Nie widziała dupa słońca, zagorzała od gorąca [112]

Miałem wielu nauczycieli, jednego z nich grono pedagogiczne pozbawiło odbytu. Było to tak dawno temu, że nie było jeszcze proktologów, a palec tam wpychali chirurdzy.

Mój poligon

Potrzebowałem królików doświadczalnych do badań wpływu kolorów na zdrowie i samopoczucie. Znalazłem je w wieczorówce. Tak nazywano Liceum dla pracujących. Uczyły się tam niemal same nastolatki, które odeszły z innych szkół, tak zwanych dziennych, zazwyczaj po konfliktach z nauczycielkami, czasem po zajściu w ciążę.
Byłem już po czterdziestce i dostanie się tam nie było łatwe, gdyż trudno było zataić, że nie potrzebowałem wykształcenia, bo byłem czołowym racjonalizatorem huty, w nagrodę za największą ilość projektów wynalazczych delegowanym na Targi Budapeszteńskie w celu zapoznania się z nowoczesną techniką krajów RWPG.
Owa szkoła była babińcem, tak co do personelu jak i uczniów. Męskie grono stanowił jeden nauczyciel, krótko dwóch. Męskich uczniów długo było dwóch, długo byłem jedynym, a rekordem, ale bardzo krótko było czterech.

Zakres działań

Problemy dziewcząt były podobne, zazwyczaj anemie, niewydolności nerkowe, bóle menstruacyjne, zaburzenia cyklu, trądziki, niewydolność krążenia, marzniecie dłoni i stóp, ale zdarzyły się padaczka, otępienie spowodowane długim i nieskutecznym leczeniem, bezpłodność… Umiejętne stosowanie samych tylko kolorów załatwiało wszystko, dziewczyny zdrowiały w zadziwiającym tempie i z zaskakującym skutkiem. Niezależnie od bagażu rozczarowań terapiami medycznymi i farmakologicznymi. Najciekawsze przypadki opiszę przy innej okazji. Tymczasem wracam do nauczyciela i jego odbytu.

Zajzajerem w bezpartyjnego

Kochał swoją pracę, umiał nauczyć i być prawdziwym nauczycielem. Nie należał do partii. Partyjne babska usiłowały zapędzić go w szeregi PZPR, a on nie czuł takiego powołania i nie rozumiał, że psuje im statystykę.
Pezetpeerówki nie umiejąc wyłożyć rzeczowych argumentów postanowiły zlikwidować niezrzeszonego. Ponieważ nie był na tyle subtelny, by uciec z gniazda żmij podejmowały liczne próby otrucia go. Gdy sięgał po szklankę z herbatą nie dla niego przeznaczoną, zawartość tej, dla niego przeznaczonej wylewały do zlewu.
Wielokrotnie udawało mu się unikać uknutego wyroku. W końcu załatwiły go, a wraz z nim swój problem. Pozostały same, sto procent Pe Zet Pe eRu. Niepartyjny z przeżartymi jelitami wił się w bólach i tułał po lekarzach, przychodniach, szpitalach…

Niedoszła terapia

Miałem ambicje wygoić mu odbyt przeżarty zajzajerem, podsuniętym w herbacie przez pezetpeerówki. Proponowałem miód stosować doodbytniczo i samemu sobie masować swoim palcem. Nie chciał. Myśląc, że obawia się miodu zaproponowałem mydliny z mydła miodowego. Zwierzył mi się, że sam nie mógłby sobie tam palca wsadzić. W końcu trafił do chirurga, a ten brutalnie wcisnął mu tam palucha w rzeźnickiej rękawicy i porozrywał poparzone zajzajerem jelito.
Od tej pory było coraz gorzej. W końcu medycy odłączyli odbyt od jelita, a jelito wyprowadzili z brzucha do przodu.

Słońcem w dupę

W poprzednim wpisie zamieściłem list Jacka (w całości i z zachowaniem pisowni), opisujący katowanie swoich jelit i całego organizmu. W konsekwencji spowodowało to przeżarcie odbytu. W tym przypadku z własnej woli i własnych wyborów przemysłowej paszy, nazywanej pokarmem.
Jacek, jak prawie wszyscy zatruwający mi życie swoją błazenadą nie napisał po co, ani dlaczego do mnie kieruje swój życiorys. Pewnie miodu, ani mydlin też by nie stosował. A gdyby znalazł się mędrzec, który by takim helioterapię zaproponował to ilu wystawi ku Niebu miejsca, które dotychczas Słoneczka nie widziały? Czy nadal będziecie chronić je przed słońcem, okrywając szczelnie syntetycznymi tkaninami, w których kochają się nowotwory?

