Anemia i żelazo [37]

Jak dawniej radzono sobie z anemią i niedokrwistością? W jabłko wbijano gwoździe, które wchodziły w reakcję z zawartymi w jabłku kwasami. Po krótkim czasie gwoździe wyjmowano, zjadano jabłko z naturalnym żelazem i po problemie. A czym jest współczesne żelazo z apteki? Zazwyczaj to tlenek żelaza, czyli rdza, ale z dodatkami niszczącymi nie tylko układ pokarmowy ale nawet zęby.

Ja polecam czarne porzeczki i maliny, i to przez cały rok! Aby mieć po sezonie możemy owoce suszyć. Kto nie ma owoców świeżych ani suszonych może (nawet w zimie) wykorzystać jednoroczne pędy malin, które gotujemy w wodzie i wypijamy wywar.

Znajoma ubezpieczycielka była u matki dziewczynki leczonej
z anemii… farmaceutykami. W wyniku leczenia powstały inne straszne choroby: haszi­moto, leśniowskiego-krona… Zadzwoniła do mnie bym coś zaradził. Zaproponowałem czarne porzeczki. Jednakże matka hołduje lekarzom, którzy są dumni, że farmaceutykami podbili poziom żelaza, a teraz farmaceutykami leczą choroby wywołane leczeniem anemii.

Doprowadzenie dziecka do anemii to zbrodnia niedożywienia. Ale współczesne leczenie anemii wyniszczające tarczycę i jelita, wywołujące kolejne choroby to już rozbój i bandytyzm!

Porzeczek matka dziecku nie dała, bo porzeczki to nie leki, bo lekarze nie kazali, bo dziecko mogłoby wyzdrowieć, a wówczas nie miałaby co zrobić z lekami. Prof. Aleksandrowicz napisał: Nie ma niewyleczalnych chorób, są tylko niewyleczalni ludzie.

Gdyby dziecko wyzdrowiało dzięki porzeczkom lub malinom ukazałaby się rzeczywista „wartość” stosowanych farmaceutyków i rzeczywista „mądrość” lekarzy. Szkoda, że głupota nie boli.

Refleksja ministra zdrowia

Pamiętacie jak prof. Religa, światowej sławy transplantolog, późniejszy minister zdrowia, publicznie w telewizji powiedział, że gdyby szlak trafił lekarzy to 95 % chorych wyzdrowiałoby natychmiast?

Niegdyś świeżo wykształconych lekarzy wyganiano z miast, by nie zabijali ludzi miejskich, lecz szli tam, gdzie większa ciemnota. Wielce wymownym jest też fakt, że zawsze gdy lekarze strajkowali to śmiertelność spadała. A że przysłowia mądrością narodu, przytoczę jeszcze jedno: łatwiej o stare wino niż o starego lekarza.

Inne przysłowie brzmi: Kto codziennie zjada jabłko ten lekarza widzi rzadko. Najlepsze żelazo zawierają porzeczki, maliny, buraki… i gwoździe. Zapamiętajcie planszę z jabłkiem z wbitymi weń gwoździami.

Zastanówcie się nad tymi faktami i napiszcie w komentarzach.
Jeśli nie będzie komentarzy ja też zaprzestanę publikowania.

Mniej hemoglobiny po porodzie to nie anemia!

Tuż po porodzie mamy mają mniej hemoglobiny niż miały przed ciążą i w czasie ciąży. Jest to normalne, przejściowe, krótkotrwałe. Organizm sam się regeneruje, bowiem tak cudownie jesteśmy skonstruowani. Jednakże medycy wielu mamom wtłaczają cudzą krew zakażając je i pozbawiając odporności. Trudno podejrzewać, żeby wszyscy medycy robili to z głupoty, większość czyni tak, by bigfarma miała rynek zbytu na coraz gorsze trucizny, których produkuje tym więcej im więcej stosują pazerni medycy i ogłupieni pacjenci. A wszystko po to, by później mieli kogo leczyć.

Gdy moją żonę po porodzie zakwalifikowano do transfuzji krwi jadła utarte jabłko, marchew i burak. Ordynator porodówki Krzykawski naśmiewał się z niej i kpił, wrzeszcząc przeraźliwie (co bardzo pasowało do jego nazwiska), że spodziewa się wyleczenia znachorskimi metodami.

Gdy po przygotowaniu transfuzji ponowiono badanie krwi wzrost hemoglobiny był tak duży, że transfuzja była zbędna. To sprawiła znachorska metoda i do tego w pół dnia! Czy medycy mają tak skuteczne leki jak: buraki, marchew, maliny, porzeczki, wiśnie, jabłka z gwoździami…?

