Bez tytułu [189]

Do kogo

Te słowa kierujemy głównie do tych, których adresy mamy w skrzynce
e-mailowej z dawnych korespondencji. Śledzący naszą witrynę internetową: ambasadorzdrowia.pl oraz znający nas z różnych spotkań i kursów zielarskich, zdrowotnych itp. mogą już wiedzieć to, co tu czytają, więc kto nie życzy sobie wiadomości od nas proszę napisać, by jej/jego adres usunąć.

 O naszych uprawach

Od dzieciństwa pasjonowaliśmy się uprawami, najpierw rodziców, potem własnymi. Mamy ponad pół wieku doświadczenia z ziołami, warzywami, owocami, i tymi dziko rosnącymi i tymi uprawianymi. Uprawialiśmy i żywnościowe i przyprawowe i prozdrowotne i leczące i egzotyczne, nawet konopie.

Wśród celów i zadań utworzonej przez nas Ambasady Zdrowia jest krzewienie rzetelnej wiedzy prozdrowotnej i rozpowszechnianie najlepszej, sprawdzonej przez tysiąclecia prozdrowotnej żywności naszych przodków z kaszami na czele.

Nasze zboża orkisz i płaskurka oraz kasze i płatki z orkiszu i płaskurki nie mają sobie równych, co łatwo sprawdzić zarówno laboratoryjnie jak też organoleptycznie. Nawet młynarze przyznają, że tak wysokiej jakości zbóż, które nam obłuszczają i przetwarzają na mąki, kasze, płatki nie spotykają u innych, którym świadczą podobne usługi. Po naszych kaszach odzyskiwały zdrowie, nie tylko ciężko chorujący, ale nawet dzieci uszkodzone wstrzykiwanymi im truciznami.

Oferta

Nasza oferta powinna być dla wszystkich, jednakże kierujemy ją głównie do przytomnych rodziców, a szczególnie do rodziców dzieci uszkodzonych wstrzykiwanymi im truciznami.

Nie szukamy zbytu na nasze wyroby, bo już zaprzestaliśmy własnych upraw. Mamy kilku wychowanków, którzy od nas zaczęli swoje przygody z orkiszem i płaskurką. Pokochali ich właściwości i zalety i teraz te pierwotne zboża uprawiają i przetwarzają na mąki, kasze i płatki, które my nadal promujemy i polecamy jako pokarm prozdrowotny i przywracający utracone zdrowie.

Jeden z naszych wychowanków – Jacek z Podkarpacia – uzyskuje jakość prozdrowotną nawet lepszą od naszej. Przejawia się to w większej zawartości enzymów, co dla zdrowia jest najważniejsze. Jego uprawy w klimacie bardziej surowym od naszego, na glebie nigdy nie skażonej syntetycznymi paskudztwami dają plony mniejsze, ale o wyższej jakości prozdrowotnej.

Nie jest naszym celem zachwalać cudze wyroby, bo każdy przytomny może je porównywać z dotychczas stosowanymi. Zachęcamy więc do degustowania, porównywania, sprawdzania i przytomnego podejmowania rozsądnych decyzji.

 Dostępność

Jacka uprawy są niewielkie (w 2023 roku orkiszem i płaskurką obsiał tylko 1,3 ha, w 2024 – tylko 2 ha). Jacek zboże do obłuszczania i mielenia wozi samochodem osobowym, więc zabiera tylko ok. 300 kg, z czego po obłuszczeniu zostaje nieco ponad 200 kg. Z tych 200 kg około połowa przerabiana jest na mąkę. Na kasze (cztery rodzaje z orkiszu i cztery rodzaje z płaskurki) oraz płatki pozostaje niewiele. Młyn i kaszarnię Jacek odwiedza w miarę zapotrzebowania (zazwyczaj co miesiąc), więc Jego wyroby są zawsze świeżutkie.

My i nasza rodzina (nie mając już własnych upraw) korzystamy z wyrobów Jacka i całym sercem oraz autorytetem Ambasady Zdrowia i własnym polecamy je posmakować i porównać z dotychczas stosowanymi. Jesteśmy przekonani, że poznawszy Jackowe wyroby nie sięgniecie już po żadne inne i będziecie je polecać przyjaciołom i znajomym. A o swoich spostrzeżeniach i doświadczeniach proszę pisać na e-mail: ladiwek@wp.pl albo w komentarzach pod artykułami na tej stronie.

Więcej o zaletach Jackowych mąk, kasz i płatków zamieszczamy w naszej ulotce, opublikowanej także w tej witrynie pod tytułem „Prozdrowotne kasze i płatki [186]”. Link do wspomnianej ulotki.

W sklepach są łatwo dostępne mąki i kasze „orkiszowe”. Czy są inne niż tu promo­wane? Tak, zupełnie inne! Tamte „orkiszowe” są z „pszenicy orkiszowej”, czyli takiej, w którą wstawiono gen orkiszu, a więc są genetycznie modyfikowanymi hybrydami, uprawianymi na glebie przez dziesięciolecia skażanej syntetycznymi nawozami, trującymi opryskami, dosuszane randapem, bądź jego odmianami na bazie glifosatu. Nasze są z orkiszu pradawnego, naturalnego, niemodyfikowanego, uprawiane na glebie, która nigdy nie była „zasilana” syntetycznymi truciznami. Ponadto nasze dojrzewają w Słońcu i dosuszane są Słońcem.

Jak niebieska sukienka nie jest z nieba lecz z tkaniny (zazwyczaj syntetycznej, bądź z dodatkami syntetyków), tak „orkiszowe” wyroby nie są orkiszu lecz z pszenic wielokrotnie modyfikowanych, także genetycznie. To GMO.

O tym, że pradawne zboża: orkisz, płaskurka, samopsza nie są pszenicą pisaliśmy w kilku miejscach. Zapraszamy do lektury.

Link do wpisu: Orkiszowa i z orkiszu to zupełnie co innego – odpowiedź na komentarz [105]

Link do wpisu: Prastara odmiana orkiszu nie jest pszenicą [55]

Link do wpisu: Zboża prozdrowotne a trujące [179]

Link do wpisu: Potrawy o wielu prozdrowotnych właściwościach [162]

 

 

Prozdrowotne kasze i płatki z orkiszu i płaskurki [186]

Prozdrowotne kasze i płatki z orkiszu i płaskurki

Nasze ziarna pradawnych zbóż orkiszu i płaskurki, oraz wykony­wane z nich mąki, kasze, płatki nie mają sobie równych. Nie tylko ze względu na jakość materiału siewnego i sposób uprawy, bo każdy może z dobrych nasion uprawiać uczciwie i rozsądnie, ale głównie ze względu na sposób zbioru i obróbki ziaren. Świadomi tych różnic są tylko ci, którzy wykorzystują nasze wyroby i je porównują z innymi.

Nieścisłości, niedorzeczności, błędy, kłamstwa

O dawnych zbożach – orkiszu, płaskurce – jest wiele publikacji (głównie w internecie), lecz mało w nich prawdy, gdyż większość publikujących kopiuje cudze treści wraz z zawartymi w nich nieści­słościami i błędami. Kolejne kopie „upiększane” są kolejnymi nieści­słościami, niedorzecznościami, błędami, kłamstwami. Powszechne jest zatajanie prawd niewygodnych i tworzenie kłamliwych reklam produktów bylejakich, wyniszczających, a nawet trujących.

Gorzkie prawdy, których mieliśmy nie poznać

Genetycznie modyfikowane hybrydy nowych odmian zbóż i in­nych roślin dają coraz większe plony, ale też coraz bardziej wynisz­czają nasze środowisko i nasze organizmy. To jednak nie interesuje producentów i handlowców zabiegających o zyski nawet kosztem zdrowia konsumentów. Konsumenci zaś, zazwyczaj skupieni na na­zwie, nie zauważają, że nowoczesne hybrydy pszenic, także tych na­zywanych „orkiszowymi” to zupełnie co innego niż dawny orkisz, dziki, naturalny, prozdrowotnie wspomagający nasz organizm.

Pradawne zboża: orkisz, płaskurka, samopsza są bogate w mine­rały, witaminy, enzymy… Częste jadanie ziaren pradawnych zbóż – szczególnie w postaci kasz i płatków uodparnia organizm i chroni nas przed większością współczesnych chorób – także tych nazywa­nych „cywilizacyjnymi”. Wymienianie nazw chorób nie ma sensu, bowiem zadbany układ immunologiczny (odpornościowy) sam sobie radzi niemal w każdym zagrożeniu i każdej chorobie. Homeostaza to właśnie ta naturalna zdolność samoregeneracji organizmu.

Ważne dla każdego

Spośród wielu właściwości prozdrowotnych, regenerujących, uz­drawiających wystarczy wspomnieć wspomaganie trawienia i wzma­cnianie odporności organizmu, co jest ważne w każdej przypadłości. Nawet najciężej chorzy mogą doświadczać samoregeneracji narzą­dów i całego organizmu.

Dla kierujących się nazwami chorób dorzućmy jeszcze ochronę przed miażdżycą i regenerację układu krążenia – nawet tam, gdzie choroby już poczyniły spustoszenie. A, że wielu tkwi w sidłach cu­krzycy, celiakii, alergii… to przypominamy, że indeks glikemiczny naszych kasz i płatków z pradawnych zbóż nieuprzemysłowionych jest znacznie niższy od tego z żywności przemysłowej. Już samo to jest zbawienne zarówno dla zdrowych jak i chorych.

Częste jadanie ziaren, kasz, płatków z pradawnych zbóż przynosi wiele korzyści, ale już tylko te wymienione są wystarczającym po­wodem, by je stosować w żywieniu profilaktycznym, leczniczym, powszechnym, codziennym…

Co zaś dotyczy mąk to te sprzedawane w sklepach „konserwo­wane” są bromem. Wiedza o dodawaniu bromu do żywności dla żoł­nierzy w celu hamowania chuci jest powszechna, ale to nie jedyna destrukcyjna właściwość bromu.

Brom wyniszcza nas wielorako, jed­nakże tu przypominamy tylko, że blokuje przyswajanie jodu. Jodu wszyscy mamy zbyt mało, więc należy go chronić, tymczasem brom wybija jego resztki i stąd tyle chorób tarczycy, niepłodności, nowo­tworów, chorób nazywanych cywilizacyjnymi.

Naturalna ochrona ziaren i naszych organizmów

Naturalną ochroną nasion jest ich łuska.

Łuska ziaren nowych odmian zbóż jest skąpa i odpada podczas młócenia, więc ziarna skażane są zarazami, szkodnikami i chemika­liami stosowanymi w uprawach i przetwórstwie.

Łuska pradawnych zbóż jest twarda, gruba, mocno otula ziarna chroniąc je przed zarazami, szkodnikami, chemikaliami…

Gluten zawarty w wyrobach każdej z odmian pszenicy tworzy w organizmie śluz, flegmę, wychładza organizm i staje się podło­żem wszelakich chorób. Nasze ziarna, mąki, kasze i płatki z pradaw­nego orkiszu i pradawnej płaskurki mają właściwości ocieplają­ce, osuszające, a to w naszej strefie klimatycznej jest najcenniejsze.

Nasze ziarna, kasze, płatki z pradawnych zbóż są doskonałym źródłem błonnika, minerałów, witamin, enzymów… Spośród minera­łów są to: selen, wapń, miedź, magnez, żelazo, fosfor, cynk i wiele innych. Spośród witamin są to: A, B, D, E, PP i wiele innych.

Nazwy minerałów i witamin dla zdrowia nie są potrzebne, wy­starczy, że jadający nasze kasze i płatki doświadczają zwiększania odporności i wygaszania stanów zapalnych, a w ślad za tym wszel­kich chorób, od przeziębieniowych, poprzez zwyrodnieniowe, aż po nowotworowe.

Skąd tyle dobra

Naukowcy powołują się na zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych i rodamidu, nazywanego naturalnym antybiotykiem. Zdrowiejących po naszych kaszach nie interesowały naukowe na­zwy, zadowalali się poprawą zdrowia i samopoczucia od pierwszego tygodnia wprowadzanych zmian, z których najważniejszą było zastą­pienie przemysłowych paskudztw pszenicznych naszymi kaszami i płatkami z orkiszu i płaskurki. Pierwszymi zmianami był przypływ energii, spokój wewnętrzny, polepszenie wyglądu skóry, wzmocnie­nie włosów i paznokci. Teraz będzie to jeszcze łatwiejsze, bo ofertę kasz i mąk poszerzamy o płatki, otręby, ziołowe przyprawy do każ­dej potrawy, ziołowe herbatki odporności, zdrowia, urody.

Nasze kasze i płatki z orkiszu i płaskurki są lekkostrawne, doskonałe zarówno dla dzieci jak też dla chorujących i wynisz­czonych leczeniem. To wielka szansa dla dzieci z alergiami, uczu­leniami, celiakią, astmą, brakiem odporności, porażeniami mózgowymi i kończyn, auty­zmem…

Zboża, z których ziarna, kasze, płatki i mąki oferujemy uprawiamy dawnymi sposobami, bez chemikaliów, na nasło­necznionych polach Podkarpacia. Dojrzewają w Słońcu. Wy­korzystujemy odpowiednie pory siewu i zbioru. Nie stosuje­my żadnych oprysków. Stosujemy płodozmian.

Jak przygotować

Spośród wszystkich krajów świata w Polsce jada się najwięcej chleba. Jadający chleb z domowych wypieków są zdrowsi. Polecam więc ten zwyczaj rozszerzać na każdą rodzinę. Zanim zdecydujesz się na wypiekanie własnego chleba czy bułek spróbuj naszych kasz i płatków. Można je przed gotowaniem namoczyć (co zwiększy ilość i aktywność enzymów), można też gotować bez moczenia.

Płatki można jadać surowe, sparzone, z tartym jabłkiem i prze­różnymi dodatkami.

Kasze i płatki gotujemy z dodatkiem masła.

Kasze gotujemy w dwa razy większej objętości wody niż kaszy, na małym ogniu do całkowitego wchłonięcia wody.

Dawne gospodynie po ugotowaniu kaszy garnek z kaszą okry­wały pierzyną, by kasza jeszcze „dochodziła” bez ognia. Sprawdź tę metodę, delektuj się smakiem i ciesz się zdrowiem.

Surówki piękności

Powszechnie znane są „owsianki” i „surówki piękności”, sporzą­dzane z płatków owsianych, tartego jabłka i bakalii. Zastępując prze­mysłowe płatki owsiane płatkami z naszego orkiszu lub naszej pła­skurki doświadczysz najpierw poprawy samopoczucia i ładniejszej cery, a wkrótce także wygasania zapaleń i zdrowienia – niezależnie od nazw chorób, czasu ich trwania i zaawansowania.

Jadaj kasze i płatki z naszych zbóż jak najczęściej i zdrowiej, ciesz się zdrowiem i dziel się swoim doświadczeniem.

Przyślij nam opis swoich doświadczeń i swoje sposoby wyko­rzystywania naszych kasz i płatków. Dostaniesz za to porcję naszych wyrobów, albo naszą książkę.

  Zamówienia:

Jacek – rolnik z Podkarpacia – tel. 660 687 228

Edward – ambasador zdrowia – tel. 506 200 788

Do pijawic, malkontentów, zadaniowców… [167]

Centra wspierających się nawzajem przyjaciół-rodaków

Ze strony którą teraz czytasz powinnaś/powinieneś wiedzieć, że pracujemy dla pozytywnych. By przetrwać niezbędne są centra wspierających się nawzajem przyjaciół-rodaków. Nikomu nie ograniczamy dostępu do tego miejsca i zawartych tu doświadczeń, jednakże coraz mocniej rodzi się konieczność chronienia tego miejsca, nas i naszych rodzin. Mają tu dostęp także ci, którzy nigdy nie wsparli naszej pracy nawet słowem, a domagają się marnowania naszego czasu na spełnianie ich infantylnych fanaberii. Nasz czas przeznaczony dla pozytywnych, rozsądnych pijawice zawłaszczają dla siebie, czyli niewiadomo kogo, bo zazwyczaj nawet się nie przedstawiają. Niezależnie czy dlatego, że mają niskie poczucie własnej wartości i nie mają nic do zaprezentowania, czy dlatego, że powierzono im zadanie niszczenia miejsc i osób służących dobru odpowiedź jest ta sama – paszoł won!

Co odróżnia pijawice od pijawek

Kogo nazywamy pijawicami i co odróżnia pijawice od pijawek powinnaś/powinieneś wiedzieć z tej strony. Mimo to przypominam, że pijawki za wyssaną krew „płacą” wstrzykiwaną śliną, zawierającą ok. 60 różnych białek, z najważniejszą przeciwkrzepliwą hirudyną. Pijawice zaś, nie dość że za wysysaną energię i poświęcany im czas nic nie dają, to jeszcze marnują przekazywane im dobra, a nawet je plugawią.

Pijawice i zadaniowców łączy…

Pijawice i zadaniowców łączy egoizm, krótkowzroczność, bezmyślność… Są zadaniowcy z rozkazu i są z własnej woli i charakteru ORMOwca, wielu dla uniknięcia kar za wykroczenia. Wielu nawet nie zauważyło, jak i kiedy zostali zadaniowcami.

Z kim przestajesz…

Wyniszczały nas relacje z zadręczającymi nas hipokrytami, malkontentami, głupkami, którzy ciągle żądali lub oczekiwali i nawet nie umieli sprecyzować czego. Zazwyczaj leczenia, choć powinni wiedzieć, że nigdy nie leczyliśmy i brzydziły nas wszelkie formy leczenia, medykamenty, paramedykamenty, a nawet medyczne słownictwo.

Powietrze i woda ważniejsze od pokarmu

Marek pyta: Gdzie mogę zapoznać się z przytoczonym przez Pana dekalogiem zdrowia? Nasza odpowiedź: Zamiast ślizgać się po cudzych wypowiedziach i absorbować nas do merkantylnych interesików proponujemy tworzyć własne listy tego, co służy zdrowiu i tego, co je wyniszcza i niekoniecznie ma to być ograniczone do „dekalogu”. Każdy rozumie/czuje, a przynajmniej powinien rozumieć/czuć, że bez picia wytrzyma znacznie krócej niż bez jedzenia, a bez oddychania jeszcze krócej, czyli powietrze i woda ważniejsze od pokarmu. A i wśród pokarmów także łatwo dostrzec destrukcyjny wpływ przemysłowych i zbawienny wpływ tych z ogródka, łąki, lasu.

Pszenica

Kiedy tworzyliśmy listę szkodliwości nie było na niej oddzielnego punktu dla pszenicy, gdyż GMO, glifosat i randapowanie nie były jeszcze tak nagminne. Roundup stosowano tylko jako herbicyd, nie wykorzystywano go do zasuszania (desykacji) czyli zabijania życia. Gdybyśmy teraz tworzyli listy czynników służących zdrowiu i wyniszczających to genetycznie modyfikowana i randapowana pszenica zajmowałaby miejsce wraz z aspartamem (E 951)[1], neotamem (E 961)[2], glutaminianem (E 621)[3], benzoesanem (E 211)[4],  karagenem (E 407)[5]

[1] rakotwórczy, sprawca chorób neurologicznych
[2] rozbudowany aspartam, silniej wyniszczający
[3] sprawca otyłości, bezsenności, zaburzeń nastroju, osłabień, zaburzeń rytmu serca
[4] podrażnienia śluzówki żołądka, reakcje alergiczne, astma, nowotwory
[5] zmniejsza wchłanianie składników mineralnych, rakotwórczy

Rujnujące zdrowie pszenice zestawiliśmy z prozdrowotnymi zbożami w książce Brzuch ma rozum, a fragmenty tej książki zamieściliśmy na tej stronie. https://ambasadorzdrowia.pl/?s=brzuch

Ważniejsza od żywności

W naszym Dekalogu zdrowia sprzed lat, ułożonym według stopnia ważności, na pierwszym miejscu, a więc przed oddychaniem, umieściliśmy kulturę psychiczną. Punkt ten zawiera: pogodę ducha, optymizm, myślenie pozytywne, twórcze, konstruktywne, prozdrowotne, aktywność intelektualną, towarzystwo życzliwe i budujące, unikanie chorujących i leczących, szczeepiooneek i zaaszczeepioonych, medykamentów, dietetycznej i medycznej obłudy, reklam, zakłamanych autorytetów – w myśl zasady: z czym przestajesz tym się stajesz

Żywność umieściliśmy na miejscu dziesiątym, a więc ostatnim. Wyżej umieściliśmy, a więc jako ważniejsze od żywności uznaliśmy: emocje, sen, wypoczynek, kulturę odżywiania, środowisko

To, co jadamy jest ważne ale to, jak jadamy znacznie ważniejsze. Czasem (np. w więzieniu) nie mamy wpływu na to, co jadamy, ale na to, jak jadamy mamy wpływ zawsze i wszędzie.

