Domowe środki i sposoby ratunkowe [102]

„Koń jaki jest każdy widzi” powiedział ktoś, kto przeszedł do historii choć nie tylko za to powiedzenie. Jaki współcześnie jest stan naszej zdrowotności też każdy widzi choć pewnie większość tego nie rozumie. A jaki jest stan ratownictwa, pomocy medycznej, opieki pielęgniarskiej i każdej z tych dziedzin naszej codzienności, które powinny nas ratować z każdej opresji?

Do niedawna każdy miał pewne (czasem nawet spore) doświadczenie w wielu dziedzinach, także w zapobieganiu chorobom, opiece nad chorymi, przywracaniu zdrowia… Dziś odgórnych działań prozdrowotnych nie ma, a sami ich podjąć nie potrafimy, z czego – o zgrozo – wielu nawet nie zdaje sobie sprawy i popada w coraz większe uzależnienie od spekulantów, gangsterów, bandytów, którzy zawładnęli nie tylko naszym majątkiem ale także naszym zdrowiem.

„Apteczka dla dworu wiejskiego i osób na wsi mieszkających” to tytuł książki z 1888 roku, a więc mającej już 133 lata. Człowiek też powinien co najmniej tyle lat przeżyć w krzepkim zdrowiu. Dziś zawarta tam wiedza oparta na doświadczeniu wielu pokoleń jest nam niezbędna jak nigdy dotąd.

Ewangelia to dobra nowina. Oto właśnie czytacie Ewangelię, czyli Dobrą Nowinę, bowiem tę książkę można zamówić na tej stronie.

Książka przedstawia wiele domowych środków i sposobów ratunkowych, które mimo upływu lat nie tylko nie tracą na przydatności, ale nawet zyskują.

Reprint tej książki zamawiam dla siebie i bliskich mi osób. Jeśli ktoś z czytelników także pragnie mieć tę skarbnicę wiedzy niech dołączy do zamówienia. Czym większe będzie zamówienie tym taniej będziemy mieć tę skarbnicę.

 

Klątwa za zwycięstwo [101]

Choć nasza historia pełna jest zwycięstw ciągle słyszymy o klęskach i świętujemy klęski. Klęskom hołdujemy nawet w narodowym hymnie. Edukatorom zależy byśmy nie pamiętali zwycięstw i niedoceniali nawet tych najważniejszych, jakimi są coroczne zwycięstwa światła nad ciemnością.

Jednym ze zwycięstw, którymi się chlubimy jest zwycięstwo pod Grunwaldem w 1410 roku. O zwycięstwie pod Grunwaldem w 1410 roku pisano wielokrotnie w różnych miejscach. Nie odnoszę się do opisywanych faktów, lecz uzupełniam je o jeszcze jeden – przemilczany na lekcjach historii.

Źródła historyczne podają, że po bitwie pod Grunwaldem w 1410 roku, w której pol­sko-litew­skie wojska zwyciężyły Zakon NMP, ówczesny papież, Grzegorz XII, rzucił klątwę na króla polskiego i Polaków „za walkę prze­ciw kościołowi świętemu”. I choć Polacy wygrali później proces w Rzymie tamtej klątwy żaden papież nigdy nie zniósł i zgodnie z katolickim prawem kanonicz­nym obowiązuje ona nadal!

W świetle tamtej klątwy papieskiej (i wielu innych) drodzy czytelnicy jesteście „poganami” i wyklętymi przez papieża „zbrodniarzami”, gdyż wasze ręce splamione są „chrze­ścijańską krwią obrońców wiary świętej”.

Jako wyklęci nie jesteście katolikami i nigdy nimi nie byliście, nie­ważne są wasze chrzty, ko­munie, rozgrzeszenia, bierzmowania, śluby kościelne. Zgodnie z doktryną Wa­tykanu sakramenty święte udzielone wyklę­temu nie mają mocy i nawet modlitwy do katolickiej bozi też są niepraw­ne.

