Bez tytułu [189]

Do kogo

Te słowa kierujemy głównie do tych, których adresy mamy w skrzynce
e-mailowej z dawnych korespondencji. Śledzący naszą witrynę internetową: ambasadorzdrowia.pl oraz znający nas z różnych spotkań i kursów zielarskich, zdrowotnych itp. mogą już wiedzieć to, co tu czytają, więc kto nie życzy sobie wiadomości od nas proszę napisać, by jej/jego adres usunąć.

 O naszych uprawach

Od dzieciństwa pasjonowaliśmy się uprawami, najpierw rodziców, potem własnymi. Mamy ponad pół wieku doświadczenia z ziołami, warzywami, owocami, i tymi dziko rosnącymi i tymi uprawianymi. Uprawialiśmy i żywnościowe i przyprawowe i prozdrowotne i leczące i egzotyczne, nawet konopie.

Wśród celów i zadań utworzonej przez nas Ambasady Zdrowia jest krzewienie rzetelnej wiedzy prozdrowotnej i rozpowszechnianie najlepszej, sprawdzonej przez tysiąclecia prozdrowotnej żywności naszych przodków z kaszami na czele.

Nasze zboża orkisz i płaskurka oraz kasze i płatki z orkiszu i płaskurki nie mają sobie równych, co łatwo sprawdzić zarówno laboratoryjnie jak też organoleptycznie. Nawet młynarze przyznają, że tak wysokiej jakości zbóż, które nam obłuszczają i przetwarzają na mąki, kasze, płatki nie spotykają u innych, którym świadczą podobne usługi. Po naszych kaszach odzyskiwały zdrowie, nie tylko ciężko chorujący, ale nawet dzieci uszkodzone wstrzykiwanymi im truciznami.

Oferta

Nasza oferta powinna być dla wszystkich, jednakże kierujemy ją głównie do przytomnych rodziców, a szczególnie do rodziców dzieci uszkodzonych wstrzykiwanymi im truciznami.

Nie szukamy zbytu na nasze wyroby, bo już zaprzestaliśmy własnych upraw. Mamy kilku wychowanków, którzy od nas zaczęli swoje przygody z orkiszem i płaskurką. Pokochali ich właściwości i zalety i teraz te pierwotne zboża uprawiają i przetwarzają na mąki, kasze i płatki, które my nadal promujemy i polecamy jako pokarm prozdrowotny i przywracający utracone zdrowie.

Jeden z naszych wychowanków – Jacek z Podkarpacia – uzyskuje jakość prozdrowotną nawet lepszą od naszej. Przejawia się to w większej zawartości enzymów, co dla zdrowia jest najważniejsze. Jego uprawy w klimacie bardziej surowym od naszego, na glebie nigdy nie skażonej syntetycznymi paskudztwami dają plony mniejsze, ale o wyższej jakości prozdrowotnej.

Nie jest naszym celem zachwalać cudze wyroby, bo każdy przytomny może je porównywać z dotychczas stosowanymi. Zachęcamy więc do degustowania, porównywania, sprawdzania i przytomnego podejmowania rozsądnych decyzji.

 Dostępność

Jacka uprawy są niewielkie (w 2023 roku orkiszem i płaskurką obsiał tylko 1,3 ha, w 2024 – tylko 2 ha). Jacek zboże do obłuszczania i mielenia wozi samochodem osobowym, więc zabiera tylko ok. 300 kg, z czego po obłuszczeniu zostaje nieco ponad 200 kg. Z tych 200 kg około połowa przerabiana jest na mąkę. Na kasze (cztery rodzaje z orkiszu i cztery rodzaje z płaskurki) oraz płatki pozostaje niewiele. Młyn i kaszarnię Jacek odwiedza w miarę zapotrzebowania (zazwyczaj co miesiąc), więc Jego wyroby są zawsze świeżutkie.

My i nasza rodzina (nie mając już własnych upraw) korzystamy z wyrobów Jacka i całym sercem oraz autorytetem Ambasady Zdrowia i własnym polecamy je posmakować i porównać z dotychczas stosowanymi. Jesteśmy przekonani, że poznawszy Jackowe wyroby nie sięgniecie już po żadne inne i będziecie je polecać przyjaciołom i znajomym. A o swoich spostrzeżeniach i doświadczeniach proszę pisać na e-mail: ladiwek@wp.pl albo w komentarzach pod artykułami na tej stronie.

Więcej o zaletach Jackowych mąk, kasz i płatków zamieszczamy w naszej ulotce, opublikowanej także w tej witrynie pod tytułem „Prozdrowotne kasze i płatki [186]”. Link do wspomnianej ulotki.

W sklepach są łatwo dostępne mąki i kasze „orkiszowe”. Czy są inne niż tu promo­wane? Tak, zupełnie inne! Tamte „orkiszowe” są z „pszenicy orkiszowej”, czyli takiej, w którą wstawiono gen orkiszu, a więc są genetycznie modyfikowanymi hybrydami, uprawianymi na glebie przez dziesięciolecia skażanej syntetycznymi nawozami, trującymi opryskami, dosuszane randapem, bądź jego odmianami na bazie glifosatu. Nasze są z orkiszu pradawnego, naturalnego, niemodyfikowanego, uprawiane na glebie, która nigdy nie była „zasilana” syntetycznymi truciznami. Ponadto nasze dojrzewają w Słońcu i dosuszane są Słońcem.

Jak niebieska sukienka nie jest z nieba lecz z tkaniny (zazwyczaj syntetycznej, bądź z dodatkami syntetyków), tak „orkiszowe” wyroby nie są orkiszu lecz z pszenic wielokrotnie modyfikowanych, także genetycznie. To GMO.

O tym, że pradawne zboża: orkisz, płaskurka, samopsza nie są pszenicą pisaliśmy w kilku miejscach. Zapraszamy do lektury.

Link do wpisu: Orkiszowa i z orkiszu to zupełnie co innego – odpowiedź na komentarz [105]

Link do wpisu: Prastara odmiana orkiszu nie jest pszenicą [55]

Link do wpisu: Zboża prozdrowotne a trujące [179]

Link do wpisu: Potrawy o wielu prozdrowotnych właściwościach [162]

 

 

Niegdyś zapewniał zdrowie i leczył, dziś truje i zabija [187]

Niegdyś zapewniał zdrowie i leczył, dziś truje i zabija

Współpracując z naukowcami badającymi procesy zachodzące w przygotowywaniu i wypiekaniu chleba poznawaliśmy przeróżne tajemnice. Większość niewyobrażalnych nawet dla ambitnych zjadaczy chleba.

Pani profesor całe życie badająca różne bakterie nazywane „bakteriami kwasu mlekowego” lub „bakteriami fermentacji mlekowej” wyselekcjonowała zestaw zapewniający taki smak, zapach i wygląd chleba, jaki pamiętamy z dzieciństwa, wraz z jego charakterystyczną popękaną skórką. Ten zestaw wyselekcjonowanych bakterii miał wdzięczną nazwę, której tu nie podajemy ze względu na szerzące się tendencje fałszowania wszystkiego, także przez podszywanie się pod znane nazwy.

Zakwas zakwasowi nie równy

Najważniejszą zaletą tamtych wyselekcjonowanych kultur bakterii kwasu mlekowego jest prozdrowotne działanie chlebów powstałych na takim zakwasie oraz powtarzalność procesu w każdych warunkach.

Dziś wielu producentów szafuje hasłem „na zakwasie”, ale rozumiejących, że zakwas zakwasowi nierówny jest niewielu, większość daje się łapać w pułapki haseł.

Chleby z wypieku inicjowanego opracowanym zestawem, podobnie jak chleby z niegdysiejszych wypieków domowych, były pokarmem i lekiem. Lekiem w chorobach serca, układu krążenia i wielu, wielu innych, łącznie z nowotworowymi. Pani profesor klasyfikowała takie chleby do żywności funkcjonalnej, ale także usiłowała przemycić pewne dodatki. Tak więc nie jesteśmy zauroczeni jej pracą, nazywaną „naukową”, lecz z obowiązku zachowania uczciwości wspominamy fakty. A najbardziej wymownymi, które mogliśmy osobiście obserwować są:

1. zażegnanie w tydzień nowotworu skóry i tkanek miękkich u jej męża samym tylko zakwasem do chleba;

2. uwolnienie wielu jej znajomych z problemów nazywanych nowotworowymi i im podobnych, głównie jelit i żołądka samym tylko zakwasem do chleba.

Chleb lekarstwem dla serca i na raka

Zapewne czytelnicy mojej strony pamiętają moje artykuły: „Chleb lekarstwem dla serca”, „Chleb lekarstwem na raka” w Nieznanym Świecie i innych miejscach, także na tej stronie.

Wyselekcjonowanymi kulturami prozdrowotnymi pani profesor pragnęła zainteresować wszystkie piekarnie i wszystkich piekarzy. Udało jej się to w znikomym zakresie. Przytłaczająca większość nasyca pieczywo przemysłowymi truciznami.

Genetycznie modyfikowane hybrydy

O rzetelnie wypiekanym prawdziwym chlebie i jego prozdrowotnych właściwościach można pisać bez końca i zapewne ten temat będzie tu jeszcze wielokrotnie gościł, jednakże teraz skupmy się na pszenicach z czasów, kiedy jeszcze nie były modyfikowane genetycznie. To wcale nieodległe czasy, ledwie pół wieku, a więc czasy naszych rodziców i naszego dzieciństwa. Wówczas z każdą kromką chleba przyjmowaliśmy około 400 mg jodu. Skąd? Z mąk. A jak jest obecnie? Dzisiejsze mąki konserwowane są bromem! Tak oto nie tylko nie spożywamy wraz z pieczywem życiodajnego jodu, ale dodatkowo zatruwamy się bromem, który ponadto wypiera z tarczycy i innych miejsc naszego organizmu skromne pozostałości jodu.

Depopulacja chlebem

Fakt, że spośród wszystkich krajów świata w Polsce zjada się najwięcej pieczywa wykorzystywany jest do zaplanowanej depopulacji. Tym, którzyby wątpili w konsekwentną realizację zaplanowanej depopulacji dorzucę jeszcze jeden fakt, jakim jest drastyczne zmniejszenie normy zapotrzebowania jodu i rozsiewanie kłamstw jakoby w naszej populacji nie było niedoborów jodu, mimo iż zalewa nas wysyp chorób tarczycy, niepłodności, nowotworów i totalny spadek odporności i życiowej energetyki.

Jod konta brom

Skąd zatem brać jod, skoro nie żyjemy nad morzem, rzadko nad morze jeździmy, a w coraz nowocześniejszej diecie mamy go coraz mniej? Równie ważne jak źródła dostarczania są źródła utraty. Te, o których wiemy, jak: nawykowe reagowanie stresem i długotrwałe funkcjonowanie w przewlekłym stresie i te nieuświadomione jak: wyniszczanie bromem dodawanym do potraw i składników pokarmowych z pieczywem na czele.

