Jestem przerażony
W opublikowanym na tej stronie artykule zatytułowanym: „Gdzie kupować orkisz?” napisałem, że handlujący pszenicą orkiszową nie badają parametrów dla zdrowia najistotniejszych, czyli: zawartości enzymów, czasu opadania, ilości popiołu… Jesteśmy jedynymi, którzy każdą partię poddają takim badaniom. Powinienem być z tego dumny, jednakże jestem tym p-r-z-e-r-a-ż-o-n-y.
Mówicie, że coraz więcej osób jest przebudzonych, świadomych… Wybieracie produkty ze znaczkiem zielonego listka, napisem „eko”… Jednakże od handlujących zbożowymi płatkami, kaszami, mąkami nie żądacie badań laboratoryjnych, ani na zawartość enzymów trawiennych, ani na zawartość trucizn, którymi rośliny były wielokrotnie spryskiwane. A szkoda, bo wówczas zrozumielibyście czym handlują i co warte są znaczki i literki na opakowaniach.
Dlaczego nie badają?
Dlaczego handlowcy nie podają parametrów tego, czym handlują? Bo tego nie badają? A dlaczego nie badają? Bo badania pokazują skład, więc pokazałyby, że nazywane „orkiszowymi” kasze, mąki, itp. nie są z orkiszu, lecz z wielokrotnie modyfikowanych nowoczesnych pszenic. Te pszeniczne hybrydy mogą zawierać fragmenty genomu orkiszu, jednakże ich właściwości są zupełnie różne od właściwości pradawnego orkiszu. To głównie dlatego cwani producenci kłamią, że orkisz, płaskurka, samopsza są odmianami pszenicy, a handlowcy te kłamstwa powtarzają.
Nie są pszenicą!
Orkisz i płaskurka nie są odmianami pszenicy, lecz jej prekursorami! Orkisz jest prekursorem pszenicy miękkiej (zwyczajnej). Płaskurka jest prekursorem pszenicy twardej (durum). Samopsza natomiast ma enzymy bardziej zbliżone do żyta niż pszenicy.
Co więc je łączy? Orkisz, płaskurka, samopsza i pszenica są trawami.
Pszenice orkiszowe
Współczesne pszenice orkiszowe to hybrydy, podobnie jak pszenżyto jest hybrydą powstałą ze skrzyżowania pszenicy z żytem. Ogólnie dostępne mąki, kasze, płatki powszechnie nazywane „orkiszowymi”, zazwyczaj produkowane są z pszenicznych hybryd. Nie służą one zdrowiu, lecz je o-d-b-i-e-r-a-j-ą!
Wydajność ponad zdrowiem
Wysoka wydajność nowoczesnych zbóż okupiona jest podatnością na choroby i szkodniki, więc nowoczesne zboża są wielokrotnie opryskiwane, wręcz zlewane trującą chemią.
Pradawnego orkiszu nie atakują żadne choroby ani żadne szkodniki, więc jego uprawa żadnych oprysków nie wymaga. I nie jest to kwestia ekologii, lecz rozumu, rozsądku, a nawet ekonomii.
Więcej argumentów
Więcej o orkiszu, orkiszowych pszenicach, a także porównanie zbóż dawnych ze współczesnymi przedstawiam w książce: „Brzuch ma rozum”. Jest tam więcej argumentów świadczących, iż pradawny orkisz i współczesne pszenice to zupełnie różne rośliny. Różnią się nie tylko wyglądem, wymogami, wydajnością… Najważniejszą z różnic są ich różne właściwości.
Nowoczesne zboża, a tym bardziej ich hybrydy trują, podczas gdy pradawny orkisz uzdrawiał.
Jak sobie pościelesz
Przysłowia mądrością narodu. Jedno z nich przypomina: jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Mądrość z tego taka, że posłania możemy zmieniać. Ale też zmieniać możemy n-a-w-y-k-i.
Zmienicie nawyki to wyzdrowiejecie. Ani żaden lekarz Wam w tym nie pomoże, ani ja Waszym lekarzem nie dam się uczynić.
Kto poczuł się zawiedziony za chwilę zrozumie, że to najlepsza wiadomość, jaką kiedykolwiek usłyszał (przeczytał). Z wielu powodów. Tu rozwinę tylko niektóre.
Błędne przekonania
Powszechnie, acz niesłusznie panuje przekonanie, jakoby różne choroby i różne dolegliwości powodowane były różnymi przyczynami. Tego typu przekonania służą usprawiedliwianiu niemocy. Charakterystyczne są dla osób, które niejako potrzebują chorować (syndrom ofiary).
