Południowej, w Afryce, w Azji. Siedziba przedsiębiorstwa znajduje się w Ludwigshafen am Rhein, gdzie działa największy na świecie zintegrowany kompleks chemiczny. Produkty przedsiębiorstwa są eksportowane do kilkuset krajów. Portfolio przedsiębiorstwa obejmuje produkty chemiczne, tworzywa sztuczne, chemię budowlaną, produkty dla rolnictwa, przemysłu kosmetycznego, spożywczego oraz ropę naftową i gaz ziemny.
Od roku 1925 przedsiębiorstwo było członkiem kartelu IG Farben, który uczestniczył w zbrodniach wojennych, m.in. przez wykorzystywanie pracy przymusowej więźniów. Po II wojnie światowej kierownictwo kartelu było sądzone w procesach norymberskich. W 1951 roku koncern został podzielony na cztery przedsiębiorstwa, m.in. BASF.
W latach 1991–1996 BASF przejęła część przedsiębiorstwa Agfa, zajmującą się produkcją nośników magnetycznych. W ten sposób powstała BASF Magnetics, sprzedana w 1996 roku; rok później zmieniła nazwę na EMTEC Magnetics.
Sprzedaż grupy w 2009 r. wynosiła 50,6 miliarda euro. Nowszych wyników nie znam.
BASF wszedł w skład konsorcjum Nord Stream budującego Gazociąg Północny.

Bayer AG – niemieckie przedsiębiorstwo chemiczne i farmaceutyczne założone w 1863 roku przez Friedricha Bayera i Johanna Friedricha Weskotta. Początkowo siedzibą przedsiębiorstwa było Barmen (obecne Wuppertal), a od 1912 jest Leverkusen, położone na północ od Kolonii.
W chwili utworzenia przedsiębiorstwo działało pod firmą „Friedr. Bayer et comp.” i produkowało barwniki. W 1881 zostało zarejestrowane jako „Farbenfabriken vormals Friedr Bayer & Co.” (Fabryki Barwników Dawniej Friedrich Bajer i wspólnicy). Przełomem w historii przedsiębiorstwa było zsyntetyzowanie kwasu acetylosalicylowego znanego później pod handlową nazwą aspiryny. Aspiryna została wprowadzona do produkcji w 1899. W 1912 Carl Duisberg został dyrektorem generalnym przedsiębiorstwa i rozpoczął proces jego ekspansji rynkowej, której uwieńczeniem było powstanie w 1925 koncernu chemicznego pod nazwą IG Farben – w czasie II wojny światowej właśnie w nim wytwarzano gaz cyklon B używany do uśmiercania w komorach gazowych. Duisberg został prezesem IG Farben, a Bayer AG stało się częścią kartelu, któremu kres położyło dopiero zajęcie Niemiec przez aliantów w 1945. W trakcie II wojny światowej Bayer jako część IG Farben uczestniczył w zbrodniach wojennych, m.in. przez wykorzystywanie pracy przymusowej więźniów osadzonych w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen (do którego w znacznej części trafiała polska elita eliminowana w ramach Intelligenzaktion).
W r. 1951 Bayer znowu zaczął funkcjonować jako samodzielny podmiot pod firmą Farbenfabriken Bayer Aktiengesellschaft. Obecnie znana nazwa Bayer AG została przyjęta w r. 1972. W latach 1981-1999 Bayer posiadał większość udziałów w Agfa-Gevaert Group (belgijsko-niemieckim producencie akcesoriów fotograficznych i kserograficznych).
W 1991 w Polsce powstało samodzielne przedstawicielstwo „Bayer AG oddział w Polsce”, przekształcone następnie w przedsiębiorstwo Bayer Sp. z o. o.
W 2000 roku Bayer Sp. z o. o. w Warszawie został centrum operacyjnym nowo powstałego regionu Europy Środkowej, integrując przedstawicielstwa Bayer w Polsce, Czechach, Słowacji, Węgrzech.
W czerwcu 2002 roku Bayer przejął Aventis Crop Science, prowadząc działalność w dziedzinie trucia nazywanego „ochroną roślin”.
W 2004 roku Bayer został pierwszym partnerem z sektora prywatnego Programu Środowiskowego Organizacji Narodów Zjednoczonych (UNEP) w dziedzinie ochrony środowiska i edukacji młodzieży.
W 2006 roku Bayer przejął spółkę Schering AG z siedzibą w Berlinie, która oficjalnie została przemianowana na Bayer Schering Pharma AG.
W 2012 roku Bayer Sp. z. o.o. otworzył globalne centrum usług finansowo-księgowych w Gdańsku, które do końca 2015 miało obsługiwać spółki w ponad 20 krajach Europy, w tym w Niemczech i Rosji.
W 2015 roku oddział Bayer Material Science został przekształcony w niezależną firmę Covestro.
W maju 2016 roku Bayer AG złożył ofertę przejęcia biotechnologicznego giganta Monsanto w wysokości 62 mld USD, odrzuconą jako zbyt niską. We wrześniu 2016 roku zarząd Monsanto zaakceptował trzecią ofertę przejęcia za kwotę 66 mld USD, z karą 2 mld USD w przypadku odrzucenia transakcji przez regulatorów.
Znak Bayera – koło z krzyżem w środku jest rozpoznawalny na całym świecie. Wiele leków, barwników, tworzyw sztucznych, włókien, środków nazywanych „rolniczymi” opracowano po raz pierwszy w Bayerze. Oprócz aspiryny były to m.in. heroina (Bayer jako pierwsze przedsiębiorstwo było jej masowym producentem) używana jako środek przeciwbólowy i lek na kaszel, która została wprowadzona do obrotu w 1898. W 1935 jako pierwsze przedsiębiorstwo zaczęło sprzedawać sulfonamidy (a dokładnie Protonsil), w 1937 jego pracownicy opracowali poliuretan, który obecnie jest składnikiem wielu pianek syntetycznych, farb i klejów. Najbardziej niechlubnym wynalazkiem Bayera jest gaz musztardowy.
Od 2002, po przejęciu Aventis CropScience, Bayer prowadzi też badania w zakresie środków nazywanych „środkami ochrony roślin” oraz biotechnologicznej modyfikacji żywności (materiał siewny). Bayer specjalizuje się w produkcji trucizn nazywanych „lekami” stosowanych w ginekologii, andrologii, onkologii, medycynie nuklearnej, diagnostyce.
Bayer działa w obszarze nauk o życiu. Podzielone jest na trzy oddziały: Pharmaceuticals Division, Consumer Health Division, Crop Science Division oraz dodatkową jednostkę Animal Health. W przeszłości funkcjonował też oddział Material Science Division, który w roku 2015 przekształcił się w niezależną firmę Covestro.
Przedsiębiorstwo w 2010 roku zatrudniało 111 400 pracowników, osiągając roczny przychód w wysokości 35 miliardów euro. Nowszych wyników nie znam.

Pietruszkowy regenerator [71]

Nie możesz spać, masz kruche paznokcie, tracisz włosy, chudniesz, wypada macica? Zadbaj o nadnercza! Pomocny może być pietruszkowy regenerator.

Przeogromne znaczenie dla całego organizmu mają nadnercza. Znajdują się nad nerkami, są niewielkie, ważą 10-18 gramów, są narządami wydzielania wewnętrznego.

Choć nadnercza są narządami parzystymi różnią się kształtem. O odmiennych funkcjach obu nerek wypowiadałem się wielokrotnie, więc dorzucam ciekawostkę o odmiennym kształcie obu nadnerczy. Lewe nadnercze ma kształt półksiężyca; prawe ma kształt trójkąta. Lewe sąsiaduje z zaułkiem otrzewnej (nazywanym torbą sieciową), żołądkiem, tętnicą śledzionową, trzustką. Prawe przylega do żyły głównej dolnej, wątroby, otrzewnej.

Nadnercza ważne są nie tylko dla prawidłowego funkcjonowania nerek i produkcji hormonów (szczególnie hormonów stresu i hormonów płciowych: estrogenu i testosteronu). Wytwarzane w nadnerczach hormony decydują o gospodarce wodnej organizmu i wpływają na emocje. Ich niedobór może skutkować poważnymi zaburzeniami, a nawet śmiercią. Nadnercza i wytwarzane przez nie hormony są bardzo ważne dla prawidłowego funkcjonowania całego organizmu.

Nadnercza uwalniają hormony (steroidy, adrenalinę) poprawiające tempo przemian materii, wzmacniające odporność, regulujące ciśnienie krwi, pomagające panować nad stresem…

Zaburzenia uwalniania z nadnerczy hormonów prowadzą do wielu komplikacji zdrowotnych. Zmęczenie nadnerczy prowadzi nie tylko do ich niewydolności, także do obniżenia poziomu wielu hormonów wpływających na każdy narząd i każdą funkcję naszego organizmu.

Niektóre objawy niedomagania nadnerczy:
zmęczenie emocjonalne, niedomagania tarczycy, słaby sen, słabe mięśnie, przewlekłe bóle mięśni, bóle ciała, rozmyty obraz, palpitacje serca, niepokój, depresja, drażliwość, utrata pamięci, wypadanie włosów, kruche paznokcie, sucha skóra, hipoglikemia, niskie ciśnienie krwi, mięśniaki macicy, wypadanie macicy, niewyjaśniona utrata masy ciała…

Skład Regeneratora:
2/3 szklanki natki pietruszki (świeżej lub ususzonej)
1/3 szklanki orzechów włoskich
1/3 szklanki orzechów brazylijskich
1/3 szklanki rodzynek
2 łyżki prawdziwego miodu wiosennego
2 łyżki prawdziwego miodu leśnego
2 łyżki korzenia imbiru
5 łyżek oleju kokosowego

Wykonanie Regeneratora:
Natkę pietruszki, orzechy, rodzynki, imbir zmiksuj; dodaj miód i olej; wymieszaj.

Stosowanie Regeneratora:
Co drugi dzień spożywaj 2 łyżki wczesnym rankiem na pusty żołądek.

Zmiany w ciele poczujesz niemal natychmiast. Poprawi się jakość snu, włosy będą wyglądać zdrowo, paznokcie staną się silne.

Czekam na Wasze doświadczenia
Czytelników, którzy korzystają z moich publikacji zapraszam, by pisali w komentarzach jakiej poprawy doświadczają.

Aby utrzymać nadnercza w zdrowiu:
Pij często czystą ciepłą wodę;
Unikaj kofeiny, alkoholu;
Porzuć przemysłowe słodycze; jeśli potrzebujesz słodkiego smaku stosuj rodzynki, daktyle, lukrecję, miód, suszone owoce…;
Zastąp przemysłowe tłuszcze, uwodornione oleje świeżo wytłaczanymi w domowej prasie;
Zrezygnuj z kuchenki mikrofalowej.

Gdzie kupować orkisz? [70]

Gdzie poleca Pan kupować orkisz?

Dostaję takie i podobne pytania, zazwyczaj anonimowo.  Ponieważ coraz więcej osób potrzebuje prawdziwego i dobrej jakości orkiszu odpowiedź na powyższe pytanie umieszczam tutaj, by była ogólnie dostępna.

Pytająca nie zaznaczyła czy potrzebuje ziaren w łusce do siewu, czy ziaren obłuszczonych na mąki i kasze, czy gotowych mąk i kasz. Na wyrost więc odpowiadam, że mamy jeszcze niewielką ilość ziaren, kasz i mąk z pradawnego orkiszu czystej ozimej odmiany Szwabenkorn.

Uprawiamy czystą kulturę orkiszu pradawnego, nigdy niemodyfikowanego, najkorzystniejszego dla zdrowia. Jest on najbardziej pracochłonny w obróbce, ale za to nasze kasze i mąki są nie tylko prozdrowotne, ale także mają moce lecznicze. Mamy wiele sygnałów, że przywracały zdrowie ciężko chorym i uszkodzonym szczepieniami.

Uprawiamy także owies, który Ambasada Zdrowia promuje dla przywracania zdrowia i poleca jako najlepsze źródło łatwo przyswajalnego krzemu – pierwiastka młodości, odporności, długowieczności.

Handlujący pszenicą orkiszową nie badają parametrów dla zdrowia najistotniejszych: zawartości enzymów, czasu opadania, ilości popiołu… Jesteśmy jedynymi, którzy każdą partię poddają takim badaniom.

Żądajcie od handlujących zbożami, kaszami, mąkami badań przynajmniej na zawartość enzymów, wówczas przekonacie się czym handlują.

Dlaczego nie badają swoich produktów? Ponieważ badania wykazałyby, czy to orkisz czy wielokrotnie modyfikowane pszenice. Pszeniczne hybrydy mogą zawierać fragmenty genomu orkiszu, lecz orkiszem nie są. Handlowcy kłamią, że orkisz jest odmianą pszenicy, a to nieprawda, bowiem orkisz jest prekursorem pszenicy miękkiej (zwyczajnej), tak jak płaskurka jest prekursorem pszenicy twardej (durum), natomiast samopsza ma enzymy bardziej zbliżone do żyta niż pszenicy.

Pszenice orkiszowe to hybrydy, podobnie jak pszenżyto jest hybrydą pszenicy i żyta. Ogólnie dostępne mąki i kasze, powszechnie nazywane orkiszowymi, zazwyczaj produkowane są z pszenicznych hybryd. Krzyżówki pszenic orkiszowych nie są orkiszem i nie służą zdrowiu. Ich wysoka wydajność okupiona jest podatnością na choroby i szkodniki, dlatego są wielokrotnie opryskiwane, wręcz zlewane trującą chemią. Pradawnego orkiszu nie atakują żadne choroby ani żadne szkodniki więc żadnych oprysków nie wymaga.

Więcej o orkiszu, orkiszowych pszenicach, a także porównanie zbóż dawnych ze współczesnymi przedstawiłem w książce: „Brzuch ma rozum„.
____________________________________
Z najlepszymi życzeniami wszelkiej pomyślności
Władysław Edward Kostkowski

 

Najgroźniejszy pestycyd. Groźniejszy od randapu! [62]

Owoce i warzywa zawierają środek owadobójczy, powodujący uszkodzenia mózgu u dzieci i wywołujący nowotwory.  Ten najgroźniejszy pestycyd nazywa się chloropyrifos. Badania wykazują, że powoduje raka, uszkadza mózg, zaburza układ nerwowy – a jest stosowany wszędzie, także w Polsce.

Chloropyrifos to pilnie strzeżona tajemnica branży agrochemicznej. Choć sprzedawany w olbrzymich ilościach mało kto o nim słyszał. Przemysł chemiczny nie chwali się nim . Wywodzi się z gazów bojowych, powstałych w nazistowskich laboratoriach! Dziś trafia do żywności, powietrza, wody pitnej…

UE rozważa zakazanie go, więc jest szansa pozbyć się tej trucizny z Europy i ostrzec przed nią cały świat! Teraz mamy wyjątkową okazję doprowadzić do zakazania stosowania tej trucizny znacznie silniejszej od glifosatu. Europa może zrobić ten krok jako pierwsza, a kraje, w których tej trucizny używa się najwięcej (USA i Brazylia), wkrótce także podejmą kluczowe decyzje. Pomóżmy zakazać trucizn na bazie gazów bojowych, powstałych w nazistowskich laboratoriach, najpierw w Europie, a potem naciskajmy na pozostałe kraje! Podpisz już teraz i udostępnij wszystkim znajomym. Kiedy zbierzemy podpisy, razem z osobami poszkodowanymi przez chloropyrifos dostarczymy petycję do urzędów regulacyjnych na całym świecie:

Zakazać chloropyrifosu – podpisz petycję!

Obrońcy chloropyrifosu twierdzą, że to skuteczny środek na owady – i rzeczywiście, pochodzi od tych samych związków chemicznych, z których wyrabia się gaz paraliżujący! To jedna z najbardziej toksycznych substancji kiedykolwiek wykrytych w żywności. Działa zabójczo na ludzki organizm i wywołuje poważne schorzenia – od raka płuc po chorobę Parkinsona. Szczególnie narażone są dzieci. Chloropyrifos hamuje rozwój układu nerwowego i obniża IQ.

Dziś mamy szansę doprowadzić do zakazania go. Europa jest o krok od wprowadzenia zakazu. Pomóżmy jej go wykonać, a potem weźmy na cel inne największe rynki świata – rozpoczynając od Brazylii i stanów USA, gdzie wkrótce zostaną podjęte ważne decyzje w tej sprawie. Podpisz już teraz i udostępnij wszystkim. Natychmiast usuńmy tę truciznę z żywności i z organizmów naszych dzieci.

Zakazać chloropyrifosu – podpisz petycję!

Społeczność Avaaz odegrała ważną rolę w walce z glifosatem, a kiedy agrochemiczny gigant Monsanto pozwał Avaaz do sądu, nie ugięli się i wygrali! Chloropyrifos jest znacznie groźniejszy. Powstrzymajmy tę truciznę, zanim wyrządzi jeszcze więcej szkód nam i naszym dzieciom!

Avaaz to 51-milionowa globalna społeczność, która pracuje nad tym, by przekonania i poglądy ludzi na całym świecie kształtowały globalne decyzje. „Avaaz” w wielu językach oznacza „głos” lub „pieśń”. Członkowie i członkinie Avaaz pochodzą ze wszystkich krajów na ziemi.

WIĘCEJ (w j. angielskim):

W polskiej prasie trudno znaleźć informacje o chloropyrifosie. Jeden obszerny tekst opublikował w tym roku Newsweek, ale dostęp do niego wymaga płatnej subskrypcji. Dlatego zamieszczamy źródła tylko w języku angielskim – i dlatego ta kampania naprawdę potrzebuje głosu nas wszystkich!

TIME: Kontakt kobiet w ciąży z pestycydami może zwiększać ryzyko autyzmu u dzieci
https://time.com/5555300/pesticide-exposure-autism/

The Intercept: Zatruty owoc. Dow Chemical wciąż sprzedaje rolnikom pestycyd powiązany z autyzmem i ADHD
https://theintercept.com/2017/01/14/dow-chemical-wants-farmers-to-keep-using-a-pesticide-linked-to-autism-and-adhd/

EU Observer: Unia proponuje EU zakaz pestycydu, ale kluczowe dokumenty pozostają tajne
https://euobserver.com/environment/146244

New York Times: Za uszkodzenia mózgu też podziękujemy Trumpowi
https://www.nytimes.com/interactive/2017/10/28/opinion/sunday/chlorpyrifos-dow-environmental-protection-agency.html

Human Rights Watch: Brazylia otwiera drzwi dla toksycznych pestycydów
https://www.hrw.org/news/2019/07/26/brazils-dangerous-open-door-toxic-pesticides

Torbiele w nerce dziecka i samonapędzająca się przepowiednia [61]

Szanowni sympatycy, czytelnicy, obserwatorzy…

Witryna ambasadorzdrowia.pl funkcjonuje już drugi rok. Zarówno tu, jak i w książkach zamieszczam rzetelną wiedzę na różne tematy, zazwyczaj prozdrowotne. Pod każdym moim artykułem jest miejsce na wasze komentarze.

