Szczypta przypraw skuteczniejsza od garści rutinoskorbinu [147]

Do niedawna była Złota Polska Jesień, mogliśmy rozkoszować się nasyconymi Światłem Słońca i Słoneczną Energią Darami Natury. Od zarania dziejów nasi zapobiegliwi przodkowie dojrzewające w Słońcu Dary Natury, wraz z nagromadzoną w nich Słoneczną Energią zamykali w słojach, słoikach, słoiczkach, butlach, butelkach, buteleczkach. Dziś już coraz mniej rodzin tak tworzy swoje spiżarnie.

Przyszła zima. Jeśli będzie mroźna wymrozi niektóre źródła zarazy. Niezależnie jaka będzie, zimą światła słonecznego jest mało, więc to zamknięte w słoikach przyda się bardzo. Niestety obecnie coraz mniej osób kultywuje dobre zwyczaje, mało kto docenia Wiedzę opartą na doświadczeniu wielu pokoleń. Coraz więcej ulega reklamowym pokusom i jada pakowaną w plastiki przemysłówę, wytwarzaną poza zasięgiem życiodajnych promieni słonecznych. Nazywana „żywnością” przemysłowa pasza, nie dość, że nie wspiera zdrowia, to jeszcze je rujnuje, a syntetyczne tworzywa zaśmiecają świat dopełniając spustoszenia.

W mojej młodości zima każdemu przysparzała rozkoszy. Nawet mniej sprawni staruszkowie doceniali jej uroki. Dziś chyba każdy niecierpliwie czeka wiosny. Jedni świadomie, inni intuicyjnie, wyczuwamy i doświadczamy, że mało słoneczna żywność w mało słonecznych porach roku sprzyja spadkowi odporności, a wówczas łatwiej „łapiemy” infekcje.

Szczycimy się nowoczesnością, zdobywaniem Księżyca, a nie wiemy czym i jak chronić się przed bakteriami i wirusami na Ziemi. Ciekawe, że wielu spośród naszych przodków wiedziało. Dlaczego więc nazywani bywają niewykształconymi?

Zazwyczaj wystarczyło sięgnąć po przyprawy. Dawniej były drogie i trudno dostępne, dziś są tanie i łatwo dostępne. Mimo to mało cierpiętników wie, że szczypta przypraw, nawet najbardziej popularnych, lepiej przysłuży się naszemu zdrowiu niż farmaceutyki.

Zazwyczaj w kuchni mamy kilka przypraw i czasem je stosujemy, ale czy w pełni znamy ich właściwości i czy umiemy je wykorzystywać? O przyprawach można wiele pisać, ale od pisaniny zdrowia nie przybywa. Przypominam więc cztery z tych niby znanych i zachęcam do częstszego i pełniejszego ich wykorzystywania, bo wiele wskazuje, że nie są doceniane, przynajmniej w zakresie właściwości ochronnych, prozdrowotnych, leczniczych, nawet w jakże częstych problemach infekcyjnych.

Czosnek

Jest przeciwutleniaczem i naturalnym antybiotykiem. W wygaszaniu infekcji i wzmacnianiu odporności nie ma sobie równych. Moc czosnku znana jest od wieków. Z jego leczniczych właściwości korzystały nasze babki, prababki, praprababki… To, co szczególnie wyróżnia czosnek to uniwersalne zastosowanie. Czosnkiem można wzbogacić smak niemal każdej potrawy.

 Cynamon

Jest sproszkowaną korą cynamonowca. Zapach i smak cynamonu kojarzymy głównie ze świątecznymi wypiekami, a powinien w naszych domach gościć na co dzień.

Cynamon rozgrzewa organizm i chroni przed infekcjami bakteryjnymi. Możemy wykorzystywać go do potrawach na słodko, jak np.: naleśniki, owsianki, kluski, makarony, ciasta, kompoty…, ale także do wielu innych, np.: pieczonych mięs, gulaszy, szaszłyków, warzyw…

Imbir

Świeżemu korzeniowi imbiru działanie leczące nadają: zingiberol, gingerol, zinferon…, to dzięki nim imbir: gasi stany zapalne, przyspiesza usuwanie toksyn, działa antybakteryjnie i rozgrzewająco. W pewnym zakresie działa podobnie do aspiryny, ale jest od niej skuteczniejszy.

