Główny i podstawowy
Do niedawna głównym i podstawowym celem Ambasadora Zdrowia było krzewienie Rzetelnej Wiedzy Prozdrowotnej. Dzieliliśmy się Prawdziwą Wiedzą w gazetach, książkach, na spotkaniach, w wielu miejscach w kraju i za granicą oraz poprzez witrynę ambasadorzdrowia.pl. Publikowaliśmy Wiedzę niedostępną gdzie indziej, nieporównywalną z bełkotem medialnym i internetowym, gdzie wszystko jest mieszane i ubierane w modne słówka, tworząc konglomerat zwodniczy, zatruwający, wyniszczający.
Obecnie krzewienie rzetelnej wiedzy prozdrowotnej (choć nadal nam bliskie) nie jest już celem głównym i podstawowym. Teraz naszym celem jest przetrwanie.
Zjazd współplemieńców
Od zawsze ludziki zrzeszały się w grupy o wspólnych zainteresowaniach. Były związki filatelistów, gołębiarzy, geologów, genealogów, miłośników tego i owego. Powszechne było dzielenie się doświadczeniem, jednakże w tym, co najważniejsze, czyli zdrowieniu i utrzymywaniu pełni zdrowia nikomu nie udało się zebrać choćby kilkuosobowej grupki. Natomiast jest ogrom związków i organizacji przeróżnej maści deprawatorów i cierpiętników.
Nieżyjący już świętokrzyski prepers szumnie zapowiadał zjazd współplemieńców, pokazywał miejsce, podobno przygotowane na ich przyjęcie i gościnę, gadał, gadał, gadał, a do zapowiadanego zjazdu nigdy nie doszło. Dlaczego? Bo w jego otoczeniu miłośników zdrowia nie było. A skąd mieliby się wziąć, skoro on sam nie był miłośnikiem zdrowia. Był jednym z wielu o zdrowiu tylko gadających, a żerujących na chorych i chorej wierze w choroby, zazwyczaj nieprawdziwe, wymyślane pod potrzeby businessu leczniczo-chorobotwórczego.
Biedaczyska
Do ambasadora Zdrowia zwracają się biedaczyska o moralności pani Dulskiej, tacy co to Panu Bogu świeczkę, a dyjabłom kaganki, pochodnie, znicze, ogniska… Usiłują wysysać wszystko, nie dając nic w zamian. O ile pijawka za wyssaną krew płaci i to znacznie więcej od wartości wyssanej juchy, to pijawice tylko doją, doją, doją.
Wstrzykiwana przez pijawki ich ślina zawiera ok. 60 różnych białek, z których najważniejsza jest przeciwkrzepliwa hirudyna. Zawarte w ślinie pijawek substancje poprawiają krążenie, oczyszczają naczynia i komórki organizmu, likwidują zakrzepy, redukują procesy zapalne. Pijawkowe Laboratorium Natury wykorzystywano do leczenia już w starożytnych Chinach. Korzystali z niego starożytni Persowie, Arabowie, Rzymianie… Pijawki stosowane są i dzisiaj, tyle, że zazwyczaj businessowo.
Natomiast pijawice w swych merkantylnych interesikach żądają doprawiania miodem wszelakiego gówna, czyli wspierania Naturą wyniszczających medykamentów i zabiegów zdemoralizowanych medyków na usługach depopulacyjnego plugastwa. Niszczycielski proceder rozszerzają na współbraci, rodaków, człowieczeństwo, plugawią naszą mowę ojczystą, zakłamują historię…
O ile od bandytów nie można oczekiwać szacunku do naszej mowy ojczystej to postępowanie ofiar ulegających bandytom napiętnuję i kontaktu z nimi unikam. Nic nie usprawiedliwia powtarzania destrukcyjnych haseł. Destruktorzy wiedzą, że słowa mają moc. Mocą słów można tworzyć, budować, wspierać, ale też można niszczyć, rujnować, załamywać, odbierać radość, chęć życia, nadzieję, poniżać… Czemu tak niewielu moc słów wykorzystuje twórczo, a tak wielu destrukcyjnie?
