Ty też możesz wyzdrowieć! [128]

kwiecień 2022 r.

Witam serdecznie Pana Władysława oraz życzliwe nam osoby,

Świadomość ewoluuje
z miesiąca na miesiąc

Jestem 40-letnią mieszkanką województwa wielkopolskiego. Wychowywałam się z rodzeństwem u rodziców i babci na wsi w otoczeniu pól, lasów, łąk, w kontakcie ze zwierzętami. Z uśmiechem wspominam wspólne wyprawy na grzyby, jagody, do prac polowych, bieganie boso po kałużach. Te wspomnienia… marchew z pola, ziemniaki pieczone w ognisku po skończonej pracy, zsiadłe mleko, swojskie sery, pieczony chleb przez babcię, masło, które robiła… Mieliśmy czas dla siebie na spacery, na rozmowy, na gry planszowe. Żyliśmy skromnie i nie chorowaliśmy.

Życie z czasem doświadcza każdego z nas. Mnie przypadł w udziale burzliwy rozwód, kilka rozstań, poronienie, kilkukrotne utraty lub porzucenia pracy z wycieńczenia (korporacje), a także od lat towarzyszyły mi przeróżne niedomagania organizmu. Dzięki swojej pracowitości i nadgodzinom osiągałam zyski i miałam za co spłacać kredyt, ale nawet nie zauważałam jak z czasem zaczęłam tracić najważniejszą wartość życia – swoje dobre samopoczucie i zdrowie fizyczne i psychiczne. Dopiero wtedy (po wielu latach) przyszedł moment przebudzenia się z matni, w której wegetowałam, bo życiem bym tego nie nazwała.

Zapytałam siebie: dokąd tak naprawdę zmierzam i dlaczego ciągle słabnę i zaczynam mieć niedowład dwóch palców lewej ręki, niedowład nóg, guzki wyczuwalne na głowie, węzłach chłonnych, w piersi. Z każdym rokiem „coś dochodziło”, a ja udawałam na zewnątrz jak jestem silna. Trudno było prowadzić auto, bo gubiłam się na drogach. Po latach „zanikła” tarczyca i miałam „problemy” z sercem, a organizm reagował wymiotami i kłuciem w głowie. Powiedziałam sobie DOŚĆ na taki styl życia, na takie narzucone mi terapie „lekami” od lat, ciągłe rozczarowania i żerowanie na mnie tych, którzy wiedzieli, że mi nie pomogą (a utrzymywałam ich przez lata poprzez wizyty prywatne „kontrolne”). Powiedziałam sobie natychmiastowe DOŚĆ na bezsensowność drogi, którą kroczyłam od lat. Przepłakałam kilkanaście dni i nocy i gdy już nie miałam sił nawet wegetować dosłownie zwaliło mnie z nóg i zaczęły się refleksje. Dzięki tym doświadczeniom doceniam teraz każdego dnia to, że umiem wstać z łóżka o własnych siłach, potrafię chodzić, z rąk nie wypada długopis, a w lustrzanym odbiciu jest dobry człowiek, który jeśli naprawdę zechce może bardzo wiele dla siebie zrobić.

Potrzebowałam właśnie takiego „dna”, bo to dopiero od wtedy zaczęłam się poważnie zajmować sobą i swoją świadomością oraz otoczeniem. Następnie przerabiałam poczucie winy za to, jak mnie skrzywdzono i wreszcie wybaczyłam sobie te wszystkie zaniedbania przez lata i pokochałam siebie naprawdę.

Niezwykle istotnym elementem mojej wciąż poszerzanej świadomości i powrotu do zdrowia było i jest odcięcie się od osób, które na mnie żerowały, manipulowały moim zachowaniem i zdrowiem czy narzucały w bezczelny sposób „swoje racje”. Byli, bo coś ode mnie chcieli. Gdy ja ich potrzebowałam nie mieli czasu albo znajdowali wymówki. Odcięłam się od tego typu osób, choć i to nie było łatwe na początku. Z czasem zaczęłam spotykać właściwe osoby, z którymi można porozmawiać na wszelkie tematy bez agresji czy bezczelności. Są jeszcze serdeczni ludzie i tylko takim poświęcam swój czas prywatny.

Uczestniczyłam w wielu bezpłatnych spotkaniach zdrowotnych gdzie jednym z prelegentów był właśnie pan Kostkowski. Pamiętam jak siedziałam na kocu na trawie (nie potrafiłam wtedy ustać na własnych nogach bo nie miałam sił po prostu) i miałam przy sobie notes – od tego Pana spisałam najwięcej wiedzy, którą dzielił się tak po prostu z przyjemnością i oddaniem. Na drugi dzień zaczęłam zgłębiać Jego stronę i wykłady dostępne na youtube. Zaprowadziłam taki swój zeszyt na wypadek gdyby usunięto wszystko z internetu. Stopniowo, ale regularnie zaczęłam wprowadzać DARMOWE wskazówki tego Pana i Jego śp. kolegi do swojego codziennego życia bo cóż mi innego wówczas pozostało.

Aktualnie z wdzięczności dla Pana Władysława zdecydowałam się napisać możliwie jak najkrócej swoją przemianę z człowieka przewlekle chorego do osoby zdrowej.