Czym jest anemia?

Anemia jest niedoborem krwi – najważniejszej tkanki warunkującej życie. Dopro­wadzić do anemii u dziecka to głupota, ale współczesne jej leczenie to zbrodnia.

Zapytałem czy dziecko jadało porzeczki, wiśnie, maliny. Owoców mamusia dziecku nie da­wała. Wolała dawać tabletki – przepisywane przez tych, którzy jej dziecko szczepieniami osłabiali i wyniszczali po to, by mieli kogo, a raczej co leczyć. Wstrzykują dzieciom rtęć, aluminium, detergenty, rozkawałkowane płody ludzkie i… nagalazę – enzym produkowany przez raka i wywołujący raka, a mamusie zaprowadzają swoje dzieci do tych oprawców. Ileż jest takich wariatek?

Dawajcie dzieciom wiśnie! I porzeczki! I maliny.

Wiśnie nie tylko krew odbudują, także uodpornią, wzmocnią, zabezpieczą przed in­fekcjami, naprawią skutki szczepień rtęcią, aluminium, detergentami, rozkawałkowa­nymi płodami ludzkimi…

Cała krew odbuduje się w 120 dni, ale już w 12 dni przybędzie 10 % nowej. Chcielibyście mieć konta bankowe tak oprocentowane?

Gdy jest sezon na porzeczki, wiśnie, maliny gromadźcie zapasy, ale nie paprzcie ich cukrem. Przecież można je np. podsuszyć.

Czy żelazo wystarczy?

Wiemy już, że anemia polega na zmniejszeniu się ilości krwi w organizmie i za­niku w niej czerwonych krwinek. Często powstaje wskutek osłabienia układu krwio­twórczego, który – jak nazwa wskazuje – tworzy składniki krwi. Ale niedobór krwi pojawia się też przy niedoborze witamin.

Brak krwi, czy… urlopu?

Czym objawia się niedokrwistość? Zawsze wpływa na działanie mózgu; z człowieka uchodzi wyrazistość, żywotność; przygnębiają go sprawy błahe; nerwy odmawiają posłuszeństwa przy byle problemiku. Człowiek taki zwyczaj chodzi zgarbiony, z wyrazem melancholii na twarzy. Jest osłabiony, znużony, a osłabienie, znużenie nie ustępują nawet po odpoczynku. Widok jedzenia wywołuje wstręt. To nie brak urlopu, to brak krwi.

Co w takiej sytuacji zrobić? Uzupełnić niedobory.

Wesprzeć wytwarzanie czerwonych krwinek

Ludzie kojarzą anemię z brakiem żelaza, a to błąd, bo anemia, niedokrwistość u dorosłych rzadko jest spowodowana brakiem żelaza. Częściej wadliwym procesem wytwarzania erytrocytów, czyli czerwonych krwinek.

Żeby wesprzeć wytwarzanie czerwonych krwinek wpierw trzeba uzupełnić dwie wi­taminy: B9 (foliany) i B12 (kobalamina). Najczęściej to pomaga. Gdyby nie pomogło to dopiero wtedy rozważyć podanie żelaza. Jest jednak warunek – witaminy powinny być w odpowiedniej postaci. Niestety w 90 % suplementów te witaminy występują w najgorszych postaciach, bo sztucznych, stworzonych przez człowieka, niewystępujących w Przyrodzie.

Sztuczną postacią witaminy B9 jest kwas foliowy. Sztuczną postacią witaminy B12 jest tania cyjanokobalamina. Żadna z nich nie występuje w pożywieniu. Klucz to właściwe postacie – metabolity.

Acerola

Niegdyś była moda na suplementy diety o nazwie „acerola”. Acerola (Malpighia glabra) to wiśnia z wyspy, która od brodatych drzew przyjęła nazwę Barbados. Ale nie dajmy się zwieźć, bowiem pod tą nazwą sprzedają syntetyczny kwas askorbinowy, czasem z niewielkim dodatkiem wyciągu z owoców porzeczki lub aceroli.

Nasze wiśnie są wystarczającym źródłem tego wszystkiego, z czego słynie ace­rola. Kto chce więcej niech sięgnie po rokitnik.

Rokitnik

Prawie wszystkie owoce bogate w witaminę C zawierają też askorbinazę – enzym, który witaminę C niszczy. Wartościowe są tylko świeże, gdyż przechowywanie i prze­twarzanie owoców niszczy występujące w nich witaminy. Rokitnik jest jednym z nielicz­nych wyjątków. Zawarta w owocach rokitnika witamina C jest bardzo trwała, nie ulega rozkładowi w suszeniu, przechowywaniu, a nawet w gotowaniu. Ta szcze­gólna właściwość rokitnikowej witaminy C wynika nie tylko z braku w owocach rokit­nika enzymu askorbinazy, która witaminę C niszczy. Zawarta w owocach rokitnika witamina P (rutyna) ułatwia przyswajanie witaminy C i wzmacnia jej działanie.

