Nawiążę kontakt z przyjazną duszą ze Lwowa [171]

Jeśli znasz mnie skądkolwiek, np. z tej witryny to wiesz, że prowadzę zaawansowane badania genealogiczne. Moi przodkowie wywodzą się z ziem zagarniętych w I rozbiorze Polski (1772) i nazywanych Galicją. Austriaccy zaborcy, zagarnięte ziemie dzielili na cyrkuły i dystrykty. Podział na cyrkuły trwał do 1854 roku, kiedy cyrkuły przekształcono na urzędy obwodowe, a te stopniowo na powiaty. Granice cyrkułów i ich nazwy zmieniały się wielokrotnie, a nazwa cyrkułu pochodziła od jego siedziby. Szczególnie interesują mnie ziemie Galicji zachodniej, cyrkułu nazywanego w różnym czasie wadowickim, myślenickim, wielickim. Interesuje mnie także Cyrkuł sandomierski – powstały na części obszaru zagarniętego przez Austrię w III rozbiorze Polski (1795).

Cyrkuł sandomierski był jednym z 12 cyrkułów Nowej Galicji, podporządkowanych Zachodnio-Galicyjskiej Nadwornej Komisji Urządzającej, a od 1797 Gubernium Krajowemu dla Galicji Zachodniej w Krakowie. Jego stolicą był Sandomierz, a od 1798 – Opatów. Cyrkuł został zniesiony po reformie administracyjnej 1803 roku.

Materiały historyczne dot. gospodarki Galicji w latach 1772-1867 znajdują się nie tylko w archiwach i bibliotekach Polski i Austrii, ale także Ukrainy. Na Ukrainie materiały dot. gospodarki Galicji są w:
Centralnym Państwowym Archiwum Historycznym Ukrainy we Lwowie,
Państwowym Archiwum Iwano-Frankiwskiej Obłasti,
Państwowym Archiwum Tarnopolskiej Obłasti,
Państwowym Archiwum Lwowskiej Obłasti,
Lwowskiej Narodowej Naukowej Bibliotece im. W. Stefanyka we Lwowie,
Bibliotece Naukowej Lwowskiego Narodowego Uniwersytetu im. I. Franki,
i pewnie wielu innych miejscach o których nie wiem.

Przyjazna dusza ze Lwowa potrzebna do sprawdzenia co z interesującego mnie terenu znajduje się w wyżej wymienionych lwowskich instytucjach.

Zioła nas uratują [137]

Odkąd pamiętam żyłem w bliskim kontakcie z Ziemią. Bawiłem się na łąkach, polach, ugorach, interesowała mnie przyroda, rośliny, szczególnie dziko rosnące jadalne, uzdrawiające. Uprawiałem ogródek, troszczyłem się o glebę, sadziłem drzewka, a nawet pokaźne drzewa. Śledziłem cykle Księżyca, analizowałem jego wpływy na przyrodę i starałem się je wykorzystywać.

Gdy byłem w wieku przedszkolnym wokół naszego podwórka tata posadził wierzby, wówczas ja na nich samodzielnie pozaszczepiałem gałązki różnych drzew, nie tylko owocowych. Wierzbowe owoce były nad wyraz słodkie, więc dla mnie „gruszki na wierzbie” nie są abstrakcją, lecz realnym owocowym sukcesem mojej dziecięcej praco-zabawy. Nie rozumiałem dlaczego dorośli ogrodnictwo i sadownictwo uważali za trudną sztukę skoro mnie, przedszkolakowi sztuka ta wychodzi doskonale. Jedynym moim przygotowaniem do prac na wierzbach były własne doświadczenia zdobywane przy konstruowaniu wierzbowych fujarek.

Zainteresowania miałem szerokie, dość szczegółowo opisałem je w jednej z książek. Interesowało mnie wszystko, co mnie otaczało, a zainteresowania miałem głębokie i nie dawałem sobie ich spłycać. Wymagało to ciągłej walki, ale hartowało i dawało satysfakcję z sukcesów, często niepotrzebnych, ale poszerzających granice poznawania dotychczasowych możliwości.