Zwracacie się do mnie z problemami czasem swoimi, częściej cudzymi, zazwyczaj e-mailem, czasem telefonicznie. Żądacie pomocy, ale nie macie odwagi wyrazić oczekiwań. Domagacie się porad, ale ich nie stosujecie. Żądacie leczenia, choć wiecie, że nie jestem lekarzem i nie leczę… Nie ma Was w komentarzach pod moimi artykułami. Są tam wpisy robotów i cwaniaków usiłujących przekierować Was na strony reklam i plugastwa.

Większość z Was z internetem obeznana jest lepiej ode mnie. Wiecie, że strony są tym wyżej pozycjonowane im więcej mają komentarzy… Nie dzielicie się refleksją, opinią, nie piszecie co chcielibyście tu znaleźć… Zaczynam więc zamieszczać tu Wasze bolączki z mojej skrzynki e-mailowej z nadzieją sprowokowania Was do komentarzy. Oto jeden z listów do mnie oraz moja odpowiedź – nie tylko do nadawcy. Także do wszystkich zmagających się z własnymi i cudzymi problemami, także zupełnie odmiennymi niż tu poruszane.

Witam Pana, borykam się z torbielami w nerce u 6 letniego syna, które zdiagnozowano 4 lata temu. Generalnie wygląda to tak, że albo z tym się żyje albo finalnie nerka się uszkadza i jest do usunięcia w najgorszych przypadkach przekształca się w nowotwór.
Niestety w przypadku syna raczej idzie to w tą gorszą stronę. Generalnie można zrobić zabieg laparoskopowy, ale jest to tylko rozwiązanie doraźnie i na jakiś czas.
Szukam pomocy gdzie się da, ale jak na razie medycyna akademicka jest bezsilna. A jeżeli chodzi o podejście holistyczne też jest z tym problem, bo już kilku homeopatów, zielarzy oraz lekarzy medycyny zintegrowanej nie podjęło się próby leczenia.
Śledzę pana już od jakiegoś czasu, więc postanowiłem napisać, bo wiem, że są ludzie, którym udało się pozbyć torbieli, jednak metody i zioła, które stosowali niosą ze sobą spore ryzyko zwłaszcza przy małych dzieciach, więc sam takiego leczenia bałbym się podjąć, natomiast liczę, że ktoś z tak dużym doświadczeniem jak pan byłby w stanie pomóc póki nerka jest jeszcze sprawna.
Pozdrawiam
Jan B.

Witam serdecznie wszystkich odwiedzających witrynę: ambasadorzdrowia.pl

Tak wiele wątków nadawca porusza, że nie sposób dociec czy chce ratować nerkę syna czy raczej poużalać się nad błazenadą terapeutów, na których trafia w swych chaotycznych poczynaniach. Wiele wskazuje na to drugie gdyż nie załączył wyników badań i nie napisał:
– czy dziecko szczepione;
– czy torbiele powstały bezpośrednio po zaszczepieniu;
– w której nerce;
– czym dziecko karmi;
– czy w odżywianiu dominują węglowodany i nasycona glifosatem pszenica;
– na czym polega jego czteroletnie „borykanie się z torbielami w nerce syna”;
– regionu zamieszkania;
– czym się zajmuje;
– czego oczekuje…
Napisał, że „śledzi mnie już od jakiegoś czasu”, ale nie zaznaczył, o którą nerkę chodzi. Czyli nieuważnie śledzi, skoro nie wie o odmiennych rolach każdej z nerek, co ja podkreślam przy różnych okazjach.

Torbiel nerki to jeden z objawów długotrwałego nieradzenia sobie organizmu z nadmiarem toksyn (i tych powstających w organizmie i tych pochodzących z otoczenia), oraz pasożytów i ich metabolitów.

Jeśli dziecko ma wyzdrowieć – co jest możliwe – to rodzice powinni sięgnąć do korzeni choroby. Drogowskazem może być nieoceniona Louise L. Hay. Jej książka: „Możesz uzdrowić swoje życie” jest łatwo dostępna. Polecam ją każdemu, niezależnie z jakimi problemami się zmaga. A tym, którzy pochopnie nie zgadzaliby się z Jej interpretacją psychicznej przyczyny fizycznego problemu przypominam, że tam nie tyle o chorobę chodzi co o jej korzenie.

Ciekawe jak ojciec chorującego dziecka wyobraża sobie moją rolę w pracy z jego dzieckiem, skoro nie wspomina o matce dziecka.

Rozumiem rozczarowania sfrustrowanego ojca, jednakże użyte przez niego sformułowania domagają się sprostowań.

Zapewne większość z czytających zamieszczony tu list skupi się na beznadziei ojca w zmaganiach z… – no właśnie z czym?, systemem?, niekompetencją?, głupotą? Strach pomyśleć jak byście zareagowali gdym do tych pytań dodał jeszcze pytanie: czyją? Postanowiłem więc skierować uwagę czytelników na destrukcję słów, które powodują, że zdania wyglądające na wołanie o pomoc w istocie są samonapędzającą się przepowiednią. Szkoda, że destrukcyjną, kierowaną na beznadzieję, choć mogłaby i powinna być kierowana na wyzdrowienie.

Gdyby te wypowiedzi pozostawić bez echa los dziecka byłby przesądzony. Jeśli uda się potrząsnąć rodzicami szanse na wyzdrowienie dziecka wzrosną. Zapewne moja praca przyda się innym rodzicom i dziadkom. Może z tego, co tu zamieszczę powstaną rozdziały kolejnej książki.

Generalnie wygląda to tak, że albo z tym się żyje albo finalnie nerka się uszkadza i jest do usunięcia…

To kłamstwo, rozpowszechniane by ogłupiać, usypiać czujność, tworzyć klimat strachu i beznadziei. Nie tylko nerkę, ale każdy narząd można długotrwale przeciążać, nadmiernie eksploatować, wyniszczać, aż do całkowitego zniszczenia! Można też zaprzestać destrukcji, chronić, a nawet wspomagać. Przeciążone nadmiarem toksyn nerki dziecka nie radzą sobie w zmaganiach z ich usuwaniem zarówno tych ze szczepionek, jak też tych z pożywienia i otoczenia! Jeśli rodzice zaprzestaną zatruwać dziecko i zaczną odtruwanie, nerka, tak jak każdy narząd, sama zacznie się regenerować!

– …w najgorszych przypadkach przekształca się w nowotwór.

Nieprawdą jest by nerka czy torbiel w nerce przekształcały się w nowotwór! Nowotwory powodowane są przez: trucizny w szczepionkach, trująca pasza, bezprawnie nazywana „żywnością”, trujące farmaceutyki, bezprawnie nazywane „lekami”… Kiedy dojdą do tego trucizny z otoczenia, trucizny z proszków i płynów do prania, płukania i mycia, trucizny z kosmetyków, trucizny z zabawek, trucizny z bielizny, trucizny z mebli, trucizny z otoczenia żaden organizm ich nie wytrzyma. U mało odpornych objawy, najpierw przeciążenia i niewydolności, a później ciężkich chorób pojawiają się w kilka tygodni, u bardziej odpornych w kilka miesięcy lub kilka lat. Zależy to i od ilości i stężenia toksyn i od indywidualnej odporności organizmu. Toksyn przybywa, odporność słabnie, jednakże nie jesteśmy bezsilni. Toksyny można eliminować, a przynajmniej ograniczać, odporność można wzmacniać.

W różnych miejscach, przy różnych okazjach, także w ostatnio wydanym nowym wydaniu książki Brzuch ma rozum, pisałem i mówiłem o nowotworach w kontekście krzemu i krzemionki. Ponadto jest tak wiele mądrych publikacji wyjaśniających, że nowotwory są formą obrony organizmu, że nie będę tu tego wyjaśniał. Jeśli rodzice chcą by dziecko wyzdrowiało niech zainteresują się etiologią choroby. Bardzo często same tylko kąpiele ziołowe przynoszą wyzdrowienie; farmaceutyki nigdy.

 – Niestety w przypadku syna raczej idzie to w tą gorszą stronę.

Idzie w „gorszą” stronę, ponieważ nerki nadal przeciążane nie radzą sobie z nadmiarem toksyn, które nadal je wyniszczają, więc mamy samonapędzającą się przepowiednię. Jeśli rodzice zaprzestaną zatruwać dziecko i zaczną odtruwanie, nerka, i cały organizm samoczynnie zaczną się regenerować! Tak cudownie jesteśmy skonstruowani. I nie jest to kwestia wiary, lecz determinacji.

 – Generalnie można zrobić zabieg laparoskopowy, ale jest to tylko rozwiązanie doraźnie i na jakiś czas.

Chirurgiczne wycinanie nazywa zabiegiem! Chirurgiczne wycinanie nazywa rozwiązaniem!  

 – Szukam pomocy gdzie się da…

Proponuję słowa: „gdzie się da” zastąpić słowami: „kto potrafi”. Zapewne aby naprawić samochód nie szukałby wśród tych, co samochodu z bliska nie widzieli, ani tych, co tylko psują. Cztery lata „zmagań” to wystarczająco dużo by przestawić się z oczekiwań na działanie. Zamiast szukać „gdzie się da” proszę zaprzestać zatruwania, zacząć odtruwanie, poznawać podstawy samouzdrawiania!

– …jak na razie medycyna akademicka jest bezsilna…

O! „jak na razie”! Naiwne oczekiwanie, że może kiedyś! Może nawet wkrótce? Tak bardzo zatruty organizm, że niezdolny myśleć! Przecież nietrudno zauważyć, że medycyna ma inne cele i skutecznie je realizuje. Im dalej od medycyny (nie tylko „akademickiej” lecz każdej) tym więcej zdrowia!

– …jeżeli chodzi o podejście holistyczne też jest z tym problem, bo już kilku homeopatów, zielarzy oraz lekarzy medycyny zintegrowanej nie podjęło się próby leczenia.

OOO! Podejście holistyczne, homeopatia, zielarstwo, lekarze, medycyna zintegrowana w jednym zdaniu! Jak reagować na mylenie znaczenia słów? Proszę tych słów nie używać dopóki nie sprawdzicie w słownikach ich znaczeń!
Co wspólnego ma homeopata i zielarz z holistyką?
A medycyna zintegrowana to jaka? Zintegrowana z czym?
Coraz więcej cwaniaczków miesza gówno z miodem! Naiwni wierzą i ponoszą konsekwencje. W czym te zintegrowane twory miałyby być lepsze od czystego miodu? Dlaczego tak łatwo rozpowszechniane są złudzenia, kłamstwa, fałszerstwa, a tak trudno przedrzeć się rzetelnej wiedzy i prawdzie? Bo tak wielu naiwnych za mieszaninę gówna z miodem dużo płaci, a czystego miodu nie docenia!

 – ..Śledzę pana już od jakiegoś czasu, więc postanowiłem napisać…

Skoro mnie śledzi to z internetem jest obeznany i wie, że strony są tym wyżej pozycjonowane im więcej mają komentarzy… Nie dzieli się refleksjami, opiniami, nie podaje co chciałby tu znaleźć… Napisał na prywatną skrzynkę e-mailową i wyłącznie o swoim problemie. Nie pisał komentarzy pod żadnym z moich artykułów. Dlaczego? Żeby inni nie skorzystali? Chce tylko brać, nie dając nic od siebie? Nawet pijawki za wypitą krew płacą prozdrowotną hirudyną.

Jak traktować tak postępujących? I jak funkcjonować wśród tak postępujących? Przed laty szukałem masażysty, który czasem przyjeżdżał do mojego miasta i przyjmował w prywatnym domu. Miał stałych pacjentów, więc nie było reklam ani ogłoszeń. Wiedziałem przy jakiej ulicy przyjmował, ale nie wiedziałem w którym domu. Widziałem matki z dziećmi w wózkach wracające od tego masażysty. Kiedy je pytałem mówiły, że on już nie żyje. Nie chciały żeby innym też pomógł! W miesięczniku Posłaniec Serca Jezusowego opublikowałem artykuł na temat takich postaw. Sięgnijcie do tego artykułu. Rok 1995, numer kwietniowy, strona 20, tytuł: „Bezsens nienawiści”.

Temu, kto przyśle mi foto artykułu i okładki oferuję do wyboru: moją książkę, moją mąkę z orkiszu, moją kaszę z orkiszu, moją mieszankę ziół na dowolny problem.

– …są ludzie, którym udało się pozbyć torbieli, jednak metody i zioła, które stosowali niosą ze sobą spore ryzyko zwłaszcza przy małych dzieciach…

Jak reagować na zestawienie w jednym zdaniu faktów z bzdurami? Ja wielokrotnie rozpuszczałem i zabliźniałem torbiele w różnych narządach, także w nerkach, także u małych dzieci. Nie używałem do tego żadnych ziół, nie stosowałem żadnych metod. Czasami masowałem stopki, czasami także plecki, czasami całe ciało. A ponieważ toksyn przybywa w zastraszającym tempie promuję wspomaganie ziołowymi kąpielami oczyszczającymi. Nie zwalnia to od wyboru do odżywiania, ubioru, higieny, zabawy produktów jak najmniej trujących.

Jakie ryzyko niesie „metoda” zastępowania:
– toksycznych klocków plastikowych – drewnianymi,
– toksycznej bielizny syntetycznej – lnianą,
– kaszki z genetycznie modyfikowanej pszenicznej hybrydy wielokrotnie nasycanej trującym glifosatem i innymi syntetycznymi truciznami, które dla usypiania naszej czujności nazywane są herbicydami, fungicydami, desykantami… (od chwastów, pasożytów, grzybów, wylegania, skracania źdźbła, dosuszania ) z chemicznymi polepszaczami smaku i trwałości – kaszą z orkiszu dawnej odmiany, uprawianego w zgodzie z Naturą, bez chemii.

 – …sam takiego leczenia bał bym się podjąć…

Jak pomóc komuś, kto boi się zastąpić klocków plastikowych drewnianymi, bielizny syntetycznej lnianą, trującej kaszki z przemysłowej pszenicznej hybrydy zdrową kaszą z orkiszu dawnej odmiany, uprawianego z miłością i w zgodzie z Naturą? Przypomnę więc sentencję z mojej ulotki „Boża Apteka”: Kto nie dba o odżywianie temu medycyna nie pomoże, a kto dba o odżywianie temu medycyna niepotrzebna!

Nie bał się trujących, wyniszczających, śmiertelnych szczepionek, nie boi się „leków”, zazwyczaj syntetycznych i trujących, nie bał się homeopatów i lekarzy… Jak pomóc komuś, kto tkwi w niewoli przez siebie tworzonych zlepków bzdur, fanaberii, głupoty?

 – …liczę, że ktoś z tak dużym doświadczeniem jak pan byłby w stanie pomóc, póki nerka jest jeszcze sprawna.

Jak wyjaśnić uwikłanemu w takie poplątanie, że nikt na świecie, nawet sam Bóg, nie napadnie na jego dom by powymieniać plastikowe zabawki na drewniane, syntetyczną bieliznę na naturalną, trującą przemysłową paszę na zdrowotną naturalną kaszę, rodziców bojących się dobra i siejących destrukcję na roztropnych i rozsądnych? Jak wyjaśnić, że nikt, nawet sam Bóg, nie będzie kąpał, głaskał, karmił, błogosławił jego dziecka? Jak wyjaśnić, że słowami „generalnie”, „finalnie” wprowadza negatywny program?

Chcecie by to dziecko wyzdrowiało?

To wykradnijcie je na miesiąc. W tym czasie:
– co drugi dzień wykąpiemy je w maceracie ziół przeze mnie zbieranych i przeze mnie przygotowywanym;
– codziennie będziemy je karmić moją kaszą przyrządzaną na różne sposoby, przy czym ja także będę jadł to samo, co również i wszystkim proponuję;
– bawić się będzie zabawkami drewnianymi;
– bieliznę będzie nosić z lnu, konopi, wełny;
– spać będzie pod pościelą lnianą, konopną, wełnianą;
– nauczę je masażu, akupresury, przyrządzania posiłków leczniczych, myślenia i mówienia programujących zdrowie i dobro, by mogło edukować rodziców i rówieśników, by także zdrowieli bez leków i bez lekarzy.

Po miesiącu oddacie dziecko bez torbieli w nerce.

Czy długo pozostanie zdrowe? Jeśli wróci do skażonego środowiska, trujących plastikowych zabawek, syntetycznej bielizny, przemysłowej paszy, rodziców, którzy nie będą ani kąpać ani masować, ani uczyć się od dziecka, to dwa lata. Jeśli zostanie zaszczepione kolejnym zestawem trucizn to tylko do tego dnia.

Czy warto angażować się w projekt, którego rezultat może być tak krótkotrwały? Czy dla dziecka warto niech zadecydują rodzice. Wy zadecydujcie za siebie dla siebie. Możecie doświadczyć cudu uzdrowienia w jeden miesiąc, a może nawet krócej. I do tego bez leków.

A co jak się nie uda w miesiąc? Kto poznał przypadek mojego przyjaciela przygotowywanego do wycięcia części żołądka i dwunastnicy takiego pytania nie zada.  Owrzodzenia wygojone w trzy dni potrawą mocno ziołową i skrzynką kasztanów. Wątpiącym proponuję zawarcie umowy notarialnej.

Ponieważ działałbym pod presją dodam margines błędu – miesiąc i 50 % poprawy. Czyli jeśli w 60 dni poprawa będzie mniejsza niż 50 % to każdemu z Was wypłacę po 100 złotych za każdy następny dzień. Jednakże jeśli poprawa będzie przed 60 dniem to każdy z Was wypłaci mi podwójnie za każdy „zaoszczędzony” dzień, a jeśli poprawa będzie przed 30 dniem to poczwórnie za każdy „zaoszczędzony” dzień. Policzcie ile mógłbym zarobić.

Liczcie dalej bo ja będę starał się osiągnąć zupełne zniknięcie torbieli w nerce i wygojenia śladów po niej, więc umowa powinna zapewniać dodatkowe 2 zł za każdy dodatkowy 1 % ponad deklarowane 50 %.

A co jeśli 100 procentowe wygojenie torbieli w nerce osiągnę w 21 dni? A jeśli w 14 dni?  Liczycie dni przedterminowe razy te nędzne złotówki za każdy dzień ponad program? To wyjaśniam, że Waszych pieniędzy nie przyjmę, bo są obciążone Waszymi emocjami, mogłyby tylko szkodzić! Oddaję je Wam abyście przeznaczyli je na Wasze wakacje. Już zacznijcie snuć marzenia, ale pamiętajcie, że to odpowiedzialne, bo… marzenia się spełniają! „Dreams come true” powiedziało dziecko na widok domu swoich marzeń. Dostałem zlecenie taki napis wyciąć w płytce podłogowej, po której odtąd stąpają i domownicy i goście przekraczając próg tamtego domu. Wy też możecie mieć taki napis. Nie musi być na płytce podłogowej, może być na ścianie, a jeśli chcecie by nikt go nie zobaczył to niech będzie w… głowie. Sprawdźcie jak działa i napiszcie o swoim doświadczeniu.

