Przygoda Sławy z nalewką z pączków [114]

sierpień 2021 r.

Szanowny Panie Władysławie

Kochani

Moja przygoda z nalewką z pączków

Mam na imię Sława, mam 60 lat. Jestem żoną, mamą, babcią, gospodynią do­mową od zawsze. Mieszkam na wsi na Podkarpaciu w Puszczy Sandomierskiej. Od dziecka lubię wieś, pole, las, zwierzęta. Od zawsze robię sama przetwory z produktów, które sami produkujemy. Nalewki również.

Ta nalewka z pączków ma swoją historię. Obejrzałam filmik Pana Władysława na YT i z niego się dowiedziałam, jaką moc mają pączki roślin, krzewów i drzew wczesną wiosną. Pan Władysław wspominał o komórkach macierzystych zawartych w tych pączkach. I na bazie tej inspiracji sama nastawiłam nalewkę z pączków. Poszłam do ogrodu i nazbierałam pełny słoik pączków, listków maleńkich, po 2-3 sztuk każdego. Słój ma pojemność 1,75 l, ja nazbierałam pełny. Mąż zalał spirytusem swojskim. Pączków listków i ziół było 39 oto one, na słoju spisane: wiśnia, czereśnia, śliwa, morela, brzoskwinia, jabłoń, grusza, winogron, porzeczka czerwona, porzeczka czarna, pigwa, pigwowiec, agrest, malina, borówka amerykańska, sosna, świerk, brzoza, dąb, lipa, róża, forsycja, bez, orzech włoski, leszczyna, dereń, jabłuszko rajskie, pokrzywa, krwawnik, mniszek, kurdybanek, perz, piołun, wrotycz, bylica, czosnek niedźwiedzi, mięta, stokrotka, oregano.

Był to kwiecień 2019 roku. W kartonowym pudełku stała sobie naleweczka i czekała. W styczniu 2021 lekarz na wizycie popatrzył na mój nos i powiedział, że te zmiany skórne trzeba usunąć. I tak też się stało. Na nic się zdało, bo po zagojeniu się ran odnowiły się zmiany w dwóch miejscach. Było to gdzieś pod koniec stycznia jak sobie przypomniałam o naleweczce z pączków, pomyślałam skoro są w nich komórki macierzyste, więc uznałam, że to jest dla mnie. I zaczęłam codziennie, po umyciu twarzy mydłem szarym nakładać na zmiany moje pączki delikatnie wmasowując. Po jakimś czasie zauważyłam, że robi się ładna skóra wokół zmian i wtedy zaczęłam nakładać na całą twarz. Po dwóch latach stania nalewki zrobiła się leciutka emulsja (nie wiem jak to nazwać), nie wysuszała skóry. Na skórę nakładałam ten pączkowy film. Kuracja trwała około 3 miesięcy z sukcesem. Naleweczkę pączkową wykorzystuję jeszcze jak mam jakiś nerwoból, czasem mąż smaruje mi bolące plecy lub bolące kolano.

Ktoś powiedział, że energia idzie za uwagą. Według mnie to trzeba tej energii pomóc, czyli wykonać pracę, trzeba samemu zrobić, co serce podyktuje. W moim przypadku było to nazbieranie ziół w moim ogrodzie. A wszystko to zawdzięczam Panu Władysławowi. Był to impuls, który spowodował u mnie działanie. Ceńmy takich ludzi jak Pan Władysław z uwagi na to, że posiada ogromną wiedzę, którą szczodrze dzieli się z innymi. Ja ją wykorzystałam z pożytkiem dla siebie, za co jestem niezmiernie wdzięczna i serdecznie dziękuję. Ta przygoda z naleweczką z pączków niech będzie inspiracją dla innych.

Sława

P.S.

Jestem po poważnych przejściach zdrowotnych. W krytycznym momencie mojego życia przyszła do mnie myśl, była to późna jesień. Popatrzyłam przez okno mojej izolatki szpitalnej i zobaczyłam, że dęby nie miały listków. Przyrzekłam sobie, że jak wypuszczą nowe listki to ja już będę w domu i będę robić przetwory, co czynię do dziś. Było to w 2008 r., leżałam w szpitalu 1,5 roku.

Jest to moje przesłanie dla innych za pośrednictwem Pana Władysława z intencją mnie wiadomą.

Wiatrowa róża, czyli sadziec [12]

Dostałem wiadomość o doświadczeniach pewnej uzdrowicielki, nawiązałem kontakt i na pytanie czy mogę ten przekaz opublikować dostałem odpowiedź: „Oczywiście, niech rodacy leczą się naturalnie, nawet lepiej, że pan, gdyż popularność sprzyja. Jestem pewna tego co mówię, więc może pan podać pełne nazwisko.” Tak więc za zgodą nadawcy zamieszczam tę wiadomość.

Dzień dobry słucham Pana na youtube… Moja babcia była uzdrowicielką, potem jej córka. Ciotka zajmowała się tylko jednym ziółkiem na choroby zwane różą. Mnie też ciotka wyleczyła, gdy miałam wysiew wrzodów i czyraków. To ziele to wiatrowa róża, czyli sadziec.

Miałam 17 lat. Wracając ze szkoły w lutym zostałam natarta brudnym śniegiem z ulicy – taki wygłup chłopców z pobliskiej szkoły. Po jakimś czasie dostałam czyraków i wrzodów na twarzy. Ból, okropny wygląd i śmiech koleżanek, gdyż potwornie wyglądałam. Mama proponowała mi wyjazd do ciotki, aby mi „wyżegnała”, lecz ja w zabobony i gusła nie wierzę.

Gdy wyrastał już 42 wrzód sama pojechałam do ciotki. Po tygodniu miałam twarz całkowicie gładką, nie mam blizn, ani dziurki, dosłownie zero śladu…

Ziele to działa na choroby spowodowane przez wiatr i zimno, rozprzestrzeniające się za pośrednictwem krwi.

Ziele zbiera się w sierpniu (teraz wcześniej) tylko kwiaty, które suszymy. Do zabiegu potrzebny jest susz, który podpalamy, bardzo łatwo się dymi. Tym dymem okadzamy (u mnie twarz do dekoltu).
Chory musi być po kąpieli. Zabieg musi być robiony przed zachodem słońca.
No i ważne tydzień nie wolno się myć. Woda roznosi bakterie, więc uzasadnienie jest słuszne. Wieczorem pory zamykają się.
Inną kwestią jest duże zakwaszenie i zatrucie ludzi, więc może jeden zabieg nie starczy.
Okadzać przez czas 3 zdrowasiek, więc taka musi być ilość [ziela], aby starczyło. Powodzenia…

Moja ciocia wiele osób tym sposobem wyleczyła, tam gdzie lekarz nie dał rady. Czasami wycieki z ucha, zaczerwieniona twarz, czyraki, czyli bakterie, a sprzyja temu wiatr, wyziębiona śledziona, śluz z wychłodzenia organizmu, śluz zimny…
Kilka lat temu zaczęłam drążyć w tym temacie, rozbierać na czynniki pierwsze. Szkoda, że notatki wyrzuciłam, ale to pamiętam. Ziele w naszym regionie ma potoczną nazwę ,,wiatrowa róża”, patronat ma Matka Boska, żywioł ognia, pora dzień, region babci i ciotki Nakło nad Notecią.

Anna Jakubowska

Każdego, kto ma własne doświadczenia z zakresu medycyny ludowej proszę by opisał je i przysłał mi e-mailem. Gdy uzbieram tyle by wydać w postaci książki dla każdego będzie bezpłatny egzemplarz autorski. Można się ze mną skontaktować.