Choć urodziłem się i dzieciństwo spędzałem w dużym mieście (trzecim, co do wielkości w ówczesnym województwie kieleckim) mama hodowała krowy, kozy, świnie, gęsi, uprawiała pola i łąki. Łąki dzierżawiła od proboszcza, a jedno z naszych pól po latach przywłaszczył sobie kościół. Inne pola, a później także dom zabrało państwo. Pasterzy kościoła poznawałem od najwcześniejszego dzieciństwa służąc do mszy, jako najmłodszy ministrant już w wieku przedszkolnym. Natomiast, czym jest to pazerne państwo, tego jeszcze nie rozszyfrowałem.

Wyrastałem i wychowywałem się w Naturze, stąd mój szacunek do przyrody i ziół. Słowa „ekologia” wówczas jeszcze nie było, a odkąd zaczęło funkcjonować jest zakłamywane i fałszowane.

Wszystko, co robiłem to nie od święta i nie na pół gwizdka, lecz całym sobą. Oprócz przyrody interesowała mnie technika, mechanika, elektronika, elektrotechnika i wiele innych dziedzin, a później także bioelektronika, którą poznawałem od samego jej twórcy – księdza, profesora, doktora hab. Włodzimierza Sedlaka (1911-1993).

Wkrótce po ukończeniu szkoły podstawowej byłem znanym w Polsce krótkofalowcem. Poprzedniczka Gazety Ostrowieckiej – „Walczymy o stal” zamieściła na pierwszej stronie sensacyjny artykuł: „Bezpośrednia łączność radiowa Nowy Jork – Ostrowiec i zamieściła foto krótkofalowców z klubu przy Lidze Obrony Kraju. Byłem na tej fotce, ale nie rozpierała mnie duma, gdyż łączności nawiązywaliśmy dalsze i ciekawsze. To dla redaktorów hasło „Nowy Jork” brzmiało dumnie. Ponieważ nasza amatorsko budowana radiostacja wyglądała zbyt skromnie dla podbicia rangi fotografii w jej centrum umieścili dwa fabryczne generatory. Wykorzystywaliśmy je do zestrajania samodzielnie budowanych obwodów rezonansowych jednakże nie miały związku z naszą pracą w eterze i nawiązywanymi łącznościami.

Z Przyrody korzysta wielu traktując ją jak darmowy supermarket, gdzie rwą, tną, plądrują, konsumują bez opamiętania i bez rekompensaty za to, co wydzierają. Ja zaprzyjaźniałem się z roślinami, potem je prosiłem i… dostawałem. Brałem ile potrzebowałem zawsze okazując wdzięczność. Kto nawiązuje emocjonalną relację z roślinami nie traktuje ich rabunkowo. Świadomość zmienia się, gdy Naturę traktujemy jak Sanktuarium. Pokrzywom poświęciłem książkę. Kapuście poświęciłem książkę. Kto z czytelników kocha rośliny i pragnie mocniej zanurzyć się w ziołolecznictwie ma już łatwiej, bo może sięgnąć po moje książki.

Zioła zawsze były pozasystemowe. Dawały wolność wyboru, ale też nadzieję przetrwania. W czasach wojen wracały do łask. Wielu pragnie mieć w ziołach ratunek gdy wojna zabierze dostęp od nazywanych „lekami” syntetycznych farmaceutyków. Ja promuję szacunek do ziół na co dzień w każdym czasie. Zioła rosną niemal wszędzie, są łatwo dostępne, tanie i wbrew zamysłom koncernów depopulacyjnych każdy może po nie sięgnąć. Wystarczy się na nie otwierać, wychodzić w teren, poznawać niczym najbliższych przyjaciół i korzystać z ich mocy: odżywczych, leczniczych, uzdrawiających, regenerujących, odmładzających… Przeprowadzka na wieś nie jest konieczna, tym bardziej, że wsie są bardziej skażone od miast. Widać to dobitnie zarówno po cenach miodów jak i miejsc ekspansji nowotworów. Miody z pasiek w miastach są droższe od miodów z pasiek na wsiach. Nowotwory na wsiach trapią nawet najmłodsze dzieci, podczas gdy w miastach dopadają głównie dorosłych. Na wsiach siła skażeń działa natychmiast, w miastach do skumulowania podobnej ilości toksyn potrzeba wielu lat.