Po tej dygresji wróćmy do Waszych bogatych wakacji. Czy zgadzacie się na nie? Napiszcie, bo wydaje mi się, że wielu je odrzuca. Dlaczego? Właśnie o tym napisałem w Posłańcu Serca Jezusowego. Żebym ja nie miał bogatszych. Wyłup mi jedno oko, aby sąsiad stracił oba oczy żądał od anioła gospodarz, któremu anioł oferował wszystko, czego zapragnie, pod warunkiem, że sąsiad dostanie to samo w dwójnasób.

A może jednak znajdzie się ktoś, kto zapragnie doświadczyć cudu uzdrowienia dziecka bez leków? Czy to możliwe? Błędne pytanie! W pytaniu nie powinno być „czy” lecz „jak”. Więc jak to możliwe? Kto bardziej uważnie mnie „obserwuje” już wie, że są choroby z niedoboru (np. anemia, szkorbut), jednakże dziś dominują choroby z nadmiaru (pasożytów, toksyn, śluzu, flegmy, wapnia…). Niedobory można uzupełnić.  Tu jednak mamy głównie nadmiary, więc zdrowienie zacznie się wraz z ich eliminowaniem.  Oczywiście trochę to upraszczam, bowiem oprócz nadmiaru toksyn mamy tu także niedobory, chociażby krzemu, ale to uzupełnią wspomniane kąpiele.

Naprawdę łatwiej uporać się z torbielami w nerce dziecka niż z destrukcyjnym myśleniem rodzica.

Jeśli komuś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych spodobałaby się prezentowana tu Wiedza wyślij mu SMS lub e-mail z zaproszeniem do tej witryny: www.ambasadorzdrowia.pl

Czy „leki” obniżające ciśnienie krwi i cholesterol mają sens? [59]

Wiele osób boryka się z wysokim poziomem cholesterolu i wysokim ciśnieniem krwi. O ile cholesterol jest naturalnym lekiem wytwarzanym przez organizm, to nadciśnienie często prowadzi do zawału serca.

Spożywanie nazywanych „lekami” syntetycznych farmaceutyków powoduje liczne efekty nazywane ubocznymi, choć wiele wskazuje na to, że są zamierzonymi. Coraz więcej osób stosujących farmakologiczne „leki” przekonuje się boleśnie, że one nie leczą lecz kaleczą. Jednym trudno pogodzić się z faktem, że w sposób zamierzony komponowane są tak, by wywoływały kolejne schorzenia. Inni chcieliby coś naturalnego, skutecznego i bezpiecznego, ale nie wiedzą gdzie szukać. Natura jest pełna środków skutecznych zarówno w wysokim poziomie cholesterolu jak i w nadciśnieniu tętniczym.

Przedstawiona tu mikstura pomaga nie tylko na te i podobne problemy, ale również odwraca szkody powodowane przez farmaceutyki.

 Składniki:

  • Szklanka soku z cytryny
  • Ząbek startego czosnku
  • Mały kawałek startego imbiru (2 cm)
  • Łyżka octu jabłkowego
  • Łyżeczka miodu

Przygotowanie:

Połącz wszystkie składniki i ukręć na jednorodną miksturę. Można ją przechowywać w lodówce do 5 dni. Jednakże przygotowanie jest łatwe i nie pochłania wiele czasu, więc najlepiej codziennie sporządzać świeżą.

Stosowanie:

Zjadaj po łyżeczce dwa razy dziennie – raz przed śniadaniem i jeszcze raz przed kolacją. W krótkim czasie wysokie ciśnienie krwi i poziom cholesterolu zaczną się normalizować. Ten środek zapewnia również wiele innych korzyści zdrowotnych, m.in.:

    • dostarcza mnóstwo witamin i innych składników odżywczych;
    • wzmacnia system immunologiczny;
    • zapobiega chorobom wirusowym;
    • zapewnia antyoksydanty zapobiegające uszkodzeniom przez wolne rodniki;
    • jest korzystny i skuteczny w zapobieganiu i zwalczaniu nowotworów;
    • dostarcza energii;
    • rewitalizuje organizm…

    Jeśli komuś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych spodobałaby się prezentowana tu wiedza wyślij mu SMS lub e-mail z zaproszeniem tej witryny: www.ambasadorzdrowia.pl

Hemoroidy i wrzody żołądka [57]

27 czerwca br. Tomasz napisał: Witam serdecznie mam problem z hemoroidami od długiego czasu, ostatnio nasilił się. Hemoroidy krwawią, a czasem puchną po dłuższym chodzeniu albo podczas ćwiczeń. Lekarze wiadomo nie są w stanie pomóc, zapisują maści i tabletki, które nie pomagają, proponują żebym poszedł do chirurga na konsultacje, ale wiadomo, że mogą mi zaproponować zabieg, którego nie chcę. Proszę o rade i pomoc z. p T. S…

Moja odpowiedź: Hemoroidy mają różne przyczyny. Jeśli problem pochodzi z kręgosłupa to zapraszam do Sztuki Dobrego Życia w Łodzi. Można umówić wygodną godzinę, będę tam od… do późna, oraz ….

Wg Louise L. Hay prawdopodobną przyczyną hemoroidów są: obawa przed tym, że nie zdąży się w terminie; złość z powodu przeszłości; obawa przed odpuszczeniem przeszłości. Poczucie obarczenia.

Jeśli tworzysz te obawy, złości, poczucia to również możesz uwolnić wszystko, co nie jest miłością i zrozumieć, że jest czas i miejsce na wszystko co zamierzasz zrobić.

Mogę sprowadzić z … czopki z rokitnika. Te łatwo dostępne mają bardo mało rokitnika i bardzo dużo byle jakiego nośnika.

Jest wiele sposobów pomocnych w podobnych problemach, ale trudniejszych do zastosowania od tych, które podaję.

1 lipca br. Tomasz napisał: Witam bardzo dziękuję za odpowiedz chętnie skorzystam z pana rad, ale czy możliwe jest spotkanie z panem, ja mieszkam w S… wydaje mi się, że mój problem jest w psychice. Serdecznie pozdrawiam i dziękuje za pomoc. Jaka jest możliwość spotkania?
z wyrazami szacunku TOMASZ

Moja odpowiedź: Telefon do Sztuki Dobrego Życia… Będę tam… Do tego czasu proszę wykorzystywać dar kąpieli krzemionkowych, kasz krzemionkowych, ziół krzemionkowych.

Na psychikę, system nerwowy, wzmocnienie, relaks mam wyciąg z kiełków owsa (w Polsce niedostępny). Pije się po 10 kropli, więc może wystarczyć przy profilaktycznym stosowaniu na trzy miesiące. Jeśli rzeczywiście potrzebujesz to mogę wysłać. Proszę pamiętać, że wyjątkowo, bo ja niczego nie wysyłam nikomu.

21 września br. Tomasz napisał: Witam serdecznie Panie Edwardzie jak można wyleczyć wrzody żołądka, odnowiły mi się po ośmiu latach, dziękuję serdecznie za pomoc, pozdrawiam 

Moja odpowiedź: Pytasz o leczenie, więc pomyliłeś adres, bowiem ja nie jestem lekarzem, nie leczę, nie udzielam porad medycznych, ani paramedycznych. Nawet staram się, na ile to możliwe, nie używać słów związanych z medycyną, medykami, medykamentami, poza tymi wyjątkami, kiedy pokazuję ich bezsens, obłudę, plugawość.

Niedawno pytałeś o hemoroidy, które także są wrzodami i też na tym samym układzie pokarmowym, tyle, że na jego końcu, podczas gdy żołądkowe są w jego środku. Wówczas proponowałem najlepszy w świecie produkt, jakim jest wyciąg z kiełków owsa. Wzmocniłby psychikę, ułatwiłby funkcjonowanie, na długo chroniłby przed wrzodami żołądka. Polecałem też książkę Louise L. Hay, z której mógłbyś poznać i zrozumieć psychiczne źródła fizycznych problemów oraz poznać wzorce myślowe uwalniające od nich.

Naturalne recepty na oba problemy i wiele innych znajdziesz w moich książkach. Kilka jest dostępnych w Sztuce Dobrego Życia. Szczególnie polecam:
Podróż ku zdrowiu z kapuścianym panaceum
oraz
Brzuch ma rozum.

Według Louise L Hay choroby żołądka powodowane są przerażeniem, obawą przed nowym, niezdolnością do asymilacji  tego, co nowe. Natomiast wrzody żołądka powodowane są lękami, przekonaniem, że nie jest się dość dobrym, pragnieniem przypodobania się.

Jeśli nie wykorzystałeś żadnej z moich sugestii i nadal jadasz produkty zawierające pszenicę i Roundup/glifosat oraz paskudztwa, które wyniszczają twój układ pokarmowy i cały organizm, jeśli zamiast trawienia zachodzi tam gnicie i fermentacja to nikt na świecie nie uwolni Cię od Twoich problemów. Jeśli lekceważysz kąpiele z ziół bogatych w krzemionkę, które najskuteczniej oczyszczają i uodparniają, jeśli lekceważysz lecznicze kasze z dawnej odmiany orkiszu niemodyfikowanego i uprawianego naturalnie, które oczyszczają i goją układ pokarmowy to jedynym rozsądnym i skutecznym „zabiegiem” byłoby zabrać ci buty i poszczuć cię psem. Podczas ucieczki miałbyś darmowy masaż receptorów, stóp, głębokie oddychanie wprawiałoby w ruch przeponę, która masowałaby narządy układu pokarmowego, a wraz z potem wydalałbyś toksyny… Same dobrodziejstwa takiej terapii i co najważniejsze całkiem darmo.

Z najlepszymi życzeniami wszelkiej pomyślności
Ambasador Zdrowia – Władysław Edward Kostkowski

Kiedy i gdzie bywam podaję w zakładce: „Spotkajmy się”.

Zdrowie z beczki [56]

Najlepsze i najtańsze probiotyki i prebiotyki możemy mieć z kiszonej kapusty. A ściślej z jej kwasu, niepoprawnie nazywanego sokiem.

Dlaczego napisałem „możemy mieć”, a nie napisałem „mamy”? Przecież kapusta kiszona, jaką pamiętamy z dzieciństwa była najlepszym, najbogatszym i najtańszym źródłem tego czegoś, co dziś uczenie nazywamy probiotykami. Czy już nie jest? Co się zmieniło?

Dawniej nie znaliśmy słów: probiotyk, prebiotyk, a kapustę kiszoną jadało się. Po prostu. Często. W każdym domu. Nie dla jakichś tajemniczych substancji czy modnie brzmiących słów. Dla smaku. Zdrowie utrzymywało się niejako przy okazji. Nikt nie zastanawiał się co i w jakim stopniu zawdzięcza kiszonej kapuście.

Do niedawna kapusta kisła samoczynnie. W beczkach drewnianych. Innych nie było. Kiśnięcie trwało tygodniami (zależnie od temperatury). Było procesem fermentacji. Kapustę ubijano w beczkach drewnianym tłuczkiem albo udeptywaniem, a potem codziennie dziurawiono kołkiem, aby wychodziły gazy powstające podczas kiśnięcia. Kiszoną kapustę jadało się od jesieni, przez zimę, przednówek, wiosnę, aż do lata.

Dziś jest zupełnie inaczej. Współczesna kapusta zakwaszana syntetyczną chemią, niezasłużenie nazywana „kiszoną”, produkowana jest zazwyczaj w betonowych silosach, wewnątrz pokrytych smołą, a na mniejszą skalę w beczkach z tworzyw sztucznych. Jeśli jeszcze zachowały się gdzieś beczki drewniane to wyścielane są foliowymi workami. To nie jedyne sprzeniewierzenia przeciw kapuście, bowiem obecnie produkt niezasłużenie nazywany „kapustą kiszoną” powstaje w jeden dzień! W wyniku zakwaszenia kwasem syntetycznym. Nie jest to kapusta kiszona lecz kwaszona. UE myli słowa: kiszona z kwaszona i traktuje je tożsamo. Takimi manipulacjami usypia naszą czujność.

Byłem świadkiem rozmowy handlarza, który handlował kapustą kwaszoną z ogrodnikiem, który handlował kapustą kiszoną. Ogrodnik klientkom zawiedzionym brakiem jego kapusty (którą znały i ceniły) mówił, że nową partię będzie miał za dwa tygodnie, bo aktualnie kiśnie. Gdy odeszły handlarz powiedział do ogrodnika: jesteś głupi, że tak długo czekasz na ukiśnięcie; ja w sobotę szatkowałem, a dziś mamy poniedziałek i już ją sprzedaję; wsypuję kwas w proszku i w jeden dzień mam ukwaszoną, gotową do sprzedaży.

Jak to możliwe? Kapusta ogrodnika kiśnie w procesie fermentacji pod wpływem bakterii kwasu mlekowego, nazywanych probiotycznymi. Ten proces trwa kilka tygodni. Kapusta handlarza nie kiśnie, on kapustę zakwasza syntetycznym kwasem. Powstaje w jeden dzień. Taki produkt nie daje zdrowia, lecz je odbiera, podobnie jak większość współczesnych przemysłowych, niezasłużenie nazywanych żywnością.

Brr, jeśli bazarowy handlarz zakwasza kapustę syntetycznym kwasem, to strach pomyśleć jak groźniejszą chemią zakwaszają przemysłowcy. Jeśli jadasz kapustę zakwaszaną syntetycznym kwasem w proszku to przynajmniej bądź choć tyle uczciwa/y by nie nazywać jej kiszoną.

Lekarz czy handlarz?

Znany z coraz bardziej nachalnych newsleterów doktor D.[1] straszy, że nadchodzi sezon przeziębień i gryp, że niektóry już mają objawy grypy lub przeziębienia. Napisał: „trzeba działać”, a działaniem ma być dostarczenie organizmowi jak najwięcej cennych składników, które wspomogą odporność w tym trudnym czasie.

Zapewne doktor D. o swój samochód dba codziennie, a nie dopiero po wypadku. Zatem dlaczego nam o zdrowie nie poleca dbać codziennie, lecz dopiero gdy je tracimy ratować je jego kapsułkami?

Powinniśmy i możemy cieszyć się zdrowiem niezależnie od pory roku i sezonów chorobowych. Możemy to osiągnąć dzięki kapuście.

Dalej doktor D. pod wyzywającym tytułem: „Udowodnione działanie przeciwnowotworowe” napisał: Badania epidemiologiczne potwierdziły, że spożywanie żywności pochodzenia roślinnego, szczególnie warzyw krzyżowych (w tym kapusty), obniża ryzyko zachorowania na nowotwory piersi, jelita grubego czy płuc.

Panie doktorze D.! Toż pan nie wie, że to, co obniża ryzyko zachorowania na wymienione choróbska obniża też ryzyko zachorowania na wszystkie inne niewymienione? Toż w starożytnym Rzymie kapustę uważano za panaceum na wszelkie choroby! Toż Cenzor Katon twierdził, że dzięki kapuście Rzymianie przeżyli sześć wieków bez lekarzy! Toż wczesne ludy Egiptu w dowód uznania kapuście wystawiły świątynię! I to wszystko bez badań epidemiologicznych!

Doktor D. napisał: Kiszona kapusta zawiera też więcej przeciwutleniaczy niż surowa. Warto ją dodać, kiedy gotujemy potrawy z kapusty, ponieważ ma działanie ochronne na utlenianie tłuszczów.

Panie doktorze D! Tak robiły nasze matki, babki, prababki, praprababki…, tak robiliśmy od stuleci, a może nawet tysiącleci, nie znając słowa „przeciwutleniacze”. Jadając kiszoną kapustę dbaliśmy o zdrowie niejako samoczynnie, przy okazji.

Pod kolejnym wyzywającym tytułem: Naturalny probiotyk i prebiotyk doktor D. napisał: Sok z kiszonej kapusty to naturalny probiotyk i prebiotyk (zawiera rozpuszczalny błonnik). Powinien znaleźć się w diecie każdego, kto dba o swoje zdrowie.

Uparcie doktor D. myli sok z kwasem, ale czytam dalej: Sok z kiszonej kapusty ma tę przewagę nad świeżą, że dodatkowo, oprócz cennych witamin, zawiera probiotyczne bakterie Lactobacillus, które wzmacniają nasze jelita. Do tego ma niższy indeks glikemiczny niż surowa postać tego warzywa. To ważna informacja, szczególnie dla tych, dla których zawartość cukru ma znaczenie. Kiszonki są jak balsam dla naszych jelit. Otulają ich ścianki i regulują kwasowość żołądka. Wpływają też pozytywnie na wydzielanie enzymów trawiennych, dlatego polecane są szczególnie dla osób, które borykają się z problemami żołądka, takimi jak biegunki czy zaparcia.

Doktor D., uparcie myląc sok z kwasem, wymienia też inne korzyści prozdrowotne tego, co nazywa „sokiem” z kiszonej kapusty: Zapobiega wytwarzaniu się gazów w żołądku; Likwiduje zgagę i wzdęcia; Jest doskonałym źródłem wapnia, potasu, witaminy C i związków selenu; Oczyszcza przewód pokarmowy z bakterii gnilnych, co powoduje rozwój dobrych bakterii jelitowych.

Czy to dużo? Kiedy doktor Górnicka wymieniła sto chorób, które leczy kapusta, ja wymieniam dwieście. Ale zobaczmy do czego doktor D. zmierza, nazwał to „dobrą alternatywą”. Ułatwieniem dla osób, które nie lubią smaku kiszonek, lub po prostu nie mają czasu na kiszenie kapusty, jest sok z kiszonej kapusty zamknięty w kapsułce. Oczywiście to zdanie jest linkiem kierującym do formularza zamówień! A dalej swoje kapsułki nazywa: „doskonały sposób na zadbanie o swoje zdrowie”.

Doktor D. zachęca: Teraz już nie musisz jeść ogromnych ilości kapusty kiszonej, aby cieszyć się zdrowiem. Specjalnie dla Ciebie przygotowaliśmy kapsułki, które: są wygodne w przyjmowaniu; możesz mieć je zawsze pod ręką, niezależnie gdzie się znajdujesz (w pracy, na wakacjach); mają naturalny skład; nie zawierają chemii; nie zawierają słodzików; są odpowiednie dla wegan.

