Brzuch ma rozum [38]

To fragment wywiadu, który powstał kilkanaście, a może ponad dwadzieścia lat temu. Na pewno przed 2005 rokiem, bowiem jedno z wydań tej publikacji, które ostatnio odnalazłem opatrzone jest datą maj 2005 r., a nie jest ono pierwszym wydaniem.
Analizując niniejszy tekst z perspektywy minionych lat nie czuję potrzeby wprowadzania zmian w swoich poglądach i wypowiedziach. Może w przyszłości coś dodam, uzupeł­nię. Teraz wznawiam wydanie dawnej publikacji bez istot­nych zmian w treści. Usunąłem dwa specyfiki krzemowe, które wówczas były hitem, a dziś stały się zbędne, bowiem w Aptece Natury mamy lepsze. Dodałem wzmiankę o orkiszu i rozdział wartościach jajek (z innej książki, której nakład także jest wyczerpany). Zaktualizowałem swoje dane teleadresowe
Książka „Brzuch ma rozum. Odchudzanie zagraża zdrowiu” będzie dostępna w Sztuce Dobrego Życia w Łodzi od 2 lipca br.

***

Większość problemów zdrowotnych, łącznie z nadwagą, najmniej zależy od pożywienia.

***

W dużej mierze to właśnie rady „speców” od żywienia przyczyniają się do tego, że ciągle rośnie rzesza otyłych.

***

Propagowanie „jedynie słusznych” zasad żywienia, takich samych dla wszystkich, jest szarlatanerią – niezależnie od tego, ilu profesorów macza w tym palce.

***

Gdy organizm często i długo poddawany jest działaniu stresu, np. wskutek głodzenia, rozregulowuje się gospodarka hormonalna i organizm wydziela endorfiny. Są to substancje podniecające, podobne do narkotyku.

***

Łączenie diety ze sportem wytrzymałościowym, co właśnie się pro­paguje, jest najkrótszą drogą prowadzącą do wydzielania endorfin.

***

Próby narzucenia organizmowi tego, o czym on decyduje autonomicznie kończą się fiaskiem.

***

Stosując obecne zalecenia rodzice wpędzają dzieci w zaburzenia pokarmowe.

***

Te same słodziki, które zachwala się ludziom jako odchudzające, od lat są stosowane przy tuczu świń.

***

Lektyna z ziaren pszenicy należy do najbardziej szkodliwych sub­stancji, jakie można znaleźć w pożywieniu. Ludzie zawsze ją usu­wali, mieląc pszenicę na mąkę. Do czasu aż przyszli dietetycy,
którzy zapewnili, że pełne ziarno jest zdrowsze.

***

Twój brzuch jest mądrzejszy, niż Ci się wydaje. Gdy po­zwo­lisz mu samodzielnie „myśleć” i działać, wyjdziesz na tym lepiej. Zapomnij o dietach-cud, a speców od żywie­nia zagoń do grabienia liści. Oto ra­da doświadczonego spe­cjalisty uzdrawiania żywieniem i Naturą, tradycyjnej me­dy­cyny chiń­skiej, dietetyki, ludowych medycyn różnych kul­tur Włady­sława Edwarda Kostkow­skiego.

Odchudzanie zagraża zdrowiu

Twoja sylwetka nie zmienia się mimo upływu lat. Nawet trzeba przy­znać, że z wiekiem wyglądasz młodziej. Ile razy pró­bowałeś jakiejś diety?

Ani razu nie dałem się zniewolić regułom, nie uległem modom, nie stoso­wa­łem diet. Faktycznie moja waga nie zmienia się w ciągu lat, choć dużo po­dróżując trudno byłoby dbać o to, co jadam. Często odży­wiam się skrajnie źle. Jednak wy­raźnie podkreślam, że zmieniamy się z różnych powodów, a więk­szość problemów zdrowotnych, łącznie z nadwagą, najmniej zależy od żywno­ści. Kiedy dużo jeździ­łem rowerem czułem się zdecy­dowanie bardziej lekko.

Jak rozumieć to buńczuczne twierdzenie, że nadwaga i inne problemy ze zdrowiem najmniej zależą od pożywienia?

Gdyby samo tylko jedzenie było odpowiedzialne za to, że ludzie tyją, to rady „dietetyków”, próbowane przez miliony ludzi w ciągu dziesiątek lat przyno­siłyby rezultaty. Jednak dietetyczne mody (podobnie jak inne mody) szybko przemijają, natomiast problem nadwagi narasta i to w zastraszającym tempie. W dużej mierze to właśnie rady „speców” od żywienia przyczyniają się do tego, że ciągle rośnie rzesza otyłych.

Skoro nasza sylwetka i stan zdrowia, najmniej zależą od tego, co jemy, to od czego zależą bardziej?

Od indywidualnej przemiany mineralnej każdego organizmu, ale nie mniej istotne są, choć często nieuświadomione, psychiczne przyczyny fizycznych dolegli­wości. W przypadku otyłości często jest to lęk, po­trze­ba ochrony, nad­wrażliwość…

Jak rozpoznać przemianę mineralną swojego organizmu?

Istnieją ścisłe współzależności pomiędzy poziomami biopierwiast­ków we wło­sach i narządach wewnętrznych. Spektroskopowa analiza składu włosów określa zawartość ok. 30 biopierwiastków w organizmie – także toksycznych.[1] Daje nam wiedzę nie tylko o ich dysproporcji (zarówno nad­miar jak i niedobór są patologią), wzajemnych propor­cjach i rela­cjach, ale też określa typ indywi­dualnej przemiany mineral­nej da­ne­go organizmu.