Pan Władysław z zaangażowaniem opowiadał o pokrzywie – ja ją traktowałam wtedy jako uciążliwy chwast. Dzień po wykładzie zrobiłam sobie napar z pokrzywy kupionej (nie zbierałam wówczas sama niczego). Prócz temperatury 38 stopni i ogólnego osłabienia nie zadziało się nic więcej. Podczas wypicia naparu z pokrzywy świeżej zbieranej własnoręcznie miałam gorąco w szczęce, stany potliwości pod pachami – intensywny śmierdzący pot, przy trzonowych zębach (miałam je kanałowo „przeleczone”) zrobiły się obrzęki i temperatura wzrosła do prawie 40 stopni. Poza tym śmierdziało mi z ust mimo dbałości o higienę (nie niwelowało go nawet żucie goździków czy napary z tymianku czy kopru włoskiego) a w głowie miałam kłucie i pojawiły się wymioty.

Po kąpieli w macerowanej w deszczówce, zbieranej własnoręcznie pokrzywie zrobiły mi się szramy na plecach (jakby mnie królik podrapał) oraz kilkanaście ropni przy kręgosłupie a także silne swędzenie dziąseł i czerwienienie się kilku pieprzyków na ciele. Nie przeraziły mnie te objawy. Moje życie od lat było pasmem różnych dolegliwości, które nasilały się z każdym rokiem i były tłumione kupionymi specyfikami. Tym razem zauważyłam, że „coś” się dzieje i „coś” zostaje wyrzucane przez skórę i wymioty. Ucieszyło mnie to i zaczęłam zgłębiać tematykę wskazówek zdrowotnych jeszcze bardziej. Postanowiłam kontynuować kąpiele krzemionkowe, bo działały na sporą powierzchnię ciała. W dalszym ciągu reagowała szczęka, lewe oko (zaniki wzroku) obręb szyi i głowa.

W książce dr Huldy Clark wyczytałam istotne zdanie, że należy pozbyć się kanałowych zębów i tych, które wymagają kanałowego leczenia. Bez wahania zdecydowałam się na ten krok w prywatnym gabinecie, choć po raz kolejny próbowano mi wmówić, że to „niewłaściwe”. Szłam za głosem serca i organizmu stanowczo i konsekwentnie tak jak sobie obiecałam. Przy każdym usuwaniu miałam torbiele, cysty bądź kieszonki dziąsłowe czy zmiany zapalne w obrębie korzeni. Nie chciałam niczego ponownie ratować. Łącznie żądałam usunięcia 13 sztuk zębów w stanie zapalnym. Po pierwszych zabiegach miałam szycie po ekstrakcji i spałam po kilkanaście godzin oraz mocz aż parował, gdy puszczało znieczulenie. Z oczu płynęły naprawdę „gorące łzy” jak w piosence. Ogólny mój stan był na tyle poważny, że nie zawsze działało znieczulenie, ale ja absolutnie odmawiałam sugerowany antybiotyk i kazałam usuwać. Człowiek jest niesamowicie silny i potrafi naprawdę sporo przetrwać, jeśli się uczciwie zmotywuje. Pomimo sporej utraty krwi ustępowały stopniowo ropienie, wypryski na twarzy, wchłaniały się guzki, głowa bolała już sporadycznie i przestałam mieć kilkudniowe zaparcia. Odliczałam godziny do kolejnych ekstrakcji, bo po każdej miałam się lepiej.

POKRZYWA według mojego mniemania pokazała mi gdzie jest przyczyna moich wieloletnich problemów zdrowotnych. Przy martwych zębach nie było ukrwienia i unerwienia w szczęce a tym bardziej żadnego odżywiania zęba – (w moim przypadku kilku zębów obok siebie) a przez nagryzanie pokarmów, mówienie, nocą przy zagryzaniu bakterie beztlenowe przedostawały się do okolic węzłów chłonnych i mózgu dając mi szereg dolegliwości. Ból był tak silny że nie miałam ochoty budzić się kolejnego dnia by znów tego doświadczać. Tego cierpienia nie da się w żaden sposób opisać a „pracowałam” na nie latami nie zwracając uwagi na wcześniejsze symptomy organizmu świadczące o braku równowagi. Pozwalałam na tłumienie ich ale nie skupiałam się na przyczynach.

Serdeczni ludzie, którzy macie czasem dość swych cierpień jak ja miałam najważniejsze to słuchać własnego organizmu i zaufać osobom, które mają własne doświadczenia i dzielą się swoją wiedzą bezpłatnie. Pamiętam, że na drodze do zdrowia pielęgnowałam motywację wewnętrzną: robię to dla siebie, jestem silniejsza niż przed kilkoma tygodniami, obudzę się mniej zmęczona, przestaną mi wypadać włosy, nie będę mieć nadwagi… Warto mieć taki notatnik postępów – w chwilach słabości – otwieramy go i motywuje nas niesamowicie.

Jak wspomniałam pokrzywa wskazała mi na stany niedotlenienia i zapalenia. Usunęłam w przeciągu kilku miesięcy przyczynę a pokrzywę traktuję, jako roślinkę leczniczą i ma miejsce w ogródku. Poza tym sporo skrzypu i stokrotek zdobi okolicę naszego domu i z przyjemnością i szacunkiem z nich korzystam chodząc na boso czy po piachu czy po trawie. Wzrok w lewym oku poprawił mi się na tyle, że nie potrzebuję nosić okularów. Kolejny powód do radości, który doceniam każdego dnia.

Pijąc pokrzywę czy inne napary mieszane z liści czy kwiatów zebranych własnoręcznie już teraz po usunięciu tych wszystkich martwych zębów nie mam już wcześniej opisanych dolegliwości. Odnalazłam radość w zbieraniu roślin, które wcześniej uważałam za chwasty. Zamiast wypijanych wcześniej wielu popularnych kaw piję kawę żołędziową lub z korzenia mniszka czy topinamburu. Tylko taki rodzaj kawy preferuje mój organizm oczywiście bez mleka czy cukru. Dbam o to by właściwie nawadniać swój organizm i zapobiegać uczuciu pragnienia. Zaprzestałam picia soków z sokowirówek, które wcześniej mi zalecali specjaliści na rzecz ciepłych naparów i ciepłej wody.