Widoczne przyczyny są wtórnymi, natomiast pierwotną przyczyną większości chorób jest niekorzystanie z własnej i-n-t-e-l-i-g-e-n-c-j-i. Innymi słowy nasze zdrowie kształtowane jest n-a-s-z-y-m-i wyborami – c-o-d-z-i-e-n-n-y-m-i.
Nasze wybory codzienne
Na ile te wybory są uświadomione, a na ile nieuświadomione jest mniej ważne. Istotą, którą tu podkreślam jest fakt, iż te wybory są nasze, czyli każdy ich dokonuje. I do tego codziennie.
Skoro wybieramy, to powinniśmy przyglądać się skutkom swoich wyborów i… wybierać rozumnie.
Łatwo się domyśleć, że czym rozsądniejsze wybory tym zdrowsze funkcjonowanie.
Gwałcenie Natury
Od rana do południa pracujemy najwydajniej, gdyż wtedy aktywność fizyczna i psychiczna naszego organizmu wzrasta. Natomiast od popołudnia do nocy nasza aktywność maleje, bowiem wtedy w naturalny sposób nasz organizm zmierza do wypoczynku (snu).
Zarówno praca (aktywność) jak i wypoczynek (sen) w rytmie sił Natury są najefektywniejsze.
Jeśli późnym wieczorem, lekceważąc sygnały organizmu, że potrzebuje odpoczynku i pora iść spać, zasiadasz przed ekranem telewizora lub komputera emocje podnoszą poziom adrenaliny i ochota na sen odchodzi. Pobudzany organizm ma trudności z zaśnięciem, a gdy uda się zasnąć sen jest płytki więc niewystarczająco regenerujący. Jedna zarwana noc czyni więcej szkód niż miesiąc śmieciowego jedzenia!
O wpływie niebieskiego koloru poświaty ekranów napiszę w innym artykule, ponieważ wymaga to więcej czasu i zaangażowania.
Umiejętność wsłuchiwania się w sygnały własnego ciała
Nieustannie wybieramy między przyjemnością a harmonią, intuicją a spekulacjami umysłu, sygnałami ciała a bodźcami ze świata zewnętrznego.
Gdy późnym wieczorem ciało potrzebujące odpoczynku daje sygnały, by iść spać, a umysł pragnąc wrażeń podpowiada, by włączyć telewizor stajemy przed wyborem. Możemy słuchać ciała i pozwalać mu budować zdrowie, ale także możemy słuchać umysłu i pchać się w choroby. Podświadomie czujemy co dla nas zdrowsze, więc możemy okiełznać umysł i przytomnie dokonywać wyborów. Długie życie w pełni zdrowia, zdrowienie, dobrostan, albo przewlekłe chorowanie zależą od naszych codziennych wyborów.
Umysł może oszukiwać, ciało nigdy nie kłamie
W zalewie informacji większość społeczeństwa czuje się zdezorientowana, zagubiona, staje się bezradna, zatraca zdolność rozpoznawania potrzeb organizmu i wsłuchiwania się w sygnały wysyłane przez własne ciało. Tak tracimy wewnętrzną moc, własną mądrość, zdolność oceny sytuacji, wiarę we własne możliwości…
Świat zewnętrzny zawsze mamił ułudami. Jednakże zawsze mogliśmy uwagę kierować do wewnątrz i wsłuchiwać się w ciało. Ono jest najlepszym ekspertem. Nie tylko od odżywiania. Także w wielu innych kwestiach. Umysł może oszukiwać. Ciało nie kłamie.
Fałszywi eksperci
Nasze babki i prababki gardło, kaszel, migdałki leczyły gorącym mlekiem z masłem i miodem. Dolegliwości oskrzelowe i płucne – smalcem, sadłem. Dolegliwości stawowe – gęsim tłuszczem, miksturą z tłuszczu gęsiego i oleju rycynowego. Tłustym rosołem stawiały na nogi po ciężkich chorobach…
Współcześni „eksperci” mówią, że masło szkodzi, że tłuszcz naturalny niezdrowy. Polecają margaryny itp. przemysłowe sztucznie utwardzone tłuszcze roślinne, przemysłowe jogurty beztłuszczowe, przemysłowe „dietetyczne” odchudzacze typu „light”, przeróżne przemysłowe paskudztwa bez tłuszczu i o obniżonej zawartości tłuszczu. Łatwo zauważyć, że zwolennicy tych zaleceń tyją, a czym bardziej tyją, tym więcej pochłaniają jogurtów light i tym podobnych odchudzaczy i jeszcze bardziej tyją.