Kultura odżywiania

Punkt ten zawiera: staranne przeżuwanie każdego kęsa pokarmu, w spokoju, dobrym nastroju, estetycznym otoczeniu lub otoczeniu przyrody, miłym towarzystwie lub samotności, bez zgiełku, radia, telewizora, smartfona… NIE jadamy w pociągach, przejściach podziemnych, na dworcach, ulicach, itp. Nie popijamy w trakcie jedzenia, lecz przed i między posiłkami.

Nasz dawny dekalog, mimo iż wymaga uzupełnienia o nowe zagrożenia, opublikujemy w następnym wpisie.

Dla ambitnych i inteligentnych

Nasze publikacje kierowane są do ambitnych i inteligentnych. W żadnym razie nie interesuje nas wasze zdanie co o tym myślicie. W komentarzach miejsce przeznaczone jest na przedstawianie efektów tego, co zastosowaliście i jak poskutkowało. Także na podziękowania za naszą pracę i propozycje tematów, które chcecie tu znaleźć. Jak się moja praca nie podoba to fora ze dwora. Łatwo znajdziecie karmiących papką z tego, co wyczytali na cudzych stronach i w swoje powstawiali i aż do obrzydzenia domagają się waszych wpisów „co o tym myślicie”, bo one nabijają oglądalność i kieszenie. Nasza witryna rozwija się wyłącznie dzięki naszej pracy i jeśli nie masz pragnienia wspierania naszej pracy i tego miejsca to my na pewno nie będziemy o to żebrać. Natomiast zapraszamy do publikowania własnych doświadczeń z zastosowań wyczytanych tu treści, także przez siebie zmodyfikowanych. Dzielcie się doświadczeniem. Niech służy potrzebującym.

Potrawy o wielu prozdrowotnych właściwościach [162]

Są wyjątkowo prozdrowotne gdyż zawierają orkisz. Orkisz wśród optymalnej (zarówno pod względem jakości jak i pod względem ilości ) zawartości prozdrowotnych składników (sole mineralne, węglowodany, białka, pierwiastki śladowe, tłuszcze, witaminy, elektrolity) zawiera Thiocyant.

Thiocyant chroni przed powstawaniem w organizmie komórek nowotworowych.

Jakie korzyści niesie jadanie orkiszu?

  1. Wzmacnia organizm i buduje odporność.
  2. Odbudowuje odporność i wzmacnia po kuracjach wyniszczającymi lekami.
  3. Zapobiega stanom zapalnym i gasi stany zapalne.
  4. Usprawnia funkcjonowanie systemu nerwowego.
  5. Zapewnia lepszą budowę wszystkich tkanek, także mięśniowej.
  6. Zapobiega tworzeniu się złogów i kamieni żółciowych.
  7. Zapobiega zawałom serca i udarom serca i mózgu.
  8. Poprawia nastrój, przeciwdziała depresji.
  9. Zapobiega nowotworom.
  10. Zapobiega chorobom reumatycznym.
  11. Wspomaga przemianę materii, także przemianę związków wapnia.
  12. Działa antyalergicznie i likwiduje alergie i inne czynniki chorobotwórcze (wskutek nabywania odporności i wzmacniania organizmu spada podatność na wszelkie choroby).
  13. Eliminuje cholesterol w krwi (wskutek zdrowienia organizmu spada ilość cholesterolu w krwi, bo przestaje być organizmowi potrzebny).

Orkisz nie jest pszenicą!

Wielu jest błędnie przekonanych, że orkisz jest dawną odmianą pszenicy, jednakże orkisz, pszenica i inne zboża należą do rodziny traw. Pszenica była ciągle modyfikowana przez co stała się zbożem najbardziej wyniszczającym organizmy ludzi i zwierząt. Orkisz pozostał zbożem w pełni przyswajalnym przez organizm i zawierającym wiele dobroczynnych składników. Zawiera m.in. thiocyant, który chroni przed powstawaniem w organizmie komórek nowotworowych.

Super zdrowa potrawka orkiszowo-jarzynowa

Składniki na 4 porcje:

Szklanka kaszy z orkiszu czyli łamanych ziaren,
duży zielony ogórek,
cebula,
3-5 pomidorów,
2 łyżki ziaren słonecznika,
3-5 orzechów włoskich,
sporo natki pietruszki,
4 łyżki oliwy lub dobrego oleju świeżo wytłoczonego z lnianki, lnu, rzepaku,
sok z cytryny,
pieprz i sól (z Wieliczki, Bochni, Kłodawy), nie używamy morskiej, gdyż zawiera ogrom trujących związków, także z tworzyw sztucznych.

Wykonanie:

Kaszę ugotować,
Ogórek pokroić w paski,
Pomidory pokroić w kostkę,
Ziarna słonecznika i pokruszone orzechy podprażyć bez tłuszczu,
Wszystko wymieszać, polać olejem i sokiem z cytryny, doprawić do smaku.

Super zdrowa zupa orkiszowo-jarzynowa

– wzmacniająca i regenerująca cały organizm

Składniki:

2 łyżki łamanych ziaren orkiszu czyli mojej kaszy (mojej, bo nikt inny nie robi w ten sposób, kasze innych postają przez szlifowanie ziaren, więc pozbawiane wielu wartościowych składników),
kilka rodzynków,
dowolne warzywa, szczególnie korzenne (pietruszka, marchew, seler, czosnek, cebula),
przyprawy szczególnie korzenne (imbir, kurkuma),
szczypta cynamonu,
miód (według uznania) do smaku,
wody według potrzeby,
ewentualnie łyżeczka babki płesznik.

Wykonanie:

Kaszę i warzywa zalewamy zimną wodą. Doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy kilka minut, po czym dodajemy rodzynki i zostawiamy na ogniu jeszcze chwilę.
Na talerzu posypujemy zieleniną i cynamonem. Można dodać odrobinę miodu.
Jeśli chcemy schudnąć, dokładamy babkę płesznik.

Proszę tworzyć różne warianty zmieniając zawartość warzyw lub ich ilość.

Korzyści:

Potrawa dostarcza wysokiej jakości białka, wartościowych węglowodanów, pożytecznych tłuszczów, wielu witamin i minerałów, uchroni przed nadkwasotą, stanami zapalnymi, zachorowaniami.

Potrawy z orkiszu lub z orkiszem w codziennym menu wyeliminują wszelkie problemy jelit, łącznie z ich nadwrażliwością, a także reumatyzm, choroby krążenia, schorzenia krwi, nerek, wątroby, nerwicę, depresję…

Najprostsza zupa orkiszowa z rodzynkami

Składniki:

2 łyżki łamanych ziaren orkiszu,
kilka rodzynków,
sproszkowane warzywa korzenne,
sproszkowane przyprawy korzenne,
szczypta cynamonu,
miód (według uznania) do smaku,
wody według potrzeby,
ewentualnie łyżeczka babki płesznik.

Wykonanie:

Kaszę zalewamy zimną wodą. Doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy kilka minut, po czym dodajemy rodzynki i zostawiamy na ogniu jeszcze chwilę.
Na talerzu posypujemy sproszkowanymi warzywami i przyprawami. Można dodać odrobinę miodu.
Jeśli chcemy schudnąć, dokładamy babkę płesznik.

Aby podnieść odporność organizmu wzbogać dietę w orkisz uprawiany naturalnie.

Wiosenne pokrzywy na stole [159]

Pokrzywy są już dorodne, pora wykorzystywać je kulinarnie.

O wykorzystaniu pokrzyw pisałem tutaj:  Chleb pokrzywowy [31] i tutaj: Różne gatunki pokrzyw [45] i tutaj: Pokrzywowe ciekawostki [29]

Działanie lecznicze pokrzyw jest wielostronne, a teraz szczególnie polecić należy przeciw wiosennemu wyczerpaniu, awitaminozie wiosennej, dla wzmacniania organizmu, obniżania zawartości cukru w krwi. Pokrzywy zawierają m.in. mnóstwo witaminy C, karoten, witaminy K, E, B2, kwas pantotenowy oraz składniki mineralne: żelazo, magnez, wapń, krzem, mangan. Kulinarny dodatek pokrzyw sprzyja tworzeniu się czerwonych krwinek, wpływa dodatnio na działalność nerek, wątroby, pęcherzyka żółciowego, na wydzielanie soków trawiennych i perystaltykę jelit.

Najwartościowsze pokrzywy są właśnie teraz, zanim zaczną kwitnąć.

W kuchni młode pokrzywy powinny być dodatkiem do zup jarzynowych i ziemniaczanych, szpinaku, szczawiu, botwinki (1/3 ziela pokrzywy i 2/3 szpinaku, szczawiu, botwinki). Z pokrzyw i innych zielonych ziół można sporządzać sałatki. Z pokrzyw duszonych w maśle z cebulą, czosnkiem i gałką muszkatołową proponuję sporządzić farsz do naleśników. Przyrządzoną jak szpinak lub zagęszczoną jajkiem z odrobiną mleka można podawać jako jarzynkę do mięsa.

Naleśniki z pokrzywami

Składniki:

1 dag świeżych listków młodych pokrzyw
pół łyżki skrobi ziemniaczanej
2 łyżki oleju nieprzemysłowego
200 ml mleka
pół szklanki mąki z orkiszu lub płaskurki
1 jajko
ćwierć łyżki cukru
duża szczypta soli

Wypłukane listki pokrzyw, zalać małą ilością wody, doprowadzić do wrzenia i pogotować 2-3 minuty na małym ogniu. Przełożyć na sitko, odsączyć. Do wybitego jajka dodać cukier i mieszać do rozpuszczenia cukru. Mąkę, skrobię i sól wymieszać, wlać mleko i olej, dodać liście pokrzyw i zmiksować. Patelnię zwilżyć olejem, rozgrzać i wlać porcję ciasta. Podważyć brzegi ciasta i przełożyć na drugą stronę. Przykryć patelnię. Naleśniki z pokrzywami powinny być jasnozielone i cienkie. Podawać z farszem słodkim lub pikantnym.

Omlet z pokrzywami

Składniki:

2 jaja
2 dag świeżych liści młodych pokrzyw
2 dag masła
4 łyżki mleka
2 młode cebule ze szczypiorem
szczypta soli
koperek, natka pietruszki do posypania

Wypłukane listki pokrzyw, zalać małą ilością wody, doprowadzić do wrzenia i pogotować 2-3 minuty na małym ogniu. Przełożyć na sitko, odsączyć, ostudzić i drobno pokroić (lub zmiksować). Do wybitych jaj dodać mleko, sól i wymieszać. Cebulę pokroić w grubą kostkę i zeszklić na maśle. Dodać pokrojony szczypior, pokrojoną pokrzywę i dusić około minutę. Wlać masę z jajek, przykryć i zmniejszyć ogień do minimum. Smażyć powoli aż masa się całkowicie zetnie. Podważyć brzegi, zsunąć na talerz, posypać natką pietruszki i koperkiem.

Chleb lub bułki z pokrzywą, bez jajek

Składniki:
200 ml wrzącej wody
1 dag świeżych drożdży
10 dag młodych pokrzyw
2 łyżki masła
35 dag mąki z orkiszu lub płaskurki
łyżeczka cukru i łyżeczka soli
pęczek świeżego koperku i 2-3 ząbki czosnku
nasiona lnu, dyni, sezamu do posypania
forma do pieczenia, papier do wyłożenia, tłuszcz do wysmarowania

Pokrzywy wypłukać w zimnej wodzie, zalać wrzątkiem i gotować na małym ogniu około 2 minuty. Przełożyć na sito, przelać zimną wodą, wycisnąć. Pokrzywy, koperek, cukier zmiksować z niedużą ilością ciepłej wody, aż powstanie gęsta zielona masa. Przełożyć do odpowiedniego naczynia, dodać łyżkę mąki, cukier, wkruszyć drożdże. Masę zagnieść, przykryć i odstawić na kwadrans w ciepłe miejsce. Do dużej miski przesiać przez sito mąkę i sól, dodać posiekany czosnek. Do mąki przełożyć wyrastające drożdże, dodać miękkie masło. Ciasto ugniatać aż będzie miękkie i delikatne. Przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (40-60 minut). Po wyrośnięciu ponownie zagnieść i odstawić do ponownego wyrośnięcia (na co najmniej 20 minut). Ręce natłuścić olejem, z ciasta uformować bochenek lub bułeczki. Przykryć płótnem, włączyć piekarnik. Uformowany bochenek lub bułeczki przełożyć do formy wyłożonej lub natłuszczonej papierem i wstawić do rozgrzanego do 180° C piekarnika na środkową półkę na 40 minut. Po tym czasie przenieść na dół piekarnika i piec jeszcze krótko (nie dłużej niż 10 minut). Ostudzić wyjęte z formy.
Jeśli z tego ciasta pieczemy bułeczki czas pieczenia będzie krótszy – 20-25 minut w temperaturze 180° C.

Zdrowienie kontra leczenie – garść niemedycznych prawd prozdrowotnych [157]

Jakże wielu głupkowato pojmuje troskę o zdrowie. Zazwyczaj utożsamiają ją z lepszą żywnością, lepszymi lekarzami, lepszymi lekami. Lepszą żywnością miałaby być ta z jakimś znaczkiem nadrukowanym na opakowaniu, a lepszym leczeniem – dawne metody (np. bańki), bez rozpoznania co, ile, kiedy i w jakiej konfiguracji organizmowi posłuży, a co szkodzi. Potrzeby organizmu nie są stałe, zmieniają się zależnie od wielu czynników i aktualnego stanu organizmu. Jeśli ignorujesz te zależności, a szukasz lepszych leków i lepszych lekarzy nie masz szansy wyzdrowieć, bowiem śmierdzący śmietnik do którego wrzucisz choćby brylant, a nawet garść brylantów nie przestanie być śmietnikiem i nie przestanie śmierdzieć. Gadki wokół zdrowia jest pełno na każdym kroku. Zazwyczaj są to mniej lub bardziej naukowe i pseudonaukowe brednie.

Jakże wielu w swej naiwności ulega hasłom tyle podchwytliwym co zwodniczym jak np. „eko” i „bio” w nadrukach na opakowaniach przemysłowej, trującej paszy nazywanej żywnością, „zdrówko” w nazwie apteki, „sklep ze zdrową żywnością”, „wolny wybieg” itp.

Agnieszka wszystkich chce uzdrawiać, także zaszczepionych. Ubolewa, że niewielu chce jej słuchać. Ja natomiast, w myśl zasady: z kim i czym przestajesz… unikam i leczących i zwolenników leczenia. Wszelkiego leczenia, także sposobami nazywanymi „naturalnymi”. Przecież leczenie nie może być naturalne, bo leczenia potrzebują chorzy, a choroby i chorowanie nie są naturalne. Są przeciwne Naturze. Naturalne jest zdrowie. Promuję więc zdrowienie i wszystko co służy zdrowieniu, bez leków, bez leczenia, bez lekarzy.

Mam świadomość, że wbijam kij w mrowisko, ale robię to celowo i z premedytacją, by słuchaczami i czytelnikami wstrząsnąć. Kto się obrazi niech sobie choruje i leczy i dalej choruje. Do śmierci albo opamiętania. Rozsądni, albo ciekawi niech sprawdzą i porównają promowaną przeze mnie naturalną drogę zdrowienia ze znaną sobie businessową drogą nazywaną „leczeniem”.

  1. Diety nisko węglowodanowe

Ostatnio cieszą się popularnością diety nisko węglowodanowe. Osoby które je promują twierdzą, że to węglowodany powodują otyłość i wszystkie choroby. Że to błędny pogląd widać choćby na mieszkańcach Hongkongu i Japonii, których długość życia jest najwyższa na świecie, mimo iż ich dietą w ponad 60 procentach są węglowodany. Nie tylko żyją najdłużej na świecie, ale i otyłości trudno u nich spotkać (zaledwie 3 %). Wyeliminujesz trującą i zaflegmiającą pszenicę zaczniesz zdrowieć, mimo iż zastąpisz ją orkiszem, płaskurką, samopszą, czyli także węglowodanami. Węglowodany węglowodanom nierówne, wręcz przeciwne. Pszenica wychładza i zaflegmia, orkisz rozgrzewa i osusza. Ale nie przyjmuj tego na wiarę, lecz zastosuj, przekonaj się i opisz swoje nowe doświadczenie.

  1. Czytanie książek jako antystres

Ponieważ jednym z najbardziej wyniszczających czynników jest reagowanie stresem i życie w stresie proponuję czytanie książek, ale nie elektronicznych lecz papierowych. Odciąga to od myśli stresogennych, stresonośnych, stresotwórczych i życia w lękach, obawach, niepewnościach. Różnicę między rzeczywistym stresem (czynnikiem pozytywnym, mobilizującym do obrony lub ucieczki), a reagowaniem stresem i życiu w stresie (czynnikiem wyniszczającym cały organizm) wyjaśniam w wielu miejscach, więc teraz zacznij czytać książki, przekonaj się jak odmieni cię czytanie i opisz swoje nowe doświadczenie

  1. Problemy wątrobowe

Wielu uskarża się na przeróżne problemy wątrobowe, choć zazwyczaj wielorakiego działania wątroby nikt nie zna. Jeśli uważasz, że twój lekarz zna to zapytaj go wprost do czego służy i jaką rolę pełni ten narząd. Pamiętaj, że wątroba pełni z 500 funkcji, może nawet więcej. Jeśli twój lekarz nie wymieni choćby pięciu to czy zasługuje byś utrzymywał i tytułował ignoranta, dyletanta, który może cię tylko skrzywdzić.

Na spotkaniu w „Stajni” w Kielcach też padło pytanie wątrobowe. Wątroba jest tak cudownie skonstruowana, że sama się odbudowuje, nawet jeśli jej znaczna jej część została wycięta. Choć żadnemu lekarzowi nie udało się odbudować wątroby u alkoholików wiele lat ją wyniszczających, ja miewałem takie sukcesy. Podaję więc pięć niemedycznych, lecz kulinarnych produktów prozdrowotnych, najzdrowszych dla wątroby. Są to: awokado, oliwa, ostropest plamisty, orzech włoski, owoce słynące z dużej ilości witaminy C (rokitnik, róża, wiśnie, porzeczki i warzywa (natka pietruszki…).

Oliwą nazywać można tylko olej z oliwek. Oleje z innych ziaren też są wartościowe, choć mają różne właściwości. Nie wymieniam ich byś mnie nie kojarzył ani z terapeutami ani dietetykami. Jedynie podkreślam nielogiczność nazwy „oliwa z oliwek”, bo jeśli oliwa to samo przez się z oliwek, tak jak o naśle nie mówimy „maślane”. Zacznij stosować wymienione owoce, orzechy, oliwę i opisz swoje nowe doświadczenie

  1. Obniżenie wysokiego i utrzymywanie optymalnego ciśnienia tętniczego krwi

Wczoraj powiedziałem Agnieszce, że podczas gdy my, mieszkańcy nizin, mamy około pięć litrów krwi to Peruwiańczycy, czyli mieszkańcy wysokich gór mają aż osiem litrów krwi. Aż 60 % więcej. Kolejną różnicą między nami a nimi jest zawartość tlenu w krwi. My mamy w krwi 98 % tlenu, oni 82 %, a więc znacznie mniej. Wraz z tymi różnicami różni nas także długość życia.

Na ilość i jakość krwi wpływa nie tylko środowisko, w którym żyjemy, także sposób funkcjonowania, a więc możemy wpływać i na skład i na jakość krwi i na jej ciśnienie. Jest wiele niemedycznych sposobów regulowania i utrzymywania optymalnego ciśnienia tętniczego i jakości krwi. Najskuteczniejszym, a przy tym wydłużającym życie jest bycie optymistą. Sprawdź i opisz swoje nowe doświadczenie

  1. Uwaga chorujący na cukrzycę

Najważniejsza rada dla chorujących na cukrzycę, w szczególności przyjmujących „lek” o nazwie „metformina”. Zbadaj poziom witaminy B12! Jeśli jej niedobór przerazi Cię to pewnie też otworzy Ci oczy na fakt, że takie „leki” wyniszczają Witaminy i nie tylko witaminy w naszym ciele. Długotrwały niedobór Witaminy B12 (innych witamin także) powodują trwały uszczerbek na zdrowiu, w szczególności w zakresie układu nerwowego. Sam wyciąg wniosek czy nadal chcesz wyniszczać się farmaceutykami. Jeśli zmądrzejesz opisz swoje doświadczenie.

  1. Jajka na refleks

O jajkach zapewne dużo słyszałeś i być może stosujesz je w różnych celach. Dodam jeszcze jeden. Jajka zawierają tyrozynę, która jest niezbędna do tworzenia neuroprzekaźników (norepinofryny i depaminy). Chcesz mieć lepszy refleks spożywaj więcej jajek i opisz swoje nowe doświadczenie.

  1. Poduszka na przemianę materii, lepsze wypróżnianie, regenerację wielu funkcji organizmu

Poduszki z lnu, wypełnione łuską gryki, grochowinami, naowocnią fasoli (strąkami) itp. oczywiście z upraw bez chemii proponuję stosować i do spania i do siedzenia. Ola po dwóch tygodniach siedzenia na poduszce wypełnionej łuską gryki uprawianej naturalnie bez chemii zauważyła autoregulację organizmu w zakresie przemiany materii, wydalania, odtruwania. Ten sposób niemedyczny polecam każdemu i proszę o sprawozdanie z zauważonych efektów.