Nie jesteśmy bezsilni

Wiele możemy dla siebie zrobić sami. Łatanie dziur utraty jodu zacząć najlepiej od największych, czyli zrezygnowania z nasyconych bromem wyrobów pszenicznych.

Pszenica konta zdrowie

Wiemy, że jod jest potrzebny nie tylko tarczycy, piersiom, jajnikom, jelitu grubemu, jądrom, plemnikom i wielu organom w naszym ciele.  Niegdyś cukier i białą mąkę nazywano białą śmiercią. Wraz z rozwojem genetycznego modyfikowania i zwiększania chemikaliów w uprawach pszeniczna mąka stawała się coraz bardziej wyniszczająca. To łatwo sprawdzić obserwując reakcję ptaków i zwierząt na produkty modyfikowane, chemizowane i naturalne. Albo rezygnując z produktów zawierających pszenicę wreszcie zacząć odzyskiwać utracone zdrowie i to w każdym przypadku, niezależnie jakie kto sobie choróbska wypracował.

Prozdrowotne kasze i płatki z orkiszu i płaskurki [186]

Prozdrowotne kasze i płatki z orkiszu i płaskurki

Nasze ziarna pradawnych zbóż orkiszu i płaskurki, oraz wykony­wane z nich mąki, kasze, płatki nie mają sobie równych. Nie tylko ze względu na jakość materiału siewnego i sposób uprawy, bo każdy może z dobrych nasion uprawiać uczciwie i rozsądnie, ale głównie ze względu na sposób zbioru i obróbki ziaren. Świadomi tych różnic są tylko ci, którzy wykorzystują nasze wyroby i je porównują z innymi.

Nieścisłości, niedorzeczności, błędy, kłamstwa

O dawnych zbożach – orkiszu, płaskurce – jest wiele publikacji (głównie w internecie), lecz mało w nich prawdy, gdyż większość publikujących kopiuje cudze treści wraz z zawartymi w nich nieści­słościami i błędami. Kolejne kopie „upiększane” są kolejnymi nieści­słościami, niedorzecznościami, błędami, kłamstwami. Powszechne jest zatajanie prawd niewygodnych i tworzenie kłamliwych reklam produktów bylejakich, wyniszczających, a nawet trujących.

Gorzkie prawdy, których mieliśmy nie poznać

Genetycznie modyfikowane hybrydy nowych odmian zbóż i in­nych roślin dają coraz większe plony, ale też coraz bardziej wynisz­czają nasze środowisko i nasze organizmy. To jednak nie interesuje producentów i handlowców zabiegających o zyski nawet kosztem zdrowia konsumentów. Konsumenci zaś, zazwyczaj skupieni na na­zwie, nie zauważają, że nowoczesne hybrydy pszenic, także tych na­zywanych „orkiszowymi” to zupełnie co innego niż dawny orkisz, dziki, naturalny, prozdrowotnie wspomagający nasz organizm.

Pradawne zboża: orkisz, płaskurka, samopsza są bogate w mine­rały, witaminy, enzymy… Częste jadanie ziaren pradawnych zbóż – szczególnie w postaci kasz i płatków uodparnia organizm i chroni nas przed większością współczesnych chorób – także tych nazywa­nych „cywilizacyjnymi”. Wymienianie nazw chorób nie ma sensu, bowiem zadbany układ immunologiczny (odpornościowy) sam sobie radzi niemal w każdym zagrożeniu i każdej chorobie. Homeostaza to właśnie ta naturalna zdolność samoregeneracji organizmu.

Ważne dla każdego

Spośród wielu właściwości prozdrowotnych, regenerujących, uz­drawiających wystarczy wspomnieć wspomaganie trawienia i wzma­cnianie odporności organizmu, co jest ważne w każdej przypadłości. Nawet najciężej chorzy mogą doświadczać samoregeneracji narzą­dów i całego organizmu.

Dla kierujących się nazwami chorób dorzućmy jeszcze ochronę przed miażdżycą i regenerację układu krążenia – nawet tam, gdzie choroby już poczyniły spustoszenie. A, że wielu tkwi w sidłach cu­krzycy, celiakii, alergii… to przypominamy, że indeks glikemiczny naszych kasz i płatków z pradawnych zbóż nieuprzemysłowionych jest znacznie niższy od tego z żywności przemysłowej. Już samo to jest zbawienne zarówno dla zdrowych jak i chorych.

Częste jadanie ziaren, kasz, płatków z pradawnych zbóż przynosi wiele korzyści, ale już tylko te wymienione są wystarczającym po­wodem, by je stosować w żywieniu profilaktycznym, leczniczym, powszechnym, codziennym…

Co zaś dotyczy mąk to te sprzedawane w sklepach „konserwo­wane” są bromem. Wiedza o dodawaniu bromu do żywności dla żoł­nierzy w celu hamowania chuci jest powszechna, ale to nie jedyna destrukcyjna właściwość bromu.

Brom wyniszcza nas wielorako, jed­nakże tu przypominamy tylko, że blokuje przyswajanie jodu. Jodu wszyscy mamy zbyt mało, więc należy go chronić, tymczasem brom wybija jego resztki i stąd tyle chorób tarczycy, niepłodności, nowo­tworów, chorób nazywanych cywilizacyjnymi.

Naturalna ochrona ziaren i naszych organizmów

Naturalną ochroną nasion jest ich łuska.

Łuska ziaren nowych odmian zbóż jest skąpa i odpada podczas młócenia, więc ziarna skażane są zarazami, szkodnikami i chemika­liami stosowanymi w uprawach i przetwórstwie.

Łuska pradawnych zbóż jest twarda, gruba, mocno otula ziarna chroniąc je przed zarazami, szkodnikami, chemikaliami…

Gluten zawarty w wyrobach każdej z odmian pszenicy tworzy w organizmie śluz, flegmę, wychładza organizm i staje się podło­żem wszelakich chorób. Nasze ziarna, mąki, kasze i płatki z pradaw­nego orkiszu i pradawnej płaskurki mają właściwości ocieplają­ce, osuszające, a to w naszej strefie klimatycznej jest najcenniejsze.

Nasze ziarna, kasze, płatki z pradawnych zbóż są doskonałym źródłem błonnika, minerałów, witamin, enzymów… Spośród minera­łów są to: selen, wapń, miedź, magnez, żelazo, fosfor, cynk i wiele innych. Spośród witamin są to: A, B, D, E, PP i wiele innych.

Nazwy minerałów i witamin dla zdrowia nie są potrzebne, wy­starczy, że jadający nasze kasze i płatki doświadczają zwiększania odporności i wygaszania stanów zapalnych, a w ślad za tym wszel­kich chorób, od przeziębieniowych, poprzez zwyrodnieniowe, aż po nowotworowe.

Skąd tyle dobra

Naukowcy powołują się na zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych i rodamidu, nazywanego naturalnym antybiotykiem. Zdrowiejących po naszych kaszach nie interesowały naukowe na­zwy, zadowalali się poprawą zdrowia i samopoczucia od pierwszego tygodnia wprowadzanych zmian, z których najważniejszą było zastą­pienie przemysłowych paskudztw pszenicznych naszymi kaszami i płatkami z orkiszu i płaskurki. Pierwszymi zmianami był przypływ energii, spokój wewnętrzny, polepszenie wyglądu skóry, wzmocnie­nie włosów i paznokci. Teraz będzie to jeszcze łatwiejsze, bo ofertę kasz i mąk poszerzamy o płatki, otręby, ziołowe przyprawy do każ­dej potrawy, ziołowe herbatki odporności, zdrowia, urody.

Nasze kasze i płatki z orkiszu i płaskurki są lekkostrawne, doskonałe zarówno dla dzieci jak też dla chorujących i wynisz­czonych leczeniem. To wielka szansa dla dzieci z alergiami, uczu­leniami, celiakią, astmą, brakiem odporności, porażeniami mózgowymi i kończyn, auty­zmem…

Zboża, z których ziarna, kasze, płatki i mąki oferujemy uprawiamy dawnymi sposobami, bez chemikaliów, na nasło­necznionych polach Podkarpacia. Dojrzewają w Słońcu. Wy­korzystujemy odpowiednie pory siewu i zbioru. Nie stosuje­my żadnych oprysków. Stosujemy płodozmian.

Jak przygotować

Spośród wszystkich krajów świata w Polsce jada się najwięcej chleba. Jadający chleb z domowych wypieków są zdrowsi. Polecam więc ten zwyczaj rozszerzać na każdą rodzinę. Zanim zdecydujesz się na wypiekanie własnego chleba czy bułek spróbuj naszych kasz i płatków. Można je przed gotowaniem namoczyć (co zwiększy ilość i aktywność enzymów), można też gotować bez moczenia.

Płatki można jadać surowe, sparzone, z tartym jabłkiem i prze­różnymi dodatkami.

Kasze i płatki gotujemy z dodatkiem masła.

Kasze gotujemy w dwa razy większej objętości wody niż kaszy, na małym ogniu do całkowitego wchłonięcia wody.

Dawne gospodynie po ugotowaniu kaszy garnek z kaszą okry­wały pierzyną, by kasza jeszcze „dochodziła” bez ognia. Sprawdź tę metodę, delektuj się smakiem i ciesz się zdrowiem.

Surówki piękności

Powszechnie znane są „owsianki” i „surówki piękności”, sporzą­dzane z płatków owsianych, tartego jabłka i bakalii. Zastępując prze­mysłowe płatki owsiane płatkami z naszego orkiszu lub naszej pła­skurki doświadczysz najpierw poprawy samopoczucia i ładniejszej cery, a wkrótce także wygasania zapaleń i zdrowienia – niezależnie od nazw chorób, czasu ich trwania i zaawansowania.

Jadaj kasze i płatki z naszych zbóż jak najczęściej i zdrowiej, ciesz się zdrowiem i dziel się swoim doświadczeniem.

Przyślij nam opis swoich doświadczeń i swoje sposoby wyko­rzystywania naszych kasz i płatków. Dostaniesz za to porcję naszych wyrobów, albo naszą książkę.

  Zamówienia:

Jacek – rolnik z Podkarpacia – tel. 660 687 228

Edward – ambasador zdrowia – tel. 506 200 788

Wiosenne pokrzywy na stole [159]

Pokrzywy są już dorodne, pora wykorzystywać je kulinarnie.