Mam nadzieję, że czytelnicy zauważyli, że doktor D. nie jest lekarzem, lecz sprytnym handlarzem. Handluje kapsułkami i zachęca do ich kupowania. Ja natomiast pozostawiam czytelnikom wolną wolę. Możecie kupować kapsułki i żyć złudzeniami oraz rozczarowaniem, albo często jadać kapustę. I świeżą i kiszoną (w procesie fermentacji pod wpływem bakterii probiotycznych), jednocześnie unikając tego, co pryskane syntetyczną chemią i zakwaszane syntetyczną chemią.

Nie macie skąd wziąć gwarantowanej kapusty? Mam na tyle by dzielić się z przyjaciółmi. W przeciwieństwie  do nasyconych chemią ze sklepów i bazarów jest to naturalnie uprawiana i naturalnie kiszona dawna polska odmiana „Sława”.

A kto chce poznać jakie jeszcze dobrodziejstwa niesie ze sobą kapusta  i inne warzywa kapustne i jak je wykorzystać znajdzie to w mojej książce: Podróż ku zdrowiu z kapuścianym panaceum. Jest tam wiele prawd kapuścianych, a także kapuściane przepisy zdrowia i urody. Możemy cieszyć się zdrowiem bez kapsułek!

Czegóż więc Wam życzyć? Zdrowia nie życzę, bo o zdrowie trzeba dbać, pieniędzy nie życzę, bo na nie trzeba pracować. Życzę więc ROZSĄDKU! Sprawdźcie jak łatwo poprawić stan zdrowia zamieniając trujące przemysłowe pasze na prozdrowotne kasze, uzupełniając je zdrowotną kapustą, niespryskiwaną chemikaliami i nie zakwaszaną chemikaliami!

[1] Dlaczego nie podaję nazwiska doktora lecz pierwszą literę jego nazwiska z kropką? Bo tak zwyczajowo przedstawia się przestępców.

Jeśli komuś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych spodobałaby się prezentowana tu wiedza wyślij mu SMS-em lub e-mailem adres tej witryny: www.ambasadorzdrowia.pl

Prastara odmiana orkiszu nie jest pszenicą [55]

Fragment książki: „Brzuch ma rozum. Odchudzanie zagraża zdrowiu”.

Z Pisma Świętego, uznawanego za najstarszą księgę świata wynika, że prastara odmiana orkiszu nie mogła być pszenicą, bowiem w niżej przytoczonych wersetach słowa pszenica i orkisz występują w takim zestawieniu, iż niemożliwym by była ich jednoznaczność.

Księga Wyjścia (Druga Księga Mojżeszowa) 9, 32: Ale pszenica i orkisz nie pokładły się, bo są późniejsze.

Księga Izajasza 28. 25: Czy nie sieje pszenicy, zboża[1], jęczmienia i prosa, wreszcie orkiszu po brzegach?

Księga Ezechiela 4, 9: Weź sobie pszenicy i jęczmienia, bobu i soczewicy, prosa i orkiszu: włóż je do tego samego naczynia i przygotuj sobie z tego chleb.

Kłosy, kłoski, ziarniaki

Orkisz występuje w formie ozimej i jarej, ale w uprawie dominuje ozimy.

Orkisz jest złoty, kłosy ma płaskie, ziarniaki ułożone w dwóch rzędach naprzeciw siebie. Współczesne pszenice są szare, kłosy mają pękate, ziarniaki ułożone wokół w czterech i sześciu rzędach.

Kłosy orkiszu są twarde (ościste lub bezostne), luźne z dużymi prześwitami miedzy kłoskami. W jednym kłosku może być jeden ziarniak, dość często są dwa ziarniaki, a zdarzają się też kłoski z trzema ziarniakami. Kłoski orkiszu są dwukwiatowe, a otaczające je twarde plewy i plewki przylegają do ziarniaków tak ściśle, że nie omłacają się. W zbiorniku kombajnu zamiast spodziewanego ziarna mamy połamane fragmenty kłosów, więc niezbędny jest dodatkowy zabieg obłuszczenia.

Źdźbła orkiszu są długie, więc zasiew zbyt rzadki lub zbyt gęsty, a także wysokie dawki azotu sprzyjają wyleganiu. Ta niedomoga wynika z błędów uprawy; aby ich nie popełniać trzeba wiedzieć, że orkisz ma mniejsze zapotrzebowanie na azot i lepiej wykorzystuje składniki pokarmowe.

Orkisz chroni Natura, nie potrzebuje chemii syntetycznej

Orkisz – podobnie jak wszystkie dawne zboża – jest wysoki, a wysokie zboża wytłumiają chwasty, więc nie potrzebują herbicydów. Współczesne pszenice są niskie, przegrywają z chwastami konkurencję o światło, więc chwasty w niskich zbożach zwalczane są opryskami z trującej chemii.

Walory zdrowotne dawnego orkiszu

Ziarno orkiszu zawiera dużo białka, więcej niż pszenica zwyczajna (13-17 %), a białko orkiszowe ma wyższą strawność i jakość biologiczną. Ponadto zawiera dużo węglowodanów, nienasyconych kwasów tłuszczowych, witamin A, E, D oraz B1, B2, PP i składników mineralnych: fosforu, żelaza, potasu, wapnia, cynku, a także miedź, mangan, kobalt. Wysoki poziom kwasu krzemowego wzmacnia aktywność mózgu i koncentrację oraz korzystnie wpływa na skórę, włosy, paznokcie.

W dobie wszędobylskich skażeń orkisz szczególnie ważny jest także jako źródło krzemu – pierwiastka młodości, elastyczności, długowieczności – dziś niezbędnego także dla odtruwania organizmu.[2]

Chleb z orkiszu ma znakomity smak, silny zapach chlebowy, długo utrzymuje świeżość.

Słoma

Pszenice od lat modyfikowano i nadal są modyfikowane w przeróżnych celach, nie tylko dla zwiększenia plonów. Także dla większej zawartości glutenu. Także po to, by były niskie, czyli dawały jak najmniej słomy. Nowoczesne gospodarstwa nie chcą słomy, ponieważ nie umieją jej wykorzystywać.

Niegdyś słomę wykorzystywano w wielu dziedzinach życia, np. – pokrycia dachów (strzechy), – ocieplanie ścian, – ogacanie drzew (chochoły), – wypełnienia sienników, – maty ocieplające inspekty, – karmienie zwierząt (w formie sieczki), – podściółkę w hodowli zwierząt, – ozdoby, zabawki, ule, obuwie, – nadmiar oraz zużytą na kompost.

Obecnie nie wykorzystuje się słomy, a pozostała po wymłóceniu traktowana jest jak zbędny balast.

Dawna słoma była złocista, pachniała Naturą, długo zachowywała świeżość. Współczesna słoma jest szarobrunatna, śmierdzi trująca chemią, szybko się psuje.

Dojrzewanie w Słońcu

Dawne zboża po skoszeniu dosychały w Słońcu. Pod wpływem promieni słonecznych w roślinach zachodzą procesy dojrzewania i nasycania światłem. Wiele cennych składników powstaje w roślinach i przechodzi do owoców i nasion w ostatnich chwilach dojrzewania w Słońcu. Owoce i nasiona roślin dojrzewających w słońcu służą zdrowiu. Dotyczy to wszystkich roślin.

Żeby nie być posądzonym o fanatyzm orkiszowy pokażę to na przykładzie ananasów. Ananasy dojrzewające w Słońcu są bogate w enzymy o wspólnej nazwie bromelaina. Te związki przechodzą do owoców z łodyg w ostatniej fazie dojrzewania.

Ananasy dojrzewające w Słońcu mają właściwości prozdrowotne i lecznicze, pomocne m.in. w: problemach trawiennych, urazach sportowych, zapaleniu żył, zapaleniu zatok, gojeniu po zabiegach chirurgicznych…

Ananasy sprowadzane na masową skalę zerwano niedojrzałe i „dochodziły” w transporcie, kiedy owoce nie miały już kontaktu z rośliną, dlatego nie zawierają bromelainy i nie mają właściwości prozdrowotnych, a tym bardziej leczniczych. Ten mechanizm dotyczy wszystkich roślin.

Zasuszanie chemiczne

Współczesne zboża tuż przed zbiorem zasuszane są opryskami z trującego glifosatu, który zabija życie roślin powodując ich usychanie. Dlatego ziarna współczesnych zbóż są chorobotwórcze.[3]

Jadanie produktów z modyfikowanej pszenicy zasuszanej trującą chemią jest nie tylko nierozsądne, jest wręcz głupotą!

W następnym rozdziale wspominam o badaniach Uniwersytetu w Caen (Francja). Ten najbardziej powszechny herbicyd, w stężeniu nawet 800 razy mniejszym niż występuje w genetycznie modyfikowanych organizmach zabija komórki ludzkie w 2-3 dni.

Roundup / glifosat

Najbardziej rozpowszechnioną trucizną stosowaną do zwalczania chwa­stów jest Roundup. Ta trucizna powszechnie i chętnie wykorzystywana jest także do zasuszania zbóż na polu. Roundup to nazwa handlowa jednego herbicydu zawierającego glifosat, ale substancją czynną jest glifosatu. W sprzedaży jest wiele herbicydów zawierających glifosat i silnie trujących. Na liście Ministerstwa Rolnic­twa jest ponad 80 środków z glifosatem. Roundup Ultra 170 SL zawiera 170 g glifosatu, najczęściej jednak w środkach jest 360 g glifosatu, ale są herbicydy zawierające 450, 480, 490 g glifosatu, a Roundup Max 2 zawiera 680 g glifosatu.

Są też środki bazujące na kilku substancjach trujących także w połączeniu z glifosatem.[4]

Niektórzy chełpiąc się, że nie używają Roundupu stosują równie trujące paskudztwa zawierające glifosat.

Nazywanie trucizn „środkami ochrony” usypia naszą czujność. Trucizny nie chronią, lecz zabijają. Czy odcinanie ludziom poszczególnych części ciała też nazwalibyśmy ochroną przed bólem i zachorowaniem?

Już kilkanaście lat temu w Uniwersytecie w Caen, w północnej Francji, badano wpływ Roundupu na zdrowie. Okazało się, że ten najbardziej powszechny herbicyd, w bardzo małym stężeniu, nawet 800 razy mniejszym niż występuje w genetycznie modyfikowanych organizmach zabija komórki człowieka w 2-3 dni.

W jeszcze mniejszym stężeniu zaburza system hormonalny, blokując wydzielanie hormonów płciowych w komórkach, jak też ich działanie w komórkach. Hormony te mają kluczowe znaczenie dla płodu ludzkiego; bez nich nie jest możliwe ukształtowanie się narządów płciowych no­worodka. Roundup zaburza przebieg ciąży i powoduje poronienia.

Ponadto herbicyd ten zaburza przyswajanie w jelitach tryptofanu – ami­nokwasu odpowiedzialnego za produkcję serotoniny. Serotonina reguluje poziom cukru, insuliny i tzw. czynnika IGF-1, który odpowiada za produkcję nowych neuronów w ciele.

Gdy neurony są niszczone przez  zanieczyszczenia, stresy, złe diety to ów IGF-1 zapewnia nowe neurony. Gdy nie działa poprawnie powstają: autyzm, demencje, depresje, zaniki pamięci, niezdolność zapamiętywania, otyłość, cukrzyca, nietolerancja glutenu, celiakia, poronienia, bezpłodność, zburzenia rozwoju kości, kandydozy, grzybice, nowotwory, raki…

Na żadnym wyrobie nie ma informacji, że w procesie produkcji stosowano Roundup/glifosat i że nie jest on biodegradowalny.

Jak rozpoznać prawdziwy orkisz

Aby mieć pewność czy mamy do czynienia z dawnym prozdrowotnym orkiszem czy nazywaną orkiszem współczesną trującą pszenicą trzeba znać odmianę i sposób uprawy, albo porównywać zachowanie ptaków i dzieci autystycznych karmionych jednym i drugim.

Można rozumieć merkantylne interesy tych, którzy marchew zaliczają do owoców, a raki do ryb, ale ich plugawych „zasad” nie wolno upowszechniać.

Ponieważ nawet producenci zbóż ulegają zgubnym poglądom niezbędne jest opracowanie ukazujące cechy i wartości orkiszu i pszenicy, pomocne w rozróżnianiu tych, jakże różnych zbóż.[5]

Krzyżówki

Powstają krzyżówki dawnego orkiszu ze współczesnymi, wielokrotnie modyfikowanymi pszenicami. Celem tych kombinacji jest jak najbardziej zwiększyć plony, a przez to zyski producentów. Producentów nie interesuje wpływ tych sztucznych tworów na zdrowie zwierząt i ludzi, a boleśnie przekonujemy się, że jest zgubny. Nazywanie pszenicznej krzyżówki orkiszem jest manipulacją i nadużyciem – usypia to naszą czujność.

Sztucznie wyhodowanym zbożem jest także pszenżyto (xTriticosecale), które jest mieszańcem pszenicy i żyta, o cechach pośrednich w stosunku do gatunków rodzicielskich.

O ile pszenżyto powstało w wyniku zapylania pszenicy pyłkiem żyta to z orkiszu takiej krzyżówki nie dałoby się zrobić, gdyż orkisz kwitnie znacznie później niż pszenica.

Współczesne odmiany orkiszu (raczej pszenic orkiszowych) powstają z pszenic wielokrotnie modyfikowanych, w których genomy wszczepiane są geny orkiszu lub orkiszem nazywanych pszenic wcześniej już pokrzyżowanych.

Te współczesne „pszenice orkiszowe”, niesłusznie nazywane orkiszem, są sztucznymi, transgenicznymi tworami o zwiększonej zawartości glu­tenu i bardziej szkodliwymi niż jakakolwiek z pszenic.

Celowe wyniszczanie

Oprócz świadomości ubocznych skutków dążeń do zwiększania zysków trzeba też mieć świadomość celowego wyniszczania populacji opartej na pszenicy. Od czasu pierwszych prób z bojowymi środkami trującymi (iperytem, gazem musztardowym)[6] pszenica zatruwana jest też środkami zagłady.

Orkiszowe surowce kulinarne

Obłuszczone ziarna orkiszu mielimy na mąki i rozdrabniamy na kasze. Kasze powstałe w kaszarni (gruba i drobna) są rozdrobnionym, ale kompletnym ziarnem. Podczas mielenia na mąkę także można odebrać drobną kaszę (podobną do „manny”) nazywaną grysikiem. Ta, powstająca w młynie zawiera tylko środkową część ziaren.

Porada praktyczna jak młócić orkisz

W czasach, kiedy w strukturze zasiewów w Polsce orkisz odgrywał znaczącą rolę nie było jeszcze kombajnów zbożowych. W instrukcjach obsługi maszyn żniwnych nie ma wskazówek do omłotu orkiszu.

Mimo iż powszechnie orkisz zaliczany jest do pszenic to dla jak najlepszego wykorzystania pracy kombajnu regulacje będą znacznie odmienne od stosowanych przy zbiorze pszenicy zwyczajnej. Łamliwa osadka i bardzo mocno związane z ziarnem łuski sprawiają, że w zbiorniku kombajnu będą głównie całe kłoski, a nie jakbyśmy chcieli odplewione ziarno. Stąd też orkisz wymaga łagodniejszego traktowania przez młocarnię. Klepisko musi być bardziej „rozkręcone”, a obroty bębna niższe w porównaniu do pszenicy zwyczajnej. Także w zespole czyszczącym należy ustawić mocniejszy wiatr. Znacznie bardziej muszą by otwarte sita: dolne i górne, by przechodziły przez nie całe kłoski, czyli połamane fragmenty kłosa.

Czy musli z pełnych ziaren nie jest idealnym pożywieniem?

Mieszanki ziaren (nasion) i owoców są godne polecenia zarówno smakoszom potraw mięsnych jak też smakoszom potraw z białej mąki, z której odrzucono najcenniejszą część, bogatą w składniki mineralne i naturalny, pełnowartościowy błonnik.

Podkreślam jednak, że tylko samodzielne sporządzanie mieszanek nasion i owoców ma wiele zalet; można dobierać składniki według zapotrzebowania organizmu, smaku, wartości energetycznych, mocy leczniczych i za każdym razem zmieniać i urozmaicać kompozycje. Niestety łatwo popaść w pułapkę wygody, gdyż przemysłowo wytwarzane są przeróżne mieszanki owoców i ziaren pełne cukru i przeróżnych dodatków smakowych. Chwytliwe nazwy i kolorowe opakowania ułatwiają pozyskiwanie klientów. Trzeba jednak zachować czujność, bowiem dodatki smakowe, zazwyczaj syntetyczne, czynią przemysłowe mieszanki nie tylko nieprzydatnymi, ale wręcz szkodliwymi. Kupowanie przemysłowych mieszanek z dodatkami smakowymi to działanie na zgubę siebie i dzieci.

A jak to jest z wykorzystaniem całych ziaren w pieczywie?

Wykorzystywanie całych ziaren ma sens tylko w pieczywie z żyta, wy­twarzanym tradycyjnie, ponieważ kwaśne środowisko (żur, kwas, zakwas, zaczyn) eliminuje niepożądane składniki, które w roślinach pełnią funkcje obronne i ochronne.

Nowocześni piekarze ulegają chorej modzie na stosowanie sztucznych zakwasów i polepszaczy smaku, zapachu, wyglądu, trwałości. Niedoceniają tradycyjnych metod wyrabiania ciasta i wypiekania chleba, usiłują je unowocześniać, nie zastanawiając się kto i po co podsuwa im, a poprzez ich wyroby nam wszystkim syntetyczne trucizny.

W przypadku pszenicy technika zakwaszania nie sprawdza się, więc oddzielane są otręby, by pozbyć się niepożądanych substancji. Np. pewien rodzaj lektyny z ziaren pszenicy przenika przez ścianki jelit i niszczy trzustkę.

Lektyna z ziaren pszenicy należy do najbardziej szkodliwych substancji, jakie można znaleźć w pożywieniu. Ludzie zawsze ją usuwali w procesie mielenia pszenicy na mąkę. Do czasu aż nieodpowiedzialni dietetycy zaczęli rozgłaszać jakoby pełne ziarno miało być zdrowsze.

[1] Naukowcom nie udało się przetłumaczyć słowa użytego w tym miejscu, więc nie wiemy jakie to było zboże.

[2] Ponieważ guzy nowotworowe wbudowuje w siebie krzem, pozbawiając organizm aktywnego krzemu orkisz, jako źródło łatwo przyswajalnego krzemu zbawienny jest także w chorobach nowotworowych.

[3] To nie jedyne przyczyny chorobotwórczego działania współczesnych pszenic i ich mo­dyfikantów niesłusznie nazywanych orkiszem.