Zdałam się na zdanie pana Władysława: „Pamiętaj, że kawa, herbata i inne używki uniemożliwiają przyswajanie wielu cennych składników ze spożywanej żywności, a także niszczą te, które są w organizmie, szczególnie witaminy z grupy B.” Między zabiegami na chirurgii szczękowej spożywałam sporo lodów czekoladowych i piłam gotowaną nać marchwi czy pietruszki oraz wodę z miodem czy zsiadłe mleko a po zdjęciu szwów gotowaną cebulę z miodem albo herbatę z liści brzozy, stokrotek, malin – co było dostępne. Niesamowicie mi takie napoje smakowały i dalej je stosuję w zależności od zachcianki organizmu. Na szczękę stosuję okłady z kapusty – nie mam żadnych wyprysków, zaczerwienień, przestały psuć się nieliczne jeszcze zachowane własne zęby w szczęce. Stosuję konsekwentnie codzienne ssanie oleju. Od roku jestem posiadaczką ruchomych protez i odzyskuję dawną siłę, kreatywność i radość życia.

W czasie wolnym zajmuję się małym ogródkiem i krzewami jak borówki amerykańskie, porzeczki, rokitnik, brzoskwinia, aronia… Na więcej nie pozwala mi rozmiar działki, na której jest domek. W czasie zimowym cztery południowe okna wypełniają się doniczkami z zasianymi natkami marchwii, pietruszki. Konieczny jest też szczypiorek, jarmuż czy burak naciowy oraz rzeżucha czy rukola. Nawet w okresie zimowym można mieć swoje „zieleninki”. Wystarczy gleba, nieco słońca i deszczówka. Do ziemi dodatkowo wsypuję skorupki jajek czy podlewam wodą po ugotowaniu jajek albo stosuję kilka kropel jodu (wzbogaca nać w niezbędne minerały).

Odkąd odżywiam się tym, co wzrasta w słońcu czy to na parapecie czy w ogródku to moja waga utrzymuje się od kilku miesięcy na stałym poziomie (50 kg) a ja jem wyłącznie, gdy poczuję głód.

Posiłki przygotowuje najczęściej sama i nie spożywam ich przy oglądaniu telewizji czy laptopie lub podczas rozmowy przez komórkę. Celebruję czas na posiłek i skupiam się na kilkukrotnym przeżuwaniu zanim połknę. Przestałam mieć dolegliwości żołądkowe. Posiadanie protez ruchomych dało mi kolejne doświadczenie jak ważne jest przeżuwanie i mieszanie ze śliną no bo żołądek nie ma zębów;). Staram się go nie obciążać niedbałym jedzeniem.

Czasami na śniadanie zjadam zupę wyłącznie na samych warzywach (moje ulubione to kapuśniak czy ogórkowa)a czasami fasolę z masłem i solą posypane rzeżuchą. Są dni gdy mam zachciankę wyłącznie na zsiadłe mleko z ziemniakami i solą kłodawską. Odkąd przestałam gotować zupę na składnikach odzwierzęcych przestałam się pocić tak „śmierdząco”. Bywa, że na śniadanie spożywam cztery jabłka i kilka gruszek i nie odczuwam głodu do wieczora. Na kolację potrafię zjeść połowę masła o wysokiej zawartości tłuszczu z posiekaną cebulką i szczypiorkiem albo wypić kilka żółtek z kakao. W słoiczku mam przygotowane gomasio według przepisu Pana Kostkowskiego oraz zmielone suszone kurki (grzyby), którymi również posypuję pożywienie. OD OKOŁO DWÓCH LAT NIE BYŁAM ANI RAZU PRZEZIĘBIONA nie wspominając już o dolegliwościach, które trapiły mnie od lat. To najwspanialszy prezent, jaki mogłam sobie podarować – świadomość. Dopiero zrozumienie, że organizm to całość i należy uważać komu się ufa – skutkuje widocznymi pozytywnymi efektami.

Od paru miesięcy stosuję zioła, które sama zbieram. Z dziurawca robię olej i wsmarowuję go w nadnercza oraz szczękę. Z papierówek robię ocet jabłkowy i dodaję do ciepłej wody lub w rozcieńczeniu z wodą przepłukuję nim jamę ustną. Liście lub kwiaty, które suszę to lipa, rokitnik, krwawnik, mięta, melisa, liście poziomek, czarnej porzeczki, malin, jagody, forsycja, fiołek trójbarwny itp itd. Nabrałam ogromnej pokory do roślin – szczególnie tych które rosną w moim najbliższym otoczeniu przy przydomowym ogródku. Mam nawet tkane płótno z pokrzywy, które zostało przeszyte na prześcieradło i pod którym śpię, poduszki są z gryki a poszewka z bawełny. W swoich zbiorach mam liście brzozy, igły sosny i wiele innych. Stosuję kąpiele krzemionkowe – używam wyłącznie deszczówki do macerowania skrzypu czy pokrzywy. W zapomnienie odeszły wszelkie zmiany skórne czy problemy z wypadaniem włosów. W pokoju gościnnym i sypialni znajdują się skrzydłokwiaty, żyworódka, geranium i aloes a w łazience paprocie. Temperatura w domu to maksimum 21 stopni zimą a w sypialni palone są świece z naturalnego wosku pszczelego.

Weekend w moim przypadku służy do odpoczynku umysłowego i kontaktu z naturą lub by pozwiedzać okoliczne zamki, pałace czy po prostu pospacerować i zachwycić się śpiewem ptaków czy urokliwymi widokami z dala od osiedla.