Wszystkie diety tuczą

Wracając do zawsze kontrowersyjnego tematu diety, ponie­waż dietetykę wg tradycyjnej medycyny chińskiej zgłębiałeś u najwyższego w Europie autory­tetu Claude’a Diolosy, w Instytu­cie Avicenna, zdradź nam swoje żywieniowe sekrety.

Jem to, co chcę, kiedy chcę, i ile chcę.

Ale zapewne nie objadasz się?

Zdarza mi się, i to nierzadko, obżerać się do nieprzyzwoitości.

To czemu inni tyją, choć ograniczają sobie ilość jedzenia? Może nie prze­strzegają narzucanych sobie reguł?

Wprost przeciwnie. Proszę zwrócić uwagę, że w USA, a także i in­nych kra­jach, gdzie w wyniku szerokiej kampanii propagującej żywie­nie o niskiej zawartości tłuszczu, ilość tłuściochów rośnie najszybciej. Już wiadomo, że nie tędy droga.

Niedostatek tłuszczu miałby sprawiać, że stajemy się tłuści?

To duże uproszczenie, ale w wielu przypadkach tak jest. Jednak ja tu wska­zuję na fakt, że próby sterowania brzuchem przez głowę są z góry ska­zane na nie­powodzenie. Zwykle prowadzi to do przybierania na wa­dze w jesz­cze większym stopniu niż przy bezmyślnym obżeraniu się. Trzeba mieć świa­domość, że diety tu­czą. Doświadczamy tego wciąż na nowo. Mimo to nie brak naiwnych, którzy łudzą się bezzasadną na­dzie­ją, że jakaś nowa dieta wreszcie zadziała. Jednak przez ogranicza­nie ilo­ści pożywienia i zwalczanie apetytu stają się grubsi niż byliby bez sto­sowania diety.

Diety miałyby tuczyć?

Choć brzmi to paradoksalnie, tak właśnie jest, gdyż organizm po­strzega dietę jako stan klęski głodu. W odpowiedzi na zagrożenie gło­dem zmniejsza zuży­cie energii i każdy kęs pożywienia wykorzystuje do ostatka. Wprawdzie na począt­ku stosowania diety waga nieco spada, ale już po tygo­dniu oszukiwany organizm temu przeciwdziała. Gdy rozcza­ro­wany amator diety wróci do poprzedniego menu, w wyniku zwiększo­nego wykorzystania pokarmu szybko powraca do pierwotnej wagi. Przy kolejnych podejściach do stosowania diety pojawia się ów sławetny efekt jo-jo. Jest to reakcja na zjawisko powtarza­jących się klęsk głodu. To dlatego po każdej diecie organizm „przezornie” re­kompensuje sobie z nad­wyżką utratę wagi, tworząc nową rezerwę tłuszczu. Wobec tej stra­tegii przetrwania organizmu jeste­śmy bezsilni.

To jednak nie wyjaśnia, dlaczego w wielu krajach już co piąte dziecko ma nadwagę.

To tylko normy. Liczbami można manipulować, wystarczy zmieniać definicje. Dawniej ustalano prawidłową wagę mierząc wzrost w cen­ty­metrach i odejmując od tego 100. Później odliczano jeszcze 10 procent, potem 20 procent, a obecnie mó­wią o tzw. body-mass-index. Ale to, czy dziecko ma nadwagę nie wynika z mnoże­nia kilku liczb.

Czy jednak nie rzuca się w oczy, że wiele dzieci to tłuściosz­ki?

Przeglądając książeczki dla dzieci sprzed trzydziestu, czterdziestu lat nasuwa się refleksja, że od dawna już nie pokazują tak wyglądających dzieci. Ówczesny wygląd uchodził za normalny i pożądany, a dzieci chude, których wagę dziś uzna­jemy za idealną, posyłano na wieś, by nabrały ciała. Także w telewizji i kolorowych gazetach kreują coraz szczuplejsze „wzorce”. Doszło już do takich absurdów, że pokazując dzieci na pływalni, nieco tęższym przesłaniają twarze czarnym paskiem, tak jak na zdjęciach przestępców.

To w końcu dzieci są coraz grubsze, czy nie?

Proporcje między ilością dzieci szczupłych, średnich, otyłych zmie­niają się wraz ze zmianą stylu życia. Ale większym problemem jest to, że grubaski stają się coraz grubsze, stąd wrażenie, że widujemy je coraz częściej. Proszę zauważyć, że wzmożone tycie zaczęło się wraz z roz­po­częciem kampanii na rzecz odchudzania. To kolejny dowód, że diety tuczą.

Więc jak walczyć z otyłością?

Dlaczego walczyć? W żadnej walce nie ma zwycięzców, w każdej są tylko pokonani, natomiast zdrowie jest naturalnym stanem i osiągnąć je oraz utrzymać można tylko w zgo­dzie z Naturą. Oczywiście bywają gru­be dzieci, ale naszą reak­cją nie powinno być pragnienie, by je odchu­dzić. Wszelkie działania w tym kierunku są wielce szkodli­we. Są prze­cież także dzieci wysokie, a mimo wielu chorób, na które częściej za­padają osoby wysokie nie pragniemy ich skracać (tak jak pra­gniemy od­chudzać). Przede wszystkim zastanówmy się nad przyczynami.