[4] Kileo 400 SL zawiera 240 g glifosatu i 160 g 2,4-D; Orkan 350 SL zawiera 260 g gli­fosatu i 90 g MAPA; Raptor 263 SC zawiera 261 g glifosatu i 1,71 g pyraflufenu etylo­wego; Roundup Herbi Blok zawiera 125 g glifosatu i 20 g diflufenikanu; Roundup Herbi Blok H zawiera 3,6 g glifosatu i 0,576 g diflufenikanu; Roundup Hobby 6H AL zawiera 7,2 g glifosatu i 20,4 g kwasu pelargonowego; Sprinter 350 SL zawiera 260 g glifosatu i 90 g MAPA.

[5] Ponieważ nie ma kto tego potraktować z należną starannością sam napiszę cykl opra­cowań zestawiających różnice między dawnym orkiszem o właściwościach prozdro­wotnych i leczniczych, a współczesnymi pszenicami o właściwościach trujących, nie­słusznie nazywanych orkiszem.

[6] Nazwa iperyt pochodzi od miejscowości Ypres w Belgii, gdzie w czasie I wojny światowej 12 lipca 1917 został on użyty bojowo po raz pierwszy.  

Jeśli komuś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych spodobałaby się prezentowana tu wiedza wyślij mu SMS-em lub e-mailem adres tej witryny: www.ambasadorzdrowia.pl

Żyć by jeść, czy jeść by żyć? [54]

owoce zdrowia

To, że jakość pokarmu wpływa na jakość życia powinno być oczywiste. Niestety wielu nie ceni jakości żywności, jada byle co, byle taniej; wielu też ulegając reklamom nabywa towary i produkty, których nie potrzebuje i które wyniszczają. Bylejakość jedzenia przekłada się na bylejakość życia. Pod wpływem reklam i zwodniczych porad nawet nie zdają sobie sprawy, że nie jedzą by żyć, lecz żyją by jeść.

Kto chce żyć nie po to, by jeść, lecz chce jeść po to, by żyć, niech przyjrzy się największym błędom podczas jedzenia. Gdy nad nimi zapanuje układ trawienny odwdzięczy mu się skuteczniejszym funkcjonowaniem, zacznie przyswajać z pokarmu więcej składników odżywczych, będzie miał więcej energii, poprawi się jakość Jego życia.

Nie jedz, gdy nie czujesz głodu

Dopóki nie pojawi się głód układ trawienny nie jest gotowy na przyjęcie posiłku. Dla dobrego trawienia potrzeba prawdziwego głodu.

Gdy jemy nie czekając na pojawienie się głodu żołądek wydzieli mniej enzymów trawiennych niż potrzeba do pełnego strawienia treści pokarmowej. Wówczas posiłek trawiony jest niewystarczająco i nieskutecznie. W konsekwencji pojawiają się reakcje alergiczne: zatykanie nosa, pieczenie oczu, ospałość…

Przejadanie się

Zjadanie więcej niż organizm potrzebuje wywołuje biochemiczny stres układu trawienia, gdyż brakuje miejsca na przechowywanie nadmiaru składników. Np.: zbyt duża ilość węglowodanów rodzi potrzebę magazynowania większej ilości węgli w komórkach tłuszczowych; zbyt duża ilość białek przeciąż nerki, które usiłują usunąć je z krwiobiegu większym nakładem pracy. Podobnie jak w silniku spalinowym – przeciążony szybciej się zużywa.

Niedokładne przeżuwanie, połykanie dużych kęsów

Niedokładne przeżuwanie, połykanie dużych kęsów powoduje konsekwencje u każdego, nie tylko u tych z kłopotami jelitowymi, także u zdrowych. Efekty pobieżnego, niedokładnego rozdrabniania i przeżuwania są niemal natychmiastowe: zaognienie stanów zapalnych, a to początek wielu chorób, niektóre nazywane są zespołem jelita drażliwego.

Żołądek nie ma zębów, więc wymaga dokładnego pogryzienia jedzenia i wymieszania go ze śliną, bowiem trawienie zaczyna się w jamie ustnej. Tym lepsze trawienie, im dokładniej przerzuty pokarm.

Enzymy w jamie ustnej trawią do 80% węgli, do 15% tłuszczów, do 5% białek, a to zmniejsza ciężar pracy żołądka i pozostałych narządów trawiennych, szczególnie trzustki.

Zalewanie jedzenia

W trakcie zjadania i po zjedzeniu pokarmu rozpoczyna się trawienie, a więc gruczoły wydzielają soki trawienne. Jeśli posiłek zostanie zalany płynem (herbatą, kompotem, napojami, mlekiem, wodą), to enzymy trawienne są rozrzedzane i spłukiwane do niższych partii układu żołądkowo-jelitowego. Tam pokarm zalega dopóki organizm nie wytworzy nowych enzymów, albo przepchnięty dalej niestrawiony przez enzymy ulega gniciu, rozkładaniu przez bakterie, a produkty rozkładu wchłaniają się do krwiobiegu.

Siła życiowa jest marnowana na wytwarzanie nowej dawki enzymów i na zmagania z produktami gnicia niestrawionego pokarmu. Przeciąża to nie tylko układ wydzielniczy żołądka i dwunastnicy, ale wiele organów, których z trawieniem nie kojarzymy.

Łączenie pokarmów białkowych z węglowodanowymi

Różne składniki pokarmowe wymagają różnych enzymów trawiennych, więc też różnego pH.
Białka zwierzęce trawione są w bardzo kwaśnym środowisku żołądka (niskie pH).
Skrobia lepiej trawiona jest w środowisku mniej kwaśnych
soków trawiennych (wyższe pH).

Gdy zjadamy jednocześnie białko zwierzęce i skrobię żołądek jest w stanie zdezorientowania. Dziwne kombinacje pokarmów, jak np. mięso i chleb, mięso i ziemniaki, ryba i ryż są trudne do strawienia pod względem fizjologicznym. Taki pokarm spędza w żołądku znacznie więcej czasu i pochłania znacznie większe zasoby energii.

Ignorowanie przeciążenia wątroby

Obecna, bardzo toksyczna i wysoko przetworzona żywność nie sprzyja naszej wątrobie. Wątroba jest nieustannie przeciążana toksynami, konserwantami, substancjami trudno trawionymi i niestrawnymi.

Staraj się nie przeciążać wątroby bezmyślnym łączeniem składników pokarmowych, które do trawienia wymagają różnych enzymów i różnego pH.

Są też zioła wspomagające, wielu zna ostropest, a jest wiele innych, ale to wymaga oddzielnego opracowania.

Intensywny wysiłek fizyczny z posiłkiem w żołądku.

Tego zagadnienia opisywać nie potrzeba, bowiem każdy sam może porównać swoje samopoczucie pracując bezpośrednio po posiłku i przed posiłkiem.

Sen z posiłkiem w żołądku

O efektywności snu też każdy może sam przekonać się porównując na ile rześki i wypoczęty wstaje, gdy poszedł spać z bezpośrednio po kolacji i wówczas gdy kolację od snu dzieliły co najmniej dwie godziny.

Jeśli komuś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych spodobałaby się prezentowana tu wiedza wyślij mu SMS-em lub e-mailem adres tej witryny: www.ambasadorzdrowia.pl

Od ziarenka do bochenka [53]

Tylko człowiek ma symbol pracy – chleb.
Zamknięte w nim słońce i trud, nadzieja i radość, pokój sytości.
Włodzimierz Sedlak

Od ziarenka do bochenka

Bogata historia chleba jest tak długa, że nie sposób dociec jej początku. I choć chleb jest głęboko zakorzeniony w tradycji i kulturze – kulinarnej, leczniczej, obrzędowej – nie wiemy, kto pierwszy go upiekł. Wiemy, że chleb znano w starożytności, a „korzenie” chleba sięgają zarania dziejów – gdy człowiek zaczynał wykorzystywać ogień.

Bogata i ciekawa historia chleba

Zanim chleb przybrał formę bochenka spożywano różne potrawy ze zbóż, a uznane za praprzodków pieczywa zbożowe placki pojawiły się już w epoce kamiennej – około 12 tysięcy lat temu. Z różnych ziaren zarabianych wodą wypiekano je w popiele, na rozgrzanych kamieniach, glinianych i żelaznych patelniach. Spożywano je świeże i ciepłe; a wystygłe, suche i twarde trzeba było rozkruszyć lub rozgotować w wodzie.

Żytnie placki, przygotowywane bez drożdży, solone i zapiekane w popiele, były popularne na polskich wsiach jeszcze do przełomu XIX i XX wieku.

Najstarszym sposobem przygotowywania chleba prawdopodobnie było prażenie ziaren. Ta cieplna obróbka niszczyła twardą, niestrawną okrywę, a uprażone ziarna nabierały słodkawego smaku. Wówczas można było je rozkruszyć i rozetrzeć na grubą mąkę, z której sporządzano placki. Starożytni Grecy zwali je „maza”. Było to niepieczone ciasto z mąki zagniecionej z winem i oliwą.

Ważnym dla naszego zdrowia i rozwoju piekarnictwa odkryciem była naturalna fermentacja ciasta. Już starożytni Egipcjanie dodawali do ciasta drożdże. Słowianie wykorzystywali w tym celu zakwas fermentowany, sporządzany z żytniej mąki razowej i ciepłej wody. W wyniku fermentacji powstawał dobroczynny dla naszego systemu trawiennego kwas mlekowy.

Doniosłym osiągnięciem było wynalezienie klosza piekarskiego (zwanego też dzwonem) – prekursora kopułowego pieca do wypieku chleba. Półkulista pokrywa ogrzewała ciasto także z góry, zapobiegając jego wysychaniu. Stopniowo klosz przybierał formę glinianego naczynia (na podstawie), którym przykrywano ciasto. Aby utrzymać wysoką temperaturę dodatkowo okładano je żarem. Tak wypiekane placki były czyste, lepsze od pieczonych w popiele, bardziej wilgotne i pulchne.

Nie tylko mąka

Podstawowym składnikiem pieczywa jest mąka ze zmielonych ziaren zbóż. W przyrodzie istnieje różnorodność i bogactwo zbóż, a otrzymywane z nich mąki różnią się i właściwościami i przeznaczeniem. Ziarna zbóż mają wiele wartości odżywczych; w ziarenku zboża wyróżniamy:
bielmo – składające się głównie ze skrobi;
zarodek – składający się z białka, tłuszczu, witamin, soli mineralnych;
okrywę nasienną – którą tworzą błonnik i sole mineralne.

Rozdrabnianie ziaren zbóż na mąkę znano wcześniej niż uprawę roślin. Pierwotnie do otrzymywania mąki używano tak prostych narzędzi, jak płaskie kamienie i kosze wyplatane z sitowia. Znaczący postęp w rozdrabnianiu ziaren, a tym samym rozwój młynarstwa i ogólną dostępność mąki przyniósł początek wieku XX. Ręcznie obracane żarna, wiatraki, młyny wodne wyparte zostały przez młyny napędzane silnikami elektrycznymi. Naturalna fermentacja, udoskonalanie pieców chlebowych, upraw zbóż, przemiału ziaren pozwalały uzyskiwać coraz doskonalsze wyroby piekarnicze.

Jakie ziarna

W piekarnictwie najczęściej wykorzystywanym zbożem jest pszenica. Właściwości wypiekowe pszenicy wynikają ze znacznej zawartości glutenu. Gluten jest najważniejszym składnikiem jakościowym mąki pszennej. Ciasto z mąki pszennej roście najszybciej, bowiem podczas rozczyniania mąki płynne białko glutenowe pszenicy wchłania wodę tworząc elastyczną masę, która zamyka pęcherzyki dwutlenku węgla wytwarzanego przez drożdże w procesie fermentacji. Powstające w cieście pęcherzyki powodują jego pulchną, porowatą strukturę.

Drugim z najczęściej wykorzystywanych w piekarnictwie zbóż jest żyto. O jakości mąki żytniej świadczy jej lepkość. Ciemna mąka żytnia jest znacznie uboższa w gluten od pszennej, przez co mniej gazu zatrzymuje w cieście i dlatego żytnie pieczywo ma bardziej zwartą i cięższą strukturę.

Istnieją również mąki „niechlebowe” – z jęczmienia, owsa, kukurydzy, gryki, soi, ryżu – stosowane jako dodatek do mąki chlebowej i potraw mącznych.

Nie tylko ziarnka

Ważną rolę w procesie wypieku chleba odgrywa zakwas i drożdże – będące aktywatorami wzrostu ciasta. Zakwasowi chlebowemu należy poświęcić więcej miejsca w oddzielnym artykule. Natomiast drożdże są jednokomórkowymi grzybami. W obecności cukru, wody i powietrza drożdże piekarnicze szybko namnażają się wydzielając dwutlenek węgla, powodujący rośnięcie ciasta.

Mąka i środki spulchniające to nie jedyne składniki pieczywa. Istotnym dodatkiem jest sól.

O ile dawna sól kamienna mogła być źródłem życiodajnych minerałów, to obecnie stosowana sól warzona jest oczyszczona z minerałów; jest to szkodzący zdrowiu chlorek sodu. Chlorek sodu najbardziej obniża wartości odżywcze i zdrowotne pieczywa. Ponadto w pieczywie jest tego paskudztwa ponad 0,35 g na kromkę. To zbyt dużo by przemysłowo produkowane pieczywo uznać za zdrowe.

W składzie chleba występują też tłuszcze (przede wszystkim oleje roślinne), które czynią ciasto elastycznym i zatrzymują w nim pęcherzyki powietrza, dzięki czemu chleb nabiera pulchności. Jednak aby chleb służył zdrowiu i był lekiem na większość dzisiejszych chorób cywilizacyjnych powinien składać się tylko z mąki wody, zakwasu i odrobiny soli. Ponieważ zakwas także powstaje z wody i mąki, więc nadal mamy trzy składniki. Wszystkie inne dodatki są obce temu środowisku i chleb nie powinien ich zawierać – zgodnie z zawsze aktualną maksymą Hipokratesa (uznawanego za ojca medycyny): Niech twoja żywność będzie twoim lekiem. Dbajmy więc, by naszym lekarstwem był nasz pokarm – z chlebem na czele.

Tradycja i nauka

W polskiej tradycji żywieniowej podstawą jest pieczywo, szczególnie chleb, którego rocznie zjadamy ponad 100 kg na osobę, znajdując się pod tym względem w światowej czołówce.

W Polsce produkuje się wiele rodzajów pieczywa: pszenne, żytnie, mieszane pszenno-żytnie, wyborowe, cukiernicze, dietetyczne – każde ma specyficzny smak, zapach i wygląd.

Ponieważ na wartości, jakie będzie mieć pieczywo decydująco wpływa etap przygotowania ciasta do wypieku warto zadbać by wypiekane było według zdrowej polskiej tradycji – z zakwasów fermentowanych.

Z okowów pośpiechu i polepszaczy wyrwać nas mogą rewelacyjne osiągnięcia Politechniki Łódzkiej. Pół wieku doświadczenia tamtejszych naukowców zaowocowało połączeniem dobrej polskiej tradycji z osiągnięciami współczesnej nauki. Tak powstał naturalny zaczątek piekarski, tzw. kultury starterowe. Polskie kultury starterowe są ewenementem na skalę światową. Stanowią starannie wyselekcjonowany i odpowiednio skomponowany zestaw najbardziej nam sprzyjających kultur bakterii kwasu mlekowego. Dostępne są też inne zaczątki piekarskie, ale to wybrane pojedyncze szczepy bakterii.

Opracowane przez łódzką uczelnię kultury starterowe sprawiają, że pieczywo znów może mieć dobry smak i zapach dawnego wiejskiego chleba, oraz długą trwałość. Takie pieczywo jest też lekiem na większość dzisiejszych chorób cywilizacyjnych. Atutem dla piekarzy jest powtarzalność i ułatwienie pracy, zmniejszenie kosztów produkcji, zdrowie i zadowolonych konsumentów.

W jednym z następnych odcinków: Chleb lekarstwem na serce i raka.

Artykuł powstał kilkanaście lat temu. Opublikowany był w miesięczniku Aktualności Rolnicze WODR Modliszewice 12 z 2004 roku.

Jeśli ktoś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych ceni taką wiedzę wyślij mu SMS-a lub e-mail z adresem: www.ambasadorzdrowia.pl

Znany i nieznany król przypraw [52]

Ząbek zdrowia

Po latach złudnej fascynacji farmaceutykami i ogromem wyrządzonych przez nie szkód odżywają dawne, zapomniane metody terapii, powracają do łask niedoceniane surowce zielarskie. Tym razem dokonuje się to w zgodzie ze współczesną wiedzą naukową i medyczną. Niezbędna jest więc obiektywna informacja o tym, co w nowym świetle jest prawdziwe.

Już w zamierzchłej przeszłości odkryto, że powszechnie rosnące dzikie gatunki roślin cebulowych są źródłem siły i sytości. Zwłaszcza czosnek ceniono, odkąd stwierdzono jego moc – leczniczą i ochronną przed wieloma, zagrażającymi zdrowiu i życiu, niebezpieczeństwami. Wzmianki o tym cennym warzywie korzeniowym spotykamy w świętych księgach, Wedach, Sanskrycie, Biblii… Wraz z gatunkami traw o jadalnych ziarnach – zbożami – czosnek należy do najstarszych roślin uprawnych. I choć stale gości na warzywnych straganach nie w pełni doceniamy jego wartość. Niegdyś splecione warkocze czosnku zwisały spod dachów i podcieni wiejskich chat, dziś bywają ozdobą stylowo urządzonych kuchni. Przez długie lata był przyprawą w kuchni ludów Wschodu, Meksyku i Ameryki Południowej. W Europie dość długo „niewytworny” zapach zamykał mu drogę na stoły bogatych, przywykłych do przypraw egzotycznych i spożywany był głównie przez pospólstwo. Nazywano go nawet „uniwersalnym lekiem ubogich”.

Obecnie czosnek przeżywa swój renesans nie tylko jako przyprawa, także jako wartościowy środek terapeutyczny. Uprawiany w różnych formach i stosowany we wszystkich rejonach świata jest tak popularny, iż niemożliwe jest ustalenie listy potraw, do których jest dodawany. Dobrze harmonizuje z dziczyzną, baraniną, cielęciną, większością warzyw, przyprawia się nim zupy, sosy, marynaty… W kuchniach wielu krajów świata ząbków czosnku używa się jako warzywo przyprawowe, można z nich przyrządzać także lecznicze nalewki… W Chinach, jako jarzynę, wykorzystuje się też kwiatostany czosnku.

Ojczyzną czosnku są prawdopodobnie stepy Środkowej Azji (Kirgizja) i Wschód (Indie, Afganistan, Iran), skąd rozprzestrzenił się zarówno na wschód (Chiny) jak i zachód (rejon Morza Śródziemnego). Przez Grecję i Rzym trafił do Europy.