Wyrazy wdzięczności dla mojego drugiego męża za to, że woził mnie na wszystkie zabiegi chirurgii szczękowej oraz za ogrom cierpliwości, którą się wykazał w tym czasie, gdy nie szło patrzeć na to jak cierpiałam… Jako jedyny nie kwestionował moich decyzji i wiózł mnie na wybrane przeze mnie wykłady, gdy miałam potrzebę w nich uczestniczyć. Bez niego nie dałabym rady się podnieść i mieć możliwości własnych upraw. To dzięki niemu trawniki zostały zamienione na ogródki warzywne i posadził krzewy.

SERDECZNIE DZIĘKUJĘ Panu Władysławowi za poświęcony nam czas (pojechaliśmy z wielkopolskiego by się spotkać w kieleckim), część własnych cennych dla mnie książek (z dedykacją) oraz mąkę z płaskurki i olej, który Pan dla nas wytłoczył. Chleb był pyszny a olej z lnu po prostu piłam sam, bo tak uznałam za słuszne a podarowany był z serca i z pozytywną energią.

Czytelnikom życzę właściwych wniosków i dziękuję za uwagę

Ola, wielkopolskie

Jeśli zapragniecie poznać Olę i z nią rozmawiać to wkrótce będzie to możliwe. Planuję cykl audycji, będących rozmowami na żywo z ciekawymi osobami.
Kto wie jak to zrobić, proszę niech napisze w jakie urządzenia się zaopatrzyć oraz jakie aplikacje czy programy wybrać.

Prozdrowotny zwiastun wiosny [127]

Forsycje spotykamy na skwerach, w parkach, ogrodach… Zakwitają w końcu marca lub początkiem kwietnia, zanim pojawią się listki, gęsto obsypujące krzewy drobnymi żółtymi kwiatami. Liście pojawiają się po kwitnieniu i zdobią krzewy do późnej jesieni. U mnie forsycje kwitną już od dwóch tygodni. Mam nie tylko pojedyncze krzewy forsycji, także uformowaną z forsycji złotą ścianę żywopłotu.

W miejscach cieplejszych wegetacja rusza nieco wcześniej, więc i kwiaty na forsycji pojawiają się nieco wcześniej, ale przed Wielkanocą forsycje kwitną już wszędzie.

Właściwości forsycji

Forsycja ma wyjątkowe właściwości prozdrowotne i lecznicze. Zawiera wiele cennych substancji (saponiny, rutynę, flawonoidy, kwercetyny…), działających przeciwzapalnie, rozkurczowo, przeciwalergicznie…

Kwiaty forsycji stosowane są w kosmetykach przeciwstarzeniowych. Napary i nalewki z kwiatów forsycji możemy wykorzystywać dla wzmocnienia odporności, a także kiedy pojawiają się infekcje. Inne części forsycji, szczególnie korę z młodych gałązek (a nawet całe gałązki) także możemy wykorzystywać. Jednakże teraz, w pełni kwitnienia, zbierajmy kwiaty, by doświadczać ich uzdrawiających mocy teraz, a nadmiar suszmy, by mieć pod ręką do następnego kwitnienia.

Klasyczne receptury TMC

W Tradycyjnej Medycynie Chińskiej długą historię zastosowań klinicznych w leczeniu przeróżnych odmian grypy i choróbsk grypopodobnych mają dwie klasyczne receptury: Maxing Shigan Tang oraz Yinqiao San. Na bazie tych dawnych receptur powstał specyfik stosowany podczas morów i zaraz nazywanych „epi-demi-ami” i „pani-demi-ami”:

rok 2002 – z koroną w nazwie – ciężki zespół ostrego oddychania – „ssarskof”;

rok 2009 – ze świnią w nazwie – A Ha jeden eN jeden;

rok 2012 – z koroną w nazwie – bliskowschodni zespół oddechowy „mmerskof”;

rok 2019 – z numerem dziewiętnaście w nazwie – „ssarskof dwa”.

Forsycjowy specyfik TMC

Opis działania tego specyfiku pomijam gdyż wymagałby użycia terminów: „ekspresja RNA grypy”, „apoptoza komórek płuc”, „zmniejszenie zawartości TNF-α w surowicy”… Wprowadzanie takich terminów bez ich wyjaśnienia gubiłoby cel tego artykułu, a ich wyjaśnianie czyniłoby z tego artykułu mało przydatną pracę naukową. Ograniczę się do podkreślenia, że w składzie wspomnianego specyfiku na pierwszym miejscu jest f-o-r-s-y-c-j-a.

Aby uprzytomnić czytającym skąd pochodzą prozdrowotne i lecznicze moce tego specyfiku podaję jego składniki. Nie proponuję marnowania wysiłku na próby kopiowania ponieważ skompletowanie wysokiej jakości składników jest trudne, a sposób przygotowania przerasta możliwości niewtajemniczonych. Natomiast proponuję sadzić niektóre z wymienionych tu ziół w ogródkach, a także w miejscach dzikich i wykorzystywać je kulinarnie, profilaktycznie, kosmetycznie…

Złoty korzeń

Szczególnie polecam różeniec górski, zwany złotym korzeniem. Wprawdzie to nie ten z niżej podanego składu, ale warto go mieć pod ręką, gdyż jest adaptogenem i antyutleniaczem o wielostronnym działaniu:

– pomaga organizmowi dostosować się do stresu emocjonalnego i uodpornić się na intensywny wysiłek fizyczny;

– stymuluje centralny układ nerwowy;

– pozytywnie działa w przypadkach depresji, melancholii, migren wywoływanych stresem;

– przywraca chęć do życia;

– przydatny szczególnie przy spadku wydajności pracy.