Owoce rokitnika z powodzeniem zastępują tran. Zawierają bardzo dużo witaminy A. Niektóre źródła podają, że w 100 g świeżych owoców rokitnika jest kilkadziesiąt mikrogra­mów witaminy A, co pokrywa zapotrzebowanie dorosłego na 100-200 dni, natomiast witaminy E w 100 g świeżych owoców rokitnika jest aż 160 mg. W książce „Rokitnik, źródło zdrowia i urody” podaję zawartość w owocach i nasionach rokitnika cennych składników, nie występujących w żadnych innych owocach i nasionach.

Olej rokitnika ma wy­soką wartość odżywczą gdyż zawiera nienasycone kwasy tłusz­czowe, w tym niezwykle cenny omega-7. Występuje on w przyrodzie bardzo rzadko. Jest antyutleniaczem wspierają­cym naturalną odporność organizmu. Pozytyw­nie wpływa na skórę, przyczynia się do po­prawy stanu śluzówki oczu, pochwy, jamy ustnej…

Od ponad ćwierć wieku mam własne doświadczenia z syberyjskim ananasem, jak cza­sem nazywany bywa rokitnik i następne spotkanie możemy mu poświęcić, a warto, bowiem wiele chorób pod jego wpływem ustępuje samoistnie.

Wiśnie

O wiśniach nie będę mówił ani pisał, bo to owoce łatwo dostępne więc sami do­świadczajcie ich cudownego wpływu na organizmy wasze i waszych dzieci. Jedynie przytoczę ze wstępu moich książek moje osobiste przeżycie sprzed wielu lat: …będąc połowicznie sparaliżowanym odzyskałem sprawność jedząc… wiśnie. Byłem w takim stanie, że nie dałem rady odebrać ich od taksówkarza, który mi je dostar­czył. Już dwa dni później wzbudzałem sensację samodzielnym funkcjonowa­niem, choć o kulach, ale po kolejnych dwóch dniach już bez kul. Taki cud sprawiła garść niepozornych owoców z Apteki Natury! Znasz coś równie skutecznego?

Niech twoja żywność będzie twoim lekarstwem nawoływał Hipokrates. Czy powołujący się na Jego przysięgę wiedzą, co mówią? Czy rozumieją głębię mądrości Jego słów?

Posłuchajcie rady greckiego mędrca, niech pola, łąki, lasy, sady, ogrody staną się na­szą spiżarnią i apteką. Mój przykład dobitnie pokazuje wyższość Natury nad tym, co oferuje nam współczesna medycyna wraz farmacją. Ta­bletkowo-skalpelową modę zostawmy medykom, niech sami siebie nią wyniszczają.

Pokrzywy, wiśnie i inne rośliny stosowane są w lekach i suplementach diety. My mamy je w Naturze. Korzystajmy więc z Bożej Spiżarni i Bożej Apteki. A komu nie pasuje taka nazwa to może nazwać Spiżarnią Natury i Apteką Natury.

Pokrzywa, żelazo…

POKRZYWY niesłusznie uważane są za chwast, bowiem od niepamiętnych czasów wykorzystywano je kulinarnie, leczniczo, gospodarczo. Wbrew nazwie „Pokrzywa zwyczajna” właściwości zdrowotne, lecznicze i kulinarne pokrzyw są tak cudowne, że w nazwach ludowych niektórych krajów nazywane są zieloną apteką. Pokrzywom, jako roślinom leczniczym, odżywczym, kosmetycznym nie dorównują żadne inne rośliny.

Pokrzywy zaliczają się do najlepszych jarzyn dziko rosnących, słyną z licz­nych wła­ści­wości prozdrowotnych. Przyno­szą ulgę w zapaleniu stawów i innych chorobach reumatycznych. Wykorzystywano je by wzmacniać przemianę materii, pobudzać wytwa­rzanie enzymów trzustkowych, w schorzeniach reumatycz­nych, anemii, gośćcu, dnie, krwotokach, biegunkach, infekcjach… Doskonale czyszczą krew i cały organizm (także ze złogów kwasu moczowego), ułatwiają prawidłową przemianę materii, zwięk­szają wydalanie szkodliwych produktów (m.in. mocznika i chlorków), wzmacniają żołądek, wspomagają układ trawienny, usprawniają pra­cę wątroby, odprowadzają złogi żółciowe, zwiększają odporność na infekcje, zapewniają przyjemny oddech i zapach ciała, chronią przed nadmiernym poceniem się…

Liście pokrzyw zawierają szczególnie dużo białka (5 do 9 % wagowo), witamin A i C (8 razy więcej niż pomarańcze), żelaza, magnezu i wapnia (tyle co ser) oraz antyoksydantów.