Zdarza się do nas i na nasz portal zawitać szlachetnej duszy, usiłującej w zgodzie z Naturą troszczyć się o swoje ciało, czyli kosmiczny pojazd wiozący nas przez życie. W większości jednak trafiają tu spekulanci szukający podbudowy pod swoje oszukańcze businessy.
Przykład pierwszy
Napisali do nas, że prowadzą rodzinne gospodarstwo ekologiczne, że hodują nieskażoną żywność, że wychowują dzieci w tym duchu, że mają klientów, którzy cierpią, ale nie chcą słuchać ich porad. Potrzebują naszych książek.
Ucieszyła nas możliwość wymiany książek na warzywa, owoce, płody rolne, jednakże okazało się, że naszych książek potrzebują do podpierania naszym autorytetem swojego manipulowania klientami, a żywności, którą handlują nie dostaniemy. Mają na handel, ale nie dla nas. Czy to ze strachu przed zdekonspirowaniem kolejnych trucicieli? Trucicieli certyfikowanych! Na pytanie: „ekologiczne to jakie”? nie chcą odpowiedzieć. Nie znają odpowiedzi czy boją się prawdy?
Słowo „ekologiczne” jest wykorzystywane do manipulowania. Nasze zioła i warzywa zawsze były uprawiane, zbierane, przechowywane w Naturze i w zgodzie z Naturą, czyli naturalnie. Natura nie wydaje „certyfikatów”. Certyfikatami Natury zawsze był doskonały stan zdrowia. Certyfikaty papierowe wydają urzędnicy firm produkujących trucizny: Moonsaanto, Baayeer itp.
Potrafimy odróżniać przemysłówę od Natury, więc brzydzi nas manipulowanie hasłami „eko”, „bio” itp. Jakże to wymowne, że stan zdrowia odżywiających się z pudełeczek z napisami „eko”, „bio” itp. pogarsza się i chorują na choroby, o których nie słyszeli, kiedy odżywiali się naturalnie i nie jeszcze nie znali produktów z napisami „bio” i „eko”.
Przykład drugi
Przedstawił się jako „poseł”. Okazał się bluźniercą. Żądał abyśmy go przyjęli natychmiast. Wiedząc od medyków, że to jego koniec zapragnął „podzielić się” z nami swoją zarazą. Do czasu zaszczypawkowania był w miarę zdrów. Po wstrzyknięciu konglomeratu trucizn zaczęły trapić go nowotwory. Pod wpływem leczenia stawały się coraz liczniejsze.
Na pytanie o cel szczypawkowania odpowiedział „musiołem”. Dlaczego? Bo tak mu powiedział lekarz, którego on nazywa „doktorem”. Znaczenia słowa „doktor” nie chce sprawdzić w słowniku. Chce natomiast zakażać truciznami, którymi na własne życzenie był i nadal jest szprycowany. My jednak unikamy spotkań ze szczypawkowanymi. Wolimy spotkania z rozsądnymi.
Po pewnym czasie wybrał numer naszego telefonu omyłkowo i pierwszym słowem jakie wypowiedział było: „qurwa”, więc to nie tylko idiota, także bluźnierca.
Przykład trzeci
Dawny znajomy pracujący w innym kraju nalegał na spotkanie z nami by wspólnie napić się wódki. Był kafelkarzem, dobrze zarabiał, nie miał co robić z pieniędzmi, bo miał już duży dom, przeogromny telewizor, kilka samochodów i wszystko czego pragnął, łącznie z trzema zaszczypawkowaniami. Po latach uświadomił sobie, że coś nam zawdzięcza i zna tylko taki sposób odwdzięczania się. Do Polski przyjeżdża, aby poddać się szczypawkowaniu, które tu dostaje bezzwłocznie, a tam miałby pewien czas oczekiwania. Rozmowy na temat szczypawek i szczypawkowania nie dopuszcza, bo ma „wolną wolę”, tego pragnie i dwukrotnie użył słowa „pluralizm”. Czy to wstrzykiwane trucizny, czy droższe alkohole sprawiły takie rozumowanie tego się już nie dowiemy, bo kolejnej dawki trucizn depopulacyjnych już nie przeżył.