  1. Bańki lekarskie

Ja bańki, mimo nazwy lekarskie stosuję nie do leczenia nimi podczas choroby, lecz do wzmacniania odporności by chronić przed zachorowaniami. Jak? Poprzez autoszczepionkę, którą pod działaniem bańki nasz organizm produkuje. Choć wielu wraca do stawiania baniek są mało znane i stosowane zazwyczaj tylko w chorobach przeziębieniowych, a byłyby pomocne w wielu innych, np. reumatycznych, zwyrodnieniowych i stymulowaniu wszelkich procesów prozdrowotnych.

  1. Najlepszy napój o właściwościach przeciwzapalnych i leczniczych

Po każdej zimie nadchodzi wiosna. Koszałek Opałek w oczekiwaniu na wiosnę skrupulatnie zapisywał w wielkiej księdze wszystko, co spostrzegł. W obliczu pisarskiego zapracowania nie zauważył, że Pani Wiosna przeszła tuż obok. Zapisał więc, że w tym (tamtym) roku wiosny w ogóle nie będzie. Jeśli chcesz być zdrowa/zdrów nie przegap wiosennych możliwości Zregenerowania Organizmu. Aby żyć zdrowo gaś stany zapalne! Sok z brzozy, oskoła działa jak naturalna aspiryna, stanowi źródło licznych antyoksydantów, a także minerałów, szczególnie: żelaza, wapnia, potasu. Jednakże jednym z najcenniejszych związków w soku brzozy jest salicylan metylu. Jest to naturalny związek o działaniu przeciwzapalnym i przeciwbólowym.

Zauważ, że nie napisałem „brzozowy” lecz „z brzozy” czyli z wnętrza drzewa. Jeśli sięgniesz po cukrowaną wodę ze sklepu lub apteki, niezależnie jak nazywaną, to nie zasługujesz bym dla ciebie czas marnotrawił. To, co drzewo wysysa z głębin i aktywuje, a tobie kapie z uciętej gałązki odbudowuje nawet najbardziej zrujnowane organizmy. To co kupisz w sklepie i aptece nikomu organizmu nie zregenerowało. Jak sprawdzić co sprzedają? Jeśli piłeś ten z Natury, nie dasz się oszukać tym przemysłowym.

Kolejny popapraniec odstrzelony [136]

Dostałem komentarz do artykułu „Orkiszowa i z orkiszu to zupełnie co innego”. Treść komentarza: „Łatwo być przyjacielem dla kogoś, kto jest twoim przyjacielem, ale być przyjacielem dla kogoś, kto uważa się za twego wroga – to kwintesencja prawdziwej religii. M. Gandhi.” Jakieś motto ni w pińcet ni w dziewińcet, bez związku z tematem, gdzie wyjaśniam różnice między pojęciami moich wyrobów z orkiszu, od korporacyjnych i pseudorolniczych wyrobów z wielokrotnie modyfikowanych pszenic, z których hybrydy skrzyżowane z orkiszem bywają nazywane „orkiszowymi”.  Bez związku ze mną, moją pracą, moją witryną.

Niepodpisany popapraniec w miejscu na autora podstępnie wpisał adres promowanej wielotematycznej strony www. Podał też adres URL aby przekierowywać odwiedzających moją witrynę na tę, którą tak podstępnie usiłuje promować. Strona spekulanta zawiera ogrom tematów, nie dałby rady w pojedynkę zapanować nad taką wielością i różnorodnością, jest ogromnym zespołem. Kolejny raz nie udaje się naciągaczom. Czuwamy nad bezpieczeństwem swoich czytelników i nie naraziliśmy nikogo na przekierowanie do stron popaprańców. Moglibyśmy o incydencie zapomnieć, ale wspominamy go, ponieważ podobne podstępy są powszechne. Blokujemy je wytrwale. Teraz widzicie, że utrzymywanie witryny nie polega na samym tylko pisaniu.

Jeśli przeczyta to także spekulant może zaświta mu odwieczna mądrość: nie czyń nikomu, co tobie niemiłe. A szczególnie dwukrotnie karmionym piersią. Wiedzcie spekulanci, że nie mamy czasu myśleć o waszych wybrykach, bo mamy wiele ciekawszych zajęć i wiele planów do realizacji. Ale powinniście wiedzieć, że moce wynikające z dwukrotnego karmienia piersią są przepotężne. Nie warto narażać się na nie. Strzeżcie się więc popaprańcy, spekulanci, kombinatorzy, cwaniacy, kolaboranci choćby nieopatrznego pojawienia się na horyzoncie dwukrotnie karmionych piersią, bo opatrzność może sprawić takie cuda, w jakie nigdy byście nie uwierzyli, ale na pewno nie chcielibyście ich doświadczyć. Amen.

Które z ziół najważniejsze [113]

31 lipca 2021 r. odwiedziłem Orzechówkę. Pewna zielarka chciała odnaleźć tam tajemniczą roślinę z jednego z filmików śp. świętokrzyskiego prepersa. Miała nadzieję, że w miejscach, po których niegdyś oprowadzałem adeptów ziołoznawstwa i ziołolecznictwa odnajdziemy kupę kamieni, na której parę lat temu roślina ta rosła.

Dzisiejszy widok do niedawna tętniącego życiem gospodarstwa wzbudza przerażenie i żal. Po ogrodach warzywnym i ziołowym nie ma śladu. Wszędzie zarośla zdziczałych badyli. Sprzęty bezładnie porozrzucane niszczeją, podwórko zagracone rupieciami i gromadzonymi śmieciami, których nikt nie sprząta. Widać brak gospodarza, a raczej rozumu i serca bo gospodarz jakiś jest. Spotkaliśmy go nawet. Stał na drodze przed wjazdem, z czwórką osób, które w zeszytach i smartfonach utrwalały co im mówił o rosnących tam ziołach.

Jakże inaczej wyglądały zajęcia, kiedy ja tam prowadziłem kursy zielarskie. Kursanci zbierali rozpoznawane zioła i przynosili do wykorzystywania w posiłkach. Nadmiar układali na długim stole. Uczyliśmy rozpoznawać nie tylko w miejscu gdzie rosły, także wygrzebywane z wielkiej sterty na stole. Nie tylko po wyglądzie, także po smaku, zapachu, dotyku. To znacznie  trudniejsze, gdy rośliny wymieszane z innymi. Omawialiśmy je poznając ich charakterystyczne cechy. Następnego dnia, w terenie przypominali sobie co się nauczyli dnia poprzedniego. Program kursów, które ja prowadziłem gwarantował opanowanie ponad osiemdziesiąt ziół, które wypisałem na dyplomach, ale zależnie od zdolności grupy udawało się nauczyć odnajdywania ponad setki, a rozpoznawania prawie dwóch setek.

Kursantom, których spotkaliśmy na drodze, pokazałem rdest ptasi, który deptali, nie znając ani jego wyglądu ani zastosowania, mimo iż dzisiaj jest jednym z najważniejszych ziół do ochrony przed zarazami. Tymi, rozprzestrzenianymi przez bandytów usiłujących nas wymordować i tymi, rozprzestrzenianymi przez głupków, dobrowolnie pozwalającym wstrzykiwać sobie trucizny wraz z rozkawałkowanymi płodami ludzkimi.

Zjadając liść winogrona i kwiatek cykorii podróżnika usiłowałem spotkanym kursantom pokazać różnicę między gromadzonymi wiadomościami, a wiedzą wynikającą z praktyki. Przypomniałem sobie i im zupę z podagrycznika, która była obowiązkowa w pierwszym dniu zajęć, kiedy ja tam oprowadzałem kursantów. Wówczas pół setki ziół poznawaliśmy już na podwórku świętokrzyskiego prepersa (niektóre ja tam przywoziłem i sadziłem), dziś z trudem znalazłoby się tam kilkanaście, a i to w opłakanym stanie. Najpiękniejsze wytrzebione, podagrycznik wówczas wysoki na metr, ma ledwie kilka centymetrów. Pachnącej kolendry i wielu innych witających już od bramy nie było w ogóle.

Jedyny w grupie kursantów (4-osobowej) mężczyzna widząc jak zjadam kwiatek cykorii podróżnika zapytał czy to dobre. To przerażający brak zdolności rozumowania i dowód hasłowego podejścia, bowiem cóż znaczy „dobre”? Dobre na co? Dobre dla kogo? Gdyby skosztował, poznałby praktycznie, więc dowiedziałby się. A z pytania co mu przyjdzie? Oczywiście nie zrozumiał wywodu. Pozostali też nie, bo zaraz padło pytanie o dziesięć ziół najważniejszych. Gdy usiłowałem dociec co rozumieją pod hasłem „najważniejszych” zmniejszyli limit do pięciu.

Wymienić ziół z pamięci, nawet w nocy wybudzony ze snu mógłbym co najmniej trzysta, a na spokojnie sześćset. Robiliśmy z żoną takie ćwiczenia. Ale jak określić które ważniejsze od którego i dla kogo? Ważniejsze w czym? Pod kątem wielokierunkowości działania, czy tego, co kogo w danym momencie trapi? Najważniejsze zioła to te, które mamy pod ręką, które znamy, wiemy jak je stosować i możemy użyć natychmiast!

Najważniejszym pod kątem wszechstronności byłyby konopie. Ale sybiracy nie mieli konopi! Ratowali się sosną i rokitnikiem. My też powinniśmy je wykorzystywać. Niestety większość nie zna właściwości i wartości ani sosny, ani rokitnika, a powinni, bo w czasie zarazy mogą być jedynym ratunkiem.

Pod kątem siły przetrwania do najważniejszych należałyby perz i pokrzywy. Ale co w takim razie z tymi, które są pod ręką, ale nie nazywamy ich ziołami, jak np. krzepiącą rzepę? No ale jak mówić i pisać o rzepie do tych, który rzepy nie jadają? Skąd mieliby wiedzieć jak krzepi? Dla przyszłych matek najważniejszym ziołem były maliny. Zapewniały bezbolesność porodów. Wiecie choć która to część roślin? Owoc jest sezonowy, a potrzebujemy dostępności przez cały rok. Co z malin pozostaje w zimie pod śniegiem? Kto w dobie zastępowania naturalnych porodów operacjami chirurgicznymi docenia wartość malin? A wy, kursantki, też  wybierzecie skalpel? Mam pisać o tym, czego i tak większość nie spróbuje?

Czy dla tego, kto nie doświadczył paraliżu ważna będzie roślina, która mnie z niego wybawiła? A jeśli komuś gniją jelita i wspomniana już cykoria podróżnik (ceniona w czasie gdy nie było kawy) może uratować życie miałaby się znaleźć w pierwszej piątce, to co z tej piątki wyrzucić? A tysiącznik, który już w nazwie ma tysiąc, jako, że tyleż chorób nim wyleczano? A szałwia, o której jeden z ojców zielarstwa pisał: „nie powinien umrzeć kto ma szałwię w ogrodzie”? Borykający się z krwawieniami w pierwszej piątce chcieliby mieć krwawnik, a obżerający się pszenicąmorwę. Kto dawno zrezygnował z pszenicy i żadnych ziół nie potrzebuje dzięki orkiszowi pewnie w pierwszą piątkę wpisałby orkisz. Cenzor Kantor, który przyznał, że Rzymianie przeżyli kilka wieków bez lekarzy dzięki kapuście oraz ci, którzy kapuście wystawili świątynię, a także dr Górnicka, która wymieniła sto chorób, które leczy kapusta i ja, który wymieniłem ich dwieście powinniśmy kapustę też do pierwszej piątki zaliczyć.

Jak rozszerzycie limit co najmniej do setki możemy snuć rozważania co w pierwszej setce powinno się znaleźć, ale przy tak wąskim limicie jak piątka, czy choćby dziesiątka nie ma to sensu. Najważniejsze zioła to te, które macie pod ręką i możecie wykorzystywać. Cóż wam po tych, o których ktoś, gdzieś powiedział, czy napisał?

Skąd wziąć dobrą prawdziwą mąkę orkiszową – odpowiedź na komentarz [106]

Po szczegółowym wyjaśnieniu, które było odpowiedzią na jeden z komentarzy Krzysztof znów usiłuje mnie podporządkować swoim mącicielskim zapędom. Tym razem napisał tak: Nadal jednak brak odpowiedzi na pytanie tej pani: skąd wziąć dobrą, prawdziwą mąkę orkiszową”.

Krzysztofie, zamiast znów mącić czytaj uważnie, bowiem tym wpisem dajesz dowód, że nie rozumiesz, co piszesz. Czyżbym za słabo wyjaśnił różnice między mąką „orkiszową” a mąką z orkiszu? Pszenica z wbudowanym weń genem orkiszu pozostaje nadal pszenicą jak gówno z domieszką miodu pozostaje gównem. To koniec wyjaśnień. Przestań mnie dręczyć. Jeśli czegoś potrzebujesz szukaj na własną rękę.

Gdy ja potrzebowałem prawdziwego orkiszu zasiałem go, zebrałem, wymłóciłem, część zostawiłem do zasiewu, część obłuszczyłem. Część obłuszczonego zawiozłem do młyna, a część do kaszarni. Z młyna mam mąkę, z kaszarni mam kaszę. Gdy mój przyjaciel Robert potrzebował prawdziwego orkiszu zasiał go, zebrał, wymłócił, część zostawił do siewu, część obłuszczył. Część obłuszczonego zawieźliśmy razem do młyna, a część do kaszarni. Z młyna mamy mąkę, z kaszarni mamy kaszę.

Poznawałem różne młyny i różne metody ich pracy. Odkąd Robert zaczął uprawiać orkisz do młynów i kaszarni jeździliśmy razem.  W końcu trafiliśmy do młyna który prezentuję w filmach i od trzech lat korzystamy z usług tego młyna i nadal uczymy się czerpiąc z doświadczenia młynarzy.

Ani ja ani Robert nie mamy setek hektarów i nie mamy ambicji zaspokoić wszystkich chętnych. Uprawiamy dla siebie i swoich bliskich, a nadmiary udostępniamy zaprzyjaźnionym. Jeśli Ty lub ktoś inny zapragniecie prawdziwego orkiszu też możecie go siać, zbierać i mieć własny, do czego szczerze zachęcamy. Ziarno do siewu udostępniamy i służymy pomocą na każdym etapie uprawy i obróbki. Kto nie miałby gdzie obłuszczyć zrobimy to dla niego. Kto miałby nadmiar i chciał odsprzedać gwarantujemy odbiór (tylko nie skażony chemikaliami). W rozliczeniu może dostać ziarno obłuszczone, lub gotową mąkę i kaszę.

Jeśli chcesz zasiać orkisz ziarno do siewu od nas dostaniesz. Niezależnie czy dla siebie czy dla tej pani, o ile będziecie skłonni dzielić się zdobywanym doświadczeniem. Jeśli zaś chcecie naszej mąki to możemy wysłać i dla Ciebie i dla innych, ale przypominam, że my mamy mąkę z pierwotnego orkiszu. Nie mamy mąki z pszenic hybrydowych nazywanych „orkiszowymi”.

Niegdyś szukałem jajek i śmietany. Na targu jest duży wybór. Wypijałem jajko, wypijałem śmietanę i albo wypluwałem, albo kupowałem więcej. Niektórzy mają swoich odbiorców i nie muszą zawozić na targ. Czasem ktoś ich poleci i mają chętnych tylu, że ich potrzeb nie są w stanie w pełni zaspokoić. Podobnie było z naszym orkiszem. Spotkałem u kogoś znajomego rolnika, który uprawia orkisz i przerabia go na kaszę i mąkę. Spróbowałem, zaprzyjaźniliśmy się, kupowałem od niego bezpośrednio w jego gospodarstwie, odwiedzałem z nim  osoby uzdrowione jego kaszą z orkiszu z ciężkich chorób i powikłań krążeniowych i zwyrodnieniowych , w końcu zasiałem i zebrałem własne ziarno orkiszu. Tak samo zaczynał Robert. Jego orkisz pochodzi z tego samego źródła.

Chcecie naszej mąki z orkiszu? Proszę bardzo, co miesiąc jeździmy do młyna i co miesiąc mamy świeżą mąkę z orkiszu. Robert może wysłać kurierem, możecie też odwiedzić  Roberta w jego gospodarstwie i poznać jego uprawy, porównywać z innymi. Kto ma bliżej do Siedlec tam nasza mąka z orkiszu i kasza z orkiszu są w Normobarii.

W tym roku oprócz orkiszu mamy zasianą także płaskurkę. Będziemy mieć mąki i kasze także z płaskurki. Szukamy sposobu przerobu orkiszu, płaskurki, owsa na płatki. W tym roku orkiszu mamy dwukrotnie więcej zasiane niż w poprzednim, więc zaspokoimy większe grono potrzebujących, ale nadal nie wystarczy dla zbyt wielu. Na następny rok nie planujemy zwiększać zasiewów. Natomiast każdego, kto ma ziemię niewykorzystaną, albo uprawia coś innego zachęcamy do siania zbóż prozdrowotnych.

Ponoszą truciciele wielkie nakłady na opryski i paliwo, marnują na bezsensowne zabiegi czas, trują siebie, swoje dzieci i bliźnich, a z zysków nie są zadowoleni. W uprawie zbóż prozdrowotnych odpadają koszty oprysków i paliwa, a czas dotychczas marnowany na chemiczne trucie zostaje dla rodziny i na realizację marzeń. Wraz z rezygnacją z trucizn organizmy byłych trucicieli i ich bliskich zaczynają się regenerować, następuje automatyczne odzyskiwanie zdrowia, dobrego samopoczucie, radości… Przy okazji przejścia z upraw trujących na prozdrowotne zyski są większe niż z produkcji trucizn.

Tyle wyjaśnień i zachęt. Natomiast do części pytania: „skąd wziąć” nie czuję się kompetentnym wypowiadać się. Jesteśmy rolnikami, uczymy się od najlepszych, mamy ambicje rozwijać się nadal, dzielimy się wiedzą i doświadczeniem. Być może są gdzieś lepsi od nas producenci, my ich nie spotkaliśmy. Z jakości naszej produkcji jesteśmy dumni, bowiem doświadczeni młynarze w całej swojej praktyce młynarskiej nie spotkali mąki o tak wysokich parametrach jak nasza. Nabywają nasze ziarno do własnej produkcji.

Jeśli Tobie Krzysztofie i pani, za którą się wstawiasz nie pasuje nasza mąka z orkiszu i szukajcie lepszej życzymy powodzenia licząc na to, że podzielcie się rezultatem Waszych poszukiwań. Ponieważ mamy ambicje uczyć się od najlepszych, z radością poznamy lepszego.

Orkiszowa i z orkiszu to zupełnie co innego – odpowiedź na komentarz [105]

Oto jeden z komentarzy, który przeniosłem tu aby moja odpowiedź dotarła nie tylko do czytających komentarze, ale do wszystkich odwiedzających moją witrynę.

„Witam, piekę chleb z mąki orkiszowej (mieszam białą z razową) na drożdżach. Z tego, co przeczytałam u Pana, wnioskuję, że ten chleb nam szkodzi? Czy robić jakiś zakwas? Skąd wziąć dobrą mąkę orkiszową?
Bardzo proszę o odpowiedź. Pozdrawiam.”

Polko i Polaku

Jasno i dobitnie wyjaśniałem w wielu miejscach, w książce „Brzuch ma rozum” i na tej stronie również, różnice między mąką z orkiszu, a mąkami „orkiszowymi”. Ja i Robert z ziaren orkiszu (obłuszczonych na akceleratorze i zmielonych w młynie o dwunastu walcach) otrzymujemy mąkę z orkiszu. Nasza mąka, co wyraźnie podkreślam, nie jest „orkiszowa”, lecz jest z orkiszu.

Procesy obłuszczania i mielenia pokazuję na filmach zamieszczonych na tej stronie, więc zapraszam do oglądania i komentowania.

Ponieważ mielenie kawy jest powszechnie znane, na przykładzie kawy łatwiej będzie zrozumieć pułapkę słów. Wsypując do młynka całe ziarna kawy po chwili mielenia otrzymujemy proszek z ziaren kawy, ale nie „kawowy” jak batonik wykonany z melasy i przeróżnych syntetyków. Gdyby do młynka wsypać jądra orzechów otrzymalibyśmy proszek z orzechów, ale nie „orzechowy” jak batonik wykonany z melasy i przeróżnych syntetyków.

Z pszenic hybrydowych, nazywanych „orkiszowymi” powstają mąki nazywane „orkiszowymi” niemające nic wspólnego z orkiszem, ponieważ nie powstały z orkiszu! Nie dajcie się wciągać w pułapki marketingowców i handlowców.