Nie trzeba wierzyć piszącemu te słowa, jednakże nie możecie nie wierzyć powadze urzędu papie­skiego, który, jak was uczono, nie myli się w sprawach wiary i obyczajów. Ignorując wolę papieża, choćby tę sprzed 600 lat pod­ważali­byście wolę Wszechmocnego! Zatem cieszmy się zwiastowaną tu nowiną, że wszyscy jesteśmy wolnymi ludźmi – wolnymi od kagańca zakazów i nakazów obłudników w sutannach, wolnymi od błędnej, antychrze­ścijań­skiej instytucji, winnej morza krwi męczenników, która na zmartwychwstaniu Chrystusa robi największy interes w dziejach ludzkości.

Czyż to nie cudowna wiadomość na święta, które winniśmy spę­dzać na łonie przy­rody pijąc za zdrowie Światowidów i Świętowitów?

Wróg czy przyjaciel? Dość dyktatury cholesterolu! [100]

Cholesterol to najbardziej sensacyjny związek organiczny. Śledząc spory lekarzy od czasu podjęcia badań nad miażdżycą trudno nie zauważyć ogromu sformułowanych hipotez, pełnych sprzeczności i wzajemnie wykluczających się. Większość hipotez nie łączyła miażdżycy z żywieniem, ale też żadna z nich nie zdołała się obronić.

Za datę przełomową badań nad miażdżycą można przyjąć rok 1912, kiedy to rosyjski fizjolog Mikołaj Aniczkow zmuszał króliki do jedzenia tłuszczów zwierzęcych. Po kilku tygodniach ludzkiej diety u wszystkich uszatków rozwinęła się miażdżyca. Z kolei pracujący na wyspie Jawa holenderski lekarz de Langen zauważył, że miejscowa ludność nie choruje na serce i ma znaczenie niższy poziom cholesterolu w krwi niż Europejczycy. Obserwacje te zbiegły się z I wojną światową, kiedy w ciągu trudnych wojennych lat spadło spożycie mleka, mięsa, tłuszczu, masła i jaj. Ten niezamierzony żywieniowy eksperyment przyniósł efekty, bowiem w wielu europejskich krajach zmniejszyła się liczba zawałów serca. Podczas II wojny światowej historia się powtórzyła.

Statystyka pogania naukę

Od obserwacji do naukowych teorii droga była daleka, bowiem nikt wówczas nie stwierdził tego oczywistego faktu, że tłuste jedzenie prowadzi do chorób serca. Dopiero badania, rozpoczęte w 1948 roku w Framinghan, nieopodal Bostonu, doprowadziły do przełomu w szukaniu przyczyn miażdżycy. Na podstawie systematycznych badań mieszkańców, ich stylów życia i sposobów odżywiania, w latach sześćdziesiątych określono czynniki ryzyka chorób serca i układu krążenia, czyli to, co w organizmie człowieka i jego trybie życia zwiększa prawdopodobieństwo zachorowania. Porównywanie zwyczajów żywieniowych okazało się niebywale owocne.

Serce jest jaroszem

W samych tylko USA w latach 1963-1981 spożycie tłuszczów zwierzęcych spadło o prawie 40%; wzrosło natomiast, i to aż o prawie 60% spożycie tłuszczów roślinnych. Amerykanie zjadali wówczas o jedną trzecią mniej mleka, masła i śmietany. W efekcie wyjątkowo skutecznej akcji propagandowej ministerstwa zdrowia USA stało się pierwszym krajem, gdzie już pod koniec lat sześćdziesiątych odnotowano spadek zawałów serca i chorób niedokrwiennych. Amerykańskie doświadczenia wykazały, że sami możemy w prosty sposób zadbać o własne serca.