Helioterapia, heliohigiena, heliowitalność 

Skuteczność helioterapii możecie teraz sprawdzić sami. O ile pozwolicie Słońcu całować wasze d… Napiszcie o własnych doświadczeniach z wystawiania ku Słońcu swoich, dotychczas przed nim chronionych intymności.

Nowotwory jelit, odbytu i innych części ciała trapią wielu katujących się przemysłową paszą, pełną syntetycznych polepszaczy trwałości, wyglądu, smaku. Naświetlenie promieniami słonecznymi, zawierającymi nie tylko te z zakresu widzialnego, ale także podczerwone i nadfioletowe od zawsze znane były z działania prozdrowotnego i leczniczego. Wystawiano na Słońce pościel i bieliznę, a Ono rozprawiało się z bakteriami, roztoczami, robactwem…

Jakość źródła światła ma decydujące znaczenie także dla systemu hormonalnego. Im bardziej sztuczne światło różni się od słonecznego, tym gorzej wpływa na gospodarkę hormonalną człowieka. Znacznie lepiej mieszka się i pracuje w pomieszczeniach oświetlonych światłem dziennym. Mniej zmęczenia i stresu to jeden z najszybciej zauważalnych efektów oddziaływania światła naturalnego.

Więcej światła – dłuższe życie

Długość życia ludzi wzrasta wraz ze wzrostem ilości światła i bogactwa kolorów do nas docierających. Najwyższą żywotnością cieszą się żyjący w pełnym świetle słonecznym. Naturalne światło Słońca jest dla zdrowego funkcjonowania niezbędne.
Godnym podkreślenia jest fakt poprawy stanu zdrowia osób cierpiących z powodu zapalenia stawów, gdy rezygnowali z okularów (zarówno korekcyjnych jak i przeciwsłonecznych). Poprzez szkła okularów oczy nie otrzymują pełnej gamy promieni Słońca i naturalne czynniki biochemicznego rozwoju są drastycznie hamowane.
Osoby ciągle noszące okulary, przebywające długo za szybami, w pomieszczeniach o niedostatecznej ilości światła dziennego (małe okna, okna ciągle przesłonięte żaluzjami) – zarówno w mieszkaniach jak i miejscach pracy – zapraszam do sprawdzenia reakcji swego organizmu, gdy zaczną wychodzić w otwartą przestrzeń (niekoniecznie w pełnym słońcu). Wasze doświadczenia nagłej poprawy zdrowia (jeśli podzielicie się nimi, do czego serdecznie zapraszam) mogą być rozszerzeniem kolejnego wydania mojej książki o wpływie kolorów na zdrowie i samopoczucie.

Darmowa witamina

Nasza skóra powinna regularnie otrzymywać stosowną ilość światła słonecznego, inaczej grozi nam przemęczenie, niedobór witaminy D[1], uporczywe utrzymywanie się rozmaitych zaburzeń. W długie słoneczne dni wytwarzana pod wpływem Słońca witamina D zaspokaja nawet 80 % zapotrzebowania naszego organizmu. Pozostałe 20 % możemy uzupełnić z odżywiania. Gdy dni są krótkie, a także w okresach dłuższego zachmurzenia nasz organizm narażony jest na niedobór światła i deficyt witaminy D. Wówczas łatwo o kiepski humor, a nawet stany depresyjne. Podświadomie tęsknimy za Słońcem.

Skutki niedoboru

Skutki niedoboru światła słonecznego i witaminy D są najbardziej widoczne u dzieci, gdyż ich układ kostny jest jeszcze w budowie. Koślawe nóżki, zawadzające o siebie kolanka to skutek nie tylko niedoborów w diecie, ale także niedoboru światła.
Skutki niedoboru światła i witaminy D są niebezpieczne także dla starszych, straszonych osteoporozą. Jednocześnie szczególnego podkreślenia wymaga fakt, że choroby stawów, kości, skóry obce są tym, którzy umiejętnie korzystają z promieni Słońca. Wyjaśnieniem tej ciekawostki jest fakt, iż pod wpływem światła słonecznego nasz organizm produkuje także kolagen[2]. Ukrywanie tego faktu zawdzięczamy bogacącym się na produkcji i reklamie kolagenowych kosmetyków i kolagenowych suplementów diety.