Zioła kochać i zielarstwo praktykować można bez względu na miejsce zamieszkania. Zioła to nie chwasty, nawet nie rośliny, lecz stan umysłu, źródło zachwytu, radości, poczucia dobrostanu. Zielarskie Dary Natury to nasi sprzymierzeńcy i strażnicy zdrowia. Poznawanie ich jest formą ciągłego wtajemniczania i ciągłych inicjacji. Praktykowanie prawdziwego nieuprzemysłowionego zielarstwa wnosi zmianę świadomości, wyobrażeń i schematów. Służy budowaniu głębokiego partnerstwa z Ziemią. Do przetrwania w dzisiejszym, pełnym zagrożeń świecie niezbędna jest mocna i wspierająca się nawzajem społeczność zielarska. Niech Moc ziół będzie z nami!

Obecnie poświęcam się badaniom rodowym i poszukiwaniom genelogicznym. W jednym ze swoich drzew genealogicznych mam 13.131 osób. Jeśli temat spotka się z zainteresowaniem czytelników i redakcji przedstawię kolejny odcinek moich zwierzeń. Z najlepszymi życzeniami wszelkiej pomyślności.

Audycje na żywo [119]

Rozważam możliwość prowadzenia stałych audycji, w których rozmawialibyśmy na różne tematy życiowe, dzielili się doświadczeniem i przemyśleniami z różnych dziedzin. Początkowo do dołączenia do rozmowy nie potrzeba instalować żadnych programów, a ilość osób biorących udział w audycji ograniczona do stu. Audycje będą transmitowane na żywo, bez rejestrowania dźwięku i obrazu, a więc bez możliwości ich odsłuchania i obejrzenia w innym czasie niż tylko podczas trwania na żywo.

W przyszłości będzie możliwość rozszerzania tego przedsięwzięcia zarówno w stronę ilości osób biorących udział w spotkaniach jak i rejestrowania audycji i udostępniania w dowolnym czasie.

Teraz proszę o propozycje tematów, czasu trwania i pory tych spotkań, a także nazwy audycji, rozmów, pokazów…

Dziecięce krzywdy – fragment książki, którą przygotowuję do druku [92]

Rzadko tu coś wstawiam, nie odpowiadam na większość zaczepek (zazwyczaj głupawych), ponieważ jestem zaangażowany w przygotowanie do druku książki (300 stron formatu A4), Wydrukowana będzie w stu egzemplarzach i poza zaplanowanymi odbiorcami tylko nieliczni będą mogli ją otrzymać. Zaprezentowane tu niewielkie fragmenty nie dają przedsmaku treści, ponieważ to książka o wielu rozdziałach o bardzo zróżnicowanej tematyce, w wielu miejscach bardzo osobistej.

Dziecięce krzywdy

Dzieci z natury od najwcześniejszego dzieciństwa interesują się wszystkim, co je otacza. Rodzice, wychowawcy, nauczyciele tłumią dziecięce zainteresowania tak skutecznie, że większość dziecięcych zainteresowań jest spłycana, wygaszana, zapominana. Jest to niepojęte, jako że czynią to dorośli, a wielu uważa się za inteligentnych. Tych krzywd nie da się naprawić.