Nie wiem co pani i wielu innych nazywa mąką „orkiszową”, „białą”, „razową”, ale wygląda na to, że używający tych słów wypowiadają je nierozważnie, podobnie jak wszyscy tkwiący w kleszczach spekulantów sprzedających mąkę pszeniczną pod nazwą „orkiszowa”. To chwyty marketingowe, a jak wiadomo marketing to sztuka oszukiwania.

Gdyby moje wyjaśnienie nadal było niezrozumiałe to proszę założyć niebieską bluzkę lub niebieską sukienkę. Proszę  przerwać czytanie i to zrobić oraz skupić się przez chwilę na swoich odczuciach.

Mając na sobie ciuszek w niebieskim kolorze proszę odpowiedzieć (sobie) na pytanie: czy ta niebieska bluzka lub niebieska sukienka jest z Nieba? A może jest ona z butiku, marketu, ciucholandu…? a więc mimo, iż jest niebieska to nie jest z Nieba.

Tak jak niebieskie bluzki i niebieskie sukienki nie są z Nieba, a skrzydełka kupowane w sklepach pod szyldem „Biedronka” nie są z biedronek lecz są z brojlerów, tak też „orkiszowe” mąki nie są z orkiszu, lecz są z „orkiszowych” pszenic, czyli hybryd pszenic modyfikowanych wbudowanym w nie genem orkiszu!

Pszenice „orkiszowe” to pszenice genetycznie zmodyfikowane (GMO), czyli „wzbogacone” wszczepionymi weń genami orkiszu. Orkisz to pierwotne zboże, które jako mniej wydajne od pszenicy zostało zapomniane, a przez to uniknęło modyfikacji genetycznych, którym ciągle poddawane są pszenice.

Orkisz od pszenicy różni wiele. Oprócz wyglądu główną różnicą są właściwości. Podałem je w książce: „Brzuch ma rozum”, a także na tej stronie. Uzupełniając to dodam właściwości najważniejsze, których tam nie ma:

Orkisz rozgrzewa, a pszenice wychładzają. Hybrydowe z wmontowanym weń genem orkiszu także.

Pszenica tworzy w organizmie patogenny śluz, w którym bytują przeróżne pasożytyOrkisz osusza i eliminuje śluz, a wraz z nim środowisko pasożytów.

Jadają ludziki karpie z wszczepionymi weń genami ludzi, sałaty z wszczepionymi weń genami szczurów, pomidory z wszczepionymi weń genami ludzi i wyroby z pszenic z wszczepionymi weń genami orkiszu…

Jakby tych obrzydliwości było im mało dają sobie wstrzykiwać rozkawałkowane dzieci we wczesnym stadium rozwoju (nazywane płodami). Potrzebujecie tego? Wasz wybór, ale bądźcie świadomi co wybieracie. Ja natomiast protestuję przeciw zaśmiecaniu ojczystego języka nazwami fałszowanymi i modyfikowanymi podobnie jak produkty, które wybieraliście, dotąd być może nieświadomie. Odtąd już nie macie prawa powiedzieć, że nie wiedzieliście!

Czy mąka nazywana „orkiszową” jest z orkiszu czy z pszenicy to łatwo ustalić laboratoryjnie, badając jakie enzymy zawiera. Każde zboże ma inny garnitur enzymów, charakterystycznych dla siebie i niepowtarzalny u innych. Koszt badania to zaledwie 20 złotych. Widzieliście u producentów lub handlowców badanie parametrów mąki, którą kupujecie? Czy ich nie stać na 20 zł. za badanie, czy jest inny powód utrzymywania w tajemnicy parametrów paskudztw, które sprzedają?

Bez badań także łatwo przekonać się praktycznie czym dysponujemy. Proszę upiec z naszej mąki z orkiszu i porównać z tym, co piekliście dotychczas z mąk pszenicznych, nazywanych „orkiszowymi”. Proszę porównać swoje samopoczucie po wypiekach z naszej mąki z samopoczuciem po wypiekach z mąk poprzednio stosowanych. Proszę porównać wygląd skóry, włosów, języka po wypiekach z naszej mąki z wyglądem skóry, włosów, języka po wypiekach z mąk poprzednio stosowanych. Dajcie znać o swoich spostrzeżeniach i podzielcie się nowym doświadczeniem.

Zauważyliście, że napisałem „pszenicznych” a nie jak nadrukowano na torebkach „pszennych”? Proszę więc odtąd zaprzestać posługiwania się hasłami, które albo nie wiadomo czego dotyczą, albo fałszują rzeczywistość, czasem nieskrępowanie, a czasem zakamuflowanie jak np. napis: „żytni” na etykiecie chlebów pszenicznych.

Czy wiedzieliście, że są ogromne przetwórnie, których celem jest pogarszanie jakości produktów spożywczych? Te, służące pogarszaniu jakości zbóż mieszają przeogromne ilości wszelkich paskudztw, łącznie ze zgniłymi i spleśniałymi z niewielką ilością zbóż dobrej jakości. Szarą mieszaninę spleśniałych zbóż i nie tylko zbóż wybielają syntetykami i gazami. Mieści się to oczywiście w normach, znacznie, znacznie, znacznie zmienionych na żądanie UE, jeszcze przed włączeniem nas w jej struktury. Czy wiecie, że stosowanie Polskich Norm w UE zostało zakazane wraz z podpisaniem traktatu akcesyjnego rok przed wessaniem nas do UE?

Proszę więc odtąd nie dać sobie mieszać w głowach modnymi słówkami. Wraz ze zrozumieniem przyjdzie odporność na manipulacje. Dążący do depopulacji dziewięćdziesięciu procent ludności świata pragną nas wymordować, ale nie mają mocy. Dlatego mieszają nam w głowach byśmy sami realizowali ich zbrodnicze plany. My mamy Moc, ale żeby z niej korzystać potrzebujemy Wiedzy. Wiedza wynika z Doświadczenia. Nie znajdziecie Wiedzy w internetach, telewizjach, publikatorach, tam są tylko wiadomości, a zbiór wiadomości, choćby były prawdziwe to nie Wiedza, co najwyżej jej składnik, ale i tak niepotrzebny.

  • Jeśli komuś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych spodobałaby się prezentowana tu wiedza wyślij mu SMS lub e-mail z zaproszeniem do tej witryny: www.ambasadorzdrowia.pl

Poruszone tu tematy będę kontynuował, więc zapraszam do odwiedzania tej strony i komentowania. Kto nie chce komentarzy umieszczać na tej stronie niech swoje uwagi wysyła na e-mail: ladiwek@wp.pl.

Zabrać buty i poszczuć psem – sarkoidozę [91]

W komentarzu pod moim artykułem: Nowotwory a krzemowy paradoks Lucyna napisała cięgiem bez interpunkcji, z licznymi błędami, że czyta wszystko co piszę, że miała kupować „krzem aktywny”, że znajomy jej polecił, że „to dla męża na jego odporność na sarkoidozę”, że dużo czytała o tej chorobie, pyta czy poleciłbym kupić „ten krzem” (nie wyjaśniając jakie paskudztwo tak nazywa i zatajając, że pakowane jest w trujący plastik), pyta czy jest coś skuteczniejszego, pomocnego także w sarkoidozie, zaznacza, że wie iż „to jest choroba także układu odpornościowego”.

Odsyłam do radia Maryja

Lucyna poruszyła wiele wątków wykazując ogrom niezrozumienia i arogancji. Nad niezrozumieniem możnaby się zastanowić, jednakże arogancję można tylko piętnować. Tym bardziej, że zalewa nią nawet samego Stwórcę, Matkę Naturę, mnie – dzielącego się z Wami moim doświadczeniem, w końcu organizmy swój i męża.
Ponieważ „zapomniała” się przedstawić, napisać coś o sobie, mężu (którego chce leczyć moimi rękami), wyjaśnić dlaczego zwraca się do mnie, odsyłam do Radia Maryja, gdyż tam uczą manier.
Wszystko, co piszę nie dotyczy personalnie jakiejś jednej Lucyny, lecz wszystkich tak postępujących. Tak więc niniejszy esej nie jest prywatną odpowiedzią jakiejś Lucynie. List Lucyny posłużył mi tylko za inspirację.

„krzem aktywny” kontra Dar Niebios i Matki Natury

Nie wiem co Lucyna nazywa tak dziwacznie „krzem aktywny”. Zapewne zakłada ona w swej arogancji, że ja też pochłaniam reklamy, którymi ona nasiąka. Świadomie czy nieświadomie to bez znaczenia, sugeruje ona, że Boży krzem, dar Niebios i Matki Natury miałby być nieaktywny i niegodny stosowania. Czy dlatego odrzuca ten z Natury, że jest darmo?

Zamiast korzystać z Natury w swej arogancji posunęła się nawet do tego, by kupować wodę w butelkach z trujących tworzyw syntetycznych nazywaną „krzemem aktywnym”. Zapewne jej podświadomość wie, że to trucizna i dlatego świadomość popycha ją by na mnie przerzucić odpowiedzialność za stosowanie polecanego przez sąsiada specyfiku, będącego w rzeczywistości oszustwem, na domiar plugawiącym Matkę Naturę.

Skąd tyle arogancji dla CUDu, jakim jest nasz organizm? CUD = Ciało, Umysł, Duch.
Skąd tyle braku szacunku dla Natury?
Skąd tyle głupkowatego zachwytu reklamowanymi chemikaliami?

Doświadczanie poprzez kieszeń

Najskuteczniej uczymy się przez kieszeń, nie będę więc nikomu odbierał tej możliwości. Im więcej wydacie, im szybciej zbankrutujecie im szybciej rozczarujecie się , tym szybciej zmądrzejecie. Jednakże kupując drogie i dziwaczne paskudztwa w plastikowych opakowaniach doświadczajcie, doświadczajcie, doświadczajcie i piszcie o swoim doświadczeniu.

Arogancja zabija dar myślenia

Dziś kupisz trochę wody w plastikowej butelce, jutro trochę powietrza w plastikowej torbie. Jak długo pociągniesz na plastikach? A co zrobisz gdy braknie kasiory na kolejną porcję, a nie będziesz umiała wrócić do oddychania z Natury i jedzenia z Natury?

Tylko Prawda tajemnicą skuteczności

Dobrze ponad pół wieku temu nastawiłem się na sto procent skuteczności. Skuteczność osiągam dzięki prawdzie. Aby być skutecznym wystarczy być prawomyślnym i prawdomównym. Kto odrzuca zakłamanie także doświadcza skuteczności.
Nikomu traktującemu Naturę i własny organizm tak, jak Lucyna nie udaje się wyzdrowieć. Cierpiętnicy usiłują przerzucić na innych, także na mnie odpowiedzialność za skutki swych poczynań, więc zadręczają mnie głupawą paplaniną (w mowie i piśmie). O krzemie z Natury mówiłem i pisałem w wielu miejscach, także na tej stronie. Poczytajcie ze zrozumieniem, postosujcie konsekwentnie, zdrowiejcie i chwalcie się efektami.

Jeszcze masz wybór

Lucynopodobni! Jak wspieracie moją działalność? Kiedy sięgnęliście po moje książki?  Kosztowaliście mojej krzemionkowej kaszy? Kąpaliście się w krzemionkowym owsie? Regenerujecie system nerwowy wyciągiem z owsa?

Gdy zaczniecie jadać moją krzemionkową kaszę i kąpać się w moim krzemionkowym owsie,  problemy, którymi mnie dręczycie będą łagodnieć i zanikać. To łatwo sprawdzić. Jeszcze macie wybór: jeść moją krzemionkową kaszę i kąpać się w moim krzemionkowym osie i zdrowieć i opisywać własne doświadczenia, albo nadal gorzknieć szukając lepszych lekarzy, lepszych leków, lepszych suplementów… Jeszcze macie wybór! W krematoriach, które na nas szykują papu będzie k-r-e-m-a-t-o-r-y-j-n-e.

Pijawice

Lucynopodobni nie szanują mądrzejszych od siebie, usiłują ich wydoić, wyssać ile im się uda. Ale to nie pijawki, bo pijawki w zamian za wyssaną krew dają substancje o właściwościach przeciwzakrzepowych, rozszerzających i uszczelniających naczynia krwionośne, przeciwhistaminowych, przeciwbólowych, antybiotycznych, regenerujących skórę i komórki nerwowe. To roszczeniowe p-i-j-a-w-i-c-e. Pragną chłapać, chłapać nie dając nic w zamian i wciągnąć w bagienko, które tworzyli latami.

Bez ziemi też można mieć zdrową żywność

Ja nie mając swojej ziemi orkisz uprawiałem na cudzym. Mam zbiory ledwie z półtora hektara, więc nie szukam zbytu, lecz chcę ów zdrowotny cud Natury rozpowszechniać. Oddam w dobre ręce zarówno tym, którzy go wysieją jak i tym którzy będą go jeść dla zdrowotności. Do młyna i kaszarni jeździmy osobówką więc niewielkie ilości przerabiamy. Dzięki temu mąki i kasze mamy zawsze świeże.

Nie wystarczy chcieć

Niczego ode mnie nie dostaniesz tylko dlatego, że żądasz. Dostają tylko zobowiązujący  się dzielić swoim doświadczeniem. Z Waszych doświadczeń ma powstać książka. I to nie taka, jakich wszędzie pełno, ale Wasza, prawdziwa, z Waszych prawdziwych doświadczeń.

Prawda wyzwala

Przestań hołdować chemikaliom i niszczyć za prawdomówność, bo szkodzisz także sobie i Twoim dzieciom! Porównaj swoje samopoczucie po mojej kaszy z samopoczuciem po fanaberiach, którym ulegasz. Wówczas poznasz prawdę, a prawda Cię wyzwoli.

Tylko natura uzdrawia

Moja krzemionkowa kasza organizm wzmacnia i regeneruje. Po niej nawet sarkoidoza i większość problemów ustępuje samoczynnie, czyli tak, jak ustępuje mrok wraz ze wschodem Słońca – czym więcej Słońca tym mniej mroku. Leczyłaś/eś się przeróżnymi specyfikami i wiele lat doświadczasz ich nieskuteczności. Teraz pojedz mojej kaszy i opisz swoje doświadczenie.
Ja wiem, że nie ma równie skutecznego i łatwo dostępnego źródła łatwo przyswajalnej krzemionki i innych cennych związków prozdrowotnych. Ty możesz to sprawdzić i napisać czego doświadczyłaś/eś.

Krzem a krzemionka

Krzem to czysty pierwiastek, a organizm przyswaja związek krzemu SiO2, czyli krzemionkę. Tylko Natura daje zdrowie, odporność, długowieczność, a handlarze karmią złudzeniami. Wiara w cudowne suplementy przeraża i poraża. Skąd tyle naiwności?

Nie niedobór lecz nadmiar!

Spożywanie reklamowanego chemizowanego paskudztwa miałoby oczyścić z gnoju gromadzonego dziesiątki lat? Sarkoidoza i wiele innych współczesnych chorób nie powstały z niedoboru czegoś tam, lecz z nadmiaru, przeciążenia, niewydolności organizmu do samooczyszczania się. Dodawanie do śmietnika choćby brylantów nie oczyści go. Łagodnienie sarkoidozy będzie następowało wraz z pozbywaniem się śmieci, które ją przez lata tworzyły. Zdrowienie bez leków i bez lekarzy odbywa się nie wskutek jadania czegoś, lecz wskutek zaniechania zanieczyszczania własnego organizmu.

Sarkoidoza

Lucyna napisała „to jest choroba także układu odpornościowego”, bo chciała zabłysnąć, że się naczytała. Naczytała się bzdur, bowiem sarkoidoza nie jest „chorobą także układu odpornościowego”. To śmiecie i robactwo są przyczyną zarówno wyniszczania wszystkich narządów i układów (także immunologicznego) jak też sarkoidozy.

Sarkoidoza to jedna z wielu nazw długotrwale zaśmiecanego organizmu. To bardziej zespół objawów niż choroba. Objawów zaśmieconego organizmu. Zaśmiecanego długotrwale i nie tylko tym, co jadał chorujący i czym karmił hodowane w sobie pasożyty, ale także ich metabolitami. Odchody pasożytów zatruwają organizm przeróżnie, bo i pasożyty są przeróżne i w przeróżnych miejscach bytują i przeróżnie bywają karmione. Tych przyczyn nie biorą pragnący leczyć, leczyć, leczyć, do końca życia, a często nawet po śmierci. Czym szybciej to zrozumiesz i zaczniesz oczyszczać swój organizm z tego, co w nim zalega, rozkłada się, gnije i go zatruwa, tym większe masz szanse na powrót do zdrowia. Powrót automatyczny, tak jak automatycznie pojawia się światło wraz z ustępowaniem mroku.

Groźniejsze od robali są ich metabolity

Słowa „robactwo” używam nie ściśle, lecz w rozumieniu wszelkich pasożytów wraz z ich metabolitami. To, że robale cię żrą jest szkodą mniejszą od szkód powodowanych tym, co one wydalają i czym zatruwają twoje komórki, narządy, układy. Przestaniecie – Ty i Twoje pasożyty – zasrywać Twój organizm, to on sam się oczyści. Nie potrzeba mu w tym pomagać, wystarczy przestać przeszkadzać!

Porównaj i napisz

Porównacie samopoczucie po mojej kaszy z samopoczuciem po fanaberiach, którym dotychczas  ulegaliście to doświadczycie różnicy. Potem już sami zadecydujcie czy zostać przy nowym doświadczeniu czy wracać do starego. Jedyne co ja zalecam to zabrać buty i poszczuć psem. Jak taki zabieg wpłynie na organizm łatwo przekonać się. Darmowe wypocenie toksyn, darmowy masaż receptorów…  A nie tylko receptory będą masowane. Przepona, żołądek i jelita także.

Opiszcie swoje powroty do zdrowia po mojej kaszy z orkiszu i wszystkim, co pisałem.

Dość hipokryzji

Od tej pory do wszystkich, którzy mojej kaszy nie znają apeluję, miejcie ambicje powstrzymać się od zadręczania mnie waszymi problemikami dopóty dopóki nie skosztujecie mojej kaszy.

Jeśli przez ciebie zdrowie zakwita to cię w swym domu każdy powita [77]

Po powrocie z Filipin w Sztuce Zdrowego Życia w Łodzi 7 maja 2019 r. przedstawiłem trochę ciekawostek i przemyśleń. Dawno o tamtym spotkaniu zapomniałem, ale wpadł mi w ręce przygotowany na tamto spotkanie szkic. Część z poruszanych tam tematów tutaj rozwijam, a na tytuł wykorzystałem motto tamtego spotkania.

Trzy miesiące na Filipinach

Filipiny to 7107 wysp i wysepek, więc należałoby mówić Archipelag Filipiński. Ja poznałem tylko cztery z nich.
Klimat Filipin zalicza się do równikowych o wybitnych cechach monsunowego. Na Filipinach jest ciepło i wilgotno. Temperatura powietrza niewiele się waha, średnio utrzymuje się na poziomie 28°C. Tuż przed nastaniem wilgotnej pory monsunowej temperatury osiągają w dzień 35°C. Wilgotność przez cały rok wynosi 80% i więcej, a w czasie monsunu sięga nawet 100%. Tajfuny, powstają w zachodniej części oceanu i wędrują nad wschodnie wybrzeża kraju.

Trzy miesiące spędziłem na Filipinach. Poznawałem tamtejszą przyrodę, drzewa, zioła, owoce, warzywa… Na Filipinach występuje prawie 10 tysięcy gatunków roślin, w tym 3 tysiące gatunków drzew. Ludzie tam żyją beztrosko, bo rząd mało ingeruje w ich życie. Przy szkołach dzieci zakładają ogródki ziołowe, pielęgnują i poznają rośliny lecznicze.

W oderwaniu od ponurej codzienności w Polsce, na Filipinach podreperowałem stan zdrowia. Poznałem metody lecznicze tamtejszych szamanów… Jeśli także chcecie prozdrowotnie wykorzystać tamten klimat możemy wspólnie się tam wybrać. Na Filipinach są jeszcze miejsca, które można nazywać rajem, jednakże masowo niszczone przez amerykańską śmieciową paszę nazywaną żywnością, trujące napoje i foliowe opakowania.

Filipińskie fermy drobiu

Na Filipinach kury (innego drobiu nie spotykałem) karmione są wyłącznie paszami amerykańskimi z roślin genetycznie modyfikowanych. Pasze z genetycznie modyfikowanych organizmów (GMO) są stosowane na całym świecie, jednakże w Polsce kury karmione są także  pszenicą nasyconą glifosatem.
Na Filipinach pasze dla kur sprzedawane są w sklepach spożywczych, a worki z paszami leżą obok otwartych worków lub skrzyń z ryżem, którego tam jest kilka rodzajów.
Fermy drobiu w Polsce to murowane budynki ze sztucznym oświetleniem. Na Filipinach fermy drobiu to klatki na powietrzu ze światłem słonecznym. Filipińskie kurze brojlery są mniejsze od polskich. Czy są zdrowsze? Ci, którzy ich nie jadają żyją trzy razy dłużej od tych, którzy się tym żywią.