Nazwę czosnku po Chińsku „suan” zapisuje się jednym znakiem, co może oznaczać, iż był znany zanim powstało pismo chińskie. Łacińska nazwa „Allium sativum” pochodzi od słowa „all” – piekący, ostry (z języka celtyckiego), oraz od słowa „sativum”, po łacinie – uprawny. Dawna polska nazwa „czosn” pochodzi od słowa „ciosanie”, podobnie jak niemiecka „Knoblauch” pochodzi od słowa „klieben” – łupać, bo ząbki czosnku odpadają od główki jak odłupywane, ociosywane drewno.

Najstarsze wiadomości o czosnku sięgają czasów neolitycznych. Wzmianki o nim znajdowano w rękopisach babilońskich, egipskich, perskich, hinduskich, literaturze starorzymskiej. Najstarszą wzmiankę o czosnku ujawniono przy odczytywaniu pisma klinowego. Znali tę roślinę, co najmniej od pięciu tysięcy lat, Asyryjczycy, Egipcjanie, Hebrajczycy, Grecy, Rzymianie, Arabowie…

Egipcjanie dla ochrony przed chorobami podawali czosnek robotnikom zatrudnionym przy budowie piramid. W egipskich papirusach z XVI w. p.n.e. opisano strajk budujących piramidy robotników gdy nie dostali czosnku, stałego dodatku do skromnego pożywienia. Czosnek używano bowiem nie tylko jako przyprawę, przede wszystkim był zabezpieczeniem przed chorobami przewodu pokarmowego i narządów trawiennych. Wśród darów, które egipski lud składał faraonom, były również czosnek i cebula – przekazy o tym przetrwały w malowidłach zachowanych do dziś na ścianach piramid. Manuskrypty egipskie z XVI w. p.n.e., tzw. Papirusy Ebersa (Georg Moritz Ebers – egiptolog i pisarz niemiecki 1837-1889), zawierają opis 22 czosnkowych preparatów leczniczych.

Rzymianie nie mniej niż Grecy interesowali się tą rośliną. Pliniusz (23-79), pisarz i wyższy urzędnik rzymski skatalogował aż 61 leków czosnkowych. Encyklopedyczne dzieło Pliniusza – „Historia naturalia” – zawiera opisy przyrody żywej i nieożywionej, dane o lecznictwie, psychologii, uprawie roślin, przemyśle i sztuce antycznej.

Czosnkowe tradycje przetrwały wieki. Zawdzięczamy to praktykom i pismom tak sławnych mężów jak Hipokrates (460-377) – grecki lekarz zwany ojcem medycyny, twórca etyki lekarskiej i nauki o temperamentach, Arystoteles (384-322) – filozof grecki, najwszechstronniejszy uczony starożytności, Galen – Galenus Claudius (131-200) – rzymski lekarz pochodzenia greckiego, przyboczny lekarz cesarzy. Zielnik Szymona Syreniusza z 1613 r. podaje ponad sto wskazań leczniczych. W świetle współczesnej wiedzy są wciąż aktualne.

Czosnek i czeremcha należą do pierwszych roślin, w których radziecki uczony Borys Tokin w 1928 r. wykrył fitoncydy – lotne substancje, uśmiercające mikroorganizmy. Właśnie czosnek zawiera ich najwięcej spośród wszystkich roślin, następnymi w kolejności są: czeremcha, chrzan, cebula… Najwięcej fitoncydów powstaje podczas miażdżenia komórek.

W gorącym klimacie, przy jednoczesnych niedostatkach dobrej wody pitnej, właściwości czosnku skutecznie przeciwdziałały powstawaniu i rozpowszechnianiu się epidemii. Arabowie leczyli czosnkiem rany i owrzodzenia. Na Wschodzie był lekiem przeciw niemocy płciowej. Przypisywano mu właściwości przedłużania życia. Natomiast w starożytnym Egipcie spożywanie czosnku jako dodatku do pokarmu uważano za świętokradztwo i było surowo karane. Czosnek jest przyprawą lubianą szczególnie w strefie klimatu ciepłego, np. południowej Europie, Azji, Afryce. Mimo, iż czosnek stosujemy od przynajmniej pięciu tysięcy lat, nie odkryto takich szczepów bakterii, które by się na niego uodporniły.

Wartość czosnku doceniali także Żydzi. Kiedy po wyjściu z kraju Faraona, nękani głodem błądzili przez pustynię, wspominali ze smutkiem dostatnie życie w Egipcie. Możemy o tym przeczytać u Mojżesza – „Wspominamy ryby, któreśmy darmo jedli w Egipcie, ogórki, melony, pory, cebulę i czosnek” – Stary Testament, Księga Liczb 11,5. Gdy dotarli do Ziemi Obiecanej mogli wreszcie zaspokoić swój apetyt na czosnek, bo tam jego uprawa miała już długą tradycję.

Według wierzeń ludowych czosnek obdarzony był tajemnymi mocami. Zawieszony nad progiem odstraszał choroby, a dodany do napoju lub noszony przy sobie strzegł od nieprzyjaciół. Nie darmo przysłowia ludowe mówią: „Ucieka jak czarownica od czosnku”, „Kto ma czosnek, nie boi się trucizny”…

Zapach czosnku zapewne nie kojarzy nam się z jego właściwościami wzbudzania subtelnych doznań miłosnych. Jednak i u Owidiusza (43 p.n.e.-ok.17 n.e.) w „Ars Amanci” (Sztuka kochania) i Szekspira (1564-1616) w „Opowieści Zimowej” występuje jako środek miłosny. Także w starohinduskich przepisach prawnych wymieniony jest jako lek podniecający.

W medycynie renesansowej czosnek leczył m.in. parchy. Falmirz w swym Zielniku podawał: „Czosnek jest lekarstwo na parchy, które pochodzą z zimnej przyczyny… Też czosnek dobry jest bardzo ludziom prostym kmiotkom, którzy jadają grube rzeczy zimne, a piją wodę, tedy czosnek trawi w nich ty karmie i niemocy broni…”

Współczesne badania potwierdziły te właściwości i czosnek przydzielano żołnierzom amerykańskim w czasie wojny koreańskiej. Wg obliczeń wojskowych ekspertów amerykańskich, spożywaniu czosnku zawdzięczali kilkunastoprocentowy wzrost sprawności bojowej.

Zastosowanie czosnku w kuchni wielu narodów nie wynika jedynie z jego walorów smakowych i zapachowych. Wcześniej, znacznie wyżej ceniono czosnek jako środek usuwający zmęczenie i potęgujący siły. W Chinach czosnek z olejem i cukrem podawano ciężko pracującym, stanowił też składnik pożywienia legionów rzymskich. Rzymski cesarz Neron (37-68) polecił dawać legionistom czosnek by zwiększać ich bojowość. Do dziś karmi się czosnkiem koguty, przygotowując je do walk.

Czosnek zawiera wiele cennych substancji: znaczne ilości glikozydów o działaniu antybiotycznym, fitosterole, kwasy organiczne, do 8% białka, ok. 30 węglowodanów, specyficzny cukier złożony z 24 cząstek fruktozy, bogaty zestaw składników mineralnych oraz witaminy: A (przeciwdziała suchości skóry, reguluje czynność gruczołów łojowych i proces rogowacenia naskórka; niezbędna w leczeniu łojotoku, wypadaniu włosów, łamliwości paznokci, oparzeń, odmrożeń, zaburzeń rogowacenia naskórka), B1(reguluje gospodarkę wodną, białkową i węglowodanową, uodparnia na zakażenia ropne, leczy trądzik różowaty i pospolity, świąd skóry, pokrzywkę i półpasiec; niedobór zaburza układ nerwowy, naczyniowy i trawienny), B2(reguluje procesy przemiany komórkowej i rogowacenia naskórka; niedobór powoduje bolesne pękanie kącików warg, zajady, zapalenie śluzówek, wypadanie włosów, zawroty głowy; przy długim niedoborze skóra traci elastyczność, przybiera starczy wygląd, powstają zmiany łojotokowe), C (działa odtruwająco i odczulająco, uszczelnia naczynia krwionośne, wzmaga odporność organizmu, poprawia czynność tkanki łącznej, pomaga zachować elastyczność skóry, opóźnia procesy starzenia, uczestniczy w procesach krzepliwości krwi i wydzielania niektórych hormonów, zapobiega infekcjom wirusowym i bakteryjnym, leczy półpasiec i opryszczkę, wpływa na prawidłowy rozkład barwnika w skórze; niedobór czyni skórę bladą, powoduje uczucie zmęczenia i znużenia),PP (wpływa na przemianę wodną w skórze, rozszerza naczynia krwionośne, ma działanie odtruwające i światłoodczulające; niezbędna w leczeniu trądzika różowatego i pospolitego, nerwic naczyniowych, odmrożeń)…

W bogactwie minerałów czosnku największe znaczenie mają: wapń (hamuje starzenie minerał, bez którego nie można się obejść, jest niezbędnym składnikiem tkanki kostnej, wpływa na aktywność enzymów; jego niedobór powoduje skłonność do stanów zapalnych skóry, alergii, łamliwości paznokci i włosów, zmian troficznych skóry i włosów, wapnienia tkanek miękkich), potas (zmniejsza wrażliwość organizmu na sód i reguluje ciśnienie tętnicze krwi), magnez (opóźnia proces starzenia, zawałów i niedomagań serca), żelazo (niedobór powoduje anemię, niedokrwistość, zajady w kącikach ust, zniekształcenia i nadmierną kruchość paznokci, zmiany troficzne skóry i włosów), selen (pierwiastek przedłużający życie), kobalt (aktywator enzymów, niezbędny do prawidłowego wzrostu organizmu, pobudza procesy tworzenia krwi, zwiększa syntezę kwasów nukleinowych, wchodzi w skład wit. B12; niedobór powoduje osłabienie włosów, przyspiesza proces siwienia), jod (niedobór wpływa na przerzedzenie owłosienia, kruchość paznokci, sinawą-bladość, szorstkość i łuszczenie się skóry, brunatne zabarwienie łokci i kolan), cynk (koi ból, działa antywirusowo, ułatwia leczenie ran, zmniejsza nacieki zapalne, konieczny w okresie dojrzewania; bez cynku nie uwolni się z wątroby wit. A, nawet przy stosowaniu jej dużych dawek; niedobór jest przyczyną zahamowań wzrostu dzieci, występowania trądzika, wypadania włosów, wykwitów skóry), fosfor (niedobór powoduje skłonność do zakażeń bakteryjnych i grzybiczych), molibden i siarka (występuje w cząsteczce aminokwasu – cysteiny oraz jej pochodnych. Za najbardziej fizjologicznie aktywny związek uważa się pochodną cysteiny – alinę).

Czosnek działa silnie bakteriobójczo i od wieków uważany był za najskuteczniejszy środek antyseptyczny, antymiażdżycowy i odmładzający. Przeciwdziała chorobom zwyrodnieniowym wieku starczego, odkaża przewód pokarmowy, płuca i oskrzela, dochodząc do najdrobniejszych oskrzelików, co tłumaczy jego wyjątkową skuteczność przy wszelkich chorobach zaziębieniowych i związanych z chorobami płuc.

Z wielostronnego działania czosnku na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim jego rola bakteriobójcza w niszczeniu bakterii jelitowych i obniżająca ciśnienie, zwłaszcza u osób ze stale podwyższonym ciśnieniem krwi. Najczęściej stosowany jest w zaburzeniach przewodu pokarmowego: biegunek, wzdęć, przewlekłych nieżytów żołądka i jelit, stanów spastycznych, oraz w chorobach dróg oddechowych: astmie, nieżytach oskrzeli i gardła. Działa bardzo dobrze w miażdżycy (sklerozie) i nadciśnieniu. Opóźnia proces starzenia się tkanek organizmu. U dzieci zalecany jest w postaci lewatyw przeciw owsikom. Zewnętrznie stosowany na zakażone i trudno gojące się rany, oparzenia, owrzodzenia i grzybice skóry. Nalewka spirytusowa z czosnku łagodzi bóle reumatyczne. Czosnkowe przetwory szczególnie polecane są osobom starszym i dzieciom.

Czosnek wzmaga procesy wydzielania gruczołów trawiennych, obniża poziom cholesterolu w krwi i ciśnienie tętnicze. Stosuje się go w miażdżycy, nadciśnieniu, atonii przewodu pokarmowego oraz jako środek wspomagający leczenie chorób wieńcowych, cukrzycy i biegunek u dzieci. Dzięki właściwościom antysklerotycznym, korzystnemu działaniu na układ krążenia i przewód pokarmowy czosnek mogą stosować osoby w starszym wieku i przewlekle chore. Czosnkowe preparaty leczą rany, a także przeciwdziałają zatruciom nikotynowym u palaczy.

Z dobrym skutkiem można czosnkiem wyleczyć przewlekły katar (nieżyt nosa). Medycyna ludowa zaleca pić na czczo szklankę gorącego mleka z kilkoma rozgniecionymi na miazgę ząbkami czosnku, po czym nie należy jeść przez trzy godziny. Powtórzyć wieczorem, przed snem. Znika nawet uporczywy kaszel.

Cudownym lekiem jest „czosnkowe wino”. Dodaje sił i witalności, zapewnia dobre samopoczucie i chęć do pracy. Leczy katary, zaziębienia, miażdżycę, alergie… Bywa skuteczne w wielu dolegliwościach i nie pozostawia przykrego zapachu. Około 30 dorodnych ząbków czosnku zmiksować z 1 litrem przegotowanej, ostudzonej wody i dodać sok z pół kilograma cytryn. Przechowywać jak wino w zakorkowanej ciemnej butelce. Pić rano i wieczorem po kieliszku.

Efekt stosowania czosnku zależy od przygotowywanej potrawy. Czasem wystarczy salaterkę, w której podana będzie potrawa natrzeć ząbkami czosnku, a np. przygotowując mięso naciera się je zmiażdżonymi ząbkami czosnku pozostawiając nawet do następnego dnia. Pod wpływem wysokich temperatur (pieczenie, gotowanie) przyprawa ta traci swój ostry smak i zapach.

Do zneutralizowania czosnkowego zapachu po spożyciu potraw z jego dodatkiem wystarczy gryzienie selera, natki pietruszki, aromatycznych nasion i owoców: jałowca, goździków, czarnuszki, kopru, gorczycy, kawy, surowego bobu, kory drzewa cynamonowego, a także wypicie kieliszka czerwonego wina, popijanie surowego mleka. Jednak najbardziej skutecznym jest żucie świeżego listka ruty.

W związku z coraz powszechniejszym stosowaniem czosnku w diecie i lecznictwie produkuje się różne preparaty liofilizowane, płatki, granulaty, proszki, lub tzw. sól czosnkową. Żadnego nie polecam, choć niegdyś sprawdzałem kilka z nich, najskuteczniejszym był bezzapachowy czosnkowy preparat N… z lukrecją, pietruszką, rukwią wodną i miętą. Dawał możliwość korzystania z dobrodziejstw czosnku z jednoczesnym uniknięciem charakterystycznego zapaszku. Woń czosnku jest w tym preparacie neutralizowana przez miętę pieprzową i pietruszkę. Ponieważ mięta i pietruszka jest na wyciągnięcie ręki więc sami też możemy dodawać je do czosnku.

Wymieniony preparat zawiera również mniej znaną lukrecję, która działa przeciwzapalnie na błony śluzowe żołądka i jelit oraz ma właściwości wykrztuśne i rozkurczowe. Lukrecję też łatwo kupić więc proponuję dodawać do różnych własnych kompozycji nie tylko czosnkowych.

Zachęcam do stosowania czosnku z pietruszką, a jak kto może z pozostałymi składnikami użytymi we wspomnianym preparacie dla wzmacnia ogólnej odporności organizmu na wszelkie infekcje.

Czosnek w kuchni

Liści czosnku używa się głównie w okresie zimowo-wiosennym. Pozyskuje się je z ząbków zasadzonych w skrzynkach i doniczkach, na okiennych parapetach. Przede wszystkim jako przyprawy do dziczyzny, potraw z królików, baraniny, cielęciny, wieprzowiny, kaczek, tłustych pieczeni i wędlin, a także jako dodatek do sałatek warzywnych, czy choćby posypania razowego chleba z masłem. Cebule czosnku mają o wiele szersze zastosowanie. Bez czosnku nie mogą się obejść słynne francuskie zupy ani… polski żur.

Sos czosnkowy

Przygotuj zasmażkę z oleju roślinnego i 5 dag mąki. Gdy mąka zacznie się rumienić wrzuć do zasmażki utarte na pastę 5 ząbków czosnku, dolej nieco zimnej wody i dopraw do smaku. Na koniec zapraw śmietaną.

Pasta z fasoli

2 szklanki ugotowanej fasoli przemiel w maszynce do mięsa. 2 cebule pokrój i uduś w małej ilości wody, dodaj zmiażdżone 3 ząbki czosnku, nieco wody. Wszystko razem starannie wymieszaj i przypraw do smaku, majerankiem, pierzem, solą, przyprawami wg uznania.

Pasta z soczewicy

20 dag soczewicy zalej wrzącą wodą na około 2 godziny. Ugotuj do miękkości. Uduś na oleju dużą cebulę. Miękką soczewicę, uduszoną cebulę i 3 ząbki czosnku zmiel i przetrzyj przez sito. Wymieszaj z odrobiną płynu z gotowania, 1 łyżką posiekanej natki pietruszki, 1 łyżką soku z cytryny. Dopraw jarzynką i przyprawami według uznania. Podawaj jako pastę do pieczywa lub jako przystawkę.

Pasta z pieczarek

Średniej wielkości cebulę uduś na oleju, dodaj 40 dag pokrojonych pieczarek i smaż na oleju do odparowania płynu. Po ochłodzeniu dodaj ¾ szklanki ugotowanej kaszy gryczanej, 3 ząbki czosnku i zmiel lub zmiksuj dodając 1 łyżkę oleju.

Majonez z ziemniaka

Duży ugotowany ziemniak, pół kg ugotowanej marchwi i 3 ząbki czosnku zmiksuj, dodając powoli 1/3 szklanki oleju. Przypraw do smaku sokiem z cytryny, solą i przyprawami według uznania.

Sos z fasoli lub groszku

Rozgrzej 1/3 szklanki oleju i dosyp 1 łyżkę mąki. Po chwilowym prażeniu dodaj pół szklanki wody i gotuj 3 minuty. Dodaj pół szklanki ugotowanej fasoli lub zielonego groszku, 3 ząbki czosnku, sok z cytryny, sól i przyprawy. Dokładnie zmiksuj. Używaj jako majonez, zimny sos do sałatek, surówek lub składnik past.

Mielony z fasoli

¾ szklanki płatków owsianych zalej ciepłą wodą i odstaw na 10 minut. Zmiel 1 szklankę ugotowanej fasoli. Masę z płatków połącz z 1 duszoną na oleju cebulą, 3 ząbkami czosnku, odrobiną wody. Dopraw majerankiem, bazylią i przyprawami według uznania. Smaż małe kotlety po obtoczeniu w otrębach, tartej bułce lub mące.