O wykorzystaniu pokrzyw pisałem tutaj:  Chleb pokrzywowy [31] i tutaj: Różne gatunki pokrzyw [45] i tutaj: Pokrzywowe ciekawostki [29]

Działanie lecznicze pokrzyw jest wielostronne, a teraz szczególnie polecić należy przeciw wiosennemu wyczerpaniu, awitaminozie wiosennej, dla wzmacniania organizmu, obniżania zawartości cukru w krwi. Pokrzywy zawierają m.in. mnóstwo witaminy C, karoten, witaminy K, E, B2, kwas pantotenowy oraz składniki mineralne: żelazo, magnez, wapń, krzem, mangan. Kulinarny dodatek pokrzyw sprzyja tworzeniu się czerwonych krwinek, wpływa dodatnio na działalność nerek, wątroby, pęcherzyka żółciowego, na wydzielanie soków trawiennych i perystaltykę jelit.

Najwartościowsze pokrzywy są właśnie teraz, zanim zaczną kwitnąć.

W kuchni młode pokrzywy powinny być dodatkiem do zup jarzynowych i ziemniaczanych, szpinaku, szczawiu, botwinki (1/3 ziela pokrzywy i 2/3 szpinaku, szczawiu, botwinki). Z pokrzyw i innych zielonych ziół można sporządzać sałatki. Z pokrzyw duszonych w maśle z cebulą, czosnkiem i gałką muszkatołową proponuję sporządzić farsz do naleśników. Przyrządzoną jak szpinak lub zagęszczoną jajkiem z odrobiną mleka można podawać jako jarzynkę do mięsa.

Naleśniki z pokrzywami

Składniki:

1 dag świeżych listków młodych pokrzyw
pół łyżki skrobi ziemniaczanej
2 łyżki oleju nieprzemysłowego
200 ml mleka
pół szklanki mąki z orkiszu lub płaskurki
1 jajko
ćwierć łyżki cukru
duża szczypta soli

Wypłukane listki pokrzyw, zalać małą ilością wody, doprowadzić do wrzenia i pogotować 2-3 minuty na małym ogniu. Przełożyć na sitko, odsączyć. Do wybitego jajka dodać cukier i mieszać do rozpuszczenia cukru. Mąkę, skrobię i sól wymieszać, wlać mleko i olej, dodać liście pokrzyw i zmiksować. Patelnię zwilżyć olejem, rozgrzać i wlać porcję ciasta. Podważyć brzegi ciasta i przełożyć na drugą stronę. Przykryć patelnię. Naleśniki z pokrzywami powinny być jasnozielone i cienkie. Podawać z farszem słodkim lub pikantnym.

Omlet z pokrzywami

Składniki:

2 jaja
2 dag świeżych liści młodych pokrzyw
2 dag masła
4 łyżki mleka
2 młode cebule ze szczypiorem
szczypta soli
koperek, natka pietruszki do posypania

Wypłukane listki pokrzyw, zalać małą ilością wody, doprowadzić do wrzenia i pogotować 2-3 minuty na małym ogniu. Przełożyć na sitko, odsączyć, ostudzić i drobno pokroić (lub zmiksować). Do wybitych jaj dodać mleko, sól i wymieszać. Cebulę pokroić w grubą kostkę i zeszklić na maśle. Dodać pokrojony szczypior, pokrojoną pokrzywę i dusić około minutę. Wlać masę z jajek, przykryć i zmniejszyć ogień do minimum. Smażyć powoli aż masa się całkowicie zetnie. Podważyć brzegi, zsunąć na talerz, posypać natką pietruszki i koperkiem.

Chleb lub bułki z pokrzywą, bez jajek

Składniki:
200 ml wrzącej wody
1 dag świeżych drożdży
10 dag młodych pokrzyw
2 łyżki masła
35 dag mąki z orkiszu lub płaskurki
łyżeczka cukru i łyżeczka soli
pęczek świeżego koperku i 2-3 ząbki czosnku
nasiona lnu, dyni, sezamu do posypania
forma do pieczenia, papier do wyłożenia, tłuszcz do wysmarowania

Pokrzywy wypłukać w zimnej wodzie, zalać wrzątkiem i gotować na małym ogniu około 2 minuty. Przełożyć na sito, przelać zimną wodą, wycisnąć. Pokrzywy, koperek, cukier zmiksować z niedużą ilością ciepłej wody, aż powstanie gęsta zielona masa. Przełożyć do odpowiedniego naczynia, dodać łyżkę mąki, cukier, wkruszyć drożdże. Masę zagnieść, przykryć i odstawić na kwadrans w ciepłe miejsce. Do dużej miski przesiać przez sito mąkę i sól, dodać posiekany czosnek. Do mąki przełożyć wyrastające drożdże, dodać miękkie masło. Ciasto ugniatać aż będzie miękkie i delikatne. Przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (40-60 minut). Po wyrośnięciu ponownie zagnieść i odstawić do ponownego wyrośnięcia (na co najmniej 20 minut). Ręce natłuścić olejem, z ciasta uformować bochenek lub bułeczki. Przykryć płótnem, włączyć piekarnik. Uformowany bochenek lub bułeczki przełożyć do formy wyłożonej lub natłuszczonej papierem i wstawić do rozgrzanego do 180° C piekarnika na środkową półkę na 40 minut. Po tym czasie przenieść na dół piekarnika i piec jeszcze krótko (nie dłużej niż 10 minut). Ostudzić wyjęte z formy.
Jeśli z tego ciasta pieczemy bułeczki czas pieczenia będzie krótszy – 20-25 minut w temperaturze 180° C.

Pytania o książki [130]

Wśród pytań do mnie kierowanych zdarzają się pytania o książki. Mam jeszcze nieliczne egzemplarze książek moich, a także reprintów dawnych, najbardziej wartościowych książek wybitnych zielarzy. Książki mogę przekazać w dobre ręce w drodze wymiany. Działań stricte handlowych nie prowadzę, żeby nie podlegać pod represje i rozboje fiskalne.

Jeśli potrzebujesz moich książek lub reprintów dawnych książek zielarskich najwybitniejszych zielarzy, botaników napisz co oferujesz w zamian.

Przyjmę:
inne książki: szczególnie dawne, historyczne, przyrodnicze, zielarskie, dla dzieci i młodzieży, Albina Siwaka, dra Błaszczyka, Konopnickiej, Porazińskiej…,
płody rolne naturalne i dzikie, grzyby, jagody, zioła, warzywa, owoce…
dawne radia, magnetofony, instrumenty muzyczne, zegary, maszyny rolnicze, gospodarskie, domowe, korbowe, przeróżne starocie…

Rozejrzyj się po strychach, poddaszach, piwnicach, komórkach, lamusach… Jeśli poniewiera się coś dla Ciebie zbędnego, daj znać, bo mnie może się przydać.

Środki płatnicze (stare i nowe) też przyjmę w drodze wymiany, ale wolę chleb z mojego zboża, jeśli umiesz upiec, grzyby, jagody, zioła, a także pracę: szycie, haftowanie, robótki szydełkiem i na drutach, przepisywanie komputerowe, wyszukiwanie w internecie dokumentów, książek, osób, ściąganie dokumentów udostępnianych przez archiwa i biblioteki…

Inne propozycje też są możliwe. Proszę śmiało zgłaszać oferty, pamiętając jedynie by nie nakłaniać mnie do oddawania owoców mojej pracy urzędom i urzędnikom.

Zdrowy chleb łatwo upiec [110]

Bożena napisała: Dziękuję za bardzo cenne wiadomości z zakresu medycyny naturalnej, jestem zachwycona wiedzą, jaką Pan posiada i przekazuje ludziom, którzy jej poszukują.

Podobne komentarze dostaję też od innych osób. Szkoda, że nieuważnie czytacie, albo nie rozumiecie, co czytacie. Przecież ja nie promuję żadnych medycyn! Tej, którą nazywacie „naturalną” także nie! Podkreślam przy każdej okazji, że brzydzę się medycynami. Wszystkimi! Po to studiowałem medycyny różnych kultur, żeby je rozumieć i umieć ich unikać. Przypominam słowa ś.p. światowej sławy kardiochirurga i ministra zdrowia, który publicznie (w TV) powiedział, że gdyby szlak trafił lekarzy to 95 % chorujących wyzdrowiałaby natychmiast.

Ja także marzę żyć w świecie bez lekarzy i bez farmaceutyków nazywanych lekami, choć powszechnie wiadomo, że nie leczą lecz trują i zabijają.

W odpowiedzi na komentarz Bożeny odpisałem: Nie mam pomysłu o czym pisać, więc proszę o sugestie tematów, które powinny się tu znaleźć. No i stało się. Przeczytał to Marcin, który napisał: Witam serdecznie może dokładny opis pieczenia chleba.

Tego typu prośby nie pochodzą od myślących, lecz od zniewolonych przeróżnymi przepisami. Myślący piekli chleby od niepamiętnych wieków. Piekli, nabywali doświadczenia i udoskonalali. Od płaskich placków nazywanych różnie w różnych kulturach (u nas podpłomyki) do wyrośniętych bochenków. Do niedawna każda gospodyni w swoim domu piekła chleby dla swojej rodziny. Aby piec rzadziej nadmiarem dzielono się z sąsiadami, a gdy sąsiedzi upiekli także dzielili się. Każdy więc jadał zdrowy chleb – czasem z własnego wypieku, a pomiędzy własnymi wypiekami z wypieku sąsiadów.

Dzisiejsze panie też potrafią piec, ale zazwyczaj ich wypieki są dalekie od chlebowych – nasycone są bowiem cukrem, masłem, margaryną, drożdżami, syntetycznymi proszkami, syntetycznymi olejkami zapachowymi… Nawet mąka, z której pieką nasycona jest przeróżnymi chemikaliami – by zabijać szkodniki, przedłużać okres magazynowania, przedłużać trwałość, zachowywać pierwotny wygląd, oszukiwać nasze kubeczki smakowe…

Gdyby tak „zapomniały” dodać tych wszystkich paskudztw powstałby chleb, bowiem chleb składa się z dwóch podstawowych składników tj. mąki, wody i zakwasu.

Mąka, woda i zakwas to nie trzy, lecz dwa podstawowe składniki, bowiem zakwas powstaje z mąki i żuru, a żur z mąki i wody, a więc mamy tylko dwa podstawowe składniki, czyli mąka i woda.

Do smaku można dodać soli. Reszta to praca polegająca na dokładnym wyrobieniu ciasta, pozostawieniu go do wyrośnięcia, włożeniu do nagrzanego pieca i wyjęciu z pieca po upieczeniu. Tylko tyle i aż tyle.
Oczywiście ważna jest czystość, ale nie chodzi tylko o mechaniczną czystość naczyń i pomieszczeń, ale także o energetyczną czystość, czyli atmosferę, w której cały proces przebiega. W chaosie, kłótniach, plugastwach płynących z telewizorów nie powstanie zdrowy pokarm, lecz trucizna. Nawet najlepsze składniki długotrwale nasycane energetycznym jadem stają się truciznami, zatruwają organizm, powodują choroby, skracają życie, deformują, zabijają…

Tak więc upiec zdrowy chleb jest łatwo. Trudno jest tylko czytać ze zrozumieniem i dbać o zdrową atmosferę.