Zioła filipińskie i słowiańskie

Mógłbym wiele opowiadać o roślinach rosnących na Filipinach, ich stosowaniu w przeróżnych problemach z nowotworowymi włącznie. Jednakże pobyt na wyspach Filipińskich wyostrzył moje docenianie ziół słowiańskich i propagowanie ich skuteczności.
Słynne na Filipinach moringa oraz ipilipi rosną tam jak chwasty niczym w Polsce pokrzywa i komosa.
Na Filipinach liście, kwiaty i nasiona moringi wykorzystywane są w wielu potrawach niczym w Polsce natka pietruszki. Powszechna jest tam zupa z liści moringi, u nas zupa z pokrzyw jest niedoceniana. Pokrzywy są mało znane, a jeśli nawet znane to pobieżnie i mało doceniane, choć są równie skuteczne, a często skuteczniejsze od roślin egzotycznych. Pokrzywom poświęciłem książkę: Zielona Apteka. Chwasty warte naszej miłości.
Na spotkaniu zaprezentowałem tę książkę.

Apel

Do kolejnego wydania tej książki potrzebuję informacji w jakim muzeum znajduje się i jaki tytuł ma obraz Albrechta Dürera przedstawiający anioła z pokrzywą w ręku wzlatującego do tronu Najwyższego

Apeluję do biegłych w internecie i znawców sztuki o podesłanie mi tych informacji i fotki tego obrazu (bądź rysunku). Kto mi je podeśle otrzyma nowe, rozszerzone wydanie tej książki.

Brak radości i optymizmu

Filipińczycy są radośni, wyglądają na szczęśliwych, dzieci tam nie płaczą, maja dużo swobody. W Polsce rzadko spotykamy ludzi radosnych, tryskających optymizmem. Większość jest smutnych. Polacy są truci, przeciążani, nieszczęśliwi…, żyją w ciągłym stresie.

Od dawna jesteśmy systematycznie wyniszczani fizycznie i psychicznie. Szczególnie ogłupiają filmy i seriale pełne nieszczęść, konfliktów, przemocy, zdrad, głupoty, bandytyzmu…  Ogłupiają nawet tak niewinnie wyglądające programy jak: „Europa da się lubić”, żenujące wygłupy Magdy G., promującej firmę, której przyprawy zawierają groźne dla zdrowia trucizny. Demoralizacja, okrucieństwo, strach panują nawet w filmach dla dzieci i dobranockach. Przeciąża to najpierw system nerwowy, a w konsekwencji także system immunologiczny, a ten długotrwale przeciążany staje się mało wydolny by nas chronić przed infekcjami i innymi zagrożeniami.

Dlaczego tak wiele osób w Polsce tak często pasjonuje się cudzym życiem? Bo nie potrafią kierować swoim.

Z czym przestajesz tym się stajesz

Parafrazując znane przysłowie: z kim przestajesz takim się stajesz przedstawiam jego rozszerzenie: z czym przestajesz tym się stajesz. Jakże często opowiadacie znajomym, koleżankom, siostrom, córkom co i jak boli Was i Waszych znajomych? Skupianie się na bolączkach, niemocach, bezradności generuje i potęguje je.
Dlaczego nie ma w Was radości, zachwytów pięknem przyrody, natomiast są: choroby, nieszczęścia, głupota. Czytacie gazety odmóżdżające, oglądacie filmy demoralizujące, bandyckie, łajdackie… Nie zauważajcie, że to wyniszcza?

Trzymiesięczny pobyt na Filipinach uwrażliwił mnie tak, że teraz ostrzej widzę bezmyślność i głupotę otaczających mnie dwunożnych.

Nie mamy na tyle czasu by odnieść się do podwórka światowego, więc pozostańmy przy podwórku domowym. Hurtownia zielarska przysłała mi Mydlnicę zamiast zamówionej Mącznicy. Handlarzowi jest obojętne co sprzeda. Mnie to nie zaskakuje, bowiem od lat powszechny jest cukier wanilinowy zamiast waniliowego i większość domowych gospodyń kupuje i stosuje ten syntetyk bez świadomości czym truje siebie, rodzinę, bliskich.

Cyjanek w soli

Uwagę tych, którym wydaje się to mało ważne, gdyż taki cukier stosowany jest nie na co dzień lecz do wypieków okazjonalnych, świątecznych pragnę zwrócić na cyjanek w soli stosowanej na co dzień. Cyjanek w soli spotkałem nawet u profesora, który pisze książki o zdrowym odżywianiu i leczniczych mocach żywności. Profesor napisał ponad 60 książek, w tym także dotyczących żywności zdrowej i trującej, trujących leków i truciznach w lekach.

Pokazałem książki profesora i zobowiązałem się przywieźć je od profesora dla chętnych.
Chętnych nie było.

Ponieważ soli używamy niewiele, a niektórzy już świadomie wybierają sól bez cyjanku, więc możecie lekceważyć tę formę depopulacji Słowian. Wszystkie sklepy nazywane spożywczymi, choć tam trudno spotkać coś bezpiecznego do spożycia, najwięcej oferują mięs, przetworów mięsnych, wypieków z pszenicy, przemysłowych produktów cukierniczych, napojów w butelkach z trującego plastiku, słodzonych nie tylko cukrem, ale także aspartamem, o którego szkodliwości zapewne dużo wiecie i neotamem, o którym mało kto wie, skupmy się na tym asortymencie.

Aspartamowi i neotamowi poświęciłem rozdział książki: Owocowe i warzywne sposoby na zdrowie. Zaprezentowałem tę książkę. Zainteresowanych nie było.

Pszenica & orkisz

Pszenica jest najbardziej przemodyfikowywana, zarówno przez tych, którzy dążą do coraz większych plonów i coraz większego zysku, jak też tych, którzy wiedzą jaką świętością dla naszego kręgu cywilizacyjno-kulturo­wego był chleb więc usiłują nas wytruć także trującymi wyrobami chlebopodobnymi, bezzasadnie i kłamliwie nazywanymi chlebem.

Alternatywą i ratunkiem jest orkisz, ale prawdziwy. To podkreślenie jest niezbędne, gdyż powszechnie stosuje się pszenice orkiszowe powszechnie nazywane orkiszem. Orkisz nie jest pszenicą lecz jej p-r-e-k-u-r-s-o-r-e-m-!

Kłos orkiszu jest płaski, ziarniaki z ziarenkami w kłosie orkiszu ułożone są płasko na dwie strony, kłos pszenicy jest walcowaty, ma cztery, a często sześć ziarenek rozmieszczonych dookólnie.

Orkiszowi poświęciłem rozdział książki: Brzuch ma rozum więc tutaj nie ma potrzeby powtarzać zawartych tam wyjaśnień. Dodam tylko, że pszenica wychładza i zaflegmia a orkisz ogrzewa i odflegmia.

Mięso, sól, arszenik, azotany…

Do mięs od zawsze używano dużych ilości soli. I do konserwowania i do przyprawiania. Trudno mięso spożyć bez soli, więc wraz z mięsem dostajemy soli tak dużo, że nasz organizm nie radzi sobie z wydalaniem jej i jest ciągle zatruwany nie tylko mięsem, ale także zawartą w nim solą i innymi zawartymi w mięsie toksynami (hormony, antybiotyki, sterydy) przyspieszającymi wzrost, poprawiającymi wygląd (długo utrzymującymi wygląd nienaturalny, polepszony), zabezpieczającymi przed zbyt szybkim psuciem…

Obecnie mięso dla ładnego wyglądu i trwałości nasycane jest także arszenikiem. Czym jest arszenik niektórzy wiedzą, a kto nie wie niech się dowie, zanim sięgnie po mięso i przetwory z mięs.

Do ładnego wyglądu i trwałości mięsa stosowane są także azotany, które w marchwi są krytykowane, natomiast w przemyśle mięsnym stosowane powszechnie.

Dym w płynie

Obecnie zamiast wędzenia stosowany jest dym wędzarniany w płynie. Czym jest ta trucizna łatwo się przekonać po twarzach zjadaczy tak zwanych wędlin. Mówię tak zwanych, bo to, co powszechnie nazywacie wędlinami nie jest wędzone zimnym dymem, lecz nasycane chemią o smaku i zapachu dymu. Unia Jewropejska chce nas „chronić” przed toksynami z wędzenia, ale ukrywa prawdę, że poprawne wędzenie zimnym dymem nie daje toksyn.

Toksyny powstają przy złym wędzeniu nad ogniem i grillowaniu! To też jedna z metod depopulacji.

Aspartam, neotam, chleb w foliach

O aspartamie i neotamie znajdziecie rozdział w mojej książce: Owocowe i warzywne sposoby na zdrowie, więc tu potraktuję to tylko sygnalizacyjnie.

O ile rozumiem, że wyznawcy najbardziej plugawej religii chcą nas wytruć to już nie sposób zrozumieć tego, że sami powszechnie chleb przechowujemy w foliach, lodówkach, zamrażarkach, chlebakach o podstawie z płyt wiórowych nasycanych chemicznymi truciznami.

Kruchość kości

Na pewnej wsi położonej wśród lasów gdzie czasem jeżdżę rowerem studnię kopały dwa pokolenia. Do niedawna była tam woda czysta i zdrowa, teraz jest wodociągowa z glifosatem, bakteriami e-koli, azotanami…

Znajomy ze szkoły mieszkającą tam matkę pasie pszenicznymi bułkami, pszenicznym chlebem, margaryną, herbatą, którą ona pija do każdego posiłku.
Gdy kości kruszeją nie utrzymują ciężaru, pękają, staruszka traci równowagę i upada, trafia do szpitala, a lekarze mówią, że łamie kości w wyniku upadków. Prawda jest inna – pękały szyjki kości udowych więc traciła równowagę i upadała.
Dlaczego kości kruszeją? Jej pokarmy nie zawierają witamin, a nadużywana herbata dodatkowo wypala witaminy, szczególnie te z grupy B.

Ten temat poruszałem też w innych miejscach, więc uważnym sympatykom i obserwatorom moich wypowiedzi zapewne jest znany. Mniej uważni mogą go łatwo odnaleźć.

Zawsze tak robimy

Za krótka Brytfanna. Tę anegdotę zapewne moi czytelnicy znają, więc tu jej nie przytaczam.

O roli końskiego zada w rozwoju cywilizacji

Ten temat rozwinę w odrębnym artykule.

Skąd czerpać wiedzę

Kupowałem gazety o tytułach zielarskich, także naukowe, także z doświadczeń czytelników. Wszystkie były głupawe, mało ambitne, mieszające perły z błotem. Niektóre (w tym ta mocno promowana), kopiowały moje artykuły lub obszerne ich fragmenty. Ci „autorzy” i wydawcy są tak mało gramotni i tak mało ambitni, że pozostawiają tam nie tylko moje sformułowania ale nawet moje błędy. Dowodzi to, że moje artykuły skanowali i nie przyszło im do łbów by moje sformułowania przeredagować i moje błędy skorygować.

W gazetach nie ma wiedzy, są tylko wiadomości, w większości bezużyteczne.

Czy w ogóle wiedza jest potrzebna?

Małpy nie chodziły do szkół, a poszkodowane małpiątko przytulają i głaskają.

Siedmiomiesięczne dziecko zachorowało na odrę. W tym czasie także ząbkowało. Który lekarz potrafi prawidłowo zdiagnozować dwie równoczesne przyczyny gorączki?

Na odrę jest po trzy punkty na rączkach i nóżkach. Można je stymulować, ale nie ma potrzeby ich znać, bowiem masaż dziecięcy załatwia stymulację wielu punktów, także tych. Odra przeminie w dwa dni. Który lekarz wraz z całym „dorobkiem” farmaceutycznym jest tak skuteczny jak masaż matki?

Jaki Elementarz taka mentalność

W Polsce wszyscy wiedzą, że Ala ma kota, gdyż Ala była pierwszą bohaterką w polskim Elementarzu. W innym, bardzo starym kraju pierwszy podręcznik dla dzieci zaczyna się słowami: „człowiek jest dobry”. Jak różnie te różne myśli wpływają na wychowanie i psychikę widać na każdym kroku, więc mój komentarz tutaj raczej nie jest potrzebny. Porównaniem Elementarzy różnych kultur chciałem pobudzić czytelników do własnych refleksji. I przypomnieć wypowiedź klasyka: „Takie będą rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie.”

Choroby z nadmiaru

Wiemy, że choroba Alzheimera to skutek długotrwałego zatruwania toksycznym glinem, czyli aluminium, głównie ze szczepionek, leków, oprysków… Ja polecam kąpiele ziołowe, by oddziaływać na organizm przez dużą powierzchnię ciała, oczyszczać z wszelkich toksyn, dostarczać pierwiastka młodości, odporności, długowieczności. Lekarze, terapeuci, laboratoria wykonujące analizy pierwiastkowe włosów polecają suplementy.

Suplementy mogą być pomocne w chorobach z niedoboru: szkorbut, anemia… Natomiast alzheimery, parkinsony, cukrzyce, lustrzyce, nadciśnienia, astmy, wieńcówki… powstają z nadmiaru!

Nadmiar mamy głównie toksyn, które trzeba z organizmu usuwać, a nie dodawać kolejnych.
Czy wrzucenie do śmietnika garści choćby brylantów sprawi, że śmietnik przestanie śmierdzieć?
Czy może wyzdrowieć kto nadal dowala do śmietnika, który zrobił ze swego organizmu?
Jeśli przestanie zaśmiecać swój organizm wówczas on sam sobie poradzi. Sam się oczyści, sam się zregeneruje, sam się naprawi. Nie potrzeba mu w tym pomagać – wystarczy nie przeszkadzać!

Kąpiele

Jeśli chcemy oczyszczanie wspomóc to najskuteczniejsze są kąpiele w odpowiednich ziołach (bogatych w krzemionkę i odpowiednio przygotowanych). Teraz mamy świeże pokrzywy, więc je wykorzystujmy w kuchni, higienie, kosmetyce…

Do kąpieli ziołowych trzeba się starannie umyć, żeby ciśnienie wody przez pory skóry nie wtłaczało brudu z powierzchni do wewnątrz, wyszorować i rozgrzać, żeby zioła wchłaniały się przez otwarte pory dużej powierzchni ciała.

Wanna

Wielu mówi mi, że nie mają wanny, bo ją wyrzucili. A przecież ja nie mówiłem nigdy, że kąpać się mają w swojej wannie, ani nawet, że w wannie. Ja w dzieciństwie kąpałem się w balii. A można także w beczce, szafliku… (kto pamięta to naczynie?).
Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu.

Wypuklina 3 tygodnie po operacji

Zgłosił się do mnie mężczyzna 3 tygodnie po operacji chirurgicznej z powodu rwy kulszowej.

Co powoduje rwę kulszową? Ucisk na nerw kulszowy przemieszczonego lub zdeformowanego kręgu, albo wypchniętego z dysku (krążka międzykręgowego) jądra miażdżystego. Podobnie uciskany może być każdy inny nerw, wówczas inaczej nazwiemy objaw, mimo iż powodowany jest tą samą przyczyną – uciskiem na nerw.

Bohater „wyleczony” chirurgicznie oczekuje, że ja naprawię błędy i partactwo medyków oraz jego głupoty. Medycy wiele chcą, choć niewiele mogą, ja wiele mogę, ale czy godzi się ratować idiotów? Z punktu widzenia ludzkości lepiej by idioci sami się eliminowali. Powstrzymywałoby to innych przed hołdowaniem medycznym żmijom, które wysysają nasze pieniądze i wyniszczają nasze zdrowie, wtłaczając trucizny i wycinając części ciała.

RZS, ZZS… – moje remedium

Na spotkaniu przeczytałem z mojej książki: „Zielona Apteka. Chwasty warte naszej miłości” fragment o różnych nazwach chorób stawów, a także moje remedium z rzodkiewki, pokrzyw, cebuli. Czytający ten artykuł moje książki mogą czytać sami, więc nie będę ich tu przepisywał.

Moje remedium wariatowi z wypuklinom też by pomogło, ale on zamiast rzodkiewki, pokrzywy, cebuli wybrał chirurgów, by medycy i farmaceuci czuli się ważni, by się bogacili. Teraz ode mnie żąda bym ich błędy naprawiał! Dla kogo miałbym to robić? Idioty, który nawet po moją książkę nie sięgnie, bo uważa się za patriotę lepszego ode mnie? Komentarza na stronie ambasadorzdrowia.pl nie napisał, żeby ta strona żyła, żeby była wyżej pozycjonowana. Większość odwiedzających moją stronę także tylko z niej czerpie nie zostawiając nic w zamian. Miałbym żebrać o suwa czy łapkę w górę? Nie poczuwacie się do promowania mojej strony a ja miałbym ratować Was z waszej głupoty i głupoty waszych medyków?

On naprawdę powiedział, że jest patriotą lepszym ode mnie! I ten „lepszy” żąda od „gorszego” pospawania śrub, które chirurdzy zupełnie niepotrzebnie wstawili mu w kręgosłup, a on uważając się za wyleczonego dźwigał ponad możliwości połatanego kręgosłupa i je pourywał.

Zioła przed domem

Przed domem profesora widziałem rosnące tam zioła, akurat te, które dla Jego zdrowia są nie tylko korzystne, ale wręcz niezbędne. Ciekawe, że nieco dalej rosną inne zioła, a przed drzwiami profesora te, które Jemu byłyby pomocne.
Profesor ich nie stosuje, naiwnie sprawdza czy wreszcie trafi na lepszy farmaceutyk. Sprawdza i sprawdza, Jego stan się pogarsza i pogarsza, aż przychodzi Słonko i pod wpływem Słonka zaczyna się polepszać.

A czy czytelnicy mojej strony, ambasadorzdrowia.pl. doceniają rolę Słońca i Jego wpływ na zdrowie i samopoczucie?

Spekulant

Pod artykułem: Trzy łyki retoryki dostałem taką replikę: Chciałem od pana książki kupić na początek ponad 15 sztuk, wysłać pieniądze przed kupnem. Już rozmawiałem ze znajomymi lokalnie i z grupami o podobnych zainteresowaniach na Pejsbuku. Miałem w planach rozmowę o pana książkach z właścicielem H…M (firma sprzedaje wyciskarki owoców), ale niestety książek jak nie było tak nie ma, więc i tematu nie poruszałem. Także biadolenie pana o ludziach, co nie mają kasy mnie nie dotyczy. Poczułem się urażony, więc musiałem odpisać, a i trochę pana wkurzyć żeby na tych Filipinach nie czuł się bez winy.

No to widzicie z jakimi cwaniaczkami mam do czynienia. Kolejny spekulant pragnie biznesować na mojej pracy. Po kryjomu przede mną, poprzez handlarza wyciskarek, chce handlować moimi książkami.
Nie wznawiam wydania moich książek aby odpocząć od takich osób.

Przewaga garażu nad książkami

Profesor Więckowski napisał ponad 60 książek. Wydawcy nie płacą autorom pieniędzmi, lecz pewną ilością ich książek. Ma więc profesor sporo swoich książek i trzyma je w garażu. Dlaczego? Bo ich nie kupujecie.

Chcecie bym ja dzielił los profesora? Zamiast inwestować w drukarzy i drukarnie i przez rok bujać się z książkami mogę kupić garaż i co miesiąc bez pracy, bez ryzyka, bez dźwigania dostawać czynsz.

Książki pisać, drukować, dźwigać? Czyż nie lepiej zainwestować w garaż i mieć comiesięczny dochód bez pracy?

Porady praktyczne

Na łódzkim spotkaniu (na każdym innym także) podałem sporo porad praktycznych na nową, zdrowszą drogę życia. Nie zostały one spisane, a szkic, który na tamto spotkanie przygotowałem to tylko tytuły luźnych myśli do rozwinięcia. Niektóre umieszczam tu przy rożnych okazjach.

Podwójna moralność, hipokryzja, fanatyzm zabijają [75]

Jestem przerażony

W opublikowanym na tej stronie artykule zatytułowanym: „Gdzie kupować orkisz?” napisałem, że handlujący pszenicą orkiszową nie badają parametrów dla zdrowia najistotniejszych, czyli: zawartości enzymów, czasu opadania, ilości popiołu… Jesteśmy jedynymi, którzy każdą partię poddają takim badaniom. Powinienem być z tego dumny, jednakże jestem tym p-r-z-e-r-a-ż-o-n-y.
Mówicie, że coraz więcej osób jest przebudzonych, świadomych… Wybieracie produkty ze znaczkiem zielonego listka, napisem „eko”… Jednakże od handlujących zbożowymi płatkami, kaszami, mąkami nie żądacie badań laboratoryjnych, ani na zawartość enzymów trawiennych, ani na zawartość trucizn, którymi rośliny były wielokrotnie spryskiwane. A szkoda, bo wówczas zrozumielibyście czym handlują i co warte są znaczki i literki na opakowaniach.

Dlaczego nie badają?