Tłuszcz jest nie tylko lekiem, jest także nośnikiem smaku, więc jogurt bez tłuszczu byłby niezjadliwy. Wiedzą to producenci, więc dodają syntetyczne polepszacze by oszukiwać nasze kubeczki smakowe i rujnować nasze organizmy.
Tabletki, drażetki, kapsułki…
Współcześni „eksperci” podsuwają nam czosnek w tabletkach, buraki, kapustę w kapsułkach… Produkują nawet trawy w kapsułkach. Jednakże w produktach przemysłowych nie ma żywotnych informacji i życiodajnych energii, jakie mają świeża naturalna żywność i zioła. Przemysłowe paskudztwa są energetycznie martwe.
Czym różni się żywy człowiek od martwego? Obaj mają narządy, tkanki, płyny ustrojowe… W martwym nie ma tych niedocenianych życiodajnych energii.
Wiedza to nie inteligencja
Wiedza nie jest zbiorem wiadomości. Zbiór wiadomości, choćby nie wiem jak cennych nie jest wiedzą. Wiedza jest zbiorem d-o-ś-w-i-a-d-c-z-e-ń. Wiadomości bez doświadczenia (wiedzy) – są bezużyteczne i zazwyczaj sprowadzają na manowce.
Wielu chełpi się pseudonaukową wiedzą akademicką (czyli zbiorem wiadomości bez doświadczenia) na temat pomidorów, buraków, chrzanu… Tworzy tabele zawartości witamin, soli mineralnych, błonnika, składników o dziwacznych, naukowo brzmiących nazwach… Co z tego, jeśli warzyw, owoców, ziół nie umie wykorzystywać kulinarnie i leczniczo.
Kupując przemysłowe przetwory, kierując się zwodniczymi napisami i obrazkami na etykietach sami podcinamy gałąź, na której bytujemy i wzmacniamy okupantów, którzy produkują i podsuwają nam trujące „specjały” pełne syntetycznych konserwantów i polepszaczy smaku, wyglądu, trwałości…
Mądrość i doświadczenie naszych babek
Nasze babki i prababki przyrządzały nie tylko lecznicze syropy na kaszel i choroby gardła. Leczniczymi miksturami radziły sobie z wieloma przeróżnymi chorobami. Bez tabel kalorii, bez nazw substancji odżywczych i antyodżywczych tak przyrządzały szpinak by nie szkodził nerkom i wątrobie. Umiały wykorzystywać zioła i znały wiele domowych środków zaradczych: by ból głowy zażegnać, by gorączka sama spadła, by żołądek dobrze trawił… Wiedziały, że trzeba chronić nerki i jajniki przed wychładzaniem. Wiedziały jak oczyścić zatrutą krew. Znały zależności organizmu i domowe sposoby na przeróżne choroby. Kto dziś wie i rozumie, że trzeba wzmacniać wątrobę gdy wzrok się pogarsza? Nasze babki i prababki wiedziały to wszystko bez poradników, bez internety (sieć to rodzaj żeński). Umiały mądrze dbać o zdrowie rodziny. Nawet w czasach biedy i wojny cudem zdobywały trochę masła, smalcu, słoniny…
Stracone pokolenie
Obecne pokolenie pod wpływem zalewu informacji i wątpliwych dóbr sięga po produkty odtłuszczone. Tak im w głowach namącili ci, którzy pragną leczyć, sprzedawać leki, suplementy, odżywki…
Bez dobrego tłuszczu organizm nie przyswaja wielu witamin w tym A, D, E, K (naprawdę to nie są witaminy lecz enzymy). Pełnowartościowy tłuszcz jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania wątroby, serca, skóry, układów: odpornościowego, nerwowego, krążenia…
Czy ta wiedza została utracona? Czy na nowo potrzebujemy się tego wszystkiego uczyć? Tak cudownie jesteśmy skonstruowani, że wszystko jest zapisane w pamięci naszych komórek. Dlatego mędrcy różnych kultur polecają by szukać w sobie, by uwagę kierować do wewnątrz.