No właśnie, dlaczego tak się dzieje?

Są ludzie o różnych konstytucjach psychofizycznych. Niektórzy są z na­tury chudzi, inni raczej pulchni, ale całkiem zdrowi. Dzisiejsze „hodo­wanie” dzieci tak, by odpowiadały panującej modzie i aktualnie przyjętym „normom” wagi i figury jest znęcaniem się nad nimi.

Ale są też otyłe, choć nie mają wrodzonych skłonności.

U tych dzieci zwykle przyczyną tycia są problemy rodzinne. Zazwy­czaj sfru­stro­wani (nie tylko dzieci) dużo jedzą, ale problemem nie jest jedzenie, lecz frustra­cja. Jadłospisem nie poprawi się sytuacji dziecka, tylko pogłębi kryzys. Potrzeba wie­le naiwności, by redukując jedzenie nastolatkom w wieku dojrzewania oczeki­wać, że staną się szczupłe. Bardziej prawdopodobne jest, że pozostaną grube, ale nie bę­dą rosły i rozwijały się prawidłowo. To jedno z wielu niszczących oddziaływań diet.

Proszę wymienić więcej przykładów niszczącego działania diet.

Diety powodują tworzenie się kamieni żółciowych, cukrzycę, oste­oporozę, za­wał serca, niewydolność krążenia, nadciśnienie krwi, zwy­rodnienia sta­wów i kręgo­słupa… Właściwie należałoby w kobiecych pismach zamieszczać ostrzeżenie: „Od­chudzanie zagraża zdrowiu”.

Dotąd mówiono, że otyłość podwyższa ryzyko chorób serca.

To ryzyko jeszcze bardziej rośnie u odchudzających się. Wygłodzony grubas jest przecież kimś innym, niż osoba szczupła z natury, podobnie jak wychudzony mops nie pobiegnie tak szybko jak chart. Stosujący dietę (każdą) zwiększają ryzy­ko zawału i innych dolegliwości – nieza­leżnie od tego, czy uda się im utrzymać ob­niżoną wagę. Najgorszym efektem kampanii dietetycznych są zaburzenia pokar­mowe.

U mło­dzieży ścisła dieta zwiększa ryzyko wywołania zaburzeń pokarmo­wych aż 20‑krotnie. W dużych miastach już kilkanaście pro­cent dziewcząt w wieku doj­rze­wania cierpi z powodu zaburzeń pokar­mowych, takich jak głodzenie się, wy­mio­ty, stosowanie środków od­wadniających. Wiele z nich ponosi poważne szkody fizycz­ne i psy­chiczne, czasem nawet kończące się śmiercią. A ilość tych przypad­ków rośnie.

W wyniku kampanii odchudzającej „pięć razy dziennie” odsetek dziew­cząt z takimi zaburzeniami może wzrosnąć nawet o ponad 30 procent. Dziew­częta łatwo wprawić w panikę, choćby sugestią, że przy określo­nym odżywianiu będą wyglądać jak ich mamy.

Co to za kampania „pięć razy dziennie”?

Pięć razy dziennie owoce i warzywa. W Niemczech propagują to już nawet w przedszkolach. Dotychczas najmłodszymi pacjentami z zabu­rzeniami pokarmo­wymi były dziesięciolatki. W pół roku od rozpoczęcia tej kampanii już czterolatki mają takie zaburzenia.

Proszę wyjaśnić związek pomiędzy tą kampanią żywieniową, a zaburzeniami pokarmowymi.

Jednym z efektów tej kampanii jest wzrost ilości palaczy – szczegól­nie wśród dziewcząt. Paleniem papierosów usiłują kontrolować swoją wagę. Zaburzenia po­karmowe mogą mieć bardzo poważne skutki. Gdy organizm często i długo podda­wany jest działaniu stresu, np. wskutek głodzenia, rozregulowuje się gospodarka hormonalna i organizm wy­dziela endorfiny. Są to substancje podniecające o cha­rakterze podob­nym do narkotyku. Człowieka ogarnia euforia, której chce potem ciągle doznawać. W tym celu dalej się głodzi lub wymiotuje.

Najkrótszą drogą do wydzielania endorfin jest łączenie diety ze sportem wy­trzymałościowym, co wła­śnie się propaguje. Stosując obecne zalece­nia rodzice wpę­dzają dzieci w zaburze­nia pokarmowe.

Jeśli to takie szkodliwe, to dlaczego w ogóle prowadzi się kampanie żywie­niowe?

Dążenie do modnego dziś tzw. „właściwego żywienia” stało się niemal religią. Dawniej „grzech” czyhał za drzwiami sypialni, dziś – za drzwiami lodówki. Wiara, że właściwe odżywianie nas zbawi ma już charakter niemal religijny, a powątpiewanie wywołuje takie zdumienie, z jakim dwa pokolenia wcześniej spotykali się kwestionując niepokalane poczęcie. Tak napędzane są interesy tych, którym wiedza daje władzę. Przedtem były to kościoły Przedtem były to kościoły ze specami od wiary i grzechów, teraz – big farma ze specami od żywności i żywienia.

Przecież porady żywieniowe oparte są na ustaleniach naukowych.