Przykład czwarty
Przytaczając powyższy przykład przypomniał nam się czas plandemii, kiedy pytaliśmy handlujących płodami rolnymi czy są zaszczypawkowani. Większość była życzliwa, zaciekawiona celem pytania i przyznawała się do przyjęcia trucizn. Wielu nie wiedziało, co im wstrzykiwano i było im obojętne, co z nimi robią medycy. Były marynarz, późniejszy grzybiarz opowiadał o żonie, która po zaszczypawkowaniu zaczęła uciekać z domu, a on musiał zamykać drzwi i klucz zabierać, aż w końcu oddał ją pod dożywotnią opiekę personelu hospicyjnego. Jeden, najstarszy, zaczął bluźnić, jakoby przed naruszeniem świętości szczypawkowania i zbrodniczej sugestii podważania tejże.
Obecnie tylko jedna z ogromu wówczas pytanych jeszcze sprzedaje. Była najmłodszą, pozostałych dawno już nie ma wśród handlujących. Najwcześniej zniknął bluźnierca. Nie ustalaliśmy czy wszyscy, których już nie ma wśród handlujących znaleźli ciekawsze zajęcie, odeszli na emeryturę… Sprzątająca bazarek, która znała ich wielu mówi, że są w niebie. Pewnie tym niebie gdzie kura grzebie.
Przykład piąty
Zostaliśmy zaproszeni do miasta w centrum Polski. Zaproszenie przyjęliśmy w nadziei, że powstanie tam Centrum Promieniujące Dobrem. Miejsce wypychające zło i chroniące przed depopulacyjnymi praktykami polityków, medyków, zboczeńców, bandytów… Jako, że były tam studentki pielęgniarstwa wspomnieliśmy o pielęgniarce z takimi właściwościami, że przez wszystkie lata jej pracy, nigdy podczas jej dyżuru nikt nie umarł. Nie tylko na oddziale gdzie pracowała, ale w całym szpitalu. Wypracowanie w sobie takich właściwości nie interesowało młodych pielęgniarek. Pragnęły zostać medycznymi urzędniczkami przy lekarzach nazywanych doktorami.
Wkrótce telefonicznie zwróciła się do nas księgowa powołująca się na znajomość z jedną ze wspomnianych pielęgniarek. Opowiedziała, że jej znajoma czteroletnią córeczkę z malutką ciemną plamką na nóżce oddała medykom by leczyli tę plamkę. Dziesięcioletnie zmagania medyków owocowały coraz to liczniejszymi nowotworami i ich coraz intensywniejszym leczeniem. W czternastym roku życia dziecka, po dziesięciu latach leczenia nakazali rodzicom zabrać córkę, by odtąd już umierała w domu, by szpitalowi nie psuć statystyki.
Lekarze leczyli pod okiem pielęgniarek, równie ambitnych jak wspomniane studentki. Lekarze tym więcej zarabiają im więcej leczą i im więcej produkuje farmacja i im więcej sprzedadzą sklepy nazywane aptekami. Pielęgniarki wówczas nie miały zysku od obrotu. Mogły dziecku smarować nóżki oliwką magnezową. Plamka by znikła i nowotworów lekarzom nie udałoby się wywołać. Nowotwory nie powstają wszędzie, a jedynie tam, gdzie brakuje magnezu. To takie proste i takie tanie. Ale najważniejsze, że niezawodne.