Sok z pokrzyw – dzięki dużej zawartości kwasu pantotenowego (nazywanego witaminą B5) – działa przeciwzapalnie, a także przyspiesza regenerację tkanek. W medycynie ludowej sok z pokrzyw stosowano w leczeniu oparzeń, owrzodzeń, ropnych schorzeń skóry, przy wypadaniu włosów, jako środek przeciwbiegunkowy, moczopędny, wiatropędny, wykrztuśny w chorobach dróg oddechowych…

W pełni zasłużenie pokrzywy uchodzą za lek czyszczący krew, bowiem pijąc sok lub wyciąg z pokrzyw zwiększymy wydalanie z moczem chlorków, mocznika i innych szkodliwych produktów przemiany materii.

Pokrzywy (zarówno korzenie jak i liście) działają też przeciw­krwotocznie, obni­żają ciśnienie krwi.

Zielarze zalecają sok z pokrzyw przy uszkodzeniach wątroby, kamicy moczano­wej, dnie, dla zapobiegania krwawieniom z naczyń włosowatych w przewodzie pokar­mowym, przy niskim poziomie hemoglobiny, w niedoborach czerwonych krwinek…

Szczególnego podkreślenia wymagają właściwości pobudzające czynności wydziel­nicze trzustki, a także lecznicze w chorobach dzią­seł.

Zastanawiające jest, że choć działanie soku z pokrzyw jest wielo­rakie, to wiedza o tym łatwo dostępnym i tanim remedium nie jest rozpo­wszechniana.

Z książki, która być może kiedyś powstanie. Tytuł roboczy: Źdźbła starosłowiańskiej wiedzy prozdrowotnej

Trzy łyki retoryki [17]

Pieczenie chleba

Przed kilkunastu laty promowałem domowe pieczenie chleba na zakwasie, przybliżałem bogatą historię kwasu mleko­wego, głównego składnika zakwasu, źródła dobrych, sprzyjających nam bakterii, zapewniających prawidłową pracę układu trawiennego, odporność, dobre samopoczucie i zdrowe funkcjonowanie.

Aby chleb był powtarzalny, czyli z każdego wypieku miał ten sam smak, zapach i taką samą skórkę charakterystyczną dla dawnego polskiego chleba domowego powstały kultury starterowe, które aby przetrwać poza laboratorium były liofilizowane. Ten środek leczył nowotwory żołądka i jelit i wiele chorób niemal natychmiast.

Po moich artykułach „Chleb lekarstwem na serce” oraz „Chleb lekarstwem na raka” przeżywałem koszmar zastraszania przez służby szalejące z powodu rozpowszechniania wiedzy prozdrowotnej. Nie tylko medyczno-farma­ceutycz­ne, także te, których tu nie wymienię, bo dla wielu byłoby to zbyt wielkim szokiem. Dociekliwym polecam dostępny w wielu miejscach w internecie artykuł: Zamordowani lekarze odkryli powodujący raka enzym dodawany do wszyst­kich szczepionek.

Tym bardziej wdzięczność należy się doktorom Hubertowi Czernikowi i Jerzemu Jaśkowskiemu za otwieranie społeczeństwu oczu na otaczającą nas rzeczywistość oraz rolnikowi z Niebieszczan Tadeuszowi Rolnikowi za zboża dawnych odmian, uprawiane naturalnie bez randapu/glifo­satu oraz za akcję Cała Polska piecze chleb.

Ja też uprawiam naturalnie orkisz odmiany tej najzdrowszej a najbardziej pracochłonnej, mam zdrowe mąki i kasze, natomiast Tadeusz ma kilka zbóż i wyrobów z nich, także własne makarony. On ma charyzmę, jeździ po świecie, wszędzie jest o nim głośno, ja w zaciszu biblioteki pokazuję dzieciom z podstawówki jak powstaje chleb od ziarenka do bochenka. Wyrabiają ciasto, rozpoznają przyprawy, lepią z ciasta figurki, dekorują je różnokolorowymi przyprawami… Niektóre są dobrze zorientowane w pieczeniu chleba, bo w domach pieką go wraz z rodzicami. Znają przyprawy, zachwycają się ich smakiem i zapachem, wiedzą do czego je zastosować.