Tajemna moc liści chrzanu [90]

Do kiszenia ogórków powszechne jest dodawanie kawałka korzenia chrzanu, ale z równie dobrym skutkiem można wykorzystywać liście chrzanu. Chrzan łatwo znaleźć i rozpoznać. Jego duże, podłużne liście były wykorzystywane zazwyczaj do zabezpieczania żywności przed psuciem.

Zarówno korzeń chrzanu jak i jego liście zawierają: potas, magnez, wapń, witaminy C, A, B, E… Witaminy C najwięcej jest w liściach, ponieważ powstaje w procesie fotosyntezy pod wpływem Słońca.

Skoro tyle naturalnych dóbr mamy w zasięgu ręki to skąd moda, czy wręcz religijna głupota kupowania syntetycznych przemysłowych paskudztw w plastikowych pudełkach, nazywanych „witaminami”, „suplementami”, zatruwania się masą tabletkową, wypełniaczami, barwnikami, przeciwzbrylaczami, zaśmiecania świata syntetycznym plastikiem, nadużywania przedrostka „eko”?

Liście chrzanu zawierają przeciwdziałające rozwojowi bakterii glikozydy siarkocyjanowe. Młode liście chrzanu są smaczne, więc polecam wykorzystywać je gdzie tylko można i gdzie tylko się da.

Do niedawna osełki masła wiejskie gospodynie owijały liśćmi chrzanu. W ten sposób zabezpieczały masło przed rozwojem bakterii i psucie, a więc przedłużały jego świeżość.

Zabezpieczać przed psuciem i przedłużać świeżość liśćmi chrzanu można także sery, wędliny, ryby, warzywa…

Na liściach chrzanu można piec chleb, podobnie jak na liściach kapusty (wspominałem o tym chyba na spotkaniu Wolnych Ludzi w Krakowie). Liście chrzanu są soczyste (mają dużo wody), dzięki temu nawilżają chleb w trakcie pieczenia, a wydostające się z nich olejki dodają chlebowi smaku i wyjątkowości.

Liście chrzanu wykorzystujemy podobnie jak papier do pieczenia, albo liście palmy bananowca. Wszystko co przeznaczone do pieczenia lub grilowania może być ułożone na liściach chrzanu lub zawinięte w liście chrzanu. Np. mięso zmielone i przygotowane jak na kotlety, a jeszcze lepiej z warzywami proponuję zawinąć w liście chrzanu (tak, jak zawija się gołąbki w liście kapusty) i upiec. Zyskamy nie tylko na smaku i wyglądzie potraw, ale przede wszystkim na zdrowiu i przyjemności z tworzenia posiłków smaczniejszych i zdrowszych.

Natychmiast po przeczytaniu tego wpisu pewna gospodyni zrobiła z liści chrzanu masełko chrzanowe. Tak domownikom posmakowało, że odtąd jedzą tylko takie. Dodaję więc ten akapit gratulując pomysłu na ciekawe przetwarzanie liści (nie tylko chrzanowych) i  zachęcam wszystkich do równie zdrowej kreatywności. Prześcigajcie się w pomysłach na ziołowe masełko. Chrzan, koper, czosnek, szczypior czosnku i cebuli, pokrzywa, komosa, natka pietruszki, natka marchewki, liście rzodkiewek, konopi, czosnek niedżwiedzi, listki, pączki i kwiaty drzew i krzewów owocowych, porzeczek, malin, morwy…, kwiatki i listki roślin polnych i ogrodowych, stokrotek, mniszka, nasturcji, nagietków, dyni, cukini, kabaczków, ogórków, ogóreczników… Co jeszcze odtąd będziecie dodawać do masła i twarogu?
A może ktoś z moich czytelników od dawna stosuje ziołowe masła i ziołowe twarogi? Dzielcie się pomysłami. Zapraszam zarówno tych, którzy od dawna stosują ziołowe smarowidełka jak też tych, których udało mi się zachęcić by zaczęli.

Prastara odmiana orkiszu nie jest pszenicą [55]

Fragment książki: „Brzuch ma rozum. Odchudzanie zagraża zdrowiu”.

Z Pisma Świętego, uznawanego za najstarszą księgę świata wynika, że prastara odmiana orkiszu nie mogła być pszenicą, bowiem w niżej przytoczonych wersetach słowa pszenica i orkisz występują w takim zestawieniu, iż niemożliwym by była ich jednoznaczność.

Księga Wyjścia (Druga Księga Mojżeszowa) 9, 32: Ale pszenica i orkisz nie pokładły się, bo są późniejsze.

Księga Izajasza 28. 25: Czy nie sieje pszenicy, zboża[1], jęczmienia i prosa, wreszcie orkiszu po brzegach?

Księga Ezechiela 4, 9: Weź sobie pszenicy i jęczmienia, bobu i soczewicy, prosa i orkiszu: włóż je do tego samego naczynia i przygotuj sobie z tego chleb.

Kłosy, kłoski, ziarniaki

Orkisz występuje w formie ozimej i jarej, ale w uprawie dominuje ozimy.

Orkisz jest złoty, kłosy ma płaskie, ziarniaki ułożone w dwóch rzędach naprzeciw siebie. Współczesne pszenice są szare, kłosy mają pękate, ziarniaki ułożone wokół w czterech i sześciu rzędach.

Kłosy orkiszu są twarde (ościste lub bezostne), luźne z dużymi prześwitami miedzy kłoskami. W jednym kłosku może być jeden ziarniak, dość często są dwa ziarniaki, a zdarzają się też kłoski z trzema ziarniakami. Kłoski orkiszu są dwukwiatowe, a otaczające je twarde plewy i plewki przylegają do ziarniaków tak ściśle, że nie omłacają się. W zbiorniku kombajnu zamiast spodziewanego ziarna mamy połamane fragmenty kłosów, więc niezbędny jest dodatkowy zabieg obłuszczenia.

Źdźbła orkiszu są długie, więc zasiew zbyt rzadki lub zbyt gęsty, a także wysokie dawki azotu sprzyjają wyleganiu. Ta niedomoga wynika z błędów uprawy; aby ich nie popełniać trzeba wiedzieć, że orkisz ma mniejsze zapotrzebowanie na azot i lepiej wykorzystuje składniki pokarmowe.

Orkisz chroni Natura, nie potrzebuje chemii syntetycznej

Orkisz – podobnie jak wszystkie dawne zboża – jest wysoki, a wysokie zboża wytłumiają chwasty, więc nie potrzebują herbicydów. Współczesne pszenice są niskie, przegrywają z chwastami konkurencję o światło, więc chwasty w niskich zbożach zwalczane są opryskami z trującej chemii.

Walory zdrowotne dawnego orkiszu

Ziarno orkiszu zawiera dużo białka, więcej niż pszenica zwyczajna (13-17 %), a białko orkiszowe ma wyższą strawność i jakość biologiczną. Ponadto zawiera dużo węglowodanów, nienasyconych kwasów tłuszczowych, witamin A, E, D oraz B1, B2, PP i składników mineralnych: fosforu, żelaza, potasu, wapnia, cynku, a także miedź, mangan, kobalt. Wysoki poziom kwasu krzemowego wzmacnia aktywność mózgu i koncentrację oraz korzystnie wpływa na skórę, włosy, paznokcie.

W dobie wszędobylskich skażeń orkisz szczególnie ważny jest także jako źródło krzemu – pierwiastka młodości, elastyczności, długowieczności – dziś niezbędnego także dla odtruwania organizmu.[2]

Chleb z orkiszu ma znakomity smak, silny zapach chlebowy, długo utrzymuje świeżość.

Słoma

Pszenice od lat modyfikowano i nadal są modyfikowane w przeróżnych celach, nie tylko dla zwiększenia plonów. Także dla większej zawartości glutenu. Także po to, by były niskie, czyli dawały jak najmniej słomy. Nowoczesne gospodarstwa nie chcą słomy, ponieważ nie umieją jej wykorzystywać.

Niegdyś słomę wykorzystywano w wielu dziedzinach życia, np. – pokrycia dachów (strzechy), – ocieplanie ścian, – ogacanie drzew (chochoły), – wypełnienia sienników, – maty ocieplające inspekty, – karmienie zwierząt (w formie sieczki), – podściółkę w hodowli zwierząt, – ozdoby, zabawki, ule, obuwie, – nadmiar oraz zużytą na kompost.

Obecnie nie wykorzystuje się słomy, a pozostała po wymłóceniu traktowana jest jak zbędny balast.

Dawna słoma była złocista, pachniała Naturą, długo zachowywała świeżość. Współczesna słoma jest szarobrunatna, śmierdzi trująca chemią, szybko się psuje.

Dojrzewanie w Słońcu

Dawne zboża po skoszeniu dosychały w Słońcu. Pod wpływem promieni słonecznych w roślinach zachodzą procesy dojrzewania i nasycania światłem. Wiele cennych składników powstaje w roślinach i przechodzi do owoców i nasion w ostatnich chwilach dojrzewania w Słońcu. Owoce i nasiona roślin dojrzewających w słońcu służą zdrowiu. Dotyczy to wszystkich roślin.

Żeby nie być posądzonym o fanatyzm orkiszowy pokażę to na przykładzie ananasów. Ananasy dojrzewające w Słońcu są bogate w enzymy o wspólnej nazwie bromelaina. Te związki przechodzą do owoców z łodyg w ostatniej fazie dojrzewania.

Ananasy dojrzewające w Słońcu mają właściwości prozdrowotne i lecznicze, pomocne m.in. w: problemach trawiennych, urazach sportowych, zapaleniu żył, zapaleniu zatok, gojeniu po zabiegach chirurgicznych…

Ananasy sprowadzane na masową skalę zerwano niedojrzałe i „dochodziły” w transporcie, kiedy owoce nie miały już kontaktu z rośliną, dlatego nie zawierają bromelainy i nie mają właściwości prozdrowotnych, a tym bardziej leczniczych. Ten mechanizm dotyczy wszystkich roślin.

Zasuszanie chemiczne

Współczesne zboża tuż przed zbiorem zasuszane są opryskami z trującego glifosatu, który zabija życie roślin powodując ich usychanie. Dlatego ziarna współczesnych zbóż są chorobotwórcze.[3]

Jadanie produktów z modyfikowanej pszenicy zasuszanej trującą chemią jest nie tylko nierozsądne, jest wręcz głupotą!

W następnym rozdziale wspominam o badaniach Uniwersytetu w Caen (Francja). Ten najbardziej powszechny herbicyd, w stężeniu nawet 800 razy mniejszym niż występuje w genetycznie modyfikowanych organizmach zabija komórki ludzkie w 2-3 dni.