W hołdzie dzieciom skrzywdzonym przez rodziców, wychowawców, nauczycieli należałoby pisać książki o tych nieuświadomionych zbrodniach, dokonywanych każdego dnia, niemal w każdym domu i każdej szkole. Wprawdzie są takie dzieła jak „Antek” Bolesława Prusa, „Janko muzykant” Henryka Sienkiewicza, były nawet lekturami w szkole podstawowej, ale tam więcej zapisano między wierszami niż wprost, a w szkołach nie uczą sztuki czytania ze zrozumieniem.

Chyba każdy pamięta, że Antek pasał świnie, ale kto pamięta co matka odpowiadała synkowi, gdy pytał co to jest wiatrak, którego skrzydła zza góry wyłaniały się i za górą chowały?

At, głupiś! – Taki program nawet najmądrzejszego ogłupi. A co pomyśli dziecko, któremu nauczycielka mówi: siadaj ośle, baranie, tumanie, ty się nigdy niczego nie nauczysz?

Po co się miałbym się uczyć skoro ta jędza nigdy mi dobrego stopnia nie postawi.

Moje środowisko

Mnie interesowało wszystko, co mnie otaczało, a interesowałem się głęboko i nie dawałem sobie tego spłycać. Wymagało to ciągłej walki, ale hartowało i dawało satysfakcję z sukcesów, często niepotrzebnych, ale rozszerzających granice poznawania dotychczasowych możliwości.

Ja i Ambasada Zdrowia [50]

Wiedzę zielarską i dawne, ludowe medycyny różnych kultur zgłębiam od najwcześniejszego dzieciństwa. Czerpałem z wielu źródeł, od ludowych uzdrowicieli, poprzez wielkich mędrców, aż do ordynatorów klinik o światowym prestiżu.

Od dzieciństwa uczono nas przeróżnych głupot i obrzydliwości. Jedna z nich brzmiała: „gdy się nie ma co się lubi to się lubi co się ma”. To właśnie takie myślenie nie pozwala żyć pełnią życia. Kto uwierzy wpada w szpony własnych ograniczeń mentalnych. Jak pisklę orła wychowywane przez kurę.

Przysłowia mądrością narodów. Jedno z nich mówi: „dziś nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi”.

Jeśli nie masz co lubisz to zrób coś żeby to mieć!

Pewien ambitny szkoleniowiec chcąc dać swoim podopiecznym najlepszą wiedzę spędził wiele miesięcy w bibliotekach i przestudiował wszystko, co było możliwe. Gdy nie znalazł czego szukał zrozumiał, że dotychczas nikt nie latał tak wysoko, więc próżno szukał wyższego poziomu. W tej sytuacji sam napisał podręcznik według swoich wymogów. Gdy się nie ma co się lubi trzeba zrobić coś żeby to mieć!

Wielu mnie poznało z publikacji prozdrowotnych, kursów zielarskich na Podkar­paciu i w Górach Świętokrzyskich, telewizji, filmów, protestów przed pałacem[1], parlamentem, ministerstwami, niektórym regenerowałem kręgosłupy, kolana, biodra…

Kręgosłupom, kolanom, biodrom przywracam sprawność grubo ponad ćwierć wieku. Moje artykuły, głównie prozdrowotne, publikowało wiele gazet i czasopism, których nie sposób tu wymienić.

Expres Ilustrowany powierzył mi dział: „Jak żyć długo i zdrowo”, który zastąpił dział porad doktor Górnickiej i zakonnika Grande.

Wegetariański Świat opublikował moją rozprawkę „Lecznicze moce cebuli”.[2]

Nieznany Świat oddał 4 strony na moje publikacje: „Bogata historia kwasu mlekowego”, „Chleb lekarstwem na serce”, „Chleb lekarstwem na raka”.

Po tej dawce prozdrowotnej wiedzy długo przeżywałem koszmar zastraszania przez służby, nie tylko medyczno-farmaceutyczne, także te, których tu nie wymienię, bo dla wielu byłby to zbyt wielki szok. Dociekliwym polecam dostępny w wielu miejscach w internecie artykuł: Zamordowani lekarze odkryli powodujący raka enzym dodawany do wszystkich szczepionek. Dla tych, którzy wolą szukać tematycznie podaję, że powodującym autyzm i nowotwory enzymem jest nagalaza. Pytajcie o nagalazę znawców szczepionkowej zarazy.