To błędne przekonanie. Gdyby „eksperci” na podstawie swych do­mniemań twierdzili, że najzdrowsze są buty w rozmiarze 42 i z tego powodu wszyscy powinni takie nosić, pukalibyśmy się w czoło. Ale gdy ogłaszają pewien sposób żywienia jako zdrowy, ludzie im wierzą. Tym­czasem różnice w fizjologii trawienia są bardziej istotne niż różnice w rozmiarach stóp. Każdy reaguje inaczej na określone artykuły spożyw­cze, jednym służą, innym nie służą, a jeszcze innym szkodzą. Jest to indy­widualne i zależy od wielu czynni­ków, głównie od konstytucji psy­chofizycznej, ale także od aktualnego stanu zdro­wia i zmienia się wraz z nim. Propagowanie „jedynie słusznych” i takich samych dla wszyst­kich zasad żywienia jest przejawem ignoran­cji i szarlatanerii – niezależ­nie od tego, ilu profesorów maczało w tym palce.

Faktycznie żywieniowe „porady” co parę lat ulegają zmianom.

Wygląda to jakby nasz przewód pokarmowy zmieniał się wraz z modą na ak­tualnie modną dietę. Dwadzieścia lat temu zalecano jedzenie dużych ilości mięsa i mało warzyw – jakby człowiek miał przewód po­karmowy taki, jak kuna. Potem przyszła moda na ziarna – jakby nasz żołądek upodobnił się do ptasiego, by trawić zalecane ziarenka. Dziś idealne pożywienie miałoby składać się z wielu owoców i warzyw je­dzonych na surowo. Czy teraz ludzki układ pokarmowy upodobnił się do owczego?

No właśnie. W książce: „Witaminy – budulec życia” profesor Hans Konrad Biesalski, wykładowca biologii chemicznej z uni­wersytetu w Hohenheim, wyjaśnia, że większość wypowiedzi speców żywienia „to ustalenia poczy­nione jeszcze przed pod­jęciem odnośnych badań naukowych”.

A więc witamy w „średniowieczu”!

Chyba gorzej, bo to już nie tylko zabobony lecz celowe prze­kręty prowokujące choroby, cierpienia i śmierć.

No to miejmy odwagę speców od żywienia zagonić do grabieniem liści.

Mocne słowa.

Kto nie ma odwagi mówić prawdy nie powinien w ogóle odzywać się.

Instynkt w odżywianiu

Czy zatem w ogóle istnieje zasada, której powinniśmy przestrzegać przy jedzeniu?

Nie jeść tego, co nam nie służy, choćby najusilniej nam wma­wia­no, że jest bardzo zdrowe.

Ale jak poznać, co nam służy?

Nie trzeba się nad tym zastanawiać. Nasze ciało reguluje to za nas.

Ale może polepszyłbym mój sposób odżywiania, gdybym się nad tym zasta­nowił?

Nie, bowiem próby narzucenia organizmowi tego, o czym on decy­duje auto­nomicznie kończą się fiaskiem. Kiedy idąc, zaczniemy zasta­nawiać się nad kroka­mi, to się potkniemy.

Proszę podać przykład z dziedziny żywienia.

Proszę bardzo. Wielu bezzasadnie wierzy, że zastępując cukier sło­dzi­kiem, obniżają ilość spożywanych kalorii. Układ pokarmowy trak­tują jak rurę odpływową, która nie zauważy podstępu. Jednak układu pokar­mowego nie da się tak łatwo oszukać.

Czyżby słodzik nie miał mniej kalorii od cukru?

Co z tego, że ma mniej? Proszę przyjrzeć się mechanizmowi oszu­stwa. Gdy język rejestruje słodycz organizm oczekuje cukru i wydziela insu­linę. Gdy cukier nie pojawia się, bo organizm otrzymał słodzik, insulina przetwarza resztki cukru jeszcze znajdujące się w krwi. Wówczas spada zawartość cukru w krwi i pojawia się uczucie głodu, o wiele silniejsze niż gdyby w ogóle niczego nie zjeść. W efekcie spożywamy mnóstwo kalorii.

Proszę zwrócić uwagę na fakt, że słodziki, zachwalane ludziom jako odchudzające, od lat stosowane są do tuczenia świń.[2]

Czy wobec tego można zdać się na własny apetyt?

Oczywiście. Każde stworzenie tak postępuje, również człowiek pole­gał na nim od zawsze. Dopiero od czasu, gdy żyjemy w epoce nad­miaru, wierzymy, że trzeba sterować żywieniem.

Pamiętam, że pisałeś o instynkcie w odżywianiu, nadając temu naturalnemu zjawisku „uczoną” nazwę.

Instynkt w odżywianiu to anapsologia, ale nie potrzeba go nazywać, wy­star­czy z niego korzystać.

Czy to instynkt sprawia, że kobiety jadają więcej sałaty niż mężczyźni?

W sałacie wykryto substancje pobudzające podobne do opium. Być mo­że kobiety sałatę stosują do polepszenia nastroju. Mężczyźni w tym celu piją piwo. Chmiel botanicznie jest spokrewniony z haszyszem.

Zapewne nie bez znaczenia są też lecznicze właściwości sałaty. Proszę wymienić jakie.

Są to m.in. zapobieganie zaparciom, właściwości moczopędne, poprawa trawienia, korzystne działanie w nerwicach, bronchicie, zmniejszanie nadciśnienia i nadpobudliwości emocjonalnej, przeciwdziałanie owrzodzeniu dwunastnicy, szkorbutowi, cukrzycy, astmie oskrzelowej…

Dlaczego człowiek wybiera do jedzenia dane produkty, a innych unika?

dalej przeczytasz w książce: „Brzucha ma rozum”, którą planuję wznowić i będzie dostępna w Sztuce Dobrego Życia w Łodzi.