Dlaczego handlowcy nie podają parametrów tego, czym handlują? Bo tego nie badają? A dlaczego nie badają? Bo badania pokazują skład, więc pokazałyby, że nazywane „orkiszowymi” kasze, mąki, itp. nie są z orkiszu, lecz z wielokrotnie modyfikowanych nowoczesnych pszenic. Te pszeniczne hybrydy mogą zawierać fragmenty genomu orkiszu, jednakże ich właściwości są zupełnie różne od właściwości pradawnego orkiszu. To głównie dlatego cwani producenci kłamią, że orkisz, płaskurka, samopsza są odmianami pszenicy, a handlowcy te kłamstwa powtarzają.

Nie są pszenicą!

Orkisz i płaskurka nie są odmianami pszenicy, lecz jej prekursorami! Orkisz jest prekursorem pszenicy miękkiej (zwyczajnej). Płaskurka jest prekursorem pszenicy twardej (durum). Samopsza natomiast ma enzymy bardziej zbliżone do żyta niż pszenicy.
Co więc je łączy? Orkisz, płaskurka, samopsza i pszenica są trawami.

Pszenice orkiszowe

Współczesne pszenice orkiszowe to hybrydy, podobnie jak pszenżyto jest hybrydą powstałą ze skrzyżowania pszenicy z żytem. Ogólnie dostępne mąki, kasze, płatki powszechnie nazywane „orkiszowymi”, zazwyczaj produkowane są z pszenicznych hybryd. Nie służą one zdrowiu, lecz je o-d-b-i-e-r-a-j-ą!

Wydajność ponad zdrowiem

Wysoka wydajność nowoczesnych zbóż okupiona jest podatnością na choroby i szkodniki, więc nowoczesne zboża są wielokrotnie opryskiwane, wręcz zlewane trującą chemią.
Pradawnego orkiszu nie atakują żadne choroby ani żadne szkodniki, więc jego uprawa żadnych oprysków nie wymaga. I nie jest to kwestia ekologii, lecz rozumu, rozsądku, a nawet ekonomii.

Więcej argumentów

Więcej o orkiszu, orkiszowych pszenicach, a także porównanie zbóż dawnych ze współczesnymi przedstawiam w książce: „Brzuch ma rozum”. Jest tam więcej argumentów świadczących, iż pradawny orkisz i współczesne pszenice to zupełnie różne rośliny. Różnią się nie tylko wyglądem, wymogami, wydajnością… Najważniejszą z różnic są ich różne właściwości.
Nowoczesne zboża, a tym bardziej ich hybrydy trują, podczas gdy pradawny orkisz uzdrawiał.

Jak sobie pościelesz

Przysłowia mądrością narodu. Jedno z nich przypomina: jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Mądrość z tego taka, że posłania możemy zmieniać. Ale też zmieniać możemy n-a-w-y-k-i.
Zmienicie nawyki to wyzdrowiejecie. Ani żaden lekarz Wam w tym nie pomoże, ani ja Waszym lekarzem nie dam się uczynić.
Kto poczuł się zawiedziony za chwilę zrozumie, że to najlepsza wiadomość, jaką kiedykolwiek usłyszał (przeczytał). Z wielu powodów. Tu rozwinę tylko niektóre.

Błędne przekonania

Powszechnie, acz niesłusznie panuje przekonanie, jakoby różne choroby i różne dolegliwości powodowane były różnymi przyczynami. Tego typu przekonania służą usprawiedliwianiu niemocy. Charakterystyczne są dla osób, które niejako potrzebują chorować (syndrom ofiary).
Widoczne przyczyny są wtórnymi, natomiast pierwotną przyczyną większości chorób jest niekorzystanie z własnej i-n-t-e-l-i-g-e-n-c-j-i. Innymi słowy nasze zdrowie kształtowane jest n-a-s-z-y-m-i wyborami – c-o-d-z-i-e-n-n-y-m-i.

Nasze wybory codzienne

Na ile te wybory są uświadomione, a na ile nieuświadomione jest mniej ważne. Istotą, którą tu podkreślam jest fakt, iż te wybory są nasze, czyli każdy ich dokonuje. I do tego codziennie.
Skoro wybieramy, to powinniśmy przyglądać się skutkom swoich wyborów i… wybierać rozumnie.
Łatwo się domyśleć, że czym rozsądniejsze wybory tym zdrowsze funkcjonowanie.

Gwałcenie Natury

Od rana do południa pracujemy najwydajniej, gdyż wtedy aktywność fizyczna i psychiczna naszego organizmu wzrasta. Natomiast od popołudnia do nocy nasza aktywność maleje, bowiem wtedy w naturalny sposób nasz organizm zmierza do wypoczynku (snu).
Zarówno praca (aktywność) jak i wypoczynek (sen) w rytmie sił Natury są najefektywniejsze.

Jeśli późnym wieczorem, lekceważąc sygnały organizmu, że potrzebuje odpoczynku i pora iść spać, zasiadasz przed ekranem telewizora lub komputera emocje podnoszą poziom adrenaliny i ochota na sen odchodzi. Pobudzany organizm ma trudności z zaśnięciem, a gdy uda się zasnąć sen jest płytki więc niewystarczająco regenerujący. Jedna zarwana noc czyni więcej szkód niż miesiąc śmieciowego jedzenia!

O wpływie niebieskiego koloru poświaty ekranów napiszę w innym artykule, ponieważ wymaga to więcej czasu i zaangażowania.

Umiejętność wsłuchiwania się w sygnały własnego ciała

Nieustannie wybieramy między przyjemnością a harmonią, intuicją a spekulacjami umysłu, sygnałami ciała a bodźcami ze świata zewnętrznego.

Gdy późnym wieczorem ciało potrzebujące odpoczynku daje sygnały, by iść spać, a umysł pragnąc wrażeń podpowiada, by włączyć telewizor stajemy przed wyborem. Możemy słuchać ciała i pozwalać mu budować zdrowie, ale także możemy słuchać umysłu i pchać się w choroby. Podświadomie czujemy co dla nas zdrowsze, więc możemy okiełznać umysł i przytomnie dokonywać wyborów. Długie życie w pełni zdrowia, zdrowienie, dobrostan, albo przewlekłe chorowanie zależą od naszych codziennych wyborów.

Umysł może oszukiwać, ciało nigdy nie kłamie

W zalewie informacji większość społeczeństwa czuje się zdezorientowana, zagubiona, staje się bezradna, zatraca zdolność rozpoznawania potrzeb organizmu i wsłuchiwania się w sygnały wysyłane przez własne ciało. Tak tracimy wewnętrzną moc, własną mądrość, zdolność oceny sytuacji, wiarę we własne możliwości…

Świat zewnętrzny zawsze mamił ułudami. Jednakże zawsze mogliśmy uwagę kierować do wewnątrz i wsłuchiwać się w ciało. Ono jest najlepszym ekspertem. Nie tylko od odżywiania. Także w wielu innych kwestiach. Umysł może oszukiwać. Ciało nie kłamie.

Fałszywi eksperci

Nasze babki i prababki gardło, kaszel, migdałki leczyły gorącym mlekiem z masłem i miodem. Dolegliwości oskrzelowe i płucne – smalcem, sadłem. Dolegliwości stawowe – gęsim tłuszczem, miksturą z tłuszczu gęsiego i oleju rycynowego. Tłustym rosołem stawiały na nogi po ciężkich chorobach…
Współcześni „eksperci” mówią, że masło szkodzi, że tłuszcz naturalny niezdrowy. Polecają margaryny itp. przemysłowe sztucznie utwardzone tłuszcze roślinne, przemysłowe jogurty beztłuszczowe, przemysłowe „dietetyczne” odchudzacze typu „light”, przeróżne przemysłowe paskudztwa bez tłuszczu i o obniżonej zawartości tłuszczu. Łatwo zauważyć, że zwolennicy tych zaleceń tyją, a czym bardziej tyją, tym więcej pochłaniają jogurtów light i tym podobnych odchudzaczy i jeszcze bardziej tyją.
Tłuszcz jest nie tylko lekiem, jest także nośnikiem smaku, więc jogurt bez tłuszczu byłby niezjadliwy. Wiedzą to producenci, więc dodają syntetyczne polepszacze by oszukiwać nasze kubeczki smakowe i rujnować nasze organizmy.

Tabletki, drażetki, kapsułki…

Współcześni „eksperci” podsuwają nam czosnek w tabletkach, buraki, kapustę w kapsułkach… Produkują nawet trawy w kapsułkach. Jednakże w produktach przemysłowych nie ma żywotnych informacji i życiodajnych energii, jakie mają świeża naturalna żywność i zioła. Przemysłowe paskudztwa są energetycznie martwe.
Czym różni się żywy człowiek od martwego? Obaj mają narządy, tkanki, płyny ustrojowe… W martwym nie ma tych niedocenianych życiodajnych energii.

Wiedza to nie inteligencja

Wiedza nie jest zbiorem wiadomości. Zbiór wiadomości, choćby nie wiem jak cennych nie jest wiedzą. Wiedza jest zbiorem d-o-ś-w-i-a-d-c-z-e-ń. Wiadomości bez doświadczenia (wiedzy) – są bezużyteczne i zazwyczaj sprowadzają na manowce.

Wielu chełpi się pseudonaukową wiedzą akademicką (czyli zbiorem wiadomości bez doświadczenia) na temat pomidorów, buraków, chrzanu… Tworzy tabele zawartości witamin, soli mineralnych, błonnika, składników o dziwacznych, naukowo brzmiących nazwach… Co z tego, jeśli warzyw, owoców, ziół nie umie wykorzystywać kulinarnie i leczniczo.
Kupując przemysłowe przetwory, kierując się zwodniczymi  napisami i obrazkami na etykietach sami podcinamy gałąź, na której bytujemy i wzmacniamy okupantów, którzy produkują i podsuwają nam trujące „specjały” pełne syntetycznych konserwantów i polepszaczy smaku, wyglądu, trwałości…

Mądrość i doświadczenie naszych babek

Nasze babki i prababki przyrządzały nie tylko lecznicze syropy na kaszel i choroby gardła. Leczniczymi miksturami radziły sobie z wieloma przeróżnymi chorobami. Bez tabel kalorii, bez nazw substancji odżywczych i antyodżywczych tak przyrządzały szpinak by nie szkodził nerkom i wątrobie. Umiały wykorzystywać zioła i znały wiele domowych środków zaradczych: by ból głowy zażegnać, by gorączka sama spadła, by żołądek dobrze trawił… Wiedziały, że trzeba chronić nerki i jajniki przed wychładzaniem. Wiedziały jak oczyścić zatrutą krew. Znały zależności organizmu i domowe sposoby na przeróżne choroby. Kto dziś wie i rozumie, że trzeba wzmacniać wątrobę gdy wzrok się pogarsza? Nasze babki i prababki wiedziały to wszystko bez poradników, bez internety (sieć to rodzaj żeński). Umiały mądrze dbać o zdrowie rodziny. Nawet w czasach biedy i wojny cudem zdobywały trochę masła, smalcu, słoniny…

Stracone pokolenie

Obecne pokolenie pod wpływem zalewu informacji i wątpliwych dóbr sięga po produkty odtłuszczone. Tak im w głowach namącili ci, którzy pragną leczyć, sprzedawać leki, suplementy, odżywki…
Bez dobrego tłuszczu organizm nie przyswaja wielu witamin w tym A, D, E, K (naprawdę to nie są witaminy lecz enzymy). Pełnowartościowy tłuszcz jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania wątroby, serca, skóry, układów: odpornościowego, nerwowego, krążenia…

Czy ta wiedza została utracona? Czy na nowo potrzebujemy się tego wszystkiego uczyć? Tak cudownie jesteśmy skonstruowani, że wszystko jest zapisane w pamięci naszych komórek. Dlatego mędrcy różnych kultur polecają by szukać w sobie, by uwagę kierować do wewnątrz.

Wiara czy Wiedza – zdecyduj sam/a

Tak wiele lat naszą uwagę kierowano na zewnątrz, aż zatraciliśmy pewność siebie i swojej Wewnętrznej Mocy. Zostaliśmy niewolnikami wiary. Wiara jest przeciwieństwem Wiedzy, jest oczekiwaniem. Tak więc wierzymy, że duchowni zadbają o nasze zbawienie, medycy zadbają o nasze zdrowie, policja zadba o nasze dobra, politycy zadbają o naszą ojczyznę… Wierzymy, czyli oczekujemy. Oczekujemy więc, że ktoś zadba o nasze zbawienie, ktoś inny zadba o nasze zdrowie, ktoś inny zadba o nasze dobra, ktoś inny zadba o naszą ojczyznę…

Wiara, że ktoś nas wyleczy, wyprodukuje cudowne lekarstwo, da gotową receptę, ustali dobrą normę, korzystny przepis, zbawczą procedurę… jest złudna! Wiedzy nie szukajmy u naukowców lecz w sobie. Skąd oni mieliby lepiej ode mnie wiedzieć czego potrzebuje mój organizm?
Naukowcy wprowadzają branżowe nazwy, mówią o reakcjach chemicznych i metabolicznych…, jednakże ich akademicka dietetyka jest zgubna, ponieważ indywidualne potrzeby każdego człowieka są różne i zmienne. Zmieniają się ciągle, wraz ze zmianą pory roku, pory dnia, wykonywanych zajęć, temperatury, ciśnienia atmosferycznego, aktualnego stanu zdrowia, stanu emocjonalnego…

W każdej minucie w organizmie zachodzą niezliczone ilości reakcji pod wpływem ogromnej ilości czynników wewnętrznych i zewnętrznych. Te reakcje i te czynniki przeróżne „służby” usiłują kontrolować i twierdzą, że to w trosce o nasze dobro. Nie potrzebujemy kontrolowania, bowiem nasz organizm jest tak cudownie skonstruowany, że ciągle sam się uzdrawia. Nie potrzeba mu w tym pomagać. Wystarczy nie przeszkadzać. Jeśli ma to, czego potrzebuje, tyle, ile potrzebuje i wtedy, kiedy potrzebuje sam sobie poradzi.

A skąd mamy wiedzieć czego, ile i kiedy potrzebuje? Wystarczy wsłuchiwać się co do nas mówi. Żadne nazwy, tabele, normy nie mogą nam pomóc. Dlaczego? Bo każdy z nas ma jedyne w swoim rodzaju indywidualne cechy. Różnie reagujemy na żywność, stres, wysiłek fizyczny, leki, terapie… To co dla mnie może być lekarstwem dla ciebie może być zbędnym balastem, a nawet trucizną.

Zamiast dopasowywać się do własnych indywidualnych uwarunkowań próbujesz wciskać się w cudze szablony i ciągle ponosisz klęski. Szukasz więc lepszych leków i lepszych lekarzy i ponosisz kolejne klęski, gdyż większość z funkcjonujących „prawd” to iluzje, teorie, koncepcje, które w praktyce okazują się czym innym niż oczekiwaliśmy. Powstają więc nowe, obalające poprzednie, podczas gdy prawda wieczna jest niezmienna. Szukaj jej w sobie.

Hipokrytka

W komentarzu do jednego z moich artykułów D. (imię) pochwaliła się (zwroty grzecznościowe i podpisy w całej korespondencji pomijam, by nie utrudniać czytelności):

Orkisz prawdziwy kupuję w L. (miasto) sklep (nazwa). Pani dr. A.W. (nazwisko z błędem) jest autorytetem w tej dziedzinie.
A moje pytanie dotyczy: Jak uporać się ze stresem i nerwicą. Następstwem jest SIBo, nietolerancja laktozy, ibs, zapalenie żołądka.., biegunki. Proszę o poradę.

Wkrótce po pierwszym komentarzu nadesłała kolejny z adresem, telefonami, e-mailem firmy „doktorki” autorytetki i poprawnym jej nazwiskiem, oraz… etykietką „rzetelna firma”. Jak zareagować na tę hipokryzję i podwójną moralność? U „pani doktor” kupuje produkty, po których choruje. Jednocześnie „pani doktor” jest dla niej autorytetem. Natomiast ode mnie potrzebuje wiedzy do leczenia chorób wywoływanych produktami „pani doktor”.

Odpowiedziałem tak:

Połowa Waszych problemów ustąpi samoistnie wraz z zaprzestaniem jadania tego, o czym Pani pisze. Druga połowa ustąpi samoistnie, gdy zaczniecie stosować polecane przeze mnie kąpiele krzemionkowe.
Przekonacie się w miesiąc, ale proponuję przedłużyć próbę na dwa miesiące. Potem sami zdecydujecie czy wrócić do nawyków, chorób, cierpień, czy zostać na nowej drodze bez nerwic, SIBo, nietolerancji (różnych, nie tylko laktozy), ibs, zapaleń przeróżnych (nie tylko żołądka), biegunek…
Ponadto polecam regenerację kręgosłupa, bo trudno o zdrowe ciało na pokiereszowanym rusztowaniu.

Kilka minut po swoim komentarzu, nie czekając na moją odpowiedź D. (imię) wysłała, tym razem na mój e-mail:

Każda książka to bezcenny dar wiedzy. Nie wiem od której zacząć. Interesuje mnie książka, w której znajdę porady dotyczące chorób jelit, układu pokarmowego i nerwowego.

Po chwili wysłała kolejny e-mail:

Chciałam jeszcze dodać, że ja i córka chorujemy. Mam problemy ze stawami, bóle kolan, migreny, wszystkiego po trochu. Zaczynam od modlitwy, ale Pana wiedza jest mi potrzebna.

Długo się zastanawiałem jak zareagować na kontynuację hipokryzji i podwójnej moralności. U „pani doktor” kupuje produkty, po których choruje. Jednocześnie „pani doktor” jest dla niej autorytetem. Natomiast ode mnie potrzebuje wiedzy do leczenia chorób wywoływanych produktami „pani doktor”. W końcu na pierwszy e-mail odpisałem:

Nie znam książek o chorobach i nie zajmuję się chorobami, ani leczeniem. Moje książki dotyczą zdrowia, a nie chorób. Gdybyście uważnie i ze zrozumieniem czytali moje artykuły i słuchali moich wypowiedzi to byście wiedzieli, że:
– leczenie to pułapka dla naiwnych, a moje działania są przeciwieństwem leczenia;
– ja promuję życie w zdrowiu, bez leków, bez lekarzy, w harmonii z Naturą;
– Ambasada Zdrowia, którą dla Was powołałem krzewi rzetelną wiedzę prozdrowotną;
– o Waszą odporność i Wasze systemy immunologiczne, nerwowe, trawienne… macie dbać sami.
Ja mogę ponaprawiać Wam kręgosłupy (jeśli już do tego dojrzeliście).
Żadna książka nie naprawi Waszych jelit. Jednakże gdy zaprzestaniecie zagrzybiać Wasze organizmy to one same się ponaprawiają.
Chciałbym Was zaprosić do mojego centrum zdrowienia, ale dopóki tkwicie w niewoli fanatycznej wiary w dr. A.W. (nazwisko doktorki autorytetki) to nawet wspólnego języka trudno byłoby znaleźć.
Ale wyzdrowieć możecie i to niemal natychmiast. Jak? Odpowiedziałem na Pani komentarz na mojej stronie, proszę tam zajrzeć, ale tym razem proszę czytać ze zrozumieniem.

Na drugi e-mail odpisałem:

Jedna z przyczyn Waszych chorób tkwi w kręgosłupie, druga w jelitach.
Problemy ze stawami i bóle kolan ustąpią samoistnie wraz z odstawieniem orkiszu od dr. A.W. (nazwisko doktorki autorytetki)!
Migreny zazwyczaj pochodzą od kręgosłupa, więc zapraszam, ale dopiero po odstawieniu tego, czym tak bardzo się Pani zachwyca i nazywa to „prawdziwym”.

Na podany adres doktorki autorytetki napisałem:

Zwracam się z uprzejmym zapytaniem z jakiej odmiany orkiszu jest Wasza mąka i jaką ilość zawiera enzymów. Jeśli nie robiliście takich badań to wystarczy mi czas opadania. Pytam dlatego, gdyż szukam produktów o właściwościach leczniczych i uzdrawiających.

Doktorka autorytetka nie odpowiedziała, czym nie jestem zawiedziony, bo odpowiedź znam i może kiedyś napiszę też o tym. Ważniejsze jest to, dlaczego D. (imię) nie zapytała doktorki autorytetki? No i dlaczego nie napisała, że odstawiła „prawdziwy orkisz” od doktorki autorytetki i jakie to przyniosło efekty?
Obraziła się na słowa prawdy i zastosowała metodę dziecka, które na złość mamie przemraża uszy. Tak właśnie zabija podwójna moralność, hipokryzja, fanatyzm!

Gdzie kupować orkisz? [70]

Gdzie poleca Pan kupować orkisz?

Dostaję takie i podobne pytania, zazwyczaj anonimowo.  Ponieważ coraz więcej osób potrzebuje prawdziwego i dobrej jakości orkiszu odpowiedź na powyższe pytanie umieszczam tutaj, by była ogólnie dostępna.