Kolagen tylko własny – ze światła

Niedobór kolagenu powoduje m.in. zwyrodnienie tkanki łącznej sprężystej, szkorbut, rozstępy skórne, różne zapalenia, zapalenia stawów, choroby reumatyczne… Wszystkie te problemy i wiele innych łagodnieją, a wiele z nich ustępuje pod wpływem światła słonecznego. Im więcej Słońca wykorzystamy w słoneczne dni, tym zdrowsi i odporniejsi będziemy cały rok.
Kolagenowe suplementy i kosmetyki – niezależnie od pochodzenia (z ryb, ze świń) i postaciowi (kapsułki, żele, kremy) mogą być pomocne, jednakże w znikomym zakresie i pod warunkiem dostarczenia organizmowi także czystej wody. Kolagen bez wody jest bezużyteczny, natomiast promienie Słońca i czysta woda są skuteczne i bez kolagenu.

 

[1] To nazwa kilku związków rozpuszczalnych w tłuszczach: wit. D1 (kalcyferolu), wit. D2 (ergokalcyferolu), wit. D3 (cholekalcyferolu). W organizmach występują w postaci prowitamin pochodnych cholesterolu; pod wpływem promieniowania ultrafioletowego przekształcają się we właściwą witaminę. Witamina D reguluje gospodarkę wapniową i fosforową organizmu przez ułatwianie wchłaniania i obni­żanie wydalania z moczem wapnia i fosforu. Witamina D znajduje się w tranie ry­bim, mleku, jajach, a jej prowitaminy w drożdżach, nowalijkach, tkankach zwie­rzęcych. Skutkami niedoboru wit. D są: krzywica, utrata zębów, łamliwość kości…

[2] Nazwa pochodzi od greckiego słowa oznaczającego „klej”. Kolagen to białko włókienkowe; nadaje elastyczność tkance łącznej, występuje w skórze, naczyniach krwionośnych, ścięgnach, stawach, kościach, jelitach,… Kolagen zbudowany jest z długich, spiralnych łańcuchów peptydowych, w których występują głównie trzy aminokwasy: prolina, hydroksyprolina, glicyna.

Co z tym zrobić? [111]

Wypłakują się przede mną różni nieudacznicy usiłujący ukryć, kim są i dlaczego właśnie mi postanowili zatruć życie. Rzadko im się udaje, zazwyczaj szydło wyłazi z wora. Podpisujący się Jacek B, też „zapomniał” wspomnieć o sobie. Piszą wyłącznie o swoich chorobach i swoim „bohaterskim” zmaganiu się z nimi. A to znaczy, że oni nie istnieją. Istnieje wyłącznie wasze bagienko od lat tworzone wspólnie z medykami. Usiłują wciągać mnie do swoich chlewików. Załączając ostatnio otrzymany list zachowuję oryginalną pisownię.