Wkrótce będę prowadził podobne zajęcia dla przedszkolaków.

 Słowianie

Różne są mody, jest też moda na Słowiaństwo, są jakieś grupy, stowarzyszenia mające w nazwach słowa sugerujące słowiaństwo, mają stroje niby słowiańskie… Ale Słowianie uprawiali ziemię, zbierali zioła, wypiekali chleb, dbali o zdrowie, szanowali się, współpracowali z sobą, jednoczyli się przeciw wrogom… Księga uważana za najstarszą mówi: poznacie ich po owocach.

Tyle jest Polskości i Słowiaństwa ile ziemi w naszych rękach.

Nawet życzliwi mogą nas niszczyć

W Wagnerówce Krystyna opowiada historię kobiety, która oddała znaczną kwotę pieniędzy nieznajomym, których sama do domu zaprosiła. Były to pieniądze jej syna pracującego za granicą. Krystyna ubolewa, że jej przyjaciółkę omamili. Nie rozumie, że nieodpowiedzialna przyjaciółka z żądzy szybkiego wzbogacenia się bez pracy okradła swojego syna by robić dęte biznesy z nieznajomymi. Okradli więc złodziejkę.

Krystyna mogłaby pomóc nieroztropnej przyjaciółce oddając jej część swojego zysku i poprosić znajomych o zrzutkę dla poszkodowanej. Jednakże zamiast konstruktywnego działania opowiada jaki to świat jest be. Boczy się na mnie, że nie ubolewam wraz z nią nad omamioną przyjaciółką, że zauważyłem iż sama zaprosiła sprawców i dobrowolnie przekazała im pieniądze, że zwróciłem uwagę iż pieniądze te ukradła swojemu synowi, który u matki je zdeponował bo matce ufał. Zawiodła zaufanie syna, więc niech popracuje przy żniwach, zbiorach owoców, wykopkach, by odrobić stratę.

Omamionej przyjaciółce można współczuć, ale robienie z niej bohaterki jest żałosne, nie każdy zobaczy w niej tylko ofiarę, dla niektórych może być naiwną wariatką.

Moje książki

W tym roku nie będzie wznowienia moich książek, postanowiłem też nie brać udziału w wydarzeniach, na które może przyjść każdy i nie bywać w miejscach gdzie może bywać każdy. Wielokrotnie mówiłem o filtrach w naszym organizmie, teraz wprowadzam filtr dla ochrony mojej psychiki. Dość mam absorbującej głupawej korespondencji, pytań kipiących materializmem, podwójnej moralności… Znikam na jakiś czas, bez telefonu, bez in­ternety (net = sieć, rodzaj żeński), może przejdę kurację głodówkową z wodą kokosową na Filipinach… Gdy wrócę będę pracował dla dzieci.

Nakłady moich książek wyczerpały się. Wyczerpały się także reprinty dawnych książek zielarskich, które z polecenia okupantów są niszczone, by nas odcinać od korzeni, pozbawiać wiedzy, dziedzictwa narodowego, tożsamości. Książki można dodrukowywać, ale za to trzeba płacić. Większość zwracających się do mnie tego nie rozumie.

Dotychczas wydawałem co jakiś czas po jednym tytule za środki, jakie czasem dostawałem za naprawienie komuś kręgosłupa, biodra, kolana. Teraz trzeba wydać kilkanaście tytułów na raz, więc pomyślałem o wydaniu nie za swoje, bo ja tych książek nie potrzebuję. Ja je mam, mają je też moi synowie i moje wnuczki. Czasem przeglądam którąś z moich książek i dziwię się, że to ja takie mądrości pisałem tak dawno temu.

Szczepan zapytał co teraz, po latach, zmieniłbym w swoich książkach. Dodam parę rysunków i kolorowych fotografii, zwiększę format i litery w tytułach rozdziałów, dopiszę rozdział o soli. Treść nie wymaga żadnych zmian. Mogę dorzucić parę przepisów kulinarnych.

Większości współczesnym książkom gruby, błyszczący papier dodaje grubości i splendoru, mało tam wiedzy praktycznej, dominują obrazki niewnoszące wartości.

Uznałem, że jeśli potrzebujecie książek, w których wiedzę dostajecie darmo, to za papier, drukowanie, transport płacić możecie sami. Jednakże na propozycję przedpłat życzliwie zareagowało tyle osób ile jest palców u jednej dłoni. Wielu chce książki oglądać przed ewentualnym podjęciem decyzji o zakupie, żądają by dawać im je pomacać. Po wymacaniu i przekonaniu się, że nie ma tam kolorowych obrazków padają głupkowate komentarze, których na pewno nie chcielibyście słuchać.