Dla wzmocnienia odporności kilka cienkich plasterków korzenia imbiru zalewano gorącym alkoholem i tak powstały napój wypijano codziennie (rano). Można wzbogacić sokiem z cytryny i miodem.

Kurkuma

Jest naturalnym antybiotykiem. Jest ponocna w zapobieganiu infekcjom bakteryjnym, wirusowym, grzybiczym. Nadaje potrawom złocisty odcień. Świetnie sprawdzi się w potrawach każdej kuchni, od dalekowschodniej do naszej.

Proszek z korzenia kurkumy jest składnikiem popularnej mieszanki przypraw: curry.

Kurkumę można stosować do oczyszczania organizmu z toksyn, a także wykorzystywać jej działanie przeciwbólowe.

Wszystkie tu wymienione przyprawy można połączyć, sporządzając rozgrzewającą miksturę.

Więcej o wykorzystywaniu przypraw można przeczytać w kilku moich książkach, bowiem kończąc je przepisami kulinarnymi zamieszczam dla wygody czytelników także rozdział o przyprawach.

Nie widziała dupa słońca, zagorzała od gorąca [112]

Miałem wielu nauczycieli, jednego z nich grono pedagogiczne pozbawiło odbytu. Było to tak dawno temu, że nie było jeszcze proktologów, a palec tam wpychali chirurdzy.

Mój poligon

Potrzebowałem królików doświadczalnych do badań wpływu kolorów na zdrowie i samopoczucie. Znalazłem je w wieczorówce. Tak nazywano Liceum dla pracujących. Uczyły się tam niemal same nastolatki, które odeszły z innych szkół, tak zwanych dziennych, zazwyczaj po konfliktach z nauczycielkami, czasem po zajściu w ciążę.
Byłem już po czterdziestce i dostanie się tam nie było łatwe, gdyż trudno było zataić, że nie potrzebowałem wykształcenia, bo byłem czołowym racjonalizatorem huty, w nagrodę za największą ilość projektów wynalazczych delegowanym na Targi Budapeszteńskie w celu zapoznania się z nowoczesną techniką krajów RWPG.
Owa szkoła była babińcem, tak co do personelu jak i uczniów. Męskie grono stanowił jeden nauczyciel, krótko dwóch. Męskich uczniów długo było dwóch, długo byłem jedynym, a rekordem, ale bardzo krótko było czterech.

Zakres działań

Problemy dziewcząt były podobne, zazwyczaj anemie, niewydolności nerkowe, bóle menstruacyjne, zaburzenia cyklu, trądziki, niewydolność krążenia, marzniecie dłoni i stóp, ale zdarzyły się padaczka, otępienie spowodowane długim i nieskutecznym leczeniem, bezpłodność… Umiejętne stosowanie samych tylko kolorów załatwiało wszystko, dziewczyny zdrowiały w zadziwiającym tempie i z zaskakującym skutkiem. Niezależnie od bagażu rozczarowań terapiami medycznymi i farmakologicznymi. Najciekawsze przypadki opiszę przy innej okazji. Tymczasem wracam do nauczyciela i jego odbytu.

Zajzajerem w bezpartyjnego

Kochał swoją pracę, umiał nauczyć i być prawdziwym nauczycielem. Nie należał do partii. Partyjne babska usiłowały zapędzić go w szeregi PZPR, a on nie czuł takiego powołania i nie rozumiał, że psuje im statystykę.
Pezetpeerówki nie umiejąc wyłożyć rzeczowych argumentów postanowiły zlikwidować niezrzeszonego. Ponieważ nie był na tyle subtelny, by uciec z gniazda żmij podejmowały liczne próby otrucia go. Gdy sięgał po szklankę z herbatą nie dla niego przeznaczoną, zawartość tej, dla niego przeznaczonej wylewały do zlewu.
Wielokrotnie udawało mu się unikać uknutego wyroku. W końcu załatwiły go, a wraz z nim swój problem. Pozostały same, sto procent Pe Zet Pe eRu. Niepartyjny z przeżartymi jelitami wił się w bólach i tułał po lekarzach, przychodniach, szpitalach…