 „Witam serdecznie.
Po wielu potencjalnie śmiertelnych przypadłości (zawał, udar mózgu, złośliwy nowotwór), dopadł mnie teraz zanik mięśni. Medycyna akademicka postawiła mi krzyżyk na drogę i „zaleciła” czekanie na wózek inwalidzki, bez rehabilitacji czy badań poszukiwania przyczyny choroby. Stąd szukam samotnie różnych prawdopodobieństw przyczyny mojego stanu zapalnego mięśni. Z pobranego wycinka mięśnia stwierdzono, że prawdopodobny stan zapalny mięśni jest wynikiem długotrwałego zażywania sterydów, względnie jest to wtrętowe zapalenie mięśni. Sterydów w życiu nie zażywałem, choć wtrętowe zapalenie mięśni pasuje jedynie ze względu na czas postępu choroby (ponad 7 lat powolnego słabnięcia mięśni). Lekarka pierwszego kontaktu stwierdziła, że moje wyniki badań nie pasują do dolegliwości jakie mnie spotkały. Mimo to nic nie jest w stanie mi zaproponować. Postanowiłem szukać przyczyny w mitochondriach robiąc test MRT na nietolerancję pokarmową, który pokazał, że nie toleruję nabiału (podobno prawie wszyscy poddani takiemu testowi, nabiału nie tolerują), choć osobiście bardzo go lubię, nie toleruję truskawek i kawy oraz paru chemicznych barwników. Wcześniej stosowałem metodę Wim Hoffa stosując ćwiczenia oddechowe i naprzemienne zimne prysznice. Niestety, mimo że taka forma prysznicy mi odpowiadała, to wyraźnie czułem po niej słabość w nogach. Byłem na konsultacji u naczyniowców, który stwierdzili, że przepływ w naczyniach krwionośnych w nogach mam poprawny. Ostatnio nieco spał w prawej nodze. Uznałem, że jeżeli przyczyną stanu zapalnego są wirusy, to preparat CDL PLUS da z nimi radę. Mimo stosowania jego i poprawy samopoczucie, nie widziałem poprawy. Postanowiłem przejść z silnego utleniacza na przeciwutleniacz typu DMSO. Blisko litr tego preparatu zużyłem, niestety bez widocznych pozytywnych zmian. Muszę stwierdzić, że po nim, mniej dłonie mi drżały i poprawiła się pamięć. Mam w domu przyrząd Kwantowy Analizator Zdrowia typu Quantum. W pomiarów wynika, że mam kila ciężkich pierwiastków w organizmie oraz z USG jamy brzusznej, że mamy niewielkie miażdżycowe zawężenie aorty zasilającej nogi. Postanowiłem zastosować chelatacja EDTA. Unormowały mi się cholesterol i trójgliceryd, lecz niestety a może i stety pojawiło się krwawienie i musiałem przerwać kurację. Krwawienie było informacją, że mam na końcówce jelita grubego guza rakowego, którego uważam, że własną metodą pokonałem. Niestety słabość i zanik mięśni nadal postępują. W kwietniu dorwał mnie Covid i jeszcze bardzie zniszczył mięśnie. Na szczęście płuca mu się nie poddały. Najwidoczniej atakuje najsłabsze organy. Zrobiłem sobie koc orgonowy oraz przyrząd relaksacyjny Eemana. Stosuję afirmację wg. Joseph Murphy. Możliwe, że wiele osób słysząc o moich metodach leczenia patrzy na mnie z pobłażliwością, ale tak jak wcześniej obiecałem małżonce, gdy chorowałem na raka, że jej nie zostawię, to teraz nie mam zamiaru być dla niej ciężarem.
Czy ma Pan jakiś pomysł na znalezienie źródła mojej dolegliwości?
Serdecznie pozdrawiam
Jacek B…a”

Trudno byłoby znaleźć więcej niedorzeczności i sformułowań tyle ciężkich, co bezsensownych: „medycyna akademicka”, „krzyżyk na drogę”, „zaleciła czekanie”, „szukać w mitochondriach”, „nietolerancja pokarmowa”…

Czym bardziej opisując mi swoje zmagania starają się zostać bohaterami, tym bardziej żałosne stają się ich bohaterstwa. Szukają poduszki, w którą mogliby się wypłakiwać o każdej porze dnia i nocy, a jednocześnie zasłaniają oczy i uszy, by jak najmniej prawdy do nich docierało. Żadnym „czarodziejkom” nie udało się odmienić losu tych, którzy zamiast pragnienia by mieć lepiej, pragnęli by sąsiad miał gorzej.

Jacek szuka prawdopodobieństw przyczyny stanu zapalnego mięśni. Czy wdepnąłwszy w kałużę też szukałbyś prawdopodobieństw przyczyny mokrych butów? Szuka różnych! Jedna mu nie wystarcza. Na bardzo długie szukanie się zanosi, tym bardziej, że szukać postanowił samotnie.

Gdy gnębicielom przypominam o Louise L. Hay, która nie tylko znalazła dawno temu, ale dla naszej wygody opublikowała w książce[1], która w Polsce królowała prawie trzydzieści lat temu i nadal cały czas jest łatwo dostępna, wówczas chwalą się, że tę książkę kupili dawno temu, że od lat stoi na półce, po czym okazuje się, że nie znają jej treści. Odrzucają prawdę tylko dlatego, że mogliby wyzdrowieć?, że chorowanie jest jedynym dorobkiem ich życia?, że są do swoich chorób tak bardzo przywiązani, że ich porzucić nie chcą, bo żyć bez nich by nie umieli?, że ich jedynym pragnieniem jest wciągać w swoje bagienko, każdego, kto sobie na to pozwoli? A może tylko mnie, dlatego że zmagam się z  bagienkiem własnym nie chwaląc się tym przed nimi?