 

Jako efektywny antyutleniacz możemy go wykorzystywać w:

– osłabieniu po grypach i chorobach infekcyjnych;

– po zatruciach;

– urazach fizycznych i psychicznych.

Mam zamówione sadzonki różeńca górskiego i będę je sadził w ogródku. Potrzebującym mogę udostępnić.

 Fiołki

Pod moimi forsycjami od lat rosną fiołki. Zakwitają przed forsycjami i kwitną wraz z nimi. Komu z odwiedzających moją witrynę i czytających moje teksty zdarzało się jadać dziko rosnące fiołki?

Tajemny skład

Lian qiao – Forsycja zwisła (owoce) – wzmacnianie odporności, hamowania uwalniania histaminy (katar, alergia)…;

Jin Yin hua – Suchodrzew japoński (pąki kwiatowe);

Ban Lang gen – Urzet barwierski (korzenie);

Mian ma guan Hong – Narecznica grubokłączowa (kłącza);

Yu xing cao – Pstrolistka sercowata (ziele);

Shi gao – rodzaj kamienia gipsowego zawierający siarczan wapnia;

Hong jing tian – Różeniec chiński (korzenie i kłącza);

Gan cao – Lukrecja uralska (korzenie);

Ma huang – Przęśl dwuklapowa (pędy);

Ku xing ren – Morela amarum (nasiona);

Guang huo xiang – Brodziec paczułka (ziele);

Da huang – Rzewień dłoniasty (korzenie i kłącza);

Su bo He – Mięta chińska (ziele).

Właściwości poszczególnych składników podałem 19 stycznia br. we wpisie zatytułowanym:

Rewelacyjny specyfik ziołowo-mineralny

link do artykułu tutaj:

Właściwości mieszanki

Antywirusowe, antybakteryjne, przeciwalergiczne, wykrztuśne, napotne. Zwalcza infekcję, obniża gorączkę, oczyszcza gardło i płuca, likwiduje stan zapalny, eliminuje flegmę, łagodzi ból, nawilża suche tkanki, poprawia funkcje płuc i oskrzeli, zapobiega powikłaniom pogrypowym…

zadaniowiec-bandyta

Zimą usiłowaliśmy sprowadzić (dla najbliższych i przyjaciół) parę opakowań forsycjowego specyfiku na wypadek wywołania nowej fali moru kolejnymi odmianami zarazy z koroną w nazwie. Znany z mieszania medycyny tradycyjnej z rokefelerowską depopulacją i organizowania spędów biznesowo-politycznych, podstępnie nazywanych „konferencjami”, zadaniowiec-bandyta zablokował nam i wam tę możliwość, po czym wygraża nasłaniem na mnie bandytów. Tak „odwdzięcza” się za pomoc okazaną jemu i jego rodzinie. Będę go wspominał przy różnych okazjach dopóty aż jego mocodawcy zlikwidują go, by ich nie demaskował i nie psuł im bandyckich procederów. Dwa miliardy ludzi mają wymordować w ciągu najbliższych dwu lat. Możemy umierać, jeśli im na to pozwolimy. Możemy przeżyć, jeśli podejmiemy odpowiednie postawy. Ponosimy konsekwencje nie tylko tego, co zrobiliśmy, także tego, czego nie zrobiliśmy.

Przetarłem szlaki

Kwitnie forsycja więc opisanego specyfiku już nie potrzebuję. Jednakże dla tych, którzy go potrzebują mogę go sprowadzić, bowiem udało mi się sforsować ówczesne bariery. Skoro szlaki są przetarte można zamawiać.

Zostań śledziojadem! [126]

W komentarzu pod artykułem: „Kaszoterapia na pamięć, koncentrację i przeróżne problemy” Jola zapytała: „…jak przeprowadzić taką kurację kaszą? Ile powinna ona trwać?”. Odpowiedziałem. Link tutaj: https://ambasadorzdrowia.pl/zdrowie/2722/#comment-692

Podziękowała. Uzupełniłem swoją odpowiedź. Link tutaj: https://ambasadorzdrowia.pl/zdrowie/2722/#comment-694

Obie moje odpowiedzi są w komentarzach, a linki do nich powyżej. Jednakże wiele osób może być zainteresowanych moim zdaniem, tym bardziej, że moje odpowiedzi są wielowątkowe, stąd poniższy artykuł (poszerzony).