 


[1] To maksymalna ilość wykorzystywana dla potrzeb diagnozowania stanu organizmu, wielu nawet tylu nie potrafi prawidłowo wykorzystać. Jednakże dla uściślenia wyjaśniam, że spektroskopową analizą składu włosów można określić zawartość ponad 100 biopierwiastków w organizmie.

[2] Można się o tym przekonać czytając zarządzenia UE w sprawie pasz.

 

Trzy łyki retoryki [17]

Pieczenie chleba

Przed kilkunastu laty promowałem domowe pieczenie chleba na zakwasie, przybliżałem bogatą historię kwasu mleko­wego, głównego składnika zakwasu, źródła dobrych, sprzyjających nam bakterii, zapewniających prawidłową pracę układu trawiennego, odporność, dobre samopoczucie i zdrowe funkcjonowanie.

Aby chleb był powtarzalny, czyli z każdego wypieku miał ten sam smak, zapach i taką samą skórkę charakterystyczną dla dawnego polskiego chleba domowego powstały kultury starterowe, które aby przetrwać poza laboratorium były liofilizowane. Ten środek leczył nowotwory żołądka i jelit i wiele chorób niemal natychmiast.

Po moich artykułach „Chleb lekarstwem na serce” oraz „Chleb lekarstwem na raka” przeżywałem koszmar zastraszania przez służby szalejące z powodu rozpowszechniania wiedzy prozdrowotnej. Nie tylko medyczno-farma­ceutycz­ne, także te, których tu nie wymienię, bo dla wielu byłoby to zbyt wielkim szokiem. Dociekliwym polecam dostępny w wielu miejscach w internecie artykuł: Zamordowani lekarze odkryli powodujący raka enzym dodawany do wszyst­kich szczepionek.

Tym bardziej wdzięczność należy się doktorom Hubertowi Czernikowi i Jerzemu Jaśkowskiemu za otwieranie społeczeństwu oczu na otaczającą nas rzeczywistość oraz rolnikowi z Niebieszczan Tadeuszowi Rolnikowi za zboża dawnych odmian, uprawiane naturalnie bez randapu/glifo­satu oraz za akcję Cała Polska piecze chleb.

Ja też uprawiam naturalnie orkisz odmiany tej najzdrowszej a najbardziej pracochłonnej, mam zdrowe mąki i kasze, natomiast Tadeusz ma kilka zbóż i wyrobów z nich, także własne makarony. On ma charyzmę, jeździ po świecie, wszędzie jest o nim głośno, ja w zaciszu biblioteki pokazuję dzieciom z podstawówki jak powstaje chleb od ziarenka do bochenka. Wyrabiają ciasto, rozpoznają przyprawy, lepią z ciasta figurki, dekorują je różnokolorowymi przyprawami… Niektóre są dobrze zorientowane w pieczeniu chleba, bo w domach pieką go wraz z rodzicami. Znają przyprawy, zachwycają się ich smakiem i zapachem, wiedzą do czego je zastosować.

Wkrótce będę prowadził podobne zajęcia dla przedszkolaków.

 Słowianie

Różne są mody, jest też moda na Słowiaństwo, są jakieś grupy, stowarzyszenia mające w nazwach słowa sugerujące słowiaństwo, mają stroje niby słowiańskie… Ale Słowianie uprawiali ziemię, zbierali zioła, wypiekali chleb, dbali o zdrowie, szanowali się, współpracowali z sobą, jednoczyli się przeciw wrogom… Księga uważana za najstarszą mówi: poznacie ich po owocach.

Tyle jest Polskości i Słowiaństwa ile ziemi w naszych rękach.

Nawet życzliwi mogą nas niszczyć

W Wagnerówce Krystyna opowiada historię kobiety, która oddała znaczną kwotę pieniędzy nieznajomym, których sama do domu zaprosiła. Były to pieniądze jej syna pracującego za granicą. Krystyna ubolewa, że jej przyjaciółkę omamili. Nie rozumie, że nieodpowiedzialna przyjaciółka z żądzy szybkiego wzbogacenia się bez pracy okradła swojego syna by robić dęte biznesy z nieznajomymi. Okradli więc złodziejkę.

Krystyna mogłaby pomóc nieroztropnej przyjaciółce oddając jej część swojego zysku i poprosić znajomych o zrzutkę dla poszkodowanej. Jednakże zamiast konstruktywnego działania opowiada jaki to świat jest be. Boczy się na mnie, że nie ubolewam wraz z nią nad omamioną przyjaciółką, że zauważyłem iż sama zaprosiła sprawców i dobrowolnie przekazała im pieniądze, że zwróciłem uwagę iż pieniądze te ukradła swojemu synowi, który u matki je zdeponował bo matce ufał. Zawiodła zaufanie syna, więc niech popracuje przy żniwach, zbiorach owoców, wykopkach, by odrobić stratę.

Omamionej przyjaciółce można współczuć, ale robienie z niej bohaterki jest żałosne, nie każdy zobaczy w niej tylko ofiarę, dla niektórych może być naiwną wariatką.