Pyszne kotlety

1 szklankę płatków owsianych zalej gorącą wodą i odstaw na 10 min. Do masy dodaj pół szklanki ugotowanej kaszy gryczanej, roztarte 3 ząbki czosnku, 1 duszoną cebulę. Przypraw pieprzem ziołowym, majerankiem, bazylią, według uznania. Smaż po obtoczeniu w tartej bułce.

Hiszpańska zupa „tyle – ile”

Dla ilu osób ma być potrawa, tyle dużych ząbków czosnku, tyleż łyżek oliwy, sztuk pomidorów, szklanek wody. (Zasadą jest po jednej szt. na osobę.) Przykładowy przepis dla 4 osób: posiekaj drobno 4 ząbki czosnku i przyrumień w 4 łyżkach oliwy, dodaj 4 posiekane cebule i 4 pokrojone pomidory (bez skórki). Zalej 4 szklankami wrzącej wody, przypraw pieprzem, papryką, solą. Gotuj na ogniu jeszcze 5 minut. Przed podaniem na dno wazy włóż świeże tosty lub grzanki. Podawaj na gorąco.

Francuski sos czosnkowy

3 ząbki czosnku zmiażdż w naczyniu porcelanowym, dodaj 1 łyżeczkę musztardy, 1 żółtko, pieprz i sól do smaku. Ucieraj dodając stopniowo 1 szklankę oliwy lub oleju (po kilka kropli) aż do otrzymania konsystencji majonezu.

Grecki sos czosnkowy

Sparz 60 migdałów, obierz je ze skórki i utłucz w moździerzu z 6 ząbkami czosnku. 2 kromki bułki (bez skórki) namocz w mleku i odciśnij. Zmiażdżone migdały, czosnek i bułkę utrzyj w donicy na jednolitą masę. Ucierając dalej dodawaj kolejno: 2 żółtka, 1 szklankę oliwy lub oleju (stopniowo, po kilka kropli) i sok z 1 cytryny. Dopraw do smaku. Znakomicie smakuje do ryby z rusztu smażonej w cieście.

Sałatka aromatyczna

Młode pokrzywy niezbyt długo duś na maśle z dodatkiem czosnku.

Czy wiesz że:

Mimo, iż czosnek stosujemy od przynajmniej pięciu tysięcy lat, nie odkryto takich szczepów bakterii, które by się na niego uodporniły.

W Chinach, jako jarzynę, wykorzystuje się także kwiatostany czosnku.

Z Zielnika Szymona Syreniusza (1613)

„…Czosnek żywot odmiększa y puruie, zwłaszcza świeżego pożywając …mocz zawściągniony wywodzi y pędzi …wątrobne żyły zamulone otwiera …wyciera y gładzi piszczałkę, przez którą tchnienie miewamy …kaszel zastarzały uspokaja …dychawicznym bywa ratunkiem …ciało rumiane y twarzy rumieńcu dodawa …czerw wszelaki w żywocie morzy…”

Opowiadania i legendy

Wśródlegend i opowiadań znajdują się i takie: „Mahomet głosił, że kiedy szatan został wyrzucony z raju jego stopy pokryły odciski niczym kolce czosnkowe”. „Jabłko, którym Ewa kusiła Adama było czosnkową różą”.

Światowa stolica czosnku

Opowiadania i legendy ale także i rzeczywiste właściwości czosnku, wykorzystywane w medycynie i kuchni są treścią programu Lloyda J. Harrisa (rodem z Los Angeles) założyciela i szefa międzynarodowego klubu Lovers of the stinking of rose – Wielbicieli woniejącej róży. Członkowie klubu wypromowali miasteczko Gilroy w Kalifornii (między San Francisco i Monterey na światową stolicę czosnku. W promieniu 140 km od Gilroy uprawia się wyłącznie czosnek, a jego zbiory ocenia się na ok. 70 milionów kilogramów. Okres zbioru czosnku jest tam prawdziwym festiwalem. Każdy odwiedzający w tym czasie Gilroy jest traktowany jak gość, a całej kulinarnej uczcie towarzyszy „Mis czosnku” – najładniejsza panna spośród czosnkowych żniwiarek. Podczas festiwalu zużywa się ok. 150 kg czosnku. Kilkudziesięciu kucharzy pod gołym niebem przygotowuje pachnące potrawy. Wśród dań są i ostrygi w sosie czosnkowym i argentyński pasztet nadziewany mielonym mięsem, pieczony na oleju z cebulą, oliwkami, jajkami i czosnkiem, przyprawiany ostrą papryką i rozmarynem. A dla wyjątkowych smakoszy nawet czosnkowe lody.

Także w Europie obchodzi się święto czosnku. Odbywa się to na początku września w Arleux, francuskiej miejscowości na granicy belgijskiej. Natomiast z największych w Europie czosnkowych targów słynie prowansalskie miasteczko Uzes pod Avignonem.

Podczas epidemii

Podczas szalejącej w Marsylii epidemii w 1726 r., gdy śmierć zbierała wysokie żniwo, ludzie marli całymi rodzinami, nie miał ich kto pochować. W wymarłym mieście grasowała na wielką skalę banda znanych w mieście złodziei okradając chorych, ale także i trupy. Rabusie dla ochrony przed zarazą zażywali wino macerowane na czosnku. Wprawdzie wiadomo było, że jest to środek przeciwko wszystkim możliwym schorzeniom tchawicy i jelit, lecz ochronne działanie czosnku także przeciwko zarazie wykorzystywali skutecznie tylko rabusie, codziennie zapijając się tym winem. Czosnek w tej postaci skutecznie chronił ich przed zarazą.

Podczas zakaźnej epidemii gorączki w Londynie z początkiem XIX w. jedzący regularnie czosnek francuscy księża, mimo odwiedzania chorych, pozostawali zdrowi. Natomiast kler angielski, który odrzucał czosnek, dzielił losy chorych bliźnich.

Chroni przed wampirami

Dla ochrony przed wampirami, w dawnych czasach, w centralnej i wschodniej Europie, w otworach okiennych i drzwiach zawieszano warkocze czosnku. Nawet jeśli traktować to jako należące do przeszłości mity czy przesądy dawnych rzeczników czosnku, mamy obraz wielkiej skali zastosowań czosnku i głęboko zakorzenionej ogromnej wiary w jego cudowne i wszechstronne działanie.

Odpromiennik

Czosnek jest jednym z najlepszych odpromienników naturalnych. Niezależnie od kulinarnych i leczniczych wartości ząbków czosnku, starannie splecione czosnkowe warkocze skutecznie chronią przed szkodliwym wpływem na ludzi i zwierzęta promieniowania geopatycznego (pochodzącego najczęściej od podziemnych cieków, żył wodnych, pustek podziemnych, rozpadlin, uskoków tektonicznych).

Tybetańska recepta młodości, urody i długiego życia

Na zakończenie dzisiejszego artykułu udostępniam czytelnikom naszej gazety czosnkową receptę na młodość, urodę i długie życie rodem z Tybetu, wprost od tybetańskich mnichów. W 1971 roku delegacja UNESCO w ruinach jednego ze zburzonych tybetańskich klasztorów znalazła stare gliniane tablice ze starochińską receptą na odmłodzenie i lek podtrzymujący zdrowie i witalność. Cudowny eliksir młodości okazał się skuteczny także i u nas, jednak nasze „pięknotki” usiłowały tę metodę odmładzania zachować wyłącznie dla siebie i dopiero w 1990 roku strzeżony przepis dostał się do specjalistycznych gazet: „Aura” i „Wiadomości zielarskie”, potem przedrukowali go inni.

Tajemna recepta

25 dag utartej miazgi czosnkowej zalej 300 g czystego spirytusu i szczelnie zakorkowane przechowuj w ciemnym chłodnym miejscu 10 dni. Przecedź dobrze odciskając i znów odstaw szczelnie zakorkowane w chłodzie i zaciemnieniu. Po 3 dniach możesz zaczynać 10 dniową kurację. Każdego dnia do 50 g mleka o temperaturze pokojowej dodaj określoną wg poniższej tabeli ilość kropel czosnkowego spirytusu.

dzień kuracji śniadanie obiad kolacja
1 dzień 1  kropla 2 krople 3 krople
2 dzień 4 krople 5 kropli 6 kropli
3 dzień 7 kropli 8 kropli 9 kropli
4 dzień 10 kropli 11 kropli 12 kropli
5 dzień 13 kropli 14 kropli 15 kropli
6 dzień 15 kropli 14 kropli 13 kropli
7 dzień 12 kropli 11 kropli 10 kropli
8 dzień 9 kropli 8 kropli 7 kropli
9 dzień 6 kropli 5 kropli 4 krople
10 dzień 3 krople 2 krople 1 kropla

Pozostałą część eliksiru wypijaj 3 razy dziennie po 25 kropli, codziennie aż do wyczerpania. Następną taką kurację można powtórzyć dopiero po pięciu latach!



Artykuł powstał ponad dwadzieścia lat temu. Opublikowany był w Ekspressie Ilustrowanym 5 czerwca z 1998 roku oraz w Wiadomościach Świętokrzyskich 20 listopada 2003 roku.

Jeśli ktoś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych ceni taką wiedzę wyślij mu SMS-a lub e-mail z adresem: www.ambasadorzdrowia.pl



Marchew znana i nieznana [51]

Istnieje marchew koloru białego, żółtego i fioletowego, jednak większość zna tylko pomarańczową, uprawianą dopiero od XVIII wieku. Ta powszechnie znana marchew, będąca pospolitą rośliną uprawną jest jednym z sześćdziesięciu gatunków marchwi występujących niemal na całym ziemskim globie. Marchew jest rośliną dwuletnią, ale uprawiamy ją jako roczną dla jadalnych, pomarańczowych korzeni.

Znajdująca się na czele rodziny selerowatych (dawniej nazywanych baldaszkowatymi) marchew należy do jarzyn o najwyższych właściwościach leczniczych. Należy także do roślin najbogatszych w karoten, choć możliwości wykorzystania przez nasz organizm karotenu zawartego w marchwi są mniejsze niż w przypadku innych warzyw, zwłaszcza liściastych, np. jarmużu, pietruszki, szpinaku.

Ojczyzną marchwi jest rejon śródziemnomorski. Najpierw udomowili ją Rzymianie na początku Imperium, ale jako odmiana siewna nie znalazła uznania i zarzucono jej uprawę. Ponownie udomowiono ją w Afganistanie na początku VII wieku naszej ery. Była to odmiana purpurowa. W Iranie lub Syrii w IX lub X wieku wyselekcjono­wano odmianę o kolorze żółtym. Marchew o korzeniu pomarańczowym pojawiła się jako mutant marchwi żółtej w Holandii w XVII wieku i właśnie ta odmiana jest powszechnie uprawiana na całym świecie. W Polsce jest uprawiana w kilku odmianach o różnym kształcie i barwie korzenia. Jako surowiec leczniczy najczęściej stosujemy świeży soku z marchwi, ale również całe świeże korzenie, nasiona i liście (nać) marchwi.

Najcenniejsza zawartość

W korzeniu marchwi wykryto karotenoidy, m.in. β-karoten. który jest prowitaminą A, witaminy B1, B2. B3, B6 i PP, a także E, C, K, M, węglowodany, zwłaszcza glukozę i sacha­rozę, pektyny, substancje siar­kowe stymulu­jące rozwój dobroczyn­nych bakterii w jelitach (Laktobacitus bifidus), substancje o działaniu insu­linopodobnym, ślady olejku eterycznego, sole mineralne, w tym dużo wapnia, żelaza, manganu i miedzi. W nasio­nach marchwi znajdują się flawonoidy, olejki eteryczne, a wśród nich karotol, octan gera­nylu i limonen oraz olej tłusty, sub­stancje białkowe, octan choliny i sole mineralne. Ziele marchwi zawiera karotenoidy i witaminę B2 (rybofla­winę); nasiona marchwi zawierają do 12 % tłusz­czu, do 1,5 % olejku eterycznego; kwiaty marchwi zawierają antocyjany i flawonoidy.

Działanie

Korzeń marchwi oczyszcza krew, pobudza naturalne siły obronne, jest czynnikiem wzrostu, reguluje czynności jelit. Działa wzmacniająco, wykrztuśnie, moczopędnie, przeciwcukrzycowo, przeciwbiegunkowo, przeczyszcza­jąco, przeciwgnilnie, gojąco na przewód pokarmowy i jelita, ma właściwości remineralizujące, przeciwane­miczne, rozpuszcza żółć, sprzyja wydzielaniu mleka u karmiących, goi rany, usuwa robaki, uwalnia z głębi skóry zrakowaciałe komórki i tkanki.

Nasiona i wyciąg z nasion marchwi działają rozkurczowo (spazmolitycznie) i rozszerzają naczynia wieńcowe.

Marchew stosujemy profilaktycznie i leczniczo przy hipowitaminozie. Powiększona liczba czerwonych krwinek i hemoglobiny odnawia komórki naskórka, pobudza czynności wątroby, pozwala uzyskać zdrową i ładną skórę, działa uspokajająco.

Marchew jadamy na surowo, w przyprawach, sałatkach, kiszonkach, jest cennym surowcem do produkcji so­ków i preparatów witaminowych.

Na użytek wewnętrzny marchew stosujemy w astenii (osłabieniu), anemii, biegunkach u dzieci, blednicy, zabu­rzeniach trawiennych i przemiany materii, dermatozach, białaczce, demineralizacji, dolegliwościach płucnych, gruźlicy, bronchicie chronicznym, astmie, dnie, artretyzmie, reumatyzmie, hemoroidach, infekcjach jelit, krzy­wicy, krwawieniach żołądkowo-jelitowych, łuszczycy, niedomogach wątrobowo-żółciowych, niedoborze mleka u karmiących, nadciśnieniu tętniczym, niedokrwistości, obniżonej ostrości widzenia, miażdżycy, pasożytach jelitowych, pęcherzycy…

Profilaktycznie stosujemy marchew w chorobach zakaźnych i zwyrodnie­niowych, a także zmarszczkach, skro­fu­lozie, wrzodach żołądka i dwunastnicy, stanach nerwicowych, zapaleniu jelita cienkiego i okrężnicy, oczysz­cza­niu krwi zatrutej toksynami, w celu regulacji krwawień menstruacyjnych, w za­parciach, żółtaczce, stward­nieniu rozsianym, cukrzycy…

Na użytek zewnętrzny marchew stosujemy na rany, wrzody, oparzenia, czyraki, egzemy, łupież, trądzik, liszaje twarzy, odmrożenia, pęknięcia skóry, ropnie i pomocniczo w nowotworze piersi, nowotworze nabłonkowym…

Według tradycyjnej medycyny chińskiej

Marchew ma smak słodki, charakter ciepły, przynależy do Przemiany Ziemi. Wzmacnia śledzionę, przetwarza nagromadzenia, oczyszcza gorąco, odtruwa, wzmacnia wszystkie narządy, działa dodatnio na oczy, przynosi ulgę w odrze, smaruje wnętrzności. Zalecana jest w chronicznej czerwonce, odrze, kaszlu, kokluszu, ospie wietrznej, niestrawności…

Znaczenie zdrowotne

Marchew jako roślina astralna kumuluje energię światła słonecznego i promieni kosmicznych, co sprawia, że korzeń marchwi odznacza się dużą siłą witalną. Zachodzące w marchwi procesy przemiany energii świetlnej, krzemu i innych substancji stymulują, szczególnie u dzieci, ośrodkowy układ nerwowy i korzystnie wpływają na przemianę materii – tworzenie tkanki kostnej, pobudzanie wzrostu…

Wraz z dynią i jarmużem marchew znajduje się na czele roślin bogatych w karotenoidy – o dużej zawartości karotenoidów świadczy pomarańczowa barwa marchwi. Karotenoidy to ważne przeciwutleniacze, przeciwdziałają powstawaniu wolnych rodników w organizmie, chronią przed rakiem, zawałem serca, udarem mózgu, zaćmą, miażdżycą, pobudzają układ immunologiczny, zwiększają produkcję komórek obronnych przed wirusami, bakteriami, komórkami rakowymi. Korzeń marchwi jest bogaty w karotenoidy (prowitaminę A), witaminy B1, B2, węglowodany, zwłaszcza glukozę i sacharozę, pektyny, substancje siarkowe, sole mineralne: mangan, miedź, wapń, olejek eteryczny…

Marchew działa regulująco, wzmacniająco, oczyszczająco, przeciwmiażdżycowo, przeciwcukrzycowo, usuwa zaburzenia trawienne, usprawnia perystaltykę jelit, chroni przed przedwczesnym starzeniem i kataraktą, obniża poziom cholesterolu w krwi, zapobiega chorobie wieńcowej, chroni przed zawałem serca, pomaga zwalczać owsiki i glisty, zwiększa odporność organizmu, upiększa karnację…

Świeży sok z marchwi działa wykrztuśnie, przeciwdziała niedokrwistości, skazie moczanowej, reumatyzmowi, zaburzeniom trawiennym, biegunkom, zwłaszcza u niemowląt. Działa profilaktycznie na kamicę nerkową i usu­wa stany zapalne, przeciwdziała nadczynności tarczycy, stwardnieniu tętnic, chorobie wieńcowej.

Sok ze świeżej marchwi zawiera związki sprzyjające rozwojowi jelitowych bakterii beztlenowych wytwarzających kwas mlekowy i octowy, które utrzymują kwaśny odczyn środowiska jelit, co chroni przed rozwojem gnilnych drobnoustrojów.

Geriatrzy ludziom starszym zalecają sok z marchwi jako lek przemywający naczynia krwionośne, regulujący pracę żołądka, utrzymujący w zdrowiu wątrobę i oczy, wzmacniający włosy i paznokcie.

Napar z nasion marchwi stosujemy przeciw wzdęciom i gazom, odwar do kompresów przy owrzodzeniach, oparzeniach, odmrożeniach, liszajach, pękaniu skóry…

Marchew może być stosowana w formie pulpy, soku, suszu, nasion.

Przeciwwskazania

Choroba wrzodowa żołądka, zapalenie jelita grubego.

Ważne uwagi

Sok i wyciąg z marchwi wykonujemy tylko z upraw ekologicznych, ogródków działkowych, przydomowych, gdzie nie stosowano nawozów sztucznych, zwłaszcza azotowych, bo uprawiana na tych nawozach może spowo­dować poważne zatrucie. Musimy zadbać by marchew nie zawierała azotanów pochodzących z preparatów che­micznych stosowanych w uprawach, bowiem są to substancje szkodliwe.

Zupa z marchwi musi być skonsumowana w dniu sporządzenia. Zawiera wówczas mniej azotanów.

