Które z ziół najważniejsze [113]

31 lipca 2021 r. odwiedziłem Orzechówkę. Pewna zielarka chciała odnaleźć tam tajemniczą roślinę z jednego z filmików śp. świętokrzyskiego prepersa. Miała nadzieję, że w miejscach, po których niegdyś oprowadzałem adeptów ziołoznawstwa i ziołolecznictwa odnajdziemy kupę kamieni, na której parę lat temu roślina ta rosła.

Dzisiejszy widok do niedawna tętniącego życiem gospodarstwa wzbudza przerażenie i żal. Po ogrodach warzywnym i ziołowym nie ma śladu. Wszędzie zarośla zdziczałych badyli. Sprzęty bezładnie porozrzucane niszczeją, podwórko zagracone rupieciami i gromadzonymi śmieciami, których nikt nie sprząta. Widać brak gospodarza, a raczej rozumu i serca bo gospodarz jakiś jest. Spotkaliśmy go nawet. Stał na drodze przed wjazdem, z czwórką osób, które w zeszytach i smartfonach utrwalały co im mówił o rosnących tam ziołach.

Jakże inaczej wyglądały zajęcia, kiedy ja tam prowadziłem kursy zielarskie. Kursanci zbierali rozpoznawane zioła i przynosili do wykorzystywania w posiłkach. Nadmiar układali na długim stole. Uczyliśmy rozpoznawać nie tylko w miejscu gdzie rosły, także wygrzebywane z wielkiej sterty na stole. Nie tylko po wyglądzie, także po smaku, zapachu, dotyku. To znacznie  trudniejsze, gdy rośliny wymieszane z innymi. Omawialiśmy je poznając ich charakterystyczne cechy. Następnego dnia, w terenie przypominali sobie co się nauczyli dnia poprzedniego. Program kursów, które ja prowadziłem gwarantował opanowanie ponad osiemdziesiąt ziół, które wypisałem na dyplomach, ale zależnie od zdolności grupy udawało się nauczyć odnajdywania ponad setki, a rozpoznawania prawie dwóch setek.

Kursantom, których spotkaliśmy na drodze, pokazałem rdest ptasi, który deptali, nie znając ani jego wyglądu ani zastosowania, mimo iż dzisiaj jest jednym z najważniejszych ziół do ochrony przed zarazami. Tymi, rozprzestrzenianymi przez bandytów usiłujących nas wymordować i tymi, rozprzestrzenianymi przez głupków, dobrowolnie pozwalającym wstrzykiwać sobie trucizny wraz z rozkawałkowanymi płodami ludzkimi.

Zjadając liść winogrona i kwiatek cykorii podróżnika usiłowałem spotkanym kursantom pokazać różnicę między gromadzonymi wiadomościami, a wiedzą wynikającą z praktyki. Przypomniałem sobie i im zupę z podagrycznika, która była obowiązkowa w pierwszym dniu zajęć, kiedy ja tam oprowadzałem kursantów. Wówczas pół setki ziół poznawaliśmy już na podwórku świętokrzyskiego prepersa (niektóre ja tam przywoziłem i sadziłem), dziś z trudem znalazłoby się tam kilkanaście, a i to w opłakanym stanie. Najpiękniejsze wytrzebione, podagrycznik wówczas wysoki na metr, ma ledwie kilka centymetrów. Pachnącej kolendry i wielu innych witających już od bramy nie było w ogóle.

Jedyny w grupie kursantów (4-osobowej) mężczyzna widząc jak zjadam kwiatek cykorii podróżnika zapytał czy to dobre. To przerażający brak zdolności rozumowania i dowód hasłowego podejścia, bowiem cóż znaczy „dobre”? Dobre na co? Dobre dla kogo? Gdyby skosztował, poznałby praktycznie, więc dowiedziałby się. A z pytania co mu przyjdzie? Oczywiście nie zrozumiał wywodu. Pozostali też nie, bo zaraz padło pytanie o dziesięć ziół najważniejszych. Gdy usiłowałem dociec co rozumieją pod hasłem „najważniejszych” zmniejszyli limit do pięciu.