Moje książki

W tym roku nie będzie wznowienia moich książek, postanowiłem też nie brać udziału w wydarzeniach, na które może przyjść każdy i nie bywać w miejscach gdzie może bywać każdy. Wielokrotnie mówiłem o filtrach w naszym organizmie, teraz wprowadzam filtr dla ochrony mojej psychiki. Dość mam absorbującej głupawej korespondencji, pytań kipiących materializmem, podwójnej moralności… Znikam na jakiś czas, bez telefonu, bez in­ternety (net = sieć, rodzaj żeński), może przejdę kurację głodówkową z wodą kokosową na Filipinach… Gdy wrócę będę pracował dla dzieci.

Nakłady moich książek wyczerpały się. Wyczerpały się także reprinty dawnych książek zielarskich, które z polecenia okupantów są niszczone, by nas odcinać od korzeni, pozbawiać wiedzy, dziedzictwa narodowego, tożsamości. Książki można dodrukowywać, ale za to trzeba płacić. Większość zwracających się do mnie tego nie rozumie.

Dotychczas wydawałem co jakiś czas po jednym tytule za środki, jakie czasem dostawałem za naprawienie komuś kręgosłupa, biodra, kolana. Teraz trzeba wydać kilkanaście tytułów na raz, więc pomyślałem o wydaniu nie za swoje, bo ja tych książek nie potrzebuję. Ja je mam, mają je też moi synowie i moje wnuczki. Czasem przeglądam którąś z moich książek i dziwię się, że to ja takie mądrości pisałem tak dawno temu.

Szczepan zapytał co teraz, po latach, zmieniłbym w swoich książkach. Dodam parę rysunków i kolorowych fotografii, zwiększę format i litery w tytułach rozdziałów, dopiszę rozdział o soli. Treść nie wymaga żadnych zmian. Mogę dorzucić parę przepisów kulinarnych.

Większości współczesnym książkom gruby, błyszczący papier dodaje grubości i splendoru, mało tam wiedzy praktycznej, dominują obrazki niewnoszące wartości.

Uznałem, że jeśli potrzebujecie książek, w których wiedzę dostajecie darmo, to za papier, drukowanie, transport płacić możecie sami. Jednakże na propozycję przedpłat życzliwie zareagowało tyle osób ile jest palców u jednej dłoni. Wielu chce książki oglądać przed ewentualnym podjęciem decyzji o zakupie, żądają by dawać im je pomacać. Po wymacaniu i przekonaniu się, że nie ma tam kolorowych obrazków padają głupkowate komentarze, których na pewno nie chcielibyście słuchać.

Niektórzy chcą moje książki kserować na papierze i kopiarkach firm, w których pracują. Nie wstydzą się okradać mnie i okradać swoich pracodawców, bez skrępowania wypowiadają żądania, bym wypożyczał im książki do kopiowania, albo przesyłał wersje elektroniczne.

Jeszcze gorzej potraktowana została propozycja kupowania po dwa egzemplarze. Nie potrzebujecie drugiego egzemplarza, bo nie macie komu go przekazać. Nie macie rodzin i przyjaciół godnych mojej książki, nie chcecie zdradzać swoich zainteresowań – moralność pani Dulskiej.

 Pseudoekonomia

Gdy wydaję po kilkadziesiąt egzemplarzy to książki są droższe niż byłyby wydawane w tysiącach. Za dwie książki wydania wielonakładowego byłoby tyle co za jedną wydania niskonakładowego.

Podobnie zachowują się edukowani przez reklamy pożeracze aptecznych „witaminek”. Też kierują się ceną, a nie wartością tego, co za tę cenę dostają. Wolą kupować syntetyczne trucizny, byle za niższą kwotę. Używają słów, których znaczenia nie rozumieją, ich mantrą jest słowo „drogie”. Moje książki są drogie mojemu sercu. Oni niech zostaną przy tanich książkach z obrazkami na błyszczącym papierze, tanich tabletkach w plastikowych pudełeczkach, tanich majtkach, wywołujących upławy, grzybice, gnicie narządów, bezpłodność…

Tę pseudoekonomię sprawdźmy porównując produkt z apteki o nazwie „witamina C” za 16 złotych z witaminą C za 60 złotych produkowaną w Finlandii z czarnych porzeczek. Zobaczmy która droższa.

Tej za 16 złotych jest 30 tabletek, a w jednej tabletce jest 30 mg, głównie syntetyku. Biorąc 3 razy dziennie po 60 mg (2 tabletki) opakowanie wystarczy na 5 dni.

Koszt jednego dnia kuracji tanim syntetykiem to 3 złote 20 groszy (16 zł. / 5 dni).

Promowanych przeze mnie czarnych porzeczek nie doceniacie. Nie jadacie ich sami i nie karmicie nimi dzieci. Jeśli czasem się zdarzy komuś po nie sięgnąć to są spaprane cukrem.

Najwartościowsze z owoców usychają na krzakach. W tym roku za kilogram czarnych porzeczek płacono 30 groszy. A czarne porzeczki zawierają ogromne ilości witaminy C, w 100 g aż 180 mg, pięć razy więcej niż w cytrusach. Zawierają też witaminę A, witaminy z grupy B, kwas foliowy, składniki mineralne: magnez, wapń, potas, żelazo, kwasy organiczne, luteinę, garbniki, jod, mangan, bor, olejki eteryczne, sporo pektyn… Imponujący skład!