Marchew jest wprawdzie uniwersalnym środkiem leczniczym, profilaktycznym i kosmetycznym, ale przy jej stosowaniu należy przestrzegać kilku zasad. W części korzenia, który wystaje nad ziemią, marchew wytwarza solaninę (widoczną jako zazielenienie), która jest toksyczna, toteż należy ten fragment odciąć. Należy również pamiętać o konieczności odpowiedniego przechowywania marchwi, w przeciwnym bowiem przypadku docho­dzi do powstawania aflatoksyny.

Należy zwracać uwagę na pochodzenie marchwi, gdyż, podobnie jak niektóre inne warzywa (buraki, szpinak, szczaw, rabarbar, wszystkie kapustne), ma ona właściwości zatrzymywania i gromadzenia szkodliwych azota­nów, występujących w glebie nadmiernie zasilanej nawozami azotowymi bądź pochodzących z innych źródeł (dymy, pyły, ścieki, pestycydy). Taka marchew czy sok z niej może wywołać groźne, szczególnie u małych dzieci, zatrucia. Azotany przemieniają się w azotyny, które z kolei zmieniają hemoglobinę w methemoglobinę. Ostre zatrucia azotynami charakteryzują się zaczerwienieniem twarzy i powłok skórnych, a w ciężkich przy­pad­kach sinicą spowodowaną porażeniem układu krążenia i obecnością methemoglobiny w krwi. Wystę­puje także rozszerzenie obwodowych naczyń tętniczych i spadek ciśnienia tętniczego krwi, czasem wymioty, biegun­ka, bóle głowy, drgawki. Azotany znajdujące się w wodzie pitnej zajmują eksponowane miejsce w zatru­ciach ma­łych dzieci. Zatrucia te jedynie przy natychmiastowej pomocy, wobec silnych objawów methemoglobi­nemii, nie kończą się śmiercią (niemowlętom nie należy podawać szpinaku, który zawiera 0,36 % azota­nów).

Marchew może także zawierać resztki pestycydów, które lokalizują się w częściach peryferyjnych korzenia i dają się stosunkowo łatwo wyeliminować przez staranne skrobanie. Należy jednak pamiętać, że nawet mar­chew rosnąca z dala od największych źródeł zanieczyszczeń tymi toksycznymi związkami nie musi być całko­wicie ich pozbawiona, co należy mieć na uwadze starannie przygotowując przed spożyciem. To konieczny wa­runek, by marchew, której wartość biologiczna substancji czynnych przewyższa wiele innych warzyw leczni­czych, w pełni z pożytkiem wykazała swoje właściwości.

Sprawdzone recepty

Afty

Stosować kompresy z wywaru z korzenia marchwi, zmiażdżonej świeżej naci marchwi lub wywar z naci mar­chwi.

Astma

Sok z marchwi sam lub z mlekiem jest środkiem wykrztuśnym.

Anemia (niedokrwistość)

2 razy dziennie wypijać po pół szklanki świeżo wyciśniętego soku z korzenia marchwi.

Artretyzm (dna)

Popijać dziennie litr świeżego soku z marchwi z dodatkiem pół litra soku z selera.

Białaczka u dzieci i niemowląt

Marchew jest wskazana dla niemowląt i dzieci chorych na białaczkę, dzieci uczulonych na białko, cierpiących na choroby alergiczne przewodu pokarmowego. W tych przypadkach stosujemy 3 miesięczną kurację z 1-2 litrów dziennie zupy marchwiowej. Następnie włączamy do diety świeże soki z selera, buraków czerwonych, jarzyn i owoców, m.in. z winogron, oraz miód. U dzieci starszych po 6 miesiącach kuracji do diety włączamy go­towane jarzyny i sałatę zieloną. Mięso i produkty zbożowe stosujemy rzadko.

Białaczka z niedomogą śledziony i skłonnością do wymiotów

Kuracja marchwiowa przeciwdziała białaczce z niedomogą śledziony i skłonnością do wymiotów. Popijać sok zaczynając od kilku łyków dziennie, stopniowo dochodząc powyżej litra dziennie. Kuracja trwa kilka miesięcy do półtora roku.

Biegunki u dzieci

Pół kg pokrojonej lub utartej marchwi gotować w litrze wody przez godzinę (do rozmiękczenia). Po przetarciu przez sito uzupełnić wodą do litra i dodać pół łyżeczki soli morskiej. Podawać łyżeczką lub smoczkiem. Kura­cję prowadzić 5-6 dni stopniowo zmniejszając ilość marchwi aż do 10 dag na litr wody. Niemowlętom dodawać zupki z marchwi do mleka w proporcji 1:1, następnie 1:2. Zamiast zupek można w okresie biegunki dawać czy­sty sok z marchwi z wodą, a mleko dopiero po ustąpieniu biegunki.

Bóle i kurcze żołądka i jelit

Jeść nasienie marchwi 3 razy dziennie szczyptę (na końcu noża).

Choroba wieńcowa

Sok z marchwi przeciwdziała chorobie wieńcowej.

Choroby alergiczne przewodu pokarmowego

Marchew jest wskazana dla niemowląt i dzieci chorych na białaczkę, dzieci uczulonych na białko, cierpiących na choroby alergiczne przewodu pokarmowego. W tych przypadkach stosujemy 3 miesięczną kurację z 1-2 litrów dziennie zupy marchwiowej. Następnie włączamy do diety świeże soki z selera, buraków czerwonych, jarzyn i owoców, m.in. Sok z winogron, oraz miód. U dzieci starszych po 6 miesiącach kuracji do diety włą­czamy go­towane jarzyny i sałatę zieloną. Mięso i produkty zbożowe stosujemy rzadko.

Choroby nerek

Popijać dziennie litr świeżego soku z marchwi z dodatkiem pół litra soku z selera.

Chrypka

Sok z marchwi sam lub z mlekiem jest środkiem wykrztuśnym.

Cukrzyca

2 razy dziennie wypijać po pół szklanki świeżo wyciśniętego soku z korzenia marchwi.

Czerwonka (dyzenteria)

Pić wywar z naci marchwi.

Działanie moczopędne

Pić napar z łyżki nasion marchwi na szklankę wrzątku.

Gazy

Pić napar z łyżeczki nasion marchwi na szklankę wrzątku.

Jelita – prawidłowy odczyn przywrócić

Świeży sok z marchwi zawiera związki sprzyjające rozwojowi jelitowych bakterii beztlenowych, wytwarzają­cych kwas mlekowy i octowy, utrzymującym kwaśny odczyn środowiska jelit, co chroni przed rozwojem drob­noustrojów gnilnych.

Kamica żółciowa

2 razy dziennie wypijać po pół szklanki świeżo wyciśniętego soku z korzenia marchwi.

Kamica dróg moczowych

Świeży sok z marchwi działa przeciwdziała kamicy nerkowej i usuwa stany zapalne.

Kurza ślepota

Pić letni sok z korzenia marchwi.

Liszaje

Wywar z korzenia lub świeżych liści (naci) marchwi, marchew utarta, świeże zmiażdżone liście (nać) stosować do okładów i przemywań.

Łupież

Wywar z korzenia lub świeżych liści (naci) marchwi, marchew utarta, świeże zmiażdżone liście (nać) stosować do okładów i przemywań.

Menstruację wywołać

Pić napar z łyżki nasion marchwi na szklankę wrzątku.

Naczynia krwionośne oczyścić

Świeży sok z marchwi przemywa naczynia krwionośne.

Nadczynność tarczycy

Świeży sok z marchwi przeciwdziała nadczynności tarczycy.

Nerwica żołądka

Jeść nasienie marchwi 3 razy dziennie szczyptę (na końcu noża).

Niedomagania wątroby

Jeść nasienie marchwi 3 razy dziennie szczyptę (na końcu noża).

Niemoc płciowa

Pić świeży sok z marchwi z miodem zagotowany w mleku lub utartą marchew z miodem zagotowaną w mleku.

Niespokojny sen

Popijać rano i wieczorem w celach odżywczych świeży sok z marchwi (pół litra). Dzieciom dodawać wody.

Niestrawność

Pić wywar z korzenia marchwi z łyżeczką brunatnego cukru lub cukru słodowego (maltozy).

Nieżyt oskrzeli (bronchit)

Bronchit to zarzucona nazwa nieżytu oskrzeli. Sok z marchwi sam lub z mlekiem jest środkiem wykrztuśnym.

Nowotwór piersi

Wywar z korzenia lub świeżych liści, marchew utarta, świeże zmiażdżone liście stosować do okładu lub prze­mywania.

Oczy wzmocnić

Pić wywar z korzenia marchwi, albo sok z korzenia i naci marchwi. Świeży sok z marchwi reguluje żołądek, utrzymuje w zdrowiu wątrobę i oczy.

Odra

Pić wywar z marchwi, kotewki pospolitej i pietruszki chińskiej (kolendry) celem wywołania wysypki (znika po całkowitym wysypaniu się).

Odtruć organizm

Jeść zupę jarzynową z gotowanego korzenia i naci marchwi, selerów, mniszka, szparagu i dyni.

Oparzenia i odmrożenia

Wywar z korzenia lub świeżych liści, marchew utarta, świeże zmiażdżone liście stosować do okładów i prze­mywania

Owrzodzenia

Kompresy z wywaru z korzenia marchwi, zmiażdżonej świeżej naci marchwi lub wywar z naci marchwi.

Pasożyty

Popijać rano i wieczorem w celach odżywczych świeży sok z marchwi (pół litra). Dzieciom dodawać wody. Spożywając regularnie po jednej marchewce na czczo i wieczorem, niszczymy owsiki. Zjedzenie kg marchwi, jeśli nie przyjmujemy innego po­karmu, usuwa glisty przewodu pokarmowego w ciągu doby.

Pękanie skóry

Kompresy z wywaru z korzenia marchwi, zmiażdżonej świeżej naci marchwi, wywaru z naci marchwi.

Pielęgnacja twarzy i szyi

Sok z marchwi jest doskonałym kosmetykiem do pielęgnacji skóry twarzy i szyi. Przemywanie cery sokiem z marchwi czyni cerę delikatną i świeżą, zapobiega zmarszczkom, daje uczucie świeżości, ujędrnia skórę, na­daje ładną karnację. W przypadku skóry suchej stosować maseczki. Regularne smarowanie skóry świeżym sokiem z marchwi nada jej ładną, jasnobrązową barwę „gubiącą” piegi. Pozwolić skórze wyschnąć, a następnie maso­wać ją oliwą. Popijać co dzień szklankę świeżego soku z marchwi.

Pobudzić łaknienie

Pić napar z łyżki nasion marchwi na szklankę wrzątku.

Podrażnienia skóry

Przykładać startą marchew.

Podrażnienie śluzówki ust i gardła

3 razy dziennie płukać gardło podgrzanym sokiem z marchwi.

Przeziębienia

Pić świeży sok z marchwi z miodem zagotowany w mleku lub utartą marchew z miodem zagotowaną w mleku.

Raka uniknąć

Ugotować korzeń marchwi z czarnymi grzybami chińskimi i jeść codziennie, również pić wywar z naci mar­chwi.

Rak jelita grubego

Popijać dziennie litr świeżego soku z marchwi z dodatkiem pół litra soku z selera. Dodawać sok z zielonych liści mniszka lekarskiego, pietruszki, buraka czerwonego i rzeżuchy. Po sześciu miesiącach dawać stopniowo sałatkę jarzynową i świeże owoce; wstrzymać się od jedzenia mięsa przez rok. Na zmianę diety organizm re­aguje wzmożeniem stanu chorobowego, a dopiero później występuje faza powrotu do zdrowia. Organizm uwal­nia się wówczas od toksyn powstałych przy złym metabolizmie.

Rany świeże i zastarzałe

Wywar z korzenia lub świeżych liści, marchew utarta, świeże zmiażdżone liście stosować do okładów i przemy­wania.

Ropień ust

Kompresy z wywaru z korzenia marchwi, zmiażdżonej świeżej naci marchwi lub wywar z naci marchwi.

Ropnie

Wywar z korzenia lub świeżych liści, marchew utarta, świeże zmiażdżone liście stosować do okładów i przemy­wania.

Równowaga kwasowo-zasadowa

Zupę z marchwi zaleca się ze względu na jej właściwości odtruwające, remineralizujące i zdolność przywraca­nia w organizmie równowagi kwasowo-zasadowej. Zupa ta wskazana jest dla otyłych, ma właściwości moczo­pędne, poprawia krążenie krwi, pobudza czynności gruczołów wydzielania wewnętrznego. Marchew i jej liście po­win­ny być dodawane do wszystkich zup jarzynowych, w których występuje por, cebula, czosnek, tymianek, rozma­ryn, kalarepa, goździki, liść laurowy, seler, pietruszka.

Stany przedrakowe

Popijać dziennie litr świeżego soku z marchwi z dodatkiem pół litra soku z selera.

Stany zapalne

Świeży sok z marchwi usuwa stany zapalne.

Stwardnienie tętnic

Świeży sok z marchwi przeciwdziała stwardnieniu tętnic.

Środek mlekotwórczy

Pić napar z łyżki nasion marchwi na szklankę wrzątku.

Środek wiatropędny

Pić napar z 1-5 g nasion marchwi na szklankę wrzątku.

Uczulenie na białko u dzieci

Marchew jest wskazana dla niemowląt i dzieci chorych na białaczkę, dzieci uczulonych na białko, cierpiących na choroby alergiczne przewodu pokarmowego. W tych przypadkach stosujemy 3 miesięczną kurację z 1-2 litrów dziennie zupy marchwiowej. Następnie włączamy do diety świeże soki z selera, buraków czerwonych, jarzyn i owoców, m.in. Sok z winogron, oraz miód. U dzieci starszych po 6 miesiącach kuracji do diety włą­czamy go­towane jarzyny i sałatę zieloną. Mięso i produkty zbożowe stosujemy rzadko.

Uszkodzenia skóry

Pić wywar z korzenia marchwi, albo sok z korzenia i naci marchwi.

Włosy i paznokcie

Świeży sok z marchwi wzmacnia włosy i paznokcie.

Wzdęcia brzucha

Pić napar z łyżeczki nasion marchwi na szklankę wrzątku.

Wzmocnić organizm

2 razy dziennie wypijać po szklance soku z marchwi na pusty żołądek oraz wieczorem.

Zaburzenia trawienia

Pić świeży sok z marchwi z miodem zagotowany w mleku lub utartą marchew z miodem zagotowaną w mleku.

Zapalenie gardła

3 razy dziennie płukać gardło podgrzanym sokiem z marchwi.

Zapalenie spojówek

Pić wywar z marchwi i brokułów.

Zaparcia

Kilogram marchwi gotować 2 godziny w litrze wody. Wycisnąć; spożywać porcjami w ciągu dnia.

Zatrzymaniu moczu

Nasienie marchwi 3 razy dziennie szczypta (na końcu noża).

Zupa z marchwi

Zupę z marchwi zalecamy ze względu na jej właściwości odtruwające, remineralizujące i zdolność przywraca­nia w organizmie równowagi kwasowo-zasadowej. Zupa ta wskazana jest dla otyłych, ma właściwości moczo­pędne, poprawia krążenie krwi, pobudza czynności gruczołów wydzielania wewnętrznego. Marchew i jej liście powin­ny być dodawane do wszystkich zup jarzynowych, w których występuje por, cebula, czosnek, tymianek, rozma­ryn, kalarepa, goździki, liść laurowy, seler, pietruszka.

Wątroba i żołądek

Świeży sok z marchwi reguluje żołądek, utrzymuje w zdrowiu wątrobę i oczy.

Wrzody, czyraki

Wywar z korzenia lub świeżych liści (naci) marchwi, marchew utarta, świeże zmiażdżone liście (nać) stosować do okładów i przemywań.

Artykuł był publikowany w tygodniku: Wiadomości Świętokrzyskie, w cyklu: Rytmy zdrowia i urody (w odcinkach od 5 stycznia 2004 r.).

Jeśli ktoś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych ceni taką wiedzę wyślij mu SMS-a lub e-mail z adresem: www.ambasadorzdrowia.pl



Chleb lekarstwem – ale jaki? [49]

U Słowian zawsze na stole był bochen chleba. Każdy mógł z niego ukroić pajdę. Zazwyczaj leżał na lnianej serwecie, często zawinięty był w nią. Dla Słowian chleb był świętością. Witano nim nowożeńców, dostojnych gości, nigdy go nie marnowano, nie wyrzucano nawet gdy czasem kawałek upadł na ziemię.

Ci, którzy usiłują nas wytruć i wymordować znają nasze zwyczaje, więc uderzają w największe świętości. Zalewają nas przeogromną ilością przemysłowych paskudztw. Niektóre nazywają chlebem. Zadaję więc buńczuczne pytanie: czy można te, często nawet nie pieczone tak zwane „chleby” z różnymi dodatkami syntetycznymi jak: polepszacze trwałości, spulchniacze… i naturalnymi, jak: nasiona, ale też włosy, sierść, kopyta, pióra … nazywać chlebem? Tadeusz Rolnik chciał wprowadzić rozróżnienie chleba od produktu chlebopodobnego (podobnie jak rozróżnia się czekoladę od produktu czekoladopodobnego). Czy wspomożecie nas w tym?

O ile okupanci usiłują nas wymordować to już zupełnie niepojęte jest to, że sami na siebie kręcimy powrozy. Nowoczesne paniusie chleb przechowują, o zgrozo, w lodów­kach! Obok mięs, kiełbas, plastikowych opakowań z niedojedzoną przemysłową pa­szą.

To, że paczkowane pieczywo zwiększa ryzyko raka dla nikogo tajemnicą być nie powinno. Kto takie kupuje niech przynajmniej będzie świadom konsekwencji swych wyborów i ma na tyle ambicji, by mnie wynikłymi z tej głupoty problemami nie zadręczać.

O chlebie pisałem niegdyś w miesięczniku „Nieznany Świat”, który powierzył na to aż 4 stro­ny. Tytuły: „Historia kwasu mlekowego”, „Chleb lekarstwem na serce”, „Chleb lekarstwem na raka”… Za zawartą tam wiedzę dręczyły mnie różne służby, nie tylko medyczno-farmaceu­tyczne, także takie, których tu nie wymienię, bo dla wielu było by to zbyt wielkim szokiem. Po tej dawce prozdrowotnej wiedzy o chlebie i zakwasie kilka lat przeżywałem koszmar zastraszania. Nie chcę tego przypominać, lecz chcę potrząsnąć tymi, którzy chleb trzymają w foliach, lodówkach, metalowych chlebakach, a jeśli już mają chlebaki drewniane to tylko po wierzchu a wewnątrz chleb spoczywa na płycie z syntetycznych klejów. Brr! Smacznego!

Nie zwracam się do każdego, lecz do Słowian. Słowianie mają podstawową wiedzę i często sami chleby wypiekają. Może ten temat rozwinę przy innej okazji.