Roundup / glifosat

Najbardziej rozpowszechnioną trucizną stosowaną do zwalczania chwa­stów jest Roundup. Ta trucizna powszechnie i chętnie wykorzystywana jest także do zasuszania zbóż na polu. Roundup to nazwa handlowa jednego herbicydu zawierającego glifosat, ale substancją czynną jest glifosatu. W sprzedaży jest wiele herbicydów zawierających glifosat i silnie trujących. Na liście Ministerstwa Rolnic­twa jest ponad 80 środków z glifosatem. Roundup Ultra 170 SL zawiera 170 g glifosatu, najczęściej jednak w środkach jest 360 g glifosatu, ale są herbicydy zawierające 450, 480, 490 g glifosatu, a Roundup Max 2 zawiera 680 g glifosatu.

Są też środki bazujące na kilku substancjach trujących także w połączeniu z glifosatem.[4]

Niektórzy chełpiąc się, że nie używają Roundupu stosują równie trujące paskudztwa zawierające glifosat.

Nazywanie trucizn „środkami ochrony” usypia naszą czujność. Trucizny nie chronią, lecz zabijają. Czy odcinanie ludziom poszczególnych części ciała też nazwalibyśmy ochroną przed bólem i zachorowaniem?

Już kilkanaście lat temu w Uniwersytecie w Caen, w północnej Francji, badano wpływ Roundupu na zdrowie. Okazało się, że ten najbardziej powszechny herbicyd, w bardzo małym stężeniu, nawet 800 razy mniejszym niż występuje w genetycznie modyfikowanych organizmach zabija komórki człowieka w 2-3 dni.

W jeszcze mniejszym stężeniu zaburza system hormonalny, blokując wydzielanie hormonów płciowych w komórkach, jak też ich działanie w komórkach. Hormony te mają kluczowe znaczenie dla płodu ludzkiego; bez nich nie jest możliwe ukształtowanie się narządów płciowych no­worodka. Roundup zaburza przebieg ciąży i powoduje poronienia.

Ponadto herbicyd ten zaburza przyswajanie w jelitach tryptofanu – ami­nokwasu odpowiedzialnego za produkcję serotoniny. Serotonina reguluje poziom cukru, insuliny i tzw. czynnika IGF-1, który odpowiada za produkcję nowych neuronów w ciele.

Gdy neurony są niszczone przez  zanieczyszczenia, stresy, złe diety to ów IGF-1 zapewnia nowe neurony. Gdy nie działa poprawnie powstają: autyzm, demencje, depresje, zaniki pamięci, niezdolność zapamiętywania, otyłość, cukrzyca, nietolerancja glutenu, celiakia, poronienia, bezpłodność, zburzenia rozwoju kości, kandydozy, grzybice, nowotwory, raki…

Na żadnym wyrobie nie ma informacji, że w procesie produkcji stosowano Roundup/glifosat i że nie jest on biodegradowalny.

Jak rozpoznać prawdziwy orkisz

Aby mieć pewność czy mamy do czynienia z dawnym prozdrowotnym orkiszem czy nazywaną orkiszem współczesną trującą pszenicą trzeba znać odmianę i sposób uprawy, albo porównywać zachowanie ptaków i dzieci autystycznych karmionych jednym i drugim.

Można rozumieć merkantylne interesy tych, którzy marchew zaliczają do owoców, a raki do ryb, ale ich plugawych „zasad” nie wolno upowszechniać.

Ponieważ nawet producenci zbóż ulegają zgubnym poglądom niezbędne jest opracowanie ukazujące cechy i wartości orkiszu i pszenicy, pomocne w rozróżnianiu tych, jakże różnych zbóż.[5]

Krzyżówki

Powstają krzyżówki dawnego orkiszu ze współczesnymi, wielokrotnie modyfikowanymi pszenicami. Celem tych kombinacji jest jak najbardziej zwiększyć plony, a przez to zyski producentów. Producentów nie interesuje wpływ tych sztucznych tworów na zdrowie zwierząt i ludzi, a boleśnie przekonujemy się, że jest zgubny. Nazywanie pszenicznej krzyżówki orkiszem jest manipulacją i nadużyciem – usypia to naszą czujność.

Sztucznie wyhodowanym zbożem jest także pszenżyto (xTriticosecale), które jest mieszańcem pszenicy i żyta, o cechach pośrednich w stosunku do gatunków rodzicielskich.

O ile pszenżyto powstało w wyniku zapylania pszenicy pyłkiem żyta to z orkiszu takiej krzyżówki nie dałoby się zrobić, gdyż orkisz kwitnie znacznie później niż pszenica.

Współczesne odmiany orkiszu (raczej pszenic orkiszowych) powstają z pszenic wielokrotnie modyfikowanych, w których genomy wszczepiane są geny orkiszu lub orkiszem nazywanych pszenic wcześniej już pokrzyżowanych.

Te współczesne „pszenice orkiszowe”, niesłusznie nazywane orkiszem, są sztucznymi, transgenicznymi tworami o zwiększonej zawartości glu­tenu i bardziej szkodliwymi niż jakakolwiek z pszenic.

Celowe wyniszczanie

Oprócz świadomości ubocznych skutków dążeń do zwiększania zysków trzeba też mieć świadomość celowego wyniszczania populacji opartej na pszenicy. Od czasu pierwszych prób z bojowymi środkami trującymi (iperytem, gazem musztardowym)[6] pszenica zatruwana jest też środkami zagłady.

Orkiszowe surowce kulinarne

Obłuszczone ziarna orkiszu mielimy na mąki i rozdrabniamy na kasze. Kasze powstałe w kaszarni (gruba i drobna) są rozdrobnionym, ale kompletnym ziarnem. Podczas mielenia na mąkę także można odebrać drobną kaszę (podobną do „manny”) nazywaną grysikiem. Ta, powstająca w młynie zawiera tylko środkową część ziaren.

Porada praktyczna jak młócić orkisz

W czasach, kiedy w strukturze zasiewów w Polsce orkisz odgrywał znaczącą rolę nie było jeszcze kombajnów zbożowych. W instrukcjach obsługi maszyn żniwnych nie ma wskazówek do omłotu orkiszu.

Mimo iż powszechnie orkisz zaliczany jest do pszenic to dla jak najlepszego wykorzystania pracy kombajnu regulacje będą znacznie odmienne od stosowanych przy zbiorze pszenicy zwyczajnej. Łamliwa osadka i bardzo mocno związane z ziarnem łuski sprawiają, że w zbiorniku kombajnu będą głównie całe kłoski, a nie jakbyśmy chcieli odplewione ziarno. Stąd też orkisz wymaga łagodniejszego traktowania przez młocarnię. Klepisko musi być bardziej „rozkręcone”, a obroty bębna niższe w porównaniu do pszenicy zwyczajnej. Także w zespole czyszczącym należy ustawić mocniejszy wiatr. Znacznie bardziej muszą by otwarte sita: dolne i górne, by przechodziły przez nie całe kłoski, czyli połamane fragmenty kłosa.

Czy musli z pełnych ziaren nie jest idealnym pożywieniem?

Mieszanki ziaren (nasion) i owoców są godne polecenia zarówno smakoszom potraw mięsnych jak też smakoszom potraw z białej mąki, z której odrzucono najcenniejszą część, bogatą w składniki mineralne i naturalny, pełnowartościowy błonnik.

Podkreślam jednak, że tylko samodzielne sporządzanie mieszanek nasion i owoców ma wiele zalet; można dobierać składniki według zapotrzebowania organizmu, smaku, wartości energetycznych, mocy leczniczych i za każdym razem zmieniać i urozmaicać kompozycje. Niestety łatwo popaść w pułapkę wygody, gdyż przemysłowo wytwarzane są przeróżne mieszanki owoców i ziaren pełne cukru i przeróżnych dodatków smakowych. Chwytliwe nazwy i kolorowe opakowania ułatwiają pozyskiwanie klientów. Trzeba jednak zachować czujność, bowiem dodatki smakowe, zazwyczaj syntetyczne, czynią przemysłowe mieszanki nie tylko nieprzydatnymi, ale wręcz szkodliwymi. Kupowanie przemysłowych mieszanek z dodatkami smakowymi to działanie na zgubę siebie i dzieci.

A jak to jest z wykorzystaniem całych ziaren w pieczywie?

Wykorzystywanie całych ziaren ma sens tylko w pieczywie z żyta, wy­twarzanym tradycyjnie, ponieważ kwaśne środowisko (żur, kwas, zakwas, zaczyn) eliminuje niepożądane składniki, które w roślinach pełnią funkcje obronne i ochronne.

Nowocześni piekarze ulegają chorej modzie na stosowanie sztucznych zakwasów i polepszaczy smaku, zapachu, wyglądu, trwałości. Niedoceniają tradycyjnych metod wyrabiania ciasta i wypiekania chleba, usiłują je unowocześniać, nie zastanawiając się kto i po co podsuwa im, a poprzez ich wyroby nam wszystkim syntetyczne trucizny.

W przypadku pszenicy technika zakwaszania nie sprawdza się, więc oddzielane są otręby, by pozbyć się niepożądanych substancji. Np. pewien rodzaj lektyny z ziaren pszenicy przenika przez ścianki jelit i niszczy trzustkę.

Lektyna z ziaren pszenicy należy do najbardziej szkodliwych substancji, jakie można znaleźć w pożywieniu. Ludzie zawsze ją usuwali w procesie mielenia pszenicy na mąkę. Do czasu aż nieodpowiedzialni dietetycy zaczęli rozgłaszać jakoby pełne ziarno miało być zdrowsze.

[1] Naukowcom nie udało się przetłumaczyć słowa użytego w tym miejscu, więc nie wiemy jakie to było zboże.

[2] Ponieważ guzy nowotworowe wbudowuje w siebie krzem, pozbawiając organizm aktywnego krzemu orkisz, jako źródło łatwo przyswajalnego krzemu zbawienny jest także w chorobach nowotworowych.

[3] To nie jedyne przyczyny chorobotwórczego działania współczesnych pszenic i ich mo­dyfikantów niesłusznie nazywanych orkiszem.

[4] Kileo 400 SL zawiera 240 g glifosatu i 160 g 2,4-D; Orkan 350 SL zawiera 260 g gli­fosatu i 90 g MAPA; Raptor 263 SC zawiera 261 g glifosatu i 1,71 g pyraflufenu etylo­wego; Roundup Herbi Blok zawiera 125 g glifosatu i 20 g diflufenikanu; Roundup Herbi Blok H zawiera 3,6 g glifosatu i 0,576 g diflufenikanu; Roundup Hobby 6H AL zawiera 7,2 g glifosatu i 20,4 g kwasu pelargonowego; Sprinter 350 SL zawiera 260 g glifosatu i 90 g MAPA.