Dla zdrowia i dobrego samopoczucia warto wyrzec się tłustej golonki czy przesalanych w wyniku stosowanych technologii kiełbas, sięgając po smakowitą rybę z rusztu, kasze i zboża, gotowane i surowe warzywa, czy choćby pierogi z owocami.

Cholesterolowa bomba

Jednak zjadacze chudych, niskocholesterolowych potraw coraz częściej słyszą, że ich wysiłki są daremne. Przed kilku laty brytyjskie pismo naukowe o niepodważalnym autorytecie The Lancet opublikowało wyniki badań świadczące o tym, że niski poziom cholesterolu, zwłaszcza u ludzi starszych, wcale nie musi być pożyteczny, a już na pewno nie jest gwarancją długowieczności. Wśród badanych sześćdziesięciolatków aż pięciokrotnie wyższa umieralność panowała u mających właściwy poziom cholesterolu w porównaniu z tymi, u których poziom cholesterolu znacznie przekraczał bezpieczną granicę. Przyczyn niepokojącego zjawiska nie podano, a prasa, podchwyciwszy sensacyjny temat, prześcigała się w podkreślaniu ważności cholesterolu, jako niezwykle pożytecznego dla organizmu.

Jak zwykle trucizna tkwi w ilości

Bez cholesterolu nie byłoby niektórych hormonów regulatorów zachodzących w organizmie procesów. Nie byłoby chroniącej nasze kości witaminy D, ani niezbędnych do trawienia pokarmów kwasów żółciowych, organizm działałby źle, gdyż cholesterol jest składnikiem błon komórkowych, z których zbudowane są nasze ciała.

Prawda ta znana jest od dawna, a informacje na ten temat łatwo znaleźć nie tylko w medycznych podręcznikach, ale nawet w podręcznej encyklopedii, jednak z powstawaniem miażdżycy nie ma wiele wspólnego, chodzi bowiem nie o sam cholesterol lecz jego nadmiar. A kiedy mówimy o nadmiarze? Europejskie Towarzystwo Miażdżycowe wyraźnie określa pożądany poziom cholesterolu poniżej 200 mg cholesterolu w ml krwi (mg%). Powyżej 200 mg% mamy już do czynienia z hipercholesterolemią. Polskie normy jak zwykle są łagodniejsze. Polskie Towarzystwo Kardiologiczne za bezpieczny uznało poziom 20 mg%, bowiem badania wykazują, że w Polsce na niedokrwienną chorobę serca umierają ci, którzy tę właśnie granicę przekroczyli.

Skąd buńczuczne wezwanie

Skąd wobec tego zamieszanie wokół cholesterolu i moje wezwanie do przerwania je go dyktatury? Otóż owa dyktatura blokuje informacje o poważniejszych dla zdrowia i życia zagrożeniach i często wynika ze zbytnich uproszczeń. Wysoki poziom cholesterolu nie zawsze jest niebezpieczny dla zdrowia, nie każdego kto ma dużo cholesterolu czeka zawał, podobnie jak niski poziom cholesterolu nie wyklucza choroby. Nietrudno spotkać osoby, które od lat mając podwyższony poziom cholesterolu jednocześnie mają zdrowe serca. Są to jednak ludzie, którzy nie palą, racjonalnie się odżywiają i zażywają dużo ruchu.

Czynniki ryzyka chorób serca

Dotąd zidentyfikowano około 260 rozmaitych czynników ryzyka chorób serca i układu krążenia. Wysoki poziom cholesterolu w krwi zajmuje wśród nich znaczące miejsce, ale jego złowrogie oblicze objawia się dopiero w połączeniu z innymi zagrożeniami. Jeśli człowiek z wysokim poziomem cholesterolu prowadzi siedzący tryb życia, unika ruchu, pali papierosy, jest otyły, żyje w stresie, nie uprawia ćwiczeń fizycznych jego podatność na zawał wzrasta znacznie bardziej niż wynikałoby to z sumy poszczególnych zagrożeń. Zrozumieć te współzależności pomagają wyniki badań przeprowadzonych w ramach programu badawczego jednocześnie w Jugosławii, USA, Grecji, Włoszech, Holandii, Finlandii i Japonii.