Niektórzy chcą moje książki kserować na papierze i kopiarkach firm, w których pracują. Nie wstydzą się okradać mnie i okradać swoich pracodawców, bez skrępowania wypowiadają żądania, bym wypożyczał im książki do kopiowania, albo przesyłał wersje elektroniczne.

Jeszcze gorzej potraktowana została propozycja kupowania po dwa egzemplarze. Nie potrzebujecie drugiego egzemplarza, bo nie macie komu go przekazać. Nie macie rodzin i przyjaciół godnych mojej książki, nie chcecie zdradzać swoich zainteresowań – moralność pani Dulskiej.

 Pseudoekonomia

Gdy wydaję po kilkadziesiąt egzemplarzy to książki są droższe niż byłyby wydawane w tysiącach. Za dwie książki wydania wielonakładowego byłoby tyle co za jedną wydania niskonakładowego.

Podobnie zachowują się edukowani przez reklamy pożeracze aptecznych „witaminek”. Też kierują się ceną, a nie wartością tego, co za tę cenę dostają. Wolą kupować syntetyczne trucizny, byle za niższą kwotę. Używają słów, których znaczenia nie rozumieją, ich mantrą jest słowo „drogie”. Moje książki są drogie mojemu sercu. Oni niech zostaną przy tanich książkach z obrazkami na błyszczącym papierze, tanich tabletkach w plastikowych pudełeczkach, tanich majtkach, wywołujących upławy, grzybice, gnicie narządów, bezpłodność…

Tę pseudoekonomię sprawdźmy porównując produkt z apteki o nazwie „witamina C” za 16 złotych z witaminą C za 60 złotych produkowaną w Finlandii z czarnych porzeczek. Zobaczmy która droższa.

Tej za 16 złotych jest 30 tabletek, a w jednej tabletce jest 30 mg, głównie syntetyku. Biorąc 3 razy dziennie po 60 mg (2 tabletki) opakowanie wystarczy na 5 dni.

Koszt jednego dnia kuracji tanim syntetykiem to 3 złote 20 groszy (16 zł. / 5 dni).

Promowanych przeze mnie czarnych porzeczek nie doceniacie. Nie jadacie ich sami i nie karmicie nimi dzieci. Jeśli czasem się zdarzy komuś po nie sięgnąć to są spaprane cukrem.

Najwartościowsze z owoców usychają na krzakach. W tym roku za kilogram czarnych porzeczek płacono 30 groszy. A czarne porzeczki zawierają ogromne ilości witaminy C, w 100 g aż 180 mg, pięć razy więcej niż w cytrusach. Zawierają też witaminę A, witaminy z grupy B, kwas foliowy, składniki mineralne: magnez, wapń, potas, żelazo, kwasy organiczne, luteinę, garbniki, jod, mangan, bor, olejki eteryczne, sporo pektyn… Imponujący skład!

Minął sezon na porzeczki. Polecałem porzeczkową zupę. Mogła uchronić przed chorobami sercowo-naczyniowymi, uelastycznić naczynia krwionośne, wzmocnić mięsień serco­wy, wyregulować ciśnienie krwi, zapobiec rozwojowi miażdżycy, uchronić przed zawałem serca, wzmocnić organizm, oczyścić układ moczowy, uwolnić od biegunek, oczyścić organizm z toksyn…

Pochwalcie się, kto latem wprowadził czarne porzeczki do diety i jesienią cieszy się jej terapeutycz­nymi właściwościami. Powinni wszyscy naturalnie dbający o zdrowie.

Wolicie tabletki? W opakowaniu witaminy C z czarnej porzeczki jest 250 tabletek, czyli pięć razy więcej, niż tej za 16 złotych, a w 1 tabletce jest 60 mg, więc dwa razy więcej niż w tej za 16 złotych. Gdyby brać je 3 razy dziennie w takiej samej dawce, czyli po 60 mg (1 tabletka) opakowanie wystarczy na 83 dni.

Koszt jednego dnia kuracji witaminą z czarnych porzeczek to 72 grosze (60 zł. / 83 dni).

Ta za 60 złotych jest prawie 17 razy tańsza od tej za 16 złotych!

Za równowartość 60 mg aptecznego nie wiadomo czego możecie mieć 1000 mg gwarantowanej witaminy C z owocu czarnej porzeczki. Do tego z firmy cieszącej się najwyższą czystością swoich produktów, z kraju gdzie nie znają korupcji.

Przysłowia mądrością narodu. Jedno z nich mówi: z kim przestajesz takim się stajesz. Dlatego postanawiam nie brać udziału w wydarzeniach, na które może przyjść każdy, nie bywać w miejscach gdzie może bywać każdy, chronić się przed większością z was.