Człowiek nie powinien być niewolnikiem żadnych terapii. Ja nie promuję leczenia ani kaszą, ani niczym innym. Promowałem kaszę w żywieniu dla zdrowia i dobrostanu, bowiem kiedy ludzie jadali kasze byli zdrowi, odporni, silni. Dziś kasze są albo nieznane, albo pogardzane, albo produkowane przemysłowo i nie mają wartości odżywczych, a tym bardziej uzdrawiających. Jadający moją kaszę zdrowieją i zgłaszają mi to.
Trudno jest wprowadzać rygorystyczne zmiany w nawykach, a jadanie kaszy jest łatwe. Nie mam potrzeby opracowywać uniwersalnych terapii dla wszystkich ani indywidualnych dla każdego z osobna. W końcu zdrowie nie zależy od samej tylko kaszy, lecz w równym stopniu od tej reszty poza kaszą. Stąd czym więcej kaszy w odżywianiu tym mniej tej reszty. Ale nie tylko kaszą można wyprzeć przemysłowe zamulacze.
Zanim zacząłem promować kaszę rolnik, od którego nabyłem ziarno do siewu poznał mnie z kilkoma ozdrowieńcami, którzy wyzdrowieli z ciężkich chorób, szczególnie krążeniowych i zwyrodnieniowych. Teraz On uzdrawia kaszą dzieci upośledzone wstrzykiwaną im zarazą depopulacyjną. Efekty kaszoterapi są tak rewelacyjne, że planowałem relacje uzdrowionych dorosłych i rodziców zdrowiejących dzieci utrwalić w formie książki. On zalecał codziennie jadać kaszę przez co najmniej trzy miesiące. Można kaszę przyrządzać na rożne sposoby, aby uniknąć monotonii, ale miała być jadana codziennie. Ja nie stawiam żadnych rygorów. Jednakże czym mniej w diecie produktów prozdrowotnych tym trudniej utrzymać zdrowie, a tym bardziej je odzyskać. Poza tym, to co jadamy jest równie ważne od tego czego nie jadamy. Ta prawidłowość rozciąga się na wszystkie dziedziny życia. Ponosimy odpowiedzialność nie tylko za to, co zrobiliśmy, także za to czego nie zrobiliśmy.
Poznałem ciężko chorującą ponad 25 lat, która wyzdrowiała głównie dzięki poradom z tej strony. Elementem i ewenementem jej terapii były lody – C_O_D_Z_E_N_N_I_E. Zimne lody czekoladowe prawie dwa lata były jej codzienną i zazwyczaj jedyną żywnością. Teraz jada chwasty i czuje się coraz lepiej. Ostatnio przysłała mi fotki swojego parapetowego ogródka z młodziutką natką marchewki. Kto z czytających moje teksty jada nać marchwi? A kto pamięta, że współautor książki: „Leki z Bożej Apteki” z niewyleczalnych nowotworów wyprowadzał sokiem z naci marchwi?
A w ogóle to żywienie dla zdrowia jest mało ważne. Jest wiele aspektów  bardziej rujnujących zdrowie niż papu. Trudno o tym pisać, szczególnie gdy nie wiadomo do kogo to trafia. Ja nie piszę do wszystkich, a jedynie do rozumnych. Rozczarowuje (i bulwersuje) mnie, że nie tylko rozumni to czytają. Wolałbym, żeby czytelnicy zamiast zadawać takie pytania pojedli kaszy i opisali efekty jej jadania. Kto by nie miał efektów powinien zastanowić się nad tą resztą.
Choćby nie wiem ile i jak często jadać kaszę to ta reszta może wysiłki i efekty niweczyć. Ale może też je potęgować. Znam takich, którzy moją kaszę mają, ale jej nie jadają, albo jadają tylko okazjonalnie. Kto dziś pamięta że z potraw Bożonarodzeniowych właśnie kasza zapewniała dostatek, obfitość, zdrowie, dobrostan?
Usiłuję unikać słów kojarzących się z medycyną, ale czasem trudno znaleźć  słowo niekojarzące się z medycyną, które by przy tym było odpowiednio wymowne. No i trafiam na ignorantów lub cwaniaczków, którzy chcą mi organizować życie według własnych fanaberii. Nigdy więcej nie będę odpowiadał na tego typu pytania. Kasza służy do jej jadania, a nie do pisania o niej! Kropka!
Kto uważa mój styl za zbyt ostry niech dla osłody poje kaszy ze śledziami. Śledzie mają najkorzystniejszą proporcję Omegi 3 do Omegi 6.
Czekam na odpowiedź czytelników z doświadczeń ze śledziami. Z góry uprzedzam, że na pytanie jak stosować śledziową „terapię” nie odpowiem, bo śledzie trzeba jadać, a nie pisać o nich. Jadać często i obserwować. Kto obserwuje ten wie, że światem rządzą śledziojady.

Mrówki z ogrodu, altanki, tarasu, balkonu, mieszkania… wyprowadzisz łatwo i naturalnie [125]

Mrówki, mszyce, ślimaki w ogrodzie dla wielu bywają utrapieniem. Ale nie dla mnie. Mrówki i mszyce, a rzadziej także ślimaki w ogródkach miewałem, jednakże wyprowadzały się równie szybko jak się pojawiły, szkód mi nie wyrządzając. Nieproszonych gości nie zwalczam; skutecznie i naturalnie z moich ogródków wypraszają ich rośliny, które odstraszają nie tylko te szkodniki.

Roślinnych sprzymierzeńców jest wiele. W moich ogródkach zazwyczaj były to rośliny przyprawowe, lecznicze, ozdobne, ale także powszechnie nazywane „chwastami”. Większość uprawiam celowo, natomiast z dziko pojawiających się pozostawiam niektórych sprzymierzeńców. Nieproszeni goście wynoszą się sami.

Uprawa roślin jest łatwa, gdyż rośliny kiełkują, wzrastają, kwitną, owocują, bo taka ich natura. Łatwo je wykorzystywać do różnych celów (kulinarnych, leczniczych, ozdobnych…), ale trudno o nich pisać, szczególnie do popaprańców chemizujących wszystko i wszystkich wokół wraz z kostką brukową i dziećmi. Kolejność ta nie jest przypadkowa. Kostkę brukową nie ja wymieniam przed dziećmi. To przechemizowani pasjonaci chemicznego „zwalczania” wszystkiego, czego nie chcą widzieć czynią kosztem zdrowia – swojego i Twojego, oraz dzieci i wnuków – swoich i Twoich. A walczą nie tylko z mrówkami, mszycami, ślimakami…

Nie rozumiejąc, że w żadnej walce nie ma zwycięzców, bowiem zawsze obie strony są poszkodowane, „walczą” oni także z chorobami, nie rozumiejąc, że sami je wywołują sprzeniewierzeniami wobec organizmu i środowiska. Walczą i przegrywają. Na manowce sprowadzają ich sługusy obłudnej farmacji: medyki, dietetyki, handlarze… Świadomie czy nie, to bez znaczenia. No, ale ja nie do nich piszę, one mają swoje plugawe wierzenia z podwójną moralnością, a Ty czytelniku zapewne pamiętasz (z moich tekstów i wystąpień), że wiara najpierw sprowadza na manowce, a w końcu zabija.