Wymienić ziół z pamięci, nawet w nocy wybudzony ze snu mógłbym co najmniej trzysta, a na spokojnie sześćset. Robiliśmy z żoną takie ćwiczenia. Ale jak określić które ważniejsze od którego i dla kogo? Ważniejsze w czym? Pod kątem wielokierunkowości działania, czy tego, co kogo w danym momencie trapi? Najważniejsze zioła to te, które mamy pod ręką, które znamy, wiemy jak je stosować i możemy użyć natychmiast!

Najważniejszym pod kątem wszechstronności byłyby konopie. Ale sybiracy nie mieli konopi! Ratowali się sosną i rokitnikiem. My też powinniśmy je wykorzystywać. Niestety większość nie zna właściwości i wartości ani sosny, ani rokitnika, a powinni, bo w czasie zarazy mogą być jedynym ratunkiem.

Pod kątem siły przetrwania do najważniejszych należałyby perz i pokrzywy. Ale co w takim razie z tymi, które są pod ręką, ale nie nazywamy ich ziołami, jak np. krzepiącą rzepę? No ale jak mówić i pisać o rzepie do tych, który rzepy nie jadają? Skąd mieliby wiedzieć jak krzepi? Dla przyszłych matek najważniejszym ziołem były maliny. Zapewniały bezbolesność porodów. Wiecie choć która to część roślin? Owoc jest sezonowy, a potrzebujemy dostępności przez cały rok. Co z malin pozostaje w zimie pod śniegiem? Kto w dobie zastępowania naturalnych porodów operacjami chirurgicznymi docenia wartość malin? A wy, kursantki, też  wybierzecie skalpel? Mam pisać o tym, czego i tak większość nie spróbuje?

Czy dla tego, kto nie doświadczył paraliżu ważna będzie roślina, która mnie z niego wybawiła? A jeśli komuś gniją jelita i wspomniana już cykoria podróżnik (ceniona w czasie gdy nie było kawy) może uratować życie miałaby się znaleźć w pierwszej piątce, to co z tej piątki wyrzucić? A tysiącznik, który już w nazwie ma tysiąc, jako, że tyleż chorób nim wyleczano? A szałwia, o której jeden z ojców zielarstwa pisał: „nie powinien umrzeć kto ma szałwię w ogrodzie”? Borykający się z krwawieniami w pierwszej piątce chcieliby mieć krwawnik, a obżerający się pszenicąmorwę. Kto dawno zrezygnował z pszenicy i żadnych ziół nie potrzebuje dzięki orkiszowi pewnie w pierwszą piątkę wpisałby orkisz. Cenzor Kantor, który przyznał, że Rzymianie przeżyli kilka wieków bez lekarzy dzięki kapuście oraz ci, którzy kapuście wystawili świątynię, a także dr Górnicka, która wymieniła sto chorób, które leczy kapusta i ja, który wymieniłem ich dwieście powinniśmy kapustę też do pierwszej piątki zaliczyć.

Jak rozszerzycie limit co najmniej do setki możemy snuć rozważania co w pierwszej setce powinno się znaleźć, ale przy tak wąskim limicie jak piątka, czy choćby dziesiątka nie ma to sensu. Najważniejsze zioła to te, które macie pod ręką i możecie wykorzystywać. Cóż wam po tych, o których ktoś, gdzieś powiedział, czy napisał?

Tajemna moc liści chrzanu [90]

Do kiszenia ogórków powszechne jest dodawanie kawałka korzenia chrzanu, ale z równie dobrym skutkiem można wykorzystywać liście chrzanu. Chrzan łatwo znaleźć i rozpoznać. Jego duże, podłużne liście były wykorzystywane zazwyczaj do zabezpieczania żywności przed psuciem.

Zarówno korzeń chrzanu jak i jego liście zawierają: potas, magnez, wapń, witaminy C, A, B, E… Witaminy C najwięcej jest w liściach, ponieważ powstaje w procesie fotosyntezy pod wpływem Słońca.

Skoro tyle naturalnych dóbr mamy w zasięgu ręki to skąd moda, czy wręcz religijna głupota kupowania syntetycznych przemysłowych paskudztw w plastikowych pudełkach, nazywanych „witaminami”, „suplementami”, zatruwania się masą tabletkową, wypełniaczami, barwnikami, przeciwzbrylaczami, zaśmiecania świata syntetycznym plastikiem, nadużywania przedrostka „eko”?