Niedoszła terapia

Miałem ambicje wygoić mu odbyt przeżarty zajzajerem, podsuniętym w herbacie przez pezetpeerówki. Proponowałem miód stosować doodbytniczo i samemu sobie masować swoim palcem. Nie chciał. Myśląc, że obawia się miodu zaproponowałem mydliny z mydła miodowego. Zwierzył mi się, że sam nie mógłby sobie tam palca wsadzić. W końcu trafił do chirurga, a ten brutalnie wcisnął mu tam palucha w rzeźnickiej rękawicy i porozrywał poparzone zajzajerem jelito.
Od tej pory było coraz gorzej. W końcu medycy odłączyli odbyt od jelita, a jelito wyprowadzili z brzucha do przodu.

Słońcem w dupę

W poprzednim wpisie zamieściłem list Jacka (w całości i z zachowaniem pisowni), opisujący katowanie swoich jelit i całego organizmu. W konsekwencji spowodowało to przeżarcie odbytu. W tym przypadku z własnej woli i własnych wyborów przemysłowej paszy, nazywanej pokarmem.
Jacek, jak prawie wszyscy zatruwający mi życie swoją błazenadą nie napisał po co, ani dlaczego do mnie kieruje swój życiorys. Pewnie miodu, ani mydlin też by nie stosował. A gdyby znalazł się mędrzec, który by takim helioterapię zaproponował to ilu wystawi ku Niebu miejsca, które dotychczas Słoneczka nie widziały? Czy nadal będziecie chronić je przed słońcem, okrywając szczelnie syntetycznymi tkaninami, w których kochają się nowotwory?

Helioterapia, heliohigiena, heliowitalność 

Skuteczność helioterapii możecie teraz sprawdzić sami. O ile pozwolicie Słońcu całować wasze d… Napiszcie o własnych doświadczeniach z wystawiania ku Słońcu swoich, dotychczas przed nim chronionych intymności.

Nowotwory jelit, odbytu i innych części ciała trapią wielu katujących się przemysłową paszą, pełną syntetycznych polepszaczy trwałości, wyglądu, smaku. Naświetlenie promieniami słonecznymi, zawierającymi nie tylko te z zakresu widzialnego, ale także podczerwone i nadfioletowe od zawsze znane były z działania prozdrowotnego i leczniczego. Wystawiano na Słońce pościel i bieliznę, a Ono rozprawiało się z bakteriami, roztoczami, robactwem…

Jakość źródła światła ma decydujące znaczenie także dla systemu hormonalnego. Im bardziej sztuczne światło różni się od słonecznego, tym gorzej wpływa na gospodarkę hormonalną człowieka. Znacznie lepiej mieszka się i pracuje w pomieszczeniach oświetlonych światłem dziennym. Mniej zmęczenia i stresu to jeden z najszybciej zauważalnych efektów oddziaływania światła naturalnego.

Więcej światła – dłuższe życie

Długość życia ludzi wzrasta wraz ze wzrostem ilości światła i bogactwa kolorów do nas docierających. Najwyższą żywotnością cieszą się żyjący w pełnym świetle słonecznym. Naturalne światło Słońca jest dla zdrowego funkcjonowania niezbędne.
Godnym podkreślenia jest fakt poprawy stanu zdrowia osób cierpiących z powodu zapalenia stawów, gdy rezygnowali z okularów (zarówno korekcyjnych jak i przeciwsłonecznych). Poprzez szkła okularów oczy nie otrzymują pełnej gamy promieni Słońca i naturalne czynniki biochemicznego rozwoju są drastycznie hamowane.
Osoby ciągle noszące okulary, przebywające długo za szybami, w pomieszczeniach o niedostatecznej ilości światła dziennego (małe okna, okna ciągle przesłonięte żaluzjami) – zarówno w mieszkaniach jak i miejscach pracy – zapraszam do sprawdzenia reakcji swego organizmu, gdy zaczną wychodzić w otwartą przestrzeń (niekoniecznie w pełnym słońcu). Wasze doświadczenia nagłej poprawy zdrowia (jeśli podzielicie się nimi, do czego serdecznie zapraszam) mogą być rozszerzeniem kolejnego wydania mojej książki o wpływie kolorów na zdrowie i samopoczucie.