Naczytali się głupot, misternie przyozdabianych w pseudonaukowość i szukają jeszcze większych głupot na usprawiedliwienie swojej „niewinności”. Nie znajdą, bo są jedynymi winowajcami!

Jacek dziwi się, że „z pobranego wycinka mięśnia stwierdzono, że prawdopodobny stan zapalny mięśni jest wynikiem długotrwałego zażywania sterydów, względnie jest to wtrętowe zapalenie mięśni”. Twierdzi, ze sterydów w życiu nie zażywał. Czyżby?  A zawał, udar mózgu, złośliwy nowotwór to skąd się wzięły? Rozumiem, że nie kupujecie kapsułek z napisem „sterydy”, bo tak ich nie oznaczają. Jednakże od lat kupowali i wtłaczali w siebie wiele paskudztw, także syntetycznych. Co gorsza, nadal to czynią nie zauważając ich głównie dlatego, że są zapakowane. A pakowane są we wszystko, czym się żywili przez wszystkie lata misternie zaśmiecając organizm i ciągle tkając swoje choróbska.

Broilery nazywają kurczakami. Jeśli zamieniają je na coś innego, to na inne brojlery, nazywane np. indykami. A sprawdzali czym były karmione? Jedne i drugie, ale także inne zwierzęta karmione są antybiotykami, sterydami, statynami, hormonami i… własnymi odchodami. Muszą żreć odchody, bo tam jest azot, po którym nie tylko zboża, warzywa i owoce szybciej rosną. Drób w znacznej mierze karmiony jest tym, co wydali, bo tam jest to wszystko, co dostał w paszy, a czego nie zdołał przyswoić i wydalił.

Własne wydaliny dostaje wielokrotnie ponownie domieszane do paszy. Nie wspominając, że i przed dodaniem tego pasza zawierała antybiotyki, statyny, hormony i przeróżne trucizny. To jest business. Hodowcy wiedzą, że to, co drób wydala, to darmowe źródła azotu, antybiotyków, sterydów, statyn, hormonów. Ich nie interesuje wasze zdrowie, lecz tylko zysk. Zysk wielokrotny. Nie tylko z powtórnego wykorzystywania odchodów, także z oszczędności na niewywożeniu, tym bardziej, że nie mają gdzie wywozić.

To wszystko dotyczy nie tylko drobiu, ale wszystkich zwierząt hodowanych na wielka skalę.

„Wtrętowe zapalenie mięśni” pasuje mu ze względu na czas postępu choroby (ponad 7 lat powolnego słabnięcia mięśni). Zaśmiecane mięśnie słabły wraz ze wzrostem ilości nagromadzanych śmieci. Co w tym odkrywczego? Obornik w oborze też nie został tam wtrącony, lecz gromadził się wraz z podścielaniem tego, na co bydełko robiło kupkę i siusiu i co ten obornik tworzyło. Tyle, że obórki czasem wyprzątano, obornik wywożono, zazwyczaj systematycznie. A swoje trzewia, kiedy ostatnio wysprzątnęli?

Jackowi nie podoba się stwierdzenie lekarki pierwszego kontaktu. Jednakże od lat niezłomnie trwa przy lekarce pierwszego kontaktu! Mimo, iż ona nie jest w stanie mu niczego zaproponować. Czegóż on, po tylu latach chorowania nadal oczekuje od lekarki pierwszego kontaktu? By została lekarką także ostatniego kontaktu? To akurat może mu się udać.

Wyniki badań nie pasują do dolegliwości. No to zrezygnuj biedaczku z dolegliwości, albo z bzdurnych badań!

Teraz szuka przyczyny w mitochondriach, czyli komórkowych elektrowniach. Jakkolwiek będziesz szukał to wpierw zrozum, że każdą elektrownię można zniszczyć, nawet Czarnobylską się udało!

Poddał się testowaniu na „nietolerancję pokarmową” i chwali się tym przede mną, który przy każdej okazji mówi i pisze, że w świetle Tradycyjnej Medycyny Chińskiej alergie i nietolerancje nie istnieją. To objawy długotrwałego wyniszczania organizmu… Stop! Nie będę tu powtarzał. Sami szukajcie, słuchajcie, czytajcie.