Cykle moich artykułów publikowało kilka pism branżowych:
Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych,
Podkarpackiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego,
Świętokrzyskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego,
Gazet lokalnych i wojewódzkich: Krakowa, Łodzi, Kielc, Ostrowca Świętokrzy­skiego, Starachowic…

Gdyby to poskładać w jedną księgę trudno byłoby ją udźwignąć.
Moje zalecenia promował światowej sławy kardiochirurg, późniejszy minister zdrowia. Teraz Ambasada Zdrowia, którą stworzyłem dla Państwa wygody wydaje książki jakich nie ma gdzie indziej. Forma zwięzła, encyklopedyczna, wiedza praktyczna, sprawdzona przez stulecia, łatwa do zastosowania.

Wybrane przykłady z książki Bądź zarządcą swego zdrowia:
– Pietruszkowa herbatka wzmacniająca i oczyszczająca
– Wywar z pietruszki oczyszczający nerki
– Kuracja cebulowa odtruwająca i oczyszczająca
– Daktylowe winko wzmacniające
– Łatwo dostępne źródła kwasu foliowego
– Mikstura z oliwy i soli uwolni od bólu pleców i głowy
– Jabłuszko na co dzień – kwas ursulowy
– Guzki nowotworowe
– Florę bakteryjną odbudować (orzechy, morele)
– Zapalenie jelit
– Moczenie nocne
– ziołowa mieszanka przeciw nowotworom
– Nieżyty
– Odleżyny
– Odporność wzmocnić
– Padaczka
– Poprawa pamięci
– Pasożyty jelitowe
– Piegi
– Przemęczenie
– Przerost prostaty
– Reumatyzm
– Żylaki

          To tylko nieliczne tematy, w pierwszym wydaniu tej książki było ponad 80 przepisów, w kolejnym ponad 100.

Pokazuję jak bez leków, suplementów rozganiać zagrożenia i wspomagać orga­nizmy nasze i naszych dzieci.

Nie leczę, nie udzielam porad medycznych, brzydzę się medycyną i gdzie się da staram się unikać języka medyków i eliminować go z życia, więc w rozmowie ze mną uważajcie na słowa i dbajcie o czystość języka.

Unikam tych, którzy na zasadzie „panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek” hołdują rockefellerowskim zbrodniarzom medyczno-farmaceutycznym, a mnie chcą wykorzy­stywać do łagodzenia skutków szkód wyrządzanych latami sobie i swoim dzieciom.

Katowników proszę by nie nękali mnie swoimi nieszczęściami, macie swoich kapłanów i lekarzy, z godnością znoście konsekwencje swej próżności, naiwności, głu­poty, ja jestem Sławianinem i pragnę służyć braciom Sławianom.

Krab wspina się na brzeg naczynia starając się wydostać z niewoli. Gdy pojawi się drugi to przy każdej próbie wychylenia się poza brzeg naczynia towarzysz ściąga go na dno. Tak samo postępują katownicy. Sami rezygnują ze szczęścia, wolności byle innych pogrążyć. Pisałem o tym w Posłańcu Serca Jezusowego, artykuł miał tytuł: „Bezsens nienawiści”. Gospodarz mógł mieć wszystko, czego zapragnie, wolał jednak stracić oko byle sąsiad stracił oba oczy.

Wydałem kilkanaście książek i broszur:
– Zielona Apteka. Chwasty warte naszej miłości, wydanie V, 162 strony (w przygotowaniu VI wydanie 192 strony).
– Żywność skuteczniejsza od leków. Podróż ku zdrowiu z kapuścianym panaceum, stron 176.
– Owocowe i warzywne sposoby na zdrowie w chorobach gardła i dróg oddecho­wych, stron 58.
– Poznaj moc i potęgę kolorów. Wpływ kolorów na zdrowie i samopoczucie, stron 80.
– Bądź zarządcą swego zdrowia. Możesz wyzdrowieć bez leków, stron 86.
– Doktorzy z doniczki. Pan doktor Aloes, Pani doktor Agawa, stron 36.