Wiara czy Wiedza – zdecyduj sam/a
Tak wiele lat naszą uwagę kierowano na zewnątrz, aż zatraciliśmy pewność siebie i swojej Wewnętrznej Mocy. Zostaliśmy niewolnikami wiary. Wiara jest przeciwieństwem Wiedzy, jest oczekiwaniem. Tak więc wierzymy, że duchowni zadbają o nasze zbawienie, medycy zadbają o nasze zdrowie, policja zadba o nasze dobra, politycy zadbają o naszą ojczyznę… Wierzymy, czyli oczekujemy. Oczekujemy więc, że ktoś zadba o nasze zbawienie, ktoś inny zadba o nasze zdrowie, ktoś inny zadba o nasze dobra, ktoś inny zadba o naszą ojczyznę…
Wiara, że ktoś nas wyleczy, wyprodukuje cudowne lekarstwo, da gotową receptę, ustali dobrą normę, korzystny przepis, zbawczą procedurę… jest złudna! Wiedzy nie szukajmy u naukowców lecz w sobie. Skąd oni mieliby lepiej ode mnie wiedzieć czego potrzebuje mój organizm?
Naukowcy wprowadzają branżowe nazwy, mówią o reakcjach chemicznych i metabolicznych…, jednakże ich akademicka dietetyka jest zgubna, ponieważ indywidualne potrzeby każdego człowieka są różne i zmienne. Zmieniają się ciągle, wraz ze zmianą pory roku, pory dnia, wykonywanych zajęć, temperatury, ciśnienia atmosferycznego, aktualnego stanu zdrowia, stanu emocjonalnego…
W każdej minucie w organizmie zachodzą niezliczone ilości reakcji pod wpływem ogromnej ilości czynników wewnętrznych i zewnętrznych. Te reakcje i te czynniki przeróżne „służby” usiłują kontrolować i twierdzą, że to w trosce o nasze dobro. Nie potrzebujemy kontrolowania, bowiem nasz organizm jest tak cudownie skonstruowany, że ciągle sam się uzdrawia. Nie potrzeba mu w tym pomagać. Wystarczy nie przeszkadzać. Jeśli ma to, czego potrzebuje, tyle, ile potrzebuje i wtedy, kiedy potrzebuje sam sobie poradzi.
A skąd mamy wiedzieć czego, ile i kiedy potrzebuje? Wystarczy wsłuchiwać się co do nas mówi. Żadne nazwy, tabele, normy nie mogą nam pomóc. Dlaczego? Bo każdy z nas ma jedyne w swoim rodzaju indywidualne cechy. Różnie reagujemy na żywność, stres, wysiłek fizyczny, leki, terapie… To co dla mnie może być lekarstwem dla ciebie może być zbędnym balastem, a nawet trucizną.
Zamiast dopasowywać się do własnych indywidualnych uwarunkowań próbujesz wciskać się w cudze szablony i ciągle ponosisz klęski. Szukasz więc lepszych leków i lepszych lekarzy i ponosisz kolejne klęski, gdyż większość z funkcjonujących „prawd” to iluzje, teorie, koncepcje, które w praktyce okazują się czym innym niż oczekiwaliśmy. Powstają więc nowe, obalające poprzednie, podczas gdy prawda wieczna jest niezmienna. Szukaj jej w sobie.
Hipokrytka
W komentarzu do jednego z moich artykułów D. (imię) pochwaliła się (zwroty grzecznościowe i podpisy w całej korespondencji pomijam, by nie utrudniać czytelności):
Orkisz prawdziwy kupuję w L. (miasto) sklep (nazwa). Pani dr. A.W. (nazwisko z błędem) jest autorytetem w tej dziedzinie.
A moje pytanie dotyczy: Jak uporać się ze stresem i nerwicą. Następstwem jest SIBo, nietolerancja laktozy, ibs, zapalenie żołądka.., biegunki. Proszę o poradę.
Wkrótce po pierwszym komentarzu nadesłała kolejny z adresem, telefonami, e-mailem firmy „doktorki” autorytetki i poprawnym jej nazwiskiem, oraz… etykietką „rzetelna firma”. Jak zareagować na tę hipokryzję i podwójną moralność? U „pani doktor” kupuje produkty, po których choruje. Jednocześnie „pani doktor” jest dla niej autorytetem. Natomiast ode mnie potrzebuje wiedzy do leczenia chorób wywoływanych produktami „pani doktor”.
Odpowiedziałem tak:
Połowa Waszych problemów ustąpi samoistnie wraz z zaprzestaniem jadania tego, o czym Pani pisze. Druga połowa ustąpi samoistnie, gdy zaczniecie stosować polecane przeze mnie kąpiele krzemionkowe.