W służbie głupoty i pazerności

Podczas Babiego Lata w Leśnym Grodzie miałem kilka ostatnich już książek. Za dwie chciałem razem 50 złotych. Szczęśliwa nabywczyni, która dała już banknot 50 złotowy wyrwała mi z ręki banknot 20 złotowy i była bardzo szczęśliwa z tak zuchwałego zakupu. Niech jej będzie na zdrowie byle by mi myszy czegoś nie zjadły. Jeśli zaoszczędzone dwie dychy wpłaci bezdzietnemu ojcu będę miał udział w jego dziełach. Zbierał na ratowanie stoczni, na geotermię, teraz zbiera na muzeum tożsamości. Szczęśliwa nabywczyni dwóch książek za 30 zł będzie poznawać tożsamość od ojca redemptorysty.

 Pytanie Ariela

„Na które zioła warto zwrócić uwagę przy stłuszczonej wątrobie i bardzo wysokich trójglicerydach?” Moja odpowiedź: Są choroby z niedoboru jak np. szkorbut, są też choroby z nadmiaru. W chorobach z niedoboru uzupełniamy brakujące witaminy, minerały, aminokwasy… W cho­robach z nadmiaru trzeba pozbyć się zbędnego balastu.
Wątroby nie stłuszczają się niedojadającym. To choroba z nadmiaru, czyli obżarstwa. Nie potrzeba tu ziół, lecz rozsądku. Wątroba sama się regeneruje. Nie potrzeba jej pomagać, wystarczy nie przeszkadzać. Zapraszam na Filipiny na kurację wodą z orzechów kokosowych.

Rozterka Kamili

Zainteresowałam się naturalnymi sposobami leczenia, bo te farmakologiczne nie do końca mi odpowiadają. Syn jest alergikiem i astmatykiem, córka ma problemy skórne, do tej pory ani pediatra, ani dermatolog, ani alergolog nie potrafili nazwać, a tym bardziej wyleczyć. Jutro kolejna wizyta u kolejnego dermatologa. Mnie ginekolog najchętniej ‘leczyłby’ hormonami – pigułkami antykoncepcyjnymi, a na to już się nie godzę. Tak więc pomocy szukam w naturze. Moja odpowiedź: Są choroby z niedoboru jak np. szkorbut, są też choroby z nadmiaru. W chorobach z niedoboru uzupełniamy brakujące witaminy, minerały, aminokwasy… W chorobach z nadmiaru trzeba pozbyć się zbędnego balastu. Jeśli płuca, nerki, wątroba nie radzą sobie z wydalaniem śmieci wspomaga je skóra. Pełni ona rolę trzeciego płuca i trzeciej nerki i zaworu bezpieczeństwa. Tu żadne leki nie są potrzebne, wystarczy zaprzestać zaśmiecania organizmu, nie pożerać trujących śmieci. Na początek odstawić wszystko, co zawiera pszenicę oraz tak zwane kurczaki i wieprzowinę.

Alergii i astmy nie mieli niedojadający. To choroba z nadmiaru trujących śmieci. Nie potrzeba tu leków, lecz rozsądku. Skóra sama się regeneruje. Otwarty zawór bezpieczeństwa automatycznie zamknie się, gdy ilość śmieci spadnie do poziomu, w którym naturalne filtry same sobie poradzą. Nie potrzeba pomagać, wystarczy nie przeszkadzać. Zapraszam na Filipiny na kurację wodą z orzechów kokosowych.

Podejście Kamili gorsze od katolickiego naprzemiennego grzeszenia i spowiadanie się. Naprzemienne sprzeniewierzanie się potrzebom organizmu i leczenie. Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek. Przepełniający się śmietnik nakryć obrusem, smród zagłuszyć dezodorantem z aluminiowej butli wypełnionej gazem niszczącym organizm i atmosferę.

Kamila zainteresowała się naturalnymi sposobami leczenia, dlatego, że farmakologiczne nie do końca jej odpowiadają, czyli trochę odpowiadają. Szuka lepszych leków i lepszych lekarzy, nie rozumie, że to pułapka. Zdrowi nie potrzebują leków i lekarzy.

Syn Kamili był zdrowy, ale lekarze potrzebują chorych, bo na zdrowych nie zarabiają, zarabiają na chorych, więc produkują choroby i chorowitków, by mieli kogo leczyć.

Syn dla matki powinien być dzieckiem, skarbem, aniołem. Lekarze zrobili go alergikiem i ast­matykiem. Matka zaakceptowała; wpadła w sidła bigfarmy. Syna codziennie zatruwanego przez nią samą oraz za jej zgodą w szkole nazywa alergikiem i astmatykiem, choć urodził się zdrowy. Wiele lat był zatruwany i leczony, a leczenie jest coraz większym zatruwaniem.