Chcesz pozbyć się mrówek z ogrodu, tarasu, balkonu, mieszkania? To im podziękuj za odwiedziny i je wyprowadź poza obręb terytorium, na którym nie chcesz ich spotykać. Sposobów jest dużo. Zanim podam niektóre przypomnę, że mrówki różnią się między sobą. Spotykamy mrówki czarne, żółte, czerwone, skrzydlate.

Czarnehurtnice. Ich obecność poznamy po ziarenkach piasku wyrzucanych na powierzchnię z budowanego gniazda. Liczebność kolonii czarnych mrówek może sięgać nawet 20 000.

Żółtepodziemnice. Od hurtnic czarnych żółte mrówki różnią się w zasadzie tylko kolorem. Gniazda zakładają najczęściej pod brukowanymi drogami i w ścianach budynków. W poszukiwaniu poży­wienia zapuszczają do domostw;

Czerwonewścieklice. Tych nie lubimy najbardziej, ponieważ gryzą, a miejsca ukąszeń są bolesne. Kolonie tworzą mniejsze, do 2 000 robotnic. Gniazda najczęściej znajdujemy pod kamieniami i korzeniami – te mrówki lubią się chować;

Skrzydlate – bywają utrapieniem w ogrodzie i w domu. Są wszędobylskie i trudniej się ich pozbyć, ze względu na ich mobilność. Latające mrówki to samce hurtnic, a także samice, które będą królowymi.

Mrówki w ogrodzie nie są szkodnikami. Pozytywnym efektem działań mrówek jest spulchnienie i wzbogacenie ziemi w składniki odżywcze takie jak fosfor i potas. Mrówki ponadto pomagają pozbyć się innych szkodników, którymi się żywią. W ogrodzie dzięki mrówkom nie będzie padliny zwierzęcej.

Choć mrówki w ogrodzie nie są szkodnikami, to gdy ich duża kolonia rozgości się w systemie korzeniowym roślin, rośliny mogą marnieć. Duże kolonie mrówek mogą powodować wyłysienia w trawie.

Choć mrówki nie drążą tuneli tak dużych jak krety, to usypane przez nie kupki ziemi mogą niekorzystnie wpływać na rozwój sadzonek. Poza tym mrówki poprzez drążenie w ziemi tuneli przyczyniają się do jej przesuszania.

Mrówki lubią budować gniazda w różnych zakamarkach, szczelinach ścian budynków, altanek, mebli ogrodowych…, a w poszukiwaniu pożywienia wchodzą do domów i żerują na jedzeniu, które znajdą.

Mrówki „opiekują się” mszycami, stwarzając im dogodne warunki bytowania. Nie jest to bezinteresowne – żywią się produkowaną przez nie słodką wydzieliną (spadzią).

Mrówki w czasie suszy żywią się młodymi pędami roślin. Atrakcyjny dla nich jest pokarm zwierzęcy i roślinny, przede wszystkim bogaty w białka i cukry. Niektóre gatunki mrówek żywią się również innymi owadami.

Pozbyć się mrówek z ogrodu, a przynajmniej ograniczyć ich aktywność można różnymi domowymi sposobami (bez wyniszczających nas nowoczesnych trucizn chemicznych). Najskuteczniejsze jest sąsiedztwo odpowiednio dobranych roślin i tę metodę polecam, tym bardziej, że przy okazji można zwiększać plony. Kto nie chce do wyproszenia mrówek zastosować sprzymierzeńców roślinnych może zastosować: ocet, cynamon, boraks, proszek do pieczenia, kawę, sodę… intensywne zapachy zniechęcają mrówki do eksploracji ogrodu.

Ocet – wymieszaj ocet z wodą (ewentualnie także z kilkoma kroplami waleriany) i spryskaj miejsca (ławki, altany…), z których chcesz się pozbyć nie tylko mrówek.

Cynamon – posyp miejsca, które chcesz chronić przed mrówkami, np. w pobliżu sadzonek.

Boraks – wymieszaj boraks, wodę i cukier w proporcjach 1:18:7. Zachowanie proporcji jest istotne ze względu na siłę trutki. Silna, odstraszy mrówki, słaba nie zadziała.

Proszek do pieczenia – posyp miejsca, które chcesz chronić przed mrówkami, np. w pobliżu sadzonek.

Kawa – ludzie lubią zapach kawy, mrówki nie. Kawa jest naturalną barierą zapachową, której mrówki nie będą chciały przekraczać.

Soda – posyp miejsca, w których mrówki szczególnie upodobały sobie bytowanie, oraz ścieżki, którymi się poruszają.

Rośliny

Powyższe sposoby pomogą pozbyć się niechcianych lokatorów dopóki intensywny zapach nie wywietrzeje. Aby nie powracały to załatwią rośliny aromatyczne. Jakie wybrać? Jest ich wiele, podaję najłatwiejsze do zdobycia: mięta, wrotycz, rozmaryn, majeranek, tymianek, lawenda, nagietek, bazylia… Rośliny te ograniczą zadomawianie się mrówek w sposób naturalny i na długo.

Jak pozbyć się mrówek z balkonu? Najpierw go posprzątaj, a rośliny zaatakowane przez mrówki dokładnie opłucz (łącznie z korzeniami) i przesadź do nowej ziemi. Potem zastosuj sposób dowolny z wyżej wspomnianych, choć ja polecam posadzenie roślin, które je odstraszą.