Przekonacie się w miesiąc, ale proponuję przedłużyć próbę na dwa miesiące. Potem sami zdecydujecie czy wrócić do nawyków, chorób, cierpień, czy zostać na nowej drodze bez nerwic, SIBo, nietolerancji (różnych, nie tylko laktozy), ibs, zapaleń przeróżnych (nie tylko żołądka), biegunek…
Ponadto polecam regenerację kręgosłupa, bo trudno o zdrowe ciało na pokiereszowanym rusztowaniu.
Kilka minut po swoim komentarzu, nie czekając na moją odpowiedź D. (imię) wysłała, tym razem na mój e-mail:
Każda książka to bezcenny dar wiedzy. Nie wiem od której zacząć. Interesuje mnie książka, w której znajdę porady dotyczące chorób jelit, układu pokarmowego i nerwowego.
Po chwili wysłała kolejny e-mail:
Chciałam jeszcze dodać, że ja i córka chorujemy. Mam problemy ze stawami, bóle kolan, migreny, wszystkiego po trochu. Zaczynam od modlitwy, ale Pana wiedza jest mi potrzebna.
Długo się zastanawiałem jak zareagować na kontynuację hipokryzji i podwójnej moralności. U „pani doktor” kupuje produkty, po których choruje. Jednocześnie „pani doktor” jest dla niej autorytetem. Natomiast ode mnie potrzebuje wiedzy do leczenia chorób wywoływanych produktami „pani doktor”. W końcu na pierwszy e-mail odpisałem:
Nie znam książek o chorobach i nie zajmuję się chorobami, ani leczeniem. Moje książki dotyczą zdrowia, a nie chorób. Gdybyście uważnie i ze zrozumieniem czytali moje artykuły i słuchali moich wypowiedzi to byście wiedzieli, że:
– leczenie to pułapka dla naiwnych, a moje działania są przeciwieństwem leczenia;
– ja promuję życie w zdrowiu, bez leków, bez lekarzy, w harmonii z Naturą;
– Ambasada Zdrowia, którą dla Was powołałem krzewi rzetelną wiedzę prozdrowotną;
– o Waszą odporność i Wasze systemy immunologiczne, nerwowe, trawienne… macie dbać sami.
Ja mogę ponaprawiać Wam kręgosłupy (jeśli już do tego dojrzeliście).
Żadna książka nie naprawi Waszych jelit. Jednakże gdy zaprzestaniecie zagrzybiać Wasze organizmy to one same się ponaprawiają.
Chciałbym Was zaprosić do mojego centrum zdrowienia, ale dopóki tkwicie w niewoli fanatycznej wiary w dr. A.W. (nazwisko doktorki autorytetki) to nawet wspólnego języka trudno byłoby znaleźć.
Ale wyzdrowieć możecie i to niemal natychmiast. Jak? Odpowiedziałem na Pani komentarz na mojej stronie, proszę tam zajrzeć, ale tym razem proszę czytać ze zrozumieniem.
Na drugi e-mail odpisałem:
Jedna z przyczyn Waszych chorób tkwi w kręgosłupie, druga w jelitach.
Problemy ze stawami i bóle kolan ustąpią samoistnie wraz z odstawieniem orkiszu od dr. A.W. (nazwisko doktorki autorytetki)!
Migreny zazwyczaj pochodzą od kręgosłupa, więc zapraszam, ale dopiero po odstawieniu tego, czym tak bardzo się Pani zachwyca i nazywa to „prawdziwym”.
Na podany adres doktorki autorytetki napisałem:
Zwracam się z uprzejmym zapytaniem z jakiej odmiany orkiszu jest Wasza mąka i jaką ilość zawiera enzymów. Jeśli nie robiliście takich badań to wystarczy mi czas opadania. Pytam dlatego, gdyż szukam produktów o właściwościach leczniczych i uzdrawiających.
Doktorka autorytetka nie odpowiedziała, czym nie jestem zawiedziony, bo odpowiedź znam i może kiedyś napiszę też o tym. Ważniejsze jest to, dlaczego D. (imię) nie zapytała doktorki autorytetki? No i dlaczego nie napisała, że odstawiła „prawdziwy orkisz” od doktorki autorytetki i jakie to przyniosło efekty?
Obraziła się na słowa prawdy i zastosowała metodę dziecka, które na złość mamie przemraża uszy. Tak właśnie zabija podwójna moralność, hipokryzja, fanatyzm!