[5] Ponieważ nie ma kto tego potraktować z należną starannością sam napiszę cykl opra­cowań zestawiających różnice między dawnym orkiszem o właściwościach prozdro­wotnych i leczniczych, a współczesnymi pszenicami o właściwościach trujących, nie­słusznie nazywanych orkiszem.

[6] Nazwa iperyt pochodzi od miejscowości Ypres w Belgii, gdzie w czasie I wojny światowej 12 lipca 1917 został on użyty bojowo po raz pierwszy.  

Jeśli komuś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych spodobałaby się prezentowana tu wiedza wyślij mu SMS-em lub e-mailem adres tej witryny: www.ambasadorzdrowia.pl

Chleb lekarstwem – ale jaki? [49]

U Słowian zawsze na stole był bochen chleba. Każdy mógł z niego ukroić pajdę. Zazwyczaj leżał na lnianej serwecie, często zawinięty był w nią. Dla Słowian chleb był świętością. Witano nim nowożeńców, dostojnych gości, nigdy go nie marnowano, nie wyrzucano nawet gdy czasem kawałek upadł na ziemię.

Ci, którzy usiłują nas wytruć i wymordować znają nasze zwyczaje, więc uderzają w największe świętości. Zalewają nas przeogromną ilością przemysłowych paskudztw. Niektóre nazywają chlebem. Zadaję więc buńczuczne pytanie: czy można te, często nawet nie pieczone tak zwane „chleby” z różnymi dodatkami syntetycznymi jak: polepszacze trwałości, spulchniacze… i naturalnymi, jak: nasiona, ale też włosy, sierść, kopyta, pióra … nazywać chlebem? Tadeusz Rolnik chciał wprowadzić rozróżnienie chleba od produktu chlebopodobnego (podobnie jak rozróżnia się czekoladę od produktu czekoladopodobnego). Czy wspomożecie nas w tym?

O ile okupanci usiłują nas wymordować to już zupełnie niepojęte jest to, że sami na siebie kręcimy powrozy. Nowoczesne paniusie chleb przechowują, o zgrozo, w lodów­kach! Obok mięs, kiełbas, plastikowych opakowań z niedojedzoną przemysłową pa­szą.

To, że paczkowane pieczywo zwiększa ryzyko raka dla nikogo tajemnicą być nie powinno. Kto takie kupuje niech przynajmniej będzie świadom konsekwencji swych wyborów i ma na tyle ambicji, by mnie wynikłymi z tej głupoty problemami nie zadręczać.

O chlebie pisałem niegdyś w miesięczniku „Nieznany Świat”, który powierzył na to aż 4 stro­ny. Tytuły: „Historia kwasu mlekowego”, „Chleb lekarstwem na serce”, „Chleb lekarstwem na raka”… Za zawartą tam wiedzę dręczyły mnie różne służby, nie tylko medyczno-farmaceu­tyczne, także takie, których tu nie wymienię, bo dla wielu było by to zbyt wielkim szokiem. Po tej dawce prozdrowotnej wiedzy o chlebie i zakwasie kilka lat przeżywałem koszmar zastraszania. Nie chcę tego przypominać, lecz chcę potrząsnąć tymi, którzy chleb trzymają w foliach, lodówkach, metalowych chlebakach, a jeśli już mają chlebaki drewniane to tylko po wierzchu a wewnątrz chleb spoczywa na płycie z syntetycznych klejów. Brr! Smacznego!

Nie zwracam się do każdego, lecz do Słowian. Słowianie mają podstawową wiedzę i często sami chleby wypiekają. Może ten temat rozwinę przy innej okazji.

Jeśli komuś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych spodobałaby się prezentowana tu wiedza wyślij mu SMS-em lub e-mailem adres tej witryny: www.ambasadorzdrowia.pl



Chleb pokrzywowy [31]

Artykuł napisany 6.05.2019 na spotkanie w stowarzyszeniu Sztuka Zdrowego Życia w Łodzi w dniu 7.05.2019.

Wielu pija pokrzywowe herbatki, niektórzy także sok z pokrzyw. Ja od wielu lat proponuję pokrzywy wykorzystywać do kąpieli, dodawać do różnych potraw. Wkrótce będę robił z pokrzyw i innych ziół posypkę do wzbogacania potraw.

Moje remedium

Znacie moje remedium z pokrzyw, cebuli i rzodkiewki? Dlaczego tak wielu cierpi na zwyrodnienia stawów, skoro jest tak cudowne remedium? Opisane jest w mojej książce, więc tu nie będę się nad nim rozwodził, tym bardziej, że pokrzywy można wykorzystywać w różny sposób. Stosujcie i zdrowiejcie.

Dziś zachęcam do zrobienia zdrowotnego chleba z dodatkiem pokrzyw, którym zachwycicie rodzinę. Domowy chleb z pokrzywami będzie miał wiele właściwości zdrowotnych, bowiem pokrzywy mają mnóstwo prozdrowotnych składników, w tym: żelazo, kwas foliowy, mnóstwo witaminy C, wapń, krzem, chlorofil, acetylocholina, garbniki, B-sitosterol, enzymy…

Niegdyś Nieznany Świat, Ekspres Ilustrowany i inne gazety publikowały moje artykuły, m. in.: „Chleb lekarstwem na serce”, „Chleb lekarstwem na raka”. Dziś sami możecie doświadczać leczniczej mocy chleba.

Jakiego działania można się spodziewać po chlebie z pokrzywami?


Na pewno będzie pomocny w:
– usuwaniu z organizmu metabolitów po lekach,
– usuwaniu piasku z nerek,
– oczyszczaniu wątroby,
– oczyszczaniu nerek,
– obniżaniu poziomu cukru w krwi,
– regenerowaniu osłabionego organizmu,
– wspomaganiu leczenia anemii,
– wspomaganiu leczenia większości chorób.

Jakie pokrzywy przyniosą najwięcej korzyści leczniczych?


Wielu mówi, że majowe, no więc jest maj, stosujcie. Wielu mówi, że zbierane przed kwitnieniem, no więc kwitnie już jasnota, a pokrzywy jeszcze nie kwitną, stosujcie. Kiedy pokrzywy kwitną? To zależy od regionu, słońca, pogody, podłoża na którym rosną… W mojej książce: „Zielona Apteka – Chwasty warte naszej miłości” wyjaśniam, że nie trzeba czekać do przysłowiowego maja, ani rezygnować z nich późnym latem i jesienią lecz wykorzystywać zawsze kiedy są.

Najcenniejsze pokrzywy to te, które stosujecie. Te, o których tylko gadacie nie poprawią zdrowia. Gadanie nie daje zdrowia, a może je nawet odbierać, szczególnie gadanie o chorobach, cholesterolach, lekach…

Jak zrobić smaczny chleb z pokrzywami?

Polecam jak najprostszy z mąki z dawnych niemodyfikowanych odmian orkiszu, z upraw naturalnych bez syntetycznych nawozów, bez oprysków, nie dosuszanych trującą chemią. Prócz mąki, wody, zakwasu, soli nie potrzeba żadnych dodatków. Jednakże dodawać można i nasiona i zioła, suszone i świeże, także drobno pokrojone liście pokrzyw.

Ci, którzy wolą chleb wieloskładnikowy na pewno znajdą odpowiednie dodatki. Kto ma wypraktykowany skład i sposób niech dzieli się efektami na kolejnych spotkaniach. Spotykam przepisy nie zawierające mąki. Ostatnio dostałem przepis na chleb pokrzywowy zawierający oprócz garści pokrzyw (sparzonych wrzątkiem, pokrojonych i odciśniętych z wody), otręby owsiane, mąkę kukurydzianą, pestki słonecznika, nasiona sezamu, lnu, czarnuszki, ulubione zioła, mleko migdałowe, jajko, olej słonecznikowy, miód… Autorka przepisu poleca w jednej misce wymieszać suche składniki, a w drugiej mokre, dodać suche do mokrych i wymieszać, dodać pokrzywę i wymieszać, płynne ciasto wylać do dobrze natłuszczonej foremki, piec 25 minut w nagrzanym do 220 stopni piekarniku (na środkowej półce, grzanie góra i dół, bez termoobiegu). Przed wyjęciem z piekarnika nakłuwając patyczkiem sprawdzić, czy ciasto jest w środku suche.

Przepis jak przepis, każdy ma swoje upodobania, większość także skłonności do udziwniania. Można rożne potrawy przygotowywać, ale czy słodkie ciasta można nazywać chlebem?

Pokrzywy są znane z wykorzystywania ich przeciw wypadaniu włosów i
przeciw łupieżowi.
Ludzie zalewają wrzątkiem susz lub świeże rośliny. Taki napar jest bardzo jasny i słaby. Teraz wypróbujcie napar z suszu bądź świeżo posiekanych liści pokrzyw zalanych zimną wodą i podgrzewanych do zawrzenia. Taki napar będzie znacznie ciemniejszy. Który ma więcej wartości? Dowiedzieć się można nie przez słowa, lecz stosowanie.

Do kąpieli polecam jeszcze silniejszy specyfik – pokrzywy macerowane w zimnej wodzie, co najmniej 4 godziny, a następnie gotowane. Nie interesują nas witaminy, które możemy w gotowaniu stracić, interesuje nas krzemionka, której nie pozyskamy inaczej.

Czego życzyć czytelnikom?

Zdrowia nie życzę, bo o zdrowie trzeba dbać. Pieniędzy nie życzę, bo na pieniądze trzeba pracować. Życzę rozsądku i roztropności.

Przez życie na świni i ze świnią w tle [16]

Dziecięce krzywdy

Dzieci z natury od najwcześniejszego dzieciństwa interesują się wszystkim, co je otacza. Rodzice, wychowawcy, nauczyciele tłumią dziecięce zainteresowania tak skutecznie, że większość dziecięcych zainteresowań jest spłycana, wygaszana, zapominana. Jest to niepojęte, jako że czynią to dorośli, a wielu uważa się za dojrzałych, doświadczonych, wykształconych, elokwentnych… Tych krzywd nie da się naprawić.

W hołdzie dzieciom skrzywdzonym przez rodziców, wychowawców, nauczycieli należałoby napisać książkę o tych nieuświadomionych zbrodniach, dokonywanych każdego dnia, niemal w każdym domu i każdej szkole. Wprawdzie są takie dzieła jak „Antek”, „Janko muzykant”, były nawet lekturami w szkole podstawowej, ale tam więcej zapisano między wierszami niż wprost, a w szkołach nie uczą sztuki czytania ze zrozumieniem.

Pamiętacie co matka Antka odpowiadała synkowi gdy pytał co to z za góry wychyla się i za górą się chowa? Głupiś! Taki program nawet najmądrzejszego ogłupi.

A co pomyśli dziecko, któremu nauczycielka mówi: siadaj ośle, baranie, tumanie, ty się nigdy nie nauczysz? Po co się będę uczył skoro ta jędza nigdy mi nie postawi dobrego stopnia.