Minął sezon na porzeczki. Polecałem porzeczkową zupę. Mogła uchronić przed chorobami sercowo-naczyniowymi, uelastycznić naczynia krwionośne, wzmocnić mięsień serco­wy, wyregulować ciśnienie krwi, zapobiec rozwojowi miażdżycy, uchronić przed zawałem serca, wzmocnić organizm, oczyścić układ moczowy, uwolnić od biegunek, oczyścić organizm z toksyn…

Pochwalcie się, kto latem wprowadził czarne porzeczki do diety i jesienią cieszy się jej terapeutycz­nymi właściwościami. Powinni wszyscy naturalnie dbający o zdrowie.

Wolicie tabletki? W opakowaniu witaminy C z czarnej porzeczki jest 250 tabletek, czyli pięć razy więcej, niż tej za 16 złotych, a w 1 tabletce jest 60 mg, więc dwa razy więcej niż w tej za 16 złotych. Gdyby brać je 3 razy dziennie w takiej samej dawce, czyli po 60 mg (1 tabletka) opakowanie wystarczy na 83 dni.

Koszt jednego dnia kuracji witaminą z czarnych porzeczek to 72 grosze (60 zł. / 83 dni).

Ta za 60 złotych jest prawie 17 razy tańsza od tej za 16 złotych!

Za równowartość 60 mg aptecznego nie wiadomo czego możecie mieć 1000 mg gwarantowanej witaminy C z owocu czarnej porzeczki. Do tego z firmy cieszącej się najwyższą czystością swoich produktów, z kraju gdzie nie znają korupcji.

Przysłowia mądrością narodu. Jedno z nich mówi: z kim przestajesz takim się stajesz. Dlatego postanawiam nie brać udziału w wydarzeniach, na które może przyjść każdy, nie bywać w miejscach gdzie może bywać każdy, chronić się przed większością z was.

W służbie głupoty i pazerności

Podczas Babiego Lata w Leśnym Grodzie miałem kilka ostatnich już książek. Za dwie chciałem razem 50 złotych. Szczęśliwa nabywczyni, która dała już banknot 50 złotowy wyrwała mi z ręki banknot 20 złotowy i była bardzo szczęśliwa z tak zuchwałego zakupu. Niech jej będzie na zdrowie byle by mi myszy czegoś nie zjadły. Jeśli zaoszczędzone dwie dychy wpłaci bezdzietnemu ojcu będę miał udział w jego dziełach. Zbierał na ratowanie stoczni, na geotermię, teraz zbiera na muzeum tożsamości. Szczęśliwa nabywczyni dwóch książek za 30 zł będzie poznawać tożsamość od ojca redemptorysty.

 Pytanie Ariela

„Na które zioła warto zwrócić uwagę przy stłuszczonej wątrobie i bardzo wysokich trójglicerydach?” Moja odpowiedź: Są choroby z niedoboru jak np. szkorbut, są też choroby z nadmiaru. W chorobach z niedoboru uzupełniamy brakujące witaminy, minerały, aminokwasy… W cho­robach z nadmiaru trzeba pozbyć się zbędnego balastu.
Wątroby nie stłuszczają się niedojadającym. To choroba z nadmiaru, czyli obżarstwa. Nie potrzeba tu ziół, lecz rozsądku. Wątroba sama się regeneruje. Nie potrzeba jej pomagać, wystarczy nie przeszkadzać. Zapraszam na Filipiny na kurację wodą z orzechów kokosowych.

Rozterka Kamili

Zainteresowałam się naturalnymi sposobami leczenia, bo te farmakologiczne nie do końca mi odpowiadają. Syn jest alergikiem i astmatykiem, córka ma problemy skórne, do tej pory ani pediatra, ani dermatolog, ani alergolog nie potrafili nazwać, a tym bardziej wyleczyć. Jutro kolejna wizyta u kolejnego dermatologa. Mnie ginekolog najchętniej ‘leczyłby’ hormonami – pigułkami antykoncepcyjnymi, a na to już się nie godzę. Tak więc pomocy szukam w naturze. Moja odpowiedź: Są choroby z niedoboru jak np. szkorbut, są też choroby z nadmiaru. W chorobach z niedoboru uzupełniamy brakujące witaminy, minerały, aminokwasy… W chorobach z nadmiaru trzeba pozbyć się zbędnego balastu. Jeśli płuca, nerki, wątroba nie radzą sobie z wydalaniem śmieci wspomaga je skóra. Pełni ona rolę trzeciego płuca i trzeciej nerki i zaworu bezpieczeństwa. Tu żadne leki nie są potrzebne, wystarczy zaprzestać zaśmiecania organizmu, nie pożerać trujących śmieci. Na początek odstawić wszystko, co zawiera pszenicę oraz tak zwane kurczaki i wieprzowinę.

Alergii i astmy nie mieli niedojadający. To choroba z nadmiaru trujących śmieci. Nie potrzeba tu leków, lecz rozsądku. Skóra sama się regeneruje. Otwarty zawór bezpieczeństwa automatycznie zamknie się, gdy ilość śmieci spadnie do poziomu, w którym naturalne filtry same sobie poradzą. Nie potrzeba pomagać, wystarczy nie przeszkadzać. Zapraszam na Filipiny na kurację wodą z orzechów kokosowych.

Podejście Kamili gorsze od katolickiego naprzemiennego grzeszenia i spowiadanie się. Naprzemienne sprzeniewierzanie się potrzebom organizmu i leczenie. Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek. Przepełniający się śmietnik nakryć obrusem, smród zagłuszyć dezodorantem z aluminiowej butli wypełnionej gazem niszczącym organizm i atmosferę.