Samodzielne przeciwdziałanie chorobie

W Japonii choroby serca należą do wyjątków, mimo iż nadciśnienie występuje tam powszechnie, a palenie jest tam prawdziwą plagą społeczną. Japończyków przed miażdżycą i chorobami serca chroni niski poziom cholesterolu. Zawdzięczają go tradycyjnemu odżywianiu obfitującemu w warzywa i zdrowy ryż. Tłuszcze zwierzęce spożywając z wielkim umiarem. Dopiero niedawno udowodniono, że niskotłuszczowe i niskocholesterolowe diety bez soli, bogate w antyoksydacyjne witaminy: prowitaminę A czyli betakaroten, witaminy C i E nie tylko powstrzymują rozwój miażdżycy, ale powodują jej regres. Co prawda samą tylko dietą można obniżyć poziom cholesterolu najwyżej o 15 %, powiedzmy z 280 do 240 mg%, jednak ryzyko śmierci z powodu zawałów serca spada wówczas dwukrotnie. Mamy wielkie możliwości samodzielnego przeciwdziałania chorobie.

Rzesza umierających na serce rośnie

W Polsce systematycznie rośnie rzesza umierających na serce. Zawały coraz częściej dopadają młodych, a także kobiety, mimo, iż w naturalny sposób powinny je chronić żeńskie hormony.

Przejściowy spadek zachorowań wystąpił tylko w latach 1979-1983, w wyniku wprowadzenia kartek żywnościowych.

Jeśli kogoś dziwi fakt, że wyraźne skutki zdrowotne pojawiły się po tak krótkim okresie przymusowej diety niskotłuszczowej, wyjaśniam ten mechanizm. Miażdżycowe blaszki przypominają kształtem nadmuchane poduszeczki. Wewnątrz sztywnej osłonki znajduje się cholesterol. Kiedy cholesterolu przybywa, poduszeczki puchną, osłonki pękają i cholesterol wylewa się do krwi, ułatwiając powstawanie zakrzepów, a zakrzepy jak wiadomo prowadzą do zawałów serca. Dlatego nawet niewielki spadek poziomu cholesterolu w krwi jest pożądany, gdyż wyraźnie zmniejsza śmiertelne zagrożenie.

Tak więc choroby serca nie są zrządzeniem losu lecz sami je sobie fundujemy.

Z jajami w tle [99]

Zbliżają się święta, podczas których w minionych latach każda buźka była uśmiechnięta. W tym roku powodów do śmiechu niema i w nadchodzące święta też nie będzie.

Jak co rok pojawią się artykuły ukazujące jajko jako symbol rodzącego się życia. Wypadałoby jednakże dodać, że jajko odgrywało także ważną rolę w prastarych obrzędach związanych z kultem zmarłych, na które kościół nałożył „swoje” święta „chrześcijańskie” i jeszcze w XII wielu kategorycznie zabraniał w okresie wielkanocnym konsumpcji tego dzisiejszego symbolu świąt wielkanocnych. Kościelny zakaz cofnięto, jednakże pod warunkiem odmówienia specjalnej modlitwy przed spożyciem jajka. Czy dzisiejsi „chrześcijańscy” zjadacze jaj znają te fakty, a przynajmniej pamiętają o wymogu specjalnej modlitwy poprzedzającej spożycie jajka?

W Europie jajka zaczęto jadać dopiero w V w. p.n.e. – wcześniej hodowano drób, lecz jaj nie jadano. Dziś, oprócz kurzych, konsumuje się także jaja kacze, gęsie, strusie, indycze, perlicze, przepiórcze, jak również ikrę – jaja ryb i gadów, a szczególnym uznaniem koneserów cieszą się jaja mew – o lekko rybim smaku, i jaja żółwie – cenione za oleisty aromat.