Z serii Żywność skuteczniejsza od leków:
– Pokochajmy seler, warzywo przedłużające młodość, nadzieja otyłych, chorych, niejadków, str. 20.
– Buraczana Apteka. Antyrakowe warzywo długowieczności i młodości, str. 20.
– Jadajmy brokuły. Antyrakowe warzywo zdrowia, str. 20.
– Rokitnik. Syberyjski ananas źródłem zdrowia, urody, młodości, str. 20.

Mam też reprinty kilku już nieosiągalnych wartościowych książek wybitnych autorów. Okupacyjni zarządzający naszym krajem nakazują niszczyć je w bibliotekach i wszelkimi sposobami odcinają nas od prawdzi­wej wiedzy i naszych korzeni.
– Prof. Jan Muszyński Ziołolecznictwo i leki roślinne wyd. IV, 1951.
– Mgr Jan Biegański Ziołolecznictwo. Nasze zioła i leczenie się nimi wyd. IV, 1948.
– Leksykon roślin leczniczych pod redakcją Antoniny Rumińskiej i Aleksandra Ożarowskiego.
– Janina Szaferowa Poznaj 100 roślin, 1954.
– Jan Czystowski Rośliny lecznicze w rysunku i opisie 125 roślin, 1948.
– Helena Juraszkówna O ziołach leczniczych, 1957.
– dr Zofia Żaćwilichowska Jak zbierać i suszyć zioła lecznicze, 1946.

Zainteresowanych zgłębianiem i promowaniem wiedzy i świadomości prozdrowotnej, kultury odżywiania, zdrowego stylu życia, zdrowia i dbałości o nie zapraszam do współpracy z Ambasadą Zdrowia.

Główne cele Ambasady Zdrowia

– Upowszechnianie zdrowego stylu życia i dbałości o zdrowie (fizyczne i psy­chiczne);
– Poszerzanie rzetelnej wiedzy i kształtowanie świadomości prozdrowotnej, w tym kultury odżywiania i higieny psychicznej;
– Wspomaganie i promowanie prozdrowotnych inicjatyw, szczególnie naukowych i oświatowych;
– Poprawa stanu zdrowia ludzi, zwierząt i roślin, głównie poprzez zwiększanie dba­łości o zdrowie i rzetelność informacji;
– Rozwój prawodawstwa w zakresie świadomości prozdrowotnej, kultury odżywia­nia, zdrowego stylu życia;
– Prozdrowotna działalność społecznie użyteczna (także charytatywna).

Dołącz do nas i bądź zdrów! Powiedz o nas przyjaciołom i znajomym!

Nasze gene-historie

Będąc kręgarzem i zielarzem jestem też genealogiem. Co wspólnego może mieć genealogia z ziołami i zdrowiem? W dworach były panny apteczkowe – zielarki mające pieczę nad dworską apteką i zdrowotną spiżarnią; dbały o szybki powrót do zdrowia domowników i gości.

W drzewie genealogicznym sięgam Piastów i jeszcze głębiej, a że wielu z mego rodowodu było zakonnikami, aptekarzami, pisarzami, rządcami w dworach i folwar­kach to moje poszukiwania nie ograniczają się do starych metryk; przeglądam prze­różne stare księgi, w archiwach, klasztorach… Nie wszystko zniszczyły pożary i wojny, ciut przetrwało.

W rodowodach swoim i żony mamy udokumentowanych po siedem pokoleń, ale dla naszych wnuczek jest to już dziewięć udokumentowanych pokoleń.