Rośliny odstraszające mrówki są bardzo pomocne, gdy owady te nadmiernie panoszą się po naszym ogrodzie, wędrują po roślinach i podgryzają owoce, szpecą trawnik mrowiskami, wdzierają się na balkony, tarasy i do mieszkań. Zamiast stosować szkodliwe dla środowiska chemiczne środki na mrówki, warto po prostu posadzić odpowiednie rośliny odstraszające mrówki. Oto 8 roślin, które mrówki omijają z daleka!

Mięta (Mentha sp.) Odstraszają mrówki wszystkie gatunki mięty. Szczególnie mięta pieprzowa (Mentha piperita). Główną rolę odgrywa tu mentol. Mięta najlepiej rośnie w półcienistych i wilgotnych miejscach. Może być uprawiana w doniczkach na tarasach i balkonach, co zabezpieczy także te miejsca przed inwazją mrówek. Mięta bardzo szybko rozrasta się dzięki podziemnym kłączom i w krótkim czasie możemy jej mieć nadmiar.

Wrotycz (Tanacetum vulgare) to dziko rosnąca roślina, spotykana na łąkach, w pobliżu dróg i pól. Dawniej uprawiany był w ogrodach jako roślina ozdobna i zielarska. Wydziela intensywny, duszący zapach, podobny do kamfory, odstraszający mrówki. Z ziela wrotyczu możemy przygotowywać również gnojówki, napary i wyciągi, przydatne w ogrodzie do walki z innymi szkodnikami (np. mszycami lub śmietką cebulanką).

Rozmaryn (Rosmarinus officinalis) wydziela kamforowy aromat (podobny do zapachu sosny), który skutecznie odstrasza nie tylko mrówki, także inne owady. Ma szerokie zastosowanie kulinarne. Lubi słoneczne i ciepłe stanowiska oraz lekkie i przepuszczalne gleby. Rozmaryn w naszym klimacie nie zimuje w gruncie, dlatego w ogrodach uprawiany jest jako roślina jednoroczna. Natomiast w pomieszczeniach przeżyje wiele lat, przy okazji zapobiegając wizytom mrówek.

Majeranek (Origanum majorana) to znana roślina przyprawowa i zielarska. Wytwarza piękne kwiaty, które nie tylko są ozdobą ogrodu, także zachęcają pszczoły do odwiedzin. Lubi stanowiska słoneczne o żyznej glebie. W polskich warunkach w ogrodzie jest rośliną jednoroczną. Powinno się go uprawiać w słonecznym, osłoniętym od wiatru miejscu, w glebie lekkiej i żyznej. Można sadzić go w sąsiedztwie warzywa, szczególnie kapustnych, na które ma dobroczynny wpływ.

Z majeranku można również robić wyciąg do polewania szlaków wędrówki mrówek. 10 dag suszonego ziela majeranku zalać 10 l wody i odstawić na 1 dzień. Zużyć od razu po przygotowaniu.

Tymianek (Thymus vulgaris) to znana roślina lecznicza i przyprawowa. Osiąga wysokość 30 cm, ma drobne liście i małe purpurowe lub białe kwiaty. Można wysadzać go wzdłuż chodników, na kwietnikach i warzywnikach lub uprawiać w doniczkach. Świetnie radzi sobie też w donicy na balkonie i parapecie. Lubi słoneczne stanowiska, jest rośliną wieloletnią. Nawet w zimie nie wymaga specjalnych warunków, dlatego idealnie sprawdza się w ziołowym ogródku. Wydziela mniej intensywny zapach niż inne rośliny odstraszające mrówki, ale jest wystarczająco skuteczny.

Lawenda wąskolistna (Lavandula angustifolia) Aromat lawendy odstrasza nie tylko mrówki, ale też wiele innych owadów. Substancje zapachowe zawarte w olejkach lawendy, takie jak octan linaliliu, linalol, cineol odstrasza mrówki, a kamfora odstrasza również komary i kleszcze. Dlatego lawenda jest polecana przeciw rozmaitym szkodnikom. Moc działania lawendy wzmocni towarzystwo róż, a to dodatkowo odstraszy mszyce.

Nagietek lekarski (Calendula officinalis) to roślina jednoroczna o pomarańczowych kwiatach, które są surowcem zielarskim, wykorzystywanym w przemyśle kosmetycznym i farmaceutycznym, ale również w kuchni, zamiast szafranu. Nie ma wymagań uprawowych, wystarczy mu stanowisko słoneczne. Może być uprawiany na rabatach lub w doniczkach, które ustawiane na parapetach i w pobliżu drzwi zniechęcą mrówki do wejścia do domu. Roślina znana jest z przepięknych kwiatów, które są prawdziwą ozdobą ogrodu, a wykorzystywane są w kosmetyce. Warto wiedzieć, że odstraszający mrówki zapach wydzielają liście i łodygi. Nagietki wabią owady miododajne, więc polecam je pszczelarzom.

Bazylia – lubiane śródziemnomorskie zioło. Świetnie sprawdzi się na tarasie i balkonie. Lubi słoneczną okolicę. W ogródku jest rośliną jednoroczną, natomiast w domu może przetrwać kilka lat (odpowiednio pielęgnowana i regularnie przycinana).

Ponieważ mrówki nie lubią silnych zapachów warto sadzić mocno aromatyczne rośliny. Nie dość, że odstraszają mrówki i są wykorzystywane w kuchni, to przy tym pięknie wyglądają.

Wszystkie wymienione wyżej rośliny odstraszające mrówki warto sadzić razem z innymi silnie pachnącymi, co wzmocni pożądany efekt.