Moje środowisko

Mnie interesowało wszystko, co mnie otaczało, a interesowałem się głęboko i nie dawałem sobie tego spłycać. Było to bardzo trudne, wymagało ciągłej walki, ale hartowało. Dawało też satysfakcję z sukcesów, często niepotrzebnych, ale rozszerzało dotychczasowe granice poznania i możliwości.

Choć urodziłem się i dzieciństwo spędzałem w dużym mieście (trzecim co do wielkości w ówczesnym województwie kieleckim) mama hodowała krowy, kozy, świnie, gęsi, uprawiała pola i łąki. Łąki dzierżawiła od księdza, a jedno z pól po latach przywłaszczył sobie kościół (rzymski), inne zabrało państwo (nasze). Pasterzy kościoła poznawałem od najwcześniejszego dzieciństwa służąc do mszy jako najmłodszy ministrant. Czym jest to pazerne państwo? Tego nie wiem.

Moje zajęcia

Wraz z młodszym o dwa lata bratem mama zabierała nas w pola i na łąki, te odleglejsze, bo na pobliskie chodziliśmy sami. Paliłem ogniska, miałem ogrom przestrzeni, poznawałem bogactwo roślin, ptaków, zwierząt, a także dziwaczne i zazwyczaj podłe zachowania ludzi.

Ludzkie dziwactwa

Gdy w warsztacie ślusarskim Krzosa (przy ul. Denkowskiej) tata pytał o haki do huśtawki, a ja siedziałem na jego ramionach zostałem obsypany popiołem. Mogłem mieć 4 lata, bo doskonale to pamiętam. Po latach Krzosa niektórzy uważali za świętego ponieważ dał ziemię pod budowę kościoła. Teraz mieszkam naprzeciw tego kościoła, a Krzos dla mnie na zawsze pozostanie bandytą.

Stara Stalewska mieszkała prawie kilometr od nas, jednakże przeganiała nasze gęsi z naszego podwórka. Po wielu latach jej syn, lekarz, usiłował wyłudzić od mojej mamy recepturę mojej mikstury dla astmatyków, a moje zęby leczyła jego żona stomatolog.

Tajemna mikstura z sosnowych szyszek

Co roku lekarz Stalewski kierował moją mamę do sanatorium. Po miesiącu pobytu w sanatorium lekki oddech utrzymywał się mamie zaledwie przez miesiąc, a po mojej miksturze nawet ponad rok. Lekarz ten ciągle wypytywał mamę po czym ma tak wspaniały i długotrwały efekt. Gdy mama odpowiadała, że stosuje leki, które on jej przepisuje odpowiadał, że te leki nie mogły pomóc. Wiedział, że nie pomogą, ale je przepisywał. Wiele lat zabiegał o naszą tajemnicę. Nigdy jej nie poznał. Czytelnikom  udostępniam darmo. Miksturę robiłem z drewnianych szyszek sosnowych. Korzystajcie i wspierajcie Ambasadora, aby mógł więcej tak prostych i tak skutecznych recept upowszechniać.

Jajka o dwóch żółtkach

Jajka od naszych gęsi miały po dwa żółtka, czasem nawet trzy, a to dzięki temu, że wprost do dziobów wpychałem gęsiom paski słoniny. Było to zanim zacząłem naukę szkolną i także w pierwszych latach nauki, czyli miałem lat 5, 6, 7…

Moje zainteresowania

Oprócz przyrody interesowała mnie technika, mechanika precyzyjna, elektronika, radia, samochody.

Ochrona Niebios

Kiedy miałem mniej niż 2 lata dwie kozy połączone splątanym łańcuchem biegły wprost na mnie. Działo się to na oczach mamy, która truchlała na myśl, że łańcuch przewróci mnie i powlecze za kozami. Ja jednak rzuciłem się na ziemię i przeleżałem nietknięty pod przelatującym nade mną łańcuchem. Nie chcę spekulować na ile była to przytomność mojego młodziutkiego umysłu, czy tak wielki instynkt samozachowawczy, a na ile niepojęta anielska czy boska ochrona, ale ta ochrona Niebios towarzyszy mi całe życie. Kiedyś opiszę kilka najcudowniejszych przeżyć, choć nie bardzo jest komu je ujawniać, gdyż są zbyt osobiste i zbyt niewiarygodne.

Radia, apteki, tran

Kiedy miałem 3 i 4 lata konstruowałem radia z pudełeczek samodzielnie przynoszonych z apteki. Aptek w ówczesnym ponad 50-tysięcznym mieście Ostrowcu Świętokrzyskim było tylko dwie, choć nawet jedna by wystarczyła, gdyż powojenne pokolenie było odporne dzięki codziennemu wypijaniu łyżki tranu. Jeśli dla kogoś oleisty tran był zbyt nudny zagryzał go małym kawałkiem posolonej kromki chleba.

W dzieciństwie mówiono, że to olej z wielorybów, w wieku młodzieńczym, że z rekinów, dziś wiem, że tran to olej z dorszy.

Chleb mojego dzieciństwa

Chleb wówczas miał kształt bochenka, przynosiło się go z piekarni, a jego zapach rozchodził się aż na sąsiednie ulice. Czekałem w kolejce na wyjęcie chleba z pieca, a w drodze powrotnej do domu rwałem palcami i jadłem gorący. Pamiętam jego smak, jakże daleki od współczesnego foremkowego paskudztwa, pełnego chemikaliów syntetycznych i obrzydliwości także  n-a-t-u-r-a-l-n-y-c-h: ludzkich włosów, zwierzęcej sierści i kopyt, ptasich piór, gipsu, kredy…

Na dzisiejsze pieczywo nikt nie czeka; o każdej porze dnia zalega półki sklepów w sąsiedztwie chemii gospodarczej, wyrobów cukierniczych, kwiatów, zniczy, plastikowych butelek z wodą zatrutą wyziewami tworzyw sztucznych…, wszystkiego, w sąsiedztwie czego dawniej zdrowy na rozumie człowiek chleba by nie położył.

Dawniej w domach chleb leżał na wyszorowanym stole drewnianym lub na lnianej serwecie. Dużo później na ceracie, a dziś przechowywany jest w torbach foliowych, lodówkach, zamrażarkach, a jeśli w chlebaku to zazwyczaj plastikowym, czasem drewnianym, ale na podstawie z płyty pilśniowej nasączonej chemiczną trucizną.

Polityka dawniej i dziś

Pamiętacie tranową ochronę przed chorobami? Tak ówczesna polityka państwa chroniła społeczność po zniszczeniach wojennych i dbała o zdrowie dzieci. Dzisiejsza polityka wyniszcza nas i nasze dzieci, rozprzestrzeniając przeróżne zarazy poprzez wodę, żywność, powietrze, medykamenty, zsyłając na nas i nasze dzieci choroby z urzędu, wywołując choroby nakazane prawem.

Lawinowy rozrost aptek

Kto umie patrzeć zapewne widzi, że w ciągu ćwierć wieku w rozbudowującym się robotniczym mieście przybyło zaledwie 50 procent mieszkańców, natomiast aptek aż kilkanaście czyli ponad tysiąc procent. Dziś ludzi ciągle ubywa, także dzięki aptekom, a aptek ciągle przybywa i jest ich już ponad 30 co czyni wzrost o ponad dwa tysiące procent.

MKS

Jako 4 i 5 latek sporo czasu spędzałem w warsztatach i kanałach pobliskiej bazy Miejskiej Komunikacji Samochodowej. Mechanicy i kierowcy pokazywali mi wnętrza silników i podwozia autobusów, zabierali mnie na przejażdżki autobusami. Niektórzy z tego powodu popadali w konflikty rodzinne, bo żony podejrzewały, że wożone dziecko może nie być im obce.

Prawdziwe radio

Kiedy mając 4 lata zachorowałem, aby mi uprzyjemnić chorowanie rodzice kupili radio „Etiuda”, lampowe, największe jakie wówczas było, z zielonym magicznym okiem, płynną regulacją barwy tonów, oddzielnymi pokrętłami dla dźwięków wysokich (sopranów) i niskich (basów).

Tata opowiadał mi wówczas, że wkrótce będą takie radia, w których nie tylko słychać, ale także widać będzie.

10 lat później naprawiałem telewizory i radia zawodowo, a nawet prowadziłem w Radioklubie Ligi Obrony Kraju kursy naprawy telewizorów, radioodbiorników, magnetofonów… To tylko dygresja, więcej o pracy i pasji w Radioklubie w akapicie: PKS i LOK.

Radio na szafie

Gdy jako 4-latek majstrowałem we wnętrzu radia wielokrotnie prąd mnie „kopnął”, więc byłem z nim oswojony. Aby mnie przed tym chronić rodzice przenieśli radio wysoko pod sufit, na szafę. Ja jednak wchodziłem na szafę po stole kuchennym od tyłu, lub po maszynie do szycia od przodu i na tej szafie, dużej, 3-drzwiowej, miałem swoje lokum. W lewej części szafy była bieliźniarka, nad nią stało radio, a za nim było moje królestwo, gdzie nawet spać mi się zdarzało. Brat był dwa lata młodszy więc na szafie bywałem sam w swoim królestwie. Prąd już mnie nie kopał, bo szafa izolowała od ziemi.

Mieszkanie

Mieszkanie było jednoizbowe, a duża 3-drzwiowa szafa oddzielała część kuchenną z dużym stołem, węglową kuchenką i żeliwnym piecykiem, od części sypialnej z metalowym łóżkiem, tapczanem, metalowym łóżeczkiem z opuszczanymi pałąkami i sznurkowymi siatkami, zabezpieczającymi przed wypadnięciem dziecka, toaletką z dużym lustrem w środku, a szufladkami i szafkami po bokach, maszyną do szycia w solidnej szafce meblowej, stojącej tak blisko szafy, że ledwo dawało się uchylić jej drzwi.

Maszyna do szycia

Mama szyła nam ubranka i przerabiała stare na nowe, więc dobrze pamiętam maszynę do szycia Łucznik, którą regulowałem aby nie pętelkowała i szafkę w którą była wbudowana i gdzie były narzędzia.

Pęd do wiedzy

Często uciekałem z domu do pobliskiej szkoły, która wówczas miała w nazwie numer 6 (dziś nawet numer jej zmieniono). Szkolną edukację zaczynałem od klas szóstej i siódmej, bo tam miałem koleżanki, dla których byłem maskotką, gdyż miałem kręcone włosy i niespotykane ubranka, szyte przez mamę według jej pomysłów.

Przezywano mnie „Benia już”, bo nie mogąc doczekać się przerwy wszedłem do klasy podczas lekcji z takim pytaniem.