Pytająca nie zaznaczyła czy potrzebuje ziaren w łusce do siewu, czy ziaren obłuszczonych na mąki i kasze, czy gotowych mąk i kasz. Na wyrost więc odpowiadam, że mamy jeszcze niewielką ilość ziaren, kasz i mąk z pradawnego orkiszu czystej ozimej odmiany Szwabenkorn.

Uprawiamy czystą kulturę orkiszu pradawnego, nigdy niemodyfikowanego, najkorzystniejszego dla zdrowia. Jest on najbardziej pracochłonny w obróbce, ale za to nasze kasze i mąki są nie tylko prozdrowotne, ale także mają moce lecznicze. Mamy wiele sygnałów, że przywracały zdrowie ciężko chorym i uszkodzonym szczepieniami.

Uprawiamy także owies, który Ambasada Zdrowia promuje dla przywracania zdrowia i poleca jako najlepsze źródło łatwo przyswajalnego krzemu – pierwiastka młodości, odporności, długowieczności.

Handlujący pszenicą orkiszową nie badają parametrów dla zdrowia najistotniejszych: zawartości enzymów, czasu opadania, ilości popiołu… Jesteśmy jedynymi, którzy każdą partię poddają takim badaniom.

Żądajcie od handlujących zbożami, kaszami, mąkami badań przynajmniej na zawartość enzymów, wówczas przekonacie się czym handlują.

Dlaczego nie badają swoich produktów? Ponieważ badania wykazałyby, czy to orkisz czy wielokrotnie modyfikowane pszenice. Pszeniczne hybrydy mogą zawierać fragmenty genomu orkiszu, lecz orkiszem nie są. Handlowcy kłamią, że orkisz jest odmianą pszenicy, a to nieprawda, bowiem orkisz jest prekursorem pszenicy miękkiej (zwyczajnej), tak jak płaskurka jest prekursorem pszenicy twardej (durum), natomiast samopsza ma enzymy bardziej zbliżone do żyta niż pszenicy.

Pszenice orkiszowe to hybrydy, podobnie jak pszenżyto jest hybrydą pszenicy i żyta. Ogólnie dostępne mąki i kasze, powszechnie nazywane orkiszowymi, zazwyczaj produkowane są z pszenicznych hybryd. Krzyżówki pszenic orkiszowych nie są orkiszem i nie służą zdrowiu. Ich wysoka wydajność okupiona jest podatnością na choroby i szkodniki, dlatego są wielokrotnie opryskiwane, wręcz zlewane trującą chemią. Pradawnego orkiszu nie atakują żadne choroby ani żadne szkodniki więc żadnych oprysków nie wymaga.

Więcej o orkiszu, orkiszowych pszenicach, a także porównanie zbóż dawnych ze współczesnymi przedstawiłem w książce: „Brzuch ma rozum„.
____________________________________
Z najlepszymi życzeniami wszelkiej pomyślności
Władysław Edward Kostkowski

 

Prastara odmiana orkiszu nie jest pszenicą [55]

Fragment książki: „Brzuch ma rozum. Odchudzanie zagraża zdrowiu”.

Z Pisma Świętego, uznawanego za najstarszą księgę świata wynika, że prastara odmiana orkiszu nie mogła być pszenicą, bowiem w niżej przytoczonych wersetach słowa pszenica i orkisz występują w takim zestawieniu, iż niemożliwym by była ich jednoznaczność.

Księga Wyjścia (Druga Księga Mojżeszowa) 9, 32: Ale pszenica i orkisz nie pokładły się, bo są późniejsze.

Księga Izajasza 28. 25: Czy nie sieje pszenicy, zboża[1], jęczmienia i prosa, wreszcie orkiszu po brzegach?

Księga Ezechiela 4, 9: Weź sobie pszenicy i jęczmienia, bobu i soczewicy, prosa i orkiszu: włóż je do tego samego naczynia i przygotuj sobie z tego chleb.

Kłosy, kłoski, ziarniaki

Orkisz występuje w formie ozimej i jarej, ale w uprawie dominuje ozimy.

Orkisz jest złoty, kłosy ma płaskie, ziarniaki ułożone w dwóch rzędach naprzeciw siebie. Współczesne pszenice są szare, kłosy mają pękate, ziarniaki ułożone wokół w czterech i sześciu rzędach.

Kłosy orkiszu są twarde (ościste lub bezostne), luźne z dużymi prześwitami miedzy kłoskami. W jednym kłosku może być jeden ziarniak, dość często są dwa ziarniaki, a zdarzają się też kłoski z trzema ziarniakami. Kłoski orkiszu są dwukwiatowe, a otaczające je twarde plewy i plewki przylegają do ziarniaków tak ściśle, że nie omłacają się. W zbiorniku kombajnu zamiast spodziewanego ziarna mamy połamane fragmenty kłosów, więc niezbędny jest dodatkowy zabieg obłuszczenia.

Źdźbła orkiszu są długie, więc zasiew zbyt rzadki lub zbyt gęsty, a także wysokie dawki azotu sprzyjają wyleganiu. Ta niedomoga wynika z błędów uprawy; aby ich nie popełniać trzeba wiedzieć, że orkisz ma mniejsze zapotrzebowanie na azot i lepiej wykorzystuje składniki pokarmowe.

Orkisz chroni Natura, nie potrzebuje chemii syntetycznej

Orkisz – podobnie jak wszystkie dawne zboża – jest wysoki, a wysokie zboża wytłumiają chwasty, więc nie potrzebują herbicydów. Współczesne pszenice są niskie, przegrywają z chwastami konkurencję o światło, więc chwasty w niskich zbożach zwalczane są opryskami z trującej chemii.

Walory zdrowotne dawnego orkiszu

Ziarno orkiszu zawiera dużo białka, więcej niż pszenica zwyczajna (13-17 %), a białko orkiszowe ma wyższą strawność i jakość biologiczną. Ponadto zawiera dużo węglowodanów, nienasyconych kwasów tłuszczowych, witamin A, E, D oraz B1, B2, PP i składników mineralnych: fosforu, żelaza, potasu, wapnia, cynku, a także miedź, mangan, kobalt. Wysoki poziom kwasu krzemowego wzmacnia aktywność mózgu i koncentrację oraz korzystnie wpływa na skórę, włosy, paznokcie.

W dobie wszędobylskich skażeń orkisz szczególnie ważny jest także jako źródło krzemu – pierwiastka młodości, elastyczności, długowieczności – dziś niezbędnego także dla odtruwania organizmu.[2]

Chleb z orkiszu ma znakomity smak, silny zapach chlebowy, długo utrzymuje świeżość.

Słoma

Pszenice od lat modyfikowano i nadal są modyfikowane w przeróżnych celach, nie tylko dla zwiększenia plonów. Także dla większej zawartości glutenu. Także po to, by były niskie, czyli dawały jak najmniej słomy. Nowoczesne gospodarstwa nie chcą słomy, ponieważ nie umieją jej wykorzystywać.

Niegdyś słomę wykorzystywano w wielu dziedzinach życia, np. – pokrycia dachów (strzechy), – ocieplanie ścian, – ogacanie drzew (chochoły), – wypełnienia sienników, – maty ocieplające inspekty, – karmienie zwierząt (w formie sieczki), – podściółkę w hodowli zwierząt, – ozdoby, zabawki, ule, obuwie, – nadmiar oraz zużytą na kompost.

Obecnie nie wykorzystuje się słomy, a pozostała po wymłóceniu traktowana jest jak zbędny balast.

Dawna słoma była złocista, pachniała Naturą, długo zachowywała świeżość. Współczesna słoma jest szarobrunatna, śmierdzi trująca chemią, szybko się psuje.

Dojrzewanie w Słońcu

Dawne zboża po skoszeniu dosychały w Słońcu. Pod wpływem promieni słonecznych w roślinach zachodzą procesy dojrzewania i nasycania światłem. Wiele cennych składników powstaje w roślinach i przechodzi do owoców i nasion w ostatnich chwilach dojrzewania w Słońcu. Owoce i nasiona roślin dojrzewających w słońcu służą zdrowiu. Dotyczy to wszystkich roślin.

Żeby nie być posądzonym o fanatyzm orkiszowy pokażę to na przykładzie ananasów. Ananasy dojrzewające w Słońcu są bogate w enzymy o wspólnej nazwie bromelaina. Te związki przechodzą do owoców z łodyg w ostatniej fazie dojrzewania.

Ananasy dojrzewające w Słońcu mają właściwości prozdrowotne i lecznicze, pomocne m.in. w: problemach trawiennych, urazach sportowych, zapaleniu żył, zapaleniu zatok, gojeniu po zabiegach chirurgicznych…

Ananasy sprowadzane na masową skalę zerwano niedojrzałe i „dochodziły” w transporcie, kiedy owoce nie miały już kontaktu z rośliną, dlatego nie zawierają bromelainy i nie mają właściwości prozdrowotnych, a tym bardziej leczniczych. Ten mechanizm dotyczy wszystkich roślin.

Zasuszanie chemiczne

Współczesne zboża tuż przed zbiorem zasuszane są opryskami z trującego glifosatu, który zabija życie roślin powodując ich usychanie. Dlatego ziarna współczesnych zbóż są chorobotwórcze.[3]

Jadanie produktów z modyfikowanej pszenicy zasuszanej trującą chemią jest nie tylko nierozsądne, jest wręcz głupotą!

W następnym rozdziale wspominam o badaniach Uniwersytetu w Caen (Francja). Ten najbardziej powszechny herbicyd, w stężeniu nawet 800 razy mniejszym niż występuje w genetycznie modyfikowanych organizmach zabija komórki ludzkie w 2-3 dni.

Roundup / glifosat

Najbardziej rozpowszechnioną trucizną stosowaną do zwalczania chwa­stów jest Roundup. Ta trucizna powszechnie i chętnie wykorzystywana jest także do zasuszania zbóż na polu. Roundup to nazwa handlowa jednego herbicydu zawierającego glifosat, ale substancją czynną jest glifosatu. W sprzedaży jest wiele herbicydów zawierających glifosat i silnie trujących. Na liście Ministerstwa Rolnic­twa jest ponad 80 środków z glifosatem. Roundup Ultra 170 SL zawiera 170 g glifosatu, najczęściej jednak w środkach jest 360 g glifosatu, ale są herbicydy zawierające 450, 480, 490 g glifosatu, a Roundup Max 2 zawiera 680 g glifosatu.

Są też środki bazujące na kilku substancjach trujących także w połączeniu z glifosatem.[4]

Niektórzy chełpiąc się, że nie używają Roundupu stosują równie trujące paskudztwa zawierające glifosat.

Nazywanie trucizn „środkami ochrony” usypia naszą czujność. Trucizny nie chronią, lecz zabijają. Czy odcinanie ludziom poszczególnych części ciała też nazwalibyśmy ochroną przed bólem i zachorowaniem?

Już kilkanaście lat temu w Uniwersytecie w Caen, w północnej Francji, badano wpływ Roundupu na zdrowie. Okazało się, że ten najbardziej powszechny herbicyd, w bardzo małym stężeniu, nawet 800 razy mniejszym niż występuje w genetycznie modyfikowanych organizmach zabija komórki człowieka w 2-3 dni.

W jeszcze mniejszym stężeniu zaburza system hormonalny, blokując wydzielanie hormonów płciowych w komórkach, jak też ich działanie w komórkach. Hormony te mają kluczowe znaczenie dla płodu ludzkiego; bez nich nie jest możliwe ukształtowanie się narządów płciowych no­worodka. Roundup zaburza przebieg ciąży i powoduje poronienia.

Ponadto herbicyd ten zaburza przyswajanie w jelitach tryptofanu – ami­nokwasu odpowiedzialnego za produkcję serotoniny. Serotonina reguluje poziom cukru, insuliny i tzw. czynnika IGF-1, który odpowiada za produkcję nowych neuronów w ciele.

Gdy neurony są niszczone przez  zanieczyszczenia, stresy, złe diety to ów IGF-1 zapewnia nowe neurony. Gdy nie działa poprawnie powstają: autyzm, demencje, depresje, zaniki pamięci, niezdolność zapamiętywania, otyłość, cukrzyca, nietolerancja glutenu, celiakia, poronienia, bezpłodność, zburzenia rozwoju kości, kandydozy, grzybice, nowotwory, raki…

Na żadnym wyrobie nie ma informacji, że w procesie produkcji stosowano Roundup/glifosat i że nie jest on biodegradowalny.

Jak rozpoznać prawdziwy orkisz

Aby mieć pewność czy mamy do czynienia z dawnym prozdrowotnym orkiszem czy nazywaną orkiszem współczesną trującą pszenicą trzeba znać odmianę i sposób uprawy, albo porównywać zachowanie ptaków i dzieci autystycznych karmionych jednym i drugim.

Można rozumieć merkantylne interesy tych, którzy marchew zaliczają do owoców, a raki do ryb, ale ich plugawych „zasad” nie wolno upowszechniać.

Ponieważ nawet producenci zbóż ulegają zgubnym poglądom niezbędne jest opracowanie ukazujące cechy i wartości orkiszu i pszenicy, pomocne w rozróżnianiu tych, jakże różnych zbóż.[5]

Krzyżówki

Powstają krzyżówki dawnego orkiszu ze współczesnymi, wielokrotnie modyfikowanymi pszenicami. Celem tych kombinacji jest jak najbardziej zwiększyć plony, a przez to zyski producentów. Producentów nie interesuje wpływ tych sztucznych tworów na zdrowie zwierząt i ludzi, a boleśnie przekonujemy się, że jest zgubny. Nazywanie pszenicznej krzyżówki orkiszem jest manipulacją i nadużyciem – usypia to naszą czujność.

Sztucznie wyhodowanym zbożem jest także pszenżyto (xTriticosecale), które jest mieszańcem pszenicy i żyta, o cechach pośrednich w stosunku do gatunków rodzicielskich.

O ile pszenżyto powstało w wyniku zapylania pszenicy pyłkiem żyta to z orkiszu takiej krzyżówki nie dałoby się zrobić, gdyż orkisz kwitnie znacznie później niż pszenica.

Współczesne odmiany orkiszu (raczej pszenic orkiszowych) powstają z pszenic wielokrotnie modyfikowanych, w których genomy wszczepiane są geny orkiszu lub orkiszem nazywanych pszenic wcześniej już pokrzyżowanych.

Te współczesne „pszenice orkiszowe”, niesłusznie nazywane orkiszem, są sztucznymi, transgenicznymi tworami o zwiększonej zawartości glu­tenu i bardziej szkodliwymi niż jakakolwiek z pszenic.

Celowe wyniszczanie

Oprócz świadomości ubocznych skutków dążeń do zwiększania zysków trzeba też mieć świadomość celowego wyniszczania populacji opartej na pszenicy. Od czasu pierwszych prób z bojowymi środkami trującymi (iperytem, gazem musztardowym)[6] pszenica zatruwana jest też środkami zagłady.

Orkiszowe surowce kulinarne

Obłuszczone ziarna orkiszu mielimy na mąki i rozdrabniamy na kasze. Kasze powstałe w kaszarni (gruba i drobna) są rozdrobnionym, ale kompletnym ziarnem. Podczas mielenia na mąkę także można odebrać drobną kaszę (podobną do „manny”) nazywaną grysikiem. Ta, powstająca w młynie zawiera tylko środkową część ziaren.

Porada praktyczna jak młócić orkisz

W czasach, kiedy w strukturze zasiewów w Polsce orkisz odgrywał znaczącą rolę nie było jeszcze kombajnów zbożowych. W instrukcjach obsługi maszyn żniwnych nie ma wskazówek do omłotu orkiszu.

Mimo iż powszechnie orkisz zaliczany jest do pszenic to dla jak najlepszego wykorzystania pracy kombajnu regulacje będą znacznie odmienne od stosowanych przy zbiorze pszenicy zwyczajnej. Łamliwa osadka i bardzo mocno związane z ziarnem łuski sprawiają, że w zbiorniku kombajnu będą głównie całe kłoski, a nie jakbyśmy chcieli odplewione ziarno. Stąd też orkisz wymaga łagodniejszego traktowania przez młocarnię. Klepisko musi być bardziej „rozkręcone”, a obroty bębna niższe w porównaniu do pszenicy zwyczajnej. Także w zespole czyszczącym należy ustawić mocniejszy wiatr. Znacznie bardziej muszą by otwarte sita: dolne i górne, by przechodziły przez nie całe kłoski, czyli połamane fragmenty kłosa.

Czy musli z pełnych ziaren nie jest idealnym pożywieniem?

Mieszanki ziaren (nasion) i owoców są godne polecenia zarówno smakoszom potraw mięsnych jak też smakoszom potraw z białej mąki, z której odrzucono najcenniejszą część, bogatą w składniki mineralne i naturalny, pełnowartościowy błonnik.

Podkreślam jednak, że tylko samodzielne sporządzanie mieszanek nasion i owoców ma wiele zalet; można dobierać składniki według zapotrzebowania organizmu, smaku, wartości energetycznych, mocy leczniczych i za każdym razem zmieniać i urozmaicać kompozycje. Niestety łatwo popaść w pułapkę wygody, gdyż przemysłowo wytwarzane są przeróżne mieszanki owoców i ziaren pełne cukru i przeróżnych dodatków smakowych. Chwytliwe nazwy i kolorowe opakowania ułatwiają pozyskiwanie klientów. Trzeba jednak zachować czujność, bowiem dodatki smakowe, zazwyczaj syntetyczne, czynią przemysłowe mieszanki nie tylko nieprzydatnymi, ale wręcz szkodliwymi. Kupowanie przemysłowych mieszanek z dodatkami smakowymi to działanie na zgubę siebie i dzieci.

A jak to jest z wykorzystaniem całych ziaren w pieczywie?

Wykorzystywanie całych ziaren ma sens tylko w pieczywie z żyta, wy­twarzanym tradycyjnie, ponieważ kwaśne środowisko (żur, kwas, zakwas, zaczyn) eliminuje niepożądane składniki, które w roślinach pełnią funkcje obronne i ochronne.

Nowocześni piekarze ulegają chorej modzie na stosowanie sztucznych zakwasów i polepszaczy smaku, zapachu, wyglądu, trwałości. Niedoceniają tradycyjnych metod wyrabiania ciasta i wypiekania chleba, usiłują je unowocześniać, nie zastanawiając się kto i po co podsuwa im, a poprzez ich wyroby nam wszystkim syntetyczne trucizny.

W przypadku pszenicy technika zakwaszania nie sprawdza się, więc oddzielane są otręby, by pozbyć się niepożądanych substancji. Np. pewien rodzaj lektyny z ziaren pszenicy przenika przez ścianki jelit i niszczy trzustkę.

Lektyna z ziaren pszenicy należy do najbardziej szkodliwych substancji, jakie można znaleźć w pożywieniu. Ludzie zawsze ją usuwali w procesie mielenia pszenicy na mąkę. Do czasu aż nieodpowiedzialni dietetycy zaczęli rozgłaszać jakoby pełne ziarno miało być zdrowsze.

[1] Naukowcom nie udało się przetłumaczyć słowa użytego w tym miejscu, więc nie wiemy jakie to było zboże.

[2] Ponieważ guzy nowotworowe wbudowuje w siebie krzem, pozbawiając organizm aktywnego krzemu orkisz, jako źródło łatwo przyswajalnego krzemu zbawienny jest także w chorobach nowotworowych.

[3] To nie jedyne przyczyny chorobotwórczego działania współczesnych pszenic i ich mo­dyfikantów niesłusznie nazywanych orkiszem.

[4] Kileo 400 SL zawiera 240 g glifosatu i 160 g 2,4-D; Orkan 350 SL zawiera 260 g gli­fosatu i 90 g MAPA; Raptor 263 SC zawiera 261 g glifosatu i 1,71 g pyraflufenu etylo­wego; Roundup Herbi Blok zawiera 125 g glifosatu i 20 g diflufenikanu; Roundup Herbi Blok H zawiera 3,6 g glifosatu i 0,576 g diflufenikanu; Roundup Hobby 6H AL zawiera 7,2 g glifosatu i 20,4 g kwasu pelargonowego; Sprinter 350 SL zawiera 260 g glifosatu i 90 g MAPA.

[5] Ponieważ nie ma kto tego potraktować z należną starannością sam napiszę cykl opra­cowań zestawiających różnice między dawnym orkiszem o właściwościach prozdro­wotnych i leczniczych, a współczesnymi pszenicami o właściwościach trujących, nie­słusznie nazywanych orkiszem.

[6] Nazwa iperyt pochodzi od miejscowości Ypres w Belgii, gdzie w czasie I wojny światowej 12 lipca 1917 został on użyty bojowo po raz pierwszy.  

Jeśli komuś z Twoich bliskich, przyjaciół, znajomych spodobałaby się prezentowana tu wiedza wyślij mu SMS-em lub e-mailem adres tej witryny: www.ambasadorzdrowia.pl

Trzy łyki retoryki [17]

Pieczenie chleba

Przed kilkunastu laty promowałem domowe pieczenie chleba na zakwasie, przybliżałem bogatą historię kwasu mleko­wego, głównego składnika zakwasu, źródła dobrych, sprzyjających nam bakterii, zapewniających prawidłową pracę układu trawiennego, odporność, dobre samopoczucie i zdrowe funkcjonowanie.