Test pokazał, że biedaczek nie toleruje nabiału. Potrzebował testu, żeby dowiedzieć się, że „prawie wszyscy poddani takiemu testowi, nabiału nie tolerują”. Pisząc, że bardzo lubi „nabiał”, „zapomniał” dodać co nazywa „nabiałem”. Jajko, mleko i przemysłowe produkty z serwatki zabielane syntetykami tożsame?

Pisze, że nie toleruje truskawek. Skąd wie, że truskawek, a nie paskudztwa, którym je nasycano? Obawiam się, że mimo przykrych doświadczeń mógł nie widzieć truskawek w naturze i jego wypowiedzi nie dotyczą truskawek, lecz przemysłowych truskawek. Pewnie nawet nie wie, że zanim rozpowszechniono truskawki przemysłowe były truskawki nie potrzebujące przymiotnikowego dookreślnika. Ja po przemysłowych truskawkach mam biegunkę. Czy to jest „nietolerancja pokarmowa”?

Jacek nie toleruje także kawy oraz „paru chemicznych barwników”. Ale „zapomniał” napisać po co nadal wyniszcza organizm kawą i chemicznymi barwnikami! 

Nazywanie przemysłowego nabiału, przemysłowych truskawek, kawy i syntetycznych barwników „żywnością” to dowód zniewolenia umysłowego.

Nie wiem czego Jacek oczekuje, bo „zapomniał” napisać w jakim celu i dlaczego zwraca się do mnie. Polecam nabiał, ale po czereśniach i wiśniach, pod warunkiem zjedzenia ich dużej ilości wraz z pestkami. Najedz się tych owoców wraz z pestkami i popij nabiałem. To nie żart, nie ironia, to najskuteczniejsza z terapii. Jakość nabiału nieistotna, może być każdy, tak gospodarczy jak przemysłowy, bo niemal natychmiast z wielką prędkością zostanie wyrzucony wraz z pestkami, które wyczyszczą jelita z tego, co tam gromadził latami. W pierwszej kolejności polecam niewolnikom przeróżnych terapii „oczyszczających” i „odchudzających”. Następnie wszystkim pragnącym skutecznego sposobu pozbywania się kamieni kałowych i wszelkiego szlamu z jelit.

Dalej Jacek opisuje badania, leki, terapie…, o jakich nawet nie słyszałem. A więc  on jest znawcą. Ja nie znam się na badaniach, lekach, terapiach. Nawet nie wiem, co oznaczają użyte prze niego słowa, zwroty, skróty i ani nie potrzebuję ani nie chcę tego wiedzieć. Pozostaje ukłon przed znawcą. Znawcą i terapeutą. Wybitnym, bo potrafi wyleczyć z zawału, udaru mózgu, złośliwego nowotworu.

Ja do tej pory żyłem w przeświadczeniu, że nowotworów wyleczyć nie można, bo nowotwory to nie choroby, lecz skutki informacji. Informacje można zmieniać! Ale nie leczyć, bo leczeniu podlegają według jednych organizmy, a według innych choroby. A tu pojawia się fachowiec od leczenia informacji.  Praktyk, bo wyleczył z zawału, udaru mózgu, złośliwego nowotworu. 

Jak tu nie chylić głów przed cudotwórcą, który ma doświadczenie w wyleczaniu z zawałów, udarów, nowotworów i do tego złośliwych.  Lecz sobie gdzie indziej, u mnie nie znajdziesz zapotrzebowania na twoje umiejętności. Zanim  postanowiłeś zatruć mi życie swoimi problemami powinieneś wiedzieć, że ja po ciężkich doświadczeniach z chorobami i lekarzami wybrałem drogę ku zdrowiu bez  leków i bez lekarzy.

Sława bracie. Ale nie pisz więcej do mnie. Nie znam twojego języka. Ani tobie pomóc nie potrafię, ani twojej pomocy nie potrzebuję. Jadę podwiązać pomidory. Pewno nie wiesz po co. Jeśli kiedyś zapragniesz uprawiać pomidory, to zdobędziesz niezbędne do tego umiejętności. Ja mógłbym ci o tym opowiedzieć, ale obawiam się, że niczego byś nie zrozumiał tak jak ja niczego nie rozumiem z twojego bardzo starannego opisu.