Poszukując dokumentów sięgających w głąb odnajduję zaskakujące powiązania w szerz. Moi przodkowie są powiązani genealogiczne z: kompozytorem Fryderykiem Chopinem, pisarzem Stefanem Żeromskim, dyktatorem Powstania Styczniowego Dio­nizym Czachowskim, twórcą kawalerii konnej Władysławem Beliną Prażmowskim, wieloma zacnymi rodami: Przemyślidów, Piastów, Popielów, Podczaskich, Radziewi­czów, Marynowskich, Potockich, królami Polski i państw ościennych, cesarzami…

Moje drzewo genealogiczne jest udostępnione w internecie, więc możecie przeko­nać się, że nie ku chwaleniu się to piszę, lecz ku zachęcie do poznawania historii swo­jego rodu i odkrywania równie interesujących powiązań.

Jeśli ktoś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych ceni taką wiedzę wyślij mu SMS-a lub e-mail z adresem: www.ambasadorzdrowia.pl


[1] namiestnikowskim, zwanym prezydenckim.

[2] Na marginesie wspomnę, że nazwa miasta Chicago ma pochodzić od dużych plantacji dzikiej cebuli lub czosnku, które uchroniły miasto przed epidemiami. Pewien podróżnik w 1687 r. napisał, że okolica osady Chicagou obfituje w dziki, leśny czosnek, zwany chicagoua, i od tej rośliny osada wzięła swoją nazwę.

Drzewo rodowe formą terapii [6]

Odszukując metryk przodków pewnej Warszawianki o ostrowieckich korzeniach i budując jej drzewo rodowe miałem nadzieję wyrwać ją z zaklętego kręgu niemocy. Niemocy psychicznej i fizycznej. Wydawało mi się, że ta genealogiczna forma terapii wywoła radość z odkrywania tajemnic rodowych i rozbudzi chęć dalszego ich zgłębiania, a przy tym wyrwie z niewoli choróbska i ogłupiającego systemu.

 Strach przed zmianą

Przerażał mnie jej strach przed zmianą, mimo iż wiedziała ona, że byłaby to zmiana tylko na lepsze. Jej paniczne trzymanie się dorobku życia, jakim są niemoc i choroby, mnie – obserwatora – przeraża. Natomiast ją – twórczynię tegoż przerażenia – poraża. Nawet jeśli nie były uświadomione to były to jej dążenia do zachowania złego lecz swojego, gównianego lecz znanego. A było jej łatwo, nawet bardzo łatwo, bo nie była w swych działaniach odosobniona (o ile brak działania można nazwać działaniem).

Dlaczego piszę o strachu przed zmianą osoby czytelnikom nieznanej? Ponieważ jest to sposób bycia przytłaczającej większości polskiej społeczności przez stulecia odczłowieczanej, ubezwłasnowolnianej, odzieranej z woli wskutek ciągłych okupacji i zniewalania we wszystkich dziedzinach życia, narzekającej, chorującej, pokładającej złudne nadzieje w lekach i lekarzach, hołdującej telewizyjnym i religijnym pseudoautorytetom, biernie oczekującej kiedy się zmieni (samo miałoby się zmienić?), szukającej „cudownych” terapii odchudzających, studiującej za pieniądze rodziców, jako sposób na przetrwanie, by nie wziąć byka za rogi i nie zmierzyć się z rzeczywistością, nie kształtować jej, nie kierować własnym losem.

 Nie tylko ona jest ofiarą

Ale nie tylko wspomniana Warszawianka jest ofiarą. Ja też. Ona w pewnym sensie jest usprawiedliwiona. Usprawiedliwiona przez… syndromy kraba i żaby.

 Syndrom kraba

Gdy kraba umieścimy w naczyniu usiłuje z niego wyleźć. Ale gdy w naczyniu jest drugi krab, lub więcej krabów, wspinającego się na krawędzie naczynia, by wydostać się z niewoli natychmiast drugi ściąga go w dół. Taka krabia, ale też polska mentalność! Sam gnuśnieje w niewoli i innym nie pozwoli się z niej wyrwać. Jak w polskich rewirach piekła, gdzie nie potrzeba strażników, bo każdy skazaniec pilnuje sąsiada.