Kamila zainteresowała się naturalnymi sposobami leczenia, dlatego, że farmakologiczne nie do końca jej odpowiadają, czyli trochę odpowiadają. Szuka lepszych leków i lepszych lekarzy, nie rozumie, że to pułapka. Zdrowi nie potrzebują leków i lekarzy.

Syn Kamili był zdrowy, ale lekarze potrzebują chorych, bo na zdrowych nie zarabiają, zarabiają na chorych, więc produkują choroby i chorowitków, by mieli kogo leczyć.

Syn dla matki powinien być dzieckiem, skarbem, aniołem. Lekarze zrobili go alergikiem i ast­matykiem. Matka zaakceptowała; wpadła w sidła bigfarmy. Syna codziennie zatruwanego przez nią samą oraz za jej zgodą w szkole nazywa alergikiem i astmatykiem, choć urodził się zdrowy. Wiele lat był zatruwany i leczony, a leczenie jest coraz większym zatruwaniem.

Wyjaśniłem na przykładzie kolana długotrwale uderzanego młotkiem. Kolano puchnie i boli, każda nowo zastosowana maść lekko chłodzi i sprawia wrażenie łagodzenia bólu, jednak po chwili ból wraca. Ofiara szuka innej maści, „lepszej”, mocniejszej, droższej, przeżywa kolejne rozczarowania. A wystarczy zabrać młotek, wówczas opuchlizna i ból same ustąpią.

W syna Kamili wali więcej młotków:
1) pszenica dosuszana tuż przed zbiorem randapem/glifosatem!
2) nafaszerowane hormonami i antybiotykami bezpłciowe mutanty drobiu.
3) syntetyczna bielizna…
Czy dojrzeje do odstawienia tych młotków?

Moje książki nie odbierają młotków. Do tego potrzeba roztropności.

Rozczarowanie Sebastiana

Mówił Pan, że wystarczy nastawić mój kręgosłup żeby wskoczył w odpowiednie miejsce. Moja odpowiedź: Zazwyczaj wystarczy, jednakże nie potrafię tego przez internet. Warto też wzmocnić mięśnie, żeby utrzymywały kręgi na właściwych miejscach. Tego też nie potrafię przez internet.

Nowy tytuł

Medycyna Rodowa Słowian nie została spisana jak np. Tradycyjna Medycyna Chińska. To, co odnajduję to ledwie okruchy jej okruchów. To, co przedstawiam to ledwie strzępy moich przemyśleń i doświadczeń. Dla wielu te okruchy są cenniejsze od pereł, gdyż perły są tylko świecidełkami. Były symbolem drogocenności gdy ich wydobywanie było okupione skróceniem życia poławiaczy. Teraz perły są hodowane więc łatwo dostępne i znacznie tańsze.

Słowo „okruchy” nie brzmi doniośle więc szukam lepszych określeń na tytuł tego zbioru. Jednocześnie mam świadomość, że nigdy nie zbiorę pełnej wiedzy i zawsze będzie to zbiór okruchów. Ciągle go uzupełniam, ale to wciąż zbiór okruchów.

Na sierpniowym spotkaniu w Wagnerówce zaprosiłem do współtworzenia tytułu powstającego zbioru. Propozycji było mniej niż palców jednej ręki, jedna brzmiała słowiańsko: „źdźbła”. Tak więc pierwotny tytuł „Perły i okruchy starosłowiańskiej wiedzy prozdrowotnej” zastępuję nowym: „Źdźbła starosłowiańskiej wiedzy prozdrowotnej”. Czekam na kolejne propozycje tytułu.

Nowa choroba – hiperelektrowrażliwość

Wywoływana jest przez anteny telefonii komórkowej i sieci Wi-Fi. Polecam opublikowany 22 lipca 2018 film: Elektromagnetyczny Świat Nowotworów.
https://www.youtube.com/channel/UCp0ALbWvFZuJbYU_h5nCo7A
Na terenie całego kraju rozlokowano rakotwórcze maszty telefonii komórkowej. Emitują wojskowe promieniowanie mikrofalowe o szkodliwych dla zdrowia częstotliwościach 800-2600 megaherców.
2600 megaherców to 2,6 gigaherca.

Megaherc to milion (1 000 000 000) herców.
Gigaherc to miliard (1 000 000 000 000) herców.

System depopulacji ludzi używa tych anten do napędzania przemysłu onkologicznego. Media Publiczne mają zakaz informowania o zagrożeniu.

W Polsce na raka od początku lat 90-tych zmarło setki tysięcy osób. Ludzie ci nawet nie byli świadomi, że przyczyną ich choroby było promieniowanie płynące całodobowo przez mieszkanie wprost z okolicznego masztu GSM.

Doktor Hubert Czerniak zrobił statystykę porównawczą ilości zgonów w poszczególnych miesiącach ubiegłego i tego roku. W tym roku umiera dwukrotnie więcej niż w ubiegłym.

Uważacie się za świadomych, ale pod pałacem namiestnikowskim nazywanym prezydenckim was nie było. Taka wasza świadomość!

Czego wam życzyć?

Zdrowia nie można życzyć, bo o zdrowie trzeba dbać. Pieniędzy nie można życzyć, bo na nie trzeba pracować. Na Titaniku byli i zdrowi i bogaci, zabrakło rozsądku. I szczęścia. Życzę więc dużo rozsądku i trochę szczęścia.