PS

Gdyby ktoś zechciał wykazać więcej „miłosierdzia” niech tego bohatera poszczuje psem, odebrawszy mu wcześniej buty. Bosa ucieczka przed psem zaowocuje wzrostem adrenaliny, wypoceniem toksyn, masażem receptorów stóp, a podskakujący żołądek, bombardując przeponę i jelita dokona więcej niż wszystkie dotychczasowe terapie.

[1] Możesz uzdrowić swoje życie.

Zdrowy chleb łatwo upiec [110]

Bożena napisała: Dziękuję za bardzo cenne wiadomości z zakresu medycyny naturalnej, jestem zachwycona wiedzą, jaką Pan posiada i przekazuje ludziom, którzy jej poszukują.

Podobne komentarze dostaję też od innych osób. Szkoda, że nieuważnie czytacie, albo nie rozumiecie, co czytacie. Przecież ja nie promuję żadnych medycyn! Tej, którą nazywacie „naturalną” także nie! Podkreślam przy każdej okazji, że brzydzę się medycynami. Wszystkimi! Po to studiowałem medycyny różnych kultur, żeby je rozumieć i umieć ich unikać. Przypominam słowa ś.p. światowej sławy kardiochirurga i ministra zdrowia, który publicznie (w TV) powiedział, że gdyby szlak trafił lekarzy to 95 % chorujących wyzdrowiałaby natychmiast.

Ja także marzę żyć w świecie bez lekarzy i bez farmaceutyków nazywanych lekami, choć powszechnie wiadomo, że nie leczą lecz trują i zabijają.

W odpowiedzi na komentarz Bożeny odpisałem: Nie mam pomysłu o czym pisać, więc proszę o sugestie tematów, które powinny się tu znaleźć. No i stało się. Przeczytał to Marcin, który napisał: Witam serdecznie może dokładny opis pieczenia chleba.

Tego typu prośby nie pochodzą od myślących, lecz od zniewolonych przeróżnymi przepisami. Myślący piekli chleby od niepamiętnych wieków. Piekli, nabywali doświadczenia i udoskonalali. Od płaskich placków nazywanych różnie w różnych kulturach (u nas podpłomyki) do wyrośniętych bochenków. Do niedawna każda gospodyni w swoim domu piekła chleby dla swojej rodziny. Aby piec rzadziej nadmiarem dzielono się z sąsiadami, a gdy sąsiedzi upiekli także dzielili się. Każdy więc jadał zdrowy chleb – czasem z własnego wypieku, a pomiędzy własnymi wypiekami z wypieku sąsiadów.

Dzisiejsze panie też potrafią piec, ale zazwyczaj ich wypieki są dalekie od chlebowych – nasycone są bowiem cukrem, masłem, margaryną, drożdżami, syntetycznymi proszkami, syntetycznymi olejkami zapachowymi… Nawet mąka, z której pieką nasycona jest przeróżnymi chemikaliami – by zabijać szkodniki, przedłużać okres magazynowania, przedłużać trwałość, zachowywać pierwotny wygląd, oszukiwać nasze kubeczki smakowe…

Gdyby tak „zapomniały” dodać tych wszystkich paskudztw powstałby chleb, bowiem chleb składa się z dwóch podstawowych składników tj. mąki, wody i zakwasu.

Mąka, woda i zakwas to nie trzy, lecz dwa podstawowe składniki, bowiem zakwas powstaje z mąki i żuru, a żur z mąki i wody, a więc mamy tylko dwa podstawowe składniki, czyli mąka i woda.

Do smaku można dodać soli. Reszta to praca polegająca na dokładnym wyrobieniu ciasta, pozostawieniu go do wyrośnięcia, włożeniu do nagrzanego pieca i wyjęciu z pieca po upieczeniu. Tylko tyle i aż tyle.
Oczywiście ważna jest czystość, ale nie chodzi tylko o mechaniczną czystość naczyń i pomieszczeń, ale także o energetyczną czystość, czyli atmosferę, w której cały proces przebiega. W chaosie, kłótniach, plugastwach płynących z telewizorów nie powstanie zdrowy pokarm, lecz trucizna. Nawet najlepsze składniki długotrwale nasycane energetycznym jadem stają się truciznami, zatruwają organizm, powodują choroby, skracają życie, deformują, zabijają…

Tak więc upiec zdrowy chleb jest łatwo. Trudno jest tylko czytać ze zrozumieniem i dbać o zdrową atmosferę.