Doskonałe walory odżywcze i dietetyczne mają jajka przepiórce, charakteryzujące się najwyższą, niespotykaną w innych produktach zawartością przyswajalnego fosforu. Cenione w tradycyjnej medycynie chińskiej, zalecane także wyczerpanym długotrwałą chorobą lub porodem.
Za największy przysmak świata uchodzą jaja rybie, czyli kawior, który jadano już w starożytności, jednak wówczas był pożywieniem ubogich rybaków, a symbolem luksusu stał się dopiero w XIX wieku. Kawior to niemal samo białko, zawiera dużo witaminy A i D oraz acetylocholinę, zwiększającą odporność na działanie alkoholu.

Jajka – nie tylko kurze – zawierają przede wszystkim doskonale przyswajalne białko i żelazo, tłuszcz, sporo soli mineralnych i prawie wszystkie witaminy (oprócz C), a ze strachu przed cholesterolem najwyższy czas wreszcie wyrosnąć, bo wiadomo już ponad wszelką wątpliwość, że zawarty w jajkach cholesterol jest dla nas korzystny – obniża poziom naszego niekorzystnego, polepszając stosunek „złego” do „dobrego”. Tak więc jadajmy jajka przyrządzane na różne sposoby.

Najzdrowsze są gotowane na miękko ze ściętym białkiem i półpłynnym żółtkiem. Surowe są mniej wskazane, gdyż zawarte w nich tzw. „głodne białko” blokuje przyswajanie koniecznej do prawidłowej przemiany materii biotyny. Korzystniejsze od całych jaj jest spożywanie samych żółtek, a dla ułatwienia ich przyswajania polecam dodać ciut dobrego owocowego octu i ciut dobrego oleju bądź oliwy.

Ile jajek kurzych możemy zjadać dziennie? Całych dwa, gdyż białko jest gorzej przyswajalne, ale samych żółtek możemy zjadać bez ograniczeń.

Najstarsze jajka malowane liczą sobie ponad 5 tysięcy lat, a sztukę zdobienia jajek znali Egipcjanie, Persowie, Chińczycy, Fenicjanie, Grecy, Rzymianie… Najstarszą polską pisankę, datowaną na X wiek, znaleziono na Śląsku Opolskim.

Z jajkiem wiąże się mnóstwo przesądów: miało zapewniać zdrowie, odczyniać uroki, chronić przed pożarem, zapewniać urodzaj, szczęście, pomyślność…
Polskie kury znoszą ok. 9 miliardów jaj rocznie, a statystyczny Polak pod różnymi postaciami zjada ich ok. 180 (tak napisałem kilkanaście lat temu, aktualnych statystyk nie sprawdzałem).

Zgodnie z przepisami Unii Europejskiej każde jajko musi być opieczętowane pieczęcią z numerem statystycznym gospodarstwa, z którego pochodzi. Oficjalnie ze względu na możliwość zakażenia salmonellą, ale nietrudno zauważyć, że w celu sterowania rynkiem żywności. Nie podlegają pieczętowaniu jajka przepiórcze, w których salmonella się nie zdarza. W obawie o możliwość zakażenia salmonellą w restauracjach do tatara z jajkiem kurzym obowiązkowo podawany jest alkohol. Tatar z jajkiem przepiórczym jest wolny od tego nakazu, więc cenią go miłośnicy tatara za kierowcą. Ponadto jajko przepiórcze, choć znacznie mniejsze od kurzego, ma znacznie więcej wartości odżywczych.

Ponieważ wspomniałem o cholesterolu, aby uniknąć nudnych pytań wstawiam tu także mój artykuł „Wróg czy przyjaciel? Dość dyktatury cholesterolu!” opublikowany w Ekspresie Ilustrowanym 22 lata temu.