W wieku lat pięciu osobiście i samodzielnie zabiegałem w Wydziale Oświaty Urzędu Miasta o przyjęcie mnie do szkoły pokazując urzędnikom, że umiem czytać.

Urząd Miasta mieścił się w dwu budynkach naprzeciw naszego domu. Pomiędzy tymi budynkami była fontanna, studnia uliczna i warsztat bednarski mojego dziadka.

Urzędnicy wiedzieli od nauczycielek o moich podbojach szkoły jako wolny słuchacz i zadręczali mnie zmuszaniem do czytania wybieranych przez nich fragmentów z książek dla mnie nieciekawych.

Matematyka w praktyce

Oficjalną naukę rozpocząłem w wieku lat 6, jednakże ta oficjalna mnie nudziła. Gdy nauczycielka mówiła, że czwórka wygląda jak odwrócone krzesełko ja znałem wszystkie cyfry i liczby do 99, więc zapytałem: „co jest dalej po 99”. W drodze powrotnej liczyłem sztachety i kroki, by magiczne 100 i kolejne setki sprawdzić w praktyce. Na drugi dzień lekcja zaczęła się od mojego pytania „a co dalej po 999”, bo do tylu doliczyłem nie wiedząc jak dalej kontynuować.

Wkrótce to ja douczałem nauczycielki i nauczycieli, którzy nie wiedziały co po miliardzie, bilionie, trylionie. Sam odkrywałem kwadrylion, kwintylion, sekstylion, septylion, oktylion… co było łatwe poprzez analogię i niepojęte, że nasza pani tego nie wiedziała.

Pożar

Kiedyś tata rozgrzewał na piecyku naftę w brytfance by rozkonserwować wstawioną tam nowo kupioną maszynę do szycia. Doszło do pożaru, a że piecyk stał nieopodal drzwi wejściowych, a obok drzwi na ścianie wisiały ubrania ogień odciął jedyną drogę ucieczki.

Mama zabrała mnie i brata za szafę, obok maszyny. Przytuliła nas mówiąc, że jak zginiemy to razem. Ja jednak nie chciałem ginąć, uznałem, że odcięte pożarem drzwi nie są jedyną drogą ewakuacji i uwolniłem wszystkich przez okno. Okno było dwuskrzydłowe, miało lufcik na dole, przez który wielokrotnie wychodziłem i wchodziłem, więc był mi wejściem równoprawnym jak drzwi.

Odpowiedzialność

Kiedyś niechcący stłukłem szybę w tym lufciku więc go zdjąłem z zawias i zaniosłem do szklarza, który mi go zaszklił. Lufcik założyłem i nikt o zdarzeniu nie wiedział do czasu aż właścicielka szklarni upomniała się o zapłatę za wstawioną szybkę. Mogłem mieć wówczas około 5 lat, bowiem było to przed rozpoczęciem nauki w szkole.

Zakupy

W czasach mojego dzieciństwa nie było supermarketów. Żywność i większość artykułów gospodarstwa domowego kupowało się na targowicy. Na targowicy także sprzedawał swoje wyroby mój dziadek, bednarz znany także w sąsiednich powiatach.

Dziadek, a wcześniej pradziadek, wyrabiali nie tylko beczki gięte na ogniu, także balie, szafliki, dzieże, maselnice, stolnice. Bednarzem został także mój tata.

W Cechu Rzemiosł Różnych wiszą na ścianach oprawione duże dokumenty pamiątkowe z podpisem mojego dziadka, ówczesnego skarbnika Cechu.

Zdolności

Czy klepki pierwszej beczki samodzielnie zestawiłem w wieku lat 4 czy 5 dziś nie da się ustalić; według opowiadania mamy było to jeszcze wcześniej.

Gdy zachorowałem na szkarlatynę namalowałem z najdrobniejszymi szczegółami banknot 20-złotowy, którym zachwycali się nawet znani plastycy. Mogłem wtedy mieć lat 6 lub 7.

Nowa szkoła i nowe zainteresowania

Szkołę „szóstkę” musiałem pożegnać, gdy wybudowano nową szkołę „czwórkę” i zostaliśmy przerejonizowani. Do nowej szkoły trafiło część starych kolegów, ale i z nowymi dało się zaprzyjaźnić, głównie poprzez samodzielnie konstruowane strzelby, modele szybowców i ogromne latawce skrzynkowe. Na zawodach modeli szybowców i latawców nie miałem konkurentów. Zdarzyło się zająć pierwsze miejsce jeszcze przed startem.

Technikum telekomunikacyjne

Po ukończeniu nauki w szkole podstawowej zdałem egzamin do technikum telekomunikacyjnego w Kielcach, ale były to czasy, że mimo wzorowo zdanego egzaminu dostać się można było tylko na świni. Egzamin był ważny dwa lata więc mogłem w przyszłym roku zabiegać o przyjęcie bez egzaminu. W taki sposób ówczesny system i jego urzędnicy dawali czas na wyhodowanie świni.

PKS i LOK

Aby nie stracić roku poszedłem do szkoły samochodowej i miałem praktyki w PKS. Podczas nauki zawodu montera samochodowego wg umowy o pracę, a mechanika samochodowego według świadectw szkolnych konstruowałem już radiostacje w Radioklubie LOK i byłem znanym krótkofalowcem. Jedyna wówczas w mieście gazeta na pierwszej stronie zamieściła moje zdjęcie i tekst opatrzony wielkim tytułem: „Bezpośrednia łączność radiowa Nowy York – Ostrowiec”.

Łączności nawiązywaliśmy znacznie dalsze i ciekawsze, ale hasło „Nowy York” brzmiało dumniej. Nasza amatorska radiostacja była dla dziennikarzy zbyt skromna więc dla podniesienia rangi fotografii dostawili przyrząd do pomiaru lamp radiowych, gdyż miał sporo pokręteł i przełączników więc wyglądał bardziej dostojnie. Tak do dziś wygląda dziennikarska rzetelność, którą poznawałem przez lata, aż sam zostałem redaktorem, a później także wydawcą.

Uwiarygodnienie

Wspomniałem, że gdy miałem 4 lata i rodzice kupili radio tata mówił, że wkrótce będą takie radia, w których nie tylko słychać ale także widać będzie, a 10 lat później naprawiałem telewizory i radia zawodowo, a nawet prowadziłem kursy naprawy telewizorów. Moja żona zaprotestowała, że to niemożliwe, bo miałbym wówczas 14 lat. Poprosiłem więc, żeby sama policzyła.

Ja liczyłem od początku: rok urodzenia 1954, szkoła podstawowa 1960-1968, rozpoczęcie nauki zawodu 1968, Radioklub 1968, kursy naprawy telewizorów 1969, sławny artykuł na pierwszej stronie gazety 1970…

Żona liczyła od końca: rok ślubu 1975, lata narzeczeństwa 1972-1975, rok poznania się 1971, sławetny artykuł na pierwszej stronie gazety 1970, kursy naprawy telewizorów 1969.

Kto nie dowierza niech odszuka sławetny artykuł, będzie łatwo, bo jest na pierwszej stronie, pierwszy od góry, po prawej.

Technikum hutnicze i huta

Kiedy pracując w PKS chciałem kontynuować naukę w technikum hutniczym postawiono mi warunek przyjęcia do szkoły jeśli zostanę pracownikiem huty. Podjąłem więc pracę w hucie jako zapinacz łańcuchowy pod gołym niebem, bo na inne stanowiska można było ubiegać się poprzez świnię. Gdy zdałem egzaminy do technikum hutniczego nie przyjęto mnie z powodu niezgodności kierunków poprzedniej szkoły samochodowej z tą hutniczą.

Tak wymuszano wówczas wjazd do szkoły i zakładu pracy na świni.

Mechanik precyzyjny, elektromechanik

Aby spod gołego nieba trafić do bardziej ludzkich warunków na wydziale automatyki odejść stamtąd musiała moja mama. Wielu tam pracujących miało kogoś z rodziny na tym samym wydziale, ale wymóg że tylko jeden z rodziny może pracować był formą wymuszenia wjazdu na świni.

Pracowałem tam przy aparaturze kontrolno-pomiarowej, rozmieszczonej na wszystkich wydziałach huty, dzięki temu poznałem całą hutę. Wkrótce badanie okresowe wykryło zmiany w nerkach, prawdopodobnie z powodu kontaktu z rtęcią.

Skoro praca w hucie nie dość, że nie dała mi możliwości kontynuowania nauki w technikum hutniczym to jeszcze psuła zdrowie odszedłem z huty i podjąłem pracę magazyniera i zaopatrzeniowca w Kółku Rolniczym. Kiedy już pracowałem w Kółku Rolniczym huta kilkukrotnie przysyłała urzędnika, który namawiał mnie do powrotu. Byłem im potrzebny. Oni mnie nie. Taki ambaras, żeby dwoje chciało naraz.

KR i SKR

W Kółku Rolniczym miałem stałą pensję, czyli pracowałem na etacie, więc zaliczano mnie do lepszej kasty pracowników – umysłowych. Miałem liczne obowiązki, ale chcąc więcej zarabiać dodatkowo jeździłem ciągnikiem. Przywoziłem pustaki wykonywane z pyłów kominowych elektrowni w Świerżach Górnych koło Kozienic, deski z tartaku w Stąporkowie, cement z cementowni w Wierzbicy… Oprócz wyjazdów transportowych wykonywałem prace rolnicze talerzówką, pługiem, glebogryzarką, kultywatorem, bronami, rozrzutnikiem obornika…

Gdy nastała moda na Spółdzielnie połączono trzy Kółka Rolnicze w jedną Spółdzielnię Kółek Rolniczych. Remanent w prowadzonym przeze mnie magazynie wykazał duże manko i choć nikomu o tym nie powiedziałem moja mama zamartwiała się szokującą wieścią niewiadomo od kogo pozyskaną. Manka było tyle samo, co superaty, więc księgowe zrobiły arkusz zamiany i okazało się, że brakowało dętki za 500 zł a zbywała opona za 500 złotych, bo księgowe nie odróżniały dętki od opony, więc kartoteki prowadziły według cen, a nie wg asortymentu jak księgowa skrupulatność i zdrowy rozsądek nakazywały.

Dewaluacja świniny

Dawne świnie miały grubą słoninę, dawni hodowcy starali się by ich świnie słoniny miały jak najwięcej. Wartość świni była proporcjonalna do grubości słoniny. Wielokrotnie widywałem słoninę grubszą niż 10 cm.

Współczesne świnie są chude, a współcześni hodowcy starają się by ich świnie słoniny miały jak najmniej. Współczesna słonina rzadko osiąga 2 cm grubości.

Świnie straciły także wartość przetargową. Były wszystkim, co się w życiu liczy; otwierały drzwi do szkół i zakładów pracy… Po przemianach ustrojowych świnina jest najtańszym z mięs, eksponowanym we wszystkich sklepach spożywczych.