 Syndrom żaby

Gdyby żabę wrzucić do gorącej wody natychmiast z niej wyskoczy. Tak działa instynkt zacho­waw­czy. Jednakże umieszczona w wodzie stopniowo podgrzewanej pozwoli się ugotować.

Jak wolno narastające ciepło wyłącza instynkt zachowawczy żaby tak permanentne reklamy wyłączają instynkt zachowawczy człekokształtnych, leczących się z coraz to nowszych chorób wywoływanych wyniszczającym pseudoleczeniem, trującymi pseudolekami, przemysłową paszą, syntetyczną chemią gospodarczą i takimiż kosmetykami…

Dla mnie nie ma usprawiedliwienia

Natomiast dla mnie nie ma usprawiedliwienia, że naiwnie uwierzyłem Warszawiance o ostrowieckich korzeniach, że jest początkującym genealogiem, bratnią dusza, z którą mógłbym… czasem porozmawiać, wymienić się doświadczeniami, spotkać się na szlaku genealogicznej wędrówki. Nie jest ona genealogiem, bo genealog to badacz, poszukiwacz, odkrywca, cechuje go chęć poznawania i… determinacja. Nie jest ona też początkującą, bo początkującym jest ten, kto już zrobił pierwszy krok.

Spójrzmy na linijkę (krótką czy długą obojętnie). 1, 2, 3 to początek każdej. Ale zero, choćby tam było głęboko wyryte to przecież nie jest częścią tego, co zamierzamy zmierzyć, lecz miejscem, od któ­re­go zaczynamy pomiar. Nazywanie siebie początkującą w tym przypadku jest tak bardzo na wyrost, jak nazywanie biegaczem oseska, który chodzić zacznie dopiero za rok.

Włosów mycie i płukanie, a przykazanie miłości

Jeśli to zbyt trudne, przeskoczmy do włosów. Wszystkie, nie tylko blondynki, myją włosy przed wyjściem z domu, bo… wszystko robią na pokaz, dla kogoś. Nie dla siebie. A włosy są prze­cież antenami, zbierają z otoczenia cudze emocje i wszelkie zło. Dlatego powinniśmy je myć na­tych­miast po powrocie do domu, by jak najszybciej pozbyć się energetycznych śmieci, które zebra­ły i zatruwają cały organizm.

Na domiar złego wszystkie, nie tylko blondynki, płukają włosy wodą cieplejszą od tej, w której je myły. Tym sposobem osłabiają włosy i skórę głowy, krążenie krwi i jej jakość.

Do niedawna podobnie postępowali lekarze – nie myli rąk przed odbieraniem porodów mimo iż do sal porodowych szli wprost z… prosektorium. Tego, który w XX wieku usiłował tę praktykę zmienić zniszczyli, podobnie jak dwa milenia wcześniej Chrystusa, by nie mówił już więcej takich mądrości, jak przykazanie miłości.

Co i jak mógłbym zrobić, by współplemieńcy Warszawianki o ostrowieckich korzeniach z przykazania miłości zrozumieli przynajmniej zwrot: „jak siebie samego”, który przecież nie oznacza: „bliźniego lepiej”, ani „siebie gorzej”.

 Korona stworzenia

Człowieki powszechnie nazywają siebie koroną stworzenia. Tym zwrotem, głupawym zresztą jak niemal wszystko co czynią, usiłują manifestować swą wyższość nad pozostałymi dziełami Stwórcy. A przecież człowiek w całym ciele ma zaledwie 650 mięśni, podczas gdy sama tylko trąba słonia mięśni ma 40 tysięcy. Cała historia tejże „korony stworzenia” ocieka krwią, a czło­wieki śmieją się rzadko i TYLKO na wydechu, podczas gdy np. szympansy bonobo śmieją się i na wdechu i na wydechu.