Wyjaśniłem na przykładzie kolana długotrwale uderzanego młotkiem. Kolano puchnie i boli, każda nowo zastosowana maść lekko chłodzi i sprawia wrażenie łagodzenia bólu, jednak po chwili ból wraca. Ofiara szuka innej maści, „lepszej”, mocniejszej, droższej, przeżywa kolejne rozczarowania. A wystarczy zabrać młotek, wówczas opuchlizna i ból same ustąpią.

W syna Kamili wali więcej młotków:
1) pszenica dosuszana tuż przed zbiorem randapem/glifosatem!
2) nafaszerowane hormonami i antybiotykami bezpłciowe mutanty drobiu.
3) syntetyczna bielizna…
Czy dojrzeje do odstawienia tych młotków?

Moje książki nie odbierają młotków. Do tego potrzeba roztropności.

Rozczarowanie Sebastiana

Mówił Pan, że wystarczy nastawić mój kręgosłup żeby wskoczył w odpowiednie miejsce. Moja odpowiedź: Zazwyczaj wystarczy, jednakże nie potrafię tego przez internet. Warto też wzmocnić mięśnie, żeby utrzymywały kręgi na właściwych miejscach. Tego też nie potrafię przez internet.

Nowy tytuł

Medycyna Rodowa Słowian nie została spisana jak np. Tradycyjna Medycyna Chińska. To, co odnajduję to ledwie okruchy jej okruchów. To, co przedstawiam to ledwie strzępy moich przemyśleń i doświadczeń. Dla wielu te okruchy są cenniejsze od pereł, gdyż perły są tylko świecidełkami. Były symbolem drogocenności gdy ich wydobywanie było okupione skróceniem życia poławiaczy. Teraz perły są hodowane więc łatwo dostępne i znacznie tańsze.

Słowo „okruchy” nie brzmi doniośle więc szukam lepszych określeń na tytuł tego zbioru. Jednocześnie mam świadomość, że nigdy nie zbiorę pełnej wiedzy i zawsze będzie to zbiór okruchów. Ciągle go uzupełniam, ale to wciąż zbiór okruchów.

Na sierpniowym spotkaniu w Wagnerówce zaprosiłem do współtworzenia tytułu powstającego zbioru. Propozycji było mniej niż palców jednej ręki, jedna brzmiała słowiańsko: „źdźbła”. Tak więc pierwotny tytuł „Perły i okruchy starosłowiańskiej wiedzy prozdrowotnej” zastępuję nowym: „Źdźbła starosłowiańskiej wiedzy prozdrowotnej”. Czekam na kolejne propozycje tytułu.

Nowa choroba – hiperelektrowrażliwość

Wywoływana jest przez anteny telefonii komórkowej i sieci Wi-Fi. Polecam opublikowany 22 lipca 2018 film: Elektromagnetyczny Świat Nowotworów.
https://www.youtube.com/channel/UCp0ALbWvFZuJbYU_h5nCo7A
Na terenie całego kraju rozlokowano rakotwórcze maszty telefonii komórkowej. Emitują wojskowe promieniowanie mikrofalowe o szkodliwych dla zdrowia częstotliwościach 800-2600 megaherców.
2600 megaherców to 2,6 gigaherca.

Megaherc to milion (1 000 000 000) herców.
Gigaherc to miliard (1 000 000 000 000) herców.

System depopulacji ludzi używa tych anten do napędzania przemysłu onkologicznego. Media Publiczne mają zakaz informowania o zagrożeniu.

W Polsce na raka od początku lat 90-tych zmarło setki tysięcy osób. Ludzie ci nawet nie byli świadomi, że przyczyną ich choroby było promieniowanie płynące całodobowo przez mieszkanie wprost z okolicznego masztu GSM.

Doktor Hubert Czerniak zrobił statystykę porównawczą ilości zgonów w poszczególnych miesiącach ubiegłego i tego roku. W tym roku umiera dwukrotnie więcej niż w ubiegłym.

Uważacie się za świadomych, ale pod pałacem namiestnikowskim nazywanym prezydenckim was nie było. Taka wasza świadomość!

Czego wam życzyć?

Zdrowia nie można życzyć, bo o zdrowie trzeba dbać. Pieniędzy nie można życzyć, bo na nie trzeba pracować. Na Titaniku byli i zdrowi i bogaci, zabrakło rozsądku. I szczęścia. Życzę więc dużo rozsądku i trochę szczęścia.