Liście chrzanu zawierają przeciwdziałające rozwojowi bakterii glikozydy siarkocyjanowe. Młode liście chrzanu są smaczne, więc polecam wykorzystywać je gdzie tylko można i gdzie tylko się da.

Do niedawna osełki masła wiejskie gospodynie owijały liśćmi chrzanu. W ten sposób zabezpieczały masło przed rozwojem bakterii i psucie, a więc przedłużały jego świeżość.

Zabezpieczać przed psuciem i przedłużać świeżość liśćmi chrzanu można także sery, wędliny, ryby, warzywa…

Na liściach chrzanu można piec chleb, podobnie jak na liściach kapusty (wspominałem o tym chyba na spotkaniu Wolnych Ludzi w Krakowie). Liście chrzanu są soczyste (mają dużo wody), dzięki temu nawilżają chleb w trakcie pieczenia, a wydostające się z nich olejki dodają chlebowi smaku i wyjątkowości.

Liście chrzanu wykorzystujemy podobnie jak papier do pieczenia, albo liście palmy bananowca. Wszystko co przeznaczone do pieczenia lub grilowania może być ułożone na liściach chrzanu lub zawinięte w liście chrzanu. Np. mięso zmielone i przygotowane jak na kotlety, a jeszcze lepiej z warzywami proponuję zawinąć w liście chrzanu (tak, jak zawija się gołąbki w liście kapusty) i upiec. Zyskamy nie tylko na smaku i wyglądzie potraw, ale przede wszystkim na zdrowiu i przyjemności z tworzenia posiłków smaczniejszych i zdrowszych.

Natychmiast po przeczytaniu tego wpisu pewna gospodyni zrobiła z liści chrzanu masełko chrzanowe. Tak domownikom posmakowało, że odtąd jedzą tylko takie. Dodaję więc ten akapit gratulując pomysłu na ciekawe przetwarzanie liści (nie tylko chrzanowych) i  zachęcam wszystkich do równie zdrowej kreatywności. Prześcigajcie się w pomysłach na ziołowe masełko. Chrzan, koper, czosnek, szczypior czosnku i cebuli, pokrzywa, komosa, natka pietruszki, natka marchewki, liście rzodkiewek, konopi, czosnek niedżwiedzi, listki, pączki i kwiaty drzew i krzewów owocowych, porzeczek, malin, morwy…, kwiatki i listki roślin polnych i ogrodowych, stokrotek, mniszka, nasturcji, nagietków, dyni, cukini, kabaczków, ogórków, ogóreczników… Co jeszcze odtąd będziecie dodawać do masła i twarogu?
A może ktoś z moich czytelników od dawna stosuje ziołowe masła i ziołowe twarogi? Dzielcie się pomysłami. Zapraszam zarówno tych, którzy od dawna stosują ziołowe smarowidełka jak też tych, których udało mi się zachęcić by zaczęli.

Majtkowa riposta [78]

Pod moich artykułem „Zimne stopy, zimne dłonie, słabe krążenie krwi, brak radości…” bezimienna anonimka napisała taki komentarz: „Hmmm na pewno z wieloma informacjami się zgodzę i podoba mi się Pana podejście do tematu. Jedno jedyne ale…. nie piłam mleka, jak również nie jadłam mięsa, a dłonie i stopy miałam zimne.”

Mógłbym odpisać – zresztą zgodnie z prawdą: a ja mleko piłem, mięso jadłem, a dłonie i stopy miałam ciepłe. Byłoby po temacie, jednakże te dwa zdania komentarza bezimiennej komentatorki skrywają głębię niezdolności kojarzenia faktów i r-o-z-u-m-o-w-a-n-i­­-a. Gdybym napisał większe opracowanie dotyczące potrójnego ogrzewacza[i], tym bardziej byłoby mi przykro gdyby bezimienna i to też nazwała „informacjami”. Dlatego zdecydowałem wylać kubeł zimnej wody z nadzieją, że choć jedna kropla spadnie na skroń anonimki. Mam nadzieję, że więcej potrzebujących, nie tylko z podobnymi „problemami” korzysta z W-i-e-d-z-y, którą bezimienna nazywa „informacjami”.