Darmowa witamina

Nasza skóra powinna regularnie otrzymywać stosowną ilość światła słonecznego, inaczej grozi nam przemęczenie, niedobór witaminy D[1], uporczywe utrzymywanie się rozmaitych zaburzeń. W długie słoneczne dni wytwarzana pod wpływem Słońca witamina D zaspokaja nawet 80 % zapotrzebowania naszego organizmu. Pozostałe 20 % możemy uzupełnić z odżywiania. Gdy dni są krótkie, a także w okresach dłuższego zachmurzenia nasz organizm narażony jest na niedobór światła i deficyt witaminy D. Wówczas łatwo o kiepski humor, a nawet stany depresyjne. Podświadomie tęsknimy za Słońcem.

Skutki niedoboru

Skutki niedoboru światła słonecznego i witaminy D są najbardziej widoczne u dzieci, gdyż ich układ kostny jest jeszcze w budowie. Koślawe nóżki, zawadzające o siebie kolanka to skutek nie tylko niedoborów w diecie, ale także niedoboru światła.
Skutki niedoboru światła i witaminy D są niebezpieczne także dla starszych, straszonych osteoporozą. Jednocześnie szczególnego podkreślenia wymaga fakt, że choroby stawów, kości, skóry obce są tym, którzy umiejętnie korzystają z promieni Słońca. Wyjaśnieniem tej ciekawostki jest fakt, iż pod wpływem światła słonecznego nasz organizm produkuje także kolagen[2]. Ukrywanie tego faktu zawdzięczamy bogacącym się na produkcji i reklamie kolagenowych kosmetyków i kolagenowych suplementów diety.

Kolagen tylko własny – ze światła

Niedobór kolagenu powoduje m.in. zwyrodnienie tkanki łącznej sprężystej, szkorbut, rozstępy skórne, różne zapalenia, zapalenia stawów, choroby reumatyczne… Wszystkie te problemy i wiele innych łagodnieją, a wiele z nich ustępuje pod wpływem światła słonecznego. Im więcej Słońca wykorzystamy w słoneczne dni, tym zdrowsi i odporniejsi będziemy cały rok.
Kolagenowe suplementy i kosmetyki – niezależnie od pochodzenia (z ryb, ze świń) i postaciowi (kapsułki, żele, kremy) mogą być pomocne, jednakże w znikomym zakresie i pod warunkiem dostarczenia organizmowi także czystej wody. Kolagen bez wody jest bezużyteczny, natomiast promienie Słońca i czysta woda są skuteczne i bez kolagenu.

 

[1] To nazwa kilku związków rozpuszczalnych w tłuszczach: wit. D1 (kalcyferolu), wit. D2 (ergokalcyferolu), wit. D3 (cholekalcyferolu). W organizmach występują w postaci prowitamin pochodnych cholesterolu; pod wpływem promieniowania ultrafioletowego przekształcają się we właściwą witaminę. Witamina D reguluje gospodarkę wapniową i fosforową organizmu przez ułatwianie wchłaniania i obni­żanie wydalania z moczem wapnia i fosforu. Witamina D znajduje się w tranie ry­bim, mleku, jajach, a jej prowitaminy w drożdżach, nowalijkach, tkankach zwie­rzęcych. Skutkami niedoboru wit. D są: krzywica, utrata zębów, łamliwość kości…

[2] Nazwa pochodzi od greckiego słowa oznaczającego „klej”. Kolagen to białko włókienkowe; nadaje elastyczność tkance łącznej, występuje w skórze, naczyniach krwionośnych, ścięgnach, stawach, kościach, jelitach,… Kolagen zbudowany jest z długich, spiralnych łańcuchów peptydowych, w których występują głównie trzy aminokwasy: prolina, hydroksyprolina, glicyna.

2020 – Co przyniosą dwie dwudziestki? [66]

Kończy się rok uznawany za 2019, choć wiadomo, że w obliczeniach popełniano błędy. Składamy bliskim życzenia noworoczne. Zazwyczaj wysyłane z elektronicznego pudełeczka. Pukanie palcem w świecący ekranik nie sprzyja refleksjom. Choć grudniowe święto brzucha za nami, nadmiar jedzenia, pozostałego po świątecznym ucztowaniu, rozleniwia.

Pogrążam się w analizie genealogicznej, gdyż dziś dostałem akt małżeństwa z 1910 roku. Franciszek Narewski, 71-letni wdowiec po zmarłej żonie Teresie z Kostkowskich, urodzony w Warszawie, oficjalista mieszkający w Klimkiewiczowie, poślubił 42-letnią Julię z Bojanowiczów, wdowę po zmarłym mężu Józefie Smużyńskim. Świadkiem tego ślubu był mój pradziadek Innocenty Kostkowski. Drugi świadek też blisko spokrewniony.

O tym ślubie od dawna wiedziałem z raptularza. Raptularz pisano po łacinie, ale nazwiska po polsku. Dziś otrzymany akt ślubu sporządzony jest po rosyjsku. Zarówno z łaciną jak i cyrylicą radzę sobie świetnie. Nic nie powinno mnie zaskoczyć, te same daty, te same nazwiska. Jednak w akcie, który dziś dostałem jest więcej informacji. Pradziadek, który w aktach urodzeń i chrztów swoich dzieci występował jako mistrz kunsztu bednarskiego, w tym akcie występuje jako rządca w Częstocicach. A kto w Częstocicach potrzebował rządcy? Tylko Wielopolscy.

W majątku Wielopolskich starszym koniuszym był prapradziadek mojej żony Michał Pardak (1817-1891). Konno woził hrabiego do Londynu, Paryża, Wiednia… Jeśli mój pradziadek zarządzał majątkiem Wielopolskich, a prapradziadek mojej żony woził hrabiego, to moi przodkowie z przodkami mojej żony mogli spotykać się w majątku Wielopolskich. Wielu Kostkowskich było rządcami w różnych majątkach, dworach, folwarkach; właściwie wszyscy, oprócz tych, którzy byli księżmi, zakonnikami, i tych z mojej linii, którzy byli rzemieślnikami.

I oto dzwoni telefon. Na wyświetlaczu: Telewizja VTV. Redaktorzy rozmawiają z przyjaciółmi telewizji. Snują się refleksje z dobiegającego końca roku, padają życzenia na rok nadchodzący. Czy obawy o układ cyfr i liczby zawarte w numerze nadchodzącego roku mają sens? Przecież wiemy, że w obliczeniach popełniano błędy; po co więc skupiać się na dwóch dwudziestkach?

Czego więc ja powinienem życzyć? Wszystko to, co zawsze było ważne teraz staje się jeszcze ważniejsze. Życzę więc: Słońca i wielu dni słonecznych, pogodnego Nieba, Wody czystej, Powietrza świeżego, Żywności naturalnej i zdrowej, Wolności prawdziwej, Rozsądku.

W dzieciństwie dużo przebywałem na Słońcu. Niebo pogodne widywałem w dzień i w nocy. Wpatrywałem się w gwiazdy. Współcześni wpatrują się w telewizory, smartfony, Niebo zastępują im niebieskoświatłe ekrany. Nawet gdyby spojrzeli w Niebo zamiast gwiazd zobaczą trujące chmury ze związków baru, strontu, aluminium, czerwonych krwinek, wirusów i ich fragmentów, bakterii dotąd spotykanych w zatruciach starym mięsem, powodujących infekcje płuc, dolegliwości jelit… Tak „władcy tego świata” trującymi chemikaliami redukują liczbę populacji.

Słońca nad Polską coraz mniej, coraz więcej chemicznych chmur, ilość zgonów wzrasta w tempie zastraszającym. Zabierają nam Słońce, zabierają nam Niebo. Wykorzystujmy więc każdą porcję słonecznego światła. Odsłaniajmy nie tylko zasłonki, ale także firanki. Spacerujmy w Słońcu, pracujmy w świetle dziennym, słonecznym. A gdy Słońca zbyt mało wykorzystujmy żarówki żarowe. Oszczędności na ledowych są złudne. Nawet przy założeniu 90 % oszczędności z oświetlenia ledowego w porównaniu do 100-watowej żarówki żarowej, świecąc 3 godziny dziennie, oszczędność finansowa to zaledwie 4 zł na miesiąc. Nie kupicie za 4 złote miesięcznej kuracji suplementami. Kto chce oszczędzać niech usunie klosze i zastosuje lustra, które powiększą ilość światła za darmo, bez poboru energii.

Wodę warto by mieć z własnej studni. Możemy też nauczyć się pozyskiwać wodę z przyrody, powietrza, roślin. Ta umiejętność jest kluczowa do przetrwania.

Powietrze oczyszczą nam kwiaty domowe (o ile będą mądrze dobrane), spacery w lesie, ogrodzie.

Żywność naturalną, niemodyfikowaną, choćby tyle, co na parapecie, ale własną. Przynajmniej pietruszkę, pokrzywę które nie wymagają ogródka. Jak na Filipinach Moringa, którą my się zachwycamy. Tam przez rozsądnych jest stosowana do zup, ryb, różnych dań, tak jak u nas pietruszka. Przez bogatych bywa traktowana jak chwast, podobnie jak u nas pokrzywa.

Życzę także: Wolności i Rozsądku. Jeśli chcecie to zapisać to piszcie te słowa z Wielkiej litery i z wykrzyknikiem!

Czym więcej zanieczyszczeń tym ważniejsze oczyszczanie. Kąpielami osiągniemy więcej, szybciej, sprawniej, skuteczniej, gdyż kąpiele oddziałują na dużą powierzchnię ciała. To, co na Filipinach osiągnąłem w trzy miesiące w Polsce można mieć w 3 miesiące, a nawet w 3 tygodnie.

22 grudnia Słońce pocałowało Zwrotnik Koziorożca. Mimo chłodu i ciemna jest to czas tryumfu światła nad ciemnością. Od tej chwili każdy dzień staje się dłuższy od poprzedniego. Wiedzieli o tym dawni Słowianie i wszystkie starożytne ludy. Świętowano narodziny nowego Słońca. Współcześni zatracili związek z Naturą. Do zimowego przesilenia nie przywiązują uwagi. Czas ten, mimo iż nazywany i interpretowany jest zgoła inaczej, w zbiorowej świadomości wciąż wiąże się z tryumfem światła nad ciemnością.

W szkole uczono, że starożytni Rzymianie zimowe przesilenie nazywali (za cesarzem Aurelianem) „czasem niezwyciężonego Słońca” i z tej okazji obchodzili huczne Saturnalia. Nie uczono natomiast, że w tym okresie świętowali również Słowianie. Dla Słowian moment górowania Słońca był początkiem Szczodrych Godów. Wraz z nastaniem na słowiańskiej ziemi chrześcijaństwa tradycje godowe przeinterpretowywano by stopniowo odciągać od dawnego kultu solarnego. Szczodre Gody z biegiem czasu przekształciły się we współczesne obchody Narodzenia innej Postaci. Słowiańskich bogów związanych z kultem solarnym przyćmiewa inna Postać i obchody Jego narodzin wkomponowanych w ten właśnie czas.

Ciąg dalszy dopiszę wkrótce.
Wstawię też fragment audycji z moją wypowiedzią.