Aby chleb był powtarzalny, czyli z każdego wypieku miał ten sam smak, zapach i taką samą skórkę charakterystyczną dla dawnego polskiego chleba domowego powstały kultury starterowe, które aby przetrwać poza laboratorium były liofilizowane. Ten środek leczył nowotwory żołądka i jelit i wiele chorób niemal natychmiast.

Po moich artykułach „Chleb lekarstwem na serce” oraz „Chleb lekarstwem na raka” przeżywałem koszmar zastraszania przez służby szalejące z powodu rozpowszechniania wiedzy prozdrowotnej. Nie tylko medyczno-farma­ceutycz­ne, także te, których tu nie wymienię, bo dla wielu byłoby to zbyt wielkim szokiem. Dociekliwym polecam dostępny w wielu miejscach w internecie artykuł: Zamordowani lekarze odkryli powodujący raka enzym dodawany do wszyst­kich szczepionek.

Tym bardziej wdzięczność należy się doktorom Hubertowi Czernikowi i Jerzemu Jaśkowskiemu za otwieranie społeczeństwu oczu na otaczającą nas rzeczywistość oraz rolnikowi z Niebieszczan Tadeuszowi Rolnikowi za zboża dawnych odmian, uprawiane naturalnie bez randapu/glifo­satu oraz za akcję Cała Polska piecze chleb.

Ja też uprawiam naturalnie orkisz odmiany tej najzdrowszej a najbardziej pracochłonnej, mam zdrowe mąki i kasze, natomiast Tadeusz ma kilka zbóż i wyrobów z nich, także własne makarony. On ma charyzmę, jeździ po świecie, wszędzie jest o nim głośno, ja w zaciszu biblioteki pokazuję dzieciom z podstawówki jak powstaje chleb od ziarenka do bochenka. Wyrabiają ciasto, rozpoznają przyprawy, lepią z ciasta figurki, dekorują je różnokolorowymi przyprawami… Niektóre są dobrze zorientowane w pieczeniu chleba, bo w domach pieką go wraz z rodzicami. Znają przyprawy, zachwycają się ich smakiem i zapachem, wiedzą do czego je zastosować.

Wkrótce będę prowadził podobne zajęcia dla przedszkolaków.

 Słowianie

Różne są mody, jest też moda na Słowiaństwo, są jakieś grupy, stowarzyszenia mające w nazwach słowa sugerujące słowiaństwo, mają stroje niby słowiańskie… Ale Słowianie uprawiali ziemię, zbierali zioła, wypiekali chleb, dbali o zdrowie, szanowali się, współpracowali z sobą, jednoczyli się przeciw wrogom… Księga uważana za najstarszą mówi: poznacie ich po owocach.

Tyle jest Polskości i Słowiaństwa ile ziemi w naszych rękach.

Nawet życzliwi mogą nas niszczyć

W Wagnerówce Krystyna opowiada historię kobiety, która oddała znaczną kwotę pieniędzy nieznajomym, których sama do domu zaprosiła. Były to pieniądze jej syna pracującego za granicą. Krystyna ubolewa, że jej przyjaciółkę omamili. Nie rozumie, że nieodpowiedzialna przyjaciółka z żądzy szybkiego wzbogacenia się bez pracy okradła swojego syna by robić dęte biznesy z nieznajomymi. Okradli więc złodziejkę.

Krystyna mogłaby pomóc nieroztropnej przyjaciółce oddając jej część swojego zysku i poprosić znajomych o zrzutkę dla poszkodowanej. Jednakże zamiast konstruktywnego działania opowiada jaki to świat jest be. Boczy się na mnie, że nie ubolewam wraz z nią nad omamioną przyjaciółką, że zauważyłem iż sama zaprosiła sprawców i dobrowolnie przekazała im pieniądze, że zwróciłem uwagę iż pieniądze te ukradła swojemu synowi, który u matki je zdeponował bo matce ufał. Zawiodła zaufanie syna, więc niech popracuje przy żniwach, zbiorach owoców, wykopkach, by odrobić stratę.

Omamionej przyjaciółce można współczuć, ale robienie z niej bohaterki jest żałosne, nie każdy zobaczy w niej tylko ofiarę, dla niektórych może być naiwną wariatką.

Moje książki

W tym roku nie będzie wznowienia moich książek, postanowiłem też nie brać udziału w wydarzeniach, na które może przyjść każdy i nie bywać w miejscach gdzie może bywać każdy. Wielokrotnie mówiłem o filtrach w naszym organizmie, teraz wprowadzam filtr dla ochrony mojej psychiki. Dość mam absorbującej głupawej korespondencji, pytań kipiących materializmem, podwójnej moralności… Znikam na jakiś czas, bez telefonu, bez in­ternety (net = sieć, rodzaj żeński), może przejdę kurację głodówkową z wodą kokosową na Filipinach… Gdy wrócę będę pracował dla dzieci.

Nakłady moich książek wyczerpały się. Wyczerpały się także reprinty dawnych książek zielarskich, które z polecenia okupantów są niszczone, by nas odcinać od korzeni, pozbawiać wiedzy, dziedzictwa narodowego, tożsamości. Książki można dodrukowywać, ale za to trzeba płacić. Większość zwracających się do mnie tego nie rozumie.

Dotychczas wydawałem co jakiś czas po jednym tytule za środki, jakie czasem dostawałem za naprawienie komuś kręgosłupa, biodra, kolana. Teraz trzeba wydać kilkanaście tytułów na raz, więc pomyślałem o wydaniu nie za swoje, bo ja tych książek nie potrzebuję. Ja je mam, mają je też moi synowie i moje wnuczki. Czasem przeglądam którąś z moich książek i dziwię się, że to ja takie mądrości pisałem tak dawno temu.

Szczepan zapytał co teraz, po latach, zmieniłbym w swoich książkach. Dodam parę rysunków i kolorowych fotografii, zwiększę format i litery w tytułach rozdziałów, dopiszę rozdział o soli. Treść nie wymaga żadnych zmian. Mogę dorzucić parę przepisów kulinarnych.

Większości współczesnym książkom gruby, błyszczący papier dodaje grubości i splendoru, mało tam wiedzy praktycznej, dominują obrazki niewnoszące wartości.

Uznałem, że jeśli potrzebujecie książek, w których wiedzę dostajecie darmo, to za papier, drukowanie, transport płacić możecie sami. Jednakże na propozycję przedpłat życzliwie zareagowało tyle osób ile jest palców u jednej dłoni. Wielu chce książki oglądać przed ewentualnym podjęciem decyzji o zakupie, żądają by dawać im je pomacać. Po wymacaniu i przekonaniu się, że nie ma tam kolorowych obrazków padają głupkowate komentarze, których na pewno nie chcielibyście słuchać.

Niektórzy chcą moje książki kserować na papierze i kopiarkach firm, w których pracują. Nie wstydzą się okradać mnie i okradać swoich pracodawców, bez skrępowania wypowiadają żądania, bym wypożyczał im książki do kopiowania, albo przesyłał wersje elektroniczne.

Jeszcze gorzej potraktowana została propozycja kupowania po dwa egzemplarze. Nie potrzebujecie drugiego egzemplarza, bo nie macie komu go przekazać. Nie macie rodzin i przyjaciół godnych mojej książki, nie chcecie zdradzać swoich zainteresowań – moralność pani Dulskiej.

 Pseudoekonomia

Gdy wydaję po kilkadziesiąt egzemplarzy to książki są droższe niż byłyby wydawane w tysiącach. Za dwie książki wydania wielonakładowego byłoby tyle co za jedną wydania niskonakładowego.

Podobnie zachowują się edukowani przez reklamy pożeracze aptecznych „witaminek”. Też kierują się ceną, a nie wartością tego, co za tę cenę dostają. Wolą kupować syntetyczne trucizny, byle za niższą kwotę. Używają słów, których znaczenia nie rozumieją, ich mantrą jest słowo „drogie”. Moje książki są drogie mojemu sercu. Oni niech zostaną przy tanich książkach z obrazkami na błyszczącym papierze, tanich tabletkach w plastikowych pudełeczkach, tanich majtkach, wywołujących upławy, grzybice, gnicie narządów, bezpłodność…

Tę pseudoekonomię sprawdźmy porównując produkt z apteki o nazwie „witamina C” za 16 złotych z witaminą C za 60 złotych produkowaną w Finlandii z czarnych porzeczek. Zobaczmy która droższa.

Tej za 16 złotych jest 30 tabletek, a w jednej tabletce jest 30 mg, głównie syntetyku. Biorąc 3 razy dziennie po 60 mg (2 tabletki) opakowanie wystarczy na 5 dni.

Koszt jednego dnia kuracji tanim syntetykiem to 3 złote 20 groszy (16 zł. / 5 dni).

Promowanych przeze mnie czarnych porzeczek nie doceniacie. Nie jadacie ich sami i nie karmicie nimi dzieci. Jeśli czasem się zdarzy komuś po nie sięgnąć to są spaprane cukrem.

Najwartościowsze z owoców usychają na krzakach. W tym roku za kilogram czarnych porzeczek płacono 30 groszy. A czarne porzeczki zawierają ogromne ilości witaminy C, w 100 g aż 180 mg, pięć razy więcej niż w cytrusach. Zawierają też witaminę A, witaminy z grupy B, kwas foliowy, składniki mineralne: magnez, wapń, potas, żelazo, kwasy organiczne, luteinę, garbniki, jod, mangan, bor, olejki eteryczne, sporo pektyn… Imponujący skład!

Minął sezon na porzeczki. Polecałem porzeczkową zupę. Mogła uchronić przed chorobami sercowo-naczyniowymi, uelastycznić naczynia krwionośne, wzmocnić mięsień serco­wy, wyregulować ciśnienie krwi, zapobiec rozwojowi miażdżycy, uchronić przed zawałem serca, wzmocnić organizm, oczyścić układ moczowy, uwolnić od biegunek, oczyścić organizm z toksyn…

Pochwalcie się, kto latem wprowadził czarne porzeczki do diety i jesienią cieszy się jej terapeutycz­nymi właściwościami. Powinni wszyscy naturalnie dbający o zdrowie.

Wolicie tabletki? W opakowaniu witaminy C z czarnej porzeczki jest 250 tabletek, czyli pięć razy więcej, niż tej za 16 złotych, a w 1 tabletce jest 60 mg, więc dwa razy więcej niż w tej za 16 złotych. Gdyby brać je 3 razy dziennie w takiej samej dawce, czyli po 60 mg (1 tabletka) opakowanie wystarczy na 83 dni.

Koszt jednego dnia kuracji witaminą z czarnych porzeczek to 72 grosze (60 zł. / 83 dni).

Ta za 60 złotych jest prawie 17 razy tańsza od tej za 16 złotych!

Za równowartość 60 mg aptecznego nie wiadomo czego możecie mieć 1000 mg gwarantowanej witaminy C z owocu czarnej porzeczki. Do tego z firmy cieszącej się najwyższą czystością swoich produktów, z kraju gdzie nie znają korupcji.

Przysłowia mądrością narodu. Jedno z nich mówi: z kim przestajesz takim się stajesz. Dlatego postanawiam nie brać udziału w wydarzeniach, na które może przyjść każdy, nie bywać w miejscach gdzie może bywać każdy, chronić się przed większością z was.

W służbie głupoty i pazerności

Podczas Babiego Lata w Leśnym Grodzie miałem kilka ostatnich już książek. Za dwie chciałem razem 50 złotych. Szczęśliwa nabywczyni, która dała już banknot 50 złotowy wyrwała mi z ręki banknot 20 złotowy i była bardzo szczęśliwa z tak zuchwałego zakupu. Niech jej będzie na zdrowie byle by mi myszy czegoś nie zjadły. Jeśli zaoszczędzone dwie dychy wpłaci bezdzietnemu ojcu będę miał udział w jego dziełach. Zbierał na ratowanie stoczni, na geotermię, teraz zbiera na muzeum tożsamości. Szczęśliwa nabywczyni dwóch książek za 30 zł będzie poznawać tożsamość od ojca redemptorysty.

 Pytanie Ariela

„Na które zioła warto zwrócić uwagę przy stłuszczonej wątrobie i bardzo wysokich trójglicerydach?” Moja odpowiedź: Są choroby z niedoboru jak np. szkorbut, są też choroby z nadmiaru. W chorobach z niedoboru uzupełniamy brakujące witaminy, minerały, aminokwasy… W cho­robach z nadmiaru trzeba pozbyć się zbędnego balastu.
Wątroby nie stłuszczają się niedojadającym. To choroba z nadmiaru, czyli obżarstwa. Nie potrzeba tu ziół, lecz rozsądku. Wątroba sama się regeneruje. Nie potrzeba jej pomagać, wystarczy nie przeszkadzać. Zapraszam na Filipiny na kurację wodą z orzechów kokosowych.

Rozterka Kamili

Zainteresowałam się naturalnymi sposobami leczenia, bo te farmakologiczne nie do końca mi odpowiadają. Syn jest alergikiem i astmatykiem, córka ma problemy skórne, do tej pory ani pediatra, ani dermatolog, ani alergolog nie potrafili nazwać, a tym bardziej wyleczyć. Jutro kolejna wizyta u kolejnego dermatologa. Mnie ginekolog najchętniej ‘leczyłby’ hormonami – pigułkami antykoncepcyjnymi, a na to już się nie godzę. Tak więc pomocy szukam w naturze. Moja odpowiedź: Są choroby z niedoboru jak np. szkorbut, są też choroby z nadmiaru. W chorobach z niedoboru uzupełniamy brakujące witaminy, minerały, aminokwasy… W chorobach z nadmiaru trzeba pozbyć się zbędnego balastu. Jeśli płuca, nerki, wątroba nie radzą sobie z wydalaniem śmieci wspomaga je skóra. Pełni ona rolę trzeciego płuca i trzeciej nerki i zaworu bezpieczeństwa. Tu żadne leki nie są potrzebne, wystarczy zaprzestać zaśmiecania organizmu, nie pożerać trujących śmieci. Na początek odstawić wszystko, co zawiera pszenicę oraz tak zwane kurczaki i wieprzowinę.

Alergii i astmy nie mieli niedojadający. To choroba z nadmiaru trujących śmieci. Nie potrzeba tu leków, lecz rozsądku. Skóra sama się regeneruje. Otwarty zawór bezpieczeństwa automatycznie zamknie się, gdy ilość śmieci spadnie do poziomu, w którym naturalne filtry same sobie poradzą. Nie potrzeba pomagać, wystarczy nie przeszkadzać. Zapraszam na Filipiny na kurację wodą z orzechów kokosowych.

Podejście Kamili gorsze od katolickiego naprzemiennego grzeszenia i spowiadanie się. Naprzemienne sprzeniewierzanie się potrzebom organizmu i leczenie. Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek. Przepełniający się śmietnik nakryć obrusem, smród zagłuszyć dezodorantem z aluminiowej butli wypełnionej gazem niszczącym organizm i atmosferę.

Kamila zainteresowała się naturalnymi sposobami leczenia, dlatego, że farmakologiczne nie do końca jej odpowiadają, czyli trochę odpowiadają. Szuka lepszych leków i lepszych lekarzy, nie rozumie, że to pułapka. Zdrowi nie potrzebują leków i lekarzy.

Syn Kamili był zdrowy, ale lekarze potrzebują chorych, bo na zdrowych nie zarabiają, zarabiają na chorych, więc produkują choroby i chorowitków, by mieli kogo leczyć.

Syn dla matki powinien być dzieckiem, skarbem, aniołem. Lekarze zrobili go alergikiem i ast­matykiem. Matka zaakceptowała; wpadła w sidła bigfarmy. Syna codziennie zatruwanego przez nią samą oraz za jej zgodą w szkole nazywa alergikiem i astmatykiem, choć urodził się zdrowy. Wiele lat był zatruwany i leczony, a leczenie jest coraz większym zatruwaniem.

Wyjaśniłem na przykładzie kolana długotrwale uderzanego młotkiem. Kolano puchnie i boli, każda nowo zastosowana maść lekko chłodzi i sprawia wrażenie łagodzenia bólu, jednak po chwili ból wraca. Ofiara szuka innej maści, „lepszej”, mocniejszej, droższej, przeżywa kolejne rozczarowania. A wystarczy zabrać młotek, wówczas opuchlizna i ból same ustąpią.

W syna Kamili wali więcej młotków:
1) pszenica dosuszana tuż przed zbiorem randapem/glifosatem!
2) nafaszerowane hormonami i antybiotykami bezpłciowe mutanty drobiu.
3) syntetyczna bielizna…
Czy dojrzeje do odstawienia tych młotków?

Moje książki nie odbierają młotków. Do tego potrzeba roztropności.

Rozczarowanie Sebastiana

Mówił Pan, że wystarczy nastawić mój kręgosłup żeby wskoczył w odpowiednie miejsce. Moja odpowiedź: Zazwyczaj wystarczy, jednakże nie potrafię tego przez internet. Warto też wzmocnić mięśnie, żeby utrzymywały kręgi na właściwych miejscach. Tego też nie potrafię przez internet.

Nowy tytuł

Medycyna Rodowa Słowian nie została spisana jak np. Tradycyjna Medycyna Chińska. To, co odnajduję to ledwie okruchy jej okruchów. To, co przedstawiam to ledwie strzępy moich przemyśleń i doświadczeń. Dla wielu te okruchy są cenniejsze od pereł, gdyż perły są tylko świecidełkami. Były symbolem drogocenności gdy ich wydobywanie było okupione skróceniem życia poławiaczy. Teraz perły są hodowane więc łatwo dostępne i znacznie tańsze.

Słowo „okruchy” nie brzmi doniośle więc szukam lepszych określeń na tytuł tego zbioru. Jednocześnie mam świadomość, że nigdy nie zbiorę pełnej wiedzy i zawsze będzie to zbiór okruchów. Ciągle go uzupełniam, ale to wciąż zbiór okruchów.

Na sierpniowym spotkaniu w Wagnerówce zaprosiłem do współtworzenia tytułu powstającego zbioru. Propozycji było mniej niż palców jednej ręki, jedna brzmiała słowiańsko: „źdźbła”. Tak więc pierwotny tytuł „Perły i okruchy starosłowiańskiej wiedzy prozdrowotnej” zastępuję nowym: „Źdźbła starosłowiańskiej wiedzy prozdrowotnej”. Czekam na kolejne propozycje tytułu.

Nowa choroba – hiperelektrowrażliwość

Wywoływana jest przez anteny telefonii komórkowej i sieci Wi-Fi. Polecam opublikowany 22 lipca 2018 film: Elektromagnetyczny Świat Nowotworów.
https://www.youtube.com/channel/UCp0ALbWvFZuJbYU_h5nCo7A
Na terenie całego kraju rozlokowano rakotwórcze maszty telefonii komórkowej. Emitują wojskowe promieniowanie mikrofalowe o szkodliwych dla zdrowia częstotliwościach 800-2600 megaherców.
2600 megaherców to 2,6 gigaherca.

Megaherc to milion (1 000 000 000) herców.
Gigaherc to miliard (1 000 000 000 000) herców.

System depopulacji ludzi używa tych anten do napędzania przemysłu onkologicznego. Media Publiczne mają zakaz informowania o zagrożeniu.

W Polsce na raka od początku lat 90-tych zmarło setki tysięcy osób. Ludzie ci nawet nie byli świadomi, że przyczyną ich choroby było promieniowanie płynące całodobowo przez mieszkanie wprost z okolicznego masztu GSM.

Doktor Hubert Czerniak zrobił statystykę porównawczą ilości zgonów w poszczególnych miesiącach ubiegłego i tego roku. W tym roku umiera dwukrotnie więcej niż w ubiegłym.

Uważacie się za świadomych, ale pod pałacem namiestnikowskim nazywanym prezydenckim was nie było. Taka wasza świadomość!

Czego wam życzyć?

Zdrowia nie można życzyć, bo o zdrowie trzeba dbać. Pieniędzy nie można życzyć, bo na nie trzeba pracować. Na Titaniku byli i zdrowi i bogaci, zabrakło rozsądku. I szczęścia. Życzę więc dużo rozsądku i trochę szczęścia.

Strona główna

Witaj na stronie Ambasady Zdrowia. Zapraszam Cię do zapoznania się z moimi  wykładami o zdrowiu i ziołach. Dzielę się wiedzą i doświadczeniem zdobywanym przez całe życie. Krzewię rzetelną wiedzę prozdrowotną, także o przywracaniu zdrowia siłami Natury.
Jeśli spodziewasz się, że Twoim bliskim i znajomym spodoba się moja witryna  i zamieszczane ty treści poleć im tę witrynę i przekaz im ten adres: www.ambasadorzdrowia.pl
Ambasador Zdrowia – Władysław Edward Kostkowski.