Różnice między Wiedzą (z doświadczenia) a informacjami (zasłyszanymi) wyjaśniałem przy różnych okazjach. Ambitni znają je z moich wypowiedzi, więc nie ma potrzeby rozszerzać tej riposty. Pozostanę przy marznięciu stóp i dłoni, czyli miejsc najodleglejszych od serca. W pierwszych słowach mojego artykułu napisałem: Marznięcie stóp i dłoni utożsamiane jest ze słabym krążeniem krwi, anemią, niedokrwistością. Krew zbyt słabo krąży z różnych powodów, np. niewydolności serca, zbytniej gęstości krwi, ubogiego jej składu, zamulenia naczyń krwionośnych…

Skupiłem się na słabym krążeniu krwi, jako zaburzeniu nad którym sami możemy łatwo zapanować. Przybliżyłem niedocenianą, a często lekceważoną przyczynę słabego krążenia krwi, jaką jest brak radości i traktowanie serca (żywego organu i siedliska uczuć) jak pompę (martwy przedmiot mechaniczny). Zachęciłem do poznawania psychicznych przyczyn fizycznych dolegliwości. Wspomniałem o Louise L. Hay i jej książce „Możesz uzdrowić swoje życie”, a tych, którzy nie znają tego dzieła zachęciłem by nadrobili zaległości.

Chora moda wychładzania

Pisząc do i dla rozumnych pominąłem częstą przyczynę marznięcia stóp, dłoni, pleców, całego ciała, jaką jest wieloletnie wychładzanie organizmu lub tylko okolicy nerek i jajników. Uważałem, że czytelniczkom nie obce jest przeznaczenie majtek. Okazuje się jednak, że nie wszystkie wiedzą czym są majtki i gdzie się je powinno nosić. Zresztą wiele innych aspektów kobiecości też im jest obce. Ponieważ pokolenie babek wszystko to wiedziało, to zgrozą napawa myśl: komu zależy, żeby nawet poprzez majtki wyniszczać dzieci i młodzież, o dorosłych wariatkach nie wspominając.

Jakże to przykre, że przeznaczenie i wartość prawdziwych majtek babom ma wyjaśniać chłop.

Majtki i maliny

Majtki (także spódnice i sukienki) naszym babkom i ich dzieciom okrywały okolice nerek, jajników, lędźwi chroniąc te miejsca przed wychłodzeniem. W czasach takiego używania majtek niepłodność była bardzo rzadko spotykana, porody były naturalne, kobiety ciężarne często do momentu porodu pracowały w polu i natychmiast po porodzie kontynuowały przerwaną pracę.

Nasze babki i matki znały rozgrzewające właściwości malin i powszechnie stosowały je nie tylko w przeziębieniach, także dla bezbolesnych porodów i szybkiego obkurczenia macicy po porodzie. Dzięki zapewnieniu ciepła, szczególnie za sprawą majtek, a dodatkowo także malin kobiety były silne, czerstwe, zdrowe. I nie marzły im paluszki!

Tak więc bezimienna anonimko – Justyno S…..k nie tylko tożsamości nie udało Ci się ukryć, nie udało Ci się ukryć także problemów zdrowotnych. Mogłabyś ich uniknąć gdybyś doceniała rolę majtek. Ale mam dla Ciebie dobrą nowinę. Tak, jak wszystko można popsuć, tak też wszystko można naprawić. Zadbaj więc o strefę swoich lędźwi.

A za poprzednim artykułem powtórzę: Daj sercu radości! Zakochaj się! Jeśli nie masz w kim, ani w czym to zawsze możesz pokochać siebie. Codziennie patrz w lustro i mów do tej, którą tam zobaczysz: „Kocham cię”. Mów też: „Moje lędźwie, dłonie, stopy są ciepłe”.

Nie mówcie, że o tym wiecie (z zasłyszenia) lecz róbcie to, dokonujcie tego i doświadczajcie cudu. Co było koszmarem wielu z was teraz może być przemieniane w radość pełni zdrowia.

Dajcie znać jak poczujecie ciepło. Pokażcie córkom i siostrom tę najłatwiejszą, najskuteczniejszą i najtańszą terapię.

[i] Potrójny ogrzewacz to trzy centra energetyczne, jakoby trzy piecyki we